Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Maciej_Satkiewicz

Użytkownicy
  • Postów

    797
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Maciej_Satkiewicz

  1. Cytat

    proszę sobie wyobrazić, że słowo - ze względu na wartość ma - podobnie jak moneta, swój awers i rewers, a w przenośni - ze względu na kontekst dewaluuje się albo zyskuje na znaczeniu; MOŻE mieć również wartość pozorną, umowną; coś jak bon bez pokrycia;
    J.S


    Och wierzę, przecież żartowałem.)

    pozdrawiam ;)
  2. Cytat
    "po obu stronach deszczu" brzmi tajemniczo i prawdziwie poetycko;
    poetyzowanie niewiele ma wspólnego z poezją;

    pozdrawiam po obu stronach słowa;
    J.S


    Zgoda. Ale wydaje mi się, że poetyzuję tylko w ostatnim najostatniejszym jednoelementowym wersie i że jest to w pełni uzasadnione sytuacją liryczną. Więc nie wiem, w czym problem?

    "Po obu stronach słowa" zabrzmiało niepokojąco, jakby miał Pan możliwość ukradkowego przeprawienia się na drugą stronę słowa, czyli tam, gdzie jestem ja. Toteż nie wiem, czy trawestacja udana. MAM WĄTPLIWOŚCI..

    ;)

    pozdrawiam
  3. Aby oddzielić światło od ciemności
    Bóg stworzył zasłonę
    odciskają się na niej głosy i dłonie ludzi
    jest ich wielu ale zajmijmy się naszą tragedią
    Czego się napijesz?

    Przypominają mi się nagłe rozmowy z ptakami
    kiedy pytają mnie a ja człowiek nie potrafię odpowiedzieć
    zrywają się do lotu tak z ukrytą rozwagą
    wracają do swoich obowiązków

    Tu się dzieje nie można dwa razy
    spojrzeć w to samo lustro mieszasz kawę i pytasz
    jakie słowa zostawimy w tej chwili

    Interesuje mnie co tak naprawdę możemy wykrzyknąć
    jakie przysięgi złożyć i komu
    podajesz mi dłonie a ja kładę własne na ich tkaninie

    Spróbujemy się pojawić po obu stronach

    deszczu

  4. 'Człowiek jadł i je zwierzęta od prehistorii' - to prawda. Ale tu nie chodzi o to. Dzisiaj zwierzęta są zabijane na skalę masową, pakowane i wysyłane do supermarketów. Zostały zdegradowane do roli prefabrykatów. To nie rybka, którą ktoś złowił, ale surowiec, który poławia się tonami. To nie kurczak, którego upolował tatuś, ale mięso od urodzenia skazane na śmierć. Bez wielkiej przesady będzie tu porównanie takiej masowej, 'ekologicznej' fermy do obozu koncentracyjnego, z którego wydostać się można tylko ciężarówką, która odjeżdża w wiadomym celu. I jest smutne, że zdanie powyższe prawdopodobnie będzie wydawać się absurdem.

    Stosunkowo niedawno nie wyobrażano sobie świata bez niewolnictwa. Jeśli wyprawimy się myślą w przyszłość, w której takie syntetyczne mięso rzeczywiście istnieje i nikt nie morduje zwierząt w ramach przemysłu i rozwoju gospodarczego, powinniśmy zobaczyć jak daleka o ideału jest nasza obecna organizacja świata. I jak niedorzecznym jest stwierdzenie, że "to naturalne".

  5. Nim krew wypłynie
    żywioły chemiczne
    łączą się skrycie
    budujemy chwile

    rozchylasz jedwabne rąbka
    hologramu
    przy łożu zrzucona
    etyka wiatru
    poszewka liścia

    i piękny gruczoł przechodzi
    w płyn

    z oddechów głosu dłoni spojrzenia
    układam sobie
    Ciebie

    Ty
    ciało
    ciało
    Ja

    dwie krople
    w morzu
    mrówki
    w bieli
    pokój
    w czerni

    żyjemy na archipelagach
    a ta woda te słowa

    to wszystko co mamy

  6. Czyli o tym, jak dwaj filozofowie parzyli herbatę

    Scena I

    W przestrzeni bliżej nieokreślonej, na dwóch przeciwległych fotelach spoczywali Dżejms i Dżon. Z rękoma przylepionymi do podbródków wpatrywali się kuriozalnie w szklankę, czajnik, małą kuchenkę turystyczną, szklany, okrągły stolik, łyżeczkę na tymże stoliku i butelkę wody, które to przedmioty, nieświadome swej roli w tejże scence, spoczywały pomiędzy dwoma ichmościami.

