
Marcin Gałkowski
Użytkownicy-
Postów
1 212 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Marcin Gałkowski
-
Armia nienawiści
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Mirosław_Butrym utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ciekawe. coś pomiędzy prozą, a wierszem, tylko podzielić na wersy=). mimo wszystko powiedzieć to, co chce się powiedziec w kilku zdaniach, to sztuka. może nie jest odkrywczo, ale + pozdr -
Cysorz 2
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
dzięki za odwiedziny=). wulgaryzmy chyba jednak pozostawię. to jest parodia, chcę pokazać ludzką - i przez to zupełnie tu niepasującą - stronę demona=). Może za wysoko stawiam sobie poprzeczkę, ale próbować trzeba=). pozdrawiam -
wersów rzeka
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na gonzo utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
treść ciekawa, pomysł dobry. z wykonaniem już gorzej. skoro zdecydowałeś sie na rymy, powinieneś ustalić jakiś rytm, a ten jest tu połamany. ta część jak dla mnie na -, ale za reszte + :). pozdrawiam -
Sąsiadka z Owings Mills.
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Tomasz Pietrzak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
przeciw miniaturkom nic w sumie nie mam (choć to już jest zminiaturyzowana miniaturka), ale tutaj sens jest bardzo głęboko ukryty. jeśli jest tu jeszcze jakiś inny cel niż ukazanie upływu czasu, przemijania, to ja go nie znalazłem. bardzo poetyckie. za ten czas i za klimat +. za poetyckość (może chwilami zbyt nachalną, ale co tam) drugi +. za objętość -, za pogmatwanie, drugi -. wychodzi gdzieś pośrodku. mimo wszystko ja jednak bardziej na tak, niż na nie. pozdr -
może i jest w tym jakiś głębszy sens, ale ja nie jestem w stanie go znaleźć. jedna uwaga: 'tą twarz' = 'TĘ twarz'. Ja wiem, że ponoć dwie formy są poprawne, ale jak na razie tylko w mowie. Póki co, trzymajmy się więc przy pisaniu 'tę'. pozdr
-
Cysorz 2
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
wymienione już 999 można też potraktować, jako Szatana po ostrej imprezie=) -
Cysorz 2
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dziekuję za komentarze. dzie wuszko: motyw mistrzomałgorzatowski jest tylko wątkiem pobocznym (bardzo pobocznym=) nie zamierzam go raczej kontynuować, więc może Bułhakow nie będzie mnie ganiał na tamtym świecie=). Mimo wszystko jednak, skoro Woland przemknął przez część pierwszą, wypadało coś wspomnieć. A sama wiadomość od niego celowo mocno łagodzi rzeczywistość=). pozdrawiam syćkich=) -
Cysorz 2
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
- Po co tak wcześnie wstajesz? – Lilth przeciągnęła się i stłumiła ziewnięcie. Samael rzucił jej zaspane spojrzenie i westchnął ciężko. - Służba nie drużba kochanie. Dźwigam na swych barkach ciężar całego Piekła, niczym Atlas Ziemię. - Ach Sam, jak ty pięknie mówisz! – demonica pisnęła z zachwytu. – Gdzie się tego nauczyłeś? - No cóż… - Samael dumnie wypiął pierś. – Pozycja do czegoś zobowiązuje. Muszę świecić przykładem. Na twarzy Lilith zagościło przerażenie: - Obiecałeś, że nie będziesz chodził do elektrowni! – w jej głosie pojawił się wyrzut. - Spokojnie kochanie. To taka przenośnia. Lilith odetchnęła z ulgą: - Ale nie będziesz chodził