Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszczym

Użytkownicy
  • Postów

    9 779
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Treść opublikowana przez Leszczym

  1. Ona podeszła do mnie i przysiadła się po drugiej stronie ławy. Uczyniła to z wesołością i pięknym uśmiechem oczu dojmującymi z jej twarzy. Miała piękne dołeczki na policzkach. Pierwsze na co zwróciłem uwagę (ach jakiż ze mnie wzrokowiec) to na jej schludny wygląd. Wydaje mi się, że mogła mieć kilka kilogramów nadwagi, co nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo po pierwsze była naprawdę zadbana, po drugie miała i tak świetną figurę, a po trzecie sam do najlżejszych wcale nie należę. Miała na sobie obcisłe, czarne spodnie, ładną ciemną koszulkę i narzuconą na ramiona kurteczkę. Była subtelnie umalowana, ale żeby być uczciwym muszę Wam powiedzieć, że kompletnie się nie znam się na rodzajach i sposobach makijażu. Zapytała mnie jak mam na imię, odpowiedziałem, że Daniel, a ona przedstawiła się imieniem Rebecca. Z początku rozmawialiśmy po francusku, bo parę zdań potrafię wypowiedzieć w tym języku, ale niebawem przeszliśmy na angielski, w którym się czuję swobodniej, bo znacznie lepiej opanowałem ten język. Rebecca była dobrym i wesołym rozmówcą. Z sobie tylko wiadomym wdziękiem i gracją opowiadała mi historyjki jedna po drugą, zaciągając się papierosem i z umiarem popijając jasny, prawdopodobnie francuski browar. Prawda jest taka, że byłem lekko oszołomiony i nie bardzo rozumiałem, co się dzieje oraz prawdę mówiąc nie wiedziałem dlaczego ona się właśnie do mnie przysiadła, bo w lokalu przecież było kilku innych mężczyzn, zresztą wydaje mi się, że przystojnych Francuzów i przez dłuższy czas nie byłem w stanie sobie wytłumaczyć dlaczego ona w ogóle rozpoczęła ze mną rozmowę. Szczerze mówiąc nie byłem zbytnio rozmowny, co chwila zamykając się wśród niedostępnych, jakby nieobecnych i trudnych do rozgryzienia myśli, ale Rebecce w ogóle to nie przeszkadzało. Zapytała mnie o kilka rzeczy w stylu gdzie mieszkam, z jakiego pochodzę kraju, co mnie tu sprowadza i czy podoba mi się w tym lokalu. Rzetelnie i na ogół twierdząco odpowiadałem na każde z pytań, rozmowę popijając piwkiem, które zresztą zaraz mi się skończyło. Później sobie pomyślałem dobrze fajna rozmowa, ładna dziewczyna, ok, ok, ale ja i tak nie mam pieniędzy na następne piwo, a poza tym wcale nie chcę się upijać. W jakiś taki nadzwyczaj lekki, niezobowiązujący i swobodny sposób wymieniliśmy się numerami telefonów, a nawet umówiliśmy się na kolejne spotkanie w pubie. Sytuacja bardzo mi się podobała i prawdę mówiąc Rebecca naprawdę przypadła mi do gustu. Pożegnaliśmy się we francuskim zwyczaju, całując się w oba policzki i wypowiadając niemalże magiczne francuskie słówko. Rebecca poszła do siebie, zresztą wcale nie pytałem gdzie, a ja do siebie, to znaczy na gospodarstwo oddalone od pubu o kilka kilometrów. Zdarzenie było bardzo przyjemne, tyle tylko, że nie potrafiłem w ogóle zrozumieć dlaczego Rebecca do mnie się przysiadła. Prawdę mówiąc po czasie rozwiązałem i tę zagadkę, ale uczyniłem to dopiero później, bowiem podczas powrotnego spaceru. Przypomniałem sobie i powtarzałem w duchu jej