
Dominika Iks
Użytkownicy-
Postów
665 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Dominika Iks
-
A może tak? :) Pozdrawiam. po szarym deszczu rozrzucone kolory w barwnej tęczy
-
Mnie również wersja jasnej zdecydowanie bardziej się podoba.
-
Heh..., jakbym siebie widziała- kompletnie zaskoczoną nagłym urlopem, przy tym brak jakiejkolwiek kontroli nad tym , co się dzieje w domu. Czyta się z przyjemnością, lektura wciąga. Zaciekawiła mnie nazwa MMORPG Wrod itd. Coś mi się o uszy obiło. Przed chwilką nieśmiało zapukałam do dżungli (inaczej tego nazwać nie można) mojego czternasto(i 1/2)latka. Latorosł właśnie podziwiała sufit wylegując się, w prawie nigdy nie ścielonym, łóżku. I cóż się dowiedziałam? Najpierw rozwinął skrót, a potem "Mamo, to nie dla Ciebie".:)) Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. A.
-
Chyba Twoja impreza na dzialce wypalila, bo nie ma śladu po Tobie. Za to ja mialam pracowitą niedzielę. Obrabialam moje hektary ogródkowe. Powiedzmy, że nadawałam mojemu ogrodowi jako taki kształt. Pieliłam, obwiązałam hortensje i słoneczniczki- bo straszliwie urosly i zaczęły pokładać się po deszczu. Wydałam wojnę ślimakom i mrówkom. Poza tym posypały się papierówki- robiłam soki. Teraz jako tako mój ogród wygląda. No i przeczytałam Twoje opowiadanko. Zostawia coś w czytelniku. Świetny pomysł. hm...
-
4 minuty (z ogonkiem).
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jeszcze nic nie napiszę. Pochodzę z tym troszkę. Pozdrawiam - Aga -
Modliszka część II
Dominika Iks odpowiedział(a) na Dominika Iks utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Konwencja tego portalu nie pozwala, zaledwie czternastostronicowej, noweli umieścić w całości. To powoduje, że całość została poćwiartowana. Zgadzam się z tym, że bohaterka zachowuje się irracjonalnie. I bynajmniej nie zamierzam jej bronić. Te puzzle układają się w całość, niestety, dopiero w kolejnych częściach. Możliwe, że nie potrafię budowac odpowiednio narastającej dramaturgii opowiadania. Umieszcając je tutaj mam ambiwalentne uczucia. Pierwszy raz pisałam w tej konwencji. Większosć moich opowiadań jest albo cholernie nostalgiczna, więc tu nie umieszczam, albo frywolna, jak "Z dziennika Hermafrodyty". Dzięki za uwagi. Pozdrawiam Agnieszka -
Mareczku, koszulinka, chociaż kusa, i służy jako maleńka pokusa, to jednak tylko opakowanko. Z drugiej strony, nawet byle jaką zawartość można przecudnie opakować. Z trzeciej strony byle jakie opakowanko może skrywać perełkę.. Z czwartej strony patrz moja trebka. Z piątej strony... A po szóste : Niech koszulka zostanie Wielkim Znakiem Zapytania :)) Miłej niedzieli. A.
-
To zaraz przy kawce porannej poczytam. Co to za mebel? Mam troszkę przedwojennych staroci w domu- po mojej babci. A w piwnicy jeszcze czeka bufet (kredens?) Art Deco. Niestety, za duży jak na moje wnętrza, poza tym styl nie do końca mi odpowiada. Swoje dziadkiowe (tyż przedwojenne) biurko powinnam komuś oddac do renowacji, tyle, ze to kupa kasy. Ale za to mebel z duszą!
-
1 sierpnia roku ...
