Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Gałkowski

Użytkownicy
  • Postów

    1 212
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Gałkowski

  1. temat odkrywczy nie jest, a tu nie widzę nic, co wniosłoby do niego coś nowego. technicznie gut, treściowo niby niczego zarzucić nie można, ale rozumiesz. to tak jak z typowym, sztampowym fantasy. elfy, patos, krasnoludy, patos, biel, patos, czerń, patos, szczęk stali, patos, szlachetni rycerze, patos, mądrzy królowie, patos, braterstwo, patos, walka do ostatniej kropli krwii, patos. i wychodzi nam Manowar ("Brothers in England! Norway! Sweden! Italy!" - i tak jeszcze parę zwrotek z wyliczeniami różnych krajów, jest nawet Polska=). niby wszystko ok, ale ileż można? tu jest podobnie. nic nowego. ale nie, żebym był od razu na nie=). chociaż żeby od razu na tak... nie wiem. gdzieś pośrodku, ale bardziej na tak=) aha! dlaczego - Dżizas ... (kto oglądał "Dzień Świra" wie, co wykropkowałem=) - tytuł po angielsku?! pozdr
  2. technicznie się - za bardzo - nie przyczepię. treść ciekawa, ale jakoś mnie nie ruszyło mimo, że przerabiałem już kiedyś wegetarianizm (okrąglutki roczek). choć sam pomysł niezły. i jeszcze jedno: polityce w opkach mówimy stanowczo: nie!!! jak można lubić dwie kaczki? (mam oczywiście na myśli ową solniczkę i pieprzniczkę, proszę mnie nie brać za jakiś zdegenerowany element antyspołeczny, a fe=) pozdr
  3. hmmm... nienawidzę takiej dosłowności, zawsze wkurzało mnie to u Sapkowskiego, czy choćby Piekary. tym bardziej zdziwionym byłem, że mnie nie odrzuciło. to jest cud, ale się nawet spodobało=) pozdr=)
  4. ja wiem... nie wiem=). póki co w Zecie dałem dwa opka. Cysorza zacząłem tutaj, więc chyba tutaj skończę, żeby nie trzeba było skakać między działami;). Podobnie pewnie będzie z Connem i Ragnarok. chociaż... kto wie?=) się zobaczy=) niemniej jednak miło mi niezmiernie=) pozdr
  5. może i nie powaliło mnie na kolana, ale ogólnie rzecz ująwszy, jest dobrze. czytało się sprawni i szybko (choć to akurat powodowane jest "krótkością"). ciekawe, choć za kilka dni zapomnę (to już i tak coś, przez te kilka dzionków będę pamiętał=). ale niewielu udaje się zagościć w mojej pamięci na dłużej. dobrze. ale nie rewelacyjnie. pozdr
  6. a tak mię coś natchło ostatnio, coby to kontynuować=). i - przepraszam bardzo - tylko nie królu -.-. brzydzę się polityką=). miło, że zajrzałaś=) pozdr
  7. hej=) ja tam w piekle - jeszcze - nie byłem, nie wiem co - i ile - tam piją. ale chciałem podkreślić moc trunku, skoro wysiadł nawet diabeł (spiryt? 128%?). ewentualnie można też potraktować to jako wodę i wtedy nabiera zgoła innego wymiaru - Samael nie jest przystosowany do zwykłych napojów=) (wartość edukacyjna=). ogonek się wkradł, dzięki za zwrócenie uwagi. skoro Samael puścił tzw. "wiąchę" to chyba powinna być liczba mnoga=). dialog zbyt slangowy? hmm... chciałem właśnie tak "przegiąć" postać kieszonkwca=). rezerwacja kociołka? ale jakby co, to ja nie mam z tym nic wspólnego=). jeszcze mnie bratersko za kratki wsadzą=) dzięki za komentarze i pozdrawiam=)
  8. dzięki za komentarz=) pozdr
