Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marcin Jagodziński

Użytkownicy
  • Postów

    306
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marcin Jagodziński

  1. nie chcę już tych wszystkich lilith, subcubów i inkubów oraz innyh gorgorothów. snuje się ta lilith po wierszach jak golum za pieścieniem, dziewczyny, dajcie spokój ;)
  2. musisz zrozumieć, że łapię się na lepy. od czasu gdy adam z ewą przestali uprawiać seks bez zabezpieczeń, tylko na pokuszenie mogę z łóżka wstać, masło rozczochrać na bułce, usta przepłukać herbatą. gdy dostali nakaz i wyszli, cóż powiedział adam? och, jak tu kurwa tandetnie! ewka nożykiem obiera ziemniaki. obija mięso. schab! schab! wali tłuczkiem, aż szklanki zaczynają dźwięczące połajanki w kredensie. adam odczuwa znużenie treścią żołądkową konwentu rządzącej partii, odkłada gazetę na fotel, otula się w panierkę drzemki. musisz zrozumieć, że sytuacja nie jest dramatyczna. to nie chodziło o nich, z tym centrum wypędzonych. co się kłócili. świat marzy, świat miesza mizerię, powoli dolewając odrobinę octu do śmietany. świat sypie koperek. rumieni cebulkę. kroi szczypiorek. sieka. blanszuje. przyprawia. rozprowadza z wodą. jutro będzie megaschabowe! prosiłbym -- zostaw kilka kawałków pazłotka. łapię się na lepy, na to ciepłe między palcami a językiem, to spływające, to słodkie. taki jestem, innego mnie nie będziego, takiego zresztą też. daj buzi.
  3. dwa pytania: 1) z powodu kogo/czego? 2) jak już byś włożyła, to co dalej?
  4. nie nie, julka, nie. ja pogadam, ale pisz w ten sposób. nie chcę mówić: dorośnij, ale powiem tak: jak już dorośniesz, to nie będziesz miała do tego wiersza wielkiego sentymentu. chociaż dorośnięcie nie jest jakąś wartością samą w sobie.
  5. wszystko fajnie, tylko się wersy nie mieszczą, nie mogłem też dać tytułu takiego, jaki chciałem (bo admin zadecydował, ze nie mogą być dłuższe). naprawdę, to nie jest rekord długości wersu. prosiłbym o możliwość pisania dłuższych bez konieczności ich zawijania.
  6. tu nie chodzi o to, że to jest "małopoetyckie" (tutaj należy się przyzwyczaić do tego typu zarzutów i żadnego znaczenia do nich nie przywiązywać, bo ani klasyfikacja nie świadczy o wartości, ani też klasyfikujący nie mają najczęściej pojęcia o tym, o czym piszą.) ten wiersz jest po prostu banalny. bohater wiersza niby o czymś tam myśli, ale właściwie myśli o czymś innym, w tym myśleniu nie dochodzi do żadnych wniosków. bardzo słabo ten wiersz stoi pod względem językowym. opowiedziany jest językiem dookólnym, nie trafiającym wprost. mówiąc krótko jest niezwykle przegadany. posługuje się nadto wytartymi metaforami w rodzaju "serca". tym niemniej zachęcam do dalszego pisania. może nie od razu o wszystkim.
  7. trudno dołączyć sie tego chóru zachwyconych głosów. wiersz banalny, przewidywalny, posługujący się ograną poetyką. nie wiem, nie znam się na poezji dla dzieci, może w tej kategorii by coś znaczył. sentymentalne to i nieciekawe.
  8. to nie jest zły wiersz. na granicy przeszarżowania, ale nie jest zły. gdyby więcej określeń typu "plecy/pełne czarnych chmur" -- byłby doskonały. czasami by można z czegoś zrezygnować (wybrać: "rośnie/wrzodzieje"). mocniejsza, bardziej zaskakująca jak dla mnie (ale nie chcę przecież niczego narzucać) byłaby pointa: śmiech płoszy gołębie z dachów rozbija szyby w oknach może postarasz się to wydestylować jeszcze? aż mam ochotę napisać tu swoją wersję, ale się powstrzymam. także od oceny komentarza tommy'ego.
