
aksja
Użytkownicy-
Postów
365 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez aksja
-
Próbowałem cię ubrać w słowa
aksja odpowiedział(a) na Tali Maciej utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
brawo! piszesz jak współczesny Leśmian a bardzo go lubię! oplatasz słowem, imaginacją, muskasz uczuciem jak motyl skrzydłami zmysłowo... to jak karnecik wysłamy ukochanej oby takich wiecęj prozą bo ona do mnie bardziej przemawia. czym jesteś dla mnie:zabrakło litery / chyba/ i troszke popracuj nad kropkami bo brakuje w niektorych miejscach ale to drobiazg! pozdrawiam wieczorowo! -
Monoko czy Polianna
aksja odpowiedział(a) na chimer-A-nielska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
fajne to przewrotne, błyszczysz inteligencją! każda z nas - tak sadzę na coś z jednej jaki z drugiej po społu. teks ciekawie napisany, nie osądzasz, przytaczasz jakby fakty, przedkładasz czytelnikowi i na koniec dobijasz i o to chodzi jest ten przytup! a to już jest wyższa szkoła jazdy! pozdrawiam -
chimer- A-nielska marii huana dzięki za podpowiedzi techniczne - napewno poprawię. dziekuję Wszystkim za przeczytanie! nie byłam do końca pewna czy takie tekst sie przymie...
-
„Ulica marzycieli” to współczesna powieść irlandzkiego pisarza, która wzrusza, rozbawia, pobudza do refleksji nad tym, co w życiu ważne a co najważniejsze, „wszystkie opowiadania traktują w gruncie rzeczy o miłości". Gdy tuż obok, za rogiem, wybuchają bomby, w pubach toczy się najnormalniejsze życie towarzyskie. Choć w Belfaście zamachy terrorystyczne są codziennością, Wilson tworzy postacie ludzi, dla których najważniejsza jest przyjaźń, bez względu czy ktoś jest protestantem, czy katolikiem. Nie jest to książka ukazująca zdecydowanie złe lub dobre charaktery gdyż z poczuciem humoru opisuje młodych mężczyzn zainteresowanych tym, ile mogą jeszcze wypić w pubie, który „ był przystanią dla nieudaczników ”i nie tylko. Wyjątkiem staje się Misiek, przyjaciel Jonsa i zarazem największy łamaga. Realizując wbrew sobie najbardziej utopijne pomysły odnosi sukces finansowy. Wydawałoby się chore mrzonki niepoprawnego optymisty są glebą dla jego ekonomicznego geniuszu. Może ktoś z nas znajdzie w książce wskazówki jak samemu w życiu zrealizować „amerykański sen”. Bohater zostając sam na sam ze sobą, przygląda się swojemu życiu i czyni to z lekką nutką ironii. Prowadzi normalne życie; bez patosu, bez patriotycznych uniesień. I nie ma w nim wewnętrznego buntu, lecz afirmacja życia takim jakie jest. Czasem potyka się o własne uczucia (nieudane związki z kobietami, poczucie winy z powodu wykonywanej pracy), to boli, bo musi boleć. A dlaczego? Chociażby po to warto przeczytać tę książkę. Jeżdżąc po mieście swoim Gruchotem, raczy nas urokliwymi migawkami z Belfastu i czyni to z lekką nutką sentymentalizmu i liryzmu. Lecz od pierwszych stron, najpierw wręcz nienamacalnie i z coraz to większą siłą przygotowuje czytelnika na drastyczne opisy miejsc tuż po wybuchu bomb, które są codziennością w Ulsterze. Ukazuje uwarunkowania polityczno-historyczne obecnej sytuacji w Irlandii Północnej, przeplatając je przy tym własną refleksją. Czyni to w sposób wręcz surowy, sugestywny. Jest to niemal reporterska relacja z miejsca tragedii tuż po wybuchu, jakby oglądana na zdjęciu. Opisy jednakże nie przytłaczają czytelnika. Nie ubarwia ich swoim komentarzem. Nam pozostawia ocenę, czy ma jakiś sens zabijanie ludzi przez grupę religijnych fanatyków, dla której każdy katolik to wróg. W zamachach giną przypadkowi ludzie. A po śmierci najbliższych życie w wielu rodzinach traci sens. Tytuł: "Ulica marzycieli" Autor: Robert McLiam Wilson Tłumaczenie: M.Grabowska- Ryńska Wydawnictwo: Książnica
-
bo tak pięknie napisane!!! i puenta z nutką liryzmu...
