Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Yourek Ajsiński

Użytkownicy
  • Postów

    236
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Yourek Ajsiński

  1. A ja tam się nie "obcyndalam" - odpowiadam hurtem na Pana recenzje - przepraszam, że z takim opóźnieniem. Serdecznie dziękuję za wszystkoe Pana przemiłe wypowiedzi. Pozdrawiam:-).
  2. *....ku panu ....* Och, Panie Leonie - to już niemalże Biblią trąci:-))) Dzięki serdeczne:-). ****************************************************** * zabawa słowami* Bingo! Tylko tak należy traktować wszystkie moje poczynania na niwie wierszoklecenia. Wielkie dzięki, Maćku. Pozdrawiam:-).
  3. *idę dalej w pana kierunku ....* Ech, nieźle się Pan "nadreptał", Panie Leonie:-). A teraz starszy człowiek musi łazić za Panem i... miody spijać:-))). Dziękuję:-) ************************************** Witam, Panie Cepelisz:-) *ostatnia strofka, odbiega troche od całości, burzy klimat* Jeśli Pan również tak twierdzi, pozostaje mi tylko posypać głowę popiołem (własną oczywiście:-))) ) *Nimfa od zawsze była tajemnicą swoistą bez względu na to czy była grecka czy słowiańska* Właśnie - mnie też tak się wydaje. Dziękuję serdecznie - pozdrawiam:-).
  4. Oj, Panie Leonie, bo wstawię zdjęcie dowodu osobistego:-))). Dzięki serdeczne:-).
  5. Odradzam pośpiech, Panie Leonie. Naprawdę nie ma do czego się śpieszyć. Pozdrówko - dzięki:-).
  6. Bardzo taktownie pozdrawiam i dziękuję:-)))
  7. Po prostu, Panie Leonie, s-f to jeden z moich ulubionych gatunków literackich:-) Piękne dzięki - pozdrawiam:-).
  8. Ależ Panie Leonie, to nie do Pana było:-))) Dzięki serdeczne - pozdrawiam:-)
  9. Tak sobie myślę, Panie Leonie, że o dosłowność już trudno by było - została tam, w tamtym czasie, w tamtym trochę innym człowieku. Teraz już tylko pozostało kosztować... przez papierek:-) Pozdrawiam - dzięki serdeczne:-).
  10. Czy to już nirwana, Panie Leonie?:-))) Dzięki - pozdrawiam:-)
  11. Witam, Panie Leonie:-) Ten tekst już jest mi jakby znajomy nieco:-), więc ograniczę się do spraw, których nie poruszyłem w odpowiedzi. *mam niestety o siedemnaście lat mniej od pana ..* He, he - "niestety":-). "Niestety", to ja mam więcej o siedemnaście lat od Pana, a chciałbym mieć o siedemnaście mniej:-). Dire Straits?! No to my w gustach muzycznych prawie rówieśnikami jesteśmy:-). Zdążyłem jeszcze zakochać się w tym zespole - zwłaszcza w dwóch pierwszych płytach: "Dire Straits" i "Communique" A propos "kociaka": zagościł na moich kolanach przelotnie, był siostrą kolegi i wiersza się nie doczekał. Właśnie obliczyłem sobie, że wiersze zacząłem pisać... 24 lata później:-) Serdecznie Panu dziękuję za tak obszerny i miły komentarz:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
  12. Serdeczne dzięki, Pani Joanno:-). *Gratuluję, podziwiam i proszę o nastepne,* - chętnie zadośćuczyniłbym Pani prośbie, ale kto wie, czy następne przypadną Pani do gustu, a poza tym najpierw muszę na recenzje poodpowiadać, bo nie było mnie tu trochę i widzę, że czeka mnie sporo roboty:-). Pozdrawiam pięknie:-) **************************************************************** No to trąćmy się tymi pucharkami, Pani Kornelio, żeby nam się koło nie rozeschło i za te żetony, które jeszcze nam zostały:-) Pozdrawiam serdecznie - dziękuję:-). ******************************************************** Witaj Dormo:-) Czytałem Twój wiersz, spodobał mi się. Szkoda tylko, że umieszczając go po raz pierwszy na stronie nie zaznaczyłaś, że zainspirował Cię utwór Turnaua. Myślę, że wtedy Moderator byłby mniej surowy:-) Pozdrawiam:-)
