Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Józef Bieniecki

Użytkownicy
  • Postów

    704
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Józef Bieniecki

  1. Mój Aniele Wciąż po bezdrożach tego świata, Anioł się Pański błąka. Stróż mój z miłości mi oddany, Choć ciąży ci rozłąka. W swojej dobroci służ miłości, Dla Boga wiecznej chwały. Niech tego świata upadłości, Rozpuszczą serca skały. Strzeż mój Aniele,prowadż drogą, I wciąż ucz mnie miłości. Złe moce wtedy nic nie mogą, Łzy smutku zmień w radości. Obym w Chrystusie wciąż w przyjażni, Ozdabiał moje życie. Nie była żródłem mej bojażni, Wzrastała z moim byciem. A gdy czas przyjdzie-Drogą Mleczną, Zaprowadż mnie do Boga, Wskaż choć początek w drogę wieczną, Bym nie znał słowa trwoga. Józef Bieniecki
  2. Son-Na niebie astralnym Wyszły na niebo,widma gwiazd błękitne, Biel zaś śniegowa zlewała się z mgłami, Dla szczytów,które stały się żaglami. Tatry pokryte w płaszcze aksamitne. Zajeły miejsce na niebie zaszczytne. Zdało się widzieć posiane kwiatami, Dumnie zwisają tuż ,tuż nad halami. Zmiennie puszczając oko w ziemię chytre. A zapach wiatru, w łagodnym poszumie, Dnia słonecznego odrobiny ciska. Arie śpiewając,jak on tylko umie. I trzeba dotknąć i popatrzeć z bliska, Bo wyobrażnia nie dojrzy w rozumie. Gdy Bóg cudami,brylantami tryska. Józef Bieniecki
  3. Bądż.. Bądż miłosierdziem,przebaczeniem, Miłością i zbawieniem. Bądż szczęśliwością w wieczności, Oddechem mej radości. Bądż tchnienie ducha , możności, W ziemskiej niedoskonałości. Bądż teraz zawsze,bądż wszędzie, Twą Wolą każdy dzień będzie. Bądż mą pewnością mój panie, Na wieczne Zmartwychwstanie. Bądż serca mego westchnieniem, Duszy mej wypełnieniem. Bądż kiedy ciężko iść drogą, Podołać święci nie mogą. Bądż gdy wszystko przegrane, A Sercem Twym ukochane. Bądż sposobem na życie, Nocą ,południem o świcie. Bądż mą nadzieją gdy gorze, Ojcem bądż mi Boże. Bądż kiedy wszystko przepadło, Nadziei wszej porzekadło Bądż w każdym moim westchnieniu, Czci ,Twemu uwielbieniu. Bądż kiedy sił braknie, A dusza moja cię łaknie. Bądż w mej pokorze mój Panie, Jak chcesz niechaj się stanie. Bądż kiedy życie przepadnie, Gdy stanę w czyśccu, na dnie. Bądż miłosierdziem ,przebaczeniem, Miłością i zbawieniem. Józef Bieniecki
  4. Brat Polak Żal mi was przecież,chociaż się rzekło, I pustka wasza czynami dudni. Sumienie pewnie też wam uciekło, I pokutuje w cembrowej studni. Jacy ojcowie -tak syny wraże, Kiepscy aktorzy tlących teatrów. Na sabatowe wnieśli ołtarze, Zwiewne idee szalonych wiatrów. Zepsuci do cna w kłamliwej nucie, Feniksa ścierwa niech szarpią sępy. Zgnilizna ciała,duszy zepsucie, Na zatracenie w piekieł zastępy. Ofiar miliony nie mają płakać, Mało co onych pamięci w trudzie, Wrony żałośnie próbują krakać, Dla tych co w grobach,niepomni ludzie. Zarazy zmora,złego siedliska, Globalnych doktryn zajadłe usta. Nędzy i kłamstwa