-
Postów
2 492 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
5
Treść opublikowana przez staszeko
-
@sam W pisaniu lubię się trzymać zasady „góry lodowej” stosowanej przez Hemingwaya, a końcowy paragraf umieściłem celowo, żeby podkreślić uniwersalny charakter zdarzeń: mogły się przydarzyć każdemu — Polakowi, Niemcowi, nawet Afrykańczykowi. 🇿🇦👨🏿 Jestem szczególnie zadowolony z konstrukcji tego opowiadania i nie sądzę, żebym cokolwiek chciał zmienić, ale to oczywiście nie znaczy, że każdemu musi się podobać. Pisanie prozy to duże wyzwanie, bo jest jak maraton; poezja to sprint, a jak wiadomo trudniej przebiec długi dystans. Dziękuję za krytyczny komentarz i pozdrawiam. 👋
- 18 odpowiedzi
-
2
-
- opowiadnie
- wspomnienia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@Marek.zak1 Nie sądzę, żeby tu chodziło o lepsze warunki do nauki języka obcego, ile o generalną niechęć obcowania z rodakami. Można się nauczyć perfekcyjnie języka obcego nie wyjeżdżając z Polski; znam również osoby, które na emigracji spędziły kilkanaście lat, a nie potrafiły się nauczyć kilku prostych słów, jak „pieprz” lub „sól”. Dziękuję za pochlebny komentarz i pozdrawiam. 👋
- 18 odpowiedzi
-
- opowiadnie
- wspomnienia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@aff Tutaj punkt odniesienia to umiejętność patrzenia na sprawy pozornie bliskie, rodzinny dom, własny kraj z dystansu, oczami cudzoziemca (ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie…) Książka jedynie pomaga uruchomić ten proces. Jeśli Twój syn nigdy nie tułał się po świecie z dala od Polski, wtedy ta książka nie wywrze na nim większego wrażenia i dobrze, że tak jest, ponieważ emigracja to choroba, na szczęście taka, z którą można żyć. Czego nie napisałem: wspomniany wykładowca (Peter K.) będąc chłopcem poznał starszego o kilka lat syna polskich emigrantów, który prędko stał się dla niego autorytetem i wzorem do naśladowania. Dzięki niemu zakochał się w Polsce i wiedział o naszym kraju więcej niż przeciętny Polak. To jemu powinienem dedykować to opowiadanie. Dziękuję za ciekawy komentarz i pozdrawiam. 😊
- 18 odpowiedzi
-
- opowiadnie
- wspomnienia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
To nie jest tak absurdalne, jak Ci się wydaje. Co robi lew🦁 spotykając drugiego lwa? Ostrzega go, szczerząc kły: uciekaj stąd, to mój teren! Podobnie zachowują się szympansy🐵, a ludzie mają to po nich: wchodzisz do gabinetu szefa i od razu posyłasz mu uśmiech szerszy niż buzia, a tak naprawdę chcesz mu zadać kosę w plecy, a przynajmniej zająć jego stanowisko oraz uposażenie. Dlatego uśmiechniętych respektują, a markotne smutasy są ignorowane i niczego w życiu nie osiągną. Uśmiechnij się zatem. 😊
-
Najważniejsze, w którym momencie przełożono zwrotnicę: zanim pociąg wjechał na główny tor? W przeciwnym razie to katastrofa! 🚂😨 Długi i szorstki język to prawdziwy skarb. 😜
-
Podobno udowodniono, iż uśmiech jest nieświadomą próbą ukrycia agresji (szczerzenie zębów). 😁 W wierszu podoba mi się przede wszystkim ciekawa, świeża forma, bo sam temat został już rozwałkowany, jak znoszony podkoszulek brzydala, aż pięknego w swej szpetocie. Pozdrawiam. 👋
-
Bólu zęba nie da się opisać; trzeba to przeżyć. Może w ogóle nie warto o czymś takim pisać. Tylko dwie książki wywarły wpływ na moje życie — o pierwszej pisałem rok temu; druga to ta wspomniana powyżej. Dziękuję za przeczytanie i komentarz. 👋
- 18 odpowiedzi
-
- opowiadnie