do elektrowni? – spytała ze strachem. - Oczywiście. - I nie będziesz świecił? - Tylko przykładem. - No… niech ci będzie – odpowiedziała Lilith po chwili zastanowienia. Na drogach było jak zwykle tłoczno. Gdy Samael dotarł wreszcie pod drzwi swojego gabinetu, było już grubo po szóstej – porze, o której w Piekle zaczyna się dzień roboczy. Delikatnie otworzył drzwi. Ryk syren rozdarł powietrze. - Dwadzieścia trzy minuty i osiemnaście sekund spóźnienia! – ryknął głos z głośników zawieszonych pod sufitem. Żelazne obejmy zacisnęły się na nogach Samaela, zupełnie go unieruchamiając. Panna Black spojrzała na niego ze współczuciem i pokręciła głową. - Powód spóźnienia!? – ryczał głos. - No… - zaczął Samael nieśmiało, ale głos nie dał mu dokończyć. - Nie ma żadnego no! Nasi przywódcy nie mogą sobie pozwolić na spóźnienia! Nie myślcie, że ujdzie wam to na sucho towarzyszu! Pytam krótko i oczekuję krótkiej odpowiedzi! Zrozumiano?! - Tak. - Więc?! Powód?! - Korki. - Zostaniecie dzisiaj w pracy półtorej godziny dłużej! Samael pokiwał głową. Wiedział, że nie ma sensu sprzeczać się z komputerem. Zwłaszcza z WSIMOPP (Wewnętrzny System Identyfikacji, Monitoringu i Ochrony Pracowników Piekła). Wprowadzony przez Lucyfera system był niezawodny i – wbrew pozorom – stanowiło to jedną z jego największych wad. Nie dało się go zniszczyć, nie dawało się go oszukać, przekupić. Działał na nerwy wszystkim, nie wyłączając samego Szefa, który zamontował go w swoim gabinecie jako pierwszy. Samael usiadł za swoim biurkiem i zaczął codzienny przegląd prasy. Gdy skończył, nie wyglądał najlepiej. - Może zaparzę panu ziółka? – spytała panna Black z zatroskaną miną. - Nie, dziękuję. Ale prosiłbym o kawę. - Taką jak zawsze? - Niech będzie – odrzekł po chwili namysłu i westchnął. Z wewnętrznej kieszeni wiszącego na wieszaku płaszcza wyciągnął paczkę papierosów. Przyjrzał się jej z uśmiechem i mruknął do siebie: - Death Smokes. I choose. Z kieszeni spodni wyciągnął zapałki. Jakież było jego zdenerwowanie, gdy WSIMOPP wszczął kolejny alarm. - Już od ośmiu sekund nie ma towarzysza na stanowisku pracy. Oj, nieładnie. A to co? Palimy w miejscu publicznym? - Ale… przecież tu jesteśmy tylko… - Każdy może tu wejść w każdej chwili. Narażacie naszą populację na bierne palenie, choroby i inne świństwa. - Spierdalaj – syknął przez zęby Samael. - Słucham? Używamy słów powszechnie uznanych za wulgarne? To wszystko pójdzie do raportu towarzyszu. - Spierdalaj! – huknął Samael. Komputer nic już nie odpowiedział. Zajął się sporządzaniem raportu. Koło południa przyszła wiadomość od Wolanda. W Moskwie radził sobie całkiem dobrze. Utrzymywał, że przekonał już parę osób o istnieniu Piekła, wspominał też coś niecoś o stratach w ludności cywilnej, ale Samael nie przejął się tym. Czymże bowiem są jednostki, gdy gra toczy się o złą reputację Piekła? Do domu wrócił spóźniony o półtorej godziny. WSIMOPP zablokował drzwi i kazał Samaelowi odpracować poranne spóźnienie. Był wściekły. Lucyfer przedstawił mu pierwszą wersję wstępnego zarysu proponowanego planu akcji „Apokalipsa 999” , zlecił jak najszybsze dopracowanie go i wcielenie w życie. „Najlepiej od jutra, góra za dwa dni” – powtórzył w myślach Samael, ironicznie naśladując tembr głosu