  9. hmmm... hmmm, hmmm, hmmm...=). zasadniczo pobieżnie ja na tak. nie wiem, jakoś mnie chwyciło, dokonało czegoś, czego nie udaje się innym opkom tego rodzaju. może dlatego, że kocham jesień i drzewa (to chyba jakieś zboczenie=). za klimat +. pozdr
  10. jest i część czwarta. ponoć lepiej późno, niż wcale=)
  11. 4 Antycypacja W Zasadzie To Średnia byłą niewielką mieścinką u podnóża gór. Założona wiele lat temu przez Józusia Kierpce Ciupazkę Gąsienicę Zielonego ostała się w zasadzie niezmieniona. Lato od zimy wciąż odróżniano tu dzięki ilości śniegu, co pozornie wydawać może się normalne. Pozornie, bo latem było go po prostu trochę – nieznacznie – mniej. Ta noc była wyjątkowo mroźna, nawet biorąc poprawkę na tutejszy klimat i średnią opadów. Takiego zimna nie pamiętały najstarsze menele, najpośledniejsze trunki, jak Komandos, czy Łzy Sołtysa zamarzały w butelce. Pośród pobielonych szadzią olbrzymich dębów, jakie zazwyczaj sadzi się przy drogach – najlepiej na zakrętach, co jest zwyczajnym przejawem człowieczeństwa, wszak skraca męczarnie ludzi, którzy z owego zakrętu wypadną, bo zamiast zamarznąć na poboczu od razu przeniosą się do lepszego świata – pojawiła się dziwna, niebiesko-fioletowa kula. Z każdą chwilą pęczniała, iskrząc się przy tym i lśniąc jak psu oczy. Wyglądała jak malutki wszechświat, zbitka skompresowanej materii, kotłująca i poszerzająca się z każdą chwilą. W środku tego zjawiska jęła powoli wyłaniać się ludzka postać. W końcu kolorowa otoczka zniknęła, pozostawiając na drodze przykucniętego przybysza. Obserwujący całe zajście zza okazałego buka Zenuś Wojtuś Jędruś Donicka Cielebąk nie wytrzymał i pędem, na przełaj puścił się do domu. Podobno nie wychodził z niego przez kilka dni, przez co ominęło go wiele ważnych regionalnych imprez (mowa o imprezach kulturalnych rzecz jasna). Samael podniósł się z popękanej nawierzchni i spojrzał na swoje ręce. Były zupełnie jak ludzkie. Uśmiechnął się i w zamyśleniu potarł brodę, kalecząc dłoń o kant szczęki. Syknął. Przejrzał się w lodzie, na całe szczęście tubylcy nie mieli zwyczaju usuwania go z jezdni. Był zupełnie nagi, jeśli nie liczyć okularów słonecznych. Na lewym ramieniu widniała wytatuowana kotwica, na prawym – pokaźny napis gotycką czcionką: „Gubernator”, na klatce piersiowej zaś wizerunek Uzi i dwa słowa: „Sarah Connor”. Co to miało symbolizować? Nie miał czasu na rozmyślanie, było zbyt zimno. Jakby na zawołanie jego uszu dobiegł odgłos kroków. Odwrócił się i ujrzał przed sobą przestraszonego człowieka. Przywołał go do siebie gestem. - Fiata oddałem pięć minut temu – zaczął rezolutnie nieznajomy. Samael spojrzał na niego groźnie. Tak na wszelki wypadek. - Ej spoko… - mężczyzna cofnął się nieznacznie. – Portfela też już nie mam. Może jakieś ubranko? – rozpaczliwie szukał jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Książe demonów pokiwał głową. Po chwili stał w gustownej skajowej kurtce, ciepłych dresach i walonkach. W dowód wdzięczności dał swojemu wybawcy okulary przeciwsłoneczne. Nie uszedł nawet stu dwudziestu czterech kroków, gdy tuż koło niego rozległ się piskliwy głosik: - Hej, stary, przywitałbyś się chyba, nie? - Co, gdzie... – Samael rozejrzał się, ale nikogo nie zauważył. - Patrz niżej. Spuścił wzrok. Z bocznej kieszeni jego kurtki wystawała niewielka głowa w czerwonej czapeczce. Wśród gęstej, siwej brody widniały dwa, mrugające co chwila oczka i nos, kolorem pasujący do czapki. Samael wzdrygnął się, w pierwszej chwili wziął obcego za Świętego Mikołaja, a ze zrozumiałych względów żywił dużą urazę do wszelakich świętych. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że tamten był chyba nieco większy. - O, krasnoludek – odezwał się w końcu. - Co ty, głupi jakiś? W krasnoludki wierzysz? - To kto? Świę... tfu! No ten koleś co roznosi prezenty na Boż… na Gwiazdkę? - W Mikusia też wierzysz? Nie no, chłopie, z tobą jest naprawdę niedobrze. – Mały zrobił zatroskaną minę i cmoknął z niedowierzaniem. – Gdzie się tacy rodzą? - To kim ty jesteś? - Ano tak, nie przedstawiłem się, pardon. Ale moje imię to tajemnica, rozumiesz, zawodowa. - Jaka? - Zawodowa. No bo ja jestem złodziej. - Kto? – Samael zatrząsł się ze śmiechu. – Może morderca? - Bardzo śmieszne. Kieszonkowiec. Znaczy się: złodziej kieszonkowy. Czaisz? Kumasz czaczę? - No w sumie… - No. To ty czekaj tutaj, ja za chwilę wracam. - Gdzie ty idziesz? - No przecież widzę, żeś tu nowy. A gość w dom, Bóg w dom. - Nie klnij! – ryknął Samael. - Aha, rozumiem, sory. Znaczy się satanista? - Niejako. - Okej. Ty, czekaj chwilę, stań tak lewym profilem. O tak tak tak... Ty no, kurde, ja cię znam! Ty jesteś ten aktor i polityk! - Co jestem? - No nie rżnij głupa. Ale jaja. Dasz mi jakiś autografik? - Auto-co? - No rozumiesz, dla żony i bachorów. Ucieszą się. Zresztą – pogadamy za chwilę. Biegiem ruszył przed siebie. Samael stał przez chwilę w osłupieniu, w końcu postanowił rozejrzeć się po okolicy. Potknął się o wystający kawałek asfaltu i runął na ziemię. Przez dłuższą chwilę z jego ust wydobywały się słowa, których nie przytoczymy tutaj, ze względu na niewielką wartość edukacyjną. Wstał i usiadł na ziemi. Po chwili jednak poderwał się jak oparzony. Choć bardziej pasowałoby tu – zamrożony. Kieszonkowiec pojawił się po kilkunastu minutach. Ciągnął za sobą pokaźnych rozmiarów worek. Postawił go przed Samaelem. - To co – zaczął – tu się rozbijemy nie? I tak nic tu nie jeździ. Wyjął z worka grzejnik, rowerek treningowy, dynamo i kilkunastoletniego chłopca. Złączył wszystko w skomplikowaną instalację, dzięki czemu po chwili zrobiło się trochę cieplej. Następnie wygrzebał kocyk, dwie butelki podejrzanej, mętnawej cieczy, dwa słoiki po musztardzie, kilka ogórków kiszonych i pęto kiełbasy. - To jak, zdrowie nie? – powiedział i podniósł do ust wypełnioną już szklankę. Książę demonów poszedł za jego przykładem. Krztusił się przez dłuższą chwilę. - Co to jest? – zdołał wychrypieć w końcu. - No nie no, co jest z tobą? Wierzysz w Mikusia, w krasnoludki, udajesz, że nie jesteś kim jesteś, a teraz to… no ja nie wiem. E, młody, nie obijaj się! – krzyknął w stronę instalacji elektrycznej. Samael obudził się rano na szosie. Obok, chrapiąc i parskając leżał Kieszonkowiec. Nieopodal walały się dwie puste butelki. Chłopiec, rower, dynamo i grzejnik zniknęły. Spróbował podnieść głowę. Niepotrzebnie. - Ja chcę do Piekłaaaaaaaa… - zawył i zaszlochał.
