Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Jagodziński

Użytkownicy
  • Postów

    306
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Jagodziński

  1. byłoby fajnie, gdybyś na siłę nie poetyzowała. te wszystkie "ludzkie istnienia", "liście przelotne", "pęknięte lustra", "chmury podniebne" -- mało to oryginalne. oyey się nie czepił dopełniaczy, ja to zrobię. no i tytuł, proszę, po co tak kawę na ławę.
  2. Sorry, ale jak to przeczytałem to się trochę wzburzyłem: co to za bzdury? Dlaczego autorka ma zmieniać imię? "Panie Adamie, pan napisze Łotwa, nie Litwa, bo to ładniej brzmi". Uwagi pana W_A_R też jak to się mówi -- od czapy kompletnie. "Panie Adamie, Pan się tą Łotwą nie zajmuje, tylko o jakimś zdrowiu pisze, tak jakby Pana nie obchodziła..."
  3. o ile trudno się przyczepić (bo i utwór i tematyka o czepianie się nie prosi), jest w nim jakaś lekko denerwująca dosłowność, to dopowiedzenie, "Że wiosną Kazia nie przyjdzie, / nie opowie co jej się śniło, nie dotknie." sprawia, że wiersz staje się lekko "czytankowy". a być nie powienien. prawda?
  4. no chyba nawet nie nieprzyzwoity. do szybkiego zapomnienia.
  5. No właśnie o to mi chodzi, nie mieszajmy w to jurorek, bo to niesmaczne.
  6. młode to jakieś i fajne, mimo, że przecież wcale niezbyt udane, zbyt dosłownie spuentowane. ale przycinanie pędów trendom fajne. chociaż wcale nie dalej zachodzą.
  7. Wzruszające, choć żenujące są te reakcje. Najpierw Tommy Jantarek, próbuje jakoś to sobie wytłumaczyć, podejrzewając o "nienormalność" jurorki. No, bo może taka Kamińska jest nienormalna? Albo Mueller, wykładająca na UW poetykę, zwyczajnie nie odróżnia wiersza od prozy? A potem całkiem powalająca reakcja pana W_A_R. Bo przecież konkurs, jak każdy musiał gdzieś się odbyć. To może miejsce złe ;) A od kiedy to Warszawa (Paryż, Koluszki, Nowy Jork) jest wyrocznią :) No i argument ze sztachetami ;) Proszę się poznęcać nad wierszem, zostawić jurorki i Warszawę w spokoju. Naprawdę, to trudniejsze cele, niż mój wierszyk.
  8. pokraśniałem. kraśnieję, kiedy mówisz: pan, panu, z panem. rozlewnie zorzy (zanotować pod "zorza, rozlewnie") zdwoiły moce wytwórcze w asortymencie rumieńców. jakże mi miło. mogę chodzić po ulicach (myślałem: nie ma dla mnie ulic), przystawać na przystankach, na skrzyżowaniach będą mnie mylić z sygnalizacją, zatrzymywać się będą, otrąbiać i pytać, skąd różewicz na twarzy? powiedziała: pan, panu, z panem, i dodała -- zawsze. pokraśniałem: na policzkach napisałem kredą "coca-cola", ja czerwony palant, ja czerwonomorska latarnia, ja krwawy bałagan, mów: pan, panu, z panem, błagam!
  9. no tak, nastrojowy miejski obrazek, raczej wprawka niż wiersz. czeka się na coś, a tu nic. śpimy dalej.
  10. cóż, wydaje mi się, że autorski komentarz był najzupełniej zbędny.
  11. czytałem już na Nieszufli i podobał mi się. nie wiem, czy potrzebne jest to powtórzenie "zlekceważył dźwięk" i "nie dosłyszał". tak czy owak, udany tekst, bez dwóch zdań (no, bez jednego ;))
  12. zbyt nakazowo rozdzielcze. peel domaga się pamiętania, ale zbyt dosłownie to czyni i zbyt jest w tym perswazywny. nie przekonuje.
  13. może już czas wyleczyć się z zapamiętanej twarzy i odbić w setkach kopii to, co widzę w lustrze: podwójny podbródek. po niedobrej nocy budzę się i powtarzam, że nastego marcopada znikąd z miłością. tak, trzeba zacząć się oczyszczać. wymazywać z pamięci nieprzydatne tytuły piosenek, książki znieść do piwnicy, wyrzucić niepotrzebne przedmioty. noszony w głowie słownik zredagować, by z czasem przydał się do przeszło-teraźniejszych tłumaczeń. it's over, fine, kaput i poszło, tak, z niezużytym rozstać się trzeba, a przy pożegnaniu zapomnieć o krzywdzie. wreszcie nauczyć się milczeniem przyjmować nadciąganie siwych chmur, pewną fałszywą dostojność gestów ukrywającą ich nieporadność. zamknąć ten rozdział, pozostawiając wiele niezakończonych wątków. uwierzyć, że rękopisy nie płoną, a nawet jeśli -- nie podchodzić do ogniska, zostać w zewnętrznym kręgu, patrzeć na cienie, uczyć się z nimi rozmawiać.
  14. przyznam, że nie rozumiem tego za bardzo. to źle czy dobrze?