zachowania i reakcje, co pomogło mi rozwiązać tę wydawałoby się, że skomplikowaną szaradę. Być może mógłbym dłużej Was trzymać tutaj w niepewności, ale tego nie uczynię i od razu wyjaśnię o co chodziło – hm, jakież to prozaiczne – chodziło o lewe perfumy Hugo Bossa, a właściwie o subtelny i słodkawy zapach mandarynek i rozmarynu. Skąd tak szybko się tego domyśliłem? Otóż, kupując drugie piwo przeszedłem obok niej i przypomniałem sobie jej pozytywne jakby przemożnie akceptujące zachowanie, a po drugie bardzo się Jej podobało, gdy ciałami zbliżaliśmy się do siebie, a zwłaszcza spodobały się jej nasze pożegnalne całusy w policzki. Gdy tylko uświadomiłem sobie ciąg wydarzeń podczas wieczornego spaceru, aż wybuchałem śmiechem i przeniknąłem radością, bo prawdę mówiąc zupełnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Jakież wydawało mi się przewrotne, że oto w ojczyźnie perfum, ładna i zadbana Francuzka nawiązuje ze mną bliższą znajomość tylko dlatego, że skrupulatnie popsikałem się podróbką perfum Hugo Bossa, zresztą nabytą w ostatnim momencie, do tego prawdopodobnie od Rosjanina, w dodatku za marne sześćdziesiąt złotych. Proszę tylko spojrzeć, czy życie nie jest w stanie napisać niesamowitych i zupełnie nieprawdopodobnych scenariuszy? Jest w stanie, owszem, jest w stanie, nawet dużo lepsze i bardziej interesujące, ale akurat tego scenariusza nie napisało, bowiem zmyślam, ponieważ lubię niekiedy popuścić wodzy fantazji. Ponadto uprzejmie wyjaśniam, że często piszę co czuję, a wydaje mi się zwyczajnie, że sporo tutaj odczuwam, choć mogę się mylić w tym właśnie zakresie. Mogę tylko powiedzieć, że podobne wydarzenia mają tutaj miejsce, a ponadto staram się, bardzo się staram, żeby powyższa opowieść zabrzmiała przede wszystkim wiarygodnie. Nawet jeśli uważasz mnie za kłamcę, czy kogoś w rodzaju oszusta, proszę zostań ze mną, a rzecz jasna uczynisz jak chcesz uczynić, bo masz do tego niezbywalne prawo. Na swoje wytłumaczenie mam tylko jedno usprawiedliwienie – wydaje mi się, że w sztuce można kłamać i zmyślać i wyolbrzymiać i zmieniać zdanie i przeczuwać i umniejszać i prowokować i bulwersować i kreować i przeinaczać fakty i jeszcze dziesiątki najróżniejszych innych i oraz zawsze tak było, jest i będzie. Jestem skłonny nawet przypuszczać, że im więcej wymyślasz, kreujesz i przeinaczasz fakty (bo zawsze pisząc o czymś praktycznie rzecz biorąc przeinaczasz fakty), tym lepszy wychodzi Ci tekst, ale jest to temat w gruncie rzeczy na osobną opowieść. Z tą tezą, zresztą jak z prawie każdą inną można jako żywo dyskutować. Ostatnio bardzo lubimy na przeróżny sposób tak czynić, a nie mi jest oceniać, czy to dobrze, czy źle całkiem. Fakt jest faktem, że rozpisaliśmy się i rozdyskutowaliśmy się na tysiące najróżniejszych sposobów. Takie czasy. Wystarczy nadmienić, że po paru spokojnych latach względnego racjonalizmu i rozsądku na naszym niebie znów pojawiło się UFO, w co z teoretycznego punktu widzenia jestem w stanie rzeczywiście uwierzyć oraz co jeszcze lepsze tysiące lub setki tysięcy coraz to nowych i coraz bardziej absurdalnych teorii spiskowych oraz w gruncie rzeczy paranoicznych tez, hipotez i przypuszczeń. Jeśli miałbym próbować podsumowywać