Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 586
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. Poczułam się lekko, uniesiona duchowym zwycięstwem. Radośnie. Szczęśliwa. Objęłam Jerzego i pocałowałam w policzek, a oczy śmiały mi się doń. Uśmiechnął się, przytulając mnie do siebie. - Gratuluję. Podziękuj sobie - szepnął mi do ucha. - Mamy numery swoich telefonów - zaczęłam, gdy usiedliśmy z powrotem. - Pora okazać sobie więcej zaufania. Chcę, abyś wiedział, gdzie mieszkam. Proszę. To mój adres - wyjęłam z torebki bloczek samoprzylepnych żółtych karteczek, napisałam na pierwszej z nich własne imię i nazwisko oraz nazwę ulicy wraz z numerem domu i mieszkania. Po czym odkleiłam ją i, obróciwszy jego dłoń wewnętrzną stroną do góry, przykleiłam pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. - O, proszę! - powtórzyłam, dociskając raz przy razie papier wzdłuż krawędzi, aby trzymał się dobrze. Zerknął na nią, nie odklejając. - O proszę - powtórzył po mnie. - A to ci niespodzianka. - Tak. I nazwałabym ją zasłużoną - popatrzyłam mu w oczy. Przekrzywił lekko głowę, przymykając jednocześnie lewe oko. - Ach tak? Zasłużoną, powiadasz? - zapytał. - Ale czym? - No... wiesz sam - w odpowiedzi zmarszczyłam się leciutko jak wtedy, gdy dotknął palcem mojego nosa, wyszukawszy tę minę z repertuaru reakcji. Podeszła mi, jak to nazywa się potocznie, ta właśnie. - A to mój adres - wyjął z portfela wizytówkę i sięgnął po spoczywający na blacie kawiarnianego stolika długopis najwyraźniej nie chcąc, abym czekała ani się zaniepokoiła. - Dzięki ci, Jerzy - uśmiechnęłam się do siebie w myślach. - Obyś zawsze był taki przewidujący... - Napiszę twoim, dobrze? - nie czekając na odpowiedź zaczął zapisywać przestrzeń między swoimi personaliami a numerem telefonu. - Niedobrze - zażartowałam w odpowiedzi, marszcząc się ponownie. - Aha, zmiana kolejności - dotknął palcem mojego nosa, przerywając na chwilę pisanie. Odwrócił wizytówkę i napisał na tylnej stronie kilka słów. - To twój adres w Holandii - popatrzyłam na wyrazy. - Dzięki ci bardzo. - Tak - potwierdził. - To mój adres tam. Powinnaś znać także i ten. Tak jest uczciwie - dodał, podając mi - teraz zapisany już obustronnie - kartonik. Po czym spojrzał na na wciąż trzymającą się jego dłoni karteczkę. - Rumia, tam mieszkasz - odczytał nazwę mojego miasta. - Mm... po raz kolejny los wskazuje mi na morze - zrobił zamyśloną minę. - Ciekawe... - Jerzy, nie przyśpieszaj - upomniałam go żartem. Dla uspokojenia, poczuwszy chłód wokół serca, pacnęłam go palcem po nosie. -Ach, te moje obawy! - pomyślałam. A na głos dodałam: - Teraz ja, teraz ja! - Teraz ja - powtórzył po mnie, krzywiąc się za moim przykładem. Warszawa, 17. Lutego 2025
  2. Jestem. Istotnie. 🙂 Miło mi wielce, że zauważyłeś i że wyraziłeś to spostrzeżenie. Pozdrawiam serdecznie.
  3. @Leszczym Michale - dzięki za wizytę, czytanie i literackie uznanie oraz komentarz. Bardzo mi miło. Serdeczne pozdrowienia.
