Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszczym

Użytkownicy
  • Postów

    9 347
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    37

Treść opublikowana przez Leszczym

  1. @jan_komułzykant A jakiś tam zwykły czaj:)) Dzięki za jak rozumiem pozytywną opinię:)
  2. Herbatę nastawiłem w grzejniczku, po czym przelałem ją do filiżanki. Oj tak, herbatki mi tutaj potrzeba. Herbatki i spokoju jak zwykłem o dziewiątej nad ranem mawiać. Z torby wywinąłem tygodnik „Głos obudzonego ludu”. Ilustrowany, a także ciekawy, ktoś powie (wybaczcie że nie będę to ja) że rzetelny. Przysiadłem się do stolika na rozłożyście wygodnym krześle. Usiadłem z paczką papierosów i zapalniczką pod ręką oraz z całym mnóstwem dobrych intencji. A przedtem zamknąłem okno, bo głośność podwórza przedzierała się przez tańczące na wietrze żaluzje. Okładka „Głosu oburzonego ludu” krzyczała dosłownie, bo oburzeniem. Oburzeniem na liczne grube miliony wykorzystywane przez nich w prawdopodobnie słusznym, choć haniebnym i kłamliwym celu. Zadaję sobie w duchu pytanie skąd tutaj się biorą te wielorakie miliony, ale w gazecie nie znajduję odpowiedzi na tak fundamentalne pytanie. Milionów hula tutaj bez liku, zresztą ostatnio jakby więcej. Nic to. To naprawdę jest nieważne, że tego nie czaję. Dajcie mi jeden taki milion, a z prawdziwą przyjemnością przestanę cokolwiek pisać. Idę w czytaniu na stronę pierwszą, potem zerkam na drugą, a tam znów prawda wyszła na jaw. Myślę sobie, że właściwie wyszło na jaw dziesiątki pytań i wątpliwości, a nie prawda, ale co ja tam wiem. Zresztą tutaj nie czaję. Łyk słodkawej herbaty pomiędzy stronami. Dobrze mi to robi na nadwątlone narządy ciała. Na kolejnych stronach kilku smutnych panów w jak dotąd niewyjaśnionych intencjach jest za, a nawet przeciw zręcznie drwiąc i ironizując z rzeczywistości tu i teraz. Mówię do siebie prawie na głos – oj ja się tak nie bawię – a czynię to ze łzami w oczach, ledwo powstrzymując wulkaniczne wybuchy gromkiego śmiechu. Jakby się tak głębiej zastanowić to wszystko wcale nie jest takie śmieszne, ale swój humor z tamtej chwili tłumaczę faktem, że nie czaję. Jakoś zawsze i wszędzie trzeba się przecież wytłumaczyć, a przynajmniej usprawiedliwić. Taki mamy zwyczaj. Na środkowych stronach „Głosu obudzonego ludu” znajdziesz przepoważne informacje na temat skali nieszczęścia w naszym kraju. Nic dodać, nic ująć, jest strasznie, groźnie i ponuro. I jeśli w ogóle mam jeszcze siłę czytać te fatalne zdania to tylko dlatego, że mam za mało wyobraźni, empatii i czuję, że nie czaję. Łyk herbaty raczył chociaż na chwilę ukoić zszargane nerwy. Kilka następnych stron gazety poświęcono wizjom na przyszłość Polski. Postawiono ładnie brzmiące pytania co będzie za kilka lat. Autorzy, zresztą całkiem słusznie, próbują przewidzieć sytuację w naszym kraju za parę lat, nie bez słuszności (a przynajmniej tak mi się wydaje) spodziewając się niemalże katastroficznych skutków zarazy. Jeśli w ogóle jestem jeszcze