
jacek_sojan
Użytkownicy-
Postów
2 329 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez jacek_sojan
-
łojezusicku! a cóż to - mam iść do szpitala czy od razu sporządzać testament?! póki co - nigdy lepiej się nie czułem...dziękuję za troskę, za to tak lubię kobiety... :) J.S
-
Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
nie krytykuj Profesorze, albowiem wątek w tej postaci graficznej został przesłany ongiś przez Pana (!) na mojego maila...postanowiłem go wykorzystać ku pożytkowi ogółu; :) J.S -
tęsknota sąsiada
jacek_sojan odpowiedział(a) na Stefan_Rewiński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
napisałeś; i chwała Ci! za zwięzłość, rzeczowość; za prawdę; niech żyje życie! mam słabość do Twojej poezji; :) J.S -
wiersz niełatwy, ale konieczny; gdy przestaniemy o tym pisać, problem zlekceważymy, a jak go zlekceważymy - jutro przstaniemy istnieć; .S
-
Zmierzchu rozwodzenie
jacek_sojan odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ja tak robię! bawie się stylami... :))J.S -
no i pięknie Adamie o Bracie Adamie; bracie! :))) J.S
-
Zmierzchu rozwodzenie
jacek_sojan odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
bo nie ma zasad w poezji...każdy je musi sam sobie wypracować - byleby był potem konsekwentny...:) J.S -
Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
tak, a więc tak dzie wuszko...ludzie sobie wymyślili Boga, to i diabła sobie wymyślili...ciekawe co na to autor "Mistrza i Małgorzaty"; jestem pewien, że Woland podsłuchuje naszą rozmowę...J.S ps.; folklor lekceważył sobie diabła i ubierał go w kubraczek wsadzając do dziupli wierzbowej...bo ich diabeł tak samo poczciwy jak wieś; miastowy diabeł - diabeł na katedrze, albo i za stołem sędziowskim...o! takiego diabła nie lekceważyłbym sobie; to arystokracja, bogatsza w fortele i zamożniejsza w podstępy i złości...J.S -
Zmierzchu rozwodzenie
jacek_sojan odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Oxyvio.; odpowiadam na Twoje pytanie;napisałbym to tak: zmierzch wietrzyk niepokój ani dzień ani noc prawdziwa powrót z sądu nierealność nie senność wizja krzywa coś dobiegło do końca a nic się nie zmienia zmrok a przecież jesteśmy jak przedtem wracamy do domu w półświetle półcienia półwidząc półmyśląc półszeptem stało się co było przecież niemożliwe już niby-noc a trwa jeszcze niby-dzień gaśnie jego niby-blask żegnaj po latach spędzonych pół-razem dziecko nie-nasze pół-moje pół-twoje nie ma już wspólnych okien stołów gazet żegnaj - odchodzę do innego pokoju -------------------------------------------------------- zmana konwencji poetyckiej czyni ten wiersz bardzo interesującym; warto się nad tym zastanowić... :) J.S -
Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
czarty lubią poezję - nic tak nie zwodzi...czarty posługują się poezją i poetami, którzy jeszcze o tym nie wiedzą...ci co wiedzą - albo przestają pisać, albo odmienieni, piszą nadal choć zgoła całkiem inaczej... J.S -
Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
ja lubię dzie wuszkę; :)) J.S -
Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo Przeczytaj mi mamo