grzmią przytuliska, Nie okiełzana Sodom rozpusta. Trzeba naostrzyć spisy i kosy, Tolerancyjne zbyć sentymenty. I w polskie ręce wziąść polskie losy, Nie oglądając na ich przekręty. Niechaj w urzędzie brat Polak siada, A nie mniejszości Żyd byle jaki. Nieważne na to racje sąsiada, Fochy Germańca,fochy sobaki. Nieustępliwym przez życie duchem, Gorzej już było,dziś przeżyć można. Koniec czołgania,zdejm z twarzy skruchę, Niech służy celom chęci pobożna. Myśli ułomna,możność kaleka, Domy na piasku dziś istne cuda. Nieosiągalna"korzyść "daleka, Wodą pisana,kręta ułuda. Na krzywym drzewie choć koza staje, Często usiądzie,ptaszek zakuka. Owoc nie rzadko też zdrowy daje, Ale na gniazda miejsca nie szuka. A w mętnej wodzie ryb łapią mnogo, Łatwiej uwagę twoją odwrócić. Niechaj przysłowia będą przestrogą Byś się niewolą nie musiał smucić. Józef Bieniecki
  5. O Unii Módl się nie pytaj, Nie słuchaj czytaj. Idee wstrętne, Słowa przekrętne. Kłamstwo na kłamstwie, W totalnym państwie. Bieda nie kłamie, Z nędzą pod ramię. Wolność kulawa, Prawda koślawa. Prawo kaduka, Niewinnych szuka. Po Sejmie szwęda, Złodziej i menda. Bolszewi posły, W piórka obrosły, Z gębą bufona, Wynaturzona. Ślepi i głusi, Unii lizusi. Wpatrzone pieski, W kolor niebieski. Gwiazdki nie wpiszą, Choć flagi wiszą. Drugi gatunek, Kupuj postronek. Głupota twórcza, Unia zabójcza. Józef Bieniecki
  6. Tatry-Akwarela Tatr A na turniach mechatych porosłych algami, Wokół szczytów spiętrzonych,pomiędzy szczytami, Kują słońca promienie,które w nieba świcie, Ogarniały je ogniem w wszechwładnym bukiecie. Snują złote marzenia gdzie oko nie sięga, I przepada w otchłani mgielnych widnokręga. Złoto mruga w siklawie puszystych strumyków, Rozsypując potokiem brylanty promyków. Na kaskadzie okala tęczą aureoli, By strumieniem jej włosów cudnymi kolory, Łączyć potok warkoczem.W pojedyńcze głazy, Bije pianą wzburzoną wymierzając razy. To się cicha przytula gdzie zatoka z jazem, Chyli czoło żywiołem,pochyłym upłazem. Wokół smreki wiekowe Reglem ku granicy, Limby wiecznie strzęgące,tatrzańscy strażnicy. Tuż pod Reglem dolina,na niej nocy szata, Ostatnimi śpioszkami stopy Tatr oplata. Pewnie w końcu ustąpi.Po smreków wiersyckach, Złotym włosem prześwita na mgławic promyczkach, Mgielnym snując tumanem w szmaragdowej łące, Łączy złoto z kamieniem wszędobylskie słońce. Ranek życie obudził w pięknie przerażliwym, W młodych jodłach zanucił,wiatr wspomnieniem ckliwym. Rozbudzona przyroda w wiosennym powiewie, Podnieciła pogodą kochliwe cietrzewie. I jarząbki wzruszone wesołością ranka, Poszukują gorliwie od dzisiaj kochanka. Orzeł, ptak nam życzliwy wiedząc ,że jest w godle, Na koronie Tatr usiadł,wyżnich szczytów-siodle. Potem uniósł się w górę gdzie żaden nie sięga, Bo też jemu pisana królewska potęga. Nieba skłonem szybuje majestatu ruchem, Ciesząc wszystkich godnością,powagą ,posłuchem. Niezbadana pogoda,prawie