Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Józef Bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    704
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Józef Bieniecki

  1. Patrzę Patrząc, nie widzę. Widzę, nie patrząc. Milczący szydzę, Na nie nie bacząc. Szedł po omacku, Jak mara senna. Z oczami nocy, Ślepa i ciemna. Obłudnym wzrokiem, W głąb duszy sięga. Milczące oczy. Na wskroś potęga. Wodzę oczami, Czytam myślami. Wzroku potęga, Myśli nie sięga. Zimne jak sople, Wierciły serce. Łez oczu krople, Wzruszały wielce. Mądre oczy, Są jak słowa, Nie potrzebna, Żadna mowa. Józef Bieniecki
  2. Słucham Muzykalne zawsze kosy, Wyśpiewują po łzach rosy. Przed świtaniem tędzy śpiewcy, Solo nucą na dwa głosy. Wczesnym rankiem, o świtaniu, Noc markotną żegna dzionek, Z skrzydlatymi promieniami, Jutrznię śpiewa już skowronek. Muzykalny wiatr po lesie, Dyryguje chętnym drzewom. Symfoniczne nutki niesie, I przewodzi polnym śpiewom. Pojedynczy szept rośliny, Gdy przedwiośnia dzień ją budzi. W lesie, w polu, zew zwierzyny, Poruszenie pośród ludzi. W górach ciszą dzwonią szczyty, Na niebieskim firmamencie, Kiedy szalem chmur przykryty, Niby w morzu, wód otmęcie. I na morzu szepta fala, Przekamarza się wraz z brzegiem. To całuje go, oddala. Lub rozmawia z prądu biegiem. Słucham dnia i słucham nocy, I dogłębnie głosy słyszę. Kiedy znowu przymknę oczy, W cichej pieśni je kołyszę. Józef Bieniecki
  3. Duch romantyczny Po drabinie nieba, do góry się wspinał, Każdej chmurki szczebelek promykiem omijał. Często chwilę przystawał, odpoczywał pewnie, Długo wtedy po ziemi rozglądał się rzewnie. Noc sadzami, welonem, skrywa tajemnicza, On, z otchłani ciemności odsłania oblicza. W cieniu nocnego mroku, promieni poświatą, Czyni z onych tajemnic odpowiedź bogatą. Krąży często samotny, jakby zadumany, Romantycy więc głoszą, że jest zakochany. Pewnie w gwiazdach dalekich, zakochał się w oczach, Myśli, listy miłosne, odczytuje w nocach. Często o nim myślałem, że ponurak straszny, On, gdy sierpem figlarny, gdy w pełni rubaszny. A do tego ta miłość, więc odmieniam zdanie, Takie właśnie ma miłość wpływ na zachowanie. Czuje się też najlepiej gdy na niebie rzeką, Piórka chmur rozrzucone, płynie siadłe mleko. On skąpany po czoło, zanurza, wypływa, A nad głową uwiecznia chmury siwa grzywa. Z sercem młodym, staruszek, nie liczy lat pewnie, Gdy do każdej miłostki nocą wraca rzewnie. Kochankowie wzdychają, spod jawora-śliczny, Gdyż ma serce młodziutkie, w nim duch romantyczny. Józef Bieniecki