  9. ta wielka, roślinożerna biblioteka: czy ktoś się jej jeszcze boi? pasie się narodowa na polach mokotowskich stałocieplna jak brontozaurus. z daleka wygląda jakby drzemała po paru głębszych epokach. mrówki z plecakami pielgrzymują przez zmiętą, pożółkłą trawę paść się nią. znaczy: jest dosyć martwa. jak na bibliotekę. tu dybałbym na ciebie, na ławce czytając gazetę codzienną. na wietrze uprawiając windsurfing -- -- wzrokiem przecinając fale alfa, betu, wąchając zapach gnijącej zimy. tu bym dybał, wdychając stężone dawki alergenów, na ciebie, kichając, refując strony gazety, na ławce, w parku, obok, pod, u boku majestatycznego trupa, na wietrze. najokrutniejszy miesiąc to kwiecień, moje błony śluzowe ślinią się śliską śliną, w oczach rodzą się kryształy brudnego krzemu, kocham cię smarkulo. czytam książki jak wandal, rozrywam zdania na pół, zostawiam niepoobgryzane, z mięsem przy samogłoskach. nie tak mama uczyła, nie tak, mówiła: patrz pod stopy. spoglądam, widzę: leży skulona, drżąca, niepewna jutra pusta paczka po chesterfieldach. dlaczego ławki są niedowytrzymania, czemu niebo wyświetla reklamy poduszek, dlaczego czekam, kręcę się? powiedz mi biblioteko. co ja widzę w dziewczynach z polonistyki, czy antyhistaminy pomogą mi tej wiosny, czy derby przebiegną spokojnym dreszczem przez stolicę, co ja widzę w tej dziewczynie, kiedy jej nie widzę i dlaczego zadaję wtedy tak dużo pytań?
  10. już tytuł straszny, jak jakiś sequel. reszta słaba.
  11. no to mamy (neo)lingwistę. fajne.
  12. a jakieś uzasadnienie tej oberwacji?
  13. wszystko fajnie, ale wyjedź z tego miasta wreszcie :) choćby do innego. krzysiu :)
  14. coś by z tego było, gdyby nie było tak dosłownie i z przytupem. podziwiam oyeya i jego wgląd w świadomość autora, ciekawe jak odróżnia środki artystyczne świadome od nieświadomych. czyżby zabrał się za psychologię w weekend?
  15. no, jest nieźle, kilka bardzo dobrych fragmentów. to się prosi o lepsze zrytmizowanie. pojawiają się rymy i już sie do nich przyzwyczajam, gdy pojawiają się też zgrzyty (choćby ostatnia zwrotka). parę pretensjonalizmów też najzupełniej zbędnych: "bestia więziona pod pieczęcią krzyża" (?) dwuznaczne i nie przekonywujące w żadnym ze znaczeń. takie zbitki "twych nagich ust" -- to też nie jest najwyższy lot. ale podoba mi się, postaraj się może jeszcze raz go przepisać. [sub]Tekst był edytowany przez Marcin Jagodziński dnia 15-03-2004 11:41.[/sub]
  16. oyey, czy są jakieś granice autokompromitacji, które cię powstrzymają? oczywiście że jest słowo "poodkuwać". znalazłeś 1 literówkę. poziom krytyki literackiej równy temu, który reprezentuje spellchecker w Wordzie. pewnie z niego korzystałeś. a teraz odnośnie nie -- osoby komentującej -- ale Twoich komentarzy: RZYGAĆ MI SIĘ CHCE JAK JE CZYTAM
  17. nudy nie musisz udowadniać, wszyscy wiedzą, że jesteś przygnębiająco nudny, ale te literówki, to wskaż, przydasz się na coś.