w oka mgnieniu, Porwać człeka potrafi w podgórskim strumieniu. Rośnie z chwili na chwilę,wzmaga burzy grzmotem, Kładzie wiekiem zmożony drzewostan pokotem. Grożne ciska pioruny powiększone grzechem, Ciągłe głosząc pomruki powtarzane echem. Niebo rankiem pogodne w nawałnicy mocy, Szalem sadzy ogarnia rozhukanej nocy, Wije wężem błyskawic od nieba ku ziemi, Na mgławicy kolorów i bezdusznych cieni. Sine zrazu,to znowu barwione fioletem, W tło błyskawic wpisane ponurym szkieletem., Jako zjawy w kapturach których pomruk dziki, Płynie chichotem nieba obrócone w ryki. Łzą ostatnią już spłonął wyciszywszy struny, Gnane wichrem po niebie,wypalił pioruny, I już słonko ostrożne jak zwiewna pochodnia, Penetruje ponownie,powracając do dnia. Józef Bieniecki
  7. Szukam Boga Boga po drodze szukam , mieście, Szukam w pieniądzu, szukam w kweście, W biednym i smutnym żałobniku, W filmowej fali ,na świeczniku. Wyszukał Boga w oceanie, Inny zaś widział na kurhanie. W którym mogiły są lub nie są, Może służyły czartom ,biesom. Ten skłonny przyjąć myśl Jehowy, Lub wschodnie bóstwa,nurtem nowym. Oddał się czarcim medytacjom, Zaprze się duszy własnym racjom. Fałszywych szuka słów proroków, Bo odkrył w słowie promień nowy. Prorok zaś buja wśród obłoków, Klient naiwniak- już gotowy. Usiądż w samotni -u Ołtarza, Niech cię świątynia nie przeraża, I przysłuchując się rozmowie, Słuchaj co dusza ci podpowie. Józef Bieniecki
  8. Tatry-Z Golgoty Tatr Z Krzyża Giewontu zwłoki zdjęto, W grobie złożono zimnej groty. Ciało całunem obwinięto, Jak tradycyjnie u Golgoty. W dzień Zmartwychwstania wszedł na hale, I na dolinach się zatrzymał. Pobogosławił nam Podhale, Wodząc polskimi dróg oczyma. Na Jasnej Górze u Swej Matki, Zetrze ze Twarzy łzy Matczyne. Tam się też dowie czy Jej dziatki, Czczą Ją Królową i Krainę. Swym Boskim Sercem Polskę kocha, Wciąż Mu jest wierna tysiąclecie. Choć często Boskie Serce szlocha, Gdy upokarza polskie dziecię. Nie po to na Krzyż ja wstępował, Aby ofiara Ma daremna. Nie po to życie Swe darował, Aby wiecznością szła brzemienna. A zanim wstąpi znów do Nieba, Pobogosławi polską Ziemię. Oddając wszystkim w płatku chleba, Dżwigając ludzkie z nami brzemię. Józef Bieniecki
  9. Piękny maju Maju piękny maju, Na skrzypkach świerszczyków, Za dnia dżwięcznych gajów, Nocą dla słowików. Na jutrzni Maryjnej, Południem ,wieczorem. Litanii wotywnej, Wyśpiewanej chorem. Wyśpiewanej chorem, Uśmiechnięta kwiatem , Zawieszona polem, I w lesie skrzydlatym. Na nutkach brzdąkania, W owadzim kwileniu. Od jutrzni zarania, Aż po nocy -w cieniu. W harmonii kolorów, W misternych koronkach. Uśmiecha się majem, Do złotego słonka. Józef Bieniecki