  4. Spod Krzyża Twych dobrych oczu nie zapomnę nigdy. I ludzkie rany zadanej Ci krzywdy. Kamienne rysy wykrzesane bólem, I cierń korony, chociaż jesteś Królem. Biczem pocięte, stargane na szczępy, Ciężarem drzewa ramion połąk zgięty. Ciemną posoką poorane ciało, Włosów skorupy na plecach zwisło. Uszy szarpane, biczem, płatki krwawe, Oczu granatem wkleśniętą oprawę. Na szyi pręgi, z wysiłku niebieskie, I krwi purpurę, jak szaty królewskie. Droga Golgoty, przekleństwa i drwiny, Świst bicza nagły, zwyrodniałej trzciny. On w nędzy ludzkiej deptany po trochu, Mniejszy niż robak, niż drobinka prochu. Belka ściągnięta powrozem w ramiona, Razem z Jezusem w karze potępiona. Już iść nie może i pada w proch ziemi, Twarzą wciśniętą grzechami wszystkimi. I znowu bicz, przekleństwa, targanie, Znowu upadki i Krzyża dźwiganie. Góra Golgota, ciało obnażone, Ręką zbrodniarzy o drzewo rzucone. Rąk naprężonych struny rozciągnięte, Zmęczone bólem, kolana ugięte, Bezduch. Staje na gwoździach i łykiem powietrza, Bólem we stopach jescestwo przewierca. Ręce i stopy, nabrzmiałe, zdrętwiałe, Ciałem zawiśnie, obumarłe całe. Józef Bieniecki
  5. Miłość szczęśliwa Na kwiatach łzami rosy, Kolejny życia ranek. Owadów słodkie głosy, Motylek, kochanek. Ptaków radoście, ranka, Podrygi w zalotach. Barwne stroje kochanka, Wiosenna ochota. Zakochane kundelki, Gromadka w opłatach, Do psiej panienki, Startuję w zalotach. Na błękicie, solista, Uderzając w dzwonek. Damę serca odurza, Pieśniami skowronek. Słowik kochanek nocy. Miłujący w śpiewie, Ludzi pieśnią uroczy. Słowikową w krzewie. W ziemi, każdym zakątku, W powietrzu i wodzie, Jak było na początku, Tak dziś, o zachodzie. Józef Bieniecki
  6. Rozmowy Rylcem pisane na skale, Dzieje historii i sztuka. Takie pradawne, bienale. Dziś znaki pytań, nauka. Mowa skrzydlatych na drzewie, Owadów cicha muzyka, Miłosny liścik we śpiewie, Rozmowa świnki, gdy kwika. Puszczy wieczorne rozmowy, Nocy głębokiej westchnienia. Na jutrznię poszum sosnowy. Szczeniackie zwierząt skomlenia. Rozmowa wiatru na rzece, Strumyków mowa szemrząca. Smutnie zawodzi w przesiece, Brzoza, boleśnie skrzypiąca. Na niebie statki, żurawie, Płyną jak bracia ich, chmury, Kluczami gęsie w gęgawie, W wietrze szelesty ich pióry. Cisza złowroga przed burzą, W żalu łzy oczu błyszczące, Łzy pożegnania, podróżą. I serdeczności gorące. Józef Bieniecki
  7. Cień zgryzoty Otworzę wnętrze. Zamkniętą pustkę głosu kram. Uchylę myśli. Tajemnic mojej duszy bram. Otoczą zgrozą. Zgryzoty me, straszydła. Uwolnię więźniów. Przeszłości nieme widma. W krawędzi życia. Napiszę mój testament. Przekażę wszystkim. Najczystszy duszy diament. Ze steku kłamstw. Wybiorę prawdy, kwiaty. Wianuszek w skroń. Uniosę go w zaświaty. Rozstania ból. Ukoję słowa śladem. Wycisnę w ziemi. Za wieszczów mych przykładem. Usypia myśl. Na karcie zapisana. Ma wieczny czas. Na ludzkie przemijania. Józef Bieniecki
  8. Zginam kolana Kornie zginam kolana, U stóp Krzyża i Pana. Ma modlitwa jest szlochem, Ja robakiem i prochem. Zdeptaj przeto mnie Panie, Niechaj one szlochanie, Karę grzechu wydłuży, I przykładem posłuży. Słowa przykre i błache, Wypłakane, ze strachem. Żalu ciemna posoka, Łzą skropioną od oka. Oczy już wypłakane, Serce tępe, skonane, Ja też z Krzyżem w ramionach, W sercu życia korona. Jeszcze jednym oddechem, Niosą myśli pociechę. I nadziei wzrastaniem, Czekam, na zmartwychwstanie. Niech odrzucę zwątpienie, I ciała zwyrodnienie. Po cóż one wieczności? Oddam ziemi me kości. Józef Bieniecki