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Leszek Żuliński DEKALOG DOBREGO WIERSZA (zamieściłem bez zgody autora jako cytat w dyskusji nad sztuką poetycką - J.S) Ten tekst od kilku lat żył wyłącznie w mojej głowie. W latach 90. prowadziłem w „Wiadomościach Kulturalnych" pod kryptonimem Flażolet z Farlandii „Pocztę literacką". W roku 2003 przygotowywałem tę „Pocztę" do wydania książkowego (Flażolet z Farlandii „Osiemdziesiąt lekcji wiersza", Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2004) - i właśnie siedząc nad tymi tekstami uświadomiłem sobie, jakie wady odkrywałem najczęściej w wierszach początkujących poetów, co mnie najczęściej drażniło i co najczęściej polecałem im jako niezbędne zmiany w warsztacie poetyckim. Frekwencyjność i nachalność wad młodej poezji podyktowały ten „dekalog dobrego wiersza". Spisałem go w punktach i dwa razy -jak dotąd - wygłosiłem w ramach warsztatów poetyckich prowadzonych w 2004 i 2005 roku. Lech M. Jakób zachęcił mnie, by utrwalić tę rzecz i przysłać do jego nowego pisma. Alea iacta est! Przykazanie pierwsze: wiersz musi być wyrobem rzemieślniczym Znaczenie rzemiosła w sztuce zanika, ale niemożliwe, by zanikło do końca. Rzemiosło w poezji to doskonałe opanowanie tworzywa. Tak jak tworzywem muzyki są dźwięki, malarstwa - farby i barwy, rzeźby - kamień lub drewno, tak tworzywem poezji jest język. Poeta musi panować nad językiem jak szewc nad kopytem. Musi znać język, „czuć" język, posiadać tak zwaną wyobraźnię i wrażliwość językową. Poeta to ktoś, kto swoją autoekspresję (czyli siebie) wyraża wyłącznie poprzez język. Czy można to robić nie radząc sobie z językiem? Dlatego tak bardzo denerwują mnie u „młodzieży poetyckiej" błędy ortograficzne, gramatyczne, stylistyczne, składniowe, frazeologiczne... Nie można rzeźbić w języku, skoro nie zna się jego słojów i faktur. Tworzywo trzeba opanować do perfekcji. W pojęciu rzemiosła kryje się więc „inklinacja językowa", „talent językowy" (np. u prozaików jest to tzw. „dar narracji"), ale też wiedza na temat poezji, literatury, tradycji, awangardy... jednym słowem, poeta musi wiedzieć, w jakiej przestrzeni się porusza, na jakim boisku gra swój mecz. Dobry poeta wybierając swój genre umie także swobodnie napisać wiersz rymowany, fraszkę, limeryk, parodię itd., umie „bawić się" formą, robić z „wierszowaniem" mniej więcej to, co żongler robi z piłeczkami na cyrkowej arenie. Umie - dlatego, że jest rzemieślnikiem słowa; panuje nad językiem o wiele bardziej niż każdy inny, „pospolity" użytkownik tego języka. Istnieje jeszcze inne pojmowanie owego „rzemiosła". Ono wynika z powiedzonka Witkacego: poeta niczym nie różni się od szewca, szyje takie same buty, tyle że z własnej skóry... Taka w tym mądrość, że trzeba umieć coś uszyć, a owa „własna skóra" to nic innego jak Stachurowe „życiopisanie" - czyli przetwarzanie własnego losu na język literacki. Przykazanie drugie: wiersz powinien być nowatorski Uzależnienie od minionych form i formuł jest - uzależnieniem! Wtórnością i epigoństwem. Gdybyśmy nadal pisali np. językiem Mickiewicza - pozostalibyśmy w epoce Mickiewicza, choć świat jest już w zupełnie innym miejscu. „Obowiązkiem" każdego pokolenia literackiego jest wniesienie do literatury własnego języka. Ktoś powiedział, że jeśli nawet istnieje tylko jedna prawda o świecie, to istnieje nieskończona wielość jej sformułowań. Zadaniem każdego poety jest „własne sformułowanie" prawdy, jaką chce wyrazić. Iksiński nie powinien pisać Mickiewiczem, Norwidem, Leśmianem, Tuwimem, Przybosiem, Białoszewskim... - powinien „pisać Iksińskim". Znaleźć swój niepowtarzalny styl, swoją formułę, swój model. Być oryginalnym. Prawdziwa sztuka poetycka bardziej musi przypominać budowanie zamków z piasku niż piaskowych babek - z foremek. Walor nowatorstwa nie oznacza obowiązku awangardyzmu. Awangarda to nieco inne pojęcie. Nowatorstwo to „własność", samodzielność języka", która może nawiązywać do takiej czy innej tradycji, ale równocześnie odnosić się do niej twórczo, a nawet „przetwórczo". Nowatorstwo stoi na antypodzie epigoństwa. To „przykazanie" wywołuje wciąż żywy i nieustannie podnoszony dylemat: czy wiersz