  15. dzięki za komentarze. gdyby to kogoś interesowało, to powyższy wiersz jest nawiązaniem do tekstu pt. Walkman (http://www.lampa.art.pl/bratkowski/wie.htm#pb) Piotra Bratkowskiego oraz Bhagavadgity, religijnego tekstu hinduskiego (w znacznie mniejszym stopniu).
  16. cóż uczynili tamci? weszli do lokalu, zdjęli kurtki i zaparowane okulary, zamówili po browarze. siedzą. palą, piją. kiepują, łykają i znowu palą. moi bracia. wszystko moi bracia. moi bracia, a jednak muszę ich zabić, wyrwać baterie z discmanów, wyrwać karty sim z komórek, napluć w ekrany palmtopów, bo chociaż są moimi braćmi, dzieli nas tak wiele: trzy stoliki, przy pierwszym małolaty (czego one mogą słuchać, powiedz -- myślę, że słuchają Interpolu, chyba, że chcą się upodlić, to wtedy Korna, dobra) przy drugim koleś sam siedzi, gapi się w to piwo, ma na sobie sweter tureckiej produkcji (ten to niczego nie słucha -- niby czemu, na pewno Celine Dion pomaga mu przed zaśnieciem), przy trzecim para i się całują (wyglądają na yesomanów -- olejmy ich) a potem bracia, gdzie byliście przez te lata, że stać was tylko na pierdolenie o Niemenie, maczaliście palce w śmierci Cobaina, czy nadal się wstydzicie? dlaczego tak siedzicie, powiedzcie coś, macie jeszcze tą chwilę, te trzydzieści lat, albo dwadzieścia, bo dużo palicie. ostatni raz razem na Dezerterze, kiedy matka mnie nie puściła jak możecie nie pamiętać, piszecie na siebie wyrok, piszecie wyrok, za to że skręciliście światu kark, obcięliście Polsce dredy, że teraz możemy się tylko śmiać cieszyć, że przetrwaliśmy britpop, że tacy zahartowani, poradzimy sobie z inwazją muzyki klubowej pozamykamy się po domach, zatankujemy do pełna dyskografię Albiniego z internetowych stron pełnych takich jak my przerośniętych ssaków, z naszych okien widać Kapitol, widać bombardowanie Bagdadu, widać kolosalne wszystko, z naszych okien marki Panasonic, Sony, Thompson, z okien, do których już nie lepią się języki, z których oczy nie zlizują napisu MTV, z okien, które wyłączamy coraz częściej, zamykając się w cytadelach wspomnień. bracia, wyłączcie przenośne odtwarzacze młodości, którą mieli wyłącznie wasi niewidziani kuzyni z Seattle, chciałbym jeszcze pocałować was w przypomnianym nagle języku. tak, pocałować, zupełnie jak te pedały z Ramsteinu, potem przecież możemy wszyskto sprostować, tak jak prostujemy od wielu lat porysowane ścieżki cd-romów naszych złudzeń. prawdę mówiąc nawarzyliśmy piwa, w chuj piwa, teraz jest czas przyklejania nalepek na butelki. prawdę mówiąc mam już dość piwa, dość dziewczyn, dość papierosów. nie jestem prywatnie sympatyczną osobą. prywatnie mam irokeza na jajach. prywatnie mam dwa pośladki: lewicowy i prawicowy, oba są skrajne i wielką dziurę w centrum, w którą celują mikroby z agencji reklamowych i specjaliści od kreowania wizerunku. prywatnie jestem wypalony, spełniłem swoje zadanie: odfiltrowałem trochę szkodliwej smółki, dogasam, tylko jeszcze porzucę niepotrzebne pacyfy, ureguluje rachunek, i wyjdę. nic już nie jest w stanie was uratować, Krishna jest po mojej stronie. zdziwieni?
  17. miliony raz opowiadano już o tym "ja", "ty" i "my". tym razem w miarę interesująco, ale ile można.
  18. oyezu. oczodoły, bezistnienia i oczywiście krew. nie, nie, nie.
  19. a mi niestety ten wiersz nie zbudował żadnego obrazu, zwłaszcza "chcę być" -- to moim zdaniem żadna puenta.
  20. nie bardzo wiem, co z tym zrobić. niby jest ok, ale coś mi zgrzyta. "plamki *zazdrosne*"? dlaczego? i czemu te wszystkie inwersje? "parapet ciepły", "grafitu sukienka"? ostatnie dwa wersy ciekawe, choć jak się otrząsnąć z pierwszego wrażenie, nieco tracą.
  21. krew, krzyk, łzy, rany, serce, ból, śmierć -- trudno zmieścić tyle w jednym wierszu, a Tobie się niestety udało. tragicznie słabe.
  22. "Są co najmniej dwie strony wszystkiego - myślę biorąc nóż : mogę ukroić chleb albo zabić . " nic by się nie stało, gdybyś takie olśnienia zachował dla siebie. gordyjskie węzełki abstrakcji z dystansu przyjmowanych za sensy -- to fraza godna Oyeya. nie, to nie jest komplement. słabe.
  23. przesłodziłeś końcówkę. herbatka mało oryginalna, ale zupełnie strawna, do momentu, kiedy wsypałeś w nią tą przyszpiloną grudkę możliwości. do rodzinnego albumu, nie do działu dla zaawansowanych poetów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...