  9. Biało-czerwona Widzę żagle w oddali, Kołyszące na fali. W oceanu bezkresie dryfuje. Wywalczona mórz duma, Dziś z niemocą się kuma, Przeciw sobie z wrogami spiskuje. Jej kapitan z bosmanem, Podejmują nad ranem, Niekorzystne dla statku, decyzje. Powiedz więc kapitanie, Gdzie załogi twej zdanie, Czy są zgodne z twoimi ich wizje. Nikt się steru nie ima, Sternik z majtkiem się zżyma, Reszta w karty rżnie w górnym pokładzie. Wiatr z Zachodu porwisty, Niesie sztorm oczywisty. Rwie żaglami, wiszące w nieładzie. Drżą wiązania u masztów, Od uderzeń balastów. Obojętna na przechył załoga. Obojętność złowroga, Nie klną, nie chwalą Boga. Widmo śmierci przy burtach i trwoga. Słońce odda dzień cieniom, Długo jego promieniom, Nie użyczy na niebie chmur zmora. Zanim Kraj mój oświeci, Płakać będą jak dzieci, Słów dopełni...Wernyhora. Na grotmaszcie ściągniona, Flaga biało-czerwona. Ołów nieba wylewa łez strugi. Dziś łupina, wciąż cała. Od uderzeń zadrżała., Bliski koniec chcą wróżyć jej wrogi. Józef Bieniecki
  10. Biedny Grześ Masz co jeść? To się ciesz. Tak kolegom mówił Grześ. To nie ważne, że mam łaty, Ty ich nie masz, baś bogaty. U nas każdej kromce chleba. Dziękujemy za dar Nieba. Okruch chlebka dla wróbelka. Kotkom mleczka też kropelka. Bieda zdobi też urokiem, Patrzeć uczy ludzkim okiem. Resztką nawet się podzieli. Da obcemu, po kądzieli, Z dobrych chęci czynią cuda, Chociaż sama w sobie chuda. Tutaj z dumą nadął usta. Rzekł: twa przeszłość tylko tłusta. Nie zazdroszczę, to choroba, Malowana okiem snoba. Powiem więcej: Zła to para, biedy z nędzą, Chociaż życie jakoś pędzą. Gdy wam kłodę rzucę w nogi, Za wysokie progi. Józef Bieniecki
  11. Rozważania litowe W myślach zawisł chmurami, W bezwładnych kłębowiskach. Wzrokiem wodził polami, W podniebnych rżyskach. W bezkresie nieba płynął, Myśli żaglowiec. Wynużał, to ginął. Błędny wędrowiec. Senna zimowa ziemia, Siwe łachy włosów, Jesiennymi oczyma, Lutowych głosów. Zapłakana przyroda, Słucha do końca. Łzami spłynie woda, W promienie słońca. Na granicy niebytu, Zatrzyma chwilę. W promieniach zachwytu, Podda jej sile. Ulegnie przemocy, Gdyż myśl koszmarna, Niepewnością nocy, Wchłonie nachalna. Józef Bieniecki
