Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Barbara_Pięta

Użytkownicy
  • Postów

    1 171
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Barbara_Pięta

  1. Cha cha cha, ma się to poczucie humoru, co? ;-). Pozdrówka/B.
  2. O tak! Tajemniczo i intrygująco. Końcówka świetna (lubię język komunikatów), czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam/B.
  3. Hm, zamysł jest, ale trzeba trochę pomajstrować, bo chwilami zgrzyta. Wpadnę w wolnej chwili to uzupełnię komenta :-). Pozdrówka/B.
  4. Rzeczywiście - zdynamizowałaś! Akcja toczy się wartko, krew w żyłach szybciej krąży i o to chodzi :-)). Ja to luuubię taką podwyższoną adrenalinkę ;-). Buziaki/B.
  5. Witaj Natalio, kurczę dziękuję, chciałabym, aby zawsze było ciekawie, ale wiemy jak różne humorki ma nasza Vena ;-)
  6. Dzięki marri huano, pozdrawiam popołudniowo/B.
  7. Hm... smutna wizja, ale dobry warsztat. Pozdrawiam/B.
  8. Opowiadanie ma wyjątkowy klimat,ładny styl. Piękny opis przyrody na początku. Pozdrawiam/B. P.S. Przyznam szczerze, że czytam mało tekstów o Indianach ;-)
  9. Ale się uśmiałam!!! Jeszcze mnie brzuch boli. Fajniste opowiadanko :-))/B.
  10. Dziękuję Jasiu, podbudowana jestem tymi komentarzami :-)). Pozdrówka/B>
  11. Arku - a zatem smacznego! :-))). Dzięki i pozdrawiam ciemną nocą/B.
  12. Witaj Kocico, cieszę się :-). Teraz chwilowy przerywnik pt. "Dział Świadczeń Rodzinnych", a potem lecę z dalszymi częściami. Pozdróweczka/B.
  13. No tak, faktycznie Kocico, już poprawiam. Byłam głodna i zjadłam kilka przecinków, a tam ,gdzie nie trzeba dołożyłam :-))). Dzięki/B.
  14. k.s. rutkowski - bardzo Ci dziękuję za ten komentarz, nawet nie wiesz, jaki mam banan od ucha do ucha :-))) Myślę, że da się to pociągnąć. Pozdrówka/B. P.S. Mamy podobne odczucia na temat polskiej rzeczywistości, która prosi się o refleksję głęboką, jak ocean ;-).
  15. A ja na czarny humor :-))).
  16. Dalsza część "Zapytaj" się kleci Adamie, ale to było na topie i tak mi się jakoś wkleiło ;-). Będę miała więcej czasu na dopracowanie tekstu. Dzięki i pozdrawiam/B. Tak, to rzeczywiście próba czegoś nowego.
  17. Stoję w długiej kolejce, cętkowanej szarymi twarzami. Stoimy razem. Ja i twarze. Ja i moje myśli. Moja twarz i ich myśli. Straszaki z siłą wodospadu uderzają o brzeg mojego postrzegania. Mnie tu przecież nie ma, ludzie nie widzicie? Nie ma mnie! No, bo już myślałam, że... tak, wiem – teraz zrozumieliście. Kumate ludziska, słowo daję. Myślałby kto. Nici z dematerializacji. Sterczę dalej. Przesuwam się, tup, tup. Stoję. Wzdycham. Ocieram się o blond dwudziestkę. Zdycham. Zmartwychwstaję. Zaczynam błądzić wzrokiem po ścianie, pomalowanej na bladozielony kolor. Już ja przejrzałam tę ich grę, cha, cha, taka głupia nie jestem. To jest tajna operacja Centrum Wyciszania Emocji. Zerkam na drzwi z napisem „wc dla petentów”. Zaglądam do środka. Ale duży! Nie śmiejcie się, kibel jest ważny. Szczególnie w takim miejscu. Nareszcie. Kilka osób wchodzi do pomieszczenia z napisem „Obsługa”. - To kiedy można się spodziewać? – pyta drobna blondynka z dzieckiem. - Nie wiem. Nie mamy terminu – urzędniczka namiętnie wpatruje się w bliżej nieokreślony punkt, mniej więcej na poziomie podłogi. - Jak to nie ma terminu, przecież było powiedziane, że w październiku – denerwuje się kobieta. - Nie, proszę pani, my to mamy po prostu przerobić, PRZE-RO-BIĆ! – głośno sylabizuje. - Jezu, to kiedy będzie? W listopadzie? – widzę, jak na jej policzki wypływa ognisty rumieniec. - Może... – mruknięcie zza biurka. - Może?! Ja mam troje dzieci! – krzyczy kobieta, wymachując rękami. - My się staramy, robimy, co możemy, a komornicy często robią źle. A my się staramy. - Kurwa, ja idę do prezydenta, idę kurwa do prezydenta! Mam tego dość! - Ja nic nie poradzę, my się staramy. - Jasne... psia wasza mać. Kobieta z dzieckiem w wózku, wjeżdża z wrzaskiem do ośrodka. Z całej siły uderza pięścią w drzwi. Odsuwam się pod sam kibelek i siedzę, jak mysz pod miotłą. Boję się, żeby przypadkiem nie oberwać. Bo to wiadomo? - Szósty raz tu jestem – kobiecina wymachuje wezwaniem – szósty raz! – biała koperta fruwa, jak chorągiewka. - Otwierać, otwierać głupie krowy! – furiatka nie daje za wygraną. - Ona pijana chyba, jeszcze sobie kłopotów narobi – szatynka, okrągła jak księżyc w pełni, ma zatroskaną twarz. - No, w dodatku z dzieckiem – podchwytuje jej kompanka i mocno ściąga brwi. - Prosić się o jałmużnę. Pani kochana, kupię sobie rzęcha jakiegoś i będę jeździć do roboty. Dziecko oddam do żłobka i mam to gdzieś. Mówię wam, kupię rzęcha... – mała, drobna, krótko przystrzyżona czarnulka mówi donośnym, pewnym tonem. Wszyscy kiwają głowami. - Nic, tylko nam przyjdzie pod latarnią pracować – ta od księżyca próbuje żartować. - Cha, cha, cha, nic tylko patrzeć, jak nam latarni zabraknie – rechocze druga. Reszta jej wtóruje. - To trzeba mieć warunki przecież... – wysoka, ruda czterdziestka kiwa głową z powątpiewaniem. - E tam, do sześćdziesiątki w zawodzie – macha ręką czarnulka – ja się jeszcze załapię. Mówię wam, kupię sobie rzęcha... Kobieta wywołuje petenta. - Kto następny? Proszę. - Dzień dobry – wyjmuję dowód osobisty - chciałabym się dowiedzieć, kiedy dostanę zasiłki rodzinne, bo decyzja już przyszła, a konto puste – pytam grzecznie, jak dobrze wychowany petent. - Już idą – pani po przeciwnej stronie „desku” jest mało rozmowna. - Idą? – próbuję sobie wyobrazić chodzące pieniądze. - Płyną. - Aha... płyną – puszczam wodze fantazji – bo wie pani, dzisiaj sprawdzałam i nic nie ma. - No tak, nie ma, bo dopiero jutro pójdą – stwierdza rezolutnie i ściąga usta w ryjek. - Aha. A zaliczka alimentacyjna? Zmienia się obsługa, podchodzi chłopak. - Tak? - Chciałabym się dowiedzieć, co z tą zaliczką alimentacyjną.. - A miała pani wezwanie? - No, miałam, ale już jest dobrze – wyjaśniam. - Dobrze? – chłopaczysko uśmiecha się. - Tak, bo wie pan, ja tu byłam i uzupełniłam wniosek. Zgłosiłam się w poniedziałek i wtedy wezwanie leżało w teczce, a dzisiaj przyszło do domu. - Aha, czyli że jest poprawione? – upewnia się i szczerzy zęby. - Dokładnie – potwierdzam. Zaczynam się niecierpliwić – to proszę pana, kiedy się można spodziewać decyzji w tej sprawie? Chłopczyk patrzy na mnie, jakbym się urwała z księżyca. Mruga rzęskami i nic. Mroczna, złowroga cisza. Oj, nie wróży mi to najlepiej. Ale ja jestem zuch kobita, zachowuję zimną krew. Zresztą, jakby kto nie wierzył, to we wszystkich moich listach motywacyjnych stoi czarno na białym :”odporna na stres”. - Decyzja? – jego brwi prawie stykają się z włosami. - Decyzja – zaczynam się pocić. Myślę też o możliwości skorzystania z toalety. - No... jeśli jest uzupełnione, to wkrótce – odpowiada enigmatycznie. - Ale mniej więcej, może mi pan powiedzieć? - Mniej więcej w najbliższym czasie – chłoptaś dalej suszy ząbki. - To nie macie państwo konkretnego terminu? – pytam zdziwiona. - ... – uśmiecha się przepraszająco. - Żadnych wytycznych? – kręcę głową z niedowierzaniem. Cisza. - To dziękuję. Do widzenia – mówię znużona i wychodzę. Drepczę powoli i rozmyślam. Miła ta obsługa. Wszyscy się uśmiechają. Co z tego, że nic nie wiedzą? Może za to właśnie im płacą?