- wspomnienia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pierwszy kontakt z Zachodem był mało romantyczny, zgoła prozaiczny, jeśli nie brutalny. Nie znałem języka, natura poskąpiła mi specjalnych talentów — dla takich pozostaje fizyczna praca na farmie i w fabryce, za grosze. Kiedy skończyłem pielić sałatę, trzeba było ścinać kalafiory, potem zbierać pomidory i dynie, a na końcu rąbać drewno. W czerwcu nastała zima, ziemia odpoczywała, ja również. Z letargu wyrwały mnie dopiero kwiaty przypołudników, które zabarwiły szare skały fiordów na różowo. Zaciągnąłem się na statek rybacki i jak na złość, od razu zapanował w tej branży kryzys: po pierwszym rejsie szyper ogłosił bankructwo, trawler sprzedano i zostałem ponownie bez pracy. Chwytałem się każdego zajęcia, mogącego przynieść choćby najskromniejszy dochód. Czas mijał, zabierał młodość, ale przybliżał w zamian obyczaje kraju, który miał być dla mnie ziemią obiecaną. Po krótkim szkoleniu zostałem zatrudniony jako składacz na taśmie w manufakturze produkującej sterowniki do wózków inwalidzkich. Płaca była mizerna, lecz regularna i pozwalała na pewną stabilizację życiową. Zawisłem wbrew oczekiwaniom w ciasnej pętli niezmiennych zdarzeń: praca, dom, więcej pracy i tak w kółko, bez szansy na jakąkolwiek poprawę. Nigdy nie będzie mnie stać na własne mieszkanie, ani opłacić córce szkołę. Jedynym wyjściem z tej pułapki było wznowić studia, a koszta pokryć z pożyczki na lichwiarski procent. Pierwszy rok poświęciłem wyłącznie nauce angielskiego, a moją tutorką była Jane. Jane miała już po czterdziestce, ale wyglądała na taką, którą faceci oceniają jako „w dobrym stanie technicznym”. Wiele kobiet w tym wieku ma wilczy apetyt na młodszych mężczyzn, choć nie po każdej to widać; ja jednak zapamiętałem Jane z całkiem innego powodu: namawiała mnie do prowadzenia pamiętnika. Początkowo pisanie w obcym języku sprawiało mi duże trudności, lecz Jane pilnowała, żebym nie rezygnował, przywołując mało znany precedens: — Twój rodak, Jospeh Conrad opanował płynnie angielski gdy miał dopiero dwadzieścia lat, wiedziałeś o tym? Nie tylko o tym nie wiedziałem; nie przeczytałem również żadnej z jego książek, ale głupio było wyjść na ignoranta, więc tylko skinąłem w milczeniu głową. Jane nie zwróciła uwagi na moje zakłopotanie i ciągnęła z niezwykłą pasją w głosie: — I niech mnie drzwi ścisną, jeśli urodzony Brytyjczyk potrafił napisać coś lepszego! Po angielskim przyszła kolej na specjalizację i wtedy poznałem Petera, który był wykładowcą w przedmiocie programowania. Nauka szła mi łatwiej niż pisanie pamiętnika, dzięki dobremu początkowi w Polsce, o czym jednak wolałem nie wspominać. Peter urozmaicał zajęcia anegdotami i jednego dnia nadmienił mimochodem o 'Reverse Polish Notation', bacznie mnie obserwując. Wiedziałem, że jest to rodzaj zapisu używanego do arytmetyki w mikroprocesorach, oparty na metodzie wymyślonej przez polskiego matematyka. Mimo to nie podniosłem ręki, żeby moi koledzy nie myśleli, że nie jestem jednym z nich. Na zakończenie roku szkolnego zorganizowano przyjęcie w restauracji mongolskiej typu smorgasbord, czyli żryj ile wlezie. Dziś takie przyjęcia są na porządku dziennym, lecz wówczas była to dla mnie atrakcja zupełnie nowa. Zamiast wykwintnie przystrojonych stołów, miłej obsługi i bufetu zapraszającego widokiem egzotycznych potraw, wciąż widziałem siebie w barze studenckim „Karaluch” na Krakowskim Przedmieściu: wychylam wazę pomidorowej, wbijam potrójne pyzy, a wychodzę z baru głodny. Po drugiej stronie stołu siedział Peter, co bardzo mnie ucieszyło, bo choć starszy o dwadzieścia lat, był moim najlepszym kolegą. Po kilku porcjach jagnięciny, plastrów rostbefu i polędwicy na kości, podlewanych sowicie czerwonym pinot