  12. Niech się stanie W grymasie bólu, ściśnięte szczęki, Głębokie bruzdy, katów udręki. Już zwyrodnieniem nikt nie zaskoczy, Spuchnięte ciało, wklęśnięte oczy. Kir na ołtarzach, smutek na twarzy, Przeklęta krzywda, sędziów - zbrodniarzy, Ból niewinnego, żałosne plemię, W przyszłości wieków przekleństwem drzemie. Ziemia zorana, mogił miliony, Pańskie stworzenie, już pogrzebiony. Grzechów obraza, bicze u słupa, Piękny i młody w przymierzu trupa. Toczony trądem, chorobą zdjęty, Początkiem życia upada ścięty. Głodny i biedny w Krzyża ramionach, Śmierć nie przeraża, z godnością kona. Kataklizm wojny, trzęsień, wulkanów, Katusze z ręki ziemskich tyranów. Czas beznadziei, zbrodniczych rządów, Myśl zwyrodniała szatańskich prądów. "W proch się obrócisz" - niech się więc stanie, Trudniejsze życie niż li konanie. Józef Bieniecki
  13. Uczę się myśleć Myśleć się uczę. I życie czytać. Sensownie kluczę, By cię przywitać. Jesteś nadzieją, Ducha wzrastanie. Wiecznym pomnikiem, Na przemijanie. Śladem na drodze, W zmrożonej grudzie. Światłem w otchłani, W życiowym trudzie. Kosodrzewiną, Ofiarnym krzewem. Nauki boginią. Oliwnym drzewem. Czystym brylantem, Aktem strzelistym. Jak Anioł gniewna, Z mieczem ognistym. Ty myśli światła, Duchem natchniona. Błogosławiona. Józef Bieniecki
  14. W Porażu Wjeżdżających do Poraża, Ostry zakręt już przeraża. Na granicy wciąż rżną głupa, Łatwiej walnąć w słupa, Wiedząc, że wszystko do dupy, Postawiono z gumy słupy. Tonący się brzytwy chwyta, Tu nie chwyta, znaki czyta. Rejestracja od ogona, W przednim lustrze widać, ona. Wężownica z samochodu, Tam gdzie tył masz, szukasz przodu. Kmieć oszczędna. Wałkiem z kija, Wieczorami asfalt zwija. Gmina nadto też leniwa, Szkap lenistwem wprost zadziwia, Jadąc z górki, w dyszlu siada, Czy Kasztanka czy też Gniada, W końcu drogi zeskakuje, Nim wóz w dole wyhamuje. Sołtys, też leniwie chłapie, Pracowicie piwko żłopie, Gdy żarówkę zechce zmienić, Musi z pracą, wieś ożenić. Kręcą, kręcą, baby,chłopy, On stawiając w środku chałpy. Ręką dzierżąc w taborecie, Kręcić chałpą, kręcić plecie. Wydał córkę, piękna, młoda, Nie wiadomo skąd uroda, Ojciec, jak nocy przekleństwo, Mać, czarownic podobieństwo. Och, wesoło i bogato, Ogień sztuczny cklił poświatą, Mówić głośno nie wypada, Siano spalił od sąsiada. Wódki lano całe morze, Może ćwiartka, liter może, Zaś na misach maść wątpliwa, Do padliny niż mięsiwa. O północy okrzyk zgodny, Kto nie miał dziś panny młody? Jo! Z pod stołu. Ktoś ty człecze? Jo pan młody, biedak rzecze. Orkiestra więc dalej rżnęła, Panią młodą, aż zasnęła. Nie w porządku byłbym grubo, I nie cieszył wioski chlubą, Piszę przeto, też o Straży, Ochotniczej, gospodarzy. Dobrze leją po zabawie, Piwsko ciśnie im w sikawie. Po wsiach krąży wieść uliczna, Że to straż, ekologiczna. Psy na stojąc usypiają, A dupami w głos szczekają. Jontek gdy budował chałpę, Na sośninie zwiesił lampę, I budował tylko w nocy, Twierdził, że ma dobre oczy. Dach uczepił do komina, Mówiąc: tak budowę się zaczyna. Chałpy nie ma, Jontka nie ma, Sołtys szuka gdzie przyczyna. Dyktoryjki usłyszałem, Skrzętnie zatem je spisałem. Józef Bieniecki