    Dżejms: Drogi Dżonie, doświadczam właśnie anagnoris annanke na rodzaj wodnego
    roztworu.
    Dżon: (wyrwany z zadumy) Znaczy, chce się panu pić?
    Dżejms: (łapczywie spogląda na butelkę wody) Otóż dokładnie to miałem na myśli.
    Dżon: Czy jest pan tego pewien? Znaczy się, czy może pan stwierdzić z absolutną
    pewnością, iż to, co pan obecnie odczuwa, jest pragnieniem?
    Dżejms: Czy waćpan twierdzisz, iż po tylu latach mej egzystencji nie potrafię odróżnić
    pragnienia od, nie przymierzając, rozwolnienia? No dajże waćpan spokój.
    Dżon: Otóż pragnę panu wykazać, iż niczego nie można być pewnym, a szczególnie czegoś
    tak marnego i wątpliwego jak doświadczeń zmysłowych. Czy widzi pan tamto
    drzewo?
    Dżejms: Jakie znowu drzewo?
    Dżon: Właśnie o tym mówię. Skoro choć raz wzrok pana oszukał, dlaczego wiec ów
    proces nie miałby mieć charakteru ciągłego? Dlaczego jest pan pewien, że teraz
    rozmawiamy na jawie, a nie we śnie? We śnie o życiu?
    Dżejms: Sofizmat. W obliczu pewnych założeń, które poczyniliśmy ucząc się percepcji,
    jasnym jest, iż pewne prawdy muszą być obiektywnie prawdziwe. Ponadto pański
    świat snu musi odnosić się do pewnej kontaminacji desygnatów rzeczywiście
    istniejących w czasie i rozciągłości Czy zaneguje waćpan istnienie tychże, jakby je
    nazwać... idei?
    Dżon: Pan jest zdaje się empirystą?
    Dżejms: Otóż... tak, myślę że tak jest w istocie.
    Dżon: Wobec tego nie dojdziemy do konsensusu. Racjonalista Dżon.

    Dżon wstaje z fotela z uprzejmie wyciągniętą Dżonią. Dżejms robi to samo.

    Dżejms: Dżejms. Po prostu Dżejms.

    Obaj ichmościowie siadają z powrotem w fotelach. Po dłużącej się chwili komentującej ciszy:

    Dżon: Jednakowoż możemy skonfrontować nasze stanowiska.
    Dżejms: ?
    Dżon: Ucieszy się pan. Doświadczalnie. Zaparzmy herbatę.
    Dżejms: (łapczywie) O tak, tak, to bardzo dobry pomysł. Zaparzmy, zaparzmy.

    Dżon wyciąga zza fotela kilka saszetek herbaty. Jedną zostawia sobie, resztą częstuje Dżejmsa.

    Dżejms: Ależ to nazywasz waćpan herbatą? Toż to zwykła...

    Dżon: (szybko i profilaktycznie w myśl zachowania zasady decorum) Niestety. Innej nie
    mam.

    Zawiedziony Dżejms zapala kuchenką turystyczną i gotuje wodę. Dżon mocno masuje podbródek i, lekko rozbawiony, przygląda się poczynaniom towarzysza. Ów siada ponownie.

    Dżejms: (pytająco) Dlaczegoż to waćpan zostawił sobie tylko jedną saszetkę?
    Dżon: (pobłażliwie) Panu bardziej się przydadzą. Czajnik gwiżdże.
    Dżejms: Oho!

    Dżejms wrzuca do kubka herbatę, zalewają wrzątkiem i delektuje się aromatem tchnącym z coraz cieplejszego naczynia.

    Dżejms: To właściwie o co waćpanu chodziło z tym 'doświadczalnym zaparzaniem herbaty'?

    Zadumany Dżon zdaje się głęboko analizować wzrokiem pustkę wokół Dżejmsa. Widział jednak trzymaną przez kompana szklankę. Hm... astygmatyzm?

    Dżon: Właśnie o to. To, na co pan tak łapczywie zerka, to nie jest herbata.
    Dżejms: ?
    Dżon: Otóż pańskie dzieło nie ma jednolitego koloru. Na przykład tam, przy uchu.
    Dżejms: Ależ to moje włosy!
    Dżon: (załamany) Przy uchu od kubka...

    Dżejms uważnie studiuje 'napar'.

    Dżejms: No nie da się ukryć. Cóż zasię począć?
    Dżon: Proszę wylać ówże napar. I spróbować ponownie.

    Dżejms wylewa herbatę .Dżon ponownie ucieka do swych myśli, pozostawiając kompana z problemem.

    Dżejms: (do siebie) Cóż że zasię począć?

    Po dłuższej chwili nalewa najpierw wrzątku, a dopiero potem wrzuca saszetkę.

    Dżon: (jakby przez sen) Za jasna na dnie.

    Lekko poirytowany Dżejms opróżnia naczynie. Obaj dumają. Podbródek Dżona powoli sinieje z braku dopływu krwi.

    Dżejms: (tryumfalnie) Eureka! Mam!

