Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Gałkowski

Użytkownicy
  • Postów

    1 212
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Gałkowski

  1. ja przepraszam, bo czegoś nie rozumiem... jeśli ktoś już powinien bronic wiersza, to chyba autor(ka). a skoro on /ona, ma to, co się pod nim dzieje najserdeczniej w dupie, to cóż. poza tym: czy Pan sądzi, ze kogoś interesuje, co pan myśli o komentarzach w różnych wątkach? a obrazek z wiersza tak wytarty, ze szkoda słów. po co? Po pierwsze, nie bronię wiersza - irytuje mnie, że ktoś używa słów bez pokrycia, na przykład pisząc, że coś jest bełkotem, kiedy to coś nim nie jest. Trudno zrozumieć? Po drugie w tym wypadku stosunek autora do tekstu jest dla mnie drugorzędny. Po trzecie, właśnie nie sądzę, by kogoś obchodziło, co ja myślę o komentarzach; gdyby obchodziło, to podejrzewam, że o wiele rzadziej dochodziłoby tutaj do wypisywania głupot. A zarzut do obrazka, że wytarty, jest śmieszny. Obrazki od wieków się nie zmieniają. Pisał Pan wcześniej: "jedna kurwa nie czyni wiersza". Racja. Symptomatyczne jednak jest, że w tekście widzi Pan jedynie tę "kurwę", a nie zauważył wielu środków zastosowanych, które wiersz czynią. Wie Pan, ja abstrahuję od rzetelnej oceny wytrawności literackiej tego utworu. Tak samo jak przechodzę do porządku dziennego nad zachwytami nad takim Wojaczkiem, mimo że duża część jego poezji polega właściwie tylko i wyłącznie na obrazoburczości tekstu. Był w naszej poezji pierwszy, który się zbuntował tak "po chamsku". Tak naprawdę to jest polemika dotycząca sensownej krytyki pod tekstem. Podejmuję ją dlatego, że mnie krew zalewa, gdy czytam niekonsekwentne i bez pokrycia oceny. Pozdrawiam pańskie zdanie nie jest jedyne słuszne. to kulcz do zrozumienia sensu mojej wypowiedzi. coś mało Pan z tego Wojaczka zrozumiał niestety. uważa pan, że zarzut o 'zużyciu' motywu jest nie na miejscu? no cóż, niektóym nie przeszkadzają do dziś 'oceany wzruszeń i jeziora łez'. poezja ma iść do przodu. a to już było. w o wiele lepszej formie swoją drogą. ale nie ciągnijmy już tego. nic nie mam do autora /autorki. chodzi mi o to, że z obrazoburczości ciężko popaść w groteskę. to tak jak horror, nie chodzi o ilość krwi, tylko klimat. a tu są ogólniki, wyświechtane do granic. żandego nowego spojrzenia, tylko - niestety - odtwórczość. IMO=) pax koniec=)
  2. podoba się nawet bardzo=) czytałem parę razy i nie mam do czego się czepić. i co ja teraz biedny pocznę?:D pozdrawiam
  3. Mnie za to wcale nie bawi, taki opis rodziny, plugawy i cyniczny. Jeśli kogoś to bawi, to jakież ów ktoś musi mieć oschłe serce. ? Pozwolę sobie skomentować ku zastanowieniu, a mianowicie, czy Pani sądzi, że kogokolwiek interesuje tutaj, co Panią bawi? Poza tym jeżeli Pani nazywa coś takiego bełkotem, to można wysnuć jedynie wniosek, że Pani nie umie czytać. Ten wiersz nie jest bełkotem, można mieć do niego zarzuty, ale z całą pewnością nie ten, albowiem posiada on spójną treść i dość jasny przekaz. Tym bardziej, że sama sobie Pani potem przeczy nazywając go "opisem rodziny, plugawym i cynicznym". Zatem jeśli to taki właśnie opis, to nie jest bełkotem, bo istotę jego jakoś Pani wyłuskała. Oczywiście polemizowałbym z tym cynizmem. To, że autor nie serwuje Pani kawy na ławę w postaci wulkanu bólu i rozpaczy wynikających z takiego oto albumu rodzinnego, nie znaczy, że Pani nie może wysilić nieco mózgowia i wyobrazić sobie, co się z takim obrazkiem wiąże. Pozdrawiam ja przepraszam, bo czegoś nie rozumiem... jeśli ktoś już powinien bronic wiersza, to chyba autor(ka). a skoro on /ona, ma to, co się pod nim dzieje najserdeczniej w dupie, to cóż. poza tym: czy Pan sądzi, ze kogoś interesuje, co pan myśli o komentarzach w różnych wątkach? a obrazek z wiersza tak wytarty, ze szkoda słów. po co?