przepełniony optymizmem i durnie się uśmiecham to dzieje się tak właśnie dlatego, że nie czaję. Następnie pewien dziennikarz, którego z nazwiska nie znam i nie kojarzę raczył opisać trud wyjścia z umysłowego pata pod tytułem podział pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent. Podział jest aż nadto widoczny w wielu najróżniejszych obszarach naszego życia. Co będzie się działo jeśli do poszczególnych płaszczyzn rozumowania znów dojdzie przeważająca większość zgodnych osób. Autor, co niespotykane, odpowiedział wprost, że w gruncie rzeczy nie wie co to będzie. Fajny facet, bo ogólnie panuje zasada całkowitego nie przyznawania się do niewiedzy. Ja też nie wiem, gdyż nie czaję, ale to temat na inną opowieść. Łyk herbaty. Znów nie czaję, aczkolwiek cieszę się, że jeszcze mam czas, ochotę i oczy żeby od czasu do czasu przeczytać mniej więcej ze zrozumieniem gazetę „Głos oburzonego ludu”. Na fakt, że piszę otwarcie się przyznając, że nie czaję nie można patrzeć jak na autostygmatyzację, bo to jest właśnie fakt, a nie rozmyślne działanie. Jest to fakt jak w mordę dał lub jak dwa plus dwa jest cztery. Śmiem twierdzić, że nie jestem w tym wcale odosobniony. A może jest tak, że wszyscy wszystko rozumieją, a tylko ja jeden tutaj nie czaję? Nie wiem. Jeżeli niniejszy tekst pod tytułem „Nie czaję” zachowuje pozory pogody ducha to muszę po pierwsze przeprosić, a po drugie wytłumaczyć, że prawdą jest, że nie czaję. Ot cały problem. Sytuacja taka. Szczerze powiedziawszy nie czaję nawet przyczyn tego skomplikowanego zjawiska, że nie czaję. Problem jest w gruncie rzeczy złożony, a tylko czasem pomyślę, że tutaj właściwie nikt o zdrowym umyśle nie jest w stanie tego wszystkiego zrozumieć. W każdym razie tak mi się wydaje, a jeżeli mylę się w tym zakresie to tylko dlatego, że nie czaję. Nie chciałem nikogo obrazić. Kogo obchodzi tutaj rozumienie, czy czajenie. Trzeba robić swoje. No to robię, ponieważ szczerze piszę, że nie czaję. Pociągam sobie kolejnego łyk herbaty z porcelanowej filiżanki, ucinam popołudniową drzemkę, która ma związek z nadmiarem wolnego czasu oraz nastaje czas wklepania do komputera niniejszej, krótkiej bo krótkiej, rozprawki pod tytułem „Nie czaję”.
  3. @szept wiatru Nie wiem po co, zapewne niepotrzebnie, rękami i nogami podpisuję się pod tym wierszem. Fajnie, że jest ten wyśmienity i świetny technicznie wiersz:))
  4. @error_erros szczerze? Inaczej interpretowałem ten wiersz. Ani gorzej ani lepiej, ale faktycznie inaczej. Wiersz jest świetny i podsunął mi pewną zapewne banalną myśl, a mianowicie, że jest w waszym pisaniu coś nowatorskiego - bo oto jest świetny wiersz i określone przez czytelników interpretacje wraz z gruntownym wytłumaczeniem autora. To tworzy pewną unikalną całość, której mam wrażenie albo w ogóle nie było albo w znacznie uboższej wersji. Żeby to fajnie zagrało potrzebny jest dobry Wiersz, rzetelny autor i sensowne komentarze mądrych odbiorców. Może trochę zbyt słodzę, ale tutaj to zagrało;) Brawo!!!