  4. Wiem - wiele razy 😉 . Dzięki Ci bardzo za wizyty u "Dzisiaj". Pozdrawiam serdecznie.
  5. - Dobrze, Aga... - odezwał się po długich chwilach ciszy. Wciąż trzymałam głowę opartą na jego ramieniu, a moja dłoń wciąż znajdowała się w uścisku jego palców. Im dłużej tak przy nim siedziałam, tym bardziej czułam, że moje serce i moje myśli zaczyna wypełniać spokój. Pewność nie tylko odnośnie do tego, że pomiędzy nami wszystko ułoży się dobrze - tak, jak powinno. Ale także spokój o wszystkie inne sfery życia. Czułam przy nim to, czego nie poczułam nigdy przy moim byłym. Coś, czego nie rozumiałam. Coś, do odczuwania czego nie byłam przyzwyczajona. I co tym samym - pomimo wypełniającego mnie z wolna spokoju - rodziło pewien dyskomfort. - Jerzy, a jeśli... - zaczęłam wyrażać go szeptanymi słowy. - ... Jeśli? - podjął, woląc usłyszeć moją myśl wprost ode mnie, zamiast domyślać się jej. - A co... - słowa nagle stały się trudnymi do wypowiedzenia. - A co, jeśli... nam nie wyjdzie? Taki jesteś pewien, że znasz siebie? Przecież wiesz, że kolejny zawód byłby dla mnie naprawdę ciosem... Ciosem, którego nie zniosę, a w każdym razie nie od ciebie! I mój Milanek. Przecież... Wyobraziłam sobie, że przenosi na mnie spojrzenie, zwracając ku mnie oczy. Gdyby nie moja głowa na jego ramieniu - pomyślałam - na pewno... Poczułam, jak znów trochę mocniej ściska mi dłoń. I jak uspokajająco przygarnia mnie do siebie. - Wyjdzie, Aga - powiedział powoli. - Wziąłem pod uwagę wszystko na tyle, na ile było to możliwe. Nie pominąłem niczego, a w każdym razie niczego istotnego. - Czyli mnie też uwzględniłeś w swoich analizach? - zażartowałam. - A dokładniej rzecz biorąc, moje obawy i lęki? Moją mroczną stronę? Przeniósł wolną prawą dłoń na moje włosy i pogłaskał mnie po nich delikatnie. Tak, jak lubiłam. Z razu na raz coraz bardziej. - Uwzględniłem - potwierdził. - Wiedząc, że pracujesz z własną energią i tym samym panujesz nad swoimi wewnętrznymi cieniami. - Czasem bywa to trudne... - szepnęłam po chwili myśl, która zrobiła wszystko, co tylko była w stanie, aby pozostać awypowiedzianą i skrytą w moich osobistych przestrzeniach. - Wiem - odparł. - Ale wiem też, że dajesz sobie świetnie radę - kontynuował. - Ale gdyby coś... Momentalnie poczułam, jak pojawiający się - swym okropnym zwyczajem z przeszłości - strach lodowato zimną dłonią zaciska się na moim sercu. Jak kurczę się w środku, a zarazem jeżę, chcąc krzyknąć. Wiedziałam, że żartuje, zmiana tonu na lekki była wyczuwalna. A jednak... - Jerzy, nie żartuj tak... - wyszeptałam, ze wszystkich sił starając się opanować. - Miałem na myśli dokładnie to - uścisnął mi palce następny raz tego popołudnia. - Sama widzisz. Uśmiechnęłam się na swoje kolejne energetyczne zwycięstwo. Do siebie i do niego jednocześnie... Warszawa, 12. Lutego 2025