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
Zatem miłej niedzieli życzę :)) -
Modliszka część II
Dominika Iks odpowiedział(a) na Dominika Iks utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Mareczku, bardzo się cieszę, że tak zirytowała Ciebie moja bohaterka. Znaczy się, że jednak, ta mdła , niezaradna babeczka wywołuje jakieś emocje. Jeszcze nic nie wyjaśniam. I nie wszystko musi być wyjaśnione. Na tym etapie bohaterka olewa owego pana, traktuje go z wyraźną pogardą. Nieco karty odwrócą się, w kolejnej części- cierpliwości. Tymzasem dzkięki za szcerą krytykę. PS Mnie też najbardziej podoba się ten wątek lesbijski. PS 2 Pamiętaj, to fikcyjna postać, nie utożsamiaj jej ze mną (no może jedynie po gustach muzycznych i chanel 5)!Nic więcej mnie z ni ą nie łączy. -
Modliszka część II
Dominika Iks odpowiedział(a) na Dominika Iks utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Z trudem odnalazła miejsce do parkowania. Obok stał stalowy Land Cruiser na berlińskich rejestracjach. To pewnie jego- pomyślała- Krzychu zawsze lubił takie wozy. Szybko, ciut zdenerwowana, weszła do restauracji. Czekał na nią w patio przy stoliku. To dobrze- pomyślała- tu jest przyjemniej. Mały dziedziniec obrośnięty był dzikim winem. Zza zielonej ściany dobiegał szum wodospadu. Lubiła to miejsce. Gdy podeszła do stolika zawahał się przez chwilę. Wstał. - Witaj, cieszę się, że w końcu zechciałaś przyjąć moje zaproszenie- powiedział na powitanie całując ją w kark. Poczuła się zmieszana, uznając to za niewielką zuchwałość. Z drugiej jednak strony ogarnął ją przyjemny dreszczyk. - Witaj- wyciągnęła do niego rękę i usiadła. Była nieco rozczarowana. Miała nadzieję, że to on odsunie jej krzesło. Ceniła dobre maniery u mężczyzn. - Wyglądasz olśniewająco! – obrzucił ją nieukrywanym łapczywym spojrzeniem.- Nieźle się trzymasz! No tak- pomyślała - jeszcze powinieneś dorzucić: „Jak na swój wiek i twoją sytuację”. Drażniły ją komplementy. Mimo to, odpowiedziała mu szerokim uśmiechem. Nie wiedziała jak podtrzymać rozmowę. Pomyślała, że właściwie nie musi nic robić. Niech on troszkę popracuje nad klimatem. - Jak dawno się nie widzieliśmy? Rok, dwa? Odpowiedziała milczącym uśmiechem. Ogarniało ją zmęczenie. Ściskanie w dołku przypominało, że od śniadania nic nie jadła. - No tak, ponad dwa lata…- podtrzymywał rozmowę. Ciekawe, ile jeszcze mamy wspólnych tematów? O ile w ogóle jakiekolwiek jeszcze mamy- zastanawiała się. Czuła, że i on jest zmieszany. - Jesteś dziwnie milcząca. To nietypowe dla ciebie. Zawsze byłaś motorem napędzającym wszelkie spotkania towarzyskie- ciągnął - ale…- zawiesił na chwilę głos- nie ukrywam, że to milczenie dodaje ci uroku, tajemniczości. Ale czaruje- pomyślała- no tak, typowe samcze zachowanie. Obsypać kobietkę komplementami, niech łyka. Nadal nie wiedziała co odpowiedzieć. Tak naprawdę to nawet nie zastanawiała się nad doborem słów. Dobrze było jej z tym milczeniem. Byli starymi znajomymi. Kiedyś często spotykali się u wspólnych znajomych, albo on bywał w ich domu. Od czasu jego wyjazdu z Polski kontakty były rzadsze, ale podtrzymywane. Czas jednak robi swoje- pomyślała.- Właściwie po co ja tutaj jestem?- zaczęła się zastanawiać. Wreszcie podszedł kelner. Powitał ją uśmiechem i podał obojgu karty. Teraz miała co zrobić z rękoma. Kartkowała menu nie patrząc w listę proponowanych potraw. Było jej obojętne, co zamówi. Dopiero teraz dochodziły do niej dyskretne dźwięki jakiegoś standardu jazzowego. To zaczęło wprawiać ją w nieco lepszy nastrój. Mimo to ciągle była spięta. - Na co masz ochotę? - Proszę, sam coś zaproponuj!