noir, nabrałem ochoty do rozmowy i nieopatrznie zacząłem od filozofii, nie zdając sobie sprawy, że Peter to niekwestionowany mistrz w tej dziedzinie i wkrótce nasza konwersacja przybrała formę monologu, przypominającego odbijanie rakietą piłeczki o ścianę. Kiedy Peter zauważył, że argumentuje od dłuższego czasu sam ze sobą, natychmiast zmienił temat: — Czytałeś może książkę Michenera 'Poland'? Dziwny zbieg okoliczności, że akurat o to zapytał, bo widziałem tę książkę w mieszkaniu u mojej siostry, ale nie zajrzałem do niej ani razu. Zresztą, po co miałbym czytać historię Polski napisaną przez Amerykanina, skoro znam ją dobrze ze szkoły. Słysząc to, Peter posłał mi wyrozumiały uśmiech i rzekł: “Yes, you know it, but you don't appreciate it”. O co mu właściwie chodzi, że niby nie doceniam historii Polski? A czy on docenia historię swojego kraju? Historię należy znać, nie doceniać. Peter doskonale zdawał sobie sprawę, że tym pytaniem będę łamać sobie głowę do końca przyjęcia, ale nie znał mnie tak dobrze: to co powiedział, dręczyło mnie o wiele dłużej. Nazajutrz z samego rana pojechałem do siostry. Kilka minut zabrało mi przeszukiwanie półki w dużym pokoju, zanim znalazłem nieduży egzemplarz w niepozornej oprawie z flagą stylizowaną na znak Solidarności. Złapałem za książkę, wsiadłem do samochodu i wkrótce byłem z powrotem w domu. Przebiegłem kilka pierwszych stron z podziękowaniami, ominąłem nieco przydługi wstęp i zacząłem czytać na początku następnej strony. Ciekawość ustępowała powoli miejsca rozczarowaniu: opis dobrze znanych zdarzeń i postaci, na temat których wylano morze atramentu. Peter chyba sobie zażartował, a może piękny umysł upija się szybciej niż normalny? Za oknem świeciło słońce, powiał cieplejszy wiatr, dlatego postanowiłem już bez wcześniejszych emocji doczytać do końca pierwszego rozdziału i na tym poprzestać. Szkoda pięknego dnia na tak pospolitą lekturę; zabiorę dzieciaki na plażę, niech sobie pobaraszkują w piasku; tylko zerknę, czy dalej jest o tym samym? Przewróciłem stronę, przeczytałem pierwsze zdanie i książka wypadła mi z rąk. Podniosłem ją ostrożnie, patrzyłem przez okno, lecz słońce, plaża i wszystko o czym myślałem przed chwilą, przestało mnie kusić… Nie pojechałem nigdzie tego dnia, ani następnego. Zamknąłem się na klucz w najmniejszej sypialni, służącej mi za pokój do nauki. Nie odpowiadałem na zawołania. Czytałem bez przerwy, aż zmorzył mnie krótki sen… Śniłem, że galopuję na białym koniu, w hełmie na głowie, srebrzystym pancerzu ze skrzydłem orlich piór za siodłem i kopią z biało-czerwonym proporcem u boku. Co było potem, nie wiem, bo coś mnie wyrwało ze snu i czytałem dalej. Kiedy skończyłem, za oknem zapadła już noc. Nie miałem siły zapalić lampki, żeby spojrzeć na zegarek. Czułem, że mam wilgotne oczy, ale umysł wyjątkowo czysty. Nad ranem obudziło mnie pukanie do drzwi. — Długo będziesz tam siedzieć? Chodź, zjesz śniadanie. Usiadłem przy stole. Popatrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem, czy przypadkiem nie jestem chory. — Co to za książka? — Przerzuciła kilka kartek. — Historia Polski jakiej nie doceniamy. — Ale to po angielsku i napisane nie przez Polaka — zauważyła zdziwiona. „Właśnie dlatego warto przeczytać” — pomyślałem, a na głos wyjaśniłem: — Polak stworzyłby dzieło wyczerpujące, może nawet pasjonujące, lecz brakowałoby jednego elementu. — Jakiego? — Punktu odniesienia. — Nie rozumiem. — To proste. Wyobraź sobie, że w tej chwili ktoś puka do drzwi. Otwieram, wprowadzam gościa do środka, a on widząc ciebie, mruga do mnie okiem: „Masz piękną żonę”. A ja na to bez