Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

dytko

Użytkownicy
  • Postów

    245
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez dytko

  1. dytko

    Tęsknoty I

    Pójdźmy popatrzeć na konie potem czerstwy chleb w paszcze włożymy już się ich nie boję został mi tylko mały przykurcz palców Kruszę strach jak czerstwość chleba twoimi dłońmi przyzwyczajam konia do mnie parskam źrenicami Dotykasz grzbietu ja twojego uśmiechu galopem w stronę międzydrzew zasapni głębiej niż klaczyna Polubimy ten czas bo nie zawsze chce się zdarzać kapryśnie tylko od czasu do czasu. Wiersz został przeniesiony do działu „Poezja – Forum dla początkujących poetów", ponieważ nie spełnia kryteriów określonych dla działu "Z" MODERATOR
  2. dytko

    zawsze jest po drugie

    serdecznie dziekuje za komentarze, jak zawsze cenie je bardzo i wyciagam wnioski jako nauke na przyszlosc ps. co do metafizyki, to sie zastanowie co mogloby lepiej zabrzmiec :) pozdrawiam serdecznie dytko
  3. dytko

    zawsze jest po drugie

    Zawsze jest po drugie na pierwsze nie ma co czekać było zanim urodzona tutaj strudzona czekaniem na drugim peronie Bo żeby wrócić trzeba wyjechać z zaszytym wierszem na powrót w pamiętniku którego nie chce się pamiętać Rozciągnięte ręce otulone metafizyką lubią przesuwać czas wiatropylnym oddechem ukośne drzewa i słońce owalne przewraca się jak jajo w strone twojego domu.
  4. dytko

    odjazdy dla powrotów

    Stęsknione mrozy zabrały już stwardniałą ziemię noce zabierają ciszę i rozjaśnione niezdarnie ciemności poranki - senne marzenia, spocone koszmary innym bezsenność wschodem słońca. Ciebie nikt nie śmie mi zabrać, Jedynie chwilę potrzymać za ręce pokazać inne wschody i powietrze nadwyrężyć język. Powiedz, że wychodzisz tylko na chwile po świeży chleb do piekarni a ja koniecznie muszę być nakarmiony urwaną piętką Twoimi rękami. Nie potrzebuję łez i białej chustki na „do widzenia” nim pomacham, drwić będziesz za plecami chichotać tak po swojemu wzruszać ramionami niesymetrycznie Pozwolę Ci spacerować po moich rzęsach w kępce włosów zasypiać za łukiem, pod krzakiem brwi chować się przed deszczem. Nim zdążę wyłkać – do widzenia zaprzesz dech mój na dzień dobry A potem już tylko liście jesienne kiedy wiosna nie zdążyła zapachnieć odjazdem – - ona też potrafi zasnąć dla powrotów.
  5. Cwany synalek po mamusi ma geny na ER-TE-ELU szukał gołej Dżej. Dżeny nie w głowie mu zabawki i klocki na erotykach zarywa nocki bo na zabawe nie znalazł innej weny (Dżej. Dżena - J. Jamesson czy jakos tak - z tego co sie orientuje to gwiazda porno ;) bleeee
  6. Balbina lubi nockami zaszaleć na imprezach ze striptizem sie znaleźć Wisłocka nie wierzy wciąż że Balbine kocha wąż - - ochroniarz z klubu co się zwie "goła leć" :)
  7. Balbina biznes w Otwocku otworzyła na reklamie wibrator w ręce dzierżyła wszyscy w okolicy się dziwowali że to nie w rękę lecz w ci.. się wali ale w swoją reklamę mocno wierzyła
  8. Z Otwocka przepiękna młoda Balbina pieściła swe ciało w białych mydlinach ukochany w łożu falusa stawiał Że pokryje Balbinę sobie wmawiał falusik nie chciał stać – nie jego wina
  9. oqrde faktycznie, moje zeby tez zazgrzytaly ;))
  10. dytko