  4. dzięki wielkie za miłe słowa i wychwycenie literówki. nad tą nocą pomyślę jeszcze=). ciąg dalszy będzie. kiedyś na pewno:). pozdrawiam
  5. nie wiem, co powiedzieć. odrzucają 'w sobie skupienia' itp. oraz dziwna składnia. czasem to się sprawdza, ale tu niestety nie. no i cóż, jednorożce kojarzą mi się nieodmiennie z patosem. pozdrawiam
  6. niebezpieczna to poezyja, łatwo w banał /groteskę popaść. ale ten wiersz nie popada, zdecydowanie:). więc, jakkolwiek preferuję inne klimaty, to czoła chylę. pozdrawiam
  7. dzięki:). to 'ja' było specjalnie, nie literówka:). wiem, że 'ja' jest już nudne, ale... co ja będę się z wiersza tłumaczył, pomyślę jeszcze:) pozdrawiam
  8. Ciekawy - jako zabawa stylizacyjna ;) najlepsza 1 zwr. - w sensie poezji (szlachetna czystość liryki ;) Kolejna zwrotka dla mnie w stylistyce "knajackiej" (brakło - zamiast brakowało, "zabite dechami" czytane jako prowincja, grajdoł, ale też z taką możliwością: pięć desek - ostatnie mieszkanie). Następna to klisze z reklamówek biur podróży :) - momentami czysty kicz. Zakończenie "nierealne" - ale tylko dla filmów "realistycznych" (jak zauważył e-m-e-m). Zabawne, bo wiersz okłada się jak kalejdoskop klipów (fragmentów kina, ale raczej amerykańskiego, popularnego). czyli nawiązuje do tytułu. Co oznacza "tabaka" - ja nie wiem (albo; nie chce się domyślać ;) pzdr. b ps. "ale na razie to jest bar bistro" - a bez "to" by nie było? w sumie nic dodać, nic ująć, dziękuję za zajrzenie=) pozdrawiam
  9. cieszę się i dziękuję=) =*
  10. i tak i nie=) gdyby zostawić tylko te najlepsze słowa, możnaby z tego zrobić fajny wiersz. a tak trochę patosu się wkradło, trochę zapełniaczy. i bardzo fajnych fragmentów też sporo oczywiście=). co mnie 'ubodło' - tytuł i godzina osamotnienia. Wyginam się do tyły - literóweczka pozdrawiam=)
  11. trochę IMO słabnie na koniec, gmatwa się niepotrzebnie zupełnie, aczkolwiek są momenty całkiem ciekawe. kawa już strasznie oklepana panie poeto=), wytworzył się wszak archetyp poety z fajką i kawą (albo ew. wódką) co to pisze o trzeciej w nocy etc. fajny, choć ograny trochę, zależnie od wykorzystania. ta kawa tutaj do mnie nie trafia. pierwsza zwrotka ciekawsza, nasunęła skojarzenia ze Świetlickim. ogólnie są fragmenty na plus, choć takie na minusik niewielki też by się znalazły. no i fajnie się to czyta znad analizy matematycznej, nie dość, że nauka mnie morduje parabolami i paraboloidami wszelakimi to jeszcze poezja, no=) pozdrawiam
  12. spadek formy, średni wiersz panie Marcinie pozdr cóż, bywa i tak dziękuję za komentarz pozdrawiam
  13. sci - fi normalnie, to straszne!