  10. W godowych szatach Mniszki słońcem rumiane, Wiosną podniecone, Spozierają ku słońcu, Na śliczne jabłonie. Ułożywszy dywanu złotawe poszycie, Podziwiają koronę,uwielbiając życie. Miodu runo oddają, W pszczelim dziękczynieniu. Te z kielichów spijają, W gałęzi ramieniu. Uroczystość biesiady w Narodowym stylu, Będzie zatem dla wszystkich,obojętnie ilu. A majowi grajkowie, Wybrani soliści. Stają wspólnie na głowie, Wśród kwiecia i liści. By otoczka biesiady była nastrojowa, Bo to drzew w urodzaju jest szata godowa. Spłoną jabłkiem rumianym, I gruszką soczystą. Chwaląc ludziom się wianem, Rumieniem ognistą. Nim się do snu ułoży w zimowych pieleszach, Podniebienia nam będzie smakami pocieszać. Józef Bieniecki
  11. Dar kapłaństwa To z rąk kapłana tchniesz ofiarą, Przez jego spływa ręce. Przez jego ręce dzielisz miarą, Wykute skarby w męce. Niech tajemnica powołania, Które kapłaństwo niesie, Nie skąpi łaski pojednania, W wyżyny Ducha wzniesie. Ten skarb Kościoła, który nosisz, W kapłaństwie zapisany. Umacnia ducha kiedy prosisz, Otwiera Nieba bramy. Perły tradycji,miłowania, Przelewaj w słów nauce, Aby Ojczyzny ukochania, Zgłębiono w serca sztuce. Wspieraj go Boże na bezdrożach, By wiecznie bronił szańców. Aby Twój żołnierz trwał do końca, Umocnij swych wybrańców. Józef Bieniecki
  12. Sen Ze strzępów sennych smętnych zjaw, Wilkołak się wyłania, Kroczy nadęty ,niby paw. Z miną nieprzejednania. Cichej kotliny zasłon mgła, I zjawa zbliża konna. A moja postać tylko szła, Zlękniona i bezbronna. Chował mnie w mroku strachu szał, Krył w labiryncie lasu. Ja zaś do piekieł przepaść chciał, Wiedziałem, że do czasu. Wypłynął senny z poza chmury, Jakby przed kimś uciekał. Rozcapierzonym chmur pazurem, Boleśnie się uśmiechał. Na srebrnej myśli spłynął strach, Podpłynął od księżyca. Przy ścieżce leśnej ludzki wrak, Słaniała pokutnica. Wiatr wiał boleśnie pośród drzew, Odziany nocy kirem. Żałosny słyszał jego śpiew, Zgodzony już z wampirem. Naraz przepada nocy czar, Wilkołak z wampem w parze. I uwidziałem ze wszech miar. Te zmory na obrazie. Józef Bieniecki
  13. Tatry-Na tle burzy Zygzaki ogni po niebie pryskają, Po skalnych blokach i ziemię kąsają, Tam wstęga ognia,szarpane bałwany, Wody miotają,deszcz w potoki rwany. Każdą szczelinę wypełnia bulgotem, Żlebami płynie ,pomieszanej z błotem, Burzy nawała wciąż wyje nad góry, Ciska ogniami z ołowianej chmury. I burzą wściekła miota się i gniewa, Raz po raz rzuca rozłupione drzewa. Ognie bagnetów w granitowej skale, Krzyża opoka przeciwko nawale. Zygzak błyskawic wpisze w tło fioletu, Krwawą purpurą lub srebrem bagnetu. Krzyż oplatany zygzakami burzy, Czoła błądzących z przestrachu rozchmurzy. Tak tu wygląda jak Golgoty góra, U stóp poległa nieludzka natura, Chwilą zmęczony na Krzyżu umierał, On Jeden Niebo w wieczności otwierał. Lat dwa tysiące-dzisiaj tamto widzę, Zła i niemocy człowieka się wstydzę, I Twojej męki obchodzę rocznicę, Upadku ludzi -choć myśmy dziedzice. Mineła burza ,odpłynęły wody, Ziemia da owoc,tchnie w gorąco chłody, I na swój sposób znów oblicze zmienia, Jak woda chrzcielna-woda oczyszczenia. Józef Bieniecki