  5. @Lidia Maria Concertina dla mnie kawałek świetnej prozy z bogactwem wyobraźni. Uwielbiam takie pisanie. Faktem jest jednak, że mam specyficzny gust. Jestem na tak:)
  6. @w kropki bordo mnie akurat się podoba, ale ja mam specyficzny gust:))
  7. Leszczym

    CZART

    @error_erros pięknie mi schlebiasz, powinienem podziękować. Skoro my tak wszyscy ku upadkowi to i poziom zadań maturalnych może się znacząco obniżyć w niedalekim czasie:)) A tak na serio nie miał bym nic przeciwko jakby do matury wzięli coś mojego, oj nie, co to to nie, ale wolałbym jakiś lepszy mój "utwór":))
  8. Spieszyłem się co niemiara żeby gdzieś zdążyć. Mój zegarek w międzyczasie stanął. Tłok, korki, kroki, miejski odmęt zamętu. Opłacił się niewątpliwy pośpiech bowiem jeszcze przed czasem dotarłem na peron. Smutno tu, ponuro, ławki obdrapane, daszki w szarość bez wyrazu, liczne zakazy, smutne niewyspaniem i zmęczeniem postaci. Tor pierwszy w przód, tor drugi w tył. Capi. Capię. Tak lub inaczej jestem sam. Ja mam zresztą większy problem, bowiem wiem, że nie wiem gdzie jechać mam. W tył, czy w przód? Którym pociągiem, o której godzinie? Czyżby tym, który się pierwszy tutaj napatoczy? A może wsiąść do ostatniego w kolejności pociągu? Trzecim w przód? Szóstym w tył? Tym ładnym, czy tym brzydszym według mojego sposobu odbierania świata? Z początku myślę sobie, co by wybrać najdroższy, później marzę o najtańszym. Najpierw chciałem pociąg kwadratowy, następnie skłaniałem się ku obłemu, a jeszcze później wróciłem do zapatrywań na temat kwadratu. Przez jakiś czas chodziła mi po głowie myśl o najpopularniejszym, a potem mój mózg (bo to zapewne jest kwestia mózgu czyli skąpego rozumu) zaczął kombinować o najmniej uczęszczanym. Postoję i pomyślę, a potem myślę, że jednak usiądę, a następnie wyciągnę fajka, aby skupić się i zaspokoić zszargane niepokojem myśli w postronki. Co mi tam, że tutaj palić nie można. A może kocham czekanie? Trwałem tak przez kilka godzin, będąc absolutnie niezdecydowanym. Inni pewni ludzie nie mieli podobnych rozterek. I tak dla przykładu o czternastej dwadzieścia myk, myk i ani śladu człeka na tym istotnym peronie. Pobyłem, porozmyślałem, a nawet kilka razy o mało co nie wsiadłem i wróciłem w telegraficznym skrócie tam skąd przyjechałem. Prawda znów wyszła na jaw, że nie miałem bladego pojęcia gdzie jechać. No to i nie pojechałem. Prosta sprawa.
  9. @error_erros super:)) Ach ten księżyc, a my pod nim antenami odbierającymi na różnych falach:))
  10. Bezsprzecznie dobry Poeta imieniem Stefan, ładnym oj ładnym napisał kilkadziesiąt dobrych wierszy kilkaset niezłych akapitów załączył dwie cenne biografie dużo się mówiło o poecie Stefanie Cóż znaczy, że był dobry? Czy jego pisanie miało związek z tak zwanym dobrem? Miało, bo mieć musiało, dobry artysta pojmuje wartość Z jego wyłuskanej prze sztuki płynęło ponadczasowe rozeznanie powiem, że rzetelnie się układało dokładne i celowe i przemyślane sensowne, może bo ja wiem ładne? Poeta Stefan zdenerwował się patetycznie na tu i teraz rzeczywistości napisał – ach co za barwne herezje denny wiersz pocałujcie mnie gdzieś, właśnie tam - o zgrozo! opublikował niemałe osłupienie pół środowiska raczył obrazić drugie pół pamiętliwie zapomniało Nikt już nie wspomina poety Stefana pomnik nigdy nie powstał lepsi, ważniejsi, sensowniejsi rozstawili parawan zainteresowania ostał się jeno grób w trzydziestej alei o którego prawie nikt zresztą nie dba Widać spokój z braku poety Stefana, jak zwał się ów chwat Ja pamiętam oraz troskliwie przechowuję Jego pamięć mężczyzny dysponującego dążeniem aby zawsze tutaj zostać sobą Znałem ogromną wartość jego zacnych kompromisów umiem wyobrazić sobie skalę bólu bycia, bo bycie boli bezbrzeżnie Świat pognał w świata stronę cenniejsze książki od a do z, a wiersz bywa za lekki, zbyt odległy, zwiewny Stefan słaby nie potrafił zamieszkać pośród napisanych na fali poematów w uczuciach trza się powstrzymać spalił ach spalił gromkie pożegnanie pamiętaj proszę bo i ja odchodzę kilka książek, ciut ważkiej poetyki trzydziesta aleja laickiego cmentarza Wieniec wyważ, zapal znicz, przeczytaj z rozeznaniem, pobądź z Nim.