te czasy, po pierwsze wskazałbym, że jesteśmy w okresie przejściowym (o ile sobie dobrze przypominam postawiłem tę tezę wcześniej niż sama wielka Olga Tokarczuk:), a po drugie jesteśmy we wczesno – komputerowej fazie rewidowania założeń, postaw, poglądów i zapatrywań na otaczającą nas rzeczywistość, co ma niewątpliwie pozytywne jak i szereg negatywnych skutków, ale tutaj nie o tym. Miałem żartować, miałem tylko żartować, już wracam na pozytywną stronę kartki. Fakt moich przypuszczeń bliskich pewności postanowiłem sprawdzić, a następnie wykorzystać już na następnym spotkaniu w pubie. Jak wspomniałem jestem w miarę przyzwoitym człowiekiem, co powoduje, że w żadnym wypadku bym tak nie uczynił, gdyby Rebecca faktycznie mi się nie podobała i gdybym wobec niej miał jakieś nieuczciwe, czy niestosowne zamiary. Nic takiego nie miało miejsca, chciałem bowiem właściwie tylko jednego, a mianowicie bliżej poznać Rebeccę, co mi się zresztą udało, ale nie uprzedzajmy zanadto wypadków. W tym słusznym celu przed drugim wyjściem do pubu oczywiście aż do przesady schlapałem się perfumami Hugo Bossa. Wiedziałem również, że podróbki perfum mają to do siebie, że szybko wietrzeją, dlatego postanowiłem wziąć plecak, a do niego zapakować flakon z perfumami. Przed godziną umówionego spotkania w pubie, a przyszedłem parę minut wcześniej, udałem się do ubikacji żeby poprawić natężenie własnego zapachu. Ograniczyłem się też w paleniu papierosów – czegoż to się nie robi jak powiadają w słusznym celu, czyli dla kobiety? Niebawem przyszła do lokalu Rebecca, znów zresztą świetnie wyglądała, choć ubrana była praktycznie tak samo jak poprzednio, bo w ciemne kolory i przywitała się ze mną buziakami w policzki. Patrzyła na mnie z wyraźną aprobatą oraz znów zaczęliśmy rozmawiać w języku angielskim. Tym razem rozmowa była bardziej pogłębiona, ponieważ zaczęliśmy odrobinę rozmawiać o naszej przeszłości, a nawet nieśmiało i niezdecydowanie wybiegać w przyszłość. Oczywiście znów potrafiłem gdzieś uciec myślami, a wiąże się to z tak zwaną emigracją wewnętrzną, ale ponownie Rebecce ta okoliczność w ogóle nie przeszkadzała. Ponownie usiedliśmy po przeciwnych stronach tej samej ławy. W lokalu znów było kilka wesołych i żywiołowo reagujących osób. Tym razem postawiłem Rebecce piwo, bo wziąłem nieznacznie więcej pieniędzy, ale przecież nie jest to fakt godny wspominania. Jakież to przecież słabe i trywialne pisać o pieniądzach, no jasne :) Po wypiciu pierwszego piwa poszedłem do łazienki, żeby popsikać się perfumą Hugo Bossa, co przyniosło ten nieoczekiwany w sumie efekt, choć zaplanowany z najdrobniejszymi szczegółami, że Rebecca poprosiła mnie, czy może przysiąść się obok mnie, ja rzecz jasna się zgodziłem, dlatego ona usiadła i subtelnie oraz delikatnie przytuliła się do mnie ramieniem. Poczułem jej włosy na własnym ciele. W duchu to ja się śmiałem, prawdę mówiąc nigdy nie przypuszczałem, że sprawy sercowe mogą być tak banalnie proste, bo wcześniej zazwyczaj miałem szereg, zresztą najróżniejszych kłopotów z kobietami. W normalnych okolicznościach, że tak powiem przyrody umówiłbym się z Rebeccą gdzieś na spacer, przejażdżkę rowerem lub samochodem, czy nie wiem na zakupy, ale tym