
aksja
Użytkownicy-
Postów
365 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez aksja
-
Świat według Kratka
aksja odpowiedział(a) na Edward Woolfhorse utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
sympatycznie przebijaja klimaty z Kafki!! gapiostwo Forest Gampa! błyskotliwie i zdystansem i po jajcarsku! mocz będzie z tobą - aż chce sie dodać jako koment do dzieła"Ogólna teoria wszystkiego” Pana Kratka". pozdrawiam rozbawiona -
adam nie wiem co napisać / gdyż pisze w innych klimatach niż ty/ i twok komentarz świadczy o tym że poprostu przeczytałeś...i tyle... ale to i tak miłe że mam w twojej osobie czytelnika tak poprostu! pozdrawiam
-
Nie wiem jak to powiedzieć... komentarze naprawdę zastrzeliły mnie! nie myślałam że takst może się spodobać i nie jest to z mojej strony kokieteria. i tym bardziej jestem zaskoczona że pozostaje jakaś refleksja... jednym słowem DZIĘKI!
-
I Dominika z natury była introwertyczką, i świadomie wybrała samotność jako sposób na życie. Wmawiała sobie, że zainwestowanie uczuć w kogoś tylko ją zrani. Gdy z kimś rozmawia biega oczami za cieniem pod stopami, aby nie mieć kontaktu z rozmówcą. Czasem samotność boli. Szczególnie wówczas, gdy chowa ręce, aby nie dotykać nikogo. Nie lubi dotyku, niepotrzebnego poczucia bliskości. Zawsze cicha i skromna, nie wymagająca. Tylko czasem miała dość tego wewnętrznego pragnienia, które budziło się w niej, kiedy otwierała oczy po nieprzespanej nocy. Jakby pod powłoką pokory skrywała swą drapieżną namiętność. Wieczorami siadała wygodnie na dywanie. W stanie relaksu umysłu i ciała poddawała się medytacji. Czuła się napełniona energią miłości, a jej serce w takich momentach było kwiatem, z błyszczącym klejnotem w centrum. II To był dla niej paskudny dzień. Zbyt mocny wiatr dął w jej rozkloszowaną spódnicę, która wyglądała jak rozłożony parasol. Szła przygarbiona, aby powstrzymać ją przed radosnym falowaniem. Spódnica - nieposłuszne dziecko, niecierpliwie wyrywające się z rąk. Widok ten przyprawiał przechodniów o śmiech, czasem spoglądali na nią z politowaniem, i była zła na samą siebie, że daje darmowe przedstawienie. I jednocześnie napatoczyła się Zezula. - Dominiko! Jak ty wyglądasz! Po co ci ten beret. Sama także nie cierpiała tego beretu, pod którym chowała swoje długie czarne włosy, przekonana, że w ten sposób nie zwraca na siebie uwagi. W tym dniu Zezula miała na sobie wysokie kozaki w kolorze dobitnej, mocnej zieleni, niebieskie obcisłe spodnie i żółtą, rozpinaną koszulkę, przez którą prześwitywały jej piersi. Na samą myśl o najnowszych trendach mody ciarki przechodziły Dominice po plecach i odczuwała mdłości. Biorąc głęboki wdech, starała się zapanować nad myślami. Od jakiegoś czasu były wciąż takie same. Molestowały jej umysł, nie dawały za wygraną. Myśli. A za nimi nowe obawy. Zezula (to zdrobnienie od imienia Zuzanna, które sama wymyśliła) zawsze próbowała - bardziej z mniejszym, niż z większym skutkiem – być dziewczyną modną. Czytając kolorowe gazety spotkała się z modnym słowem „trendy” i aby „być na czasie” zaczęła kształtować własne życie według aktualnie panującej mody. Jednak ona chyba za bardzo podporządkowała się temu. Jedno było pewne; dała się opętać temu nowemu światu, światu, który