
Dotyk
Użytkownicy-
Postów
955 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Dotyk
-
poimprowizować , a nie improwizować ---> to mniej więcej taka różnica jak narzekać a ponarzekać - trochę bardziej rozciągnięte w czasie, nie dokonyane jednym rzutem. kolokwializmy jak najbardziej na miejscu - daję słowo jako autorka:) moja niepewność warsztatowa niech nie spędza Panu snu z powiek, na pewno kiedyś nauczę się warsztatu. :) dzięki za komentarz.
-
Tylko smaku brak
Dotyk odpowiedział(a) na Sebastian_Pietrzak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tym razem tylko przedostatnia cząstka się broni. Przekombinowałeś wiersz do bólu. w notesiku piszę pod "Pietrzak" - "baty" :) -
takie "listy" to się na papierze pisze, wklada do koperty i wysyła. Adresat doceni intencje i burzę uczuć. Jako tekst mający być wierszem - po pierwsze - nie w tym dziale z powodu nadmiernej infantylności, miałkości, jękliwego tonu i innych grzechów z wielokropkami na czele. Generalnie - czytelnik jest tutaj intruzem.
-
Coś było całe i nagle stwierdza, że tyle brakuje, w środku mu coś kapie, narasta szum, jakby wiatr wybijał szyby w oknach. Krajobraz wewnętrzny, spaprana robota - tam już wszystko ustawiło się na zawsze i nie można zaszaleć, poimprowizować. Gdyby chciał to ruszyć - kompozycja pieprznie, nadmiar czerwieni wycieknie, biel pokryje środek jak czerń, wygaśnie tło. Kupisz taki obraz, powiesisz na ścianie? To tak, jakby zapytać świnię - czy lubi kiełbasę, z poderżniętego gardła utoczyć krwi do koryta, powiedzieć smacznego.
-
pieprzenie o końcu świata
Dotyk odpowiedział(a) na Piotr Rybczyński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
z Księżyc szeri:) z księżyca, księżyca? czy księżyca pod Wrocławiem?;) no -
‘’ Spotkanie nieznajomego człowieka ‘’
Dotyk odpowiedział(a) na Zygmunt August utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czemu tak nie unoszą się autorzy niezłych tekstów, jesli ktoś im wytknie jednego czy dwa babole? Potwierdza się bardzo często zasada "obrony Częstochowy". Mam na myśli rozległe wymiany zdań wokół (i obok) tekstu, który żadną miarą na dluższą uwagę nie zasługuje. Nie ma w wierszu ani jednego miejsca niemal, ktore może się obronić, nie mowiąc już o tym, że nie obroni reszty. Mnie się wydaje, że tu nie trzeba głębszych analiz, bo średnio "obczytany" czytelnik, średnio "piszący" użytkownik nie musi używać lornetki, by dostrzec, jaki ten tekst jest niedobry. Pod każdym względem. Wklejenie wiersza w dziale dla zaawansowanych uważam nie tylko za kpinę, ale za kompletny brak dystansu Autora do tekstu. -
Nareszcie odpocznę. Kocham te soboty, kiedy nikt mnie nigdzie nie wzywa i nic nie muszę. Przewalanie się z boku na bok, żadne gary, tylko coś na ząb, luźne galotki i koszulina. Ożeszsz, życie jest piękne w soboty!!! Pranie "samo się wypierze", tylko zwierzom dam papu i luz blues. Komóreczka do komórki, stacjonarny wyłączę. I walnę się kurde gdzieś w krzakach, odpłynę. Wiedziałam, no mówię wam – czułam, że się nie uda. Ledwo nakarmiłam psiory i kociaki, skrzyp skrzyp furtka. Chyba ktoś nie zauważył napisu „Uwaga Zły Pies!!!”, więc zaraz będzie granda. Tylko jeden osobnik włazi do mnie bez strachu: Broniu, upierdliwy na maxa sąsiad z naprzeciwka. Boże, cisza pod bramką, zero szczekania. Wykrakałam! Broniu wtoczył się do kuchni z miną pod tytułem „wiedziałem, że się ucieszysz na mój widok”: - Pochwalony niech będzie dla ślicznej somsiadki. Patrze ja, wozu nie wyprowadziła, znaczy sie w domu bidusia samotna, to ja pomyślał – trza wpaść i rozerwać kapeńke. Moja napiekła wczoraj chrustów, to ja do kawki przyniósł. Żeby cię obsrało Bronek – pomyślałam wkurzona. Ale mina przy tym filmowa, bo jak się wścieknę „na zewnątrz”, to mi w ogrodzie nie pomoże i drewna do kominka nie załatwi. Nastawiam wodę i chyba się przebiorę, bo prawie goła śmigam po tej kuchni: - Panie