razem sprawy biegły tak szybko, zdecydowanie szybciej niż zazwyczaj, że postanowiłem zaprosić ją do siebie na obiad. Rebecca poczuła się niepewną oraz miała trochę wątpliwości, czy przyjąć moją propozycję, ale po chwili wahania przystała na nią. Tym samym doszedłem do wniosku, że lewe perfumy Hugo Bossa potrafią czynić prawdziwe cuda i nie ma tym żadnej, nawet najmniejszej przesady. Ponownie wypiliśmy po dwa piwa i wypaliliśmy kilka papierosów, choć zdecydowanie mniej niż poprzednio. Im starszy tutaj jestem tym mniej zadaję pytań o zatrudnienie, dlatego prawdę mówiąc nie wiedziałem czym Rebecca zajmuje się w życiu tak zwanym zawodowym. Zamiast pytać Ją o niekiedy kłopotliwe sprawy pracy wolałem opowiedzieć jej kilka słów o Polsce oraz faktycznie trudnej i coraz gorszej sytuacji w naszym kraju. Rebecca przyjęła moje słowa z realnym współczuciem, bo jak się niebawem okazało, była bardzo wrażliwą i uczuciową osobą, tyle tylko że starała się w tej rzeczywistości odnaleźć i radzić sobie z życiem, co zresztą do dzisiaj całkiem nieźle jej wychodzi. Buziak, buziak i poszliśmy do domów, a każde z nas do swojego. Ciekawa rzecz, że zaraz po tym spotkaniu ponownie wyciągnąłem kartkę i długopis oraz napisałem pierwszy tekst podczas mojego francuskiego pobytu. Do dzisiaj nie wiem, czy powstał dobry wiersz, czy raczej taki sobie, ale nawet teraz, a od całej sytuacji minęło trochę czasu, z przyjemnością do niego wracam i przypominam sobie pierwsze i pamiętne chwile z Rebeccą. Popatrz tylko, że cała relacja zaczęła się bardzo niewinnie, bo przecież przemyconymi do Francji lewymi perfumami Hugo Bossa, o czym zresztą napisałem powyżej.
  2. @corival oj z pewnością łatwe nie jest, grunt, że Ci wychodzi ta sztuka:))
  3. @corival poza świetnymi wierszami, mógłbym się od Ciebie faktycznie uczyć świetnego czytania tekstów, interpretacji i wyciągania wniosków:)) Dzięki.
  4. @Franek K o to ciekawe, nie pamiętałem tych scen:))
  5. @Gosława o to miły komplement ;) Dziękuję ;)
  6. @iwonaroma i ja się uśmiecham ;) @Antoine W jeśli wyszło atrakcyjnie to bardzo się cieszę;)
  7. @iwonaroma bardzo ładne. Tylko bardzo proszę nie idźmy wszyscy w stronę samoobwiniania się za komary, muchy, czy inne insekty. Wydaje mi się, że wówczas byśmy trochę jednak przesadzali w naszej poczciwości:)))
  8. @Marek.zak1 kurczę, chyba nie udało mi się Ciebie rozbawić... przepraszam, chyba trochę głębi mi się wtrąciło do wiersza :)
  9. @Michał_78 Prawdę mówiąc wydaje mi się, że czymś bliskim ideału jest bycie z kimś, ale przy umiejętności zachowania własnej i tego kogoś równowagi, zresztą równowagi na iluś tam ważnych dla nas obszarach. Ja tutaj jednak nie chciałem "filozofować" (co trochę lubię, nie powiem), a bardziej rozbawić:))
  10. @Michał_78 fajnych rzeczy doszukałeś się w tym wierszu, nie wierszu, dialogu bardziej, wielkie dzięki. Dużo się mówi, a mówi tak sporo osób, że święty spokój nie ma ceny czyli jest bezcenny:)) Jak najbardziej można polemizować z tą tezą:)
  11. @Waldemar_Talar_Talar dzięki Waldek, o to chodziło:))
