Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Józef Bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    704
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Józef Bieniecki

  1. Wierne drzewa Świadku czasów cierpliwy, choć cię też śmierć ima, W tysiącletniej historii poprzez wieki zżyma, Domu ptasich pokoleń, spiżarnio bez końca, Okrywasz od zimna, schładzasz w żarze słońca. Strażniku wieczny, który w szczycie domu, Toczy walki z wichrami, nie żaląc nikomu. Przyjacielu mój wierny, z przyrodą w symbiozie, Ze łzą w oku żałosny w poranionej brzozie. Smutny, kiedy żałoba i Kraj niedostatni, Ze współczuciem schylony, gdyż też w żalu bratni. Słuchaczu modlitw wierny, rozmodlony mnichu, Swoje modły przez życie składasz tu po cichu, Albo w chórze skrzydlatych, wierny przyjacielu, Których w swoich ramionach przygarnąłeś wielu. Tulisz w wiecznej kapliczce obraz nieskalany, Wymadlając opiekę u Niepokalanej. Jesteś źródłem natchnienia i intymnym gajem, Tutaj młodzi siadają pradawnym zwyczajem. Podglądaczu sekretny, nie warto zachodu, Takie same miłości starszych i za młodu. Zawieś lepiej oczęta w księżycowej buzi, Gdyż do niego wzdychają też mali i duzi. On zaś wiekiem doświadczon legendy poplecie, Bo wytrawny podróżnik po calutkim świecie. W cieniu listowia, nie tylko ptaszęta, Ale modlitw majowych litanija święta, Różańcowe koronki i Zielnej chwalebne, Pozdrowienia Maryjne strzeliste, pochlebne. W cieniu dobrego drzewa i żołnierz znużony. Na Anioł Pański staje, osadzając brony, Chłop daje spocząć koniowi i sobie, Zdrowaśki odmawia w bohaterów grobie. Wiele z piersi wyssałem matczynej alkowy, Rozmiłował też w pięknie mnie Wieszcz Narodowy. Trudno nie stanąć w cieniu obrazu olbrzyma. Słucham, sercem ogarnąć urodę oczyma, I prochem czuć maleńkim w Twoim Boskim Dziele, Ty wszystko dla mnie dałeś, ja Tobie niewiele. Wierni druhowie wierni polskiej mowie, Kronikarze przysięgli w sosnowym, w dąbrowie, Tu nie tylko raniony żołnierz padał gęsto, Rykoszetem targane drzewo legło często, Dziś konarem zeschniętym pamięć tamtym czasem, Rotę szumią pod niebem niosąc ponad lasem, Biwakowe wspomnienia przysypane śniegiem, I młodzieżą drzew wzrosła stojącą szeregiem, Batalionów potęga w zwartych czworobokach. Bronią leśnej przeprawy u brzegu potoka. Towarzysze pancerni pierś przy piersi zbrojna, Obrońcy obrońców, gdy wybucha wojna. Wierny ziemi przyjaciel taka jego rola, Jako Naród tej Ziemi nie ustąpi pola. Polskie brzozy ojczyste kto szuka natchnienia, Obok lipy usiądzie w czasach zapomnienia, W finezyjne wpatrzony brzozy białe skrzydła, Orły na zieleni unoszące widma, W wiecznych koronach dębów czytasz bieg historii. Czasy wielkich upadków, uniesień, wiktorii. A wierzba płacząca nostalgicznym tchnieniem, Przywraca łez powodzie wroga utęsknieniem. Być i wracać w te strony lub tęsknie bez miary. Gotów koszty ponosić, a nawet ofiary. Tutaj jodła ze świerkiem, z wiatrem komponuje, A tradycję lud wierny pamięta, śpiewuje, Dęby wielkie jak tury, jak czasów potęga, Ludzi i państwowości. Dumał będę pod wami, czekał nadziei, Szukał natchnień i kluczył czasem czarodziei. Może gdzieś zabłąkany duszek lipy, drzewa, Na mej lutni Ojczystej zwycięstwo wyśpiewa. Józef Bieniecki