  14. Tatry-Wschód słońca We mgle, w poświacie, Wypłyną z ciemności, Pierwszy promień słońca, Rozbudza w radości. Ślizga stromą skałą, Gdzieś w zamglonej dali, Budzi owce śpiące, Wysoko na hali. I spływa zboczem, Po zwałach moreny, W ciepełku pławi, I wyławia z cieni. Pod limby skrada i smrekowe lasy, I dzikie knieje,spadziste tarasy. Spocznie w okowach, samotnej kotliny, Życie rozdaje w przepiękne doliny. Strumyk w nocy zasnął, Od swego szemrania, Już rozbudzony- promykiem smyrania. Żwawiej swe wody po kamieniach toczy, Śpiewnie po jazach ,jodłuje w uboczy. Gdy w zenit wejdzie, Światem zachwycone, Łzy uschły nocy, Do głębi wzruszone. Józef Bieniecki
  15. Tatry-Zachód słońca W ciepłych oparach, Duszny dzień gorąca, Rzeżki wiew wiatru, Wróży zachód słońca. Złote promienie, Odbija w granitach, Wodzi szkarłatem, Po tatrzańkich szczytach. Błyszczą srebrzyście, Życiem skał tryskają, Inne ukryte już spać pokładają. Promień przenika poszarpane chmury, W stopy skaliste noc się wciska z góry. W bezkresie lasu cieniem się układa, W zręby szczeliny, w dolinach zapada. A słonko krwawe w chmurach nieba wodzi, Trudno opuścić,lecz w końcu odchodzi. Józef Bieniecki
  16. Tatry-Schroniska Górskie schroniska-senne na uboczach, W bezmiar Tatr piękna przyrody wpisane, Ręką rzeżbiarza ,tradycyjnym haftem, W drewnie,granicie,zręcznie wykrzesane. Cicho kucają-to na Chochołowskiej, Na Kalatówkach powabnej polanie. Gąsięnnicową czy Kondratową, I Morskim Oku odbijana z graniem. Wtulone skromnie w tatrzańską przyrodę, Piękne puzderka ciszą omiatane. Chętnie bym wieczność w jednych z nich zamieszkał, Byle przez Boga za karę zadane. W wietrze halnego czy dudniącej burzy, W śpiewie potoków lub w dzwoniącej ciszy, Duszę połączę razem z duchem Tater, Śpiewy Aniołów ,dusze z czyśćca słyszysz. I tak bym chodził po bezkresnych górach, W doliny z szczytów,z dolin w wierch spoglądał. To spoczął trochę przy ciepłym kominku, Świtem i nocą podziwiał,oglądał. Józef Bieniecki
  17. Tatry-Księżycowa noc Z pancerzy skał, odbite miesiąca, Błyszczą skrami promienie, gdzie drżąca, Wiecha kosodrzewiny nad przepaścią zwisa, Karłowa jodła-podobna do cisa. W sinych zbrojach zastygłe rycerze, Ze zmową ciszy ponure pancerze. Zdradzą gdzie wojsko po bezdrożach zmierza, Jak i w obronie Króla Kazimierza. Księżyc w szacie po komnacie Tater, Wodzem dziś został,wczoraj jeszcze wiater, Szarpał w bezkresie chmur ogromne wały, Połamał drzewa,co w słabości stały, Na sadzy nocy w pulsującej ciszy, Ślizga wierchy promieniem już wpełzał do niszy, Skalne przepaście oczodołu grota, Oświeci promień,prosi w swe wrota. Pasmo promyków rozsypał po lesie, Poświatę jodeł po obrzeżach niesie, Nad połoniną zawisł nad przełęczą, Połączy zwały srebrzystą obręczą. Spada w przepaście,to zboczem urwiska, Potoczył w przepaść do piekieł ogniska. W dolinie łebki kudłate jagniątek, Jak kulki małe Bożych niewiniątek, W wodnej kaskadzie gdzie swe wody burzy, Księżyc się w lustrze urokami duży. Tysiące odbić bez końca powtarza, Aby pamięcią w miliony pomnażać. Wisi na niebie,ślizga się potokiem, Skalistym licem lub w górze obłokiem, Rzeką ku morzu gdzie w wodzie otchłani, Spocznie wędrowiec,też na górnej grani. Józef Bieniecki