pochłaniał ją z każdym dniem coraz bardziej. We dwie udały się do pubu. Magia tego miejsca pozwala zdjąć smutek jak przemoknięty płaszcz. Zezula zaczęła z pasją przeglądać kupione niedawno kolorowe czasopisma. Zajęta sączeniem Martini nie zauważyła, że Dominika usiłuje podchwycić jej zamglony wzrok, który powędrował już w niedostępną krainę wyimaginowanych obrazów. - Czy zastanawiałaś się czasami, co w tym modnym sposobie bycia jest dla ciebie ważne? – zapytała Dominika. – Idiotyczne pytanie – odpowiedziała, i popijając trunek przyglądała się odpryskom wczorajszego lakieru na paznokciach. Dominika nie ukrywała zdziwienia. – Martwię się o ciebie, zmieniłaś się. Jesteś zupełnie nie do poznania. - To nie ma nic do rzeczy. Wystarczy, że ja wiem, iż wszystko jest tak, jak chcę - odpowiedziała wymijająco i wzruszyła pogardliwie ramionami. Jej myśli były niepokojące. Dominika poczuła się co najmniej dziwnie, przez jej głowę przelatywało szereg obrazów: krzyki, rzucanie o podłogę przedmiotami, posiniaczony policzek, ukryty pod starannym makijażem. - Tak, moja droga – Zuzanna zatrzymując wzrok na koleżance zaczęła mówić - niczym w uśpieniu czekasz na księcia z bajki, a ja tymczasem przejęłam inicjatywę! Odstawiła lampkę wina i patrząc jej przyjaźnie w oczy, z lekkim współczuciem w głosie, zaczęła swój monolog. - Przypominam sobie moją przygodę ze Szpetnym Tytusem. Spotykaliśmy się na plaży, w lesie, na łące. Potrafiliśmy unieść się w siedmiobarwnej kropli deszczu miłosnych uniesień. Byłam drżeniem, spełnieniem. Zachody słońca były dla nas inspiracją. Szum fal odrywał nas od ponurej rzeczywistości, był muzyką, która zdawała się brzmieć tylko dla nas. Cichła, kiedy byliśmy blisko. Czuliśmy na sobie swoje przyśpieszone oddechy, każde drgnienie naszych ciał, każdy jęk rozkoszy. Była to magia, której nigdy nie będę potrafiła opisać, ani opowiedzieć. Zezula, wyrwana ze wspomnień, zadrżała, czując, że nabawiła się wypieków. - Zapewne spytasz się skąd on jest. O ile pamiętam to chyba z Mazur... ale jednego jestem pewna! Na pewno z netu! Tak, z netu. Poznałam go na czacie. To takie dziwne? Chyba nie, prawda? - Na czacie?- Dominika starała się zapanować nad drżącym głosem. - A cóż w tym takiego złego? - Zezula, On istnieje tylko w twojej wyobraźni. - Twoje internetowe, wirtualne randki są jak meduza, wypuszczają paraliżujące nici, które oplatają ciebie, swoją ofiarę. Czy nie widzisz tego? -Cóż z tego? – zapytała krótko. - Moje marzenia urzeczywistniły się. Tytus reagował na każdą tonację moich uczuć. Raz był namiętny i pożądliwy, innym razem szeptał niedosłyszalnie. Żadne moje słowa nie pozostawały bez oddźwięku. Ale czasem odczuwałam nieopisany lęk, czytając słowa które sama przecież wywoływałam. Dominika pociągnęłam spory łyk trunku, poczuła się tą drżącą i oddychającą głęboko kobietą, która przypomniała sobie, cóż to znaczy żyć „pełną parą”. - To tylko wyimaginowany świat! – dodała po chwili w zamyśleniu. Zuzanna kontynuowała dalej: - Spędzałam przed komputerem upojne dni i noce. Rozdarta między nieokiełznaną wyobraźnią, a tak odmiennymi podszeptami, że... tak naprawdę nic się nie dzieje. To już się wydarzyło. Wtedy. W nocy. I w dzień.- Bez zastanowienia ciągnęła dalej. - Myślałam o tym tak intensywnie, że wszystko inne zniknęło z pola widzenia i zaczynałam drżeć na sama myśl o tym, że mogłoby mi coś przeszkodzić w tych erotycznych zabawach. - Ech Dominia! - dodała rozmarzona. Internet stał się dla Zezuli przyjacielem, Dżinem - mitycznym duchem z arabskich baśni, spełniającym jej życzenia. Dla niej martwa litera miała znacznie większą siłę wymowy niż żywe słowa. To dziwne rozdwojenie ekscytowało ją i wzmacniało – chociaż powinno osłabiać. I na sobie samej mogła poczuć ten dreszcz emocji, jaki towarzyszy gwiazdom z jej ulubionych czasopism. Cholerne złudzenie. - To inne życie, lepsze, ciekawsze. - Czy nie mam prawa postępować tak, jak zechcę? – wybuchnęła nagle Zuzanna. - Wyciskać z życia co się tylko da? Myślisz że takie życie nie ma sensu? To moje życie i tobie nic do tego! - Przez sekundę była bliska łez. Wesołe płomyki w jej oczach zgasły... Nie wiem jak to powiedzieć. A może się wstydzę... To moje ostatnie spotkanie z psychoterapeutą. Wychodząc z gabinetu spojrzałam na obraz P.Picasso „Głowa czytającej kobiety”, i pomyślałam sobie, że także jestem kobietą o dwóch obliczach. Dominika i Zuzanna to Ja. Życie zawiera w sobie niezliczoną ilość zagadek.
-
Leszek jestes wierny pisaniu na wspak - lecz czy jest to porywające - nie do mnie należy ocena czyjegoś wysiłku umysłowego, lecz czasem tak bywa że błysk w oku gasnie w miare pisania - ale po to jest to FORUM literackie próby, najwazniejsze ze piszesz, a inni w tym pomagają poprzez komentarze, ktore wnoszą wiele nowego w sposob patrzenia na tekst i masz racje uczymy sie jeden od drugiego! tak trzymaj ! ps. nie znam dnia ani godziny... po co tem pesymizm! głowa do góry! pozdrawiam słonecznie słuchając LATO Vivaldiego.
-
i masz rację - powstają takie teksty jak ten! i warto zdawać sobie z tego sprawę lecz po co ronić z tego powodu łzy! Wena Tworcza jak łaska przychodzi niespodziewanie i niespodziewanie odchodzi... na długoterminowy urlop/ dla podratowania zdrowia/ więc głowa do góry!
-
Porażka- dziecko Poisoniera
aksja odpowiedział(a) na chimer-A-nielska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ładnie przedstawiłaś Porażkę i jej chęć odmiany swojego losu. młodzieńczy bunt przeciw autorytetom to jest to co mi sie spodobało w tym opowiadaniu. uciec przed pesymizmem - biegnij nie marudź - każdemu taka rada sie przyda. -
dzięki a to ciekawy pomysł z haiku cos mnie jednak gna w tamta stronę... dzięki za koment! pozdrawiam
-
urojenie spada z drabiny wysokiego mniemania o sobie na posadzkę świątyni ignorancji
-
Mów mi Dżou...(Hotelowy Blues) I
aksja odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
- Kobiecy wokal Dziku – zasugerowałem. - Żartujesz? - Ani trochę. Jeśli nie zobaczę dziewczyny na wokalu odchodzę. - Zwariował – stwierdził Gruby. – zgłupiał do reszty. jeśli dobrze zrozumiałam blus nie jest tylko dla mężczyzn - okazuje się! w blusie subtelność i zmysłowość potrafi odświeżyć krew! więc zerwij z konwencjonalnym pojmowaniem blusa! a w zamierzeniu rzeczywiście ma być to męska muzyka. pozdrawiam / chyba że się mylę?/ -
_Piotr / chciałam napisać ty wariaci....!/ ale nie można bo wszyscy przeczytają/ to jest świetny kawałek satyry na nasz szoł biznes! potrafisz rozbawić!
-
Leszek połączenie Twojego warsztatu i mojej pasji pisania...hmmm...niezły tandem! ale i tak jest ciekawa zabawa! jacek swoim komentarzem wprowadziłeś klimat...własnie taki w jakim pisałam - zauroczenie! pozdrawiam i dziekuję
-
Leszek dzieki za komentarz i fachowe rady !! a ja też zdecydowanie lubie małomiasteczkowość, jak rzut kamieniem do lasu, nad jezioro, nad morze! pozdrawiam adam jak widzisz czasem udaję sie coś fajnego napisać. ciesze się. pozdrawiam i do poczytania
-
Leszek a ja podążam twoim sladem !!! oj dzieki za laurkę!!! pieknym dyg!
-
i ten smutek ze aż dusi... w życiu piękne są tylko chwile...i tego tu brakuje... może jeszcze raz zmierzysz sie z tym tekstem? bo warto. jest w nim to coś, co stwarza nastrój pozdrawiam
-
j.renata! deszcze, dreszcze i coś jeszcze mna targało jak czytałam tekst...i ten zakamuflowany smutek.. pieknie operujesz nastrojem, byłam, czułam, jakbym była w Sienie średniowieczna dzikość serca to jest to co bardzo lubię sporty ekstremalne, to takze cos dla mężczyzn, zmierzenie się z swoją naturą, archetypem mężczyzny to mi zagrało w duszy... i jeszcze ten zapach włoskiej zmysłowości, być może los zechce że zobaczymy to razem...sister... dzięki i pozdrawiam serdecznie!!!
-
Leszek! rozśmieszyłeś mnie swion komentarzem / hihihi - a co!/ to jak z powieści "niebespieczne związki" facet zbytnio nie myśli jak jest z kobietami... niedosyt- hm- zakończenia jako takiego nie ma - tyle że katharsis nie ma, bo nie będzie... jak myślimy tylko emocjonalnie... ale pomyślę... serdeczne dzięki! i życzę dużo radości!
-
Zbyszek Wszystko się może zdarzyć/ Gdy głowa pełna marzeń Gdy tylko czegoś pragniesz /Gdy bardzo chcesz wszytsko się może zdarzyć /gdy serce pełne wiary gdy tylko czegoś pragniesz, / gdy bardzo chcesz wszytsko może zdarzyć się to słowa piosenki anety lipnickiej pozdrawiam i dzięki za koment!