Szefa. Otrząsnął się na samo wspomnienie i zaklął. Zdjął płaszcz i rzucił się na łóżko. Był przemęczony. Z krótkiej drzemki wyrwał go głos wychodzącej z łazienki Lilith. - Gdzieś ty był do ciężkiej cholery? - Kochanie… - Tylko nie próbuj mnie teraz ugłaskać! Ja czekam, denerwuję się, może cię jakieś anielstwo dopadło, obiad ci stygnie, a ty przychodzisz spóźniony trzy godziny! - Półtorej. - Nieważne ile! Naucz się dotrzymywać słowa! - Nie mogłem. Naprawdę. WSIMOPP zatrzymał mnie dłużej w pracy. - Trzeba się było sprzeciwić! Jak byś chciał to na pewno byś sobie poradził! Ten WSIMOPP jest ci chyba bardzo na rękę, nieprawdaż?! Samael nic nie odpowiedział. Nie chciał kontynuować kłótni. Wchodząc do łazienki rzucił: - Za kilka dni jadę w delegację. Na Ziemię. Lilith puściły nerwy. Tego było już za wiele. Młoda para diabłów przechadzających się w międzyczasie w pobliskim parku uciekła w popłochu. -
[przygotowania]
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Ona_Kot utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
dobre. może bez rewlacji, ale ogólnie plus. -
krótko, treściwie, z przesłaniem. jestem bardzo na tak. a że niektórym się niepodoba? w 98% jest to kwestia snobizmu, bo gdyby ten wiersz napisał np. Różewicz, wszyscy jednogłośnie stwierdziliby, że jest to genialne, nie patrząc nawet na treść. smutne, ale prawdziwe. snobizm, snobizm i jeszcze raz snobizm. Żeby nie było - w żadnym wypadku nie przeczę, że Różewicz jest geniuszem. Mnie się podoba. i to bardzo.
-
Ameryka i chwile pomiędzy /List do Jarreda/
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Tomasz Pietrzak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nie, żebym się czepiał, ale z ten-ami bardziej mi się podobało=). Ale teraz też jest dobrze=). -
Imaginacja(?) a słuszność teorii BeZwzględności
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Kreta Greto__ utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Może jestem ograniczony, ale trochę toto pogmatwane=). Nie mówię, że to źle, ale chwilami trochę się pogubiłem=). Choć całość na plus. Bardzo spodobało mi się określenie 'środki pobieżnego przekazu' (i jeszcze parę innych zwrotów, ale to najbardziej). pozdr -
Wigilia
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Katarzyna Brzezińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Formie nie mam nic do zarzucenia. Treść mnie natomiast nie wzrusza. Zbyt ckliwa. Ale to tylko moje zdanie, nie przejmuj się=). Kiedyś w jakimś teście wyszło mi, że myśle inaczej, niż 99% społeczeństwa, mam nadzieję, że tu będzie tak samo=). Nie zrozum mnie źle: ja nie mówię, że to opowiadanie jest słabe. Po prostu nie przepadam za takimi klimatami, ale nie odbieram im wartości. pozdr -
Ameryka i chwile pomiędzy /List do Jarreda/
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Tomasz Pietrzak utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
'ale były też, te chwile' - niepotrzebny przecinek. Więcej grzechów nie pamiętam. Podobało mi się, duży +. PS. Ciekawe, czy to przypadek, że trafiłem na text o Ameryce, gdy z głośników leciało 'Wolność z nami' SBB=). pozdr -
Jak już napisałem powyżej, główny bohater podśpiewuje pod nosem "cysorz to ma klawe życie". To jest fragment tekstu Andrzeja Waligórskiego o takim tytule, jak to opowiadanko. Cóż. Jednym się podoba, innym nie. Ale dzięki za odwiedziny. pozdr