  11. @huzarc wiesz chyba masz rację. Jeśli już to tylko kochanka i tylko przez krótki niezobowiązujący czas:))
  12. @Iwa-Iwa Nie napisałem, że proste, bo to mogłoby być źle odebrane. Użyłem słowa prościutkie i pewnie bym tego słowa bronił. Przede wszystkim są ładne i urokliwe, a mnie się takie właśnie podobają:))
  13. @Marcin Krzysica przecudowna myśl. Jak to się mawia? Miniaturka? Ogromne brawa się należą bez żadnego i :))
  14. Przez lufcik poszarzałej ściany księżyc zakradał się poświatą w pomieszczeniu dwóch hakerów godzinami wkradało się na konto Księżyc był oszustem Na skraju lasu, w niby parku mająca się ku sobie miła para wzajemnie się komplementowała zmierzając rękami w przeplatankę Księżyc był czułością Pokojowym oknem promień rozświetlał twarz młodego aniołka syna, któremu mama troskliwie tłumaczyła matematyczne zadania Księżyc był rodzicem Późną porą dwóch nieokrzesanych mężczyzn zasadzało się na kiosk a ten trzeci trwał na czatach przejmująco ciemno, błysk poświaty Księżyc był złodziejem Mąż Piotrek i żona Aldona spacerowali plażą przytuleni promyk padał na ich dłonie splecione niczym dwie obrączki Księżyc był miłością Dziwny pan w ciemnym prochowcu dziwną porą, w dziwnym miejscu przypadkowej kobiecie na ławce pokazał czego nie trzeba pokazać Księżyc był zbereźny Krystian bardzo lubił kolegę a ten wyznał mu w przejęciu fizyczną miłość niezmierną do niczego nie doszło, dalej się lubili Księżyc był tolerancją Pewien pan stracił na giełdzie rachunek zawinął się do zera późną wieczorową porą monitor z trzaskiem wylądował za oknem Księżyc był złością Znany pisarz o drugiej w nocy usiadł przy piątym rozdziale zmieniał, układał, pisał i napisał o uczuciach, czynach, faktach Księżyc był natchnieniem Gdy usłyszała postawioną tezę spojrzała zupełnie beznamiętnie wzruszyła nieznacznie ramionami zmarszczył się tylko materiał Księżyc był obojętnością Baczny astronom nastawił lunetę na podpórce trójnoga w czerń regulował, grubą brwią poruszył pokochał bystre oko teleskopu Księżyc był wszystkim.
