Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafael Marius

Użytkownicy
  • Postów

    7 507
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    64

Treść opublikowana przez Rafael Marius

  1. Tak. Tak rastamani w ten sposób czytają. Ja byłem przez cztery lata jednym z nich stąd wiem. I jeszcze mi coś z tego zostało. Fakt, mój wujek jak został buddystą to po jakimś czasie zrezygnował z Gan Jah. Ale ja się na buddyzmie nie znam. Dziękuję za komentarz i serduszko.
  2. Ja też w takie miejsce przez 15 lat jeździłem na Mierzei Wiślanej, tyle że wtedy była tam jeszcze prawdziwa wieś, taka jakiej teraz już nigdzie nie ma. Ono mieli wszystkie zwierzęta, jakie wtedy hodowano. To zdecydowanie były najmilsze chwile mojego życia. Bardzo fajni ludzie tam jeździli. Znaliśmy się od bobaska. Niektórzy jeżdżą nadal już trzecie pokolenie. Rozumiem. To dość kłopotliwe. Ślimaki lubią wilgoć to nad morzem dobrze się czują.
  3. Trzeba iść do przodu wraz z duchem czasu, nie zapominając o przeszłości. Złoty środek.
  4. @andrew Warto szukać nieskończoności.
  5. @Hiala I zamienię ich serca z kamienia na serca z ciała.
  6. Proszę bardzo jak Wam dogadzają. Ale jakoś się łączysz. To skąd?
  7. Czyli zgadłem sam środeczek Pomorza. To prawda powietrze w stolicy dalekie od doskonałości. Tak bardzo ładne. Też takie zbierałem i budowałem zamki.
  8. To jakaś mała miejscowość? Na Wyspach Kanaryjskich miałaś, a tutaj brak. Im dalej tym bliżej. Owszem bardzo ładna. To mi wygląda na Pomorze Środkowe. Ślicznie. Sam środek sezonu i piękna pogoda to ludzi pełno. W drugiej połowie sierpnia już znacznie luźniej, a po wakacjach zamykają. A Warszawie też dzisiaj całkiem fajnie. Dreptałem sobie 2,5 godziny. A kiedy wracasz?
  9. Ja tam wolę święty spokój, choć nie zawsze tak było. A zysk wiadomo proporcjonalny jest do ryzyka.
  10. Witam miło. Jak najbardziej ze wszystkim powyższym się zgadzam nie tylko na podstawie teorii, ale również własnych doświadczeń. Miałem w życiu wieloletnie okresy zarówno skrajnego introwertyzmu jak i ekstrawertyzmu, zatem rozumiem jednych i drugich. Obecnie jestem gdzieś po środku. Czasem trzeba, bo w przeciwnym wypadku stan będzie się pogarszał. Potem przyjedzie karetka i zabiorą, tak czy siak, przymusowo do szpitala psychiatrycznego. A to już będzie bardzo niemiłe. Najważniejsza jest profilaktyka, by nie dopuścić do prób samobójczych wśród nastolatków. Właśnie o takich przypadkach pisałem. A dla nastolatka najważniejsza jest grupa rówieśnicza. Nieważne czy ktoś jest intro, czy ekstra. Jeśli jej brakuje to takie rzeczy się dzieją. Rzecz jasna każdy musi znaleźć w niej swoją niszę, a jeśli nie potrafi to trzeba mu w tym pomóc. Ja pomagałem tym, którym najgorzej się działo, z patologicznych rodzin, choć nie tylko. Miałem swoje sposoby. Byliśmy w tym samym wieku potrafiłem do nich trafić dużej lepiej niż dorośli, do których nie mieli zaufania. W większości skutecznie, ale wiadomo doba ma 24h, zatem całemu światu się nie pomoże. Z mojego rocznika przez 8 lat podstawówki była tylko jedna próba samobójcza, jeden chłopak trafił do poprawczaka i dwie osoby do szkoły specjalnej. To bardzo mało jak na 150 osób, które przez te lata się przewinęły. Dla powyższej czwórki byłem najlepszym kolegą i robiłem wszystko by do tego nie doszło, ale niestety były to bardzo mocno zaburzone osoby, miały konflikty z prawem. Nie radzili sobie z nimi nawet liczni specjaliści, którzy im pomagali. Kuratorzy, psychiatrzy, psycholodzy, pedagodzy. Opieka była, ale w ich przypadku nieskuteczna. Wiele się na to złożyło. Resztę udało się wyciągnąć z problemów, a kto ich nie miał w nastoletnim wieku. Tak masz całkowitą rację. Jak ktoś wyczucia nie ma to niech się za to