-
a jakie ma mieć? jedwabne, gładkie jak pupa niemowlaka? /hihihihi/ sadzę że meskie ciało powinno mieć coś ze skały a ona nigdy nie jest gładka. dzięki że wpadłeś! pozdrawiam
-
zaskoczyłeś mnie swoją miniaturką! musiałeś mieć piękne dzieciństwo w otoczeniu dziadka, miłośnika kwiatów. w jakimś stopni7u ukształtował ciebie dzisiejszego. Wzruszona pozdrawiam
-
a mi opowiadanie przypomina obrazy Bosha! takie poplątane z pomieszanym, ale do tego tez trzeba mieć wyobraźnię! łaczenie absurdu z Antropomorfizacją. jesli miało być opisem to sie udało a jesli impresją to warto nad tym troszke jeszcze popracować. pozdrawiam
-
Zbyszek ot anka dzieki za koment! j.renata / sister hihihi!/ twój komentarz to esencja tego co chciałam przekazać! /jestes w tym najlepsza!! / jest on dla mnie wręcz intrygujący, niepokojący i zarazem spaja rozbite kawałki mej nadwarażliwości w jedna całość... pozdrawiam
-
Trzymając się za ręce zaczęliśmy biec w stronę drewnianej chaty, która skryje nas przed ciekawskim wzrokiem. I Weszłam do dużego kwadratowego pokoju z niskim sufitem. Zaciekawiona rozglądałam się po salonie; wzdłuż kremowych ścian stały trzy srebrno-metalowe witryny z matową, mleczną szybą w ramie. Stąpałam boso, a ciepła terakota pochłaniała ślady mokrych stóp. Najbardziej zainteresował mnie leżący na etażerce album z dziełami impresjonistów. - Widzę, że przygotowałeś dla mnie ucztę nie tyle dla podniebienia, co dla oczu. - I dla zmysłów – dodał, uśmiechając się przy tym. Niecierpliwie zaczął zdejmować z siebie mokre spodnie i koszulę, nagle zachwiał się zaplątany w nogawki. Zaczęłam śmiać się coraz głośniej i Darck razem ze mną. Śmiesznie to wyglądało, gdy podskakiwał na jedne nodze aż przewrócił się na miękki, kolorowy paczwork. Pociągnął mnie ze sobą. Delikatnie usiadłam na jego biodrach, cudownie miękkim brzuchu. Oczami dałam znak, że chcę zostać w mokrej sukience, która przyklejając się wprawiała w drżenie moje ciało. Obejmując mnie w tych wklęsłych zaułkach, mieszczących się między biodrami a ramionami wprawiał w lekkie falowanie moje ciało. Wiedziałam, że nie będę mogła oprzeć się jego pieszczotom, łagodnym pocałunkom. Na myśl o tym, jeszcze dziś przechodzą mnie dreszcze. Nasze ciała splotły się w miłosnym uścisku, unosiły się, to opadały. Niczym kaskada kropel deszczu, nutki szczęścia rozbijając się na ćwierć nuty, półnuty tworzyły muzyczną frazę z utworu „Lato” Vivaldiego. Patrząc w jego płonące pożądaniem oczy na plecach pozostawiałam mocne zadrapania. Wzmagał się przyspieszał rytm naszych serc. Zanurzałam się w jego szerokie ramiona i płynęliśmy w rozkosz. Spełnienie. Moje ciało nie należało do mnie. W stanie nieważkości unosiłam się w zamarzenie. Za oknem gołębie gwałtownie wzleciały, uniosły się. Na bladoniebieskim niebie migotały jak wyrzucone w górę srebrne konfetti. - Solaris, dałem Tobie to, co mężczyzna może dać najcenniejszego. Przytulając mnie do siebie dodał szeptem - Cząstkę siebie. Spełnieni, zanurzeni w półśnie leżeliśmy przytuleni do siebie. Bezwładne, opadłe ze zmęczenia ciało zdradzało, że Darck nie jest już tak młody. Leżąc obok niego delektowałam się jego twardym, muskularnym, chropowatym ciałem. Jego usta były ciemnoczerwone, nabrzmiałe od moich pocałunków, oczy lekko błyszczały. Choć twarz wyrażała odprężenie, jednak lekki uśmiech zatrzymał się w kącikach ust. Czy bardziej było to pragnienie czegoś ekscytującego? Czy tylko iluzja szczęścia. Poszłam do domu trochę przerażona, tym co zrobiłam. II Nie pokazywałam, nie opowiadałam o swoich ukradkowych spotkaniach. Lecz miałam wrażenie że Paweł nie może tego nie odczuwać, że