    odważny wojak Anatol

    qrde niedodalem ze to limeryk konkursowy :/ mozna to jakos wziac pod uwage? dzieki dytko
  11. dytko

    odważny wojak Anatol

    Anatol z Pułtuska wojak odważny poszedł na wojnę i poczuł się ważny za wrogiem poszedł na front tam pier... mocno prąd męskość Anatola potwierdzi Każdy
  12. do francuzczyzny potrzebna jest para ale także sprawna tęga fujara Anatol linijką zmierzył i w rozmiary nie uwierzył gdzie też zmieści się taka fujara
  13. Anatol od dawna branie lubi w podobojach swych życiowych się gubi czy to kobitka czy też spławik na całego dobrze się bawi :)
  14. jacuzi wideo luzik kobiece piersi i buzi szampan seksik ciacho keksik pierdzioch jacuzi ostudzi :)
  15. dwa wózki do pary bez dzidziusia nowe dzieci spłodzić szybko musiał z dziewoją z Pułtuska z pochodzenia ruska taka była nowa dzieci mamusia
  16. Pewnemu Anatolowi z Pułtuska Urodziła się popielata kózka Całe noce się głowił Jak taką kózkę spłodził I jak zmieści do dziecięcego wózka
  17. dziekuje za wyczerpujacy komentarz, bledy naturalnie poprawie, przyznam ze popelnilem blad wsadzajac to opowiadanie zaraz po napisaniu, przeczytalem je tylko raz :/ a tak byc niepowinno, teraz ponosze tego konsekwencje co do zebow ze zostaly mu dwa, chodzi o to ze gdy zasnal ponownie w samolocie i ocknal sie na lotnisku w czasie drzemki zniknely pozostale zeby w rezultacie zostaly dwa, choc faktem jest ze moze byc to nie jasne, powinno to byc napisane... nie mam pojecia jak sie pisze stiuardessa po angielsku, szczerze nie chcialo mi sie szukac, wszelkie spolszczenia byly raczej moim niechlujstwem, a niektore sa zamierzone wielkie dzieki za przeczytanie czolem dytko ps. przyjaciele Topora sa rowniez i moimi ;)
  18. hehehe smierdzi toporem - to dobrze ma sie rozumiec, czujesz blusa, uwielbiam to, moze to dziwnie zabrzmi, ale czuje ze tez zaczynasz zakrecac, wyczuwam tu cos pokrewnego z moim pisaniem, taki absurdalizm, ale moge sie mylic, w kazdym razie czolem, bomba !! ps. wkradl sie blad - Po mniej więcej miesiącu wydawca wezwał o na konsultacje - powinno byc wezwal "go" - tak mi sie wydaje ;) pozdrawiam dytko
  19. Od dłuższego czasu planuje gdzieś wyjechać, urwać kontakt z osiedlem, dzielnicą, miastem. Zazwyczaj wszystko diabli biorą, bo spotykają mnie rozmaite przeciwności niweczące wszystkie plany, począwszy od wyjazdu po odpoczynek we własnym domu. To zlecenia z wydawnictwa, sprawozdanie z marzeń albo urzędnicze niedociągnięcia. Nawet żona ujada już od miesięcy: - zabieraj walizki, maszynę do pisania i jedź. Brzmiało to w jej ustach jak namowa do niejednoznacznej separacji. Sam też czułem, że oddalamy się od siebie z każdym wieczorem, kiedy każdy z nas siedział w milczeniu w swoim ulubionym pomieszczeniu w ciasnym mieszkaniu. To kolejny cholerny powód, żeby wyjechać, tęsknota czasem wiele wyjaśnia, klaruje, naprawia spocone i zmęczone małżeństwa. Ostatnio czuję się jakiś nieswój, dlatego postanowiłem, że nie ma mnie dla nikogo. Od teraz. Kupuje bilet na Bahama, Rodos, gdziekolwiek. Chce czuć jak piasek pali moje płaskostopie, cień palmy na brzuchu i widzieć biegające bikiniary. Wieczorami maszyna do pisania rozplątująca mnóstwo nowych wyobrażeń, może po raz pierwszy poczuję, że nie musze wyrywać kartek papieru z mojego „Mercedesa”. W SAMOLOCIE Już siedzę wygodnie na pokładzie jakiegoś wielkiego, pasażerskiego samolotu. Lecę na Baleary. Nie pożegnałem się z Josephine, uznałem, że tak będzie lepiej. Oboje będziemy sobie pluli w brody, że tego nie zrobiliśmy, to jakby pierwszy krok do tęsknoty. Nie musze nikomu machać, zamykam oczy i czekam na szturchnięcie stiuardesy - że czas na pierwszy posiłek. Stało się, czuję delikatną dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się i otworzyłem oczy, zastałem wzrokiem przerażonego pasażera obok. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, patrzył na mnie i na stiuardesę niespokojnie. Odwróciłem się szybko i zobaczyłem jak stiuardesa wyciąga chusteczkę i zaczyna wycierać moje usta. - Co się dzieje, o co chodzi? - Pan krwawi, panie... - Frederiksen, Frederiksen jestem – odpowiadam roztrzęsiony. Stiuardesa wyciągnęła puderniczkę i ustawiła przed moją twarzą. - Brakuje mi dwóch zębów, przecież to niemożliwe, ja nie mam dwóch zębów...! - Naturalnie panie... Frederiksen. - Naturalnie?! - Życzy pan sobie czegoś? Nasz samolot jest wyposażony w najlepszy serwis gastronomiczny, nasi kucharze robią wszystko w swojej mocy, by potrawy były świeże, smaczne i zaspokoiły głód każdego pasażera. - To szaleństwo, jakie potrawy, nie widzi pani, że nie mam dwóch zębów – wpadłem w furię. Na pokładzie rozpętałem piekło, latałem po wszystkich klasach, zaglądnąłem w każdy zakamarek, pod wszystkie fotele, byłem nawet w toaletach męskich i damskich, ani śladu po moich zębach. Nie pozwolili mi wejść do kabiny pilotów. Jakiś mężczyzna w przyciemnianych okularach oznajmił mi, że do kabiny wstęp wzbroniony dla pasażerów. - Szukam swoich zębów, nie jestem terrorystą, nie zamierzam robić zamachu. Ja chce tylko swoje zęby rozumiesz?! Ten uśmiechnął się i powiedział: - Szukasz pan zębów to do dentysty – wyszczerzył swoje białe uzębienie i wypchnął mnie do przedziału. Byłem wściekły i bezradny, jakaś kobieta chwyciła moje dłonie i zaprowadziła mnie na moje miejsce. Usiadłem zmęczony i próbowałem zasnąć. BALEARY Obudziłem się na lotnisku, wokoło mnie mnóstwo ludzi oczekujących na lot, nad wejściem na lotnisko wisiał ogromny napis „Welcome to Balearas”. Nie brakowało mi bagażu, maszyny, ani płaszcza, wszystko było ładnie ułożone na wózku. Brakowało jedynie mojego uzębienia, przejechałem językiem po dziąsłach, czułem smak żeliwa i krwi, zostały mi tylko dwie ósemki. Spanikowany pytałem ludzi czy wiedzą skąd się tu znalazłem, Każdy kiwał głową jednakowo. Rozglądałem się nerwowo wokoło, wszystko było takie normalne, niezakłócone. Spostrzegłem na ziemi krople krwi, szybko podążyłem za nimi. Zaprowadziły mnie aż na plaże, za mną rozciągał się rząd pięknych palm, przede mną bikiniary biegały beztrosko, piasek sparzył moje stopy. Tak jak chciałem, moja psychika jeszcze tego nie ogarnęła, a ja już wiedziałem, że nic nie zakłóci mojego wypoczynku. Nie żałowałem sobie, najlepszy hotel w okolicy zrekompensował moje cierpienie. Nadszedł zmierzch, otwarte na oścież ogromne okno z widokiem na morze otworzyło moje horyzonty i mogłem siąść do maszyny, delikatny wiatr roznosił po moim apartamencie kojące zapachy, stukot klawiszy mojego „Mercedesa” nastrajał i rysował ostatni rozdział mojej powieści. Jeszcze tylko piwo, tutejsze