  12. się spodobało=) choć z tym tytułem to ja bym teraz uważał. pod żadnym pozorem nie zmieniaj "parada" na "para", bo mogą Cię zamknąć=) pozdr=)
  13. nienawidzę walentynek. wpadłem zwabiony tytułem i - niestety - się rozczarowałem. ten list/mail nic nie wnosi, a ja z lektury nic nie wyniosłem. szkoda trochę, choć zastanawiam się, co jest ostatnio bardziej komercyjne, same walę-w-tynki, czy też pokazowy bunt i rozgłaszanie, jak to się ich nie cierpi (wiem, napisałem na początku coś w tym stylu, ale to akurat było podyktowane ciągiem dalszym komenta i - mam nadzieję - usprawiedliwione=). nie ruszyło mnie. w pierwszym akapicie za dużo pierdolenia. nie jestem purystą, ale przekleństw jednak trzeba umieć używać. bo tu akurat szczerze mnie rozbawiły. i chyba tylko to ostatnie zapamiętam z tego textu. a i to nie na długo. szkoda. pozdr
  14. dzięki za odwiedziny pozdr=)
  15. zwykłe grzeszne dusze mają prze... kichane dajmy na to=)
  16. miło, że wpadliście. PORMO? brzmi ładnie(j), nie powiem=) część czwarta się robi i już prawię się zrobiła, ale Conn ma ostatnio jednak pierwszeństwo=). choć aktualnie odpoczywa, więc podejrzewam, że Cysorz 4 już niebawem=) pozdr
  17. I'm still alive, muhahahaaaaaaa!!! móóóóóóóóózg... nie wiem, jakoś szerzej opisać uczucia narratora. ale teraz też jest dobrze, więc może najlepiej już tak zostaw. P.S. "fajnie pisał"? to warto było życie poświęcić=) móóóóóóóóóóózg...
  18. dzięki za odwiedziny=)
  19. feministki każą mnie rozstrzelać, ale zgodzę się z przedmówczynią=)
  20. to znaczy ja się zgadzam z dzie wuszką. konkretnie: przyciąć wypowiedź dziewczyny a wydłużyć trochę resztę. pozdr
  21. pomysł ciekawy. końcówka niezła ale możnaby ją trochę rozwlec, przedłużyć. jest kilka babolków, ale teraz pamiętam tylko jeden: lodowo (chyba miało być "losowo") podobało się=) pozdr
  22. e, najlepsze konklawe to były w średniowieczu. zanim jeszcze kardynalstwo zaczęto zamykać, zjeżdżali do jakiejś wioski i siedzieli tam kilka lat. i weź tu panie utrzymuj=), więc w końcu postanowiono ich wziąć pod kluczyk=). co do tekstu: ja na tak! choć nie wiem, czy jest sens pisać ciąg dalszy. ten fragment można - IMO - potraktować jako całość, zaznaczenie pewnych problemów. bo przecież nie zaskakujące zwroty akcji, a sam pomysł jest tu najważniejszy. pozdr
  23. ciekawa dyskusja się wywiązała i moim patriotyczno-muzycznym wręcz obowiązkiem jest wziąć w niej udział. ja też lubię sobie - od czasu do czasu, nie za często ale jednak - puścić Cradle albo Children of Bodom (ale też - i to już częściej - Clannad, Metheny'ego, Davisa czy też Opeth, ale nie o moich preferencjach muzycznych my tutaj). I ani Dani z ekipą, ani mr. Laihalo (tak to się pisze?) nijak nie przekładają się na moją "twórczość", zarówno muzyczną, jak i pisarską (co innego z zawartością nawiasu). tyle ode mnie na temat wpływu muzyki na pisanie. a czy Cradle to black? myślę, że trzeba zawierzyć im samym, a towarzysz Davey twierdzi, że blacku nie gra=). co do samego tekstu... jakiś taki dziwny mnie się wydaje. jak na debiut jest całkiem nieźle, ale ogólnie przynudza. chciałeś stworzyć refleksyjny nastrój ale ci niestety nie wyszło (może to dlatego, że ja od urodzenia mam dołka i mnie to prostu nie rusza=). zbytnia dołowacizna z tego wyszła i dla ciebie jest to czytelne, ważne, ale dla osób postronnych - obojętne. wiem co mówię, bo sam napisałem kiedyś parę takich "weosłych" rzeczy=). i jeszcze jedno: inwersja won! pozdr=)
  24. ale ja nikogo/nic nie oceniam. mówię/piszę tylko, że mimo innych poglądów, tekst mnie zainteresował. to chyba dobrze?=) pozdr
  25. heh, dobre, dobre, nie powiem=) wciąga fajnie, że ktoś w tym kraju wie jeszcze o istnieniu czegoś takiego, jak blues. zarzutów brak. pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...