-
Dla j.renaty w podziękowaniu Idę do następnej sali Pałacu Ujazdowskiego. Wchodzę w przestrzeń współczesnego absurdu, która zewsząd uderza swą gwałtownością, dźwiękiem, obrazem. Burzy mój spokój, wydobywają z podświadomości ukryte lęki, niepewność. Sztuka współczesna to sztuka umiejętnego operowania mediami, kieruje uwagę zwiedzającego bardziej na działanie niż na sam proces tworzenia niż na końcowy efekt. Za kotarą oglądam kontrowersyjny w swej wymowie film video„Berek”. Dla twórcy filmu nagość nie jest przedmiotem uwielbienia czy erotyzmu, lecz szokuje swą niedoskonałością. Jak zahipnotyzowana stoję przed dziełem Ewy Parum. Na hologramie oglądam twarz artystki, głowa ze zdeformowanym okiem czyni ją estetycznie nieatrakcyjną. Usta wymawiają niezmiennie tą samą kwestię: „Oto dramat...” i w ten sposób artystka tworzy poezję wizualną. Powstawanie efemerycznej sztuki dzieje się na oczach widza. To naprawdę szokuje! W Zachęcie proces tworzenia sztandaru Cai Guo-Qiang jest przedstawiony na filmie video, bez którego sam obraz były nieczytelny. Rysunek wykonany jest metodą wypalenia za pomocą małych eksplozji prochu strzelniczego, który trudno nazwać materiałem plastycznym. Performance, będąc swoistą krzyżówką rozmaitych form artystycznej wypowiedzi, z jednej strony jest zjawiskiem historycznym, zdefiniowanym, zamkniętym, z drugiej - współcześnie, nieprecyzyjnym, otwartym. „To termin kluczowy dla sztuki drugiej połowy XX w. i mocno wpisany w jej kontekst.”(biuletyn). Czy taka forma przekazu może się podobać każdemu? Tego nie wiem. Wszystko wokoło jest takie irracjonalne Wystarczy wyłączyć światło a część wystawy znika. Zieleń i kwiaty stanowią też istotną część Warszawy. Wraz z j.renatą i Tomkiem udaję się do Łazienek, do największego, ale nie jedynego obszaru parkowego miasta. Pod pomnikiem Fryderyka Chopina odznaczającym się malarską ekspresją, koimy zmęczone oczy z nadmiaru wrażeń. Wokoło zieleń, przede mną piękny kobierzec utkany z czerwonych róż. Cisza, spokój. Czas na dalsze zwiedzanie. W galeriach Napiórkowskiej obrazy emanują kobiecością. Nie są antytezą kobiecości jak oglądana wcześnie wystawa w Pałacu Ujazdowskim. A więc to coś dla mnie! Szyk, elegancja, subtelność utkana z pastelowych kolorów. Sunąc od obrazu do obrazu zanurzam się w cudowny, zmysłowy świat kobiet, w którym niezmiennie dominuje uroda i powab. W obrazach siła wyrazu tkwi w umiejętnym pociągnięciu pędzlem, w nasyceniu kolorów, w fakturze. Portrety pełne spokoju, cichych szeptów, intymnych rozmów, wyrażają to co w nas jest tajemnicze i zmysłowe. Kobiety na obrazach afirmują, łączą nadwrażliwość z intuicją, akceptują to, co czasem nieuświadomione drzemie, dojrzewa. Tchnie z nich spokój i przebija tajemniczy uśmiech Giocondy. Traktem Królewskim idę w kierunku Starego Miasta wpisanego na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO. Romantyczne zaułki, mury obronne, schodzące ku Wiśle uliczki Starówki zapraszają do spacerów. Po drodze napotykam surowy wzrok A.Mickiewicza, który wręcz zmusza mnie abym przystanęła, zastanowiła się co dla mnie ważne jest w tym pielgrzymowaniu. W Warszawie rzeźby i pomniki mają znaczenie większe niż tylko artystyczne. Są symbolami naszej kultury i historii. Przede mną wznosi się Archikatedra św. Jana. Tu koronowano królów i zaprzysiężono Konstytucję 3 Maja. Cichutko wchodzę w sakralną przestrzeń. Obdarowana błogosławieństwem kapłana regeneruję nadwątlone siły włóczeniem się po uliczkach i zakamarkach miasta. Idę dalej. Oglądam ceglane fasady kamienic wypełnione nieregularnie rozmieszczonymi ostrołukowymi, otworami zdobionymi często tynkowanymi blendami. Szczyty budynków mają najczęściej formę trójkątną lub schodkową. Kamienice zapełnione są restauracjami i kawiarniami. Na Rynku Starego Miasta jestem zdziwiona, tym że jest tak mały. Rozglądam się z zainteresowaniem. Rynek zewsząd otoczony jest kamieniczkami w stylu hanzeatyckim, w jednej z nich stylowa kawiarnia i "Dom Restauracyjny Gesler", w innej winiarnia u Fukierów. Wystrój przed kawiarenkami; kosze z owocami, niby od niechcenia rozłożone na parapecie firanki, wystawione pelargonie i geranium nie jest dziełem przypadku. Odtwarzają niepowtarzalny klimat jak w dworku z „Pana Tadeusza”. Rynek jest miejscem, gdzie artyści prezentują swoje obrazy. Mała Syrenka stoi w centrum zamknięta w kręgu fontanny, tuż obok zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany, rączy koń zachęcają, aby udać się na przejażdżkę wybrukowanymi ulicami Starówki. Wracam do centrum, to moje ostatnie spojrzenia na Warszawę, rozciągniętą między przeszłością a przyszłością. Unoszące się wieżowce z plastiku i szkła nadają stolicy nowoczesny, na miarę XXI wieku wygląd. Na tle nieba ściany budynków doskonale odbijają jego barwy, dlatego wydają się mieć błękitny kolor. Warszawa pretenduje do miana nowoczesnej, europejskiej stolicy i ma do tego pełne prawo. Tu znajdują się centra finansowe i kulturalne. Słynny byk (symbol potęgi finansowej Ameryki) sprzed siedziby Woll Street jest znakiem rozpoznawczym stolicy. Byki widać na tramwajach, przy biurowcach, na skwerach. Są kolorowe, wesołe, jakby przed chwilą skończyły zabawę i zatrzymuję na nich roześmiane oczy. Przemierzając niezliczoną ilość uliczek, nie czułam się samotna ani zagubiona. Doświadczałam obecności twórców sztuki, poprzez przebywanie w otoczeniu ich dzieł. „Po owocach poznacie ich”- a więc poznałam ludzi sztuki: malarzy, rzeźbiarzy, architektów. Nie wiem jakim kosztem zostały okupione ich zdolnosci, jaką cenę zapłacili za swój talent. Lecz jedno wiem na pewno, poznałam ich sposób spostrzegania i interpretacji zastanej rzeczywistości. Odczuwałam ich pasję tworzenia i przeżywania świata w niepowtarzalny sposób. Moja przygoda z Warszawą dobiega końca.
-
Shibbi cieszę się że w jakims stopniu zachęciłam cię abyś jednak polubiła stolicę! Zbyszek zastrzeliłeś mnie swym komentarzem! ja przewodnikiem hm... wirtualnym tak, czemu nie! dzięki i pozdrawiam Was
-
Jay dzięki /a oberwało mi się od znajomych nieźle za ten tekst!/ pozdrawiam
-
piotr mile zaskoczyłeś mnie swoim impersjonistycznym komentarzem! sądzę że 2 część także Ciebie mile zaskoczy i zainteresuje. dzięki i pozdrawiam
-
j.renata - buźki A CO! to dla ciebie w podziękowaniu, dzieki tobie mogłam to zobaczyć, odczuć. tak... bez wewnętrznej pewności siebie, po co to robimy, jaki to ma sens nasze zycie rzeczywiscie może wygladać jak kręcenie sie wkółko i wkółko. Piotr wyprzedziłeś moja narrację! tak będzie i park z Chopinem w tle, urokliwy Park Łazienkowski i coś o matamorfozie stolicy... dzięki za koment i do poczytania. pozdrawiam
-
Dla j.renaty w podziękowaniu Warszawa, jest godz.8.00 a ja zagubiona w podziemnym labiryncie tunelów, próbuję wydostać się stamtąd lecz z marnym skutkiem. Nie wiem czy to zmęczenie dziewięciogodzinną jazdą autobusem daje się tak we znaki, czy z braku orientacji w przestrzeni krążę i krążę bez końca. Z jakiej by nie było to strony, gdy wychodzę za każdym razem znajduję się w tym samym miejscu. To jakiś absurd! W pewnym momencie czuję się jak bohater jednej z powieści Franza Kafki. Na dworze okropnie; leje jak z cebra, jestem przemoknięta, zmęczona. Nawet do głowy nie przychodzi aby przedzwonić do kogokolwiek, bo co im powiem; że czuję się samotna, zagubiona w wielkim mieście? Jakimś cudem wychodzę naprzeciw Pałacu Kultury i Nauki, powoli wraca do mnie umęczony rozsądek i zaczynam racjonalnie myśleć. Na wystawie „Mózg”, siłą woli równoważę wpływ lewej i prawej półkuli na spostrzeganie tego, co się dzieje wokoło. Niczym na równiku układam myśli: między odbiorem poprzez uczucia, intuicję a logicznym myśleniem i spostrzeganiem przestrzennym. I udaje się! A co ma się nie udać. Lubię ten trzask w głowie, gdy koncentrując się, tworzę nowe połączenia między neuronami. Z rozłożoną mapą wjeżdżam na trzydzieste piętro Pałacu, który jest również dla mnie drogowskazem dla nie znających miasta turysty. Jest wciąż najwyższym budynkiem w kraju (234,5 m). Przede mną panorama miasta: Marszałkowska, Aleje Jerozolimskie, Aleje Ujazdowskie, Trakt Królewski. Już wiem gdzie będę podążać, jakie miejsca zwiedzać. Stolica! Miasto jak miasto... Strumienie ludzi, sznur samochodów. Czuje się pośpiech i niecierpliwość na twarzach wielkomiejskich introwertyków. Podążając przed siebie widzę, że w Warszawie przestrzeń jest rozciągnięta wzdłuż i wzwyż. Nie tak jak w Koszalinie; ciasne uliczki, niskie poniemieckie kamienice stwarzają poczucie bliskości i wszystko mogę ogarnąć wzrokiem. Zwiedzanie zaczynam od Muzeum Narodowego. Lekko - od gabloty do gabloty - prawie na palcach, w zwolnionym tempie poruszam się zauroczona. Grecja to dla mnie: subtelność, zmysłowość, rozkosz! Świat podporządkowany idei: Piękna, Dobra, Prawdy. Oglądam rzeźby eterycznych bogów o pięknych, idealnych kształtach. Jednak nie przemawiają do mnie tak bardzo, jak mocno wyrzeźbione muskuły rąk, atletyczne lecz pokaleczone torsy mężczyzn dłuta Adama Myjka. Artysta tworzy prace pełne dramatyzmu i ekspresji które można oglądać w Zachęcie. W Grecji przeznaczenie zwane też Ananke decyduje o tym, jak będzie wyglądać życie. Więc nie jest to do końca tylko Arkadia, kraj szczęśliwości. Fatalizm bohaterów jest tłem dla greckiej tragedii, a „Król Edyp” Sofoklesa jest najpiękniejszym tego przykładem. Jednak chrześcijaństwo złamało ten porządek, twierdząc, że mamy wolną wolę i sami (w jakimś stopniu) możemy kształtować własne życie. Chociaż rzeźba X. Dunikowskiego „Fatum” która jest ozdobą parku w Królikarni, przypomina, że nachylona nad człowiekiem Ananke kładzie się cieniem na całe nasze życie. W sali poświęconej kulturze Egiptu wyczytuję zaklęcia, magiczne rytuały, modlitwy kapłanów, które pomogą wejść umarłym do krainy Ozyrysa. Jedno wiem na pewno, nie cała umrę. Moja dusza przez Egipcjan zwana KA pozostanie pod warunkiem, że na szali dobra – zła, przeważać będą