Brońciu, pan wody popilnuje, a ja się ubiorę, dobrze? - A na co się ubierać, jak ubrana? – sapnął sąsiad. – nie ubliżając paninym strojom, to dzisiaj somsiadka w przystępnych rzeczach, panie tego. Wreście ja widzę co i jak. Ech, te ciałko to eksportowe ma się. Skubnął ja by letko, ale po pysku bym zebrał, co? - Nonono!!! – pogroziłam mu palcem. – muszę uważać na sąsiada, bo żonka mówiła, że w młodości to chłopy na wioskach swoje baby na klucz zamykały, jak się Bronek Walasiuk pojawiał w okolicy. Kłusowało się, co? - Zaraz tam kłusowało – Broniu wciągnął brzuch i wypiął pierś – dziurawce same leźli w łapy, to co ja na to mógł? Krew nie woda! Podobno ja miał takie coś w oku, że jak spojrzał na babę, to dostawała straśnej miękkości koło brzucha i nie patrzywszy się na okoliczności, musiała ulgi cielesnej zaznać. Somsiadka myśli, że ja kłopotu przez to nie miał? Stodołe mi podpalili sukinkoty, a ile nadziurawili opon - nie zliczę. Ja ich rozumiał, bo przecież ja cudzą własność naruszał, ale niech mi somsiadka powie – jak nie brać, jak ktoś dawa? Broniu westchnął i siorbał kawę z takim nerwem, jakby mu się tamte czasy przypomniały. Jego podboje miłosne były głównym tematem rozmów pod sklepem, gdzie wieczorami, po powrocie z pola czy oprządku w gospodarstwie – schodzili się rolnicy. Z każdym piwem ilość uwiedzionych kobiet rosła, przybywało dwuznacznych określeń, czasem dochodziło do bójek, kiedy Broniu, nieostrożnie wspominał wycieczki w kukurydzę z żoną któregoś z obecnych. Popatrzyłam na niego z boku: oczy przymknięte, lekki uśmiech. Trzeba interweniować, bo mi się tu rozklei i pół dnia będzie gadał: - Panie Brońciu, pan niech kawkę kończy, a ja do ogrodu pranie polecę wieszać. - Ta ja moge somsiadce klamerki podawać albo ciuchi – Broniu poderwał swoje sto kilo z krzesła. - To proszę, proszę, będzie szybciej – powiedziałam i zaraz ugryzłam się w język. A niech to cholera! Prałam dzisiaj głównie mało nobliwe szmatki; mam hysia na punkcie bielizny i każdy dół i stres kończy się wizytą w butikach, gdzie dostaję szału i kupuję jak opętana. To zaraz się zacznie – pomyślałam niosąc miskę wypełnioną górą majtek, biustków i koszulek. W ogrodzie przy sznurach czekał już sąsiad z koszykiem klamerek: - Pan mi poda klamerki, sama powieszę. Ale Broniu nie odpowiedział. Stanął nad miską i gapił się rozdziawiony na małe czerwone majtki: - A niech mnie!!! To takie fiku-miku somsiadka na spód zakłada?! Ludzieee, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Ja czuł, że z somsiadki artystka kabaretowa panie tego. No, jakie to maciupkie, na ile ciała taki strzępek wlezie, co? - Niech sąsiad da spokój – zaczęłam się śmiać. – gatki to gatki. - Wcale bo nie! Ja takich to nie widział. Moja Weronia z nogawkami ma i same grubaśne, a i wielkie, bo też dupa się jej jak szafa rozrosła. Jeja, jakie śliczności. Bronek kucnął przy misce i zamiast mi pomagać, przebierał i wyciągał jedwabne koszulki, figi - patrzył na nie pod słońce i cmokał i pokrzykiwał cicho „o chryste na niebie!” A ja jak durna stałam obok i śmiałam się i śmiałam. Tak nas zastała, przyprowadzona przez warczącego psiora, Weronia Walasiukowa, żonka mojego pomagiera: - To ja cię po wsi jak durna szukam, zlatałam się, że ledwo dycham, a ty z somsiadkom konferencje nad gaciami urządzasz? Miała Weronia minę tak bojową, że aż się bać przestałam. Gruba, czerwona z opuchniętymi krzywymi nogami, spocona i zła, zamiast straszyć, rozczulała: Pani Weroniu – starałam się ją udobruchać – mam dzisiaj labę i pranie wieszam, a sąsiad klamerki podaje. Napije się pani kawki? Sąsiadka przysiadła na małym murku i powoli uspokajała się: - No ja do pańci nic nie mam, tylko tego pędziwiatra ja się naszukała po wsi, bo mi trza w domu pomóc, kaczki się dzieś rozleźli, bo sztachetów nie ma kto ponaprawiać. A te dziadzisko się od rana szykuje chaliera wie na co. Jakąś wie sąsiadka - ruje dostał, bo gadanie tylko o tych sprawach potajemnych ma, jak niektórych filmów się po nocach napatrzy. Sześćdziesiąt trzy mu idzie, a taki narowisty w gębie, że joj. - Ty mi tu Weronia antyreklamy nie rób, lat nie dodawaj i durnot nie gadaj – Broniu warknął i sięgnął po jedwabną koszulkę. – ty lepiej popatrz, jak ty się dla męża powinna wyszykować, żeby nie tylko w gębie był zbój. Widziała ty takie majtki? No chodźże bliżej kobieto i popatrzsie! Walasiukowa zaciekawiona podniosła się i podeszła do Bronka. Oboje zaczęli grzebać w misce. Oj, somsiadko! – pisnęła zawstydzona Weronia – taż to dupy i przyrodzenia nie zakryje. Wszystko na wierzch wystawione, ja by się Boga bała takie coś włożyć. Co by Broniu powiedział? Że ja jaka latawica! - A próbowała ty kiedy? – sąsiad machnął oskarżycielsko koronkowym biustonoszem w stronę żony. – A pytała się kiedy mnie – czy ja by chciał zobaczyć co inne niż te flanele? Ty Weronia Boga nie mieszaj w małżeńskie sprawy! Powiedz lepiej somsiadce, przez ile lat ja nawet twojego pępku nie widział, chociaż my dzieci czworo się doczekali. Jak chciał, koszuli ci zadarł tyle, żeby kuciapke odsłonić! Chyba, żeś po kielichu była, bardziej niemrawa i w nieświadomości. Światła ja nie zamykał, to i popatrzył trochu. Ta ty nie udawaj ciemnej, tylko patrz, czym chłopa trzeba obłaskawiać! Czy ja ci kiedy żałował na ciuchi, no gadajże! Siedziałam na murku i przyglądałam się Walasiukom. Weronia wieszała moją bieliznę, a Bronek podawał kolorowe klamerki. Robili to wolno i coś do siebie szeptali. Właściwie przeszła mi złość i z przyjemnością podglądałam, jak pokazują sobie te kolorowe szmatki i chichocą. W końcu Walasiukowa odwróciła się w moją stronę: No, pozawieszalim somsiadce, to możem iść. No, nie możem, a musim – Broniu klepnął żonkę w tyłek, aż pisnęła. – chyba trza po ludzku porozmawiać – puścił do mnie oko – z własno żono. A jak somsiadka będzie miała kiedy czas, to ja by prosił, żeby Weroni powiedzieć – gdzie, jak i za ile by se mogła garderoby podratować, znaczy się, urozmaicić. To jak będzie? - Będzie dobrze panie Broniu – zaśmiałam się. – może w przyszłym tygodniu pojedziemy razem do miasta, co? A nie będzie to dla somsiadki subiekcja? – zapytała Weronia. – bo aż takiego musu nie ma. Jest, jest! – zaprotestował Bronek. – u mnie jest mus jak chaliera, żeby cie w tych bikiniach zobaczyć. Jak somsiadka mówi: jedziemy, to ty nie dawaj kontry, tylko już myśl co i jak. A teraz do domu idziem, pogadać trza. Oj, pilnie trza! No i poszli. Bronek popychał żonkę przed sobą, jakby się paliło; zamknęłam za nimi furtkę i poszłam do domu. Jedenasta. To jeszcze nie jest za późno, żeby tak jak chciałam – nic nie robić, czyli walnąć się gdzieś na kocu, wystawić tyłek na słońce i na gorąco spisywać, co w trawie piszczy.
-
pieprzenie o końcu świata
Dotyk odpowiedział(a) na Piotr Rybczyński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
kim jesteś?skąd przybywasz? z Księżyc szeri:) -
To tyle, co nic... Zabijać.
Dotyk odpowiedział(a) na czartak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
językowo wiersz "zamordowany na śmierć". Czyta się niemal jak jakiś potworny zart, a przecie Autor na pewno nie miał tego w planie. "i tymi samymi dłońmi dotknę, wrócony życiu- odebrany służbie zmartwionego czoła mojej rodziny " To jest w dodatku tak niegramatyczne, ze wychodzi farsa zamiast dramatu. -
A Mirka jaka! Poznałem Ją wreszcie, choć mieszkamy obok. Wysłuchałem fajnych wierszy córy, też ładna. Zazdrość Jimmy niech Cię bierze. A wiersz ciekawy, pozdrawiam, Stefan. Stefan, no ja się po czymś takim to będę wiercić:)
-
pieprzenie o końcu świata
Dotyk odpowiedział(a) na Piotr Rybczyński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
cześ ryba:)) -
etam dopowiada. :) uważasz, ze trzy ostatnie wersy na końcu zbladły?:) to fundament tego wiersza. a tak, kursywa z Pasewicza.
-
Wyprowadził je z rozżarzonego piachu w sam środek piekła. Teraz czekają cierpliwie, aż wiatr zawróci rzeki. W żadnej z prowincji nie ma miejsca dla świętych słoni, ich brzemiennych samic i wysoko urodzonych krewnych. Z wiekiem przybywa bezradności, ubywa bezpiecznych miejsc. I chociaż miasto jest zawsze stolicą jego smutku, dla nich miało być miejscem, w którym uda się rozmnożyć szczęście, ułaskawić wyklęte ptaki, pobłogosławić ziemię. Miasto ciche jak cmentarz, żałobnicy pochyleni, milczący. Wszystko stoi w miejscu, święte słonie zastygają powoli i nie będzie komu zaświadczyć o cudzie narodzin, o bólu krótkim i pięknym. Łaska oddala się, jak ostatni oddech.
-
Podlaskie dróżki (legenda 1)
Dotyk odpowiedział(a) na I.K. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ciepło na sercu i oko ucieszone, a jaka muzyka w wierszu! :) mirka -
bałagan afektywny dwubiegunowy
Dotyk odpowiedział(a) na ot i anka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
bardzo fajniasty kawałek. -
dawno Cię nie czytałam Michale. Duźa przyjemność.
-
Moze odbilo sie od skaly
Dotyk odpowiedział(a) na Korczak Krzysztof utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Za trudny? To jakiś dowcip?:) -
Bardzo ładne. Uparcie czyta mi się na końcu: "przyglądam się". Może dlatego, że "przeglądam" jest zbyt ruchomym obrazem do wcześniejszych biernych: "nie drżę, nie uciekam"? Pozdrawiam. przeglądam - oznacza spokój, po oswojeniu strachu - przeglądanie nie jest na tyle aktywnym dzialaniem, myślę, by burzyło inne, zwłaszcza, ze bierności w nich aż takiej nie ma. kartkuję---> przeglądam, to wszystko dzieje się jednocześnie. dziękuję. poza tym - przeglądać, to trochę coś innego niż przyglądać się.
-
Był tutaj kiedyś, dawno; trochę go przepracowałam, bo coś mi nie pasowało. dzięki.
-
Porywy Luizjany
Dotyk odpowiedział(a) na Sebastian_Pietrzak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
zgadzam się z dormą w sprawie cytowanego przez nią fragmentu. dodam jeszcze : "trzymała dłoń najlepszej partii w szkole" (zapisz to inaczej) materiał na znakomity wiersz. Na razie w związku z zapisem, w tzw "pizdoo" - ulatuje cała dramaturgia. Za dużo gadasz:) Ja go sobie wypożyczę, jeśli pozwolisz. -
Ostatniej nocy byłam martwą szamanką ułożoną na wzgórzu, gotową do spalenia. Miałam się ulotnić do nieba, śpiewali o tym ci, którzy z czcią obsiedli stos, czekając wiatru, by mnie podpalić, rytualnie rozwiać w pośmiertnym tańcu. I pożegnać. Taki sen dobrze zapamiętać, wykorzystać okazję, kiedy możesz kołować nad sobą jeszcze cielesną, w jednym kawałku, ciepłą i znajomą. Taką mimo śmierci pełną mocy, która dla nich nigdy nie miała się skończyć. Kiedyś, gdy to nadejdzie, żeby mnie zabrać, czasu zabraknie na taką lucky luz jak teraz, kiedy po raz kolejny kartkuję noc spokojnie. Nie drżę, nie uciekam, przeglądam śmierć.
-
zimowe koci łapci
Dotyk odpowiedział(a) na Michał_Bębenek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
świetny, cieszę się, że te wiersz wygrał konkurs:) Stawiałam na niego. -
Mirko, dziękuję za pozytywa. pamiętam, jak mnie się w Kutnie Twój wiersz spodobał :P serdecznie Espena :) Poznałyśmy się??:) Coś podpowiedz kurde:)
-
kawał porządnego wiersza, nie ma co. Wiersz, ktory można oglądać.
-
Wieczorami sklejam fragmenty po ludziach II
Dotyk odpowiedział(a) na rodzynki utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wszystko to bzdury, przykro mi. nadeszła chwila prawdy; WIERSZ JEST MIXEM OSTATNICH WERSÓW Z WIERSZY H. POŚWIATOWSKIEJ - cholernie się ubawiłem Państwa komentarzami - za co serdeczne dzięki /rodzynuś nie mixem, a składanką wersów Poświatowskiej. Ani znakomity materiał ani znakomita Autorka nie zastąpi talentu, w tym wypadku zręczności i intuicji poetyckiej. wyszło niestety - cieniasto nad wyraz. ja się ubawiłam komentarzami Autora i podpowiedziami, serwowanymi od początku:) i czekałam, kiedy ta "indolencja czytelnicza" zostanie bezlitośnie zdemaskowana.