- przyzwyczaiła się do tego, że to On wybierał za nią potrawy. Proponował, co powinna skosztować i zawsze z przyjemnością zgadzała się na Jego wybór. Sprawiało jej radość to, że On dobiera specjalnie dla niej menu. A robił to wyśmienicie. - Hm…Nie uważasz, że najlepiej będzie, jeśli wybierzesz to, na co masz ochotę? - Krzysztofie, uwierz, pomożesz mi, jeśli sam cokolwiek dla mnie wybierzesz. - Zabawna jesteś!- spojrzał na nią nieco zdziwiony. Wyraźnie jej zachowanie zmieszało go. - Czy na pewno dobrze się czujesz?- spojrzał jej prosto w oczy, a jego ręce delikatnie musnęły jej dłonie. - Ależ oczywiście!- niepewnie cofnęła ręce. Czuła się zakłopotana jego zachowaniem. - Przepięknie się rumienisz! Jesteś zmieszana? Z tym miała problemy. Przy pierwszym kontakcie z mężczyznami zawsze była nieśmiała. Muszę jak najszybciej wypić jakiś alkohol- pomyślała- bo inaczej będzie klęska! - Ależ skąd!- czuła na sobie jego przenikliwy wzrok, a to ją peszyło.- To znaczy tak! - Krzysiu- ledwie przeszło jej to zdrobnienie przez gardło.- Proponuję, żebyś wybrał mi jakieś wytrawne wino i przejdźmy do konkretnych dań, żadnych zakąsek. Poszukaj, może znajdziesz tutaj coś z kaczki, albo jakąś pieczeń, cokolwiek. Mogą być nawet pierogi z serem, jeśli podane będą z krewetkami. - Ha, ha! Żartować raczysz, ale znaczy się, masz jednak jakieś zdanie na ten temat!- wyraźnie rozbawiło go to, co usłyszał. Mówiąc to, długimi palcami gładził serwetkę znajdującą się przy jego nakryciu. - Uwierz, lubię, kiedy ktoś odciąża mnie z jakiegokolwiek wyboru. - Jesteś dość specyficzna. Z jednej strony niezwykle pociągająca kobieta, z drugiej mała, bezradna dziewczynka! Odłożył na bok serwetkę i ponownie ujął jej dłonie w swoje ręce delikatnie całując opuszki jej palców. Znowu chciała je cofnąć, ale powstrzymała się. Miała fobię dłoni. Uwielbiała przyglądać się męskim dłoniom. Badawczym wzrokiem zaczęła obserwować jego smukłe palce. W tym momencie uświadomiła sobie jak bardzo brakuje jej męża i Jego dotyku. Przymknęła na chwilę powieki usiłując wyobrazić sobie, że to On siedzi przy tym stole i gładzi jej dłonie. Nagle z tej wizualizacji wyciągnęły ją akordy tandetnego utworu Rubika. A do tego, na dokładkę, jego osobiste wykonanie. - Twoja matka klaszcze u Rubika!- bezwiednie wyartykułowała i aż sama zdziwiła się, że to zrobiła. - Proszę?- najwyraźniej nie rozumiał o co jej chodzi. - Twoja matka klaszcze u Rubika. Tak mówią dzieciaki w szkole muzycznej, jeśli chcą komuś dopiec. - Acha…- przytaknął, ale zauważyła, że nadal nie chwyta tego żartu. No tak…- pomyślała- przecież on za długo mieszka poza Polską. Dobra, piję na całego. Może być ten, tak bardzo w dotyku jest do Niego podobny! Odpowiedziała mu uśmiechem. Kelner przyjął zamówienie i dyskretnie oddalił się. Nawet nie słyszała co Krzysztof zamawiał. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po ogródku. Przy stoliku obok siedziały dwie kobiety. Zauważyła, że jedna z nich usiłuje się tłumaczyć przed drugą, przy tym nadmiernie gestykuluje rękoma. Na palcach miała ogromnych rozmiarów pierścień. Druga dłońmi przecierała załzawione oczy. Mdły dramat- pomyślała. - Halo! Tu Ziemia!- przywrócił z powrotem jej uwagę. - Gdzie się zatrzymałeś?