  6. - Przez-tydzień - słowa przezeń wypowiadane były tyleż spokojne, ileż chłodne - nie-znalazłaś-chęci, aby do mnie napisać?? O czas nie pytam, gdyż każdy ma go tyle samo: dwadzieścia cztery godziny na dobę, tych ostatnich siedem w tygodniu i średnio trzydzieści w miesiącu. Miałaś go wystarczająco. Zaglądałaś do Messenger'a, bywałaś na Facebook'u - widziałem. I? Przygotowałam się na przyjęcie jego uzewnętrznionego gniewu i na jegoż przełknięcie - w pełni świadoma, że sobie zasłużyłam. Ale przyjąć odeń chłód, ukryty za spokojem, było mi znacznie trudniej. Usiłowałam utrzymać podniesioną głowę i nie opuszczać spojrzenia. Nie było mi łatwo. Z pewnością czuł to. Widział. - Oj, Aga... - popatrzył na mnie chłodno. - Musisz być taki spokojny? - przeleciało mi przez myśl. - Wyjdź wreszcie zza tej maski! Zrzuć ją! Zezłość się na mnie! Podnieś głos, krzyknij! Nie rozumiesz, że jest mi cieżko? Przykro? Smutno? Wiem, że ci zawiniłam! I że nie wiem, co teraz powiedzieć, bo mam nic na swoje usprawiedliwienie? Musisz, stojąc i spoglądając, przygniatać mnie tym twoim spojrzeniem? Tym chłodem i spokojem? Jerzy! Ja... Kto wie, może zobaczył w moich oczach te wszystkie niewypowiedziane słowa. Bo podszedł i usiadł koło mnie. Blisko. Tuż obok. Przez moment odnosiłam wrażenie, że zbyt blisko. Dłuższą chwilę trwało, nim wziął mnie za rękę. - Rozczarowałaś mnie... - powiedział półgłosem, w którym rzeczywiście poczułam rozczarowanie. Ścisnął moją dłoń trochę mocniej. Obróciłam głowę w jego stronę. - Dlaczego? Mało brakowało, abym zerwała się z miejsca. - Czego ty chcesz ode mnie... - chciałam powstrzymać te slowa, ale wyszeptały się same. Może właśnie dlatego, że między nami wszystko było jasne. Oboje wiedzieliśmy, czego od siebie oczekujemy i czego potrzebujemy. Żeby mi tylko było tak łatwo, jak jemu! Zadeklarować! Powiedzieć: "Chcę być z tobą. Zaufaj mi chociaż trochę na początek." - Nie, wcale nie było mi łatwo spotykać się przez te dni z twoim milczeniem. Nie zauważyłaś, że i mi zależy? Że czuję? Wydało ci się, że nie czekam? Albo że zwodzę cię w jednym tylko celu? Westchnął. Znów schowałam się za ciszą, nie mogąc wydobyć słowa. Chyba też uznał, że wystarczy słów. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Pogładził po włosach i pocałował w policzek. Powoli, bardzo powoli, oparłam głowę na jego ramieniu. - Jerzy, posiedźmy tak... - szepnęłam. Warszawa, 9. Lutego 2025
  7. @Somalija Bardzo udany wiersz. Erotyk bez "ewentualnie" i bez zastrzeżeń. Serdeczne pozdrowienia. 🙂
  8. Przez tydzień od ostatniej z nim rozmowy nie odczytałam żadnej wiadomości od niego ani odpowiedziałam na którąkolwiek z nich. Mało tego: chwilami wręcz gotowałam się wewnętrznie na jego deklarowane otwartość i gotowość bycia ze mną oraz na oczywistą przecież akceptację faktu, że jestem - jak to nazywa się obecnie - samotną matką. Pomimo tego, że w gruncie rzeczy tej otwartości i gotowości właśnie chciałam. Bardzo chciałam. I potrzebowałam. Równie bardzo. - A to naiwniak i głupiec! - syknęłam - było to chyba na trzeci dzień od naszej rozmowy - do swojego odbicia w łazienkowym lustrze. - A to kłamca! Gada głupoty mnie, jakby nie wiedział, że znam mężczyzn! Jakby nie wiedział, że ja doskonale wiem, jacy są! Nakłamać! Namieszać w głowie! Rozkochać! Uwieść i wykorzystać! A potem zniknąć, nawet jeśli początkowo wszystko będzie układać się doskonale! Zaczeka, aż zawierzę i zaufam! Aż stracę czujność i zdrowy rozsądek ! A wtedy... Nie, cholera! - w