  18. Tatry- U bram Więc do tatrzańskich idę bram, By spocząć tam na marach, Tam właśnie Bogu duszę dam, Wpisaną w śnieżnych halach. U Pana Boga se wyproszę, By mi tu ulał Raju z Nieba Moje proszenie wierszem zgłoszę, Bo mi nad Tatry nic nie trzeba. Będę se chadzał stromym żlebem, Bujał w krawędzi znad urwiska, To znów uniosę czystym niebem, Szczytom najwyższym patrzał z bliska. Siądę na wierchu u Gerlaha, Bogu z piękności zdam gadanie. Skiełznę do dołu,tam gdzie łacha. Pierwsza ma noga na niej stanie. Wezmę w swe ręce strun gęśliki, I będę na nich ckliwie grywał. I pięknie śpiewał z wiatrem dzikim, Gdzie do tej pory żem przebywał. Z królewskim ptakiem się uniosę, I będę wisiał nad Tatrami, Z kozłowca kwiatu spiję rosę, W śnieżki się rzucał z Aniołami. Spadnę też ptakiem ku dolinom, By w mgieł porannej błądzić rosie, I by z pieśniami jodeł lasu, Gęślików moich włączyć głosie. W rannym witaniu"wstają zorze", Śpiewanie Bogu zaniesiemy. Z całą przyrodą ,pięknym morzem, Codzienną chwałę ogłosimy. Mój Boże Wielki mi wybaczysz, Wysłuchasz prośby by tak było, I nie pozwolisz by góralom, Za Taterkami wiecznie ckniło. Józef Bieniecki
  19. W ofiarnym dziękczynieniu Już wyszedł kapłan ze Mszą Świętą, By w wiecznej Swej Ofierze, W dziecięcych prośbach,dziękczynieniu, Odnowić znów przymierze. Na dół spoglądasz, w Nieba Chwale, Ty wiesz co ludziom trzeba, Proszę wysłuchać nasze żale, I daj nam co potrzeba. Odpuść nam winy -przepraszamy, Umocnij skarby wiary. Każdy jak umie,tak kochamy, Rozumie sens ofiary. Po to oddałeś Boskie Serce, Zawiesić w Krzyż ramiona, By umęczone Boskie Ręce, Tuliły kiedy skonam. W pokorze daru naszej wiary, Dążym do twej kaplicy. Jako świadkowie Twej ofiary, Ukorzyć jak nędznicy. Niech Twa Ofiara miła Bogu, Ogarnie nas wspaniała. Aby w wieczności -życia progu, Złączyła Boga Chwała. Józef Bieniecki
  20. Pijaru dno Odszedł smutny maja czar, Bo często deszczem pluskał. Młodości jednak nosił dar, Nadziei brzask wyłuskał. Zapachy kwiatów- chleby pól, Powodzi zmyło licho. Oby zarazy nie zszedł mór, Tak życzę wszystkim cicho. A z nowym dniem leci w świat, Myśl twórcza ,życia wola. Wolności myśl-ta spoza krat, Choć w cieniu parasola. Otworzy się na światło dnia, By spojrzeć światu w oczy. Aby nie czerpać głupot z dna, Duchowo przeistoczyć. Osuszy płaczu gorzki żal, I w stratach się doliczy. Władców wyrzuci w barłóg mar, Przestanie słuchać dziczy. Krawat i potwór może wdziać, I białe kołnierzyki. A beznadzieje w dobroć siać, Z Bizancjum oddech dziki. Wykreślmy z życia wielkie zła, Pijarów do rynsztoka. Aby z Polskością myśl w nas szła, Sprawdzona już epoka. Józef Bieniecki