  14. hmm, przedramatyzowałeś:) chociaż miejscami nawet się spodobał. niepotrzebne powtórzenia. pierwsza strofka IMO najciekawsza. tnij zbędne słowa, bo mnóstwo ich tu. jeśli już, to zostawiłbym tyle: wyschnięta na pieprz wolę gdy jesteś kobietą kiedy nie jesz i pachnie ci z ust etanolem twoja noga bawi się pod stołem drażnisz mnie stopą kłamiesz mylisz wiesz że zbliża się koniec mężczyzn i psów nad stawem wszystko głębokie lubisz tam być wyduś z siebie dziwkę wyduś ten gniew kiedy płytko nie wiem, czy teraz lepiej, ale tak bym to widział:) pozdrawiam
  15. tani parking nowe życie nowe słowa tylko dla nas on patrzy i chciałby być twoją skórą ale jeszcze jesteś ubrana masz tajemnicę tam brakło czasu i miejsca wszystko zabite dechami pięć rodzajów śmierci a kelnerki nie znały tajnego języka chcesz mieć piasek w zębach cudownie niedopowiedziane historie między palce u stóp wkładać daktyle i figi żebym ja wyjadał ale na razie to jest bar bistro zaśnieżony telewizor i ostatni seans aż się topi asfalt wypełza robactwo neonowe wdowy (23 III 2008)
  16. to druga część textu, który wcześneij pojawił się tu bez tytułu. _________________________________________________ Podwórko nurzało się w ciemnościach, co kilkanaście sekund przerywanych światłem rzężącej i mrugającej latrni. Miasto spało, a z nim sklepy, biura i noclegownie, nawet co bardziej ortodoksyjni studenci powoli wylewali się już z ostatnich czynnych klubów. Od czasu do czasu przez ciszę przetoczył się autobus, czyjś przytłumiony głos, chrząknięcie mocno spóźnionego przechodnia. Barbara skręciła z głównej ulicy i weszła w noc. W powietrzu wciąż unosił się jeszcze smród spalin. Minęła garaże i śmietniki, latarnia wyrzuciła z siebie kilka sekund światła, ukazując starą i połamaną ławkę a na niej malowniczo obdartego bezdomnego. Dziewczyna wzdrygnęła się odruchowo, wciąż jeszcze nie mogła przyzwyczaić się do specyfiki tej dzielnicy, mimo że mieszkała tu już ponad rok. Zbliżyła się do drzwi i zaczęła przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Było zimno, z każdym oddechem z jej ust wydobywał się kłębuszek pary, chciała tylko być już na klatce schodowej, rozpiąć płaszcz, poluzować szalik, zdjąć ciepłą, wełnianą czapkę. A potem gorąca herbata, szybkie mycie i spać. Co najmniej do południa. Klucz, jak to klucz, odnalazł się w ostatniej kieszonce torebki, w sąsiedztwie starych biletów tramwajowych i kilku rachunków. I wtedy ktoś wykręcił jej rękę. Torebka upadła na ziemię, klucze zabrzęczały o kamienny schodek. Próbowała krzyczeć, ale dłoń w skórzanej rękawicy skutecznie stłumiła głos. - To bardzo niebezpieczna pora na spacer. Mówił cicho, pretensjonalnie przeciągał sylaby. Była pewna, że nie słyszała go nigdy wcześniej. - I miejsce niebezpieczne. Ktoś może, na ten przykład, zrobić ci kuku. Ręka zapulsowała z bólu, jednak gdy zaczęła się wiercić, napastnik tylko wzmocnił chwyt. - A szkoda by było - ciągnął dalej. - Prawda? Nic nie powiedziała. Zresztą nawet gdyby chciała - nie mogła. Oprawca jednak zdawał się na to czekać. - Prawda? - powtórzył z wyraźnym naciskiem. - Mhm - to były jedyne dźwięki, jakie mogła z siebie wydobyć. Czuła, jak łzy napływają jej do oczu. - No. A gdybyś tak komuś, powiedzmy mnie, żeby daleko nie szukać, zbytnio się spodobała? Hę? Co wtedy? Barbara miała wrażenie, że zaraz zemdleje z bólu, każda sekunda przeciągała się w nieskończoność, każde jego słowo zdawało się być bardzo długim zdaniem. Na podwórku było pusto, tylko lekki, choć mroźny wiatr poruszał śmieciami wystającymi z kontenerów i rozsiewał je po okolicy tworząc skomplikowane mozaiki. Bezdomny dalej spał na ławce, albo już nie żył, zamarzł, latarnia co jakiś czas rzucała trochę światła bzycząc przy tym i trzaskając. Więc o to mu chodzi? - pomyślała i odruchowo ścisnęła uda. - Twój mąż na pewno by się nie ucieszył - mocno podkreślił słowo mąż. I z całej siły pchnął ją na ziemię. - Pozdrów go. Złapała się za rękę, i przycisnęła ją do piersi. Gdy podniosła wzrok, nikogo już nie ujrzała. Tylko głos przebił się przez narastający wiatr: - I opowiedz mu wszystko! Ze szczegółami! Ranek