-
Postów
242 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Treść opublikowana przez Duch7millenium
-
Samotność trapi?
Duch7millenium odpowiedział(a) na Poetry from DAD utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Poetry from DAD Ciepła, bo wiadomo jeszcze żywa Wrażliwa, bo wiadomo - wejdziesz głębiej to się wydrze Dobra - bo leży jak kłoda Troskliwa - bo delikatnie ściska mięśnie Kegla Nie jestem prawiczkiem ale chyba wolałbym nim jeszcze być. Mentalnie w sumie jestem bo te wszystkie wychlapane nadzieje spłynęły kanalizacją bylejakości. -
Mechanizm urojenia
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@iwonaroma Rozumiem ale tak się nie da. Informacja oraz procesy, które tutaj zachodzą są zero-jedynkowe, pomimo nawet tego, że mamy do czynienia z jakimś brzydkim misz-masz ludzkich zabrudzonych i okadzonych umysłów. Żeby się czegoś nauczyć i osiągnąć doskonałość niezbędne staje się działanie - powiem metaforycznie, i nieco leniwie, bo dzisiaj sobota - "jadąc po bandzie". Trzeba pewne rzeczy puścić wolno, rzucić hamulce, bo inaczej nie dowiemy się na co nas stać; najgorsze, co może spotkać istotę ludzką to bicie się z samym sobą. Pozostaje tylko kwestia właściwego kotwiczenia - bo trzeba na czymś budować. -
Od łzy do łzy
Duch7millenium odpowiedział(a) na Kasia Koziorowska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Kasia Koziorowska A ja zawsze myślałem, że ślepy nie może płakać. -
Najdłuższy wiersz o miłości
Duch7millenium opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Stojąc nad spokojną wodą, spoglądamy w kierunku oddalających się deszczowych chmur, gdy za nami zachodzi słońce następnego dnia mozołu nad życiem doczesnym. Widzimy tęczę poniżej waniliowo brunatnych spodów chmur oświetlanych jakimś dziwnym złotym blaskiem zza pleców, na tle granatowego nieba. Wszystko wydaje się zalane jakby ciepłem i światłością, kontrastem tego co było i co nastąpi. Tego, czego tak poszukujemy wędrując pomiędzy barwami życia. Właśnie tak patrząc i szukając opadamy już z sił, skalani bezradnością. Prawdę mówiąc ileż można się katować i mordować by tę syzyfową pracę doprowadzić do końca i poczuć, że znowu trzeba będzie zacząć Zacząć następny dzień, obładowany kolejnym ciężarem. Ciężarem bezskutecznych prób wzajemnego zrozumienia. Ciężarem bezskutecznych prób wypowiedzenia tego, co leży na sercu. Jedno i drugie nigdy nie zostało ustanowione, ni usłyszane. Może byłoby lekko po prostu udawać, wypić razem kawę czy herbatę. Rytualnie odmówić pacierz przed zbawicielami samotności Rytualnie wejść do łóżka i odbyć cowieczorne bębnienie ciał Może byłoby ani to lekko, ani to ciężko zacząć studia z przykazania matki i ojca. Popołudniami zasiąść przy tytule magistra nad telewizyjnymi bujdami posolonymi zawiłościami z zaskoczeniami. Popołudniami zasiąść przy szachach i łamigłówkach z nadzieją, że uznanie innych da nam moc władcy Eterni. Może byłoby pikantnie zjeść trochę boczku, karkóweczkę; przyjarać wielbłądkiem lub pobawić się z Marysią. Cmoknąć wujka Janusza czerwonymi, niespełnionymi od namiętności ustami Grażynki. Cmoknąć obrazek Jezuska, który powędrował do zeszytu 10-latka podczas noworocznej kolędy. Nie mówmy o bólu, to takie passe.. teraz mówimy już wprost o chorobach i niedoli. O demencji starości, gdy człowiek nie może zapomnieć o tym, jak będąc dzieckiem robił w majtki O demencji starości, gdy człowiek nie może przypomnieć sobie o tym, jak będąc w kwiecie wieku bawił się drogimi zabawkami Gadane, gadane, gadane całe życie przerobione. Może najmniej myśleć musi ten, który myśleć nie musi.. oczywiste Może najmniej spożywać musi ten, który spożywać nie musi.. oczywiste Może najmniej cierpieć musi ten, który cierpień nie rozumie no cóż, chyba nie trafiłem tutaj z sensem i