-
Nie chodzi mi tu o kapelę "Samael" (chociaż ja akurat w takich klimatach gustuję (acz nie tylko w takich)=), a o to, że główny bohater, który swoją drogą zowie się tak samo, nuci sobie fragment uwtoru, do którego tekst napisał Andrzej Waligórski. "Cysorza" nie wykonywał żaden zespół, to jest piosenka raczej kabaretowa=). Klimat zdecydowanie inny od "Samaela" wspomnianego powyżej=) pozdr
-
Macieju: Jak już mówiłem, ciąg dalszy będzie. Ale nie wiem jeszcze kiedy=) Meliso: Lilith była żoną Adama, owszem, ale jest też partnerką Samaela. A co do tytułu, to jest to aluzja to tekstu pana Waligórskiego. Zresztą Samael nuci sobie nawet jego fragment, jako, że jest to tekst piosenki=). Polecam=). pozdr
-
1)Dzięki za odwiedziny. Z liczbą - podobno - prawda. Też byłem zdziwiony. 2)Najpierw chciałem potraktować to jako całość, taka miniaturka, opis dnia diabła, ale tak teraz myślę, że chyba jednak będzie jakiś dalszy ciąg. Nie wiem tylko kiedy i czy na pewno. 3)I jeszcze jedno - otóż to, to jest parodia=). pozdr
-
Równo o piątej rano, w pomalowanym na czarno pokoju zadzwonił budzik. Zegar przedstawiał parę młodzieńców, z których jeden trzymał drugiego za szyję i uderzał nim w gong, wydając tym samym charakterystyczny dźwięk. Samael otworzył oczy i spojrzał na krwistoczerwoną tkaninę baldachimu. Usiadł na łóżku, starając się przy tym zachowywać możliwie cicho, by nie obudzić śpiącej z boku małżonki. Lilith leżała na wznak pochrapując z lekka. Nie chciał przerywać jej snu. Wstał, ubrał się szybko, wyszorował zęby czarną pastą do butów i wyszedł. Godzinę później dotarł do swojego gabinetu. Nie było to łatwe - o tej porze wszystkie demony, diabły i diabliki spieszyły do swoich zajęć. Wesoło podśpiewując pod nosem „Cysorz to ma klawe życie” usiadł za swoim biurkiem i skinął na sekretarkę – młodą diablicę, lat około dwustu pięćdziesięciu. - Panno Black – rozkazał. – Proszę zrobić mi kawy. Po chwili stanęła przed nim ozdobiona gustowną mozaiką kości filiżanka wypełniona parującą cieczą. Kawa, jaką zwykł pijać Samael od smoły różniła się jedynie zapachem i – nieznacznie – smakiem. Wzdrygnął się na ten widok, ale powtórzył sobie w duchu, że pozycja jednak do czegoś zobowiązuje i zatykając nos, wlał w siebie gorący napar. Następnie złapał pierwszą, z leżącego na biurku stosu gazetę i zaczął przegląd prasy. Po lekturze nie wyglądał na zadowolonego. Zmiął arkusz w dłoniach i cisnął go w ogień kominka. Chwycił następną, ta jednak tylko pogorszyła jego nastrój. Podobnie kolejne. W końcu nie wytrzymał, złapał za słuchawkę telefonu i wykręcił numer centrali: 999-666-999. - Z Asmodeuszem! – huknął. – Migiem! - Tak? – po drugiej stronie pojawił się zaspany, chrapliwy głos. - Cóż to?! – ryknął Samael. – Śpicie na służbie towarzyszu Asmodeusz?! - Nie, nie – zaczął jąkać się głos. – Ja tylko... - Nie obchodzi mnie, co wy tylko. Macie zwołać zebranie! O jedenastej zero sześć w Głównej Sali. Obecność obowiązkowa! Wykonać! - Tak jest! Główna Sala Piekła nie należała do przyjemnych miejsc. W poustawianych pod ścianami, wypełnionych smołą kotłach, młode stopniem diabły gotowały zesłanych tu grzeszników. Nie