- rzuciła bez większego zainteresowania. Równocześnie zaczęła lustrować jego palce, upewniając się, czy na którymś z nich nie widnieje sygnet. Nie lubiła tego u mężczyzn. Rubik nadal panował, tworząc landrynkowo- nijaki nastrój. - Tu, w hotelu obok. Zdążyłem tylko zarezerwować pokój. Nawet nie wypakowałem bagażu z auta. Przyjemna muzyka, nie uważasz? -Hm… - odchrząknęła i kątem oka nadal obserwowała siedzące przy sąsiednim stoliku kobiety. Bardzo zaintrygowały ją. - Opowiadaj, jak tam twoje sprawy zawodowe- rzuciła w jego kierunku uśmiech. Po chwili pożałowała tego pytania. Wcale jej nie interesowały jego sprawy. - No wiesz, teraz jest rewelacyjnie. Tu, jako chirurg naczyniowy, albo utknąłbym w takim prowincjonalnym szpitaliku, jak ten w Olsztynie, albo walczył o przestrzeń w jednym ze stołecznych szpitali. Rozwijam się, ale przede wszystkim zbieram już plony z tego, co osiągnąłem… Kelner przyniósł dania. Wreszcie mogła zaspokoić głód. Przez moment miała okazję spokojnie obserwować sąsiedni stolik. - Zrozum, niczego nigdy ci nie obiecywałam! Ja muszę być wolna! W żadne związki nie mogę się pakować. A ty mnie dusisz! Nie wymagaj ode mnie, abym stale była przy tobie!- to była ta z pierścieniem. Druga zdawała się nic nie rozumieć z tego, co partnerka jej zawzięcie tłumaczy. Twarz miała opuchniętą. Przyglądała się swojej rozmówczyni tępym wzrokiem. - Martyno, czemu nic nie jesz?- przywrócił ją do porządku. Wzięła spory łyk wina i zabrała się za brokuły. Na mięso nie miała ochoty. - Chciałam się najpierw napić. Tak bardzo byłam spragniona- zaczęła się niepotrzebnie tłumaczyć.- Więc opowiadaj, co jeszcze u ciebie słychać? Jej wzrok podążył w kierunku obserwowanych wcześniej kobiet. - No, nieźle, nieźle. Niemcy nieźle mi płacą. Pozycję mam stabilną. - Nie tęsknisz? - zainteresowała się. - A za czym? Źle mi tam? Kobiet też mi nie brakuje. Mogę wybierać i przebierać. Ha, ha!- zażenował ją ten rubaszny śmiech. No tak- pomyślała- kupa kasy, zero klasy. - Krzychu, nie pytałam ciebie o kobiety, ale o to, jak sobie radzisz!- podsunęła w jego kierunku pusty kieliszek, a on natychmiast napełnił go. - Z dziećmi się kontaktujesz?- wzięła większy łyk wina. Czuła, że nie powinna, że zaraz zacznie szumieć jej w głowie. - Są już prawie dorosłe. Nie potrzebują już mnie. A pieniądze otrzymują regularnie. Ale ty ich będziesz jeszcze kiedyś potrzebował- pomyślała. Coraz mniej jej się podobał, zaczynała czuć jeszcze większą odrazę. Nic się nie zmienił- pomyślała łapczywie połykając wino. - Wiesz, właściwie teraz jestem naprawdę wolnym i szczęśliwym człowiekiem- odpowiedział na jej myśli. - Jestem wolny od trosk, męczących związków, robię co tylko zapragnę. Dużo pracuję, ale i podróżuję. W końcu mogę nacieszyć się życiem. Nadszedł czas zbiorów! Ha ha! Palcem zaczęła dotykać delikatnej krawędzi kieliszka. Był już pusty. Dyskretnie skierowała wzrok na stolik obok. Kobieta z pierścieniem teraz była sama przy stoliku. W pośpiechu pisała jakiegoś esemesa. Czyżbym coś przegapiła?- zaniepokoiła się. Właścicielka pierścienia schowała komórkę do torebki i wyjęła papierosa. Zapaliła. W kierunku Martyny snuła się strużka szarego dymu. Poczuła, że również ma ochotę zapalić. - Czy nie będzie ci przeszkadzało, jeśli zapalę?- zapytała i nie czekając na odpowiedź wyjęła z torebki paczkę papierosów. - Skąd, pal!- wstał, wyjął z jej rąk zapalniczkę, podał jej ogień. O, jakieś maniery powracają!- z ironią pomyślała. - A ty, nie palisz już fajki?- zawsze wydawał jej się śmieszny z tą swoja kolekcją fajek. Zastanawiała się kiedyś, czy jest smakoszem, czy wyłącznie snobem pozującym na znawcę dobrego tytoniu. Z przyjemnością zaciągnęła się papierosem. - Rzuciłem palenie. Zmieniły mi się upodobania smakowe. Ha ha! Kobiety też teraz inne mi się podobają. No tak, lubiłeś młode panienki. Czyżbyś teraz przerzucił się na małe dziewczynki?- pomyślała z przekąsem. Zaczęła zabawiać się papierosem. Zaciągała się i powolnie wypuszczała jak najdłuższe strużki dymu. Miała nadzieję, że ten dym oddali ją od osobnika po przeciwnej stronie stołu. - Teraz fascynują mnie kobiety, które wiedzą czego chcą- kontynuował, chociaż ona wcale nie wykazywała zainteresowania. - Nie szukam emocji, uczuć. One tylko zawadzają, powodują, że człowiek staje się zagmatwany w przedziwne formy uzależnienia. Jest mi z tym bardzo dobrze. Dobrze, rozumiesz? Zaryczana powróciła do stolika. Tamta z pierścieniem przygasiła w popielniczce peta i dłonią zaczęła głaskać towarzyszkę po twarzy. Uspokajała ją. - Już lepiej?- doszedł do niej szorstki głos kobiety z pierścieniem. Tamta skinęła głową. Aczkolwiek nie wyglądała na spokojną. Spoglądała na nią wzrokiem zbitego psa. Kobiety wstały. Szkoda- pomyślała. Wzrokiem odprowadzała je do wyjścia. Pierścień była niska, raczej krępej budowy. Miała na sobie płócienne spodnie i, kompletnie nie pasującą do nich, kamizelkę. Ta druga była szczupła, przygarbiona. Jej włosy były spięte w koński ogon. Idąc niezdarnie poprawiała długą, opadającą na biodra spódnicę. - Widzę, że zainteresowały ciebie te lesby, ha ha. - Nie przepadała za jego tubalnym głosem, zwłaszcza, kiedy się śmiał. - No wiesz, to nie Berlin. Tu tego typu sceny ciągle należą do rzadkości. Sam mówiłeś, że to prowincja. - Chłopa im trzeba, od razu zmieniłyby nastawienie do życia! – rzucił z nieukrywaną pogardą w głosie.- Chłopa im! Znormalniałyby. Ha ha! Nie sądzę!- znała jedną lesbijkę, a nawet przyjaźniła się z nią. Nie uważała jej za osobę dziwaczną, inną. Uświadomiła sobie, że scena, którą tu zaobserwowała jest kalką sytuacji, w jakiej znalazła się jej przyjaciółka. Była to również parodia sceny sprzed roku. Z nią i z jej mężem w roli głównej. - Kawy, jakiś deser? Masz ochotę?- zmienił temat. - Wina!- niemal krzyknęła i posłała w jego kierunku szeroki uśmiech. Czuła się już rozluźniona. Swobodnie rozsiadła się na krześle, odchyliła głowę do tyłu i ręką zgarnęła pukiel włosów z czoła. - Zawsze miałem ochotę zanurzyć się w tych twoich gęstych włosach, są takie puszyste! Pochyliła się nad stołem, a on wyciągnął rękę w kierunku jej włosów. Nie oponowała, pozwoliła jego dłoni zatonąć w gąszczu jej loków. Wreszcie ktoś ją dotykał, traktował jak kobietę. Dłonią zarysował jeszcze owal jej twarzy i sięgnął po butelkę. Była pusta. Uśmiechnęła się, poczuła znowu przyjemny dreszczyk. Skinął na kelnera a ten natychmiast przyniósł kolejną butelkę. - Wiesz…- zawahała się. - Ja może jeszcze jeden kieliszek i chyba mi starczy. - Spokojnie, nikt nas nie pogania ani nie ogranicza. Dzisiaj robimy co chcemy. Cokolwiek miało to znaczyć przytaknęła mu i sięgnęła po napełniony kieliszek. Chwilę rozmawiali o wspólnych znajomych. On coraz częściej sięgał dłonią w kierunku jej włosów. Aby to czynić, musiał wyciągać przez cały stół swoje długie ramiona. Ona przychylnie pochylała się w jego kierunku i pozwalała, aby ją dotykał. - Słyszałem, że byłaś w Berlinie. - Taak, mieliśmy tam dwa koncerty. Zatrzymałam się w Ost Berlin. - Czemu nie odezwałaś się? Zająłbym się tobą, oprowadził po mieście, zabawilibyśmy się w jakimś klubie. - Krzychu, ja znam Berlin wystarczająco dobrze. Nie potrzebuję tam przewodnika!– poczuła, że odpowiedziała zbyt opryskliwie.- Poza tym..- jej ton już złagodniał.- Nie chciałam robić wokół siebie rozgłosu, odkąd On tam mieszka… W końcu odważyła się poruszyć ten temat. Oni się przyjaźnili. Doskonale wiedziała, że kontaktują się ze sobą i mogą wymieniać się informacjami również na jej temat. - No tak, rozumiem. Jak dajesz sobie radę?