papierosy lucky strike i zamieniam się w głównego bohatera mojego kryminału. Tej nocy nie umyłem zębów, ogromny dyskomfort dopadł mnie przed lustrem, próbowałem się uśmiechnąć, ale to ponad moje siły. Przepłukałem usta zimną wodą, czułem skrzepy gojących się dziąseł, ostatnie ocalałe dwie ósemki. Schylony nad umywalką z ustami pod kranem, próbowałem przebiec myślami po całym tym zdarzeniu, począwszy od wsiadania na pokład samolotu, po drzemkę, stiurdesę której zachowanie było zadziwiająco absurdalne... zatrzymałem się przy człowieku w przyciemnianych okularach, jego uśmiech, pełne uzębienie. Olśniło mnie... wtem usłyszałem stukanie do drzwi. Kiedy do nich doszedłem nikogo już nie było. Na wycieraczce leżało pudełko, podniosłem je rozglądawszy się na obie strony korytarza. Otworzyłem niepewnie pudełko, znalazłem tam bandaż przybrudzony krwią i obcęgi dentystyczne. W bandaż zawinięte były zęby, odrzuciło mnie, obejrzałem je dokładnie, wyglądały obco, przypiłowany trzonowy, plombowane obie szóstki. Korciło mnie, żeby pójść do łazienki i wepchnąć je w ranne dziąsła. Pół nocy usilnie wsadzałem zęby, w akcie desperacji niektóre dziąsła nawet podważałem obcążkami, by choć jeden ząb pasował, na próżno. Niektóre trzymały się przez kilka sekund poczym wypadały. Zrozpaczony usiadłem na ziemi, wziąłem do rąk pudełko, na dnie leżała kartka. - Panie Frederiksen, jestem Alojzy Tempicki. Jest, a raczej był pan posiadaczem moich zębów. Poczyniłem wiele starań by je odzyskać. Kosztowało mnie to dwanaście lat cierpienia, teraz kiedy jestem już prawie tak blisko końca tej katorgi, pan pokrzyżował moje plany. Jest pan posiadaczem jeszcze moich dwóch ósemek, na spodzie pudełka, które panu dostarczono leżą obcęgi dentystyczne. Proszę o usunięcie nimi moich dwóch ósemek i zawinięcie je w bandaż. Proszę je dostarczyć na adres widniejący na końcu tego listu. Dziękuję Alojzy Tempicki. ps. Zęby które pan otrzymał należą do pana, proszę przystać na tą sprawiedliwą wymianę. Zmroziło mnie, nie wiedziałem co zrobić. Pozbyć się moich ostatnich dwóch zębów? A jeśli to jakiś żart? Walczyłem z myślami do białego rana. W końcu zdecydowałem się wyrwać ostatnie zęby. Zawinąłem w bandaż i udałem się pod wskazany adres. Drzwi otworzył mi jakiś niewyraźny facet, milcząco wskazał palcem, że mam się udać do salonu. Oczekiwałem nerwowo tego całego Tempickiego, miałem ochotę mu nawrzucać, czas dłużył się, a on nie przychodził. Po jakimś czasie przyszedł ten sam, który otworzył drzwi: - Pan Tempicki nie może się z panem zobaczyć, prosił by zostawił pan przesyłkę. - Zaraz, zaraz, czegoś nie rozumiem, najpierw każecie mi wyrwać brutalnie zęby i przynieść tutaj, czekam jak kretyn na człowieka który pozbawił mnie uzębienia, a teraz mówisz pan, że nie może się ze mną zobaczyć? - Niestety... - Co niestety, żądam wizyty z Tempickim ! Poczułem uderzenie w potylice, chyba zemdlałem. Ocknąłem się tu, na plaży, szczerbaty, pali mi stopy, bikiniary wciąż biegają i palmy szumią na wietrze.
  20. Swietny tekst, lubie zawirowania, Ty tez to lubisz, milo bylo wpasc ps. az mi dech zaparlo jak zobaczylem ze uwielbiasz topora, bo dla mnie to wodz jesli chodzi o opowiadania, jest genialny ;) pozdrawiam dytko
  21. dzieki, masz racje juz poprawiam ;) pozdrawiam dytko
  22. dytko