  15. Ku wiośnie Rechot żabek w stawie, Błękit nieba w wodzie. Ton wiosny w murawie, Lecące żurawie. Stokrotek uśmiechy, Złoto kaczeńcowe. Motylkowe uciechy, Gaje jaśminowe. W rozśpiewanym strumyku, Harce księżycowe. W platynowych promykach, Nutki słowikowe. Żarem słońca zbudzone, Wcześni wiosny śpiewcy. Echem pól powtórzone, Daru chleba, siewcy. Skowronkowe zaloty, Drżące wiatrem ranka. Rozkochane na nutkach. W zazdrości kochanka. Rozbudzone nadzieje, I tchnienie młodości. Wiosny cnót czarodzieje, Życia i miłości. Józef Bieniecki
  16. Oberek Tancerz chwilę przystanął. Tupnął w deski butem, Jakby onym podkreślał, Staropolską nutę. Chwycił dziewczę w połowie, Zwinnym obertasem, Barwną kręcił laleczką, Trzaskając obcasem. Niczym trąba wirował, Wśród par. Snuli tanga, Walcem ober tańczyli, Inne przytulanga. Tańce w tepmie żywiołu, Szedł przez parkiet z taktem. Między pary się mieszał, Wyznaczonym traktem. Ciągiem rżnęła kapela, A, że swojska była, Każdy końca kawałek, Początkiem zaczęła. Tak od ucha do ucha, Aż w ostatniej parze, Oberkowi złożono, Poddaństwo w ofiarze. Józef Bieniecki
  17. Józef Bieniecki

    Oberk

    Oberek Tancerz chwilę przystanął. Tupnął w deski butem, Jakby onym podkreślał, Staropolską nutę. Chwycił dziewczę w połowie, Zwinnym obertasem, Barwną kręcił laleczką, Trzaskając obcasem. Niczym trąba wirował, Wśród par. Snuli tanga, Walcem ober tańczyli, Inne przytulanga. Tańce w tepmie żywiołu, Szedł przez parkiet z taktem. Między pary się mieszał, Wyznaczonym traktem. Ciągiem rżnęła kapela, A, że swojska była, Każdy końca kawałek, Początkiem zaczęła. Tak od ucha do ucha, Aż w ostatniej parze, Oberkowi złożono, Poddaństwo w ofiarze. Józef Bieniecki
  18. Mniejsze zło Wódki wcale nie pijał, Był smakoszem piwa. Jednakowo po pierwszym, Po drugim łeb się kiwa. Pierwsze zło, powiadasz? Obydwaj pijani. Dziś na równi goje, I obaj do bani. Jak połowa połowie, Znak równości stawia. Jednakowo zło psuje, A dobro naprawia. Ukradł albo pożyczył? Potraktujmy równo. Więc zjadajmy ze smakiem, Gdyż z ziemniaka gówno. Mniejsze zło, zło wspiera, Sposób na frajera. Ubierane słowami, Dobru drzwi zawiera. Idziesz w lewo lub prawo? Nie, pośrodku miedzą. Na tej miedzy od wieków, Cisi zdrajcy siedzą. Józef Bieniecki
  19. Maryi Gromnicznej Szarawym wierchem, modrą jutrzenką, Wciąż nie strudzona czuwasz Panienko. O słotnej porze, w mrozie siarczystym, Krajem podążasz z mieczem ognistym, A ostrzem jego jest płomień święty, Z Twoim poczęciem i on poczęty. W okowach mrozu chaty i drzewa, Lutowe pieśnie wiatr mroźny śpiewa. W mozolnym trudzie za opłatkami, Chociaż nie musisz, Ty pośród, z nami. Zawsze i wszędzie Twoja potęga, W niebie, na ziemi i piekła sięga. Od wieków strzeżesz nas z wielką troską, Stąd Cię Gromniczną zwą Matką Boską. Matczyna czułość z jaką otaczasz, Słuchasz, przygarniasz, grzesznym przebaczasz, Chylimy czoła, wdzięczność wyraża, I cześć oddaje w wszystkich ołtarzach. W zwiewnej sukience, księżyc towarzysz, Idąc przez pola, stojąc na straży, Śnieżyn misternych rozpalił krocie, Tęcze brylantów w srebrze i złocie. I chociaż z Nieba wciąż Matka Boska, Dla nas jest swojska, bo nasza polska. Józef Bieniecki