współczesny może być rymowany? Czy dzisiaj obowiązuje już tylko wiersz nieregularny, niesylabotoniczny, biały? (Jeśli nie wiecie, co to „sylabotonizm" czy „wiersz biały" to nie posiadacie „dyplomu czeladniczego" w poetyckim rzemiośle i odsyłam do przykazania pierwszego). Przyznaję: to trudny dylemat. Wszystkie regularne miary wiersza zostały tak wyeksploatowane, że są jak bieda-szyby, w których trudno już znaleźć coś nowego. Poza tym w epoce wiersza „postnorwidowskiego" czy „postróżewiczowskiego" trudno wracać do konwencji wiersza „tetmajerowskiego" czy „tuwimowskiego". A jednak zdarzają się bez przerwy tomiki, które udowadniają wielkość rymu. Dla mnie dwa klasyczne przykłady z niedawnych lat to „Mapa pogody" Iwaszkiewicza i „Zachód słońca w Milanówku" Jarosława Marka Rymkiewicza. Poezja Wielkich Rymów. Uważam jednak, że to już tylko realizacje wyjątkowe. Współczesna poezja ewoluuje - wraz z rytmem współczesnego życia i współczesnej sztuki - w model „antydekoracyjny" (chciałoby się powiedzieć: anty-secesyjny), i wszelkie „tradycyjne zdobnictwo" (np. rym i rytm) odchodzi do lamusa. Język poezji stał się bardziej kolokwialny, prosty, zbliżony do języka prozy oraz „zwyczajnego życia" i na tych obszarach jest więcej „do odkrycia" niż poprzez „mowę wiązaną". Wolę poetę, który mniej doskonale pisze „dzisiejszym językiem" poezji niż Językiem starych mistrzów". Nowatorstwo to oderwanie się od zastanych standardów. To zawsze było w sztuce trudne. Ale i najcenniejsze. l jeszcze jeden negatywny aspekt „mowy wiązanej", a w szczególności rymu: tak trudno osiągnąć jego maestrię i nie popaść w naśladownictwo tradycji, że dzisiejsze „rymowanki" najczęściej zdradzają... grafomana. Grafoman utożsamia rym z poezją. Coś, co się rymuje - automatycznie jest wierszem. Otóż nic bardziej mylnego. Rymowany wiersz sylabotoniczny rzeczywiście przez całe epoki królował, w żywej pamięci obecnych pokoleń przetrwał w postaci modelu „wiersza postskamandryckiego", jednak minęło dostatecznie wiele lat i powstało dostatecznie wiele wybitnych wierszy, które udowadniają, że poezja nie tylko znakomicie obchodzi się bez rymu, ale właśnie bez niego weszła w swój współczesny etap. Przykazanie trzecie: wiersz dąży do odkrywczości, gardzi banałem Ach, jakież to trudne! Jak łatwo natomiast pisać o sprawach oczywistych okrągłymi zdankami. Język dla dobrego poety jest jak klucz, który otwiera zaryglowane drzwi wiedzy i uczucia. Język musi coś odkrywać. Na tę okoliczność posługuję się od lat anegdotą Rogera Callois, którą otworzyłem felietony Flażoleta z Farlandii - anegdotą o żebraku z brooklyńskiego mostu, któremu jakiś pomysłowy przechodzień starł z tabliczki zawieszonej na piersiach nic nie znaczący napis „Jestem ślepy od urodzenia" i w tym samym miejscu napisał: „Przyjdzie wiosna, a ja jej nie zobaczę". Oto właśnie genialny przykład, jak można walczyć z banałem. Jak język poetycki może być odkrywczy i znaczyć inaczej niż na przykład język prostych komunikatów. Banał kryje się najczęściej nie „w rzeczy", a właśnie w „mówieniu o rzeczy". Poeta może posiąść tę siłę, że przechodząc obok „rzeczy prostych" dostrzeże w nich „rzeczy skomplikowane". Odkryje w nich prawdę ukrytą przed zwykłymi śmiertelnikami. Na przykład Wisława Szymborska powiedziała coś genialnie prostego i wstrząsającego o „kocie w pustym mieszkaniu", powiedziała to w taki sposób, że ten właśnie wiersz stal się sławny. Największym „wilczym dołem" z banałami jest erotyk. Gatunek stary jak świat. Tyle już napisano o miłości, że dorzucić coś nowego, coś własnego to wręcz niemożliwe. I te banalne konwencje, dajmy na to postmłodopolska egzaltacja lub