  18. dla Moniki Mosiewicz dużo płynniej mi się pisze odkąd znalazłem sie za bursztą. chodze po wodzie, mam wodę w usztywnionym kolanie, mam wodę w ustach, w stawach, w ustawach, w rurach nieszczelkach, mutrach, kryzach, pakułach, złączkach: mordę mam jak hydraulik, mam mordę na zawór. otwartą -- fi piętnaście i ani kropli przed trzynastą, zawsze miałem w życiu podgór- kę, kę? prosze nie krzyczeć, wbrew pozorom "eureka" nie jest hasłem do biosu hydrantów. mama zawsze mówiła, patrz taki hydraulik w tych brudnych buciorach, mógłby chociaż wytrzeć, a ile zarabia, a ile zaprawia, a jaki zarobiony, niechętny jaki jak anioł stróż ku pomocy (pani podstawi wiadro), a pro- fesjonalizmu to żadnego, tylko pazerność na kasę, a pro- fesor uniwersytetu zarabia porównywalnie, a archimedes, a sedes się zatkał, a dylemat taki "miedź czy pić", a nowe materiały instalacyjne zachodnie, dzwonie do prawdziwego fachowca, a chodź pomaluj mi właz, na żółto i na niebiesko, a kurwa lecę po żabkie na hydrofor, bo zapomniałem, przykręć ten zawór, a czasem owszem, fuszka, coś skapnie, to pani już pościera, a taki poeta, też nie wylewa za kołnierz, a to będzie ze dwie stówki i na setkę żeby starczyło, a proszę się nie wyrażać, w tym domu są dzieci, dwieście złotych ma pan na myśli, w tym domu się nie przelewa, daj mnie pani jakąś szmatkie, proszę się odsunąć, będzie chlapać, o, kafelki trzeba poodkuwać, kiedyś to tak robili, tera się człowiek męczy, może się pan herbaty napije, dziękuję, jestem w pracy, kolega skoczył po piwo, my czasem po pracy warsztaty półlitrackie, daj szestnastkę, nakrętka nie chuj, musi puścić, włoski dolnopłuk, hiszpańska bateria niemiecka solidność, zwyczajna kiełbaska wybija, to się zgwintuje, co pan myśli o unii? zarobi się gipsem. syn tej, co jej robilim tą łazienkie wiersze pisze podobno, a ona na uczelni wykłada, piedolisz. chyba terakotę. może jednak herbatę, proszę tu nie palić, pani da jakiś śrubokręt, bo nie wzielim, i spodeczek, na pety.
  19. niebo jak zepsuty bankomat nie wypłaci dziś ani jednej gwiazdy choćbyś wystukał na chodniku wszystkie kombinacje pinkodów. gdzie prowadzi trzecia szyna? dokąd będzie przemakać asfalt? ile centymetrów pod zwichrowaną szachownicą betonowych kwadratów; centymetrów, metrów, przeczuć, ile wojen tam trwa, szepczących z przyzwyczajenia swoje ciemne rozkazy? jestem zmęczony. ślepe ulice bezczelnie wpatrzone, uwodzą wzrok bez mrugnięcia okien. tej nocy bez walki oddałem kilka godzin, lecz nie wiem komu. drżenie pod stopami zdaje się drżeć obojętnie, przechodzić obok, przechodzić bezwiednie i bezszelestnie, jak ktoś przechodzący w coś, jak coś przechodzące w nic.
  20. słabszy zdecydowanie niż poprzedni (po części dlatego, ze poprzedni bardzo dobry). już ta pierwsza zwrotka ze zgrzytem, słomkowość wykorzystana średnio, "i ciepłem" w oddzielnym wersie ani nie zaskakuje, ani nie zaciekawia (wygląda na brak pomysłu). druga zwrotka lepsza, "kosiarka kolekcjonerka kłosów" jest równie ładna i znaczeniowo, jako symbol i brzemieniowo. to "jak ty" trochę drażni. no i potem wiersz skręca w zupełnie inne tematy. pytanie: na co w ogóle ta pierwsza zwrotka? generalnie solidaryzuję się z pomysłem topienia marzanny i witania wiosny, ale jednak wiersz nie o tym. można sobie darować tę pierwszą zwrotkę. "przestaniesz przesypywać się przez palce" -- też ładny akord na końcu. masz słuch i melodię, ale czasem gubisz rytm.
  21. beznadziejne. na poziomie tekstów De Mono.
  22. zasieli puszka na ziemi i rośnie, kudłuje oceany. tak mi ciepło. mogę na bosaka chodzić po europie, azji, afryce. puszek rośnie, kiełki z mgiełki, ciepłe kluchy, kasza manna, fanty i granty. a to wszystko na samofinansowaniu, ogrzewane przez słońce. aż dziw bierze, że jak twierdzą fizycy, Bóg nie gra globem w zośkę.
  23. trochę to jednak słabe. zwłaszcza ostatnia strofa. wiem, przed takimi wierszami czasem trudno się obronić. ale wybitne dzieło to nie jest i nigdy nie będzie.
  24. słabe to. bez wątpliwości. nie ten dział.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...