  20. Całuję Ziemio... Łzy twojej rosy zcałuję Ziemio, Łkanie strumyków przejrzystych. Zapachem wiosny, nadzieją drzemią, W łąkach i lasach czystych. Z kości odczytam testament święty, Krwią Ojców, zmazane winy. Miłością Matki czas nieugięty, Wieczne ofiarne czyny. Garstkę jej włożą w węzeł podróżny, W serca miłosnym tchnieniu. Niechaj Szkapleczem będzie usłużny, Modlitwą - w szarym zwątpieniu. Za zapach chleba Tobie dziękuję, Miodem płynącą mlekiem. Wdzięczny za wszystko Naród miłuje, Niewdzięczność staje grzechem. Za wiarę Ojców w Ziemię wpisaną, Twe wierne czyste łono. Za wolność czasem nieokiełznaną, Choć często, ją zdradzono. Niech w ustach słowa zapłoną wieszcza, Dodadzą nam otuchy. A przepowiednią wieku złowieszcza, Przyjazne odpędzą duchy. Pozwól mi spocząć w twym świętym prochu. Gdy Stwórca karze: choć do mnie. Ja synem twoim z dziada pradziada, I ciebie kochał ogromnie. Józef Bieniecki
  21. Na opak Jeśli myślą nie sięgam, Gdzie oko nie widzi. Skażon ludzką niewiedzą, W tej niewiedzy szydzi. Szuka, mając pod ręką, Złapanego tropi. Wyłowiwszy topielca. Zanużając topi. Ślepiec wodzi na smyczy, Niemy uczy czytać. Czy ja wiedząc o sprawie, Powinienem pytać? Iść po wodzie, nie płynąć, Siąść w drodze okrakiem. A na nogach pofruwać, Udając żem ptakiem. Nauki weźnie u głupca, Doktorant z papierem. Kolarz ściga na pieszo, Na plecach z rowerem. Czytać słowa opacznie, Nowym drażnić prądem. Zapach łąki nazywać, Spalenizny swądem. Nie rozmnażać, zabijać, Chłopów łączyć w pary. Psychopatę zrozumcie! Podrzuczcie ofiary. Najbliższych. Dzisiaj pewnie jak nigdy, Szatan ma uciechę. Miesza w świecie z rozmachem. Za często z pośpiechem. Józef Bieniecki
  22. Tatry - Na wiersyckach Tam się ślizgał, tu zeskoczył, Z wiersycka w wiersycek. Siwe włosy w stok potoczył. Księżyca promyczek. W Juhasowej wyżnej grani, Słał anielskim włosem. Tuż przed jutrznią rozsypywał, Brylantową rosę. Na koronie pięciu wierchów, Sterczał granitowy. Ozdobiony w biały diadem, Śnieżny - platynowy. Na potokach się zabawiał, Igrał z hyżą wodą. By w siklawie łzy Haleczki, Uśmiechnąć pogodą. Przysiadł w brzysku, Na smreczysku, W szalach cotynowych. Jak południem na ściernisku, W koliach szmaragdowych. Czas jutrzenki obraz zmienia, Wodzi łzawym okiem. Figli również się nie ima. Usypia pod stokiem. Józef Bieniecki