szczebiotliwe tonacje... Młodzi poeci najczęściej nie wiedzą, że miłość to coś bardzo trudnego, to często walka i dramat; toną w słowach zwietrzałych i w banałach, które rozwieje im za chwilę samo życie... Poetą niebanalnym jest ten, kto powie coś nowego, coś odkrywczego nawet o sprawach zwykłych. Przykazanie czwarte: wiersz musi być autentyczny i wiarygodny. W wierszu niesłychanie łatwo wyczuć pozę, drapowanie uczuć, udawanie, wchodzenie w nie swoje buty... Poeto, bądź sobą! „Tylko" i „aż" sobą! Za jakąkolwiek kotarą cudzości się ukryjesz, czytelnik przebije cię szpadą jak Hamlet Poloniusza. W wierszu fałszywie brzmią słowa wydumane, pisane na wyrost, nie mające związku z autentycznym przeżyciem i doświadczeniem, z osobistym doznaniem, z tym, co naprawdę boli. One „szeleszczą papierem". Mądry poeta wchodzi w „swoją rolę", a nie w „rolę poety". Prawdziwy poeta nie uprawia zakładania masek - uprawia ich zrywanie. Do bólu, do kości chce prześwietlić siebie, co jest radykalnie odmiennym zajęciem od pozowania. Czy poeta może brzmieć niewiarygodnie? Tak. Jeśli na przykład czytam wiersz 17-latka, który drapuje swe szaty na wzór antycznego filozofa, mówi językiem napuszonym, wymyśla dramaty, jakich na pewno nie przeżył... to wiem, że „coś tu nie gra". Wiem, widzę to gołym okiem; fałsz i poza są w wierszu hałaśliwe. Pamiętajcie: buty musicie szyć z własnej skóry; nie ratujcie się inną. Przykazanie piąte: wiersz musi - jak ptak - szybować na dwóch skrzydłach Na przykład na skrzydle racjonalizmu i emocjonalizmu. Wiersz pisany „językiem racjonalnym", oschłym, hiperlogicznym, „językiem ścisłym" będzie „wyprany z uczuć", będzie bliżej komunikatu („Jestem ślepy od urodzenia") niż liryki („Przyjdzie wiosna, a ja jej nie zobaczę"). I na odwrót: wiersz pisany niekontrolowaną temperaturą emocjonalną niekoniecznie musi być „odlotowy"; najczęściej jest egzaltowany, a egzaltacja to jedna z największych przywar dobrego smaku. Oczywiście, w historii liryki kategorie racjonalizmu i emocjonalizmu grupowały wokół siebie rozmaite „szkoły pisania". Na przykład „szkoła Leśmiana" i „szkoła Przybosia" -jakże inne, jakże odmienne. Ale o ile u Leśmiana istnieje jakaś „logika metafizyki", to u Przybosia panuje jakieś „szaleństwo logiki i ładu" - obaj widzieli dwie strony lustra, obaj szybowali na dwóch skrzydłach, na dwóch żywiołach swojej wyobraźni i poznania. Można by z tego „przykazania" wywlec morał o „regule równowagi" w poezji. Ale i z tym ostrożnie - bo są wyjątki. Wyjątek zawsze stanowią „poeci szaleni", poeci wyklęci, kaskaderzy... Ich nie obchodzą żadne reguły; niezrównoważenie jest wartością wyższej rangi... Równowaga jest banałem i oportunizmem. Ale to ci, którzy całe swoje wielkie widowisko kreują z szybowania na jednym, i to na dodatek zranionym skrzydle. Oni są jak Ikar. Przykazanie szóste: szlachetna prostota wiersza! Nic gorszego niż wiersz przegadany i „wyspekulowany". Wiersz ubrany w zbyt wielkie słowa, bełkotliwy, niezrozumiały, brzmiący sztucznie i nienaturalnie. Nic trudniejszego niż wiersz olśniewająco prosty. To być może sztuka największa. Nawet wielcy poeci nie zaczynali na ogół od prostoty, a dochodzili do niej całymi latami. Właśnie ,,Mapa pogody" Iwaszkiewicza jest tego spektakularnym przykładem. Poeta używając słów, skojarzeń, konstrukcji najprostszych wyraził ogrom metafizycznych treści. Wszedł tak głęboko i ekspresywnie w tajemnicę losu, że zdawałoby się to niemożliwe bez zastosowania bardziej skomplikowanej poetyki. Poetyka prostoty, zwyczajności, jasności, naturalności nie obezwładnia trudnych, wysokich treści. Wręcz przeciwnie: to kontrast między prostotą języka