  13. Rzeczywiście, Pani Joanno, chyba coś w tym jest. Obaj - tzn. ja i Pan Kornel (kolejność nieprzypadkowa:-))) ) - ubieramy w rymy naturę. On - koziołka Matołka i małpkę Fiki-Miki, a ja... no cóż - też z natury zaczerpnąłem, aczkolwiek nieco ku fizjologii oscylując:-))). Kiedy ktoś powodowany lekturą moich wierszy, wspomina o takich wielkich pióra, robię się bardzo malutki, tyci..., znikam prawie. Proszę o litość, Pani Joanno:-). Jeszcze chciałbym tu z Wami troszkę posiedzieć:-). Dzięki serdeczne - pozdrawiam:-)
  14. *wiersz typowo Yourkowy* Przebóg - czyżbyśmy mieli nowy styl w poezji?))). Dzięki Michale - pozdrawiam pięknie))). ************************************************* A co mi tam - wybaczę, Pani Patrycjo))). Pomału przyzwyczajam się, bo - jeśli się nie mylę - już nie pierwszy raz "wyrywa" mi Pani coś bez pytania. Cóż - dola idola))). Dzięki serdeczne - pozdrawiam))). ******************************************************* *Proszę tak dalej ...Leon chce jeszcze* Ba - proszę mi wierzyć, Panie Leonie - też bym chciał jeszcze, tylko że moja tzw. wena jest cholernie kapryśna i leniwa i ostatnio podsuwa mi same bzdety))). Kłaniam się równie pięknie i pozdrawiam serdecznie))) ************************************************* Witaj Dormo))) Przyszło ludziom wieść żywot pośród spraw pewnych i prawdopodobnych. Pewne jest, że każda gra dobiega kiedyś końca, ale rezultaty które osiągniemy w czasie jej trwania, są już zaledwie mniej lub bardziej prawdopodobne. W pewnej grze uczestniczy każdy z nas - czy chce czy nie. I nawet czasem wydaje się nam, że to my obracamy kołem))). A hazardu nie popieram i ja. Przyznam, że nie wiem kim jest Kasieńka, ale odpowiedź zna być może Halina Kunicka "...Dopóki wam jeszcze Kasieńki się chce nie straszą was diabły we śnie..." ))) Niestety Dormo, nie znalazłem Twojego wiersza "Zanim" na stronie. Jeśli go tu nie ma, to znać go nie mogę. Dziękuję - pozdrawiam serdecznie))).
  15. To świetnie, że pamiętałaś o chusteczkach, Aniu - ostrożnie z płynami nad klawiaturką!))) *właśnie ów koniec jest: " ożesz ... klawy"* Domyślam się, że chodzi Ci zwłaszcza o ostatnią zwrotkę))). Mnie też się podoba))). Serdeczne dzięki - pozdrawiam))). ******************************************************* Panie Indian, witam w gronie desperatów - to chyba najtrafniejsze określenie czytelników tego wiersza))). Ponownie uradował mnie Pan swoim wpisem. Dziękuję i pozdrawiam))). *************************************************** *momentami obawiałem się czy aby nie zdarzy się 'przegięcie' dobrego smaku - jednak eksperyment udany* O, właśnie takich słów trzeba mi było jak powietrza - serdeczne dzięki Michale))). Zdegustować kogoś, zniesmaczyć - to ostatnia rzecz jakiej bym sobie życzył. Cieszę się, że tak odebrałeś ten "smakowity" kąsek))). Słowa niecenzuralne "wypikałem" (zwróć uwagę: występują tylko w cytatach). Ostatni wyraz wiersza pozostał co prawda bez "woalki", ale przecież dzieło tej miary musi mieć solidny fundament))). Pozdrawiam serdecznie - dzięki))). ********************************************************** *Arcydzieło iście zasługujące na wszelkie pochwały .....