janko
Użytkownicy-
Postów
257 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez janko
-
Cieszy mnie, ze mój wiersz Ktoś czyta na głos i kilka razy. Domyślam się, że to bardzo uważna(y?) czytelniczka. Ktoś, czyje słowa mogę brać poważnie i dziękować, bo są wyrażone w sposób przemyślany i życzliwy. A to najbardziej cenię. Bardzo dziękuję i pozdrawiam.
-
dziękuję. nie skorzystam.
-
"Nie jest łatwo znaleźć szczęście w sobie, ale nie można go znaleźć nigdzie indziej." Agnes Repplier szkic czwarty kobieta podąża wraz z rzeką. i gra w zielone. bezradnie patrzy jak nurt wyrywa korzenie i głazy rzuca w otchłań samotność jak przepaść przy drodze przychodzi i biczuje jest wciąż okłamywana i sama się okłamuje. ukrywa zło i nie potrafi pogodzić się z myślą że będzie tak jak jest kiedy chce jej się płakać śmieje się a kiedy jest szczęśliwa płacze. targuje się z życiem z bogiem z samą sobą. czepia kurczowo byle źdźbła. zamyka w pustej sali rzeczywistości księżyca blask rozpada się na tysiące iskier. lampa płonie a jedyną drogę ucieczki blokuje zapach kwitnących orchidei szkic piąty kobieta całuje żabę. mnóstwo razy. nie potrafi wyzwolić się spod jej uroku. żaba przemawia ludzkim głosem i obiecuje koronę a przecież nie może jej ufać. musi wyznaczyć granicę by nie wskoczyć razem z nią do stawu. magiczne zaklęcia nie działają tak samo jak klątwa Tutenchamona przywołuje świerszcze i obmyśla taniec który uleczy i uniesie jak we śnie o fruwaniu. na próbę przemienia wino w wodę by poczuć smak podróży i płomyk szaleństwa w spadaniu nad otwartą rafą koralową. zaciskanie powiek nie ułatwia ani życia ani snu. gdy coś jest martwe trzeba to pogrzebać szkic szósty kobieta budzi się. zanurza pędzel w morzu i zaczyna malować kwiaty rosną na czubkach palców. rozświetlone zachodem dzwony kołyszą pieśń. z gałęzi na gałąź przelatuje spłoszony lęk. obraz jest ciągle nieskończony. zaczyna się tam gdzie się kończy i kończy tam gdzie się zaczyna
-
dlaczego? chciałem pokazać dojrzewanie; od żartu, flirtu, uśmiechu, młodzieńczej naiwności - poprzez owoce miłości i trudy jej pięlęgnowania, walkę z przeciwnościami, aż po utratę marzeń i rezygnację. gdy przychodzi pewna dojrzałość, to zmienia się również filozfia życia, stąd próba ogarnięcia tego co do tej pory, znalezienia sensu i nowych wartości, zrozumienia i akceptacji. Punktem odniesienia mogą stać się słowa: Nie jest łatwo znaleźć szczęście w sobie, ale nie można go znaleźć nigdzie indziej. Agnes Repplier o tym zawyżaniu, to oczywiście żart; czytałem tutaj mnóstwo dobrych wierszy :-)), ale nie mniej jest mi miło, czytać Pana komentarze pod moimi tekstami. Taki odbiór pozwala na rozpoznanie czy: język giętki potrafi wyrazić, co pomyśli głowa. bardzo dziękuję. pozdrawiam
-
Bardzo serdecznie dziękuję. Wszystkim komentującym życzę w Nowym Roku bardzo dobrych wierszy i... tak przychylnych komentatorów jak P. Bogdan, P. Stanka, P. Rafał, P.Wstrentny.
-
szkic pierwszy kobieta używa czerwonej farby zanurza zielony język w ziemi. szuka odpowiedniego smaku. wypluwa pestki wydrapuje ślady na spękanej korze. splata warkocze zlizuje kryształki soli. rozmieszcza ptaki na drzewach śmieje się. przypina skrzydła i spada na trzy raty rozpuszcza włosy. maluje paznokcie. karmi irysy czeka uśmiecha się. mówi słonko. mówi rybko. mówi kocham czyta Rilkego i zostaje w łóżku. jest dobra przez cały dzień strzepuje popiół. postanawia oddać spinki i białą koszulę srebrny nóż i czarny wachlarz trzymają ją z dala od mostu szkic drugi kobieta myśli o odejściu. coraz częściej kładzie na szali eksponaty: gałązkę oliwną cierń tarniny owoc głogu waga ani drgnie. szuka złotego środka a znajduje miotłę i kołyskę księżyca. huśta się do rana jak wtedy w obcym parku gdy ojciec zostawił ją na huśtawce zastanawia się jakie znaczenie ma brak jednej zmarszczki na świeżo wyprasowanym obrusie i dlaczego listki mandarynek zwijają się w brązową spiralkę gdy tylko odwróci się plecami prasuje i układa nieprzespane noce na koszulach w kratkę zwija wełnę aż staje się kłębkiem kolczastego drutu szkic trzeci kobieta zanurza się w ciemność. każdego dnia coraz głębiej pozbawiona szmaragdu łyka zielone fasolki o smaku piołunu już nie znajduje żaru ani światła w tunelu. nie podnosi wzroku ponad ślad własnego cienia. jest jak harfa z zerwaną struną znalazły w niej schronienie czarne kruki. nocami ostrzą skrzydła
-
Dziekuję wszystkim za komentarze i uwagi. I zapraszam do kolejnych. :-)
-
Dzięki, to miłe. :-) Również pozdrawiam.