a wagą jego przesłań tworzy siłę wiersza. Powiedzieć coś krótko, zwięźle, zwyczajnie - a dobitnie! To jest sztuka! Jak wiadomo, w ramach jednego języka posługujemy się jego wieloma odmianami. Nie możemy mieć pretensji do poziomu skomplikowania języka naukowego, na przykład języka filozofii, natomiast w odniesieniu do języka poezji mamy prawo roszczenia jego prostoty. Oczywiście, tę sprawę komplikuje poziom jego zmetaforyzowania. Metafora to ulubienica wiersza. Jej zrozumienie wymaga talentu czytelniczego (i tak jak czytelnik ma prawo żądać od poety prostoty, tak poeta ma prawo żądać od czytelnika wyobraźni), ale postulat prostoty dotyczy i jej. Metafora także może być na tyle „przespekulowana", że aż zła. Metafory błyskotliwe to zazwyczaj także metafory proste. Przykazanie siódme: wiersz powinien być lakoniczny To wiąże się z postulatem prostoty. Oczywiście, niekoniecznie wiersz musi być epigramatem (ideał lakoniczności!), wiersz epicki (homerycki, „panatadeuszowy", gatunki w rodzaju traktatu, dytyrambu, litanii itp.) ma wręcz prawo do rozlewności. Lakoniczność jest jednak walorem. Dlaczego? Dlatego, że przegadanie wiersza to wada nieznośna. Tu znowu działa prawo kontrastu: jeżeli w szlachetnie prostym i lakonicznym wierszu uda się nam powiedzieć coś ważnego, to ta amplituda treści i formy pozytywnie zdumiewa. Ktoś powiedział, że poezja jest sztuką eliminacji słów. Ani jednego zbędnego słowa w wierszu! Proszę o tym pamiętać. Proszę zawsze zaczynać poprawianie napisanego wiersza od wyrzucania słów zbędnych. Za jeden z najciekawszych erotyków, jakie znam, uważam zaledwie czterowersowy wiersz mego nieżyjącego już przyjaciela Janusza Leppka: "patrzyłem na ciebie z okna wieżowca, lecz to na pewno nie byłaś ty" Proszę się wczytać w ten tekścik. Ktoś stoi w oknie wieżowca. Może dziesiąte, może dwunaste piętro... czeka na ukochaną. Może na dole jest przystanek autobusowy... Jedna dziewczyna, druga, trzecia, ona - nie ona, ty - nie ty... Bohater wiersza szamoce się, biega od okna do ściany, uchyla firankę, wypatruje... Znowu... na pewno... nie ty... Jakże króciutki wiersz i jaka wspaniała scena! Jaki teatr wyczekiwania! Ile emocji! Ile szamotaniny! Ile trafionej psychologii sytuacyjnej! Oto, co może lakoniczność! Nie trzeba wielu słów, żeby wiele powiedzieć. Przykazanie ósme: wiersz niechaj będzie niedosłowny, niedomówiony i otwarty Wiersz nie jest tożsamy z jasnym, jednoznacznym wykładem. Wiersz powinien kryć w sobie tajemnicę - jak pączek słodkie nadzienie. Z punktu widzenia tekstologii wiersz jest bytem fenomenologicznym - niepowtarzalnym i istniejącym wbrew logice obowiązującej w innych przypadkach. Na przykład dosłowność pożądana w wielu innych komunikatach językowych (choćby w języku prawniczym) może być w języku liryki balastem. Wspomnieliśmy wyżej o metaforze. To ona jest królową tropów poetyckich. A jest ich wiele - właśnie dlatego, że język liryki ma swoje wyspecjalizowane chwyty i narzędzia. Wszystkie one na ogół istnieją po to, by unikać dosłowności i język potoczny zastępować w wierszu językiem zmodyfikowanym artystycznie. Dam przykład genialnej metafory i niedosłowności. To znany wiersz Norwida pt. „Czułość": "Czułość — bywa jak pełny wojen krzyk, I jak szemrzących źródeł prąd, I jako wtór pogrzebny... I jak plecionka długa z włosów blond, Na której wdowiec nosić zwykł Zegarek srebrny — —" Zamiast opisywać czułość, Norwid porównał ją do dewizki zegarka, którą wdowiec uplótł z kosmyka włosów zmarłej żony. Wmyślcie się w tę sytuację, wczujcie się w nią: starzec wyjmuje z kieszonki kamizelki zegarek, muska kciukiem włosy swojej ukochanej, która odeszła, wraca