  21. U Grobu Pana U Grobu Pana usłyszę pytanie: Kogo tu szukasz? Ciebie szukam Panie... Szukam nie znajdę, Strach, groza panuje. Tu śmierci cisza,życia zakończenie, Suknia z całunem w znaku zatracenie. Ja jestem Tomasz, Uwierzę w skonanie, Słowa w niepamięć, Syna Zmartwychwstanie, Przemień słabości, Wzmocnij nutą wiary, Niechaj króluje, Bez reszty i miary. Oczami Boga, Spójrz,niechaj tak patrzą, Duszę ubogą, Krzyżem wiary znaczą. Józef Bieniecki
  22. Tatry-Na szczytach Tatr A w Majestacie Bóg wyznaczył, W górach swe królowanie, I na Synaju mówić raczył. Nakazał tam spotkanie. I na Giewoncie Krzyż zatkniety, Na Jasnej Górze -Pani. W Golgocie Krzyża bólem zgięty, Na Kalwaryjskiej grani. Na szczytach gór Boga słyszysz, Gdy aksamitnym głosem, Przemawia w tobie w świecie ciszy, I karmi gór patosem. Nie musisz pięknem się zachwycać, Posłuchaj słów w milczeniu. I troszkę wnętrze swe wyciszyć, By ulec oświeceniu. Tu zawieszona Boga Chwała, Aż dzwoni w uszach cała. A Twórcy dzieła-ich potęga, Z dolin ku Niebu sięga. Oto przedsionek prawie Nieba, Gdzie nic ci nie potrzeba, Błękity tkane chmury bielą, Niebo Anieli ścielą. Słoneczko świtem się uśmiecha, I wschodzi nowym życiem. Kopuła nieba niby strzecha, Powita cię o świcie. Pogodnej nocy gwiazd prorocy, Miliony świateł świecą. I odkrywają świat bez miary, Okryty tajemnicą. Józef Bieniecki
  23. Pani Święta Pani Święta. Bez mazy poczęta. Matko, Chrystusa Pana. Niepokalana. Przepłyniesz polem, Staniesz w ugorze. Mgielnym welonem, Odkryjesz zorze. I świt niewinny. Jak serce Twoje. Na świat nasz dziwny, Wyleje zdroje. Jak rosa rana, Niepokalana. Łzy ludzkie szczere. Wyproszą wiele. W serca głębinach. W górach, dolinach. W morskim bezkresie. I na Niebiesie. Prawda wszem znana. Niepokalana. Matka nas wszystkich. Chrystusa Pana. Józef Bieniecki
  24. Sąsiedzi "Polak- Węgier, dwa bratanki" Zaś o Niemcu nie ma wzmianki. Ruski? Od samego już zarania, Mocarstwowe ma żądania. Gdy wrednego masz sąsiada, Jakbyś w domu chował gada, Dniem, czy nocą, strzec się musisz, Gdyż natura węża kusi. Niech historie każdy czyta, W niej, o Niemcu, że bandyta. Zaś złodziejska krew od wieków, Poczyniła zło w człowieku. Ruski - choć słowiańska w nim natura, Wciąż zbójecka dusza chula. Dziś pogodnie, dziś spokojnie, Chcesz pokoju? Myśl o wojnie. Zawsze wiedzą więc sąsiedzi, Gdzie i na czym sąsiad siedzi. W pokojowym zatem stylu, W Polsce robi się debilów. Wczesnym rankiem, dla kogutka, Sypie ziarno, mać, Jagódka. Chwilę potem, za łebeczek, Już na obiad rosołeczek. Małe koszty i bez wojny, Zdybią Naród bogobojny. Punkt widzenia - propaganda. Znów czerwona awangarda. Józef Bieniecki