-
A jaką ma Pan pewność?
-
Dziękuję za Twóją wariację, ale bardziej podoba mi się własna... Każdy sobie rzepkę skrobie.
-
świetny wiersz. gratuluję B. dziękuję. Wiem, że jednym się podoba, innym na odwrót, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. ;-)
-
Bardzo mi się podoba B. dziękuję
-
myślałem, że to komentarz ... niestety, to tylko zez.
-
Tyle mi zostaje ;) w pierwszej ładnie pan 'poetyzuje', potem zaczyna się opis codziennej banalności, nie za bardzo jest to nośne, owszem - jakieś dwa wersy dla klimatu, ale nie tyle, żeby cała zwrotka. Szkoda, że nie zamknął pan 1 zwrotki jakoś fajnie, że nie przeszła ona do drugiej. Można to poprawić? pzdr. b nie, nie można:-(
-
kobieta używa czerwonej farby zanurza zielony język w ziemi szuka odpowiedniego smaku wypluwa pestki wydrapuje ślady na spękanej korze splata warkocze zlizuje kryształki soli rozmieszcza ptaki na drzewach śmieje się przypina skrzydła i spada na trzy raty rozpuszcza włosy maluje paznokcie karmi irysy czeka uśmiecha się mówi słonko mówi rybko mówi kocham czyta Rilkego i zostaje w łóżku jest dobra przez cały dzień strzepuje popiół postanawia oddać spinki i białą koszulę srebrny nóż i czarny wachlarz trzymają ją z dala od mostu
-
Już wtedy powinnam wiedzieć, że przegrałam. Jechaliśmy z moim bratem i wtedy powiedziałeś coś takiego (po latach, nawet nie pamiętam co), że chciałam już, ale to natychmiast, wyskoczyć z pędzącego samochodu. Gdyby nie zgrzyt hamulców i krzyk brata... Las był stary, ogromny; drzewa pokryte gładką korę, zbyt gładką, bym mogła się wdrapać nawet na najniższy konar. Spędzałam tam długie godziny. Znałam każdą ścieżkę, każdy liść paproci na mocnych łodygach, pozwijanych w dziwną spiralkę, ekspansywnie zajmujacych wolną przestrzeń zielonego mchu. Las niósł ukojenie, jak przyjaciel szeptał słowa otuchy. Mogłam płakać, krzyczeć, a on cierpliwy, dziwnie milczący, silny i spokojny rozumiał mnie bez słów. Czasem echo naśladowało moje skargi, przedrzeźniało tak długo, aż zabawa kończyła się śmiechem. Mogłam wracać, nasączona łagodnością jak ziemia po burzy. Rowerowe wycieczki, niemal o zmierzchu, kończyły się na moście. Spiętrzona woda z szumem przedzierała się przez szpary w drewnianych zaporach i z łoskotem uderzała o kamienny brzeg. Długie godziny, słuchając jednostajnej muzyki, patrzyłam w spieniony nurt rzeki, rzucając od czasu do czasu liście, gałązki, które spadając, chwilę tańczyły i zikały bez śladu. Potem były kolejne dni, kiedy przekonywałam się, że wystarczy popełnić jeden błąd, by z takim mozołem układana piramida rozsypywała się jak sól z dziurawej torebki. Dlaczego brnęłam dalej? Jak zabłąkany wędrowiec na bagnach, zanurzałam się po szyję, nie oczekując z nikąd pomocy. Choć muszę przyznać, że była jedna, prawdziwa próba wyrwania się z tego zaklętego kręgu. Jeszcze wtedy nie miałam nic do stracenia, prócz połamanych skrzydeł, które tak naprawdę nie były mi przydatne, a jedynie przeszkadzały stać równo na rozkołysanej ziemi. I oczywiście, byłam zdecydowana, ale... postanowiłam wybaczyć, dać szansę, kolejny raz uwierzyć? Nawet moja matka zostawiła mi wtedy wolny wybór. Sama miałam podjąć decyzję, i...uległam: obietnicom, namowom, przeprosinom, obiecankom. O święta naiwności!!! Po cóż nam taka wiara, która ufać każe, w bezkres prowadzi i w złudne miraże - coraz piękniejsze podwoje otwiera? Minęły kolejne trzy miesiące, w trakcie których przyrzeczenia i obietnice rozpłynęły się jak jesienny klucz żurawi. W trakcie wizyt były zdziwione spojrzenia znajomych a szczególnie rodziny i mój tajemniczy uśmiech, że dokonałam rzeczy niemożliwej. Ale to trwało chwilę, jedno mgnienie oka, dopóki nie zbladły atramentowe obrączki na moich połamanych skrzydłach.