nie zabiera, bo więcej zaszkodzi niż pomoże. Ja się z tym urodziłem. Już w przedszkolu potrafiłem. Panie przedszkolanki to zauważyły i wyznaczyły mnie na swojego pomocnika. Organizowałem zabawy, pocieszałem płaczących, pomagałem się ubrać przed spacerkiem. Jak jakieś dziecko się izolowało gdzieś w kąciku, to wyciągałem do wspólnej zabawy, a jak nie chciało to bawiłem się indywidualnie na jego zasadach, zostawiając resztę. Tak kluczowe jest wyczucie aktualnych potrzeb, emocji, pragnień, oczekiwań, marzeń. Jak ktoś je ma, to się nie myli. Dla mnie podstawowym źródłem informacji o drugim człowieku jest jego ciało, im bliższy kontakt, tym więcej wiem. Zatem z wiekiem nieuchronnie wyczucie spadało, co było związane z uwarunkowanym kulturowo zanikaniem kontaktu cielesnego. Wiadomo, że dzieci w naturalny sposób dążą do bliskości fizycznej zarówno między sobą jak i z dorosłymi, a potem się to zmniejsza. Niemniej jednak u nastolatków jest z tym jeszcze całkiem nieźle. Dorośli trzymają się na dystans, z wyjątkiem najbliższych osób. Zakładają maski. Zanika mowa ciała. Pod tym względem są dużo głupsi od maluszków. Tracą w ten sposób większość bodźców, do których i tak prawdopodobnie nie mieliby dostępu. Zgubili go na bezdrożach ewolucji, przed wiekami. A trzeba pamiętać, że nasz gatunek przez większość swojej historii nie posiadał znajomości języka. Zatem 100% komunikacji odbywało się w sposób pozawerbalny, a jednak ludzie "dogadywali się" jakoś, być może dużo lepiej niż dziś, na tematy naprawdę ważne. Warto tak na to spojrzeć, by szukać tego co zginęło. W świetle tego komunikacja przez internet, to może 1% tego co nam potrzebne, ale cóż lepsze to niż nic. Nie, takie coś nigdy mi się nie zdarzyło. Ja wszystkich dobrze znałem i tak ich dobierałem, by do siebie pasowali. Tworzyłem różne grupki. Dla mnie to było bardzo łatwe. Ja też dobrze czytam interakcje między ludźmi. Zawsze wiem, kto z kim się lubi i do kogo pasuje. Nie jedną parkę też połączyłem. Byłem najlepiej poinformowaną osobą. To wszystko oczywiście wymagało mnóstwo czasu, a ja go miałem, bo nie uczyłem się w domu. Tylko tyle co w szkole i to też jednym uchem i nie za często. A po lekcjach pełna swoboda do wieczora. Nie musi mówić. Będę sam wiedział i takiego mu nie zaproponuje. Zresztą co tu owijać w bawełnę, niektórzy lubili tylko mnie i byłem ich jedynym oknem na świat relacji rówieśniczych. I tak to się nieraz ciągnęło cały latami. I nic z tym się nie dało zrobić. Ja też zawsze współpracowałem z ich rodzicami, jeśli byli trzeźwi i przy zdrowych zmysłach (różnie bywało). Zatem miałem i takie źródło informacji. Chociaż powiem Ci, że jak ktoś jest bardzo introwertyczny, to wystarcza mu jeden kolega, który wpadnie 2-3 razy w tygodniu na godzinkę. Tyle mu potrzeba do szczęścia. Zatem nie było tak źle dla nich. Miałem nieograniczone potrzeby towarzyskie, a z drugiej strony każdy mi pasował i wszystkich lubiłem. Jednak, gdy ktoś chciał spędzać ze mną kilka godzin codziennie to musiał się godzić na aktywność grupową, chodzenie po znajomych, imprezy koncerty, sport. Inaczej by się czasowo nie dało. Zatem w moim pierwszym kręgu towarzyskim byli sami ekstrawertycy. A rodzice (ci normalni) tych samotnych dzieci traktowali mnie niemalże jak wysłańca niebios, jedyną osobę, która znalazła kontakt z ich ukochanym skrzatem. Zapraszali mnie na swoje działki, darmowe wakacje, byle tylko ich pociecha nie wpadła w całkowitą izolację. Z drugiej strony te dysfunkcjonalne rodziny też się poczuwały choćby tylko do tego, żeby dom posprzątać i być w miarę trzeźwymi jak miałem przyjść do ich pociech. Sama widzisz ile może zrobić dobrego jeden taki głupi dzieciak jakim wtedy byłem.Taki małoletni animator życia