Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Gałkowski

Użytkownicy
  • Postów

    1 212
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Gałkowski

  1. nie jestem ekspertem, ale olewasz waść chyba część zasad, jakie rządzą się dramatem. i własnie dlatego jestem na tak=). i nie, żebym miał coś do tradycyjnego dramatu. po prostu zawsze to jakiś powiew świeżości=). co do fabuły ... nie powaliła. ale i nie odrzuciła. ogólnie się podoba=) + pozdr
  2. tego, znaczy się: eureka!=) wiem już, jak wytłumaczę owe upały, w świetle głównej intrygi. to nie będą jakieś tam zwykłe upały, co to to nie=), ale na razie nic nie powiem=). w każdym bądź razie teraz już z czystym sumieniem mogę pozostawić Irlandię, ta nietypowośc pogody jest mi nawet na rękę. uffff...=) dzięki za zwrócenie uwagi na ten problem pozdr
  3. do tej części może i tak... ale trudno w Ameryce znaleźć miasto z długą, związaną z chrześcijaństwem tradycją, pozostałościami dawnej świetności z czasów Rzymian etc. nic więcej nie powiem, bo za wiele zdradzę, ale tyle i tak chyba wystarczy. Ameryka odpada w świetle dalszej fabuły... myślałem, żeby osadzić akcję może na południu Francji, ale wtedy z kolei znów musiałbym zmieniać mile na kilomentry etc.=). chyba, że napisałbym jednostki miar z punktu widzenia bohatera, który przyjeżdza z jakiegoś anglosaskiego kraju. ale pozostaje jeszcze problem nazwy ulicy... Swoją drogą, kilka dni bez deszcu zdarza się chyba nawet w Irlandii=). Zresztą: nie problem zepsuć pogodę, "kolejny upalny dzień" oznacza, że wcześniej był co najmniej jeden, dajmy nawet dwa. i wystarczy=). owsze, lubię Celtów, ale to akurat nie ma tu nic do rzeczy - po pierwsze: Irlandia została dość wcześnie schrystianizowana (pojawienie się chrześcijaństwa w Irlandii: 400-800), a to mi będzie potrzbne. po drugie: nazwa brzmi tak trochę skandynawsko, a Wyspy przez pewien czas Wikingów "gościły" (choć nazwa to nie problem akurat). po trzecie: jak już mówiłem, potrzebne mi mijesce z Rzymską przeszłościę (czyli Wyspy znowuż się wpasowują). pozdr
  4. dzie wuszko: dzięki za odwiedziny=) polKo: fakt, zastanawiam się nad tym problemikiem od jakiegoś - dłuższego - czasu. choć w sumie taka temperatura na Wyspach to spore wydarzenie jak mniemam, w innym wypadku nie byłoby sensu się nad tym rozwodzić, bo byłoby to oczywiste. więc jest to niejakie wytłumaczenie=). to nie jest realizm, dajmy wyspiarzom jedno normalne lato=). ale żeby nie było: południe Irlandii leży mniej więcej na tej samej szerokości geograficznej, co północ Polski. a skoro nad naszym (zimnym przecież niemiłosiernie) morzem zdarzają się - rzadko, bo rzadko, ale jednak - takie temperatury (90 Farenheita to około 30 Celsjusza), nie jest to chyba znowuż takie nieprawdopodobne. pozdr
  5. Wy wszyscy chodzicie do jednej klasy? Jesli tak to pozdrowcie ode mnie panią od polskiego. tak jest Panie plofesoze, jak nas Pan rozgryzł? z ukłonami i wyrazami szacunku Marcinek z pierwsej "be"
  6. a przyznam się bez bicia, że nie widziałem. będę musiał to nadrobić=) pozdr
  7. to jeszcze ja. przemyślałem co nieco i doszedłem do wniosku, że akcja nie może dziać się w USA. tam raczej trudno o średniowieczny ratusz, który pojawi się w następnej części=). raczej Szkocja, Iralandia, te klimaty, Conor to wszak celtyckie imię (coś celtyckiego być musi=). choć w zasadzie i tak nic to nie zmienia - będą mile i Fahrenheit=). pozdr