    Dżejms wrzuca saszetkę do kubka, po czym zalewa jąpowoli. Bardzo powoli. Co kilka milimetrów robi dłuższe przerwy. Skończywszy, uważnie ogląda napój.

    Dżejms: No i co teraz waćpan powie? Piękny, jednolity kolor, herbatka czysta jak łza!
    Dżon: Może i czysta, ale zimna.

    Zaskoczony Dżejms maca kubek, po czym wylewa zawartość.

    Dżejms: (zrezygnowany) Rzeczywiście.

    Dżon: (z nutką satysfakcji) Widzę, że nie radzi pan sobie.

    Wydaje się, że Dżon wydumał to, o czym tak usilnie dumał.

    Dżon: Otóż wiem, jak zaparzyć herbatę. Prawdziwa herbatę, a nie jakąś zubożoną
    emanację.
    Dżejms: Proszę mówić dalej.
    Dżon: Mógłbym prosić o pański kubek?

    Dżejms wręcza naczynie Dżonowi. Ów stawia je na stoliku i zalewa wrzątkiem. Jedyną posiadaną saszetką kładzie obok.

    Dżon: Otóż odrzucając wszelkie niepewne założenia doszedłem do wniosku, iż aby uzyskać
    idealną herbatowatość w tejże szklance, należy..

    Dżejms ledwo wytrzymuje napięcie.

    Dżon: ...należy usilnie się w nią wpatrywać i mocno chcieć, aby łaskawie zamieniła się w
    leżącą obok herbatę. Oczywiście z zachowaniem cech wodowatości.
    Dżejms: (odzyskawszy kontenans) Waćpanu chodzi o wizualizację?
    Dżon: (z nieukrywaną dumą Otóż... tak.

    Przez najbliższe dwie godziny obaj wpatrują się w kubek z wodą.

    Dżejms: (ochryple) Chyba nic z tego. Ja... Ja już dłużej nie mogę.
    Dżon: (skupiony) Za mało pan się stara.

    Dżejms umiera z pragnienia. Dżon ciągle patrzy na kubek. Wreszcie:

    Dżon: (zdenerwowany) Ta szklanka nie istnieje.

    Dżon wychodzi ze sceny.

    Scena II

    Wchodzi bezdomny.

    Bezdomny: O! Herbatka.

    Zaparza herbatę. Normalnie.

    Bezdomny: (patrząc na Dżejmsa) Ten pan chyba się nie obrazi.

    Wyjmuje łyżeczką saszetkę

    Bezdomny: Oho! Za blada tu i ówdzie.

    Bezdomny miesza i wypija idealną herbatę.

    KONIEC


    (Napisane przed trzema laty w klasie pierwszej liceum. Ciągle wydaje sympatyczne;)
  7. Cytat

    a więc jednak do siebie, do Natury - której jesteś częścią;
    tylko co to ma wspólnego z bibilijnym, transcendentnym Bogiem - pewnie do końca pozostanie Tylko Twoją Tajemnicą;
    bo istotnie - przyroda, a więc fizycznie i my jesteśmy Jego - Boga dziełem, ale to wcale nie znaczy, że Przyroda jest bogiem;
    ale pojęcie demiurga, boga świata materialnego nie jest mi obce...
    uprawiasz jakąś gnozę, komparatystykę quasi-religijną, a potem dziwisz się, że inni się dziwią - bo czy ktoś oprócz Ciebie, szamanie, poznał Twoją religię?!
    mam nadzieję ją poznać poprzez twoje wiersze - o ile temat rozwiniesz, poszerzysz...
    podrawiam!
    J.S



    Czy ja powiedziałem coś o panteiźmie? Łączy się, owszem, ale nie ma nic do rzeczy, jeśli chodzi o wiersz.

    Nawiązania do Biblii są ważne, zgadzam się z niemal wszystkimi tamtejszymi stwierdzeniami na temat Boga. I rozumiem je bardzo dosłownie.
  8. Almare

    W całym wierszu Bóg jest jeden i ten sam. A propos metafizyki - niezależnie od tego, co ona tak naprawdę z perspektywy człowieka oznacza, właściwie mógłbym się zgodzić, że rozmowa metafizyki wymaga - ale już niekoniecznie jej dotyczy. Egzystencjalizm powinien wyrastać z metafizyki, zgoda, ale wiersz metafizyczny nie jest.

    To, że "mam nadzieję, że będziesz kochał nasze dzieci, kiedy nas już zabraknie" nie neguje, ani nie potwierdza tego, że "Bóg jest miłością" (stwierdzenie skądinąd bardzo mi bliskie) - ale jest raczej wyznaniem wiary w tego Boga, że istnieje także "poza mną", że jest wieczny (co nie kłóci się z zasadnością wspominanego wcześniej "zawsze").

    Twierdzenie o rzekomej personifikacji Boga jest chyba zbyt pochopne?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...