* *To namacalny dowód kunsztu , formy i stylu ...w którym pan zna już niemal wszystkie sekrety ... * Uuuuła!!! "Niech Pan ochłonie, Panie Leonie")))))) Jak Pan może zadawać tak okrutne ciosy mojej pokorze i skromności?))) Co prawda całość udało mi się utrzymać w formie ośmiozgłoskowca, ale z rytmem niestety poszło gorzej. Doskonale wiem, że nie wszystkie rafy udało mi się ominąć. Odnośnie nauki: jeśli reflektuje Pan na edukację z rodzaju: "Uczył Marcin Marcina", to nie widzę przeszkód)))) Jestem zaszczycony Pana słowami. Pozdrawiam serdecznie))). **************************************************** P.S. Ponieważ zainteresowanie wierszem przerosło moje oczekiwania, rozochocony tym stanem rzeczy pozwoliłem sobie na pewien czas umieścić w moim "info" fotkę z tamtych właśnie lat. Być może ciekawostką będzie, że wśród osób widocznych na zjęciu, znajdują się szlachetne oblicza wszystkich czterech bohaterów epizodu piwnicznego. Youreczek - z "nimfą" na kolanach.
  16. Również kłaniam się pięknie, Witoldzie - witaj )) Pozdrawiam )). ****************************************** Nie, nie, Joanno - zostaw to złoto w spokoju. Ozłociłem Cię kiedyś (pamiętasz?) i niech tak zostanie - należało Ci się)). Rany! Na pamięć?! Toż to jeszcze kroczek maleńki i ludziska zaczną ryć w kamieniu słowa wiekopomne ))). Dzięki serdeczne - pozdrawiam)). ********************************************************* Czytałem kilka Pańskich recenzji, Indian_Summer i wiem, że jest Pan czytelnikiem wymagającym, dlatego wielką radość sprawił mi Pana jednoznaczny wpis. Dziękuję serdecznie - pozdrawiam))
  17. Michale, dzięki za pochwałę. Zabiłeś mi klina z tymi "antypodami" - może w klimacie wiersza to określenie brzmi trochę nieswojsko... czy ja wiem. Nie potrafię wczuć się w Twój dyskomfort, tym bardziej, że sam nie potrafisz sprecyzować jego powodu. Pozdrawiam serdecznie)). *************************************************************** Witoldzie, wiersz jest nienowy. W dodatku - jako jeden z moich nielicznych i bodajże pierwszy - z rymami a-b-a-b. Najwidoczniej treść "siadła" kosztem formy. Serdecznie dziękuję, że znów zaszczyciłeś mnie swoją recenzją - pozdrawiam)).
  18. Ja również jestem pełen podziwu, Panie Mirosławie - jak wspomniałem we wstępie. Fakt - "dzieło" długaśne (sorry), ale historia literatury zna niewątpliwie dłuższe utwory wierszem pisane )). Ech, tak czasem coś siądzie na mózg... Chciałem po prostu podzielić się z czytelnikami przygodą z czasów sztubackich, chociaż przyznaję - mając nadzieję, że przykuję na tak długo uwagę czytelnika, skromność gdzieś zapodziałem. Piękne dzięki - pozdrawiam.
  19. Zanim Kasieńki nam się odechce, nim krew się znowu w wodę zamieni, nim spadną śniegi, nim spłyną deszcze, nim żar zastygnie wśród długich cieni wypijmy jeszcze wina pucharek, pogłaszczmy kota, przytulmy żonę, na strychu znajdźmy marzenia stare łkające z cicha, że niespełnione. Do przyjaciela ze szkolnej ławy list zapomniany wyślijmy w końcu i upojeni zapachem trawy na wielkiej łące zatańczmy w słońcu. Niech znów nam płoną oczy w ciemności ogniem, o którym bogom się nie śni, słowa najtkliwsze zaprośmy w gości - niech każde śpiewa..., niech każde pieści... Nim zbledną barwy, zszarzeją twarze, weźmy żetonów garść od krupiera - zakręćmy kołem, nim się okaże, że nasze jutro... jest właśnie teraz.