  25. Wierne drzewa Świadku czasów cierpliwy, choć cię też śmierć ima, W tysiącletniej historii poprzez wieki zżyma, Domu ptasich pokoleń, spiżarnio bez końca, Okrywasz od zimna, schładzasz w żarze słońca. Strażniku wieczny, który w szczycie domu, Toczy walki z wichrami, nie żaląc nikomu. Przyjacielu mój wierny, z przyrodą w symbiozie, Ze łzą w oku żałosny w poranionej brzozie. Smutny, kiedy żałoba i Kraj niedostatni, Ze współczuciem schylony, gdyż też w żalu bratni. Słuchaczu modlitw wierny, rozmodlony mnichu, Swoje modły przez życie składasz tu po cichu, Albo w chórze skrzydlatych, wierny przyjacielu, Których w swoich ramionach przygarnąłeś wielu. Tulisz w wiecznej kapliczce obraz nieskalany, Wymadlając opiekę u Niepokalanej. Jesteś źródłem natchnienia i intymnym gajem, Tutaj młodzi siadają pradawnym zwyczajem. Podglądaczu sekretny, nie warto zachodu, Takie same miłości starszych i za młodu. Zawieś lepiej oczęta w księżycowej buzi, Gdyż do niego wzdychają też mali i duzi. On zaś wiekiem doświadczon legendy poplecie, Bo wytrawny podróżnik po calutkim świecie. W cieniu listowia, nie tylko ptaszęta, Ale modlitw majowych litanija święta, Różańcowe koronki i Zielnej chwalebne, Pozdrowienia Maryjne strzeliste, pochlebne. W cieniu dobrego drzewa i żołnierz znużony. Na Anioł Pański staje, osadzając brony, Chłop daje spocząć koniowi i sobie, Zdrowaśki odmawia w bohaterów grobie. Wiele z piersi wyssałem matczynej alkowy, Rozmiłował też w pięknie mnie Wieszcz Narodowy. Trudno nie stanąć w cieniu obrazu olbrzyma. Słucham, sercem ogarnąć urodę oczyma, I prochem czuć maleńkim w Twoim Boskim Dziele, Ty wszystko dla mnie dałeś, ja Tobie niewiele. Wierni druhowie wierni polskiej mowie, Kronikarze przysięgli w sosnowym, w dąbrowie, Tu nie tylko raniony żołnierz padał gęsto, Rykoszetem targane drzewo legło często, Dziś konarem zeschniętym pamięć tamtym czasem, Rotę szumią pod niebem niosąc ponad lasem, Biwakowe wspomnienia przysypane śniegiem, I młodzieżą drzew wzrosła stojącą szeregiem, Batalionów potęga w zwartych czworobokach. Bronią leśnej przeprawy u brzegu potoka. Towarzysze pancerni pierś przy piersi zbrojna, Obrońcy obrońców, gdy wybucha wojna. Wierny ziemi przyjaciel taka jego rola, Jako Naród tej Ziemi nie ustąpi pola. Polskie brzozy ojczyste kto szuka natchnienia, Obok lipy usiądzie w czasach zapomnienia, W finezyjne wpatrzony brzozy białe skrzydła, Orły na zieleni unoszące widma, W wiecznych koronach dębów czytasz bieg historii. Czasy wielkich upadków, uniesień, wiktorii. A wierzba płacząca nostalgicznym tchnieniem, Przywraca łez powodzie wroga utęsknieniem. Być i wracać w te strony lub tęsknie bez miary. Gotów koszty ponosić, a nawet ofiary. Tutaj jodła ze świerkiem, z wiatrem komponuje, A tradycję lud wierny pamięta, śpiewuje, Dęby wielkie jak tury, jak czasów potęga, Ludzi i państwowości. Dumał będę pod wami, czekał nadziei, Szukał natchnień i kluczył czasem czarodziei. Może gdzieś zabłąkany duszek lipy, drzewa, Na mej lutni Ojczystej zwycięstwo wyśpiewa. Józef Bieniecki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...