  2. Obiecanki Pożyć chcesz? W ręce bierz. Obiecanki obsika pies. Bierz za łeb. Skórę trzep. To nie człowiek, ale bies. Upiór libertyński, Mason i łeb świński, Eto towar śliski. Kuma się z komuną. Igrając z fortuną. Koniec widzę bliski. Rozsiadła się sroka, Pożąda widoka, Dla chytrego oka. Ma niecne zamiary, Żaden nie da wiary, Tylko stara kwoka. Gdy złodziej usiądzie, Pewnie na urzędzie, Za późno już będzie. Mafijne zaś kumy, Za chwilę zadumy, Nie popuszczą grzędzie. Józef Bieniecki
  3. Wieczność Gdy zegar pochód zatrzyma, Kropli czas. Na barki włoży olbrzyma, Wieków głaz. Gdzieś nad odchłanią w głąb pewnie, Echa cień, Podążać zacznie bezdennie, W nocy dzień. Historie pisać nie będzie, Kronik ciąg, Bóg ze Świętymi w urzędzie, Zamknie krąg, Zwiędną gwiazd łąk księżyce, Słońca lód, Spłyną nurtami rzeki, Morza wód. Czasów wzniosą zasłonę, Wszystkich sąd. Wielu na panteonie, Uzna błąd. Koniec czasów nastąpił. Wieczność masz. Kiedyś pewnie nie wierzył. Prawdę znasz. Józef Bieniecki
  4. Świat czarodziei - żonie Serca ukryte obłoki, Płyną słowami ust. Gestów płomienne potoki, Żarliwy luz. Na niebie promień rozpali, Światła nadziei. Będziemy znowu kochali, Świat czarodziei. W lokach wiatrem powiewnych, Pogubię dłonie. W koralach ust twoich śpiewnych, Ust moich skronie. Spiżowe serca zabiją, Oba wykrzyczą. Kielichy życia wypiją, Gorycz z słodyczą. Rosę oczu scałuję, Będziesz się śmiała. Będziesz dawnym kochaniem, Znowu kochała. Zanim wzlecą do nieba, Serdeczne duszki. Uczuć serc ich potrzeba, Ich wierne służki. Józef Bieniecki
  5. Ulżyj sobie Ulżyj sobie i naturze, Gdy się "z wolną" myślą styka, Przeciw prawu i kulturze, Ma w mądrości przeciwnika. Pusta zawsze w domu kiesa, Wyszukuje trędy modne, I za myślą pewnie biesa, Dziwolągi mu pochodne. Ręka w rękę z bencwałami, Znów zakwita myśl francuska, Liberalna nakazami, Włazi w butach spać do łóżka. Wyobraźnia zatem chora, U początku swego bytu. Potrzebuje już znachora. Biedny człeku bo kaleki, Choć podobnych ci przez wieki, Pomnożyły ich wykoty. Owoc - krzywdy i sieroty. Dumaj zatem, by po trosze, Nie pleść, "tworzyć" za dwa grosze. Bo też nie ma żadnej ceny, Gdy na sztukę siądą hieny. Józef Bieniecki
  6. Na skrzydłach Przypłyniesz na skrzydłach wszechświata, Aniołem białym skrzydlatym. A gwiazd dwunastu poświata, Słońce ognie rozpali nad światem. I wzlecą gołąbki pokoju, Zwiastuny świata niewinne, W łzach kropel przeczystego zdroju, Też wszystkie uśmiechy dziecinne. Na jutrznie zaś z ptasim śpiewem, I ludzkie chóry chwalebne, Głosy uniosą z powiewem, Wiatru, na niwy podniebne. Chleb kłosem pokłoni powszedni, W tęczowych bukietach kwiat polny. Skowronek solista ziem przedni, Modlitwy zaniesie śpiew korny. Tą ziemię, niebieskie przestworza, I pracy ludzkiej wsze dzieła, Na falach rzeki i morza, Moc Boża we wszystkim poczęła. Gdy przejdzie niebieskim obłokiem, Z modlitwy serc ludzkich uprzędzie, Łaskami popłynie potokiem, Myśl ludzka, na Nieba Urzędzie. Józef Bieniecki
  7. Leżący Niech się myśleć więc nie boi, Głową myśli, ręką troi. Bucha słowem, jak machina, Która końce lejce trzyma. U podnóża zaległ, "wielki", Spadł z świecznika, Bogu dzięki, Wije przy tym jak w ukropie, Leżącego biją, kopie, Szydzi, pluje, nie wie pewnie, Że upadek skrzywdził, gniewnie. Choć z naturą Janosika, Sprawiedliwość się wymyka. Zbójowanie bierze górę. Nad miłością i kulturę. Nim osądzi - wykonała. Człowieczeństwo podeptała. Deptający, podeptany, Jednakowo wyświechtany. Zemsta zawsze deprawuje, Niszczy, burzy i rujnuje. Pręgierz, niby zemsty struna, Jak głęboki łyk piołuna, Wygra, smakiem pobatoży, Według własnych miar dołoży. I nie będzie zemście kwita, Gdyż od tyłu wiersze czyta, Nim się ocknie, już po człeku, Dobro i zło, też w człowieku. Na kolanach klękło zatem, Gdyż za bardzo bito batem. Józef Bieniecki
  8. Dewianci Infaltylny skrzek przyrody, Sztuce stworzył pozoranta, Wykoślawił obraz mody, Umysł dając mu dewianta. Na granicy niemożności, Beztalencie sięga szczytu, Opluwane zaś świętości, Honorują grą profitów. Wynaturzył się przez lata, I obecnie kicze kleci, Ikarowa myśl skrzydlata, Wcześniej spadnie, niż uleci. Ma w naturze coś z pachołka, Innej roli nie podoła, W płocie służyć zamiast kołka, Albo w polu za chochoła. Ubarwiono pomysłami, W mediach krzycząc pod publikę, Sztukę kala wygłupami, "Artystyczną" tworząc klikę. Czas nie wyda żadnych sądów, Bo ohydną myślą grzeszą, To nie różnica poglądów, Niech się zatem krótko cieszą. Józef Bieniecki
  9. Ducha wzrastanie Pozwól spojrzeć oczami wszechświata, Który człowiek ogarnąć nie może. Niech Aniołów myśl spłynie skrzydlata, Wyobraźnią przemierzę przestworze. W głębi ducha na mgławic bałwanach, Drogą Mleczną podążę w bezkresie. Na niebieskich popędzę rydwanach, I przystanę na chwilę w niebiesie. Z łąki gwiazd, kwiatów zbiorę naręcze, Najpiękniejsze nieznane Twe dzieło. I ułożę przed Tronem w podzięce, Za stworzenie, że kiedyś poczęło. Cześć oddaję należną, Bom Twe piękno zrozumiał. Ludzką myślą pobieżną, Przemierzałem - jak umiał. Choć po nocy dzień wstaje, Noc tajemnic choć sroga. Piękne łąki i gaje, Dnia nie siostra uboga. Mówisz pięknem stworzenia, Niechaj wiecznie zostanie, By na skrzydłach natchnienia, Kwitło nasze wzrastanie. Józef Bieniecki
  10. Owoc jesieni Na krzewach kwiaty, Z pięknem obcują. Uśmiech radości, Światu darują. We łzach jesieni, Płaczącym szalem, Tuli łzawiące, Kalin korale. Skruszonym liściem, Mogił podnóże. Jarzębin kiście, Kojkami róże. Jodłowe szyszki, Lasu ozdoba. Jemioła wieczna, Drzewa choroba. Tam granatowe. Bąbki tarniny. Jagody czarne, Smutnej kruszyny. Na polu ornym, Skiby pochmurne. Wiatr pędzi niebem. Owce potulne. Oznaki zimy. Tu, tam i wszędzie. Bóg tak zarządził. Niech więc tak będzie. Józef Bieniecki
  11. Niemożność Składasz myśli wierszykiem, Takie nic, a nic. Koślawe, słabe, z szykiem, Z kwiatka na kwiatek hyc. Na wyobraźniach fali, Pianą wzburzonych grzyw. W mury brzegu wali, Niemoc rozbraja, dziw. Niebo skłębionych chmur, Okiem niebytu, końca. Morza i nieba ojciec, cór. Pogania, oręża strąca. Obnaża barłóg głupoty, Groby zmurszałe w kamieniu, W kąt ucieka tęsknoty. O obcym imieniu. Gór łańcuch. Małe ogniwa, Horyzont odsłania. Rośnie niemocy krzywa. W obliczu Zmartwychwstania. Wielkie, dwie, ogromne, Bogate, biedne, skromne. Niczym wobec wieczności. Na niwie niemożności. Józef Bieniecki
  12. Z tradycją Wielkiej Nocy Wielkanocne idą święta, Niech tradycja krzyczy w głos, Kto obyczaj nie pamięta, By nie dzielił jego los. Uświęconych moc tradycji, Obyczajów dzierży tron, Nie skazujcie go banicji, Ale chwały bijcie w dzwon. Oby Kurpie i Górale, Na hosanny ludu śpiew, Na Palmową nieśli w chwale, Smukłe witki, świętych drzew. Niech Misteria Pańskiej Męki, Lud Kalwarii w dróżkach czci. Za ofiarną moc udręki, Chwała Świętej Nocy brzmi. W bocznej nawie stołów mnogo, Już zapachem zmysły tuczą, Tu bogactwo, tam ubogo. Gest szczerości dzieci uczą. U Ołtarza Antoniego, Kosz ogromny na podarki, Każdy składa więc do niego, Pęk kiełbasek i sucharki. Jaj bez liku, miodu deczko, Stos wędzonek, dżemów wieczko. Poświęcono więc kobiałki, Wyłożone jadłem suto. I koszyczki i koszałki, Pogodzono post z pokutą. W grobie Pąńskim, cisza głucha, W sercach ludzkich żalów słucha. Przerwać wrogi się nie ważą, Pilnowany jest pod strażą, Tu żołnierze, tam strażacy, I Turkowie i uczniacy. Różne stroje, kolorowe, Stare mody, mundurowe. Szable, piki i szyszaki, I husarów skrzydła, ptaki. Barwnie, ślicznie, kolorowo, I wiosennie. Narodowo. Budownicza zaś z parafii, Każdy w sposób, jak potrafi, Tradycyjnie Grób buduje, Więc pomysłów nie brakuje. Są bogate dla pokazu, I te, którym brak wyrazu, Biedne, ale pomysłowe, A w nich nutki narodowe. Jedne, z niewolą się kłócą, Inne, krzywdą ludzką smucą. W drugie święto, jadą męże, Kawalkadą, lśnią uprzęże. Pierwszym koniem, ksiądz, w ornacie, Kawalerskie mkną postacie, A orkiestra wiedzie w prymie, Wychwalając Boskie imię. Nabożeństwem zakończona, Pieśnią świętą, rozmodlona, W drugiej części, w wsi granice, Odwiedzają pokutnice. Na granicy kupa cała, W środek wsi się rozpierzchała. Jeden z drugim na wyścigach, Polną drogą, żwawo śmiga. Starodawnym obyczajom, Jedni, drugim się nie dają. We wsi, od wczesnego rana, Młodzież, wiosną rozbrykana, Śmigus-dyngus, czci z świtaniem, Do imentu polewaniem. Wiadrem, garnkiem, nie ma końca, Nie wysuszy promień słońca. Niech tradycji się nie ima, Raczej z dala od niej trzyma. Wróg - przybłęda, cię nie zmoże. Wrogów armia. Wrogów morze. Józef Bieniecki
  13. Ucałuję. Rymy zmienię w mej piosence, Względnie cofnę tamten czas. Ucałuję twoje ręce, Wspomnień czas połączy nas. Od słoneczka kosmyk włosów, Wiosny uśmiech z łąk i pól. Od skowronków nutki głosów I cykadów wdzięczny chór. Nawet strumyk ci zaśpiewa, Księżycowy wróci czas. Muzykalne nucąc drzewa, Symfoniczny hucząc las. Jedną z gwiazdek ci daruję, I księżyca srebrny włos. Słodkie usta ucałują. Odmieniając od dziś los. Jodła ciche słucha skargi, Chcę ci wyznać wszystko wraz. Rozpalone szeptem wargi, Zmykający szczęścia czas. Weź obejmij mnie kochana, I daj odczuć, że ja twój. By tą chwilą już do rana, Twej miłości spływał zdrój. Józef Bieniecki
  14. Radio Maryja Czytam na murze, sprajem pisane: "Radio Maryja, Syczy jak żmija". Ja ci zaś mówię, nie syczy wcale, Lecz opłakuje Narodu żale. We wrogich rękach wszelakie media, Ucho przystawisz, kłamstwo i brednia. Na stalinowskiej chowani kpinie, Pletą dwa po trzy, spluwając w ślinie. Dzielą i rządzą, rząd Targowica, Jedyny główny cel mu przyświeca: Okraść, zbeszcześcić, wszystko rozprzedać, Zabić, zniewolić, włodarzom nie dać. Ojczyzny Świętej w Krzyżu ramiona, Zbitą, oplutą, żydo-komuna. Ostatnie szczępy, ziemi, jak szmatę, Matczyne ciało wciśnięte w kratę. Zdrada wokoło, półmrok ciemnicy, Ponure groby, światło gromnicy. To Ty o Pani? Z gromnic Kto jest kto Spłyń nadzieją Wielkanocną, Panie w Naród Polski. Porozsiewaj myśl owocną, W miasta polskie wioski. Ducha możność czyn wyzwoli, Z marazmu kaduka. Myśli ludzkiej nie niewoli, Ofiary nie szuka. Życie Twojej Boskiej drogi, Będzie przykazaniem. Zmartwychwstania zadrżą wrogi. Twoim zlitowaniem. Zło zaś prawdzie niech ustąpi, Od wieków przegrane. W końcu czasów niech nie wątpi, Z dawna pokonane. Na krawędzi ludzkich sumień, Głupcy balansują. I z krzywdami pełnych trumien. Naród okupują. Niechaj światła moc zaświta, I podepta brudne zło. Każdy zechce i przeczyta, Kto tu winien? Kto jest kto? Józef Bieniecki
  15. Polityczna subkultura Gdzie głupota staje murem, Za nim tworzy subkulturę. Subkulturę diaboliczną, Subkulturę polityczną. Między nimi9 znak równości, W Polsce, jedna z drugą gości. Utopijna sama w sobie, Sto milionów chowa w grobie. Jakby tego było mało, Hydra, głowę nosi całą. I podnosi, "dumną", "mądrą", Z małej żmii, anakonda. Truje myślą diaboliczną, Wszystkim polskim będziesz brzydził. Z Myślą "wolną" , połowiczną, Wiarę świętą, lękał, wstydził. U Arabów jest przysłowie, I o Niemcach głowie. Za Anglika wrogą miewaj, Niż w przyjaźni pieśnie śpiewaj. Wrogą, pewnie zechcą kupić, Przyjaciela, zawsze złupić. Zmień w świątyniach więc śpiewanie, "wróć Ojczyźnie wolność Panie". Józef Bieniecki 1094) O sarnie Wygadywał wilk o sarnie: Iż wygląda raczej marnie. Nogi szczapy, pyszczek chudy, I na udach brak jej sadła. Znam ja jej zimowe trudy, Jakby w życiu nic nie jadła. Smutna o niej kleci nutkę, Chociaż głodny dzisiaj ciutkę. Ciągłym tropem za nią bieży, Zły, gdy zgubi, trop nie świeży. Czego zgrzędzisz? Bracik pyta. Czyż pojadłeś dziś do syta? Tłusta, czy też często chuda, Ważne, gdy się dopaść uda. Wilcze życie, jak sobaki, Żywot głodny, byle jaki. Każdy kąsek, smaczna gratka, Puki jeszcze służą latka. Jeszcze chwila i zagości, Kawał sęka, zamiast kości. O myśliwych pomyśl czasem, Gdy szczekanie psów pod lasem. Czytaj często przysłów kilka, " też poniosą kiedyś wilka". Józef Bieniecki
  16. Wieś na rzeź Poprzez wieś, Niesie wieść. Wieś na rzeź. Chcą ją rozkraść, może kupić, Przepisami raczej złupić. A nie wiedzą biedni o tem: Ani teraz, ani potem. Z wykształcenia, jedna miara. "Pół lub ćwiara i gitara". Do rządzenia owcze pędy. Kędy władza, tną tamtędy. Kłamią, niszczą, propagują, We wsze strony, diabły kute. Na sloganach, pokutują, Podpierając wciąż Bierutem. Pod naporem zatrzeszczały, Z zawiasami wyleciały. Też tak wielkie, jak do szopy, Drzwi... do wspólnej Europy. Na wokandzie zdrajców grono. Osądzono, powieszono. Starych ludu "dobrodziei", Komunistów, złodziei. "Ziemia nie odrasta, Jak brzoza liściasta". Józef Bieniecki
  17. "Bóg wpisał Zmartwychwstanie" Bóg wpisał Zmartwychwstanie, Na niebie błękitnym. W śliczny ranek, świtaniem, Jutrznią, aksamitnym. W mgle porannej na polach, We łzach rosy w oku. Z orzeźwienie w dzień duszny, Skąpał w nocy mroku. W kiełkującej roślinie, Razem z wiosny tchnieniem. Zmartwychwstaje z jesieni, Odpływa zwątpienie. W listku drżącym na drzewie, Niezliczone krocie. W ptasich trelach we śpiewie, W kroplach deszczu, słocie. W dziele ludzkich talentów, W części Stwórcy zadany, W nie zgłębione do końca, Morza, oceany. W myśli ludzkiej i sercu, Poprzez wieki całe. Pisze wiarą, nadzieją, Piękno Zmartwychwstałe. Józef Bieniecki
  18. Balast życia Przeszłość cię ściga, nieśmiertelne duszki, Na jawie zgrzędzą, we śnie do poduszki. Życie swą drogą, krok z tyłu sumienie, Treść testamentu, cytuje wspomnienie. Problem się słania, relikwia skradziona, Za barbażyństwo, mściwa, rozjuszona. Echem powraca, tu, teraz i wszędzie, Wyrzuty rzeźbić niezmęczona będzie. Posiane chwasty na duszy ugorze, Raz wyolbrzymi, zalegnie w pokorze, By razić znowu, ze siłą zdwojoną, Na wyobraźni, ludzkiej olbrzymianą. Spokój cię kusi, niepokój przeraża, I z dobrą myślą przesiaduje wraża. I dusi w sobie siłę niespożytą, Oby zapomnieć, kropi okowitą. Na dawnej myśli przemilczanej winy, Sumienia wrzut większe niźli czyny. Pomnożył procent, jest czym zemścić zatem. We wstecznej myśli i sędzią i katem, Sumienia śmiecie nie zmieciesz do ścieku, Balastem życia zostają w człowieku. Józef Bieniecki
  19. Ciapciaki Ciapciak jeden, ciapciak drugi, Niespłacone mają długi. Polityczna geografia, Patrząc na nią, szlak mnie trafia. Po raz który płacą długi? Nie dłużnicy, długów sługi. Bogacz ciągiem się bogaci, Bogacz kradnie, biedny płaci. Po wątpliwej jej naprawie, Prawo znowu jest na prawie. Większy złodziej czy bandyta, W inicjałach imię czytasz. Złodziej, urzędnicza kasta, Do herosów dziś urasta. Zaś uczciwy biedę klepie, I rządowym kłamstwem chepie. Dwóch złodziei chciało złupić, Na początek, niby kupić. Ten targuje, ten kupuje, Jeden z drugim oszukuje. Pociągali w różne strony. Za rzecz każdy z nich zapłacił. A w połowie pieniądz stracił. Kłamstwo zatem, zamiast zysku, W końcu dało też po pysku. Józef Bieniecki
  20. Obyście nie musieli... Uderzy dzwon, Zygmunta dzwon. Na trwogę on, gdy zadrży tron. Opasa kir, żałosny ton, Rewolty wir, zapłacze on. Na ziemi trup, pod drzewem grób. Płaczliwy chór, niewoli mur. Kajdanów zgrzyt, wolności mit, Syzyfa szczyt, zdradliwy chwyt. Zaniechań grzech, tradycji zmierzch, Skrzywdzonych chór, prawda na mur. Chorego jęk, głodnego lęk, Bezdomnych chłód, nędzarzy głód. Biedaczek wnuk, zapłaci dług. Nim czarny kruk, padnie do nóg. Sobaczy swąd, pokryje trąd, Tyś nie jest stąd, z tej ziemi wąd. Żałosny czas, sprzedają nas. Głupota mas i serca głaz. Powrócisz tu, w przymierzu snu. Oby ten głos, odmienił los. Józef Bieniecki 1088) Upiory przeszłości Już w granicy stanął wiek, I łokciami się rozpiera, Nie mie ważne, wiara, człek, Lecz