  20. Żarty żartami, Panie Mirku, ale dotykając tematu rozpruł Pan cały wór moich wspomnień. Te wuefemki, wueski, eshaelki właśnie - to były czasy!. Mój ojciec kilka "maszyn" zajeździł, a i po sąsiedzku też to i owo "garem" zagrało. Szkoda tylko, że o przyodziewku ówczesnych motocyklistów napomknął Pan jedynie w dopiskach. Właśnie to jajco na twardo na głowie "jeźdźca" dodawało pikanterii obrazowi, do tego w lecie biały podkoszulek, no i sylwetka motocyklisty: wyprost - prawie pion - szał!)). Ech, temat rzeka - mógłbym długo. Podoba mi się Pana poczucie humoru - pozdrawiam.
  21. Pragnę Państwa z góry uprzedzić i przeprosić: poniższy wiersz liczy ponad 70 zwrotek. Każdy, kto pedejmie się lektury utworu (nie wspominając o ewentualnym dobrnięciu do jego końca), ma zagwarantowany mój szczery podziw dla swojej determinacji. Zapewniam, że po raz pierwszy i ostatni zamieszczam wiersz o tak znacznych gabarytach. **************************************************************** Z mej pamięci niepokornej, z mych młodzieńczych przygód licznych, wydobyłem dzisiaj dla Was ten obrazek archaiczny. * * * Szkolne czasy, więc wiadomo: jeśli szkoła, to wagary - jak świat światem wciąż się łączą doświadczenia owe w pary. Gdy płonęła wczesna jesień, lub z cieplejszym tchnieniem wiosny, w teren chłopcy zasuwali, jak ogary, co w las poszły, lecz gdy mróz skuł świat za oknem każdy głowił się od rana: gdzie tu prysnąć z wrażych lekcji? (szatnia była zamykana). Nam - wilczętom sprytnym, cwanym - obca była indolencja - któraż straszna ci przeszkoda, gdy młodzieńcza jest inwencja? Było w ogólniaka gmachu - murach starych i obszernych - zakamarków różnych mnóstwo, w tym część duża niepotrzebnych. Jedno takie pomieszczenie odkryliśmy raz przypadkiem w naszej sali gimnastycznej, tuż pod sceną - Zbych mi świadkiem - i choć trochę zagracone, prądu brak i wygód wszelkich, było dla "konkwistadorów" - co tu gadać - skarbem wielkim. Zaraz ktoś plakaty przyniósł i znalazła się gitara, jakaś świeczka, stare krzesła i już miała metę wiara. Jeden tylko miał mankament ten nasz wyraj, ten nasz azyl: gdy "wuefu" czas nastawał (tak bywało... kilka razy), gdy ćwiczono skoki, skłony, grano w "siatę", albo w "nogę", odcinano nam w ten sposób ewakuacyjną drogę. Ale kto by się przejmował takim drobnym utrudnieniem - wszak od knowań pedagogów "dziupla" była wybawieniem. Każdy głowił się profesor: - Gdzie znów diabli ich ponieśli? - A my cicho... pojedynczo... do kryjówki... i cześć pieśni. I nie przypuszczały wcale belferskiego ciała sfery, że pod licealną sceną jest piwniczka trzy na cztery. Zanosiło się na nudy, komuś "lufa" zagrażała - sama wizja takiej lekcji mdliła nas i przerażała. Więc co robią "naukowcy"? Na wagary sobie idą - czterech było nas, "Budrysów", między nimi ja, Wasz "idol". Sala gimnastyczna... podest... klapa w scenie... wykładzina... ależ to emocje były! Takich się nie zapomina. Ale dnia pewnego, zimą, niemal zapachniało wpadką jednej z naszych "ekspedycji" - cud, że poszło nam tak gładko. Zasuwamy do kanciapki, lokujemy się po kątach... komuś w brzuchu zaburczało (bywa, kiedy lekcja piąta), cichuteńko gra gitara, już się śmieją młode pysie, wtem z kolegów jeden rzuca: - Hej, chłopaki, s**ć chce mi się -. Na "wolności" do zmartwienia