Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Quidem.art

Użytkownicy
  • Postów

    314
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Quidem.art

  1. Śmiejesz się, lustro tańczy twoimi ruchami. Niedokończona opowieść Szeherezady Lecząca starego świata ślady, tańcząca z moimi snami. Chodźmy dziś na spacer. Znajdźmy uśmiechnięte nami drzewa, W ciszy posłucham jak śpiewasz Przekraczając słonecznego światła leśne race. Zrozumiałem wreszcie, Że jesteś. Nie chcę znowu szczęścia stracić. Przyszłych dni deszcze Czekają jeszcze. Ne warto strachom czasem płacić.
  2. @Kapistrat Niewiadomski Dziękuję za rzeczowe i konkretne uwagi. Jeśli chodzi o tekst postu, to jest wprowadzenie do powieści, stąd otwarta forma. Wulgaryzmy są istotnym elementem wiążącym narratora z główną postacią w taki sposób, aby odbiorca odczuwał narrację nie jako obiektywny zapis, ale jako spójną część opowieści głównej postaci. Tak w istocie przecież jest. Stąd obecność wulgaryzmów. Jednak oczywiście odbiór tego jest zawsze sprawą osobistego poczucia estetyki przez odbiorcę. Cieszę się, że prócz tej uwagi reszta jakoś jest odebrana bez szczególnego bólu. Pozdrawiam.
  3. Dzien dobry, od pewnego czasu piszę książkę. Nie jest to jakieś szczególne halo.. Jezu, ilu z nas pisało, pisze, czy zaczyna pisać jakąś książkę? Steve Jobs, ikona ery ikon, napisał książkę! I ludzie nie mówili o jego artykułach, nagraniach, projektach, tylko że "Jobs napisał autobiografię. Ja pierdolę, co tam musiało się dziać, że urodziło tak wielkiego zajoba?". Jednak ta książka pisze się nietypowo. Właściwie metoda, jaką stosuję, chyba sama w sobie jest osobnym typem. Zaczęło się, że na jakimś towarzyskim spotkaniu, nastolatka mówiła do kumpeli o jakiejś dziwnej apce. Wydała mi się dziwna, bo w erze gry w krzesła słowami pisanie czegoś staje się dopełnieniem emotki, gifa, nagrania, filmiku... to trochę tak, jakby nasze pokolenie jadło cukierki po bożemu, najpierw odwijając celofanik, potem ściągając papierek, by w końcu, po tej żmudnej, i to czasem serio w chuj żmudnej, pracy rozpuścić się w słodyczy nagrody. Naturalny, logiczny porządek rzeczy. Według jaskiniowców. Dzisiejsze pokolenie wpierdala celofanik, dopychając tylko puste miejsca treścią. Dlatego nie spodziewałem się u nich apki DO PISANIA KSIĄŻEK. Woow! Od razu zaatakowałem pikując od strony słońca. - Hej, koleżanko, jak nazywa się ta apka? - Wattpad. - Dziękuję pięknię. I zaraz ją wklepałem, a, że, co pewnie trochę czuć po mojej poezji, ostatnio miałem lekkie tornado, w skali bodaj 12 stopni, to średnio da mu jakieś 487, no, może 485 stopni. W tej skali tornad, tej chyba pięciostopniowej kalkulator pokaże podobny wynik uproszczony do funkcji "w chuj". Dziesięć minut póżniej napisałem pierwsze słowa. Bez planu, jakiejś ogólnej koncepcji, no nic, zero. Null. Kiedyś w podobny sposób młody Polak w przypływie polskości, założył się, że jednym ekspresowym tripem dojedzie swoim motocyklem do Władywostoku. Tego w Rosji. Tej najbardziej zajebiściej zimnej. I wyobraźcie sobie, że Its alive!... Still.. To moja prawdziwa historia bez okruszka kłamstwa, z mnóstwem fantazji i dywagacji... no, taka podróż koleją transsyberyjską z gadułą w przedziale. Przy wsiadaniu był cichutki, małomówny, tylko tak delikatnie, nieśmiało się uśmiechał. Teraz wiem dlaczego. Wiedział sukinsyn, że mu nie uciekniemy, raczej nie zabijemy, a schować się nie ma gdzie. W kiblu dwuosobowe warty, zmiana co godzinę. Nie da się wystać, a czasem trzeba było pozwolić skorzystać... Zatem proponuję wam trochę pokręconą podróż moją osobistą transsyberyjską. Pokręconą, bo wy wsiadacie do przedziału z własnej woli, ostrzeżeni tym choćby wpisem, który przecież doskonale spełniłby funkcję brzmiąc "Hej, zerknijcie, to moja prawdziwa historia", a mimo iż prócz samego siebie, to lekko wchłonął cały alternatywny prosty wpis. I nadal pełznie, wiec w tym miejscu walę go w łeb, wirtualnie metaforyczny, to uwaga do obrońców zwierząt, i daję szansę na spróbowanie w końcu cukierka. Zapraszam, ciekaw opinii: https://www.wattpad.com/story/309216425-jednym-słowem
  4. Pamiętam twoje dłonie Zapach opuszków palców Jak ciepły piec w marcu. Ta pamięć w nim płonie. Pamiętam twoje spojrzenia. Jak błękit nieba na plaży, A do tego szept wspólnych marzeń. I ta pamięć w popiół się nie zmienia. Pamiętam rozmowy, kłęby zioła… Chodź do mnie! Zasłoń chociaż okno! Aa! niech ciekawi trochę zmokną! Ale ja jestem goła! Pamiętam choroby, twój ciężki sen, W kącie przełykane dni i łzy I ciepła muzyka modlitwy. To była prawdziwa miłość. Wiem. Czasem tak się po prostu dzieje, Że ziarno daje zaskakujący plon, Że już na zawsze zostaje dawno znikła dłoń. Jeszcze się z tego ze mną uśmiejesz. Ja poczekam tu sobie, w futrze kochanego psa. Nawet to stare drzewo, pamiętasz? Na Wyspie, Puściło drobne zielone liście. Poczekam tu z nią, aż obok będziesz szła Przypadkiem złośliwego losu I zaproszę cię, poproszę , A ty z uśmiechem powiesz - tak.
  5. Chwila, chwila! Stoisz w zastygłym tornadzie. Złoty kurz zasypiającego dnia Aksamitnie na ustach się kładł, Posypując piersi nagie. Życie pędzi na ślepym ośle . Chwyć się wiatru! Leć wyżej kukieł teatru. To naprawdę proste. Pominięty śmiech nie wróci. Smak skóry stanie się smakiem. Dni bylejakie I bylejak ludzie zatruci. A wystarczy polecieć Wybuchnąć śmiechem w jaskini Opalać się w zamieci, Nim życie minie. Chłopak szepcze dziewczynie.
  6. Roztańczony motyl ust wachluje uśmiechem. Na sąsiedniej planecie kołysze muzyka. Brakuje szelestu palm i symfonii cykad. Kobieca kometa, wciąż podziwiam jej echo. Latarnik skalistym grzebieniom wyszeptał Życzenie, porwała je bryza, I zerwała samotność z pustego już krzyża. W słowach cała fontanna, wytrwała i lekka. Wiolonczela z zazdrością podziwia Twoje linie I nie brzmi tak gorąco, Jakby wiatr nocy gwiazdy w żartach strącał. ...Kiedy znów przyjdziesz? Sen chętnie uniesie Ciebie nad mostem. W piecu rozpali, rozweseli wiosną. Z minuty zrobi tydzień I zatańczy zachłannie z Twoją troską. Dni zamigoczą, dzieci urosną, A chwila ta wróci, jak znów do mnie przyjdziesz.
  7. Płakałabyś ze śmiechu patrząc na nią, Jak bada swoje odbicie, Wita mnie w zachwycie, Z korzeniem wyrywa trawę, drania. A kiedy leżę na materacu rozdaje buziaki w patrolu Notując uchem co wiatr szepcze w polu. Potem uśmiecha się do mnie i zgrywa pajaca. Czasem łzy słońca skrzyłyby Ci z radości Jak chowając swój puch w moich nogach Niczego przed sobą nie jest trwoga I zerka wzrokiem czułej miłości. Czemu tak jest ten padół skopany, Że musisz kochać cierpiąc I cierpieć kochając…? I czemu te dramy piszemy my sami? Kiedy pamięć Ciebie dotyka ciszę, Podchodzi i kładzie się u stóp. Szczenięca miłość bez słów… Więc jednak jesteś, sobą barwy pisząc.
  8. Wszystko tak się zmienia, Czasem bez przyczyny, Lecz częściej istnienie Zmieniają zwykłe czyny. Ot, psiaka weźmiesz, Przytulisz do serca I czujesz jak pustki brzemię Wypełnia ciepło, a więcej Prawdy w liźnięciu językiem Niż w eonach nocy nieprzespanych Zdobionych bólem i bezgłośnym krzykiem. Tak patrzy na mnie Jak Ty, we Wrocławiu, w barze z obiadem. Anioł kładzie dłoń na mojej ranie. Płaczę, bo nie czuję bólu nagle. Widzę go, ciężar nadal nie spadł, Smutek przygniata sens świata, Ale ból ten bystry psiak ukradł I rozszarpał, jakby był ze szmaty. Kochana moja, jedyna dziewczyno, Miłość do ciebie ma chwilę wytchnienia, Bo Tomo mi zesłał ktoś z góry, tej w Niebie. Teraz przynajmniej bez tego całego cierpienia Czekam na koniec dnia. Choć nic to nie zmienia, To teraz jesteśmy szczęśliwi, i ona j ja.
  9. @Waldemar_Talar_Talar Dokładnie tak wygląda teraz moje życie. Literalnie. Mimo pozorów krytyki treści (za którą dziękuję z serca, bo zawsze rzeczowa) trafił Pan w samą istotę przesłania. Dzięki
  10. Dom to tylko serca i kawałek nadziei, Że nie zabraknie oddechu w biegu, I garść niczego Co we wszystko się zmieni. Tomo na gruzach ciekawa człowieka Powoli kruszy mury dziecka, Wypełnia ciszę tęsknoty lekko, Jak misę kruchych dni ciepłe mleko. Czas usiadł na drzewie i macha do nas, Różnych samotności tańczącej pary. Młody pies i człowiek stary. Miękkość sierści w płaczących dłoniach. Przed nami góry i tysiące słów. Szepty, wichury i klątwy nocy, W kieszeni proca i uśmiech gorący. Uśmiech i oddech razem znów. A jednak Ciebie nie ma. Pies patrzy na ludzkie rany I uczy mnie, jak być kochanym. Daje mi swoją chwilę istnienia. Po prostu. Nie słowami. Los darowany Bez kamienia.
  11. Powolny cień przetapia złoto. Przyglądam się, jak patrzysz w milczeniu. Świat zasypia, a sen falami się mieni. Nasza chwila, Pięknoto. Wczoraj jest jutro, kiedy jutra nie ma. …Ile jeszcze minie dni Zanim domu otworzę drzwi?... Dziś jest tylko między nimi drżeniem. Kiedy traci się wszystko nie mając nic Wolność rozbija najpiękniejsze gamy, Cisza tańczy ze snami A marmur smakuje jak pył. Nie ma już tego słońca i ciebie, kochana… Słowa jak bursztyny, Miłość do dziewczyny. Tyle zostało z nas w zasypiających falach. Reszta poszła z dymem. Dlatego bez końca Śnię o ostatnim zachodzie słońca, A świat za horyzontem ginie. Kiedyś wszystko to minie. Pozostanie miłość gorąca. Pozostaniesz przy mnie.
  12. Samotny, pogięty w pętli groteski, Trochę obity bokami, W eksploatacji tani, Szuka nie opery, a raczej burleski. Potrafi różne rzeczy, Cienie mędrców ze wschodu Całują mu pięty z głodu. Nie umie tylko siebie wyleczyć. Z ogłoszenia poszukiwana Niech tylko rozumie I umie być w tłumie… Może być cała w ranach. Nagroda warta tyle co nic. Śmiech, trochę płaczu ech, I szeptany grzech. Ot, tyle, żeby nie było szkody, taki bardziej.. pic Na wodę, żeby nie cierpieć bez potrzeby. Kontakt: Cień na krawędzi słońca. Nadzieja nieustająca. Do końca, Potem w prawo... Można tak znaleźć prawdziwą radość?
  13. https://youtu.be/bTNLW864M2A Fotony są wieczne, jak Bóg. Jesteś światłem we mnie. Tylko przez życie się zdrzemnę I zobaczyć Cię znów będę mógł. Nawet teraz, w pustych cieniach, Tyle twoich ech, Smak, zapach, szczęśliwy śmiech. Nic się nie zmienia, a to wszystko zmienia. To chyba czujecie najlepiej, kobiety. Szczęście z gniewem parte w bólu. Nie ma śmierci w zdrowym ulu. Mój śmiech i "dziękuję", w kosiarce zamieci. ...Tak bym przytulił W Mlecznej drogi kuli. I wciąż tulę. Przecież Miłości się nie leczy. Niech Ci się wiedzie w tym... świecie. Mój na śmierć zakłuli.
  14. Woda spływająca po biodrach. Wodospad Swarovskiego. Łzy morza głaszczą w biegu do brzegu. Chwila falująco modra. Ośmiornice dłoni wnikają w cienie Zamazanej światłem skóry. Chwila, dla której Szept rumieńcem się mieni. Kobieta staje się falą, Łuki jej ciała Pluszowej rafy smugi wygłaskały Morza piaszczystego brzegu szalem. Płynę. Oddechem opływam pożary Świateł słońca na grzywie jej fali. Oboje, we dwoje, razem, powojem cali. Obraz młody, jak świat stary. Wtedy czerń sztormem rozdziera. Pływaka już nie ma. Morze pulsuje i śpiewa. Jak na innych pogrzebach. Pamięci wędrujące zera. Brzeg się piaszczyście chwilę gniewa Szczuty przez skrzydła na drzewach. W źrenicy gaśnie snów era. Dlatego czasem zaśpiewaj. Zaśpiewaj. Dla tego. Teraz.
  15. Nie wiem co to peel ale uściskanie brzmi ok. ;-) Szkopuł w tym nie jak będzie, ale co straciłem i jak głęboko to mnie zmienia. Jestem jak wojenny weteran z urwaną żuchwą. Niby wie co to uśmiech i górna warga właściwie się układa... Ale to jednak już nie to samo.
  16. Co ja Ci zrobiłem takiego złego, że dzisiaj zamiast nienawiści wciąż ta miłość, mimo wszystko to, co złego było. Ja nie chcę już tego. Daj odetchnąć, daj mi żyć, proszę. Zrób coś z tym głupim sercem. Niech już nie kocha Cię więcej, beznadziejnym stając się Gavroche’m. Proszę Ciebie z całej siły. Całym sobą. Ona wszystko we mnie miażdży. Każdy zew przy niej ginie. Każdy. Już naprawdę nie wiem, dlaczego tak Cię kocham. To takie ciężkie, Pięknoto, jak świat pełen kamieni. I takie piękne. Jak uśmiech Boga. Wyłącz to jakoś, błagam, moja droga. Nie mam już siły, żeby to zmienić. Jesteś na wszystkich schodach. To nie obsesja, to prawdziwy smutek. Zobacz. Nie żyję naprawdę, a śnię jak szaleniec. Każdej chwili szkoda. Tchnienie jest kamieniem.
  17. Tak łatwo zapominamy, Że jedynym wiernym towarzyszem Drogi życia Będziemy my sami. To był długi pogrzeb, Cichy i nieciekawy. Niejaki Paweł Odszedł. Garść ziemi rzuciłem na deski. Słyszałem jak bębnią w wieko. Życia przeszłego echo. Błękit w obłokach niebieski. Wszyscy już poszli sobie. Klon szumi w wietrznej zadumie. Za chwilę lunie. Śmieszny był z niego człowiek. Zrozumiałem czego mi brak. Chciałbym umieć grać na harmonijce. Gdybym na ten pogrzeb przyszedł, Mógłbym mu chwilę muzyki dać. Viva la vida, Będziemy dziećmi, Nuciłbym pod tym klonem, A deszcz trochę słony Przez palce niech poleci. Wiecheć zmokłych kwiatów Okrywa kopiec kreta. Jak ten sen zleciał… Zamiast szat garść pakuł. Zostanę jeszcze chwilę. W końcu życie całe Przed chwilą pochowałem. Każdy w końcu przejdzie zieloną milę. W naszych dróg pyle Tyle żyjemy, ile Miłości mamy, więc jednak najdłużej żyłem.
  18. Dźwięk powoli dartego papieru Przypomina zimne ognie… Nagły bezruch ciszy głodnej… Echo radosnych wybuchów, tak wielu. Woda szumi w tle, pod oknem, Jak cichnąc gasnąca publiczność Na śmierci słów bezsenną okoliczność. Obrazy toną na wskroś mokre. Trochę schowałem, trochę samo przyszło. Wystarczy, póki sen nie zmorzy, A pośród gwiazd, galaktyk, przestworzy Echo dwóch śmiechów. Z blizną. Już ostatnie iskry kart do Ciebie, Boże. Zwyczajne bazgroły jakiejś dziewczyny. Jej zapach, głos i miny. Tych kilka odłożę. Szukałem winy wśród milczenia drwiny… Gdzieś rosną grzyby, słodzą maliny… Wszystko na dworze. Chłodu nocy noże. Wszystko na dworze...
  19. Zapraszam do mojej nowej formuły prezentacji wiersza. Mam nadzieję, udanej, ale liczę wyłącznie szczere głosy. Post zamieszczam tutaj z uwagi na nową dla mnie formułę prezentacji. Film jest nagranym ekranem w trakcie tworzenia tego wiersza. Srodkowa część przyspieszona. Ostateczna forma tekstową poniżej Jeśli polecicie dalej, bo ładne, to z serca dziękuję. Pozdrawiam.: Do widzenia Jest chwilą wytchnienia między obrazami, Ramą misternie rzeźbioną w czerni. Bramą, przez którą idą wszyscy wierni. Chłodnym łykiem wody dla spłoszonej łani. Jest także górą o tysiącach twarzy. Pajęczyna dróg do szczytu, A ten jednaki każdemu życiu. Skałą i lekiem od oparzeń. Czasem pod wieczór siadamy nad wodą Nie trzeba słów. Zawsze jesteś tu. I zawsze droga. Bywa, że mijamy się w drodze, O milimetry. Chronią nas aniołów szepty. Od tej prawdy się nie odgrodzę. Dlatego proszę, porozmawiajmy. Kocham Cię, owszem, Ale miłość nie jest ostrzem. A potem… poczekam na Ciebie w stajni. Gdzieś z boku, bez marudzenia, Na czymś wygodnym lepiej, I poczekam tam na Ciebie. Więc zawsze mów mi - do widzenia.
  20. Nigdy nie byłem tak daleko. Łódź bez wioseł niosą fale Coraz dalej, a ja dalej Na wiatr czekam. Horyzont pyłem wód otulony. Szum wodospadu kryje głosy miasta. Na pustym niebie tli się jedna gwiazda. Milczące chwile pamięć chłoną. Wszystkie brzegi za rufą zostały. Śmiech dzieci, mamine ciasta. W gasnącym granacie jedna gwiazda. Inaczej niż kiedy z Tobą żeglowałem. Obejmowałem Ciebie tą dłonią. Całowałem lekko Twoje usta... Dookoła przestrzeń pusta… Wtedy cały świat płonął. Grzywy ognisk trzaskały wesoło. Noce i dnie wszystkie Dzisiaj figowym okryte listkiem. Wciąż chylę czoło Przed szczęściem tak bliskim, Że wraca, kiedy tylko przysnę, Razem z Tobą. Reszta pozostaje w Bogu.
  21. Śmiałaś się do łez wtedy w nocy, Jak na bramce zamawiałem burgery. Śmiech był piękny i szczery. Deszcz to wspomnienie rozmoczył. Zapomniana droga w lesie. Pocałunki i miliony muszek. Zapach tamtych drzew już uszedł. Tylko echo śmiechu niesie. Światła koncertów, meksykańskie fale. Słowa i szepty, miłość i rozmowy. Sercem otworzyłaś moją głowę. Czekam i będę czekał dalej. Dałaś mi szczęście surowe Oddechy, ciepło, światy nowe I płaszcz miłości - wiarę. Jesteś moim słowem.
  22. @Dag i żal.. W takie święto bez połowy duszy, kompletnie sam, wycięty ze świata jak czyrak... Żal. Ogromny.
  23. Wnętrza świecą ciepłym złotem Gwar, instrumenty stołu i śmiechy. Posłuchajcie kiedyś tego echa. Stojąc za milczącym płotem. Wieczorny wiatr szepcze nadzieje, Chłód wcina się ostrzem noża, Kąśliwa bezsenność. Wtedy gorzej. A z okien ciepło miodowym snem wieje. Bez światła, żadnych słów, zero twarzy. Próchniejących sztachet koślawa tyraliera. Moje święta teraz. Radość po polikach parzy. Zmartwychwstał Bóg. Prawda pokonała fałsz. Jesteś najboleśniejszą miłością. W świetle lamp pokoi wciąż tyle gości… Warto mieć choć ciepły płaszcz. Alleluja! Alleluja! Głoście. Nie zatrzymały Miłości gwoździe. Choć zatrzymały cały świat nasz.
  24. Niech Ci Bóg darzy, Zabity na Krzyżu przechodzi granice. Wystarczy iść za Nim, nie trzeba krzyczeć. Bez Prawdy nie ma marzeń. W Twoim sercu jest dla Niego miejsce. Nie chowaj Go, proszę. Niewarte tego srebrne grosze. Nic nie jest warte więcej. U mnie już nie ma tej jednej siostry O zielonych oczach. Tylko duet został. I los szorstki. Największą z nich mi dałaś. Jest tu i czeka, By całego znów stworzyć człowieka. To moja prośba cała.
  25. Korony drzew, uśmiechy, słowa, Szum wiatru szepcze słodko. Skały są takie wiotkie.. W kurzu nikną po drogowych rowach. Buty przetarły kamienie, Melodia chrzęści rytmicznie żwirem. Wszystkie te szczyty… w pyle… W ostatniej bramie zbawienie. Prócz mnie tylko lanca samotnego cienia Splątana, od gasnącego słońca ucieka. Powoli zasypia droga daleka. Kroku nie zmieniam. Właśnie minąłem cały świat. Zabawy, prace, śmiech i łzy. Rzucone w kąt siostry trzy, Gdzie kilka koślawych chat. Wtedy zatrzymałem czas. Bez nich nie mam dokąd iść. Trudny to dzień - dziś . Nie dla nas. Bez krzyków nie ma cisz. Bez drzewa nawet nie umrze liść... A żyje się raz.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...