  15. @Klaudia Gasztold Z podobaniem. Fajne te Twoje wiersze:))
  16. II. Kupiłem od handlarza koszmarne dresiki. Kosztowały niewielkie pieniądze, bo w moim życiu dużych pieniędzy nigdy nie było, nie ma i najprawdopodobniej nie będzie. Taka jest prawda. O wybitnym niedopasowaniu dresów wiem od siostry z zagranicy, która widziała mnie na zdjęciach, a zajmuje się krawiectwem. Kolor jakiś taki byle jaki, beznadziejny fason, sterczące farfocle, bluza bez napisów w kostropate romby. Ubrałem dresy żeby czuć się przede wszystkim swobodnie i spotkałem się z Anną. Ania jak tylko mnie zobaczyła wspomniała – Daniel – świetnie wyglądasz, fajne dresy, skąd masz? A ja odpowiedziałem, że kupiłem w topowym sklepie oraz że dziękuję za komplement. Bardzo dziękuję. Ania patrzyła na mnie z wyraźną aprobatą i zainteresowaniem. W jej oczach można było wyczytać bez trudu, że się Jej podobam. Nie wiem jak to uczyniła, ale nie udało się Jej nawet uśmiechnąć pod nosem z przekąsem. Komplementy wypowiadała z pełną powagą i przekonaniem. Według mnie kłamała jak z nut. Taka to Ania. Taka prawda. Śmiałem się w duchu z sytuacji, bo wiedziałem, że wyglądam tragicznie, ale nie dałem po sobie poznać, że wcale nie dowierzam ładnym słowom na temat mojego wdzianka. Nietrafiony zakup zaraz głęboko schowałem w szafie oraz postanowiłem za żadne skarby świata do niego nigdy nie wracać. Nie ukrywam jednak, że miło mi było słyszeć ładne słowa o moim wyglądzie nawet wówczas gdy w pełni sobie zdawałem sprawę z faktu, że wcale tak nie jest i że jak powiadają szału nie ma. Jeśli mnie zapytasz, czy miałem jakąkolwiek pretensję do Ani, że nie powiedziała mi prawdy to odpowiem, że nie, że ani trochę, że wcale a wcale. Prawda jest bowiem taka, że czasem jest przyjemnie usłyszeć słodkie kłamstwo wypowiadane życzliwie i w szczerych intencjach. Nie każdy i nie zawsze wygląda jak milion dolarów. Zdarza się, że nasz wygląd jest warty funta kłaków, a nawet mniej. Bywamy zestresowani, zmarnowani, zmęczeni, spięci, niewyspani, zatyrani, pogubieni, niepewni i zatroskani jutrem. Takie czasy. Wszystkie te emocje i odczucia rysują się niekiedy na naszych twarzach, mimo że wszyscy lub prawie wszyscy odganiamy złe myśli i staramy się nie przejmować za nadto. Przed wyjściem mówimy sobie głowa do góry i do przodu, albo jakoś inaczej, ale w tym właśnie sensie. Gdybyśmy brali na serio wszystkie te pokraczne domysły i piramidalnie absurdalne fakty naokoło to depresja byłaby najmniejszą drobnostką jaka mogłaby nas spotkać. Zupełną wręcz błahostką. Zapewne tęsknilibyśmy za totalnym odejściem od wszelkich zmysłów i taka jest prawda. Nawet gdybyśmy chcieli nie jesteśmy w stanie się wszystkim jak należy przejmować. Walczymy ze sobą i z okolicznościami, aby każdego dnia wstać, ubrać się i zorganizować rzeczywistość, zresztą na tyle na ile jesteśmy w stanie. Czasem nam się udaje, a czasem ponosimy porażki. I potykamy się i błądzimy i popełniamy błędy. Ostatnio więcej, takie czasy i taka jest prawda. Do tego dochodzą okoliczności koronawirusa. Choćbym nie wiem jak chciał nie zabiorę Ani do teatru, restauracji, kina, czy muzeum. Wszystko zamknięte i podobno w słusznym celu. Tak naprawdę nikt tutaj nie wie jaka jest prawda o ograniczeniach antycovidowych, które mają przecież zasięg globalny. Nie mamy jak się odstresować, a jedyne co nam pozostaje to spacer, spotykanie się w domach lub ewentualnie na dworze. Tak czy inaczej i tak ryzykujemy zakażeniem wirusem. To najