Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

adolf

Użytkownicy
  • Postów

    2 741
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez adolf

  1. podba mi isę, ale chyba ostatnia strofa lekko rytm gubi :)) a tu takie coś ode mnie :P Cały świat sferą jest po-głosu muzyką, która zaschła w gardle roztworem nędzy i patosu czymś czego nie ma, a trwa dalej. Wiolinowego klucza uchem twe partytury podsłuchują jak ścieg piszczałki łata ustęp naparemi arii się ksztąłtując z poczwarek wrzasków . Amorficzność niech cię nie zdziwi - Jeden dźwięk sam naśladować umie wszystko Bo to jest życia tajemnica: w naczynie lana ciągle ciecz i kształt jej, co się nie domyka
  2. piszę do ciebie list wciąż z tego świata drutem kolczastym drążąc w nieba błonie myśl, co ku twojej, narasta pokornie lecz nim ją znajdzie zagubi się w gwiazdach Rodzić się, znaczy: własnej matki zrzucić kokon, iść w ślady: ojców, w blask oręża ale pamiętaj, co znaczy umierać: cień podrzeć matek i ojców szlak zgubić Tu gdzie w czerwony ubiera się drelich jądro komórki, gdzie wszystko to ściana tacy jak ty -- pewnie nie istnieli. drut w niewyraźny już wygiął się podpis żegnam cię ciepło. Bo lecieć mi wzbrania zielona kula, którą mam u nogi.
  3. podoba mi się, ale zielona kula może oprócz bycia kulą pistoletową pełnić inną fukcję, kuli u nogi :))))))))) PLUS, ZASTRZELIĆ SIĘ ZIEMIĄ FAJNY POMYSŁ :)))) piszę do ciebie list lecz z tego świata drutem kolczastym drążąc w nieba błonie myśl, co ku twojej, narasta pokornie lecz nim ją znajdzie zagubi się w gwiazdach Rodzić się, znaczy: własnej matki zrzucić kokon, iść w ślady ojców, w blask oręża ale pamiętaj, że znaczy umierać: cień podrzeć matek i ojców szlak zgubić Tu gdzie w czerwony ubiera się drelich jądro komórki, gdzie wszystko to ściana tacy jak ty pewnie nie istnieli. drut w niewyraźny wygina się podpis żegnam cię ciepło, lecz lecieć mi wzbrania zielona kula, którą mam u nogi.
  4. Jest wpół-do na przerębli. Epicentrum chłodu. Lód: W sobie się zamknęła niespokojna woda. Dzień skrzydła swe rozpostarł, kruczo-czarne, w nokturn i nową warstwą farby - biel i śmierć zakopał. Pomyśleć, że są ludzie, co dopiero będą - kołnierze złotych kłosów stawiają na wietrze. Rozbici na proch ziaren, tysiąc drobin, wierzą w prostotę tego świata, w sfero-kształtne serce. Dziś zjadamy ich w chlebie dając lekcję siebie, by oni nas przyszłością pochłonęli jutro. Półkami są ich cienie w wielkiej biblio-tece, z której wypożyczono wszystkie niemal ciała Pod gwiazd kurzem, w pustce, czekają aż wrócą liście z tamtej jesieni, w drzewach - sarkofagach.
  5. Powierzchnia jeziora pokryła się rano Nalotem chmurnego, chłodnego już nieba. ledwo wiatr falami jego cześć odgarnął na brzeg, aby mogła w piasku się zagrzebać. I podnieść się z ziemi wielkodrzewnym lasem Gdy tysiąc prześnionych, ludzkim krokiem ścieżek, W splot ziarna się zejdzie i poza nawiasem Łupiny napisze, zielenią, nie wierzę: W brak Boga i umysł, i w każdą cząsteczkę: I klatki komórek czy tkanek bariery - W dramat syntetyczny, w wersy: polimery w bóstwo, co nazwane zostało człowiekiem. Wierz,e w Boga, który sam o sobie nie wie nic nadto, że jest. I że gdzieś istnieje. Nie wierzę w człowieka, który nie istnieje
  6. Jest wpół-do na przerębli. Epicentrum chłodu. Lód: W sobie się zamknęła niespokojna woda. Dzień skrzydła swe rozpostarł, kruczo-czarne, w nokturn i nową warstwą farby - biel i śmierć zakopał. Pomyśleć, że są ludzie, co dopiero będą - kołnierze złotych kłosów stawiają na wietrze. Rozbici na proch ziaren, tysiąc drobin, wierzą w prostotę tego świata, w sfero-kształtne serce. Dziś zjadamy ich w chlebie dając lekcję siebie, by oni nas przyszłością pochłonęli jutro. Półkami są ich cienie w wielkiej biblio-tece, z której wypożyczono wszystkie niemal ciała Pod gwiazd kurzem w pustce czekają aż wrócą liście z tamtej jesieni, w drzewach - sarkofagach.
  7. Nad jesienną drogą, wylotówką wiatru pyłek, wiosna w proszku, w torebce w niebieskiej płynie aż w glinianym zaparzy się dzbanku ziemi, korzeń wody i zieleń spęcznieje rosnąc lasem instant , ( granulat odwieczny ) wśród wywaru świateł wiatr kwiaty rozsieje zakrywając groby: umarłych podeszwy byśmy nie widzieli jak chodzą po świecie. Wielka farsa wiosny! Nie chcę na nią czekać! wolę w martwym kręgu chropowatą prawdę czuć na bladej skórze i nic w niej nie zmieniać. Bo tyle tylko ukrywa się świata ile mierzy przestrzeń, co oddziela czaszkę od łzy, co jest zwykle zimna, ołowiana
  8. Co bym chciał… Willę poza miastem z olbrzymim tarasem w pobliżu Bałtyku oraz FreidrichStrasse z księżycowo-wiejski uroczym pejzażem abym na Zugspitze mógł z łazienki patrzeć i wieczorem nie mieć do kina daleko a wszystko to skromne i z pełną dyskrecją! I pokoi dziewięć… Dziesięć, byle duże Ogródek na dachu, w którym dęby rosną radio, ogrzewanie, odkurzacz i służbę dobrze wychowaną, i ważne: milczącą! Urokliwą żonę, szlachetnej krwi, z werwą (dodatkową na weekend, niech będzie rezerwą) Wielką Bibliotekę dookoła której Będzie mi samotnią łąka z kwiatów szumem. W stajni dwa kucyki i czystej krwi konie (cztery). Osiem aut, motocykl – niech same wszystkie się prowadzą, bym czuł się radośnie i na polowanie mógł pójść w międzyczasie. Prawie bym zapomniał: wyśmienitą kuchnię I najdoskonalsze, najpyszniejsze dania W przecudnym pucharze: stare wino. Chudniesz Nawet gdy jesz dużo. Jak węgorz twa talia. I pieniądze, złoto, biżuterii wiele Milion za milionem, wypchane portfele podróże, wojaże szczęśliwy koloryt życia. Sławne dzieci. I wiecznie być zdrowym. Oto, co mieć pragnę! Lecz tak jest na ziemi, tej, po której stąpam szczęście się ukrywa, w bardzo drobnych porcjach Że zawsze kawałka jakiegoś w nim nie ma Masz bogactwo, złoto, brak ci wiernej Ewy Masz żonę, kochankę, lecz doskwiera nędza. Gdy Gejsze masz wachlarz działa ci na nerwy. Potem brak ci wina, następnie i kubka – Ale tak jest zawsze – Pociesz się: na szczęściu znajdziesz Zawsze rysę. Bo chcemy zbyt wielu Rzeczy: być, posiadać, liczyć się, mieć łatwo Żeby ktoś miał wszystko – to wielka jest rzadkość. Das Ideal Ja, das möchste: Eine Villa im Grünen mit großer Terrasse, vorn die Ostsee, hinten die Friedrichstraße; mit schöner Aussicht, ländlich-mondän, vom Badezimmer ist die Zugspitze zu sehn - aber abends zum Kino hast dus nicht weit. Das Ganze schlicht, voller Bescheidenheit: Neun Zimmer - nein, doch lieber zehn! Ein Dachgarten, wo die Eichen drauf stehn, Radio, Zentralheizung, Vakuum, eine Dienerschaft, gut gezogen und stumm, eine süße Frau voller Rasse und Verve - (und eine fürs Wochenend, zur Reserve) -, eine Bibliothek und drumherum Einsamkeit und Hummelgesumm. Im Stall: Zwei Ponies, vier Vollbluthengste, acht Autos, Motorrad - alles lenkste natürlich selber - das wär ja gelacht! Und zwischendurch gehst du auf Hochwildjagd. Ja, und das hab ich ganz vergessen: Prima Küche - erstes Essen - alte Weine aus schönem Pokal - und egalweg bleibst du dünn wie ein Aal. Und Geld. Und an Schmuck eine richtige Portion. Und noch ne Million und noch ne Million. Und Reisen. Und fröhliche Lebensbuntheit. Und famose Kinder. Und ewige Gesundheit. Ja, das möchste! Aber, wie das so ist hienieden: manchmal scheints so, als sei es beschieden nur pöapö, das irdische Glück. Immer fehlt dir irgendein Stück. Hast du Geld, dann hast du nicht Käten; hast du die Frau, dann fehln dir Moneten - hast du die Geisha, dann stört dich der Fächer: bald fehlt uns der Wein, bald fehlt uns der Becher. Etwas ist immer. Tröste dich. Jedes Glück hat einen kleinen Stich. Wir möchten so viel: Haben. Sein. Und gelten. Daß einer alles hat: das ist selten.
  9. wracam do tłumaczenia, ale... Panterę udało mi się wreszcie przetłumaczyć mniej więcej tak jakbym to widział po 3 miesiącach ^^ osobiście byłbym zainteresowany bardziej kutrem tucholskim bo jego wierszy wogóle nie ma po polsku chyba, ale rilke tez może się zajmę ^^ raz jeszcze pozdrawiam
  10. Wzrok jej o pręty przez nią wciąż mijane zahacza drętwo lecz na nich nie staje. Zda się sztab tysiąc wszędzie a za skrajem tysiąca prętów nicość i nic dalej. Ślad jej się pewnie tyczy w silnym kroku Kształt przybierając kręgów zacieśnianych To taniec siły wokół środka, w środku woli potężnej szczątek odrętwiały Źrenic zasłonę czasami uniesie Bezgłośnie obraz przelewając w głębię idzie członkami milczenie napięte aby się w sercu zakończyć doszczętnie
  11. Wzrok jej o pręty, przez nią wciąż mijane zahacza drętwo lecz na nich nie staje. Zda się sztab tysiąc: wszędzie a za skrajem Okręgu prętów: nicość i nic dalej. Ślad jej się pewnie tyczy w silnym kroku Kształt przybierając kręgów zacieśnianych To taniec siły wokół środka, w środku Potężnej woli szczątek odrętwiały Źrenic zasłonę czasami uchyla Bezgłośnie. Obraz się rozchodzi w głębię idąc członkami ciszą je napina aż się załamie napotkawszy serce Der Panther Sein Blick ist vom Vorübergehn der Stäbe so müd geworden, dass er nichts mehr hält. Ihm ist, als ob es tausend Stäbe gäbe und hinter tausend Stäben keine Welt. Der weiche Gang geschmeidig starker Schritte, der sich im allerkleinsten Kreise dreht, ist wie ein Tanz von Kraft um eine Mitte, in der betäubt ein großer Wille steht. Nur manchmal schiebt der Vorhang der Pupille sich lautlos auf -. Dann geht ein Bild hinein, geht durch der Glieder angespannte Stille - und hört im Herzen auf zu sein.
  12. bardzo udany przekład, w tłumaczenaich mam obsesją przekazania płynności tekstu macierzystego, żeby nei brzmial jakby go wzieto z syntezatora, tobie się udało zacohwac płnność tekstu i treści dobre
  13. Już pyłem w czas żałoby posypali głowy Przywdziali czarne szaty, odmówili kadisz gdy doszedł ich krzyk straszny, nie z grobowej groty że nagle wszyscy ludzie zmartwychwstali w dali. i w srebrnych płaszczach światła wypłynęli z ziemi wody po nich ściekały srebrnego Jordanu jednego wśród nich jednak nie widzieli cieśli: króla Nazarejczyka z Nowego Kananu. Lecz wtem Bóg gołębicą, sfrunął w jasnym świetle "Oto już więc się stało" zawołał do ludzi. "Jezus zaspał by człowiek mógł uwierzyć w siebie Jutro Tomasz Niewierny pójdzie go obudzić"
  14. Alicjo Głasz czas pokazac prawdziwą płeć i twarz ^^ że też ludzie dają się ci omotać skoro po stylu widać kim jesteś ^^
  15. bardzo na tak. ciekawy plastyczny obraz to raz, fajne zazębianie isę werśów to dwa, trzy to gry słówm, cztery to ogólny wdźwięk i metfory., plus, pozdraiwam
  16. aaa sonety podejrzane :))))) sory źle zrozumniałem wszystko i wieloznaczność tyttułu pozdrawiam :)))))))))))))))
  17. jak to mówią pani alicjo najprościej skopiowac i ulepszyć, czyż nie :P ?
  18. Pani nie jest z Kielc, więc się nie lcizy ^^
  19. no nie pani alicjo, ale tutaj miło by było podać jaki wiersz natchnasl pania do napsiania tego iwersza ^^ bo pare fraz jest po prostu moich ^^
  20. Pani ALICJO :)))) Niech nas pani zatopi sonetami pokornie prosze:))))))))))))
  21. Mój testament Będzie bardzo krótki: jedna, dwie litery - raczej krzywe kreski wyżłobione w drewnie trumny przez paznokieć, który nie obcięty o ścianę zawadzi. (potem pewnie pęknie.) Jego treść (co nie jest na wiersz, czy rozmowę) niczym nić Ariadny z kłębka wszystkich wersów złączy niebo z ziemią , zrymuje, i drogę moim tchem ostatnim oznaczy w powietrzu. Lecz wieko odetnie dopływ krwi do świata i w ziemi zakopią bym śmierci poczwarką był aż mnie nastanie, śpiącego, przemiana. * * * Rodzisz się w przeszłości. Żyjesz w przyszłość patrząc szukając w niej życia, choć w niej umrzesz kiedyś przeszłość jest dla życia, a przyszłość dla śmierci.
  22. mianowicie? gratulując autorowi, bo to sukces jednak jest wątpie w sens tych wszystkich fundacji i konkrusów, które promują tylko epigonizm, W ostatnich latach tylko Dehnel na to rzeczywiscie zasłużył tka w skócie. pozdraiwam
  23. już na Nieszufladzie mówiłem co o tym sądze.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...