powód byłby to ostatni - ot, wygódka albo krzaczek, lecz co począć w takiej matni, bo na sali gimnastycznej sport się właśnie rozpanoszył - przemknąć się niepostrzeżenie szans nie było za pięć groszy, więc na bite trzy kwadranse, niczym w brzuchu wieloryba zostaliśmy uwięzieni. Rzekł kolega: - Wyjdę chyba -. Każdy się oburzył szczerze, każdy chciał mu w łeb przywalić: - Wstrzymaj się, albo coś wymyśl! Chciałbyś taką metę spalić?! -. Koleś minę miał nietęgą, jak skazaniec przed wyrokiem i bynajmniej nie żartował, bo "ściśniętym" dreptał krokiem. A poza tym przed erupcją krater emituje gazy - tutaj też to miało miejsce i to - wyznam - sporo razy. W "zagęszczonej" atmosferze ciężko się rozumowało, a czas naglił, bo już "monstrum" bez pardonu na świat chciało. Nim krytyczny nastał moment los uśmiechnął się do druha - na bezrybiu i rak ryba, kropla morzem, gdy posucha. Wyostrzony desperacją wzrok kolega miał jak brzytwa, dostrzegł w ciemnym kącie puszkę - małą: zero siedem litra. Chłopak był w skowronkach cały, że fant znalazł odpowiedni - na pokrywce napis głosił: "farba olej. orzech średni". Fakt - nie była całkiem pusta, lecz ocenił nasz rówieśnik, że nieszczęście jego wredne jeszcze się w tej puszce zmieści. Tu nie było, że: "co nagle..." i nie było: "za chwileczkę...". Odtąd wiem, co pośpiech znaczy. Ktoś taktownie zdmuchnął świeczkę. Mrok nas okrył litościwy, lecz niejeden bodziec zdradzał, że kolega pomysłowy zamierzenie w czyn wprowadzał. Jakie owe bodźce były? Raz z "przepony", raz z "osierdzia"..., lecz niech lepiej pozostaną za zasłoną miłosierdzia. Puszka mała... i po ciemku... oj, nie było mu zbyt łatwo. Wtem w ciemnościach głos się rozległ: - Ja pier***ę! Dajcie światło! -. Trzask zapałki... i blask świecy porozpędzał mrok po kątach..., "autor", "dzieło" ukończywszy, we wzrokowy wszedł z nim kontakt. Widok zaś był dramatyczny, zbulwersował wszystkich srodze, bo "meritum" okazałe spoczywało na podłodze. Kiedy głową się nie myśli, nigdy nie wiesz, co cię spotka: jak skierować "to" i "owo" w dziurę o średnicy spodka? W większą czeluść owszem, spoko, lecz w tak małą? Pełna klęska! Na przeszkodzie anatomia - nawet wtedy, kiedy męska. Tak więc w miejsce przeznaczenia "owo" wpadło wręcz wzorowo, szkód nie czyniąc w środowisku. "To", dostojnie legło obok. Zręcznie-ręcznie, czy kopniakiem..., sam już nie wiem jak się stało, że co miało siedzieć w puszce, w końcu w niej wylądowało. Terkotliwy jazgot dzwonka kres obwieścił naszej kozy, a kolega swe "trofeum" z gracją pod sweterek włożył. Trochę czasu upłynęło, nim "przestępcy" z końca sali chyłkiem i niepostrzeżenie pod drzwi klasy zawitali. Chciał "dywersant" swoją "bombę" wynieść zaraz do śmietnika, lecz na lekcję dzwonek wybrzmiał - zaczynała się fizyka. Wetknął balast w kąt przy szatni, mówiąc: - Wezmę ją po "fizie" -. Zgodnie mu przytaknęliśmy - wszak nikogo nie ugryzie. Gdy minęła lekcja - pobiegł. Wrócił... dziwny: - Coś cię boli? -, a on na to: - Ale numer! Ktoś tę puszkę podp*******ł! -. Najpierw nikt mu wierzyć nie chciał, każdy myślał, że to ściema. W końcu sprawdziliśmy wszyscy. Rzeczywiście! Puszki nie ma! Tego co się działo potem nie widziałem, Bogu dzięki, dalsze losy puszki z "farbą" znam jednakże z drugiej ręki. W małym domku koło szkoły