dobre uczynki. A więc pojęcie grzechu nie stworzyli hebrajczycy. Idę piętro wyżej zobaczyć wystawę Władysława Hasiora. Toż to mój ziomek, jego „Płonące Ptaki” są znakiem rozpoznawczym Koszalina! Oglądając sztandary wykonane techniką paczwork (łączenie materiałów o różnorodnej fakturze ) przemykają mi w pamięci; wiejskie jarmarki, zapusty, procesje w Boże Ciało. Są to dla mnie miłe, ciepłe wspomnienia przesiąknięte tajemnicą związaną z sakralną przestrzenią w którą wchodziłam będąc dzieckiem. Zamiast twarzy Madonny z dzieciątkiem powklejane są zdjęcia Ewy Demarczyk, laleczki z powbijanymi igłami i pourywanymi rączkami- jestem zaszokowana. Sądzę, że dla przeciętnego turysty cenna będzie tego typu informacja: ”Hasior denerwował, drażnił dlatego, że jego sztuka nie do końca była abstrakcyjna, a właściwie składała się z zupełnie znajomych, codziennych przedmiotów, którym artysta nadawał nowe formy i sensy. - "Wywodzę się od Janka Muzykanta" pisał. (biuletyn) Zmęczona nadmiarem wrażeń, resztkami sił wlokę się do Ogrodu Saskiego, zaprojektowany po to, aby koić zmęczone oczy i odpocząć. Szum fontanny, Gracje zapatrzone w siebie, a może w dal, stwarzają wokoło miły nastrój. Lecz podążając za wzrokiem J. Piłsudskiego, ustawnego na cokole na przeciw Ogrodu Saskiego, widać w oddali Grób Nieznanego Żołnierza, który przypomina dumne karty historii. W tym miejscu niemożliwe jest zapomnieć o bohaterstwie żołnierzy, choć współcześnie słowo „patriotyzm” jest z lekka wyświechtanym pojęciem, lecz nie w każdym miejscu. Trzeciego sierpnia, Rocznica Powstania Warszawskiego obchodzona jest w stolicy minutą ciszy. W Pałacu Ujazdowskim można oglądać zdjęcia przypominające o tragicznych losach stolicy. Obrazy pożogi zatrzymane w kadrze aparatu fotograficznego; rozdarte, spękane domy zioną pustymi oczodołami. Pogruchotane ściany, szkielety domów odarte ze skóry. Nikt nie krzyczy, nie słychać: dział artylerii, syczących ogniem kulomiotów. Zdjęcia wypełnione są ciszą. To już koniec, dym opadł... Tylko w pobliżu pamiątek brakuje mi „dopowiedzenia” choćby w formie relacji naocznych świadków, jak to uczynił w swoich wierszach Krzysztof Kamil Baczyński: „Miasto jak obryw trumny. Rozrąbane żelazem, utulone snami nie nasycone płaczem, nie spełnione chwałą. Gruzy jak kości rozrąbane dymią. Nie umiem matko nazwać, nazbyt boli nazbyt śmierć uderza zewsząd.” Czy też E.M.Remarqe jako niemiecki żołnierz pisał: „Mieliśmy osiemnaście lat i rozpoczęliśmy miłowanie świata i istnienia – musieliśmy strzelać do niego. Jesteśmy (w tym) zjadliwi i brutalni i smutni i powierzchowni – myślę, że jesteśmy zgubieni ”(fragm. książki „Na zachodzie bez zmian”). Dziś zabytki architektury stoją w pełnym blasku. Stare Miasto, tablice pamiątkowe, groby powstańców przypominają, że pamięć w stolicy nie jest martwa. Idę do następnej sali Pałacu Ujazdowskiego. Wchodzę w przestrzeń współczesnego absurdu, która zewsząd uderza swą gwałtownością, dźwiękiem, obrazem. Burzy mój spokój, wydobywają z podświadomości ukryte lęki, niepewność. Ps. Czy wkleić ciąg dalszy?
-
dla mnie jest to subtelna miniaturka utkana z niedopowiedzianych uczuć, ktore powoli wygasja wygasły, niedopowiedzenia to własnie lubie w tekstach,subtelnośc kobieca. w tle marzenia czy spełnienia? to jest ta zagadką... pozdrawiam