  8. No cóż, postaram się wytłumaczyć z tego i owego=) 1) nie precyzuję do końca miejsca akcji, to są fikcyjne miejsca. choć faktycznie, najbliżej chyba USA. w sumie racja, mile będą lepsze=) 2) ale ów turysta też skądś musiał tę żaglówkę wziąć, bo raczej trudno byłoby ją przywieźć w samochodzie=). znaczy się - jest zapewne jakaś przystań, a na totalnym zadupiu raczej się takowej nie uświadczy. 3) w porównaniu z totalną pustką, małe domki to już jednak pewien postęp cywilizacyjny=). ale rzeczywiście - Twoja wersja lepsza, muszę przyznać=). 4) najpierw chodzi mi o stację radiową, potem - o płytę lecącą w odtwarzaczu. może to i zbyt potoczne myślenie, ale "wyłączył płytę"/"wyłączył odtwarzacz" jakoś mi nie gra. ale coś będę musiał pomyśl;eć, bo rzeczywiście może być mało czytelne. 5) heh, no nie mogłęm się powstrzymać. wzmacniacz, a już zwłaszcza Marshall (nie mówiąc o lampowym) to dla mnie świętość, stąd takie pieszczotliwe określonko. 6) szczerze powiedziawszy, nigdy tak tego nie odbierałęm (że paskudny zwrocik). ale skoro tak mówisz. 7) nie chciałem już powtarzać wyjął - wyjął. skoro wymacał, znaczy następnie się wyjął i zapalił. 8) potocznie określa się tak też instrumenty zrobione przez lutnika. wiem, wiem, to samo co z piecykiem=) 9) racja, racja 10) no raczej Celcjusza=). oczywiście, muszę to zmienić. i chyba pokuszę się o Farenheita. 11) akacje zawyczaj mają właśnie słodkawy zapach, nie chciałem aż tak dosłownie tego pisać. zapach + nazwa ulicy pozwala - chyba - wywnioskować. chociaż w sumie... 12) hmm, no spotkałem się parę(set=) razy z takim użyciem. mocno potoczne, ale jednak. Leszku, naprawdę wielkie dzięki za komentarz, biorę się za poprawki. Jeśli "upierdliwość" ma przyjmować taką formę, to ja nie mam nic przeciwko=). thriller? horror? romans? haha, nie powiem=). jeszcze nie teraz=) pozdr i jeszcze raz wielkie dzięki
  9. nie czytałem wcześniejszych odsłon, będę to musiał nadrobić. cóż... daje do myślenia, a to chyba dobrze. może nie chłonąłem tego z oczami na żyłach, ale na pewno nie zapomnę po piętnastu minutach (a taki już los znakomitej większości textów=). Baboli nie zauważyłem. btw: siedzę sobie kiedyś na lekcji, czytam autobigrafię Milesa Davisa. podchodzi qmpel: Davis? Hmmm... taki koszykarz był". Smutne. Tak jakoś skojarzyło mi się to z wpisem z 5 marca. + pozdr
  10. ok ok ok jak napiszę, to wstawię=) pozdr
  11. tytuł mnie zaintrygował, nie powiem, spodziewałem się orzeszkowania. ale go nie znalazłem na całe szczęście. podpiszę się pod wypowiedziami przedmówców (przedpisców?=). tych dwóch pierwszych, znaczy się Sceptica i Dejokata. pozdr
  12. nie jest to cały pierwszy rozdział, a jedynie jego fragment (początek konkretnie), stąd taka - dziwna - cyferka w tytule
  13. "Ja jestem głosem wołającego na pustyni: Prostujcie drogę dla Pana, jak powiedział Izajasz prorok" Jan 1, 23 1 Dochodziła szósta, tak przynajmniej twierdził prezenter radiowy. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Conor wyłączył radio i włożył do czytnika płytę Deep Purple. "Nobody gonna take my car, I'm gonna race it to the ground*." Uśmiechnął się i dodał gazu, przed południem chciał być na miejscu. Droga była pusta, od dobrych stu mil nie zauważył żadnych oznak życia. Uchylił okno, pęd powietrza rozwiał mu włosy. Z lewej lśniła tafla jeziora, kątem oka dostrzegł maszt żaglówki. Czyli jednak ktoś tu chyba mieszkał. Po jakimś czasie na horyzoncie zaczęły pojawiać się