myślami do niej, oddaje skrytej pieszczocie minione wspomnienia... A więc i tak można opisać czułość! Powiecie: ależ ile więcej można powiedzieć o czułości! Nie, ten wiersz Norwida dowodzi, że można, ale nie trzeba. Niedosłowność „rymuje się" z niedomówieniem. Choć w wierszu dobra pointa to prawdziwy skarb, to ona może także polegać na zawieszeniu głosu, na nie stawianiu kropki nad „i". Niedomówienie i niedosłowność potęgują wieloznaczność wiersza. Wiersz me musi być jednoznaczny. Dobrze jeśli budzi różne skojarzenia i interpretacje. „Co poeta chciał w tym wierszu powiedzieć?" - to pytanie bez sensu. Wtajemniczeni wiedzą, że intencja poety jest sprawą drugorzędną, że dobry wiersz jest wieloznaczny, że odczytywany inaczej przez różnych odbiorców w zasadzie nie traci, a zyskuje na swym fenomenie. Tak, dobry poeta potrafi trzymać czytelnika w cuglach, czyli narzucić mu jednoznacznie rozumienie swojego wiersza. I dobry poeta tak czyni. Ale bardzo dobry poeta czyni inaczej: pozwala, by wiersz, jak dorosłe dziecko, odrywał się od niego i żył swoim własnym życiem. Przykazanie dziewiąte: wiersz powinien wyrastać z pokory. I nie wstydzić się pychy. O co tu chodzi? O postawę poety. Poeta powinien, moim zdaniem, poczynać pisanie wiersza od schodzenia z cokołu i zrzucania spiżowej togi. Zamiast gęsiego pióra niechaj sięgnie po ogryzek ołówka. Poeta powinien z pokorą przyjmować świat i z pokorą weń wnikać. Być jednym z nas. Pamiętać o skromności. Chylić czoła przed drugim człowiekiem i tajemnicami świata. Dlaczego? Dlatego, by zachować prostotę, zwykłość i „normalność" patrzenia i mówienia. Po to, aby zejść z koturn i aby unikać za wszelką cenę sytuacji, gdy wyda mu się, że jest kimś lepszym niż jest. Tylko smak „soli ziemi" na ustach poety jest smakiem, jaki ma trzymać go w swej władzy. Ale są chwile, że poeta musi wejść na Mont Blanc i przemienić się w Tytana. Uderzyć pięścią w stół, rzucić sobie Ziemię do nóg, stanąć przeciw milionowi, kochać i cierpieć za miliony... Kiedy powinien przemówić do mierzwy ludzkiej głosem, za jakim ona pójdzie. A więc: pokora czy pycha? Jedno i drugie, jedno i drugie. Ach, że też nie mamy w języku polskim słowa, które byłoby wypadkową tych obu sensów. Przykazanie dziesiąte: poeta poddaje się natchnieniu Ojcem i matką wiersza jest natchnienie. Co to jest: natchnienie? Ba! Wszyscy wiedzą, nikt nie może wytłumaczyć. Może psychologia aktu twórczego kiedyś „skodyfikuje" to pojęcie. Ja wierzę w natchnienie jako „szósty zmysł". Zmysł objawienia i olśnienia. Jest to na pewno stan psychiczny, stan szczególnej koncentracji, który artyście (nie tylko poecie) dodaje skrzydeł. Wtedy obraz „się sam maluje", wiersz „się sam pisze"... słowa płyną spod pióra jakby dyktował je niewidoczny demiurg sztuki. Natchnienie to wszystko to, co w fenomenie pisania nie poddaje się racjonalizacji. To tajemnica tworzenia. Niekontrolowana siła sprawcza. Natchnienie to napęd wywołujący autoekspresję. Specyficzna koncentracja spoza obszaru odruchów kontrolowanych. „Zawodowy" poeta (dobry rzemieślnik) potrafi, rzecz jasna, napisać wiersz na zimno, bez żadnego natchnienia. Ale prawdziwa, wielka, gorąca poezja powstaje niemal zawsze w jakimś uniesieniu i przy udziale „niewidocznej ręki"; czytaj: przy udziale ogromnego zaangażowania emocjonalnego ł twórczego. Dlaczego natchnienie ma znajdować się w takim, jak ten, dekalogu? Bo poeta, który ma cyniczny stosunek do natchnienia może już przestał być poetą, tylko jeszcze o tym nie wie? * I to już wszystko. Tak widzę mój „dekalog dobrego wiersza". W mojej gradacji wartości i z punktu widzenia własnego doświadczenia czytelniczego