- Po raz pierwszy usłyszała troskę w jego głosie. - Słyszałem, że odrzuciłaś od niego wszelką pomoc finansową. Dlaczego? Przecież mogłaś go wydoić ze wszystkiego! - A czy wyglądam na osobę, która potrzebuje wsparcia finansowego? Wybacz, ale jestem niezależna. Miałam i mam pracę. Doskonale sobie radzę. I… - tu na chwilę zatrzymała się, bo bała się, że za chwilę się rozpłacze- proszę, nie wracajmy już do tego tematu. To zamknięty rozdział mojego życia i niech tak zostanie. Możesz mu przekazać, że daję sobie radę i nie wymagam żadnego wsparcia! Wiedziała, że on wyczuwa jej kłamstwo. Bezradność emanowała z niej i nie potrafiła tego ukryć. Czuła, że się kurczy. A miała być wyzywająca, pewna siebie, dumna! - Przepraszam. Już nie będę do tego wracał. Ale jeśli potrzebujesz pomocy, rozmowy, to możesz się do mnie zwrócić. Obiecaj, że to zrobisz! Cholera, kolejny filantrop!- pomyślała. Opiekun porzuconych żon! Wino coraz bardziej zaczynało na nią działać. Czuła piekące policzki. Sięgnęła po kolejnego papierosa. Przypalił jej. Po jednym zaciągnięciu, dym zaczął ją szczypać w oczy. Natychmiast zgasiła papierosa. Jej kieliszek znowu był pusty. Nie miała też już nic więcej do powiedzenia. Jedynie czekała na rozwój sytuacji. Spojrzała badawczo w jego kierunku. Dopiero wtedy zauważyła, że on lustruje ją wzrokiem i uśmiecha się. - Pięknie błyszczą ci oczy!- powiedział z nieukrywanym zachwytem. - To efekt wywołany nadmiarem wina- zaśmiała się i wsparła łokciami na stole. Oparła brodę o zwinięte w piąstki dłonie i patrzyła na niego. Wiedziała, że to działa na mężczyzn. - Uśmiechnij się!- palcami obrysowywał kontur jej ust. Znowu poczuła przyjemne mrowienie. Chyba wyczuł jej nastawienie. - Idziemy?- wyszeptał. Skinęła głową. Przywołał kelnera. Ten podał mu w kuferku rachunek. - Płacę kartą. – Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki portfel, otworzył go. Czynił to, w jej mniemaniu, dość demonstracyjnie. Jej oczom ukazał się cały wachlarz kart płatniczych i kredytowych. Po co on to wszystko ze sobą nosi?- pomyślała. Podał kelnerowi złotą kartę. - Poproszę pana o przejście do wnętrza, do stołu kierownika sali, tam mamy portal. Chyba, że życzy sobie pan poczekać tutaj na swoją kartę. Wstał i udał się za kelnerem. Spojrzała na opuszczony przez kobiety stolik. Dopiero teraz spostrzegła, że przy szklance z niedopitym drinkiem leżała biała róża. Pewnie zostawiła ją jedna z tych dwóch kobiet- pomyślała. Niepewnie wstała. Podeszła do stolika i jak złodziej szybko chwyciła różę. Tym razem dochodziły do niej dźwięki przepięknej bossa novy w świetnym wykonaniu Diany Krall. Zbliżyła kwiat do ust, potem powąchała. Z różą w dłoni cofnęła się do ich stolika. Zobaczyła, że on ją obserwuje. Zmieszała się, chcąc ukryć kwiat, ale nie wiedziała jak to zrobić. Poczuła się jak złapana na przestępstwie. - O! To mi o czymś przypomniało. Wybacz, chyba powinienem był pomyśleć o czymś dla ciebie- wyraźnie poczuł niezręczność sytuacji. - Ależ skąd! Potraktujmy nasze spotkanie nieoficjalnie. To znacznie uprości wszystko.- Boże, co ja chcę upraszczać? Co ja mówię- pomyślała. Wstała zza stołu, oczywiście bez jego pomocy. Dopiero wtedy objął ją ramieniem i w milczeniu wyszli. Podeszli do jego Land Cruisera. Otwierając tylne boczne drzwi przetrącił boczne lusterko jej, źle zaparkowanego, forda. - Kto tu, cholera, tak zaparkował to auto! Powinien ktoś mu porysować, to się nauczy trzymać odległość na parkingu!- wykrzyknął. Ona milczała, postanowiła nie przyznawać się, że to jej ford. Po chwili wyjął z wnętrza samochodu butelkę szampana. Nie tknął swojego bagażu. Obserwowała to obojętnym wzrokiem. Już nie myślała. Żadnych myśli. Żadnych emocji. Podszedł do niej, pocałował w kark i ujął jej rękę w swojej dłoni. Jego dłoń była bardzo ciepła i delikatna. Bez słów skierowali się wprost do jego hotelu. -
1 sierpnia roku ...