z rytmu wybiłem tę pieśń. Praca nie jest pracą dla kogoś, kto się jej wyuczył i wykonuje ją bez zastanowienia Umysł przydymiony nie przejmuje się konsekwencjami nieprawidłowości, w które wpadł a jazda na ostro przypomina co najwyżej bieganie dzikiego wieprza po zagrodzie. Nie ma ciężarów i nie jest lekko właściwie wszystko jest w stanie nieważkości; grawitacja bawi się udając istnienie. Względne, bowiem cóż istnieje? Szczęśliwy ten, który nie wie czym jest szczęście. Radosny ten, który nie wie, czym jest radość. Przejrzał ten, który nigdy niczego nie widział. Mądry ten, który nie wie, czym jest wiedza. Uznany ten, który nie wie, czym jest uznanie. Odważny ten, który nie wie, czym jest odwaga. Sprawiedliwy ten, który nie wie, czym jest sprawiedliwość. Prawdomówny ten, który nie wie, czym jest prawda. Zbawiony ten, który nie wie czym jest zbawienie. Poznał Boga ten, który nie wie kim jest Bóg. Żywy ten, który nie wie czym jest życie. Wiara w tym, który nie wie, czym jest wiara. Nadzieja w tym, który nie wie, czym jest nadzieja. Nie ma go ani tu, ani tam. Nie ma go ani jutro, ani dziś. Jak wiatr przeminął już, bowiem nie ma ni czasu, ni przestrzeni. Wszystko jest tym czym jest i czym nigdy nie było. Taka w swojej istocie jest śmierć a skoro w ogóle jest śmierć nie ma miłości. Tak właśnie kończy się jesień zmiana jest tym, co jest stałe zmiana jaźni w nicość. Żadne teorie nie odpowiedzą na żadne pytanie jesteśmy w kropce i nie ma wyjścia Czarna dziura - mówiąc potocznie przemieniła się w więzienie niczym czeluść cyklu życia i śmierci zabezpieczona męskim orgazmem zapieczętowana wytryskiem nasienia i wchłonięciem plemnika przez kobiece jajeczko Chociaż w sumie.. mamy metody, by i to powstrzymać. Spirala domaciczna - spiralą wyginającego ludzkiego gatunku jest w dwóch kierunkach biegnącą. Tak właśnie jest lżej, czyż nie? Niektórzy twierdzą, że wiemy o świecie dużo ale znajomość praw nie jest wiedzą, co najwyżej, właśnie - znajomością praw. To co się wydarzyło... to, co się wydarzy... Wszystko wyjaśni determinizm, pomimo i tak nieistotnych anomalii na poziomie kwantowym Bo któż je ogarnie? Więc wędruj przez życie i nie daj się znieść prądom wmawianego sensu. Korzystaj ze wszystkiego, bo przecież z czego miałbyś nie korzystać, a cóż masz do stracenia? Wiatr w polu. A na końcu? Cóż, będzie ciekawie! Bowiem.. przecież, jak to wszyscy lubimy sobie śpiewać: "wesołe jest życie staruszka". A jeśli nie masz na to wszystko ochoty? Cóż, każdy znajduje swoje drzwi, bo jak to bywa mało kto zna słowa Królowej Popu: "you will find the gate that's open even though your spirit's broken". Skrajności. Kiedy jeszcze kochałem i myślałem, że jestem kochany miałem ksywkę na portalu o poezji SkrajSkraj Zwiastun tego czym stanie się ta miłość która nigdy przecież miłością nie była. Lecz teraz cieszę się bardzo, że po tej całej burzy przyszło mi poznać pierwsze słowa wypowiedziane przy założeniu świata, których treść ukryta jest w literach powyżej. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko zdrada. I znam te, które wybrzmiewały wcześniej i wybrzmiewać będą już zawsze. Słowa, których nikomu nie zdradzę, bo czeka mnie za nie tylko wzajemność. -
Mechanizm urojenia
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@iwonaroma Nie stosuję przykrywek, chyba, że na garnki. Tak, mi się należy tyle tylko, żeby włączyć PH, gdy już nie daję rady - i to rzeczywiście jest ironia; ironia tego wspaniałego, kochającego świata. Właściwie to już podchodzi pod sarkazm, bo przecież jak można reprezentować sobą skrajności i paradoksy, o których tutaj piszę? Pytanie retoryczne. Ale mam plan, który pełznie, a za kilka chwil opublikuję jego kolejną cegiełkę. -
Najlepiej kocha ten, który nic o miłości nie wie i wiedzieć nie musi.