  18. Tali Macieju - dziękuję za tak ciepłe słówko, cieszy mnie, że się spodobało. Pozdrawiam serdecznie/B. Stasiu - oj, wciąga, jak diabli :-))). A słowo wyobracane na wszystkie strony, leży biedne w kącie i pokwikuje, hihihihi. Dzięki, buziaczki, papa/B.
  19. Jejku... i uśmiech i łezka się pojawiła. Poruszyło strasznie. Zaraz mojemu Jackowi wysyłam do przeczytania. On lubi takie teksty :-). Pozdróweczka/B.
  20. wow!!! Ale fajniste :-))). Pozdro/b.
  21. No, i to jeszcze jak :-))). Dzięki stokrotkowe, papa/B. P.S. A teraz idę zwiedzać Twoją poezję ;-).
  22. Izuniu, wiesz czego Ci zazdroszczę? (oprócz pisania świetnej poezji) Umiejętności konstruowania fachowych komentarzy. Ja, czytając jakiś wiersz naprawdę mam problem z jego interpretacją. Niby coś mi się tam wydaje, ale nie potrafię przelać tego na papier. A więc wracając do wiersza: piszę i nie myślę i takie dziwadła mi wychodzą, kurka wodna :-)), chyba żeby... (teraz dopiero zaczynam szukać jakiejś sensownej interpretacji, a wszystko po to, żeby wybronić tego "wersa") ustalić taką wersję zdarzeń w mojej mózgownicy: strofa pierwsza mówi o pewnym wstręcie do poezji (mam nadzieję chwilowym;-)) "poezja jest wredna", niemniej jednak wewnętrzna potrzeba pisania jest tak ogromna, że nie daje mi spać i budzi mnie o północy. Bóle porodowe są, ino rozwarcia brak :-))), a to baaardzo boli (wiem z doświadczenia). tym rozwarciem może być np. odpowiednia wiedza, niezbędna w procesie tworzenia. Braki w edukacji, jak brzydkie nie leczone pryszcze wylegają na wierzch. Brrrr! Druga kwestia: "poezja jest wredna", bo czegoś ode mnie wymaga, a mnie się nie chce, leń jestem. chciałabym pisać świetne wiersze, ale cóż... nie ma nic za darmo :-(. A "rozłożony na pierwsze czynniki" to oczywiście kolejny gniotowaty wiersz, który sobie dogorywa, eh ale się rozpisałam. Izo, daj znać, czy się jakoś obroniłam, to dla mnie ważne. Dzięki i całuski/B.
  23. Oj tak, jest kilka momentów a szczególnie druga strofa przypadła mi do gustu. Pozdrowiuuuuu!!:-))/B.
  24. poezja jest wredna szczególnie o północy kiedy budzisz mnie i każesz śpiewać jak z nut w przenośniach brodzę po pas od przerzutni bolą mnie stawy choć doprawdy nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi znów robisz mi analizę rozłożony na pierwsze czynniki dogorywa ostatnimi słowy a ty się śmiejesz no przestań postaw mi lepiej piwo
  25. Fajne :-). Ja niestety nie umiem pisać opowiadanek w tym stylu (bueeee! Ja też chcę!!!), może się kiedyś nauczę ;-). Ładne, naprawdę ładne. Powiało jesienią, taką kolorową i szeleszczącą. A ta huśtawka, ojojoj, to coś dla mnie :-)).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...