przekonania: „Ach tak, naprawdę?” — To znaczy, że obcemu mogę się podobać, a tobie już nie, bo ci spowszedniałam… Czy to miał być komplement? — Tak, bo ważne jest to, co powiedział ten obcy, a żebym ja to docenił, muszę patrzeć na ciebie tak samo jak on. Autor tej książki mógł pisać na temat innego kraju, wybrał jednak Polskę. Podziwiał nasz naród i jego kulturę bardziej niż my sami. — Chcesz przez to powiedzieć, że ja Polski nie kocham? — Czy kochasz tego nie wiem, ale wstyd ci o niej mówić. A co jest warta miłość powstrzymywana wstydem? Skończyłem jeść i siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Poczułem lekkość w sercu, jak po spowiedzi. Chciałem zapomnieć o nieprzespanej nocy, ale pytania same płynęły do ust. — Czemu daliśmy dziecku na imię Katherine, nie Katarzyna? — Bo nikt takiego imienia nie wymówiłby, a tym bardziej napisał. Sam mnie o tym przekonywałeś. — Tak i żałuję, bo jest i pozostanie dla mnie Kasią, a co ma wpisane w świadectwie urodzenia nie ma żadnego znaczenia i stanowi tylko biurokratyczną uciążliwość. A pamiętasz, co ci powiedział zaraz po przyjeździe Marek z Shirley? — Jaki Marek? — No, ten budowlaniec, co ma własny biznes. Powiedział, żebyś zapomniała o Polsce, bo im dłużej będziesz pamiętać, tym trudniej będzie ci tutaj żyć, zgadza się? — Powiedział tak, ale ja mu nie przytaknęłam. — Za takie słowa, to ten kieliszek wina, który trzymałaś wtedy w ręku, powinnaś wylać na jego gębę. — Tego tylko brakowało… Już widzę jak podnosi wrzask: Wracajcie skąd przyjechaliście! Skoro nie możecie żyć bez Polski, co tutaj robicie? Słuchałem jej z niedowierzaniem, zapominając, że zaledwie dwa dni temu, myślałem podobnie. — To, że tutaj przyjechałem nie znaczy, że mam zapomnieć o miejscu urodzenia. Można żyć za granicą i być cały czas Polakiem, choć nie zawsze jest to łatwe. — Dlaczego? — Ponieważ większość Polaków opuszcza kraj w poczuciu winy. Później żyją w poczuciu winy. Wmawiają sobie i innym, że odnieśli za granicą sukces… — Co w tym złego? — weszła mi w słowo. — Każdy chce, żeby go widzieli w pozytywnym świetle. — Nie ma nic pozytywnego w ukrywaniu prawdy przed samym sobą… Urwałem, widząc, że nic do niej nie trafia. — To tak, jakby zjeść skisłej zupy i powtarzać jaka smaczna, a gdy nikt nie widzi, chodzić do kibla i wymiotować nią. — O tym rozmyślałeś zamknięty dwa dni? — Tak, ja już zwymiotowałem i więcej tego świństwa jeść nie będę! Od tej rozmowy minęło kilka lat. Jednego ranka zauważyłem po drodze do pracy kobietę siedzącą z boku chodnika na krześle. Obok krzesła stało kilka tekturowych pudełek wypełnionych książkami o miękkich okładkach. Zajrzałem z ciekawością do jednego z nich. — Ile za to? — Dwadzieścia centów. Nie miałem dwudziestki, więc dałem jej pięćdziesiąt centów i podziękowałem. Po wejściu do biura zamknąłem za sobą drzwi, włączyłem klimatyzację, usiadłem za biurkiem. Wyciągnąłem z teczki książkę i rzuciłem okiem na okładkę: James Michener THE COVENANT Przewróciłem kilka pierwszych stron i zacząłem czytać…
- 18 odpowiedzi
-
10
-
- opowiadnie
- wspomnienia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
z gwinta, słomką faustowską
staszeko odpowiedział(a) na Czarek Płatak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Trzeba coś brać (tak jak Morrison), żeby to zrozumieć. 💉😊 -
Zawsze? Mocne słowo — lepiej go nie nadużywać. A co do pożegnania — wrócisz tu prędzej niż przypuszczasz. Każdy się żegna, a potem wraca, bo nie ma innego życia, a poezja jest jego nałogiem. 😊
-
@Ewelina Słowa są martwe. Ktoś musi je przeczytać, żeby myśl ożyła, ale czy to będzie myśl autorki?