-
Mechanizm urojenia
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@iwonaroma Nie wiem jak Ty ale, bez materii, czym byłaby przyjemność? I czym jest "to tam", skoro nie potrafimy sobie tego wyobrazić, a jedynie, co możemy sobie wyobrazić to to, co widzimy? Czym więc stać się możemy? Ideą, która nie czuje? Prawdę mówiąc całkiem fajnie wygląda raj, taki jaki jest w naszych cielesnych koncepcjach, a nie w abstrakcjach, do jakich przyzwyczaili nas kościelni i inne mendy autorytarne, pasożyty duchowe, wysysające wszelakie pragnienia - choćby seksualne. Obowiązkowo chciałbym znieść ten cały zasrany celibat normami społecznymi warunkowany. Człowiek zaszaleć, w szerokim tego słowa znaczeniu, nie może, bo chodzą dziadki, babki i inne święte krowy z paranojami i jakimiś udawanym wstydem przed tym, że sąsiad powie "panie Ferdku, tak nie wypada"; potem siada taki(a) przed pudłem i się ślini do Jaworowicz. Logika jest zajebista, bo paradoksalnie dochodzimy do wniosków, które nie są prawdziwe. W ogóle skąd do cholery wzięło się słowo "urojenie"? Ja wiem ale to tajemnica (nie mów nikomu). Idę się położyć i przytulić jabłuszko z Biedronki, w końcu sobota. -
Wyuczona bezradność
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@iwonaroma Zabawa tkwi w Tofifee na buzi kasjerek :) -
Wszystko jest procesem w systemie. Ma miejsce w czasie i przestrzeni. Problem jednak taki, że powiedzmy iż można wykroczyć poza nie Możemy mówić rzeczy nierpawdziwe bo to frajda jak zabawa dziecka kolorowymi kulkami byle nie szkodzić chyba, że ktoś chce Co wyobraźnia rzuca? Może to być jajecznica na księżycu lub kucyk na toalecie, mąka futerale lub okulary na patelni Im większa rozbieżność słów tym weselej System nie istnieje bo wszystko może być prawdziwe dopóki tego chcesz Natomiast to, co nieprawdziwe być nie może: kolory tęczy lub przekrój poprzeczny budynku mieszkalnego z pewnością miło wymiesza się z naszymi pomysłami Grunt to wszystko sprzedać bo kłamstwo i prawda niczym kostki na szachownicy parkietu tanecznego idą jak świeże bułeczki wśród roztańczonych umysłów pod warunkiem, że idą razem Puenta? Nie kochaj się za bardzo w logice I nie zapominaj o niej całkowicie
-
Więc, wracając znów do marketu, w którym była niegdyś sobie piękna kasjerka, zerknąć postanowiłem w drugi kąt pasażu wyjściowego. Tam jednak zobaczyłem kolejną brzydka kasę, do której niewątpliwie pasowała niewątpliwie brzydka kasjerka. Już taka spójność słów i obrazów sprawia, że czuję się jak w raju perfekcjonistów. O ile nie osądzam ludzi po wyglądzie, tak tutaj jakoś korelacja mojego dobrego serca zrobiła sobie żart statystyczny (czyżby?). „Nic no”, pomyślałem wzruszając ramionami, „nie każdy musi być piękny” i ruszyłem przez bramki na właściwą halę konfekcjonerską codziennych potrzeb; złapałem bułki po przecenie, cytryny i cukier, jak niemowlę gdy łapie soczek pomarańczowy w euforii, że znów będzie „słodko kwaśne”. Co do urody kobiet się jeszcze wypowiem w ten sposób, że uważam, iż dopóki kobieta jest w miarę szczupła i zadbana (proszę mi wybaczyć masło maślane), dopóty jest – mówiąc młodzieżowo – „ruchable”; tu są jeszcze inne bajki, o których teraz już nie mam siły. Więc wracam do zapchlonej, szarej polskiej kasy w – pożal się boże – mieście gminnym; z grymasem na twarzy, że pewnie znów coś się.. właśnie.. skwasi. A pani kasjerka właśnie wracała sobie z fajeczki. - Dzień dobry. – słyszę jakimś piskliwym, zachrypłym od substancji smolistych, głosem - Dzień dobry. Tu następuje pikanie, stukanie, bublowanie bułek po balustradzie zrzutni i inne takie onomatopeje. - 11,09zł proszę. Wyciągam papier, laska drukuje budulec społecznego zaufania i podaje resztę. - Proszę. W tym momencie moja podejrzliwość wydarła się w nieskromnym umyśle i spojrzałem na paragon. Trzy bułki „fitness” 0,89 sztuka, a na przecenie były 0,79 sztuka przy zakupie 3 sztuk, ja natomiast celowo kupiłem właśnie trzy. - Proszę pani, kupiłem trzy bułki „fitness”, które na przecenie szły za 0,79 przy zakupie 3, a tu mam na paragonie 0,89. – powiedziałem suchym, zimnym, przez niektórych zapewne uznanym za krytyczny, głosem. Pani jakby ogłuchła na chwilę i przez kilka sekund wciąż kasowała produkty kolejnego klienta; jakby w jej umyśle wybuchła właśnie bomba atomowa końca świata, której grzyb kształtem przypomina pytajnik „i co dalej?”. Ocknęła się jakby usłyszała jęk zombie na sklepieniu niebieskim, wzięła paragon, który jej podałem w celu weryfikacji prawdy ze szczytu góry lodowej i odrzekła: - Niech pan idzie z tym do koleżanki obok. Tutaj już moje, za przeproszeniem, „wkurwienie” sięgnęło zenitu ale spokojnym tonem odrzekłem: - Pani też jest kasjerką, tak jak tamta pani. - Ale ja nie wiem, dlaczego tak nabiło. - A to ja mam wiedzieć? Pani jest profesjonalistą w swojej dziedzinie. Patrząc w drugą kasę, zrozumiałem, że chyba byłbym idiotą, żeby w kolejce na 5 osób kłócić się jak dzban o 30 groszy, tracąc czas niczym niedouczony ekonomista, który nie potrafi znaleźć optimum w zakresie trade-off „czas – pieniądz” (lepsze to chyba niż niedouczona kasjerka, która nie potrafi rozwiązać elementarnego problemu z zakresu swoich kompetencji zawodowych). Wziąłem paragon, ostententacyjnie zgniotłem i – wychodząc - wyrzuciłem w kąt - odmęty oszustów i leni, którzy, może, za moje nieoszczędzone 30 groszy schylą garba by sprzątnąć dowód swojego wstydu. "I porodziła syna - mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną." Słodko.
-
Przyjdź, nie ma rodziców lub zamów towar na eskorcie byś mógł włożyć bułki do koszyka zanim zjedzą je ptaki Łap chwilę, niech trwa, 30 sekund niech wydaje się, że znalazłeś rozkosz bawiąc się jak dziecko, które dopadło zasuwkę tam i z powrotem Innych pomysłów pewnie nie masz bo się brzydzisz, bo nie wypada bo prywatność Może to przez jakąś urojoną intymność przecież i tak wszyscy patrzą, czy idziesz w topie przez miasto czy ona w sukience przez wieś Myślisz, że coś zatrzymasz? każdy to będzie miał prędzej czy później choćby robaki będą wcinać ciacho czy szyneczkę Że jakaś strata? żarcie jak każde inne stare wino, młode wino przystawek u nas w bród No ale powiesz, jakże tak można do wielu koszyków wrzucać piłeczkę? Można, niektórzy robią to dla zasady by zdobywać punkty pewności siebie Rozjebanej jak twarz przystojniaczka przez osiedlowego dresa, gdy któraś olaboga odmówi Latasz od gniazda do gniazda nawet ręką nie pieszcząc kobiecego ciała, bo musi być zawsze na twardo tak się utarło konsumować.. ..jak głodny wrażeń wieśniak gwałcący dzierlatkę w krzaczku w swoim słabym charakterze Jak nażarty panicz, który już z nudy oczekuje że bomba eksploduje, gdy tarcie doprowadzi do temperatury samozapłonu Oboje zdesperowani by opluć, tudzież wypełnić maleńki pojemniczek Tak po prostu, jak po 5. fajce z rzędu czy po 3 kawach, kiedy wszystko wydaje się szare? matowe? rutynowe? powszechne? .. pospolite zwykłe, takie se I ciągle czegoś brakuje, najlepiej byłoby wleźć do łóżka samemu Bogu niech się wkurwia; za to, że świat i cierpienie stworzył Ale to nie wyjdzie bo w tym całym stosunku cudzołożyć duchowo nie będziemy. Już wiesz kim jestem, choć nagości mojej nie zobaczysz. "Błogosławieni czystego serca albowiem oni Boga oglądać będą" Kocham Cię, synu.
-
Jestem kamieniem
Duch7millenium odpowiedział(a) na Ewelina utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Ewelina zbyt wiele już kamieni poznałem -
Teraz jestem kobietą.. z podnietą kiedy widzę BMW i skórę na grzbiecie na co mi inne ciecie? chciał się ze mną spotkać jakiś twórca do tego jednak nie znalazłem rymu ..więc dałem mu kosza. twórca miał głupi uśmiech dziecka a dziecko, jak wiadomo nie zna się na tych klockach zdradach, prowokacjach i miłostkach zbyt naiwne jest, żeby myśleć o poważnym związku codziennych kłótni, przesiadywania przed telewizją i rozrzucaniem czasu jak gnój po asfalcie na wsi przez przypadkowy traktor, na przedwiośnie życia bo przecież małżeństwo niczym wiosna życia trwa, aż pojawi się środek zimy lata nie było i jesieni też po prostu uderzasz w sylwestra, jak w mur A czy nowy rok nadejdzie? Ale miałem szukać rymu.. puścić warto w kąt sławy marzeń dymu To mi w rym lecz to już wiersz biały grunt, żebym był cały choćby głodny i zniewieściały ..wieśniakiem bez smaku z rymami trójwersowymi jak raperzy, którym nawijają się na gębę suffixy koniec świata, kiedy głowa pusta może jednak lepiej było z piórem w ręku? przynajmniej głowa pełna bzdur o tym jak niby to życie opisać a można opisać go tylko krzyżem 60cm nad ziemią.
-
cała prawda
Duch7millenium odpowiedział(a) na Sylwester_Lasota utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
@Sylwester_Lasota Tak to jest, kiedy umysł jest spolaryzowany na specjalizacji w dziedzinie. Bo w sumie - kto weźmie całą miłość? Lepiej zakutym łbem zwiedzać zakątki tego, co wydaje się uniwersalne i właśnie jedyną prawdą. -
Jestem BI
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika Czego Pani nie rozumie? Wszystko jest wprost ;) Tak, Ania jest częścią tej wesołej orgii. -
Jestem BI
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika @Domysły Monika Podobało się, to proszę plusa. -
Pućki pućki kulki o kulki Stupki o kulki, pręcik o buzie. Tam buzia mamy tu buzia taty Jedziemy na trzy baty. Przepraszam, dwa 3 będą, kiedy przyjdzie Jezusek, Muszelki Kasi mały całusek Z kloaki do waginy drogę wymyślimy Kupa będzie leżeć na pościeli i będziemy Się w niej tarzać do niedzieli. To na mamy klatę, to na napalonego tatę, stolec będzie się wbijać w pierś niczym kolec. W pierwszy dzień tygodnia odpoczniemy Bo począć można, kiedy na to pozwala przyroda A nie poczniesz, jeżeli jej nie słuchasz Taka to owa miłość jest szalona, brudna i spocona Jakby syf, kiła i mogiła czymś nienormalnym była. Lecz nienormalne jest wszystko, co wymyśliło współczesne ludzisko A ja sobie w główce grzebię w pupie jak w lodówce i częstuję Anię, między nogami zęby jej łakome Myśl przewodnia: "Albowiem przy zmartwychwstaniu ani się żenić, ani za mąż chodzić nie będą, ale będą jako Aniołowie Boży w niebie."
-
@Sylwester_Lasota Dziewczyna owa jest i jej sowa. I próżne tu słowa. Lecz coś więcej dodając, można żyć razem wcale się nie kochając albo inaczej: hodować bułki fantazji i marszczyć freda lecz luksus zaczyna się tam gdzie kończy się inicjatywy emocjonalnej bieda Taka to wena, bez puenty vel morału końcem prącia poczęta
-
Widywałem od jakiego czasu pewną kobietę, pracującą na kasie w znanym hipermarkecie w Polsce. Była bardzo ładna (piękne znam tylko 3) i odnosiłem wrażenie, że dobrze patrzy jej z oczu. I o ile piękno z pewnością jest zjawiskiem pozytywnym tak samo w sobie stanowi co najwyżej przedsionek ku sprawiedliwemu życiu. O ile kiedyś byłem kochliwy i potrafiłem się zadurzyć po uszy w byle kim ciskając swoje głupie nadzieje w odmęty desperackiego, spolegliwego potakiwania każdemu życzeniu byle duchowemu kopciuszkowi, tak teraz, z pewnym wsparciem z Góry miałem już mocno zakorzenione przekonanie, że to jednak nauczy mnie czegoś więcej niż oglądania blizn na swoim fatalnie pokiereszowanym już sercu. Dzień 1. - Dzień dobry - powiedziałem, gdy w tle słychać było pikające dźwięki skanera kodów kreskowych, a ona zwinnie swoimi drobnymi dłoniami przesuwała mniejsze lub większe przedmioty po szybie z laserem szukającym szczęścia w czerwieni oślepiającej naiwnych konsumentów. Zauważyłem wtedy, że ma na palcu plaster, a mając tego dnia dobry humor, powiedziałem sobie, ze może coś zagaję. - A co się stało z palcem? - dodałem nieco szarmanckim, aczkolwiek pełnym szacunku tonem. - A, zacięłam się kartonem. - odpowiedziała z uśmiechem. - Tutaj, w pracy? - zapytałem poniekąd z ciekawości, poniekąd by pociągnąć temat. - Tak. Jaka forma płatności? - Zapłacę kartą - odparłem, wyciągając z kieszeni telefon i przystawiając go do czytnika NFC. I pomyślałem sobie, że spróbuję czegoś jeszcze. - Myślałem, że to w pośpiechu, gdy kroiła pani rano pomidory mężowi na śniadanie - niewinnie rzuciłem. Myśląc, że usłyszę odpowiedź typu "nie mam męża" - bo przecież w końcu, jako informatyk poszukuję metod pozyskiwania informacji celem podejmowania decyzji, (zboczenie zawodowe) - usłyszałem jedynie cisze przy widoku nieco przypominającym zawstydzenie. Wyszedłem. Dzień 2. Jako, że nie jestem osobą, która miałaby coś do stracenia, nie jestem też specjalnie brzydki, a już na pewno nie zaniedbany, postanowiłem, że spróbuję się z nią umówić. Proszę nie mylić tego z "przełamać" się, ponieważ jako osoba, która jest świadoma swojej całkowitej anonimowości w ludzkim tłumie, bariery interpersonalne dla mnie realnie kończą się tam, gdzie kończą się utarte, chociaż ekstremalnie śmieszne normy społeczne. Jednak bariery barierami, a inicjatywa inicjatywą, która - jak od dawna przeczuwałem nie ma sensu istnienia na poziomie emocjonalnym. Po powrocie z sąsiedniego miasta powiatowego w celach formalnych, wszedłem do owej kaźni dusz żądnych czekolady. W sumie, prawdę mówiąc planowałem to już od samego ranka, nie pamiętam już szczegółów całego procesu myślowego, zwyczajnie wciąż miałem na myśli, że "dobrze patrzy jej z oczu". Łapnąłem, co potrzebowałem czyli paczkę chusteczek i kilo marchewek, co by trochę witaminy A oczom dostarczyć i spokojnie ruszyłem w kierunku kasy. Trochę zdenerwowany ale raczej brakiem pewności, co do tego czy okoliczności pozwolą wymienić kilka słów, stając przy regale z "alkoholem bezalkoholowym", udając, że szukam idealnego 0%, trzeźwego umysłu wśród racjonalnie uformowanych przez garncarza puszek kojącego życie znerwicowanych, wypatrywałem sposobności. I nadeszła, chociaż zwlekałem o kilka sekund za długo; lecz któż jest doskonały? Podszedłem. - Witam znowu - rzuciłem, mając na uwadze fakt, że rano już tu byłem po sok i wodę w 25km podróż swoją piękną gwiazdą. Tu nastąpiło krótkie kasowanie. - Jak tam palec? - rozwinąłem. - A w porządku, już nie ma problemu - odparła z uśmiechem. - O której kończycie pierwszą zmianę? - zapytałem. Zapytałem z nieco udawanym zaciekawieniem, chociaż nie do końca udawanym. Jako "niemalże absolwent uczelni wyższej" na dumnie brzmiącym kierunku "Zarządzanie i marketing", fetyszysta na punkcie zagadnień organizacji pracy oraz osoba przenikliwa, szukająca metod do prowokacji pożądanych przez siebie zachowań w tej sytuacji próbowałem być zwyczajnie bezpośredni. - O 14:30 - odrzekła. - Co Pani robi dzisiaj po pracy? - Idę do domu. W tym momencie miałem przerwać, słysząc pewnego rodzaju szyderę w treści komunikatu. Jednak zapytałem czy może chciałaby się spotkać i porozmawiać by się poznać. Usłyszałem: - Nie mam takiej potrzeby. Pożegnałem się i poszedłem w kierunku domu, ciesząc się, że przynajmniej mój ogród ma potrzebę spotkania. Dzień, który nie nadszedł (666.). Po dłuższej nieobecności na nieboskłonach wymarłych dinozaurów spożywających swoje marzenia, zniechęcony faktem, że znów muszę zobaczyć anielskie oblicza na tle nisko chodzącego, nisko żyjącego robactwa oraz zniechęcony również faktem, że w sąsiadującym, innym markecie cytryny nie dają soku, jakby dostawca wieczności jechał przez Saharę melexem, postanowiłem zrobić te 39 kroków ku obiektowi swoich westchnień (cytrynie). Każdy krok trwał tyle co kawałek mojego życia czyli chyba rok. No ale cóż, od miłości ku nienawiści jeden krok. Wszedłem. Podobno w ciemnych okularach mi do twarzy, z resztą nie mam zaślepek przeciwsłonecznych w swoim kabriolecie, bo plastiki wyschły i skruszyły się jak wiara toksycznie wychowywanej nastolatki w miłość (niech was szlag, "rodzice"). Tak więc, chcąc pozostawać anonimowy na drodze, by nie dostrzegły mnie oczy starych dobrych kumpli, życzliwych przyjaciół i bezinteresownej rodziny postanowiłem zostać anonimowy również tam, gdzie anonimowy już jestem. Złapałem cytryny i zbliżyłem się do kasy niczym Józef do Marii po tym jak urodziła Jezusa (chociaż wcale nie wierzę, że nie ciupciali się, gdy ona jeszcze była brzemienna; ech te dziady, które skaleczyły prawdę o miłości). Market był pusty. - Dzień dobry. - Dzień dobry. - chwila ciszy; zważyła wieczność - Dawno Pana u nas nie było. - Nie było takiej potrzeby - odpowiedziałem zaciekawiony konsekwencjami swojej wypowiedzi. - Zemsta? - odparła prowokująco - Zemsta jest słodka - odrzekł mój uśmiech samych ust - Nieładnie. Ale w sumie czego się spodziewać? - Widzi Pani, spodziewać można się różnych rzeczy, na przykład sprawiedliwości, bo tutaj przykładowo pani już trochę poznała mnie, a ja pani nie miałem sposobności poznać. Chociaż być może wcale tego jednak nie chcę. - Rozumiem, nie chce mnie pan znać. - Pani to powiedziała ale być może ja już panią poznałem wystarczająco? - chwila zażenowania błysnęła w jej oczach. - No ale to czego pan ode mnie oczekuje? - Niczego, tego, że wypełni pani swój obowiązek wobec społeczeństwa. - To znaczy co? Nie rozumiem, co ma pan na myśli. - Tak to właśnie wygląda, że wydaje się pani, że pani wszystko wie, a nie potrafi usłyszanych słów umieścić w kontekście sytuacji. - Wciąż nie rozumiem. - Na co wskazuje właśnie cały kontekst. - podtekst tych słów zabiłby tu samego Boga ale w czarnej dziurze wszystko znika - Ale co pan ma na myśli mówiąc "kontekst"? - Gdzie jesteśmy i co robimy? Tu nastała krótka cisza, wydawało się, że zrozumiała. - Wie pan co, ja wcale nie jestem taka głupia, jak się panu wydaje. A pan jeździ starą Astrą bez połysku i fiatem CC. W tym momencie postanowiłem już całkowicie polecieć w blef by się rozbiła o swoje dysonanse odnośnie tego jaka jest ta zasrana rzeczywistość. - A pani rozumiem ma wysokie progi i chce sobie ulżyć dolarami. To rozumiem już jest pani potrzeba, którą pani realnie ma? - Każdy ma swoje potrzeby. - To prawda, każdy ma swoje potrzeby, każdy chce być bogaty, każdy chce mieć wygodne życie, każdy chce.. lepiej nie wspominać o tym, co wy ludzie chcecie. - Ale pan jest biedny. - A pani jest bogata i siedzi pani na kasie dla zabicia nudy. Mówiąc prawdę, to istnieje kilka rodzajów bogactwa ale pani ich w ogóle nie rozróżnia. - O co panu chodzi? - O nic mi nie chodzi ale wydaje mi się, że, mówiąc kolokwialnie "pani wyżej sra niż dupę ma". - nie chciałem być dosłowny czy wulgarny ale chuj, nie ma kolejki to sobie użyję. - Pan jest chamem. - Lepszy cham, niż ignorant, przynajmniej pani przy porodzie nie zostawi. - mrugnąłem do niej oczkiem. Zobaczyłem jak coś się w niej sypie, ale jakiś potężny wiatr od ziemi unosi ten cały gruz z powrotem w gorę. - Oj tam. Powinien pan przeczytać jakąś dobrą książkę, o kobietach. W tym momencie prawie się zaczerwieniłem i wyszedłem obracając się na obcasie swoich Vansów, które katuję jeżdżąc na deskorolce u świtu kryzysu wieku średniego (Tony Hawk jeszcze żyje i jeździ, no co?) - Pani to najlepiej, żeby już nic nie czytała, bo z wiedzą, i inteligencją, którą pani posiada jest pani ustawiona do końca życia. I na tym chciałem skończyć tę śmieszną "kłótnię" ponieważ trafiłem na jakiś zabetonowany umysł. - No dobrze, to jakie to rodzaje bogactwa pan ma na myśli? - zapytała, jakbym nie wiedział, że to zwykła prowokacja i pytanie retoryczne. - Ja to wytłumaczę pani od drugiej strony - biedy. Bo widzi pani, są trzy rodzaje biedy, tak jak są trzy rodzaje bogactwa. Nie wnikam w to, jakie jest pani bogactwo materialne. Nie wnikam w to, czy jest pani bogata umysłowo ale w sumie widzę, że duchowo jest pani nędznikiem. Tutaj zobaczyłem, jak kobieta dostaje wyrzutów sumienia. - Nie no, widzi pan, nie chciałam pana skrzywdzić - odparła, jakby jebane "przepraszam" było nieosiągalne dla zakłamanego umysłu, chociaż w sumie to sformułowanie nie jest sprzeczne - Ja nie chciałem, żeby pani zrobiło się smutno - ponownie odrzekł mój uśmiech samych ust. W tym momencie poczułem jakby ktoś poczuł wobec mnie respekt. Respekt, o który nigdy nie zabiegałem. Bo gdzieś mam respekt i gdzieś mam życie w fałszywym związku, o który - proszę mi wybaczyć to słowo - "zabiegałem" . Poza tym jaki sens budować związek na cudzych wyrzutach sumienia mieszanych ze strachem przed tym, kogo rzekomo się kocha? Pomyślałem, że ta rozmowa i tak już trwa zbyt długo, a wchodzenie w szczegóły, w których tkwi diabeł doprowadzi tylko do mentalnego cudzołóstwa. Złapałem za cytryny i stanowczym krokiem wyszedłem z - jakby nie było, miejsca, w którym człowiek współczesny zaspokaja pewien aspekt części swoich podstawowych potrzeb fizjologicznych. Względnie taką potrzebą może być sprawowanie kontroli. Lecz i kontrola gówno warta. Jednak cel uświęca środki. Amen.
-
Post sepulchrum
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika Po hebrajsku zakończona, w kierunku Tygrysa i Eufratu zmierzająca, by raj odnaleźć idąc wstecz, drogą z grobu, ku życiu, pod prąd, lecz z prądem, w cieniu przechadzając się, ciemną dolinę z drwiną zmierzająca. Tajemnica cherubów, miecza i drzewa z owocem życia w raju wyjaśniona. Rozbiłem sprzeczności by przywrócić życie tym, którzy w bólu kajali się przez niecałe 15 stuleci. Anna to łaska, pełna wdzięku. Kocha wyraźne słowa, a mętne dusze kopać niczym kamienie przeszkadzające na swojej drodze z piekła ku sklepieniom, nad którymi panuje jasność. Jasność ogniem nie tknięta. -
Zmarszczonymi drogami idą ku domom zmarszczone dusze o połamanych nogach i złamanych sercach pękających grozą umysłów niepojmujących rzeczywistości Na grzbecie ich trudów niesie się słodka woń zwątpienia w życie doczesne, by doczekać tego raju, o którym brzmią dzwony kościelne Zapach lawendy umilkł, głos wołających o pomoc zobojętniał byle zjeść karkóweczkę mocnych słów z dyskonta wiejskiej ambony i popić ją tanią herbatą murzyńskich trudów znad równika gorącej bezczynności Czy taką chcieli wieczność? Czyż zabiegali o nią z całych sił? Zapewne. Życie bowiem toczyć się będzie dalej i dalej będą na nie patrzyć. Znudzeni niczym sparciałe obuwie ubogiej dziewczyny na dworcu centralnym żebrzą o garść uwagi swoją obojetnością, zasłaniając się trudami życia w które włożyli zaledwie 7 tchnień, owych dekad zwiastujących tę średnią satysfakcję , o której nie może powiedzieć owa dziewczyna, która dzisiaj śpi w tunelu, w przejściach pomiędzy peronami, która 7 razy prosiła o kromkę chleba. Cieszę się, że mogłem być tą ósmą, którą też poprosiłaś ale jakże smutno mi teraz, że dałem Ci jedynie 5 złotych. Chociaż, z głębi serca mam tę cichą nadzieję, że zasługuję u Ciebie na piątkę. Pamiętam Cię Anno, ty byłaś łaską, ja wtedy wciąż jej szukając znalazłem ją w portfelu i wręczyłem Tobie .. 5-krotnie za mało, 5-krotnie zbyt rzadko. Właściwie to mogłem Cię zabrać, umyć i przyodziać, podarować dach nad głową, byś 5-krotnie była mi wdzięczna, 5-krotnie wyżej wzniosła się ponad chłód, głód, nagość, zwątpienie, rozpacz i bezsilność Lecz i tak nic bym Tobie z tego nie wziął i niczego nie poczytał za swoją zasługę choćbyś 7, a nawet 77 razy dziennie całowała mi stopy i obmywała łzami brud z moich spracowanych nóg Taka właśnie łaska miała mnie spotkać. I żyłbym teraz, nie zwracając się w stronę grobu własnych trosk i strachu. Chociaż, skoro one umarły, Ty żyć będziesz. Taka właśnie łaska po sześciu tysiącach lat od naszego rozstania by zobaczyć grobowe życie, w którym cieszyć się pragniemy swoimi duszami i ciałem oraz jasnością, którą jesteśmy spotkać nas miała. Lecz czy ona nas ma? Ufam.
-
Czy warto kochać się za pieniądze
Duch7millenium odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Waldemar_Talar_Talar Za pieniądze nie można się kochać, można się dupczyć. A paradoksalnie, żeby znaleźć miłość, trzeba mieć jaja. -
Dysonans zmaterializowany
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@violetta Nie palę i mam wszystko gdzies. -
Dysonans zmaterializowany
Duch7millenium odpowiedział(a) na Duch7millenium utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika adresat nie chce być adresatem -
@Ajar41 Na kutasku leży wianek założył sobie go młody dzbanek Za kutaska chwytają panienki co do pornosków podkładają dźwięki Nalewają z dzbanka wody świeżutkiej do swojej dziureczki malutkiej By pełne było ich szczęście póki ich chłopcy jeszcze mają mięśnie