-
kurza twarz, tak się wzruszyłem czytając wczoraj na onecie historię niejakiego Przemka i komentarze do: "przeczytajcie - szczególnie ci co piją" a Wy jak ten żubr w reklamie telewizyjnej :"wieczorem podchodzi bliżej" ;-) Lenko - miał być taki "bidny" i nieszczęśliwy, przegrany i zagubiony jednym słowem - współuzależniony. Wesoły grabarz - no wybacz - nie wyszło;-)) uuu.... Jaro Sław - dzięki za podobanie - trochę mnie podniosłeś na duchu:-) MN - okrutniku, woda (powiadasz), to największy dar;-) No cóż wybaczcie, wracam do fotografowania. Pozdrawiam.
-
może jest już za późno ale przecież wierzyłem że potrafię rozwinąć skrzydła w locie wyprostować konary zamienić bieg strumieni a nie udało się uratować choćby jednego człowieka przywiązany jak pies próbuję gryźć swój strach odgrzebuję błędy i winy szukam początku a może końca mija północ znikają światła w oknach i każdy skrawek mroku czeka na wiosenny świt
-
Dziękuję wszystkim czytelnikom. Zgłoszone poprawki i uwagi zostaną przemyślane i ewentualnie zastosowane w nowej wersji. Dziękuję jeszcze raz. Pozdrawiam:-)
-
odkrywanie tajemnic znów byłem tam gdzie rośnie cisza i drzewa szumią najbezpieczniej. pod gruszą cień znajomy usiadł i rozmawiałem z nim jak dawniej ukryte ścieżki pod łopianem i wierzby w chmurach krążą ptaki: "hej nic nie mam nic nie mam woda mi zabrała a tylko mi dziewczyna na lądzie została" lecz zniknął kamień co przez lata strzegł progi domu przed złym losem. już go nie chroni płot i brama furtka na haczyk zamykana wzniosły się krztusząc żrącym dymem beżowe kafle potrzaskane i rozsypana sterta cegieł odsłania splot kamieni polnych wianuszkiem w murze zatopionych okrągłych jak orzechy włoskie widziałaś - zobacz skąd się wzięły (ciekawy powód ich istnienia) czy miały równać otwór szybra. nikt nas nie słyszy cienie znikły i milczą gruzy ty zamyślona robisz zdjęcia
-
rownież serdeczności. dzięki - pozdrawiam
-
Co do pierwszej frazy, to może nie jest aż tak konieczna, ale jest zaznaczeniem zwrotnego momentu w postrzeganiu peela. Dopiero po latach wracamy pamięcią "do tych miejsc wyśnionych", bo kiedy one były, nikt nie myślał, że mogą tak szybko zniknąć. "dzieciństwo - pierwszy okres życia człowieka, lata dziecięce." Być może ta fraza poprawnie powinna wyglądąć tak:= ponad kwitnące sady wspomnień z dzieciństwa= (bo skoro już jesteśmy dorośli to wspomnienia nie są "dziecięce". czy o to chodzi?) Cóż, czasem kieruje mną nie poprawność języka, a brzmienie, ale zawsze chętnie, przeanalizuję taką nieścisłość. I mam nadzieję, że w tym przypadku aż tak nie razi? Choć zasiałeś wątpliwości. Dzięki za cenne uwagi. Doceniam Twoje spojrzenie :) Pozdrawiam b. serdecznie.
-
Cieszę się, że tak to odebrałaś. Dokładnie, tak jak postrzegasz. To utwierdza mnie w przekonaniu, że ten rodzaj "wierszowania" trafia do serca? Budzi wyobraźnię i odnajduje wspólne ścieżki, a nawet pozwala współodczuwać? Pozdrawiam i b. b. dziękuję.
-
Dzięki za podobanie. Nie trzeba się znać - czasem wystarczy zobaczyć, odczuć. Pozdrawiam.
-
To miłe, gdy z okazji kolejnego wiersza czytelnik(czka), pamięta jakiś wcześniejszy wiersz (ten chyba sprzed czterech miesięcy). Bardzo dziękuję, gorąco pozdrawiam. :)