upiory Robiespierre'a. Chytrej zmory wściekły kwik, I zwierzęcy zew, natury, Deszcze przekleństw, dzieci krzyk, I koślawy skrzat kultury. Bez czci, wiary, owczy pęd, Po pieniądze, kasy wiele. Oślej pracy niemy wstręt, I partyjne lewe cele. Na historii krwawy ślad, Unurzony głód w rozpaczy, Ścięty wiekiem ludzi kwiat, Świateł prawa nie zobaczy. Krzyż na plecach, cierni koło, Ból niemocy, głosu brak. Pod ciężarem chyli czoło, W niewolniku, człowiek, wrak. Puste słowa, zdrady smak, Sprzedaż Matki - Polskiej Ziemi, Zniewolenia widmo, strach, Miast Narodu - polskich cieni. "Gdy ziemię się sprzeda, Powrotu ci nie da". Józef Bieniecki
  21. Wrażliwość Na szarej ziemi złote podbiały, Śnieżne stokrotki, łąki, ścielały, Kaczeńce żółte, nad modrą strugą, Słały nadbrzeża, dywanem, długą. Kobierce tkane, zieleń ze złotem, Nadzieję wiosny, sierpnia spiekotę. Niebo świtaniem, czyste jak łezki, Bladym błękitem w atłas niebieski, Toń oceanu, nieba przestworzem, Porwistą strugą, pluskało morzem. I jak zwierciadło kwiat powieliło, W czystym błękicie do ziemi ckniło. To Ziemia moja, twoją, Narodu, W cieple wiosennym, zimowych chłodów, O lata tchnieniu, we łzach jesieni, Wszystko to piękno wpisane w Ziemi. Tej najpiękniejszej danej Polakom. Z królem przestrzeni i wszystkim ptakom. Obrzeżem lasu cierniem opasa, Słoneczną miedzą, cześć w głębi lasa, Tarnina smutna, w wiosennej parze, Cierni korona, cierpi w pokorze. Oczami duszy piękno opisze, Cześć Majestatu wpisaną w ciszę. Każdą wrażliwość odnawiać trzeba, Ważna jak oddech i kromka chleba. Człek zagubiony robakiem marnym. Wrażliwy duszą jak maź mocarny. Józef Bieniecki
  22. Na pozór Na pozór Polak, w mowie poprawny, Polskie nazwisko, rodowód sławny. Tu się urodził, tu się wychował. Powiedz mi dolo, kto go zepsował? Na pozór mądry, gdyż wykształcony, Medialny prorok, wprost naświetlony, Propagandowa systemu zmora, Miast patrioty, tworzy potwora. Na pozór dobry, ekonomista. Świnia sprzedajna, ale noblista. Twórca kultury, jej terrorysta. Polityk świetny lecz pokerzysta. Uczciwość żadna, prawdy pozorne, Ssie dwoje matek ciele pokorne. Hydra korupcji głowę unosi. Niech ręka prawa w końcu łeb skosi. Nad grobem własnym nędzą stanęła, By w dołek zajrzeć. Na palcach wspięła. Tak dla pozoru, że nic nie widzi. I za grabarzy pracę się wstydzi. Na pozór Polak, gdy tkniesz korzeni, Nie masz drobinki, wątpienia, cienia. Niemiec kanalia, Żydek odmieniec. Zdrajcy! Ojczyźnie już plotą wieniec. Józef Bieniecki
  23. Reklama Dźwignią handlu, rzecz to pewna, W skutkach, częściej za to rzewna. Bez reklamy, złe nie dygnie, Przez to, potrzebuje dźwignie. Na bilbordzie w tło usteczek, Ktoś wmalował rząd kreseczek. Reklamowa zębów pasta, Szkodzi zębom - noi basta. Agresywna, jak sto diasków, Okłamana słowem blasku, Obiecuje, gwarantuje, Widziadłami na obrazku. Choć zalety raczej wraże, Na reklamie w tle, miraże, Kusi, wzdycha, się uśmiecha, Lecz wątpliwa z niej uciecha. Wywołała w dziecku smaki. Chęć liźnięcia, wyzwoliła. Bilbord wprawdzie byle jaki, Noi, w język drzazgę wbiła. Kreowany świat i kłamstwo, Miernot żywioł, brud i draństwo. Nie przesadzę gdy ocenię. Ciężko będzie zrzucić brzemię. Józef Bieniecki