ostatnej chwili powstrzymałam się od przekleństwa bardziej zdecydowanego. - Jerzy, nic z tego nie będzie! Choćby nie wiem co, nie dam ci się omotać! Już przeszłam swoje z tamtym i... Nagle mnie tknęło. Odniosłam wrażenie, jakby coś mignęło mi w lustrze, przemieściwszy się za mną. Jakby niewyraźny cień postaci... Obejrzałam się, ale nic zobaczyłam. - Przywidziało mi się - uspokoiłam siebie, zawróciwszy spojrzenie do szklanej powierzchni, a myśli i uczucia do gniewu i do zawziętości. Popatrzyłam na swoje odbicie i to, co zobaczyłam, nie spodobało mi się. Zdecydowanie. Zawsze uważałam się za spokojną i opanowaną dziewczynę, bardzo ładną z urody. Tymczasem ze szklanogłębi spojrzała na mnie twarz niby moja własna, ale jednocześnie inna: nie tylko wściekła, ale też wiedźmowato wykrzywiona. Włosy rozczochrane, w nieładzie, falujące w jakiś dziwny, niecodzienny sposób. Pomiędzy ich linią a linią brwi, o które przecież tak bardzo dbałam, zobaczyłam czoło pofałdowane zmarszczkami złości. Oczy zamiast spokoju skrzyły gniewem i nienawiścią. Usta, z których zgrabności i kształtnych linii zawsze byłam dumna, teraz uformowały się w nerwowy grymas. - Zaraz... - powiedziałam półgłosem. I drgnęłam, kiedy wargi twarzy widocznej naprzeciwko mojej nie wypowiedziały i nawet nie wysyczały, a wręcz wypluły ten wyraz, wykrzywiając przy tym jej resztę jej bardziej. - Nie... - szepnęłam, przerażona widokiem. Mój strach wzrósł jeszcze bardziej, gdy słowem wyartykułowanym przez lustroobraz było - o zgrozo! - "Tak". Tym razem spokojne spokojem, któremu towarzyszył jadowicie oszczędny uśmiech. - Nie - wyrzekłam głośniej, wkładając w jego wypowiedzenie tyle przekonania, ile tylko zdołałam, i zacisnąwszy dłonie na krawędzi umywalki. - Ależ tak - zaprzeczyła twarz ze szkłotrzewi. I uśmiechnęła się. Tak samo jadowitooszczędnie, jak przed chwilą. - Nie - powtórzyłam z przekonaniem, zamknąwszy oczy. I zdobywając się na tyle spokoju i opanowania, na ile tylko zdobyć się mogłam. Gdy uniosłam powieki, twarz którą ujrzałam przed sobą, była znowu moją. I znów - jak zdało mi się, przed kilkoma minutami - poruszyła się ze mną jakaś mglista postać. Tym razem w przeciwnym kierunku, od lewej do prawej. Jakby zaczaiła się albo schowała gdzieś tam, czekając. Odetchnęłam, a wtedy znów przyszło mi na myśl, że przecież on czeka na wiadomości ode mnie. Prawdopodobnie zaczynając nabierać wątpliwości w moje prawdziwe intencje, w chęci i w moje własne, wyrażone wobec niego zapewnienia. - Już dobrze, Jerzy... - wyszeptałam, wkładając w te słowa całe swoje przekonanie. - Uzgodnimy wszystko... dogadamy i zbudujemy wspólne życie. Tylko bądź... Proszę! Tylko bądź. Westchnęłam, uśmiechnęłam się i wyprostowałam unosząc głowę, jakby kamień naprawdę spadł mi i z serca, i z myśli. Twarz z naprzeciwka odpowiedziała mi uśmiechem. Tym samym, który Jerzemu tak się podobał... - Mamusiu! - zza drzwi łazienki dobiegł mnie głos synka. - Wszystko w porządku? Warszawa, 8. Lutego 2025
  9. @Lidia Maria Concertina Po "Zawsze" i po "miast" konieczne są przecinki. Zbędnym natomiast jest podwójny odstęp pomiędzy "moje" a "usychające". Serdeczne pozdrowienia.
  10. - Oj, Aga - powtórzył i westchnął. Przymknął na chwilę oczy, czego widzieć nie mogłam, ale domyślić się - już tak. Westchnął ponownie. Drgnęłam mocno. Do tego stopnia, że na pewno odczuł moje drgnięcie. - A więc lękasz się - zaczął wolno - powiedzieć mi to, co powiedzieć zaplanowałaś. Na tak krótko starczyło ci zdecydowania? Czy to moja energia, odczuwana przecież przez ciebie spowodowała, że ową determinację w ostatnim momencie sobie darowałaś albo odpuściłaś? Będąc pewną, że domyślę się wszystkiego? Po raz kolejny w ciągu tych niewielu minut poczułam, jak lodowacieje mi serce, ściśnięte zimną dłonią strachu. I po raz pierwszy, że mam ochotę zerwać się i uciec. Powstrzymałam się jednak. - Jerzy... - odparłam, cicho i z trudem. - Ja... proszę... posiedźmy tak jeszcze... w ciszy. Dobrze? Poczułam, że przytakuje. I że jego dłoń, przeczesująca mi włosy, przesuwa się po mojej ręce i, odnajdując moją dłoń, zamyka ją w łagodnym uścisku, a usta - moment później - całują wierzch mojej głowy. Uścisnął mi palce trochę mocniej, nim zaczął mówić. - Wspomniałaś mi o twoim byłym, jak potraktował ciebie i waszego synka. Napomknęłaś, że podejmując dwie prace jest ci po prostu cieżko. Powiedziałaś, że zdarza ci się padać ze zmęczenia i opuszczać w pracy jedną z weekendowych zmian, chociaż wtedy właśnie możesz zarobić większe pieniądze. Podsumowując: potrzeba ci więcej czasu i odpoczynku. A jest to możliwe w tylko jeden sposób. Spróbowałam wykrzesać z siebie jak najwięcej zdecydowania. Wyszło mi średnio. - Jerzy... - cholera, czemu tak trudno mówi się ze ściśniętymi gardłem i sercem? - tylko mi nie mów, że ty... że ty chciałbyś... że zgodziłbyś się. Przecież... przecież to jest za proste. To niemożliwe. Nie mogliśmy tak na siebie wpaść, o, właśnie teraz, w - wygląda, że w najbardziej odpowiedniej dla mnie chwili - i... Odniosłam wrażenie, że uśmiecha się lekko; w każdym razie wydało mi się, że na tyle, na ile go znałam, po prostu powinien się uśmiechnąć. Ale powtórnie mocniejszy uścisk jego dłoni na mojej wrażeniem nie był z pewnością. - Aga... - powiedział cicho, jeszcze bliżej przygarniając mnie do siebie. - Niemożliwe? Za proste? A jednak właśnie się dzieje. Jak sama widzisz. Co zaś tyczy się tego, czego ja chciałbym... Zmieniłam pozycję i uniosłam głowę, aby widzieć jego oczy. - Równie ważnym wydaje mi się to, czego ty chcesz. Warszawa, 5. Lutego 2025
  11. Dzięki wielkie, Michale. Serdeczne pozdrowienia.
  12. Siostrzyczko, dzięki Ci bardzo za czytanie i za literackie uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia. Michale. Tobie również bardzo dziękuję. Pozdrawiam Cię.
  13. @Leszczym Dzięki Ci wielce 🙂 .
  14. @Leszczym Doskonałe: "(...) bo przecież trzeba ciebie również jak najmocniej opowiedzieć (...)". Brawo, Michale. Pozdrawiam serdecznie.
  15. @Deonix_ Ano zgadzam. I przyjmuję nadmienienie. "(...) To celowa zabawa słowem (...)", powiadasz. Cytując Dumbledore'a, odpowiem: "Niech tak będzie". Pozdrawiam serdecznie.
  16. @Piotr Samborski Podzielam opinię Deonixa - Twój tekst jest interesujący i "(...) zręcznie napisany (...)". Moim zdaniem ważkość tematyki usprawiedliwia jej podjęcie. Pozdrawiam serdecznie. Deonixie - "ode mnie" zamiast "(...) odmnie (...)". Pozdrawiam serdecznie.
  17. @bazyl_prost Autorze, nadany tytuł jest zbyt długi w stosunku do krótkiego przecież utworu. Stanowiącego nadto raczej miniaturę poetycką, niż utwór prozatorski. Proponuję rozwinąć go w dłuższą formę, a będzie jeszcze ciekawszy. Pozdrawiam serdecznie.
  18. @Lidia Maria Concertina Pomysłowo i ciekawie. Bez "(...) niemal (...)". 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
  19. @Corleone 11 Kamilu, dzięki za odwiedziny i za uznanie. Miło mi Cię gościć. Serdeczne pozdrowienia.
  20. - Już jestem - napisałam doń, przybywszy do umówionej kawiarni pięć minut przed ustaloną wspólnie godziną. - Czekam wewnątrz i... - celowo ucięłam myśl. Wszedł do środka po kilku minutach uśmiechnięty, z telefonem w dłoni; widocznie przed chwilą dosłownie odczytawszy moją wiadomość. Podniosłam się na jego widok i wyszłam zza stolika. Schował szybko telefon i podszedł bliżej. Otworzyłam ramiona w czytelnym geście. Odwzajemnił go równie serdecznie. - Też cieszę się, widząc ciebie - odpowiedział na moje powitanie. Musnęłam ustami jego policzek. Uśmiechnął się lekko w milczeniu. - Aha - pomyślałam. - Może usiądziemy? - wskazał wybrany przeze mnie stolik. Przepuścił mnie przed sobą. - Co ci zamówić i do której herbaty? - zapytał, otwierając menu. - Nie chcesz wiedzieć, co u mnie? - odpowiedziałam pytaniem. Uśmiechnął się po raz kolejny i palcem wskazującym leciutko dotknął czubka mojego nosa. Zmarszczyłam się radośnie. - Chcę - odparł spokojnie - i za chwilę poproszę, abyś mi opowiedziała. Najpierw jednak zamówmy to, na co mamy ochotę. Co zatem wybierzesz? - Tę herbatę - wskazałam fotografię rozgrzewajacego napoju z dodatkiem plasterków pomarańczy i cytryny oraz wiśniowego syropu. I... - spojrzałam nań niepewnie. - Mogę? - odwróciłam dwie kartki, zatrzymując się przy zdjęciach lodowych deserów z bitą śmietaną i waflowymi dodatkami. - Pewnie - przytaknął i dodał: - Pójdę za twoim przykładem. Gdy kelnerka podeszła, aby przyjąć zamówienie, wskazał najpierw na desery, a potem na herbaty. - Poprosimy dwa razy to samo - powiedział, spoglądając na oczekującą. Po czym, gdy tylko odeszła, przeniósł spojrzenie na mnie. - Opowiedz mi - powtórzył prośbę tym swoim spokojnym tonem. Po chwili, podczas której nasze spojrzenia się krzyżowały, poczułam, jak opuszczają mnie całe zdecydowanie i cała determinacja, a nachodzą zwątpienie i obawy. - Dobrze, że nie wie, co chcę mu powiedzieć - pomyślałam szybko. - I o co poprosić. Ciekawe, jak sama zachowałabym się na jego miejscu... - błysnęło mi nagłe pytanie. Gdy nadal milczałam, objął mnie i lekko przytulił. Odruchowo przytuliłam się do niego bardziej. Nie planowałam tego, wręcz nie chciałam, ale ni stąd ni zowąd okazało się to silniejsze ode mnie. Tak bardzo brakuje mi męskich dotyku i bliskości! Poczułam, że powoli odwraca ku mnie głowę. I kolejny raz obawę, jak przenika zimnem moje myśli i jak lodowatą dłonią ściska mi serce. Oby tylko nic powiedział, błagałam los w myślach. Oby nie odgadł...! - Może jednak powiesz mi to, z czym tu przyszłaś - zaczął. - I zaproponujesz to, co najwidoczniej chcesz zaproponować. Gdy wciąż milczałam przytulając się do niego, palcami wolnej dłoni przeczesał delikatnie moje włosy. - Oj, Aga... Warszawa, 2. Lutego 2025
  21. Mirosławie, dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i za czytelnicze uznanie. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
  22. @Somalija Bo przedstawiona osoba nosi to właśnie imię jako drugie. Pierwsze zachowuję w tajemnicy. Siostrzyczko, dzięki wielkie za odwiedziny i czytelnicze uznanie. 🙂