małe domki, widocznie wjeżdżał w nieco bardziej cywilizowaną okolicę. Zatrzymał się na poboczu i wysiadł z samochodu. Musiał napić się kawy. I zapalić. Walczył z nałogiem dobre kilkanaście lat i jak na razie nic z tego nie wychodziło, każdy dzień zaczynał od fajki. Wymacał w jednej z kieszeni paczkę papierosów, wyjął z bagażnika termos i oparł się o auto. Kawa była już prawie zimna, ale lepsza taka, niż żadna. Słońce stało wysoko, jego promienie odbijały się od leżącej na dachu srebrnej zapalniczki. Był początek lata, lekki wietrzyk niósł ze sobą mieszający się z tytoniowym dymem zapach zieleni. Conor otworzył tylne drzwi czarnego Forda Mondeo, wyjął z pokrowca gitarę - pięknego, wzorowanego na Les Paulu lutnika - usiadł na masce i zaczął grać. To też był nałóg. Cały dobytek, jaki wiózł ze sobą do nowego domu, stanowiło kilka książek i płyt, parę ubrań, komputer, zajmujący znaczną część bagażnika piecyk Marshalla i właśnie ta gitara. Niczego więcej nie potrzebował. Drogą przejechał samochód, pierwszy od dobrych dwóch godzin. Olheim przywitało go skwarem, topiącym się asfaltem i brakiem żywego ducha. Dochodziło południe, musiało być koło dziewięćdziesięciu stopni Fahrenheita w cieniu, miasto było ciche, jakby martwe. Conor zatrzymał samochód i w kiosku kupił plan miasta - Olheim nie było duże, ale w licznych, wąskich uliczkach łatwo można było się pogubić. Z tylnej kieszeni dżinsów wyjął pomiętą karteczkę, jeszcze raz chciał sprawdzić nowy adres. Acacia Avenue 22. Nieprzypadkowo wybrał takie miejsce, już lubił tę okolicę. Acacia Avenue okazała się wąską, brukowaną uliczką, zaś unoszący się w powietrzu słodkawy zapach był najlepszym wytłumaczeniem tej nazwy. Dom Conora stał na samym końcu, oddalony od pozostałych o kilkadziesiąt metrów. Był to niewielki, jednopiętrowy budynek z pokrytym czerwoną dachówką spadzistym dachem i małym ogródkiem. W środku unosił się kurz, wpadające przez szpary w roletach promienie Słońca tworzyły świetliste smugi. Zjawisko Tyndalla w całej okazałości. Było tu łącznie pięć pokoi - trzy na dole i dwa na górze, dodatkowo na parterze znajdowały się kuchnia i łazienka. Conor postawił walizki na podłodze i skierował się ku drzwiom, najpierw chciał poznać miasto, zwłaszcza, że w domu wszystko zdawało się być na miejscu. Odpalił papierosa i wolnym krokiem ruszył przed siebie. Ta ulica miała swój własny, trudny do opisania mikroklimat, własną aurę i czas. Wszystko działo się tu pięć razy wolniej, każda minuta rozciągała się od upału, ludzie żyli poza światem. Acacia Avenue była enklawą, miejscem zupełnie innym od pełnego pubów, sklepów i sklepików poprzeplatanych gdzie niegdzie restauracjami, rynku Olheim. _______________________________ * Deep Purple: "Highway Star"
  14. wygląda jak streszczenie kilku(nastu) odcinków "M jak Małość" albo czegoś w tym guście. zupełnie nie moje klimaty, odbiłem się, jak ten - nie przymierzając - kauczuk. Błędów wypisywał nie będę, bo są wymienione powyżej (widzę, że niektóre już poprawiłaś). ogólnie rzecz biorąc nie podoba mi się. pozdr
  15. hmm, mam mieszane uczucia... + naprawdę wciągnął mnie pierwszy fragment (i gdzieś tak do połowy drugiego) + dość płynnie się czytało - interpunkcja, ale to nie jest jakiś poważny zarzut - stereotypowość, ale to już chyba było mówione - jak dla mnie za dużo przekleństw. nie jestem purystą, ale takie ich nagromadzenie trochę mnie śmieszy. zresztą poczytaj "Achaję", to zrozumiesz, o co mi chodzi, tam też mnie śmieszyły (na szczęście u ciebie nie ma wiązanek z zestawieniem słów "kurwa" i na przykład "małpa"=) - jak dla mnie akcja dzieje się trochę za szybko co prawda minusy przeważają plusy, ale zważywszy na ich wagę, dla mnie wszystko się równoważy. czekam na ciąg dalszy, a to już coś=) pozdr