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
Heh... Ale patos , nadmierny patos to już pogranicze kiczu. Ale coś w tym jest- patzr co się działo, kiedy Ojciec Święty, Jan Paweł II umierał. Chyba nasz naród potrzebuje patosu, żeby się zjednoczyć. Zjednoczyć do walki, współnego przyzywania bólu itp. Chyba jesteśmy narodem romantyków. Tyle, że cóż z tego..kiedy po czasie Polak o waszystkim zapomina. Jakoś dźwięczą mi w uszach słowa z Wesela Wyspiańskiego: "Miałeś chamie złoty róg...". -
Które to opowiadanko? Daj tytuł, please! Szukalam,nie znalazłam.
-
Ale z Ciebie ranny ptaszek. Je bardzo ostrożnie osiągam pion. Jeszcze latam w koszulince, tej od komarów.
-
Już tam biegnę. A ja mam trawnik wypalony, już chyba zraszacz nie pomoże. Za to na deszcz się zbiera.
-
1 sierpnia roku ...
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
Zgadzam się. Cała chyba sztuka polega na tym, żeby uniknąć patosu. -
No owszem,owszem, byle był klubem życzliwym, a nie tylko klubem klakierów. Ale tu tak często dostaje się po grzbiecie, że czasem trzeba i troszkę miodu:))
-
Marku, wystarczy, ze zatrzyma się jedna osoba, dwie, może trzy... Ważne, że ktokolwiek jeszcze pamięta. Tyle tragedii dzieje się w jednej chwili, a życie toczy się dalej. Smutne, ale prawdziwe. Ważne, że Ty jesteś świadom swoich wartości i trzymaj się ich. Remoncik skończony? A ja ciagle w powijakach.
-
Co do silniczka...to już wiesz, że wolę publicznie żadnych sądów nie wygłaszać, bo potem mi pagajować każą :))...jednak czasem się przydają.
-
Tyż piknie :)) Dzięki, Aniu.
-
Dzięki za uwagi. Również serdecznie pozdrawiam. Wiele się od Was uczę :))
-
1 sierpnia roku ...
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
zatrzymany tłum w pogoni za jutrem minuta ciszy -
Owszem, można uznać słowo nawołuje jako personifikację. Ale, czy słyszałaś kiedyś przepiękną grę jachtów czekających na kei? Wanty uderzają o maszty, a może to szekle uderzają o wanty... :) To dzwonienie jest niczym nawoływanie. Wczoraj jachcik, którym wypłynęłam powrócił jako ostatni... puste miejsce przy kei było takim oczekliwaniem na powrót żaglówki. Wszak wszystkie wracają zaraz po zachodzie słonca. Co do zabłąkanych żagli- tu prędzej ustąpię.
-
Jej wyznanie - wiersz poświęcony ...
Dominika Iks odpowiedział(a) na Liryczny_Łobuz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Też lubię klasykę, w każdej postaci. Może to kwestia wieku, a może takie upodobania. Sądzę, ze masz rację- wszystko kwestia własnej interpretacji i przyjętej konwencji. I tak trzymaj :) A piwo dobre bywa, również, gdy wody pod dostatkiem. Ja również pragnienie wywołane upałem raczyłam piwem. Dzisiaj mogłam, bo autko trzeba było odstawić. -
To miłe mieć wiernego czytelnika :)