  23. Styczniowa noc Dmuchnięty pył gwiezdny, księżyc wyłuskiwał, W platynowej poświacie w brylanty odziewał, W szmaragdowej wrtynie roziskrzone cuda, Anielskimi włosami świetlista ułłuda, Czarodziei oczami po świecie wodziła, Rozpalone iskrami, siarczyste, studziła. Ziarenkami brylantów przykucnęła w ziemi, A w gałęziach uschniętych z wyglądu korzeni. Wyrzeźbione misternie, kosmate pierwotnie, Finezyjne układy mnożyły stokrotnie. Wokół księżyc oczami, to płynął, to stawał, Czasem smutny, pochmurny, jakby zastanawiał. Na wieczystej swej myśli obraz nowy czytał, Stąd i jego zaduma, gdyż sam siebie pytał, Ile twórczych pomysłów na obrazie drzewa, Subtelnością przyroda w konarach wyśpiewa. W szadzi białe figury, ręką nie dotknięte, Gdyż dla ducha radości jakby z Nieba wzięte, Ileż różnej inności jest w śnieżynce zwiewnej, Aby nad nią przystanąć dla myśli potrzebnej, Chwilę jedną poświęcić, skąd, dlaczego, po co? Tyle piękna Bóg właśnie nam maluje nocą. Ubrał w białe koszulki, wymalował krzewy, Ptaków pienia zastąpił, wiatrem zimne śpiewy, Tam gdzie oko nie widzi, to ucho usłyszy, Pośród nocnej zadumy, przeraźliwej ciszy, Mróz siarczysty wystawia, zębiska, pazury, Cichą nocą jak złodziej, naraz spada z góry, Taflą lodu w jeziorze, drzewem w lesie pęka, Gdyż znużony już zimą, pod ciężarem stęka. Tchnieniem zimnym po polach, po zagrodach hula, Zamieć śnieżna, puszysta, styczniowa wichura, Szczelinami się sączy, niczym wody cieki, Ościem mrozu poraża, pędem mknie do rzeki, Piętrzy lodu zwaliska i tworzy zatory, Rozlewiska wytacza, zatapia ugory, Niszczy pola uprawne i przeraża żywych, Chochoł chlipie nad losem, na polu życzliwy. Puki styczniowym mrozem znów nie zetnie gniewny, Wiatr po polach zamiecią popłakuje rzewny. Jęczy lasem, sitowiem i po świecie hula, Siwa czasem, lecz żwawa, zimowa babula. Chociaż zima na polu końca nam nie wróży, Na jutrzenkę słoneczko każdy dzień wydłuży. Józef Bieniecki
  24. Polska odnowa Polak będzie świadomy, Za dzisiejsze pogromy. Kto tu rządził, was wszystkich zapyta. I posypią się głowy, Czasem polskiej odnowy, I powstanie - Rzeczpospolita. W końcu wnuk cię zapyta, Jaka Rzeczpospolita, Osiągnięciem przełomów się chwali. Nie ma w Rządzie - Semitów, Niemców, świata banitów. I nie miesza już żaden z Moskali. Tak mu dziadek odpowie, Popijając na zdrowie, Gąsior miodu pitnego, trójniaka. Wiedz, Ojczyzna rzecz święta, Kto tę prawdę pamięta, W sercu płynie krew, Lacha - Polaka. Każdy przybysz jest gościem, I uraczym go ościem, Jeśli myślą skaleczy Jej sławę. Niech się dzisiaj już korzy, Zanim głowę położy, Należytą otrzyma odprawę. Józef Bieniecki
  25. Pogineli Myśl, chmurą przelotną, W bezkres czasu wnika. Na horyzoncie bytu, W otchłani pytań znika. Wzburzona toń oceanu, Wchłonie łupinki statku. Niewiedzą kropel pryśnie, W oknie siądzie, ostatków. Studnia odgłosem dudni, Dno zrywa rozmowę, Gdzieś na krawędzi studni, W echu zawiesza mowę. Niema cisza wieczności, Wynik z pytań stworzenia. Staje się odpowiedzią, Też granicą zwątpienia. "Wiara góry przenosi" Niewiarą, niemoc tonie. Na fali wyobraźni, Nadzieją ognia płonie. Szukali, zabłądzili, Mając dane na tacy, Znaleźli, zwyciężyli. Poginęli biedacy. Józef Bieniecki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...