  24. Panie Ześlij na ziemię Świętego Anioła, Wokół nas niechaj miecz mściwy zatoczy, Grzmotami nieba, głosem wielkim woła, Zdrajcom krew z czoła śmiertelną wytoczy. Niech Archanioła hufców ramię zbrojne, Oddzieli ludy w Tobie bogobojne. Winnym bez sądu karę zaś wymierzą, Tak potraktują, jaką winni zwierzom. Zdrajców ogarnie Twa okrutna kara, I zamiast śmierci wiekami ich spala. Ze zdradą Matki cierpienie kojarzą, Niechaj się smażą, poprzez wieczność smażą. Tutaj gdzie ziemię równają wraz z chlebem, A piękno nieba tu dla ziemi niebem. Jest całowana jako chleb powszedni, Nie zna wartości, która jest pośredni. Z dziada pradziada ziemia testamentem, A jej obrońcy szanowani świętem, Za miedzy skibkę ślą z życia ofiarę, A świętość ziemi traktują jak wiarę. Nie pozwól Panie, by Relikwia ona, Była przez zdrajców znowu zatracona. Zagrzmij i uderz, niech Twa ręka władna, W jej okropności dla wszystkich przykładana. Józef Bieniecki
  25. Przedwiośnie Słońce pomne swojego, o świcie wstało, Obowiązkiem odwiecznym, chwilę zatrzymało, Na równiku stanąwszy. Włości wszech włodarzem, Życiodajnym początkiem, świata kalendarzem, Więc na skrzydłach przedwiośnia poniosło jak ptaka. Podróżując po niebie ścieżynkami Raka. Uśmiech wczesny przedwiośnia, skromny i nijaki, Od początku wyczuły ojczyźniane ptaki. Wierne miejscu od wieków i starym zwyczajem, Nagie w polach gaiki śpiewem uświetniają. Dzwońce, szare skowronki, rozbudzone rankiem. Poruszone przedwiośniem, chcą zostać kochankiem, Czarne kruki na polach, białe śniegu łachy, Wyglądają pokracznie, nie z tej ziemi strachy. One wiosnę też czują, ziemia pąrą dycha, Nad polami unosi nostalgiczna, cicha, Mgła, która przedwiośniem o świtaniu schładza, I na drzewach śnieżynką, piękną szadź osadza. Smutne pola i łąki, wzgórki, liczne jary, Małe płytkie dolinki, z rozstopów moczary, Szare wprawdzie lecz dnieniem dłużnym rozogniona, Zieleń jeszcze nie kryje gdyż zimą zmęczone, Wypatrują ciepła. Brzozy, olchy i forcysje w złocie, Wiele innych, kwiatami obsypały krocie. I nim liściem zielonym stworzą świat nadziei, Dzisiaj swoją urodę podkreślają w kniei. Pierwsze bzyki owadów, ciężkawa biedronka, Skrzydełka przeciąga do złotego słonka. Pośród wodnych owadów wielkie poruszenie, Ptaków częste przyśpiewki, ogólne brzęczenie, Dziki gołąb serdecznie do gołąbki grucha, Wzajemności ciekawy, nadstawiając ucha, Polnych ptaków gromadne już muzykowanie, Wespół z lasem przechodzi w symfoniczne granie. Leśnych sikor, dzięciołów, kosów gwizdkowanie, Głuszców, skrytych cietrzewi, pokrzykiwanie. Gniazdka wiją cyranki, czapli słychać krzyki, I godowe umizgi, uniesień podrygi. Świat borsuków i jeży, na polach zające, Rozbudzają do życia inne jeszcze śpiące. Zanim pierwszym pomrukiem wiosna się posłuży. I rozbudzi na dobre zwiastunami burzy. Żyją czasem wzrastania, nic nad życie nowe, Ziemię, która wykarmi, niebo karminowe, Gdyż bogactwo tej ziemi nie w brylantad, w złocie, Ale w sztuce przetrwania, w rodzinnej wspólnocie. Józef Bieniecki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...