  12. Piękna miła sympatyczna Pani Pani taka ładna, skrupulatna, pragmatyczna i staranna, uśmiechnięta co by się nie działo... Proszę Pana tylko konkretnie proszę aha, konkretnie, na czym to ja stanąłem nie wiem proszę Pana, proszę jaśniej się wypowiadać przecież Pan to musi potrafić dobrze, dobrze, już się poprawiam Otóż proszę Pani ja poproszę - tyle co trzeba płynu rozweselającego - trzeba było proszę Pana tak od razu już Panu podaję już podaję, zaraz, zaraz, proszę, proszę, oto i on - karton Pana ulubionego soku - ależ proszę Pani toż to płyn uspokajający to nie jest przecież płyn rozweselający! proszę Pana, że też ja Pana życia tutaj muszę uczyć stary już koń z Pana, a wymaga nauki proszę Pana proszę w końcu zrozumieć w tych czasach płyn uspokajający zresztą Pana ulubiony jest niczym innym jak płynem rozweselającym Aha, no tak, dziękuję:/ Bardzo dziękuję:)
  13. @[email protected] wiesz ja z czasów komputerowych, gdzie komputer wężykiem podkreśla błędną wypowiedź;)
  14. @[email protected] @[email protected] wystarczy, że powiesz o jedno słowo za dużo - nawet tutaj i już Cię mają. A potem łatki, prowokacyjki, upublicznienie i po tobie. A przyczepić się można do kompletnie wszystkiego. Wystarczy też, że z obojętnie jakich powodów dla kogoś wyżej Tobie będziesz albo staniesz się niewygodny. Nie bój bidy tutaj potrafi się dorobić gębę. Zresztą jest ogólnie niebezpiecznie, bo przeróżne spory coraz bardziej się nakręcają. Zresztą nic więcej nie powiem, może jest tak, że każdy widzi co chce widzieć;))
  15. @[email protected] Grzesiu, szczerze mówiąc napisałbym Ci co myślę, widzę, a nawet niekiedy śnię, ale prawdę mówiąc za to posadziliby mnie najpewniej do więzienia (nie wybieram się tam), a zaznaczam, że nie to nie ma nic wspólnego z moją przeszłością. Takie są fakty. Mogę powiedzieć tylko tyle, co każdy widzi gołym okiem, że zrobiło się niebezpiecznie.
  16. @[email protected] Grzegorz prawdę mówiąc niekiedy wcale nie dostrzegam tej "doby wolności", o której mówisz:/
  17. @Lidia Maria Concertina ja tak samo jak EMWOO:) W Twoich tekstach jest coś, nie obraź się przypadkiem, głęboko intelektualnego. To spora wartość:)
  18. @[email protected] ja tam bym się serio zastanawiał, czy by przypadkiem nie zrobić Walentynek dniem wolnym od pracy:))) Fakt, że Matka i Ojciec, co wynika chyba z historycznych uwarunkowań, bo tylko w ten sposób kiedyś mówiło się do rodziców, a nawet podobno mówiło się "proszę Matki" i "proszę Ojca". Czasy ulegają zmianie, zmieniamy się i my. Spójrzmy zresztą na życzenie "stu lat". No nic, wszystkim tatom i ojcom na tym portalu życzę więcej niż "Stu lat" :))
  19. @Marek.zak1 nie wiem, czy na tatę patrzę z perspektywy rywalizacji. Chyba nie. Ale doceniam, bardzo doceniam i dostrzegam ważną rzecz, a mianowicie genotyp:) @[email protected] w ogóle typ Piotrusia Pana to pewien archetyp pewnego rodzaju zachowań i w ogóle psychologiczne zjawisko. Jak wspomniałem raczej nie jestem takim typem, a im bardziej poznaję swojego Ojca on też taki nie jest. Różnimy się dosyć znacznie, ale są pewne wspólne cechy, zresztą dosyć interesujące, ale jak wspomniałem nie chcę tutaj wnikać w siebie. Ojców chciałem docenić tym wpisem, bo są ważni. Zresztą budzi moje zastanowienie nazwa - dzień Ojca, a nie taty. Od dłuższego czasu 23 czerwca to dla mnie jednak bardziej dzień taty niż Ojca.
  20. Postanowiłem jak to się kolokwialnie mówi pójść na miasto. Wygoglowałem pobliski bar i okazało się, że mogę tam dojść na piechotę, co uprzedzając wypadki pozwoliło mi na skosztowanie pysznego francuskiego piwa o ciemnym zabarwieniu i pienistej urodzie. Nie, nie musiałem brać samochodu. Ubrałem się najładniej jak potrafię, a mam wrażenie, że potrafię ładnie wyglądać, tyle tylko że mogę się mylić w tym zakresie. Koszulka z kołnierzykiem, ciemne szorty i najładniejsze krojem buty, a także jasne skarpetki pięknie korespondowały z moją nowo nabytą opalenizną. To fakt, że użyłem sztyftu do pach, ale przede wszystkim wyciągnąłem z zanadrza perfumy Hugo Bossa i intensywnie oraz można powiedzieć, że z pewnym naddatkiem popsikałem się nimi od stóp do głów. Tak, chciałem ładnie wyglądać i bardzo chciałem żeby bił ode mnie przyjemny zapach mandarynek i rozmarynu. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć, bo nie kierował mną żaden napęd, ani nic w tym rodzaju, a jedynie co chciałem to wyjść na ludzi i do ludzi, a właściwie do francuskich braci, zresztą można by ich też od biedy nazwać osobami po fachu. To, że ten dzień - o ile dobrze sobie przypominam - nie był dniem weekendowym nie miało dla mnie większego znaczenia. Po prostu poczułem ten moment, a wspominałem już, że sporo tutaj czuję i przeczuwam, choć prawdę mówiąc w tym zakresie mogę również się mylić. Tego jedynego dnia polubiłem się z lustrem i własnym ciałem do tego stopnia, że nawet nawet byłem z siebie zadowolony. Proszę jednak mnie źle nie zrozumieć, bo zadowolenie z własnego wyglądu nie jest i nigdy nie było tym, co powszechnie nazywa się narcyzmem, zresztą co i rusz nadużywając tego słowa oraz niejako dopasowując to słowo bez krzty zrozumienia do osób ładnych i właśnie zadowolonych z własnego wyglądu. Warto tutaj zdawać sobie sprawę, że narcyzm to przede wszystkim charakter i specyficzny sposób zachowania, a nie ładny wygląd. Nic z tych rzeczy. Co to to nie ja. Wśród przeróżnych łąk, polan, lasków, a nawet dzikich chaszczy przeszedłem kilka kilometrów do baru, którego nazwy nie pamiętam, bo nie znając języka francuskiego zupełnie nie zrozumiałem nazwy. Szczerze mówiąc właściwie nie chciałem z nikim jakoś specjalnie tam rozmawiać, bo chodziło mi raczej o samą, jakże przyjemną, obecność wśród mężczyzn i kobiet z piwkiem i paczką papierosów pod ręką. Same już przebywanie w pubie sprawia mi niekiedy samą w sobie przyjemność, bo raduję się w sercu z wesołości, rozmowności, pogodnego nastawienia i dobrego humoru współtowarzyszy, zwłaszcza wtedy gdy samotność potęguje moje wrażenia tęsknoty za bliskością osób, czy konkretnej osoby, zresztą najchętniej płci przeciwnej. To takie normalne i oczywiste, a zatem bardzo proszę się temu zbytnio nie dziwić, bo naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, zwłaszcza wtedy gdy jakoś specjalnie się nie upijam i praktycznie rzecz biorąc nie nadużywam alkoholu. Mam jeszcze jedną serdeczną prośbę. Proszę nie odbierać moich słów o zapaleniu papierosa, czy wyjściu na piwko lub wypiciu butelki wina za jakąś nadmierną promocję wyrobów tytoniowych i alkoholu, bo tak de facto nie jest i przypuszczam, że nie mylę się w tym zakresie. Słowem, czuję, że tak wcale a wcale nie jest, choć jak wspominałem miewam niekiedy problemy właśnie z czuciem. Wolność, swoboda i tlen są nieodłącznymi częściami, na które składa się moje szczęście. Tak, to prawda, właśnie tam, właśnie tamtej jakże ulotnej chwili, właśnie podczas wskazanych niżej cudnych okoliczności poczułem