mieszkał nasz znajomy woźny - czasem gderał, sarkał trochę, lecz ogólnie był niegroźny. On to właśnie, razem z synem, idąc pustym korytarzem, dojrzał puszkę. Od "młodego" znam historię dalszych zdarzeń. Puszka farby w czasach "Edzia", to rarytas był nie lada. Schował zdobycz pod fartuchem mrucząc: - Nada się, oj nada -. Wyglądała na nietkniętą - pełna była... w dobrym stanie... Jasne! Przecież tydzień temu było w szkole malowanie! Pedel gościem był trunkowym, ćwiartkę ciągnął jednym duszkiem. Myśl przewodnia: jak najszybciej przehandlować farby puszkę. - To nie będzie chyba trudne - wstrząsnął skarb swój: - Jest przynęta. Do wieczora bez problemu znajdę sobie kontrahenta -. I istotnie - po południu klient przyszedł upragniony. Woźny, jako że bon ton znał, czule zwrócił się do żony: - Dawaj stara szkło i żarło, sprawa bowiem tu niebłaha! - (pedel Kazik miał na imię, jego żonie było Stacha). Już był poczuł nasz bohater owo "coś" znajome w kościach - godnie i po wielkopańsku do jadalni prosi gościa. Na stołeczkach się sadowią jeden z flaszką, drugi z farbą, obaj skłonni do transakcji, chociaż każdy z miną hardą. Po burzliwych pertraktacjach, gdy już każdy kapkę spożył, towar trzeba było sprawdzić - Klient puszkę więc otworzył. Nie przypuszczał biedny woźny, że los tak mu da po łapach: konsystencja... barwa... - owszem - ale (w mordę!) skąd ten "zapach"? O czym obaj pomyśleli, tego dziś już nie rozwikłasz. Faktem jest, że farba z "wkładką" "krzepki" utworzyła miszmasz. Zatrwożyła się cieciowa widząc jak im lica bledną: - Coście chłopy narobili! Jezu! Kwiaty mi powiędną! -. Odurzony wonią "farby" wrzasnął kupiec z groźby nutą, że cieć oszust i szubrawiec i że farbę dał zepsutą. Ależ była awantura..., taka się zrobiła chryja, że nasz "sprzątacz" przedsiębiorczy omal nie zaliczył w ryja. I być może dużo gorzej zakończyłoby się wszystko, lecz powietrze "zadżumione" rozgoniło towarzystwo. Osobliwa ta historia ma i swoje dobre strony, bo po zajściu jakby rzadziej chodził cieciu "nawalony". *** Od wydarzeń opisanych upłynęło lat trzydzieści, lecz piwniczny ów epizod każdy z nas w pamięci pieści. Już "chłopaki" nie chłopaki, nad głowami cienia smużka, lecz na twarzach uśmiech gości, kiedy pada hasło: "puszka". I to byłoby "na tyle", pora zamknąć nasz teatrzyk. Jakiś morał? Bardzo proszę: ten kto czuje, słucha, patrzy, również w takiej opowieści może znaleźć promyk słońca, bo cóż w życiu ponad młodość - nawet jeśli ciut... śmierdząca. * * * Czy ktoś z Was się jeszcze łudzi, że ma "pod sufitem równo" ten, który na bohatera wykreował zwykłe gówno? [sub]Tekst był edytowany przez Yourek Ajsiński dnia 08-07-2004 16:43.[/sub]
  22. Dormo, kiedy piszę o tym co ukochałem, wiem że piszę prawdę. W tym czuję się najlepiej. Dla mnie - cholernego leniucha - to wielka wygoda: wystarczy w strofy ubrać, sklecić jakieś rymy i jest - wierszydło. *po jakims czasie zdajesz sobie sprawe ze stoisz w miejscu, ze nie wprowadziles nic nowego i zaczyna to nurzyc.* To "stanie w miejscu", to dla mnie tak piękna i wzruszająca sprawa, że ani myślę ruszyć się, a jeśli chodzi o znużenie: to raczej czytelnicy mogą poczuć się znużeni moimi ciągłymi sentymentalnymi podróżami, bo - zapewniam Cię - mnie znużenie nie dopadnie. Pozdrawiam i dziękuję.