  23. Kamilu, wielkie dzięki za czytanie i za uznanie. Miło mi bardzo. Serdeczne pozdrowienia. 🙂
  24. Kamilu, dzięki Ci wielce za wizytę i za literackie uznanie. Pozdrawiam serdecznie 🙂 .
  25. Nie był kimś szczególnie mi bliskim. Chociaż gdy go poznałam, serce zabiło mi żywiej, a i w myślach od razu pojawiło się adokończone pytanie: "A może by?..." Nic jednak zrobiłam poza trochę bardziej swobodnym zachowaniem: wdzięczna za prezent pocałowałam go w policzek. Pamiętam, że zarumienił się wtedy. Chyba nieco go zaskoczyłam serdecznością... Później, w trakcie rozmowy, zostawił mi do siebie numer telefonu, ale nie zadzwoniłam. - Ech... - westchnęłam sama do siebie. - Mówiłam ci, żebyś zadzwoniła! Widzisz? Trzeba było... - Trzeba było - przytaknęłam po niewczasie, sięgając po telefon, w którego etui schowałam otrzymane odeń wizytówki. Pomyślałam wtedy - i poczułam - po raz pierwszy, że wraz ze swoją kulturą nosi w sobie to coś staroświeckiego: sięgającego czy może raczej zakorzenionego w minioności. Wsród moich znajomych nikt w ten sposób wręcza do siebie przysłowiowe namiary. Nikt też ma taką energię jak on. - Trzeba było - powtórzyłam. - Może jednak nic straconego, może mnie jeszcze pamięta... Na pewno pamięta - uśmiechnęłam się, znów wspomniawszy tamten pocałunek. - Trudno, aby zapomniał. - Jerzy... - odczytałam jego imię, wyciągnąwszy jedną z wtedy otrzymanych. - Zero-zero-czterdzieści osiem... - zaczęłam wprowadzać cyfry przy pomocy elektronicznej klawiatury. - Pięćset... Jest! - wpisałam ostatnią. - Dzwonię. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Po nim kolejne dwa, aż włączyła się automatyczna sekretarka. Rozłączyłam się bez nagrania wiadomości, bo kto je nagrywa - i kto odsłuchuje - w dzisiejszych czasach? - Co ja sobie myślałam... - zasmuciłam się. - Że odbierze połączenie przychodzące od aznanego sobie numeru? Pewnie nawet i tak mnie już nie pamięta, a nawet jeśli... Ale co mam do stracenia? Nic przecież. - Je-rzy - przeniosłam się do aplikacji pisania i wysyłania wiadomości. - Tu Agnieszka z Sopotu. Poznaliśmy się dwa miesiące temu w jednej kawiarni przy Monciaku. Pamiętasz mnie? Tę radosną fascynatkę herbat? Zawahałam się chwilę przed wysłaniem esemesa. Ledwie odrzuciłam negatywny impuls, by go usunąć i pozostawić wszystko tak, jak jest: w zawieszeniu. - Oj, Aga! - skarciłam samą siebie. - Tak szybko zapomniałaś? Co - masz - do -stracenia? - powtórzyłam pytanie. Na odpowiedź nie czekałam długo, odpisał w ciągu pół godziny: - Witaj Agnieszko - miło, że napisałaś. Czy u Ciebie wszystko w porządku? Z mocniej bijącym sercem zaczęłam pisać odpowiedź. - Jerzy... Warszawa, 29. Stycznia 2025
×
×
  • Dodaj nową pozycję...