się szczęśliwy. Tak zwyczajnie. Bo ja wiem, może nawet byłem sobą? Nie, nie byłem do końca sobą, bo nic a nic nie rozumiałem, ale o tym za chwilę. Z kuflem piwa i podstawką pod piwo usiadłem w kącie tarasu i wyciągnąłem papierosy oraz zapalniczkę. W barze, a właściwie dokładniej rzecz ujmując w pubie było trochę osób, ale trudno mi nazwać pub tamtej chwili za zatłoczony. Francuzi jak to Francuzi, weseli, w miarę przystojni, nieznacznie drobniejsi w budowie od nas Polaków snuli te swoje historyjki, żywo gestykulując. Francuzki jak to Francuzki jakby pewniejsze kobiecości i bardziej podbudowane pewnością siebie również śmiały się i opowiadały zapewne zabawne historie, najprawdopodobniej z życia wzięte, zresztą zapewne z tak zwanym pieprzykiem. Barman jak to barman pracowicie uwijał się jak w ukropie za ladą. Kelnerka jak kelnerka, ładna dziewczyna, sumiennie, dokładnie i z sobie tylko wiadomą wesołością biegała między ławami, a nawet podeszła do mnie i po francusku (jakże by inaczej) zapytała, czy czegoś jeszcze mi nie podać. Zadowoliłem się piwem, a zatem grzecznie jej podziękowałem, niezdarnie usiłując wyrazić swoją odmowę, koniecznie w języku francuskim. W gruncie rzeczy bacznie obserwowałem to miejsce, choć ja z tych co nie lubią obłapiać wzrokiem i komukolwiek dłużej zaglądać w oczy. Taka skaza, powiedzmy, że charakteru. Wydaje mi się też, że bawiłem się telefonem komórkowym od czasu do czasu spoglądając na polskie strony z wyraźnym niedowierzaniem, a nawet rozbawieniem, choć bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z faktu, że sytuacja w naszym kraju jest oględnie mówiąc nieciekawa i w gruncie rzeczy zupełnie niewesoła. Nie ukrywam, że w moim serfowaniu po internecie w tamtym dniu było coś ze śmiechu przez łzy, ale w gruncie rzeczy jest to temat na inną opowieść. Dość powiedzieć, że ostatnio właśnie tak bardzo często się śmieję. Takie okoliczności i takie czasy. W tle leciała jakaś rockowa, francuska muzyka, ale nie znałem ani wykonawcy, ani tytułu piosenki, a słów piosenki mogłem się jedynie domyślać. Atmosfera w lokalu wyraźnie mnie uspokajała, bowiem prawdę mówiąc niewiele rozumiałem z wypowiadanych tu i tam słów. Oczywiście coś tam rozumiałem, czegoś tam się domyśliłem, moja uwaga była jednak skupiona bardziej na obrazach. Było wesoło, spokojnie i towarzysko oraz wydawało się, że sytuacja się nie zmieni, szczerze mówiąc nie spodziewałem się żadnych większych rewelacji, rozsądnie planując zamówienie drugiego i zarazem ostatniego ciemnego browaru. Gotówki miałem w sam raz na dwa smaczne, sympatyczne i przyjemne piwa w że tak powiem doborowym towarzystwie prawie najfajniejszych ludzi pod słońcem, bo Polaków i Polki prawdę mówiąc cenię trochę bardziej, mimo oczywistych braków w porozumieniu i właściwym zrozumieniu. Nie, nie pamiętam która to mogła być godzina, ale najprawdopodobniej wszystko działo się we wczesnych godzinach wieczornych, bowiem planując powrót z lokalu chciałem uważać na późną porę. Jak wcześniej wspomniałem lubię swojską zwyczajność, a tak właśnie było właśnie tam to znaczy we wskazanym wyżej lokalu. Nagle, no właśnie nagle i niespodziewanie, zaraz po kupnie u barmana drugiego piwa wydarzyło się coś, czego bardzo długo nie mogłem zrozumieć, a co diametralnie zmieniło mój pobyt we Francji, to jest na niewielkiej i faktycznie odludnej prowansalskiej wsi. Co to było? Już śpieszę z opowieścią. Zostańcie ze mną, a i tak zrobicie jak chcecie. Niczego tutaj nie narzucam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...