    butelka i on

    dzieki, ja dzis moze cos chlapne - oczywiscie zdrowko ;) pozdrawiam dytko
  23. Mówili, że leżał jak kłoda na chodniku koło drogerii, w czerwonym swetrze w czarodziejskie kwadraty, popielatych spodniach i welurowych trzewikach. Podszedłem do okna, rozejrzałem się uważnie, zasłoniłem firany i usiadłem na łóżku. Rozklekotało mną mocno, wyjąłem z barku czystą, wyłupałem z lodówki szron do szklanki i zalałem wódką. Wyszperałem z komody jakieś prochy na ból głowy i przepiłem je drinkiem. Zanim byłem gotowy do wyjścia, pomodliłem się rysując krzyż na swoim tułowiu. Nerwowym krokiem wyszedłem z domu oglądając się za siebie. Stało dwóch typów pod śmietnikiem, patrzyli się na mnie durnowato popijając kwaśne mleko. Wyciągnąłem z kieszeni monetę pięciozłotową i na wszelki wypadek położyłem na wysokim krawężniku. Schowałem się za rogiem jednego ze sklepów i obserwowałem czy owi panowie nie są wtyczkami. I stało się, tak przypuszczałem, rzucili się na przynętę jak sępy. Słońce zachodziło już wielkim łukiem, ulice pustoszały. Byłem już niedaleko, szedłem ostrożnie z mocno rozwartymi oczami. Co jakiś czas przystawałem, chowałem się w bramie kamienicy i rozglądałem się wokoło. Na dachach ptaki szemrały i wtedy wiedziałem już, że wiedzą. Upewniły mnie w tym przekonaniu również awantury w mieszkaniu na parterze przy ulicy Kaznodzieja, a cel był niedaleko, więc wszystko brałem pod uwagę. Szedłem bokiem, wspierając się ścian, przez to prawie nabawiłem się zeza rozbieżnego. Byłem bardzo czujny, nagle moją drogę przebiegł czarny kot, tego się najbardziej bałem. Podążyłem za nim, on zaprowadził mnie na miejsce. Mieli racje, leżał na chodniku, podszedłem bliżej i przeszukałem go, mówili, że towar jest w prawej kieszeni z przodu spodni. Musiałem odwrócić ciało na plecy. Nos miał na policzku, a czoło wklęśnięte. Nie patrzyłem na niego długo, wziąłem co miałem wziąć i zacząłem uciekać. Wtedy pojawiliście się wy. - Czy to wszystko Kpinialski co chciałeś mi powiedzieć? - Tak, więcej nic nie wiem. - Dobrze. Na razie dam ci spokój. Komendant Tranowski wyszedł z przymrużoną miną. Sierżant policji zamknął kraty na klucz. Podszedł do Tranowskiego kolega z kryminalnej – no i co, dowiedziałeś się czegoś więcej? - Chłopak mówi prawdę, ale coś przede mną ukrywa. Nic nie wspomniał o swoich kumplach współsprawcach. - Gdybym był typem samotnika na dodatek daltonistą, też bym nie wspomniał.
  24. zastanawiam sie o czym jest to opowiadanie i co ze soba niesie. w mojej glowie pusto, ledwo skonczylem ta miniaturke. na dodatek po co akcentowac zapytania tyloma pytajnikami? hmm co tu jeszcze dodac az ciezko, jestem pusty jak to opowiadanie jestem na NIE pozdrawiam dytko
×
×
  • Dodaj nową pozycję...