byli to jednak zwykli złoczyńcy, o nie. Takimi zajmowano się w innych pomieszczeniach, do Sali Głównej trafiali zaś tylko najbardziej zatwardziali recydywiści. Z sufitu zwieszały się malownicze draperie i stalaktyty. Samael wszedł na mównicę przy marszowych dźwiękach kotłów, wybijanych przez niewolników. Wtórował im stojący na balkonie chór. Książe demonów uniósł rękę, dając im znak, by zamilkli. Mały diablik, który kichnął pomimo wyraźnego zakazu, został wyprowadzony z Sali przez służby porządkowe. - Bracia! – zaczął, ale odpowiedziały mu gwizdy. - Kochane diabły! – próbował naprawić sytuację, ale z sali posypały się w jego kierunku pomidory. Sprawców zamieszania szybko zlokalizowano i wyrzucono za drzwi. - Cisza! – ryknął w końcu rozsierdzony Samael, choć nikt już się nie odzywał. – Nie jest dobrze. Nie jest dobrze! Musimy działać. Piekło musi podjąć zdecydowane kroki. Na Ziemi źle się dzieje. Znaczy się, dobrze. – Splunął. – Trzeba podjąć jakieś kroki, zaradzić tej sytuacji. Nie możemy pozwolić, żeby ludzie przestali się nas bać. A wszystko ku temu zmierza! Po sali przemknął jęk grozy i przerażenia. - Dlatego postanowiłem, co następuje: co jakiś czas będziemy wysyłać na Ziemię kilku naszych ludzi. Diabłów chciałem powiedzieć. Ich zadaniem będzie odbudowa odwiecznej równowagi między dobrem a złem. Przywrócenie dobrego... tfu! Złego imienia Piekła. Rozejrzał się. Na twarzach zgromadzonych malował się strach. Wskazał na siedzącego pod ścianą diabła: - Podejdź tu – rozkazał. – Reszta może wracać do swoich zajęć. - Jak ci na imię? – spytał, gdy wskazany zbliżył się do mównicy, przepychając się przez opuszczający Salę tłum. - Woland panie. - A tak, tak. Przypominam coś sobie. Powierzę ci bardzo odpowiedzialne zadanie chłopcze. Udasz się do Moskwy. Pierwsza połowa dwudziestego wieku, może przełom stuleci... w każdym razie pozostawiam ci wolną rękę w kwestii dokładnego wyboru daty. - Ale, przecież teraz mamy rok... - A co cię obchodzi, co mamy teraz? Nie zaszkodzi trochę pozmieniać historię. Weź ze sobą kogoś. Koniecznie zabierz Azazela, ten bęcwał cały czas się obija, przyda mu się trochę ćwiczeń w terenie. Woland skinął z szacunkiem głową i – na dany znak – odmaszerował. Samaelowi nie dane było jednak tego dnia odpocząć. Gdy wrócił do gabinetu, panna Black spojrzała na niego zatroskanym wzrokiem. - Szef pana wzywa – wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Lucyfer? O cholera. Takie wezwanie zazwyczaj nie oznaczało nic dobrego. Nie mógł jednak kazać szefowi czekać. Klnąc pod nosem, udał się do gabinetu Lucyfera. Na całe szczęście, było oddalony tylko o kilkanaście metrów. Kilka razy zastukał mosiężną kołatką, drzwi same się otworzyły. Wszedł do środka. Lucyfer siedział w swoim fotelu, jedną rękę opierając na wykonanej z kości poręczy, drugą zaś głaszcząc wielkiego dobermana. Samael ukłonił się. - Daruj sobie te uprzejmości Sam – zaczął szef. – Nikt nas tu nie usłyszy. Wezwałem cię, bo muszę cię pochwalić. Doniesiono mi o zebraniu i twoim planie. Genialne. Sam bym czegoś lepszego nie wymyślił. - Od tego jestem Lucjuszu – twarz Samaela rozjaśnił uśmiech. - Na pewno ucieszysz się, gdy powiem, że mam dla ciebie kolejne zajęcie. - Lucjusz, ja nie wyrabiam! – krzyknął przerażony Sam. – Potrzebuję urlopu! - To niestety niemożliwe. A ta sprawa nie cierpi zwłoki. Siadaj – pstryknął palcami i naprzeciw niego pojawił się drugi fotel. – Zapewne zdajesz sobie sprawę, że liczba Bestii, 666, jaką podał w „Apokalipsie” święty Jan jest błędna. Otóż bał się on wypowiadać prawdziwej liczby – i bardzo dobrze – więc przekręcił ją względem środka symetrii. Ale naprawdę, nas jest 999. Nie licząc mniej znacznych czartów. - Wiem o tym. - No właśnie. To błędne, panujące wśród ludzi przekonanie, zmniejsza nasze szeregi o jedną trzecią! To niedopuszczalne! - Masz rację Lucjuszu. - Dlatego ty zajmiesz się zmianą tego przekonania. - Ja? Ale dlaczego? I jak mam tego dokonać? - Bo jesteś moim najwierniejszym sługą. A sposób, w jaki to uczynisz, pozostawiam już tobie. Tylko nie waż mi się tykać „Apokalipsy”! Jasne?! - Tak. Czy to już wszystko? - Tak, możesz odejść Sam. Na razie. - Do widzenia Lucjuszu. Gdy wrócił do domu, nie był w najlepszym nastroju. Zakosztował wdzięków swojej małżonki i położył się spać. Czekał go przecież kolejny pracowity dzień.
-
Ciepłe oczy.
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Anna Słoneczko utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hmm... ciekawem ale jakby trochę krótkie. Nie mówię, że to źle, ale jest jakiś taki niedosyt=). Ogólnie nie przepadam za takimi klimatami, nie ma tu nic nowatorskiego czy zaskakującego... ale mimo wszystko intryguje, wzrusza. Nie czuję się kompetentny by oceniać warsztat, więc tego nie zrobię, ale jak na moje amatorskie oko, nic nie można zarzucić, jest perfekcyjnie (chyba?=). Wileki + i malutki (taki prawie niewidoczny) - (bo mimo wszystko troszeczkę wionie banałem. Ale tylko troszeczkę, mam nadzieję, że Cię tym nie uraziłem=) pozdr -
Krótka opowieść o śnieżce
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Piotrze: toż mówię, że to opowiadanie ma smutne przesłanie. U mnie wzbudza to śmiech przez łzy (no prawie przez łzy=) Julio: przyznam się bez bicia, że napisałem to w piętnaście minut. starałem się pisać najlepiej jak umiem, a że Bułhakowem nie jestem, nic nie poradzę=). Swoją drogą to miała być taka miniaturka - bez epickich opisów, rozwlekłych dialogów etc. -
Krótka opowieść o śnieżce
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
To mini-opowiadanko ma zbyt gorzkie przesłanie, by umieszczać je w konkursie=) pozdr -
Krótka opowieść o śnieżce
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
dzie wuszko: Ja na razie istotą pozaziemską jeszcze nie jestem, więc wątpię, żeby moje zainteresowania zaciągnęły mnie do miejsca aktualnego pobytu potomstwa Dan;). Moze w przyszłym życiu=). meliso: Festiwal Kultury Celtyckiej znam ja niestety tylko ze słyszenia, choć chętnie bym się tam wybrał. -
Krótka opowieść o śnieżce
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dziękuję za wszystkie miłe słowa=). Skąd u mnie fascynacja celtycką kulturą? Zaczęło się od muzyki i jakos tak się to potem potoczyło=). pozdr -
Krótka opowieść o śnieżce
Marcin Gałkowski odpowiedział(a) na Marcin Gałkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wielkie dzięki=). Mnie bynajmniej do śmiechu nie było, gdy to pisałem, ale w trakiej formie moje przemyślenia są chyba bardziej strawne=). pozdr