  23. Mały Człowiek, a cieszy:-))). Serdeczne dzięki za piękne trzy(!!!) plusy. Pozdrawiam.:-) ********************************** Bez pytania?!!! No! Niech mi to będzie (nie) ostatni raz! :-))). Serdecznie dziękuję, Pani Patrycjo. Pozdrawiam.:-) ***************************************************** Pani Agnieszko, tak mówiąc między nami: stabilizację i wszystkie jej "zalety", to ja ******** :-))). Ale cóż - przyszła i każe wierzyć, że jest dobra i jedynie słuszna. Uprzejmie proszę wstawić odpowiedni wyraz. Dzięki piękne - pozdrawiam.:-) ************************************************ *proszę mi wybaczyć, ale mimo krótkiego stażu tutaj pozwoliłem sobie natychmiast wpiąć do ulubionych* Panie Romanie, po głębokim namyśle stwierdziłem, że chyba Panu wybaczę:-))). Szczerze dziękuję za ciepłe słowa - pozdrawiam serdecznie. :-) [sub]Tekst był edytowany przez Yourek Ajsiński dnia 23-04-2004 22:16.[/sub]
  24. *Mam wrazenie Yourku ze sie troche powtarzasz, a wlasciwie troche powtarzaja sie pewne schematy w Twoich wierszach..* Dormo, Twoje wrażenie jest prawdopodobnie jak najbardziej uzasadnione. Praktycznie całe swoje dotychczasowe życie spędziłem w jednym miejscu, niewiele widziałem, niewielu ludzi poznałem. Siłą rzeczy tematy do swoich wierszy czerpię niejako z jednego źródła, a źródłem tym jest to, co zdołał przez wszystkie lata mojego ziemskiego bytowania zrodzić we mnie bezkres mazowieckich równin, oraz kontakty z prostymi, szczerymi ludźmi. Niewiele to i trudno spodziewać się jakiegoś "trzęsienia ziemi" w moich utworach. Dlatego każda pozytywna ocena moich utworów cieszy mnie niezmiernie. Dziękuję serdecznie - pozdrawiam. ********************************************************** Cieszę się bardzo, Panie Leonie. Dziękuję za pozytywną ocenę wiersza. Pozdrawiam. ***************************************************** Panie Romanie, już samo to, że za sprawą mojego wiersza wspomniał Pan Breakoutów, jest dla mnie wielką nobilitacją. W zasadzie chyba dzięki nim przechowałem do dziś w najgłębszych zakamarkach duszy zamiłowanie do bluesa i rocka. A "Rzeka dzieciństwa"? No cóż - jeden ze sztandarowych hiciorów. Serdecznie pozdrawiam - dzięki. ************************************************ Dziękuję, Pani Anno. Zawsze sprawia mi wielką radość, gdy czytelnikom spodoba się któryś z moich wierszy wspominkowych. Stamtąd wyszedłem, tam wyrosłem. Miejsca bardzo zwyczajne, senne, ale dla mnie posiadające jedyny, specyficzny walor: były i są "moje" i takimi pozostaną. Pozdrawiam pięknie. [sub]Tekst był edytowany przez Yourek Ajsiński dnia 23-04-2004 15:06.[/sub]
  25. Bardzo się cieszę. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...