wymienione wyżej walory są najistotniejsze. Oczywiście, zbyt wiele nadyskutowałem się o literaturze, by upierać się przy niepodważalności tego dekalogu. Prawdopodobnie można napisać jeszcze kilka takich kodeksów inaczej pozycjonujących wymienione wyżej walory lub zgłaszających inne cechy niezbędne w tej wyliczance. Może więc każdy z nas powinien ułożyć swój dekalog? Może każdy go ma, tylko sobie tego nie uzmysłowił? Jedno jest pewne: poezja istnieje bez jakichkolwiek dekalogów. Ale też istnieć nie może bez bądź to zbiorowej, bądź indywidualnej wiedzy o jej arkanach. Bo życie ludzkie w dużej mierze wypełniają konwencje. Sztuka, choć być może wynika z potrzeby naturalnej, realizuje się w formule konwencjonalnej. Konwencja zaś to zasada, l nie ma się na co obrażać - gdyby zabrano nam konwencje, to tak jakby zabrano nam wodę i powietrze - do tego etapu dotarliśmy w procesie cywilizacji. Dlatego rozmowy o sztuce są tak ważne. Przynajmniej dla tych, którzy dotrwali do końca tego tekstu. Leszek Żuliński -
Byle smród, co walczy z wentylatorem, uważa się za Don Kichota. Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)
-
monolog panawkratkę
jacek_sojan odpowiedział(a) na zak stanisława utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
bez "który" na początku 2 strofy... bez "nigdy" w 3 wersie tejże samej... bez całej 3 strofy! bo bardzo słaba i niepotrzebna...i będzie dobrze! ??? J.S -
tak sobie spacerując ;))
jacek_sojan odpowiedział(a) na cały twój utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
dobra psychologia, a i tekst do rzeczy; J.S -
Epitafium dla ryja
jacek_sojan odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
"półdupki"? półgłówki! :)) J.S -
Na ścianie wisi obraz Jezusa Chrystusa
jacek_sojan odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
!!! j.s -
Na ścianie wisi obraz Jezusa Chrystusa
jacek_sojan odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
!!! J.S -
Epitafium Aleksandra Kwaśniewskiego
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
dla mnie to fałszywy, pospolity kamyk, podrabiany brylant jak każdy pezetpeerowski aparatczyk; nieszczęściem naszych czasów jest kompletne pomieszanie pojęć; istnienie PIS-u jest konsekwencją tego pierwszego - bo zawsze jest akcja i reakcja... J.S -
Jimmy Jordan.; "caritas" po łacinie oznacza czynną miłość bliźniego połączoną z miłością Boga (to jedna z trzech cnót teologicznych); z tego wzięto nazwę dla organizacji kościelnej zajmującej się działalnością dobroczynną (prawie w każdym większym mieście w Polsce i Europie są albertyńskie jadalnie dla ubogich i noclegownie dla bezdomnych); 1% swojego podatku przeznaczyłem właśnie dla Zgromadzenia Albertynów i Albertynek ( od brata Alberta - Adama Chmielowskiego, założyciela Zakonu Albertynów); J.S Stefan Rewiński.; raczej dociekliwy - i dobrze! :) J.S Oxyvia J..; mogę tylko podziękować - zwłaszcza za niezwykle trafną interpetację tytułu...bo to jest oś wiersza: człowiek w kontekście biblijnym i człowiek w historii; nie mam słów... :))) J.S M.Krzywak.; wiesz dobrze, że na takie pytania każdy, kto czuje się wolny i rozumie to pojęcie - odpowiada sobie we własnym sumieniu; nie ma jednoznacznej odpowiedzi i jednakiej dla każdego...i całe szczęście! J.S Rafał_Leniar.; nie wiem, jak można się popisywać ignorancją; widać wielu jeszcze rzeczy nie wiem...ale jedno na pewno: trzeba być konsekwentnym, zwłaszcza gdy rozumie się swoją płeć - czyli odpowiedzialność; J.S Messo.; dobrze kojarzysz...ten kościółek w Zakopanem ongiś (lata 80-te!) się całkowicie spalił - ocalał tylko piękny drewniany krzyż...Albertynówka stoi ponownie, odbudowana!
-
Opisałem to co widzę na forum i czego jako jego uzytkwnik osobiście doświadczyłem a czego nie życzę Debiutantce. Bartek Bartek najwyraźniej są tu tacy, co nie wiedzą co czynią (przebacz mi Panie Administratorze, ale dla niektórych tu osób na portalu słowo "idiota" to tylko wstęp do zagajenia wstępu...); za tę laurkę wypisaną pod adresem użytkowników "orga" nie tylko należy się ban, ale coś bardziej bezpośredniego, co dzieje się między butem a zadkiem; J.S - i prośba do podwójnego Bartka - proszę nas nie prowokować, bo wołomińskie metody dyskusji mogą okazać się przedszkolem przy tym, co może być udziałem niektórych pacanów na "orgu"; witaj najserdeczniej Anno Julio! :))) ( i nie słuchaj ryków osła...); Jacek Sojan ps.; Anno Julio - trzeba koniecznie poprawić "tworzĘ"..."niemogĘ" :); a debiutujemy całe życie...każda nowa dla nas sprawa, w którą wchodzimy, jest debiutem; i każda rola, którą przyjmujemy na scenie życia;
-
/rzecz o Adamie Chmielowskim/ - dokąd idziesz - co to za miasto jaki człowiek dźwiga nazwisko imię moje z takim trudem dzwoniąc o bruk drewniną nogą noga moja - gdzieś powędrowała widać sobie ach - tak - do Ojczyzny bez cara - czy tam gdzie nie ma go jest Wolność -- ta wolność bez imienia dla której - Naród znaczy wszystko człowiek - tyle co bohaterski trup żołnierza heroiczna polska nicość człowiek - Historia i Idea a nigdy nigdy człowiek - życie o - pod murem człowiek-łachman dłoń wyciąga palce czarne - jakby ręką cmentarz Historii całej przesiał za plasterkiem choćby rzepy - masz na gorący kęs kartofla więcej nie mam oto człowiek mocz i wódka w takiej dłoni niechby tylko fruwał sztandar niżej rękaw mundurowy zupę przyniosłaby ci tu hrabina osobiście zupę suto omaszczoną jadłbyś do syta dzień po dniu na własnym grobie lecz kiedy zejdziesz już z cokołu zmieszany w tłum cierpiących istot bez łóżka domu i talerza niechybnie pójdziesz pod ten mur upodobnisz się do cienia boś nie człowiek bez butów matki i nazwiska nie - nie nie na sztalugi to jest nędza jej blady obraz powieszą sobie gdzieś w salonie zacni ludzie smakosze barwy znawcy linii kompozycji perspektywy moja w ulicy ginie mroku - to są chyba już przedmieścia śmierdzące budy i śmietniki co to za miasto mi nieznane a przecież tyle tyle lat mógłbym przysiąc że nigdy w mieście tym nie byłem wszystko co znane - niepoznane modne zjawy modny mnie smutek ścigał dotąd kiepskie obrazy wyobraźni zgubiłem coś straciłem z oczu Rzeczywistość piec lustro łyżka człowiek nad igłą nauczyło wielkich Holendrów dużo więcej niż historia malarstwo przecież to jest konkret ciało ożywione dogłębną znajomością Życia tego na co dzień /wieś bielona wśród ogrodów pracuje w ciszy - to tylko miły widok z okna w mieście nie widać ciężkich kropli potu na chłopskich twarzach u własnych schodów nie widać dłoni dorożkarza sinych od mrozu/ chłodno - noc jak kościół wysoka jasna - dokąd idziesz - dokąd idziesz panie w cylindrze panie we fraku - ech artysto panie w szubie na jedną nogę utykając dokąd - laska - pies ze śmietnika pies i szarpie - Boże zmiłuj się to dziecko - Ktoś - człowieczek Człowiek czy to jest miejsce dzieci Twoich Ojcze gdzie dom nasz gdzie ojczyzna i Ty - gdzieżeś - - - dokąd idziesz - dokąd idziesz na jedną nogę utykając ulicą ciemną - - - w tę noc poszedł jak idzie ktoś kto wie gdzie iść żebrak pod murem słyszał stukot szept ulatywał i doszło doń jedno słowo - c a r i t a s
-
Epitafium Aleksandra Kwaśniewskiego
jacek_sojan odpowiedział(a) na jacek_sojan utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
adam sosna.; jakby nie patrzeć, to Kwaśniewski jest słaby; więc dlaczego epitafium miałoby być lepsze? co do mojej orientacji - jestem hetero...też źle? J.S ps;. jestem bardzo życzliwy dla bohatera wiersza; nie każdemu poświęca się czas na pisanie epitafium; ja tylko dla zasłużonych na niwie...a niwa Jozafata dla historycznych mastodontów jak najbardziej właściwa, już nie ewoluują - chyba w stronę gangsterstwa politycznego; :) J.S -
a ja widzę odwołanie się do religii, natomiast nie widzę poezji, tym bardziej poezji religijnej, której mistrzami byli np. król Dawid, Jerzy Liebert, Karol Wojtyła...tam odsyłam po odpowiedź...J.S i nie tylko zapraszam do zaznajomienia się z poezją, ale także do wywiadów, jakie udzielał papież-poeta Wydawnictwu Znak na temat swojej "służby" dla "Pani Poezji" -a radziłbym zwrócić uwagę na Jego postawę pokory wobec sztuki...
-
z pustego w próżne
jacek_sojan odpowiedział(a) na IN utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
na dnie myśl?! na dnie już nie ma myśli - bo dno dna to właśnie bezmyślność! :) J.S