wchodzi w moje stany duszy, że widzi tą inną Lucy, którą kryłam troskliwie w cieniu. Któregoś dnia, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem z trudem wyszeptał: - Dlaczego rozmawiasz ze mną, jakbym był kimś obcym? – W miarę jak mówił, jego głos stawał się coraz słabszy, jak z przekłutego balonu życie uchodziło z niego. Chciał wstać i objąć mnie, lecz moja sztywna, wroga postawa powstrzymała go. W dłoniach zamknął swoją twarz, swoje poczucie winy. Nie odezwałam się ani słowem, lecz po raz pierwszy uświadomiłam sobie bezsensowność lokowania uczuć w kimś, z kim nie mogę wiązać żadnych planów na przyszłość. Przekraczając cienką granicę między tym co najważniejsze, a tym co jest tylko chwilowym kaprysem pozwoliłam, aby uczucia kierowały moim życiem. Dopiero wtedy pojęłam całą prawdę, zrozumiałam, że jestem rozdarta między dwa światy. W tym dniu podjęłam decyzję, a było ona dla mnie ciężka i bolesna. Planowałam tak wyjście z domu, aby nie iść ulicą, która prowadziła do miejsca naszych spotkań. Wiedziałam, że za tą bramą kryje się maleńki skrawek świata, który polubiłam ale który bezpowrotnie opuściłam. Z czasem zaczęłam się bać i unikać witryn sklepowych, luster w których pojawiał się cień tak dobrze znanej twarzy. Widziałam w nich oczy w wyrazie niemego błagania, żalu za czymś bezpowrotnie minionym W przypadkowo spotykanych twarzach, nieświadoma tego, zaczęłam odnajdywać charakterystyczne rysy, które wręcz zaczęły mnie prześladować. Niczym echo wydobyte z czeluści cembrowanej studni, głos niezmiennie powtarzał:- „Solaris. Przeżyłem z tobą tyle cudownych, niezapomnianych, niesamowitych chwil!” Tylko ja słyszałam te słowa i doznawałam ulgi, gdy głosy w mojej głowie cichły. Któregoś dnia, po drugiej stronie ulicy na ogromnym białym bilbordzie zobaczyłam hologram z jego twarzą. Patrzył na mnie w wyrazie niemego błagania. - Kobieto, gdzie leziesz! Życie ci nie miłe? - usłyszałam pisk opon i ostry głos kierowcy. To jakiś obłęd! Widzę, słyszę- słyszę, widzę. Dźwięki i obrazy niczym koło przetaczały się przeze mnie. Za każdym pytałam zrozpaczona: - Dlaczego? I łzy nabiegały mi do oczu. Dziś strumienie zdarzeń splatając się tworzą spiralę i już niemożliwe jest oddzielenie faktów od ich interpretacji. III Słysząc strzępki przyciszonych rozmów dwóch nastolatków powoli zaczynam się wybudzać. Jeden z tych głosów jest mi znany. Gdybym mogła chociaż kątem oka zobaczyć go. Chcę zdjąć opaskę, lecz ręce odmawiają mi posłuszeństwa. - On to zrobił, jestem tego pewny!- złość przemieszana ze smutkiem przebija z tonu szczupłego, wysokiego młodzieńca. Stojąc w uchylonych drzwiach prowadzących do sali niecierpliwie porusza się w jednym miejscu. - Nie masz na to żadnych dowodów. – Młody mężczyzna siedząc zgarbiony na krześle podniósł wzrok a niepewność w jego głosie zdradzała, że zastanawia się nad inną wersją wypadków. - Wiem, policja tam już była. Wczoraj bezskutecznie prosiłem o bardziej szczegółowe zbadanie tej sprawy. Lecz mama milczała, gdy pytali się o szczegóły wypadku. - Nie znam na tyle sprawy aby coś konstruktywnego powiedzieć, lecz zastanawiałaś się nad innym scenariuszem zdarzeń? - Możliwe że...- urwał zamyślony. - Że co? - Nic, już nic, tak sobie pomyślałem. Ktoś nachyla się nade mną. - Jak się czujesz ? Powiedz, co się stało tego feralnego dnia. – Wypowiadane z zatroskaniem słowa powstrzymują mnie przed odpowiedzią. To mój syn. Pamiętam doskonale ten dzień. Po długim, męczącym dniu wszyscy w laboratorium szykowali się do wyjścia. Postanowiłam jeszcze zostać. Na stole służącym do przeprowadzania badań poustawiałam menzurki do pomiaru cieczy, zlewki i kolby w których codziennie podgrzewam ciekłe, łatwopalne substancje. Skupiona nad kolbą z acetonem usłyszałam w mojej głowie tak dobrze znany głos: - Solaris! Przeraziłam się, ręce zaczęły się trząść. Wystarczył ułamek sekundy, próbówka z cieczą przewróciła się i w mgnieniu oka wybuchł płomień. Włączam ENTER
-
własny grunt pod nogami cz.III (całkiem od nowa napisana:)
aksja odpowiedział(a) na ot i anka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
wpisałas mnie na listę ignorowani odblokuj to podam numer GG -
własny grunt pod nogami cz.III (całkiem od nowa napisana:)
aksja odpowiedział(a) na ot i anka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
jak najbardziej przesyłam usmieszki!!! -
własny grunt pod nogami cz.III (całkiem od nowa napisana:)
aksja odpowiedział(a) na ot i anka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ot anka to coś co lubie w twoich opowiadaniach mocną kreską malujesz nastrój!!! prowadzisz poprzez labirynt mysli, odczuć od poczatku do końca. to dla mnie jak mała akwarela a lubie ogladac akwarele. pozdrawiam serdecznie -
Piotr Rutkowski czy mi wyjdzie zakończenie...sądzę tak, zobaczę jak ty to ocenisz! jaciek dzięki za podpowiedź, zmieniłam. Fajnie, że spodobało sie Tobie/ ale temat na letnie upały ! / pozdrawiam
-
Studium wrażliwości
aksja odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
już piszę!! Samotność w sieci - J.Wisniewskiego porusza problem samotnosci w zyciu i miłości w sieci, wirtualnej miłości jako namiastki prawdziwej, spotkania w real. wiec nie ma żadnego podobiestwa! a moje reflekksje - no coż to osobiste przemyslenia lecz narazie/ hihihi/ tu je wkleiłam...widzisz inaczej spostrzegamy samotnośc kobiety :) pozdrawiam uśmiechając sie do ekranu ! (a może to jest ta samotność o ktorej piszesz....) -
Studium wrażliwości
aksja odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Piotr Rutkowski kawałki twojego opowiadania: Nie wiem nawet jak masz na imię. Spotkaliśmy się przypadkiem. Byłam tam i Ty też byłeś. Przypadek. Wystukałeś coś, co utkwiło mi w pamięci, coś o życiu. Parę słów, nic więcej. Chciałabym ci powiedzieć o wszystkim ale brakuje mi odwagi, czekam aż zaczniesz, ale Ty... tylko o miłości. - Daj znać następnym razem kiedy będziesz, to szybciej się zaloguję. Pa - ... samotność w sieci lecz w twiom wydaniu subtelnym i prawdziwa samotność w realu kiedyś napisałam że w krainie samotności ludzie chodzą w odziezy bez rękawów, aby nie dotykać się, nie patrzą na siebie aby nie wyczytać emocji z oczu i nie mieć kontaktu ze sobą, ich słownictwo ogranicza się do wielorakich czasownikow. zastanawiam się jak wiele kobiet tak żyje, inwestując uczucia w kogoskogo naprawdę nie ma... ważny i ciekawy problem,wyzwanie nie tylko dla socjologow lecz dla piszących refleksyjnie również. pozdrawiam, z zainteresowaniem czytałam. -
Piotr dzięki za podzielenie sie ze mną swoimi rzeczowymi i artystycznymi uwagami i masz troszke racji nie ścina tak z nóg jak cz.1 lecz daj mi troszke odetchnąć! mam już 3. cz. i koniecznie napisz mi czy akcja nabrała więcej rozpędu i powiedzmy dramatyzmu. Kuba i dzieki za komentarze i konstruktywny dialog sądzę że po to jest ta stronka cos w rodzaju warsztatów, lecz czasem pomoszą emocje i to też jest naturalne, w końcu po drugiej stronie / ekranu/ jesteśmy Ty, Ja, Piotr prawdziwi
-
miło mi że tak ożywiona dyskusja między Wami sie nawiązała- dialog że hohoho!!! i w dodatku bardzo metyrotyczna! usnać można... Piotr Rutkowski a tak oprócz podziwu dla Freney/ hehehe Kuba ten ma zacięcie!!/ moze by tak dla mnie coś na ostatku miłego ????
-
a ja i tak do końca nie wierze w twoj formalizm. O! choćby słowo frenetyczny oznacza - entuzjastyczny,pełen zapału i własnie tak komentujesz! i sądzę że inni także to cenią sobie.
-
Kuba toż to jest cała lista skarg i zażaleń!!! mam wiecej podziwu dla ciebie i dla twojej cierpliwosci niż dla mojej fantazji. choc jak piszesz doznania artystyczne marne... bardzo dziekuję za pomoc! posyłam usmieszki dla ciebie! L.
-
a więc STOKROTKOWATE dzięki !!
-
pisząc tekst tez się wzruszałam gdy klawiatura wystukujac wzbudzała we mnie uczucia. twoj komentarz był dla mnie poprostu jak balsam , tak czasem jest po wielkim stresie jest płacz albo śmiech. to było dla mnie jak balsam
-
ot anka rozbawiłaś mnie swoim komentarzem! dziekuję za przeczytanie i tak subtelna refleksję pozdrawiam
-
Drżąc podbiegłam do niego, dotykałam szorstkiej od zarostu twarzy. Aby upewnić się że to naprawdę on; głaskałam oczy, usta, policzki, pieszczotliwie mierzwiłam czarne, kędzierzawe włosy. Zamknięta w jego szerokich ramionach odczytywałam pocałunkami kształt jego wilgotnych ust. Obdarzając mnie najczulszymi słowami, budził w nas utajone tęsknoty. Niecierpliwie rozpinałam niebieską koszulę którą tego dna miał na sobie. Pozwoliłam zdjąć sukienkę i dotykać najczulsze miejsca. Moje piersi spragnione pocałunków i pieszczot, wnosiły się jak wulkan pod dotykiem jego dłoni. Muskając moje stopy, kolana, podsycał do tej pory tlący się we mnie wewnętrzny płomień. Pocałunkami znaczył ślad do upragnionego miejsca. Cicho szepcząc: - Jeszcze, jeszcze. - Jak kwiat otwierałam się dla niego. Trzask odpinanej sprzączki męskiego paska zapowiadał nadchodząca namiętność. Uczyłam się jeszcze raz na pamięć jego ciała, które niczym nieznany ląd wabiło mnie swoim zapachem Opuszkami palców wyczuwając gęsią skórkę na jego silnych, umięśnionych nogach, szepnęłam: - Pragnę Ciebie tam pocałować. - Słowa same wcisnęły się na usta. Wokoło mnie, we mnie rozchodził się cudowny zapach oszałamiającego imbiru. Już nic nie było w stanie powstrzymać nas. A jednak, pozostało we mnie uczucie niespełnienia. - Solaris, musisz wracać – patrząc mi w oczy, mówił drżącym, stłumionym głosem. - To nie nasz czas. Nasz związek nie ma żadnej przyszłości – dodał po chwili. W geście przeproszenia podał mi sukienkę. Po chwili odezwał się : - Nie gniewaj się na mnie. Tuląc się do niego trochę oszołomiona odezwałam się: - Tak, syn na mnie czeka. Widząc jak pogrążam się w myślach, których treści mógł tylko domyślać się, patrzył na mnie z ufnością a zarazem z pewnym niepokojem. Jego oczy były niczym dwie boje na tafli jeziora. Wyznaczały granice, których przekroczenie grozi utonięciem. Wiedziałam, czułam, że pociągnę go za sobą. - Żegnaj Darck, a może do zobaczenia. Nie mogłam wymówić ani słowa więcej. Spoglądając za siebie widziałam tylko zaniedbany ogród, przez mgłę przebijały się pierwsze poranne promienie słońca. II Teraz, patrząc wstecz zaczynam dostrzegać co było tą równią pochyłą z której powoli zaczęłam spadać w swoją samotność. Bez entuzjazmu, skrupulatnie wypełniane codzienne obowiązki zapełniały moje myśli. Dni rozciągające się jak guma do żucia nie miały dla mnie smaku. Apatia była częstym stanem mojej duszy. Wmawiałam sobie, że tak musi być. A może nie chciałam znać prawdy, że wszystkie najpiękniejsze chwile już na nami? Różniliśmy się tak bardzo, jak tylko dwoje ludzi może różnić się od siebie. Tęsknota nadal we mnie tkwiła, ale z czasem zdawała się być coraz mniej dokuczliwa. Paweł najczęściej milcząc obdarzał mnie dziwnym, przenikliwym spojrzeniem. A jego nieobecny wzrok kładł się cieniem na moje życie. W domu przestrzeń smutku w którą wchodziłam, była tak różna od przestrzeni w którą, jeszcze przed chwilą rzucałam się z radością. Nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś zobaczę Darcka. Lecz czasem wystarczy przypadkiem usłyszana znikąd drobna muzyczna fraza, aby powrócić do tego co było. Tak było ze mną, gdy miesiąc później przechodząc koło tego zagadkowego ogrodu, usłyszałam płynącą z oddali muzykę Vivaldiego. Była dla mnie i dla niego symbolem zobojętnienia na świat toczący się gdzieś poza nami. Zatrzymałam się. Czy to był tylko zbieg okoliczności, przypadek, że właśnie wtedy ją usłyszałam? Nie były dla mnie ważne żadne argumenty, które powstrzymałyby mnie przed decyzją, aby tam wejść. Wiedziałam, że tam czeka na mnie Darck. Brama - jak wówczas - bezszelestnie się otworzyła. Idąc zielonym kobiercem przetykanym rumiankami czułam ich odurzający ciężki zapach. W ogrodzie jeszcze niedawno krzykliwe w swych kolorach maki, teraz przystroiły się w zielone główki nasion. - Wiedziałem, że przyjdziesz. – Stał przede mną tak pewny. To był ten moment, kiedy wszystko we mnie krzyczało: - Zatrzymaj się! Jak długo można to ciągnąć? Stwarzać iluzję szczęścia. Lecz moje wewnętrzne wątpliwości zniknęły, gdy przytuleni do siebie, rozmawiając spacerowaliśmy między drzewami. Niewidoczne jeszcze owoce, ukryte wśród soczystej zieleni listowia, leniwie wylegiwały się w blasku czerwcowego słońca. Niespodziewanie pierwsze krople deszczu zaczęły wypełniać rozgrzane powietrze. Tańczyłam w strugach deszczu a Darck z pobłażaniem, wręcz bezradnie patrzył na mnie. Biegnąc między owocowe drzewa zwołałam: - Zobacz, jak piękny parasol utworzyły gałęzie. Czekałam na niego pod rozłożystą koroną jabłoni. Czekałam, a serce biło mi z radości. Cały przemoknięty szedł wolnym krokiem a duże, ciężkie krople spływały po jego policzkach. Nie zdążyłam wyślizgnąć się z jego silnych ramion gdy stanowczo przycisnął mnie do drzewa, obejmując moje plecy swoimi mocnymi dłońmi. Spojrzałam na niego; w kącikach oczu ujrzałam ukryte pragnienia. Delikatnie jak motyl skrzydłami, muskał, całował mnie w tym cudownym miejscu za uchem. Trzymając się za ręce zaczęliśmy biec w stronę drewnianej chaty, która skryje nas przed ciekawskim wzrokiem.
-
Wśród wszechoobecjej geometrii trudno jest o fantazję
aksja odpowiedział(a) na Zofia Magdalena utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
najpierw pomyslałam że narratorem jest stary człowiek potem to chyba ktos młody i to mi sie spodobało mlodzi czasem mysla jak starzy ludzie... i życie ucieka im między palcami a może i tak lepiej na ławce przesiedzieć i delektować sie chwilą! pozdrawiam