zastał nas niespodziewanie. Spojrzałem na chwiejącego się za stołem Artura i błyskawicznie przeniosłem wzrok ku oknu. Zbychu odpadł mniej więcej o trzeciej w nocy, więc wspólnymi siłami, walcząc z grawitacją i umiejscowieniem ścian, dotransportowaliśmy go do łóżka. Teraz chrapał tak, aż drżały szyby w oknach i sterta brudnych naczyń w zlewozmywaku. - Jest jakiś sposób, żeby go zamknąć? - mruknąłem. - Mhm. Obudzić. Westchnąłem ciężko i złapałem butelkę wody mineralnej, spoczywającą do tej pory gdzieś pod stołem. I tu pojawił się pewien - niekoniecznie mały - problem. Butelka była pusta. Artur, zgadujac bezbłędnie moje myśli, ruchem brody wskazał na kran. Nie wiem, skąd oni biorą tę wodę, gdzie mają ujęcie, ale podejrzewam, że to właśnie tym Indianie muszą zatruwać groty strzał. Żadna tam kurara czy inne paskudztwa. Po prostu wrzucają cały kołczan do wanny, przekręcają kurek i już. Co więcej, królowa Bona z powodzeniem mogłaby tego czegoś używać zamiast laudanum. Celem odesłania połowy dworu do aniołków. Ja rozumiem, że polski poeta to wszystkie płyny przyswaja, od denaturatu po wodę kolońską i spirytus salicylowy, ale na litość boską, bez przesady! Prychnąłem z obrzydzeniem, otarłem usta i krzyknąłem w stronę pokoju: - Przestań tam kurwa chrapać! Przez chwilę zapanowała błoga cisza. Tak błoga i nieskazitelna, że Artur postanowił pozbyć się jedynego źródła dźwięków i wyjął baterię ze ściennego zegarka. Wskazówki zatrzymały się na godzinie siódmej dwadzieścia trzy. - Ja się chyba będę zbierał - zacząłem. - Żona, rozumiesz. - Czekaj, ja też idę. Kupię w fast foodzie coś do żarcia na potem. Winien tu jestem pewne wyjaśnienie. Zarówno bowiem Zbyszek jak i Artur od kilku tygodni jadali wyłącznie na mieście. Powodem tego wszystkiego była ich lodówka, zaiste fascynujące zjawisko gatsronomiczne. Otóż nie sprzątali jej blisko pół roku, co jakiś czas dokładając tylko nowe jedzenie, starsze zaś - przesuwając po prostu do tyłu. W efekcie wytworzyły się tam obce formy życia, do których eliminacji potrzebna byłaby generalna dezynfekcja i utylizacja, najlepiej w pegazach, pod okiem specjalnie przeszkolonych fachowców i oddziałów ratownictwa medycznego. Moi dwaj oryginalni kumple zaś po prostu nauczyli się żyć bez lodówki, nie poruszać tego tematu i w ogóle przestali ją otwierać. I tak stoi już któryś tydzień. Czekam tylko, aż coś z niej wyjdzie i zaatakuje miasto.
  17. wielkie dzięki za wyjaśnienie, przemyślę=) pozdrawiam Mi to zawsze pomagało, na ból głowy)): na ból głowy to klin klinem:D
  18. wiesz co... ja bardzo lubię mocną poezję. od Wojaczka po Buczka. ale tu niestety wyszło groteskowo. bo poezji brak. jedno kurwa /chuj /dziwka nie czyni wiersza. może dodać smaczku. ale tu nie ma do czego. pozdrawiam
  19. tytuł niebezpiecznie kojarzy się z takimi sznurowo samobójczymi klimatami. nie do końca wyobrażam sobie, jak można pomóc w melodii... w piosence, śpiewie i owszem, ale samej melodii? ale ogólnie podoba się=). "w naszym domu śpiewa się kolędy dla nieobecnych /tak cudownie że w ogóle nie ma słów" - to IMO najlepszy fragment. plus i to całkiem nawet spory=) pozdrawiam
  20. coś tu jest, ale odchudziłbym, bo wizje całkiem ciekawe mieszają się z przeciętnymi. a lepiej mniej, ale dobrze. przynajmniej moim skromnym:) pozdrawiam
  21. końcówka tak reszta niekoniecznie pozdrawiam
  22. przycioł pan końcówkę(nie wolno robić takich przejść, jak pmiędzy 2 a 3, to szkodzi),dobry początek, najbardziej pierwsza, pozdrawiam. pozdr poprostu przejście zrzucisz kontury - byłem w centrum, brzmi nianajlepiej, lepiej pisać w jednym czasem po każdej zwrotce, i Tyle, egal. wielkie dzięki za wyjaśnienie, przemyślę=) pozdrawiam
  23. ja się z tym zgadzam zasadniczo. tylko zmodyfikuję to następująco: zaczyna się fajnie (czy bosko, to nie wiem, ale dobrze co najmniej) a potem tak jakoś blednie, zaczyna się łamać właśnie=].
  24. nie podobają mi się szwy nieba. chwilami odniosłem wrażenie, że text nieco przekombinowany. ale ogólnie na plus raczej=) pozdrawiam
  25. fajnie, że chociaż pół:) pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...