  16. domyśliłem się, że to sen (zwłaszcza przy Mordorze i Białej Dłoni), ale ten Harry i tak mi tu nie pasuje. za diabła. mnie to nie śmieszy. zupełnie. przykro mi. ja się wieku wcale nie uczepiłem=). pozdr
  17. dobrze, że krótkie, bo dłuższego bym nie zdzierżył. przykro mi. momentami ma przebłyski, ale ogólnie cienitko. co tu robi ten Harry Potter?! zgodzę się z adamem: za dużo tego willtytowania. i co najważniejsze: gdzie tu jakaś akcja, fabuła? idze dwóch kolesi, nagle ni z gruchy ni z pietruchy trafiają do pierdla, przeskok o cztery lata i... koniec. pozdsumowując: moemntami znośnie. ale tylko momentami. PS a ja jestem siednemnastolatkiem i się nie chwalę=)
  18. o psach przeciwpancernych już gdzieś czytałem i - szczerze mówiąc - mocno się przy tym wkurwiłem. fajnie, że ktoś to zauważył i o tym napisał. plus. duży. pozdr
  19. no... pierwsza część podobała mi się bardziej. dużo bardziej. a tu momentami fajnie, momentami - przynajmniej dla mnie - cieniutko. ale mimo tego źle nie jest=).tylko - kur*a nienawidzę dosłowności. i tu też momentami mnie ona wkurwia. ale innej wersji sobie nie wyobrażam=). dalej ma coś w sobie pozdr
  20. noż kurde, czego to takie krótkie jest? ciekawi mnie twoje pisanie. ma jakiś swój klimat, coś charakterystycznego. co do powyższej dyskusji, to powiem tylko, że lubię pisanie adama i wcale nie uważam się z tego powodu za kretyna. z tego co wiem, pod Twoim textem powinno się komentować Twój text, a nie texty autora, któremu się on nie spodobał. ot taka mała dygresyjka. idę czytać drugą część=). aleś to porozrzucała w działach...=) pozdr
  21. no nie wiem, nie spodobało się... choć nie moge powiedzieć, że to jest złe, bo jednak coś w sobie ma. z tym, że nie moje klimaty. doceniam, nieźle napisane (tylko krótko...). matką nie jestem i nie będę raczej=), może dlatego treść nie przemawia. tyle. pozdr
  22. no nie wiem sam... końcówka jakaś taka... oklepana. nie jest zła. tylko trochę... banalna. gdzieś już natknąłem się na motyw z obumieraniem nieużywanego serca. i to nie raz. ale do tego momentu jest ciekawie. odejmowanie sobie wszystkiego po kolei skojarzyło mi się z kolejnymi etapami nałogu, obojętnie jakiego. nie wiem, czy takie było Twoje zamierzenie, ale ja to tak odebrałem. ogólnie na tak, ale - jak już mówiłem - końcówka trochę zawodzi. chodź za to "chyba" na końcu duży plus. niby nic, a jakoś tak... urozmaica=). jest dobrze=). chyba;) pozdr=)
  23. sam nie wiem. "Konrad Pierdzioszek" zupełnie mnie nie bawi. są momenty lepsze, sa gorsze. chwilami wręcz niesmaczne - IMO - ale z drugiej strony nie ma czego porządnie się przyczepić. może tylko tego nieszczęsnego Pierdzioszka i ogólnie popier...dzianej tematyki=). nie rozbawiło mnie, choć przez chwilę delikatnie się uśmiechnąłem=). pozdr
  24. szybkie mailotele: Proza to: a) wiersz b) proza c) dyspcyplina sportu do poezji chyba raczej. a sam wiersz mnie nie powalił, szkoda. pozdr
  25. dzięki za komentarze no racja, coś z tym początkiem będę musiał zrobić:/ wóda święcona? możliwe, możliwe. w tym kraju...=) pozdr
×
×
  • Dodaj nową pozycję...