-
Mądra pszczoła
staszeko odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
U mnie pszczoły wybiorą: czyściec wełnisty, potem ogórecznik i bazylię, a na końcu lawendę, pod warunkiem, że wszystkie te rośliny zakwitną równocześnie, co rzadko się zdarza. Poza tym różne gatunki pszczół mają różne preferencje. Jednego jestem pewien: gdyby ludzie pracowali jak pszczoły, mielibyśmy wszystkiego pod dostatkiem. 😊 -
Żadne słowa nie wyrażą doskonale myśli, ot co. 😊
-
Mądra pszczoła
staszeko odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie znałem tej nazwy… ale faktycznie — pszczoły przyciąga słodki kolor. 💙 -
Wyjść na spacer po parku, w lesie, nad rzekę i zaciągać się głęboko powietrzem. Zauważyłem, że nawet minimalny wysiłek fizyczny odgania depresyjne myśli. Owszem smutek nas dopada co jakiś czas i to jest normalne, lecz ten stan nie powinien trwać bez końca. Życzę pogodnego samopoczucia i równie pogodnych wierszy. 😊
-
Mądra pszczoła
staszeko odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Lepiej poznasz pszczoły obserwując je we własnym ogrodzie, aniżeli na lekcji biologii lub smarując chlebek miodem. 😊 Czyściec wełnisty, ogórecznik, bazylia — które z kwiatów tych roślin pszczoły wybiorą najczęściej? Prawidłowa odpowiedź na zdjęciu: -
Mądra pszczoła
staszeko odpowiedział(a) na Kwiatuszek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Pszczoła lata z kwiatka na kwiatek, ponieważ kwiaty wydzielają nektar porcjami: tu, tam, znowu tu, znowu tam… Pszczoły to genialne stworzenia, bo skąd wiedzą, że heksagonalny, a nie kwadratowy lub trójkątny kształt plastra zużywa najmniej wosku, skoro nie uczyły się geometrii? Dobry wiersz, ale o życiu pszczół wiesz niewiele. 🐝🌼🍯 -
Klikam, bo mogę i to mnie nic nie kosztuje. ❤️
-
Wieczorne myśli
staszeko odpowiedział(a) na Love in poetry utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Fajne rozmyślania na styczniową noc. 😊 Pozdrawiam spod pierzyny. 👋 -
AllisOff - (fragm książki "do u regret?")
staszeko odpowiedział(a) na BPW utwór w Warsztat dla prozy
Lepsze niż Harry Potter: do druku — minimum 100 tysięcy egzemplarzy; sam kupię trzy z podpisem autora. 📚😊 -
Nie wierzę w anioły, bo źle bym się czuł w ich towarzystwie, zwłaszcza gdyby to były kobiety. Wolę zwykłe śmiertelniczki, takie jak ja, żebyśmy mogli popełniać błędy, wspólnie się uczyć i szczęśliwie zestarzeć. Oczywiście anioł zawsze będzie częścią marzeń i razem z marzeniami umrze, bo życie jest tym piękniejsze, im bardziej zdajemy sobie sprawę, iż nie trwa wiecznie. Pozdrawiam anielsko. 😇
-
Po przeczytaniu nasunęło mi się pytanie: czemu moje osobiste doświadczenia w tym temacie są zupełnie inne? Oczywiście, nie jestem aniołem i jako zwykły śmiertelnik nie mam szansy na poznanie anioła, a jednak sam napisałbym podobnie, odrzucając szarą rzeczywistość. Co takiego zmusza nas do idealizowania, upiększania tego rodzaju scen? Czy robimy to dlatego, że w myślach wszystko jest doskonałe? Przepraszam za nudne refleksje i pozdrawiam. 👋
-
jesteś mi domem
staszeko odpowiedział(a) na jazzkółka utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Wódka prawdziwy przyjaciel — wierna do samej śmierci. Dobry wiersz, zwłaszcza zakończenie — jak w Pętli Hłaski. Piję zdrowie autora! 🍷😊 -
Ludzie w bieli
staszeko odpowiedział(a) na Xalt Zibee utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Jest taka scena w filmie „Łowcy jeleni”, gdzie Michael (grany przez Roberta de Niro) celuje w sarnę, lecz nie ma siły jej zabić. Trzeba sporo wycierpieć, żeby przestać zadawać ból innym. Pozdrawiam. 👋 -
@ais Nie to miałem na myśli. Każdy rozmiar ma swoje zalety — ważne, żeby umieć to wykorzystać. Nie rozumiem natomiast, jak można się wstydzić czegoś, co jest naturalne❓👽 Akceptacja samej siebie jest pierwszym krokiem do zadowolenia w życiu. 😊