towarzyskiego w roczniku to prawdziwy skarb. Z tego co słyszę od rodziców to obecnie takich iskierek już nie ma, a kiedyś zawsze się jakaś znalazła. No ale właśnie tu się liczy wyczucie, a nie rozum. Tego pierwszego miałem mnóstwo, natomiast drugiego tyle co nic. Koledzy intelektualiści bili mnie zawsze na głowę, we wszystkim co wymagało pomyślunku. Takie szachy na przykład, czy inne gry wymagające myślenia, nie mówiąc o nauce. Potem to się zmieniło, ale dopiero w liceum, gdy zabrałem się do roboty. Też tak to odbieram. Natomiast młodzi nie mają z tym problemu. Pewnie z wiekiem z tego wyrosną. Owszem wiele ludzi tak ma z różnych powodów, a szkoda. Stąd też jestem ostrożny, by nie zawstydzać, nie być nachalnym. Trzeba być delikatnym, nawet jak się zupełnie inaczej te sprawy czuje. Byłem od dziecka bardzo śmiały, może nawet zbyt. Nieraz z tego powodu mi się dostało. A w dzisiejszych czasach ludzie są tacy zdystansowani, że to aż się w głowie nie mieści, że się tak zmieniło, gdzieś na przełomie wieków był taki skok i potem już coraz gorzej. Tylko pod wpływem alkoholu i innych substancji potrafią się otworzyć na nieznajomych, dlatego spożycie jest największe w historii. Dla mnie to 100% normalne. Od przedszkola tak robiłem codziennie i nikt się nie dziwił. Mam nawet takie zdjęcia robione przez fotografa na którymś z przedszkolnych bali. Piękny całusek w usta z moją narzeczoną. Również standardowy sposób powitania w mojej rodzinie ze strony ojca. Ja do wczesnego dzieciństwa nawiązuję, bo wtedy kształtują się schematy, które zostają utrwalone na poziomie podświadomości na całe życie. Owszem kogoś może spotkać trauma i się zablokuje, jednak schemat i tak pozostaje nienaruszony. Reszta to marketing psychobranży. Ale z tym całowaniem w miejscach publicznych to jest różnica. Ja tu u siebie w centrum stolicy obecnie takich zachowań w dzień nie widuje. Dotyczy to Polaków ze wszystkich pokoleń i cudzoziemców również, których u nas pełno. Gdy byłem młody to było powszechne, szczególnie wśród młodzieży, trochę też na zasadach popisywania się, żeby wszyscy widzieli. Parki liżące się na ławkach. Swoiste zawody, która dłużej wytrzyma. Na przerwach w szkole podobnie. Dziewczyna na kolanka i do dzieła. Nauczycielki spacerowały i udawały, że nie widzą, bo przecież tak samo robiły, gdy były młode, zrozumienie. Czasem nam opowiadały na zachętę. Bardziej z humorkiem to napisałem. W sumie każde starsze pokolenie tak mówi o młodszym. O nas też tak mówiono, a wcale tak źle nie wyszło. Generacja X to jedna z tych bardziej udanych.
  11. Raczej, coś bardziej na lewo, ale ja też się z tym zgadzam, obserwując to co się dzieje w sąsiedztwie przez 50 lat. Mieszkam w parku zatem miejsce idealne na schadzki.
  12. Tak za mało wszystkie badania to potwierdzają, że młodzież uprawie zdecydowanie mniej seksu niż poprzednie generacje.
  13. Ja tak branżowo patrzę. Tak mi się kojarzy szpitalnie. W każdym razie życzę każdemu dużo kolorów i letniego uśmiechu. A melancholia to zimowo jesienna przypadłość.
  14. @iwonaroma W małych dawkach może być szlachetna. W psychiatrii melancholia to dawna nazwa depresji, też już nieaktualnej. Teraz są inne diagnozy. Zatem kolor czarny.
  15. @Somalija Ja jestem bardzo sensoryczną osobą. W mojej sytuacji życiowej to prawdziwe przekleństwo. Zatem wiem o czym piszesz i życzę korzystania z doznań póki można.
  16. Właśnie, nieproszone rady to brak kultury i tyle.
  17. @Hiala I jeszcze raz dziękuję tym razem za serduszko, które się pojawiło.
  18. @Igor Wasiński Niektórzy jak się nie napiją to nie potrafią rozmawiać.
  19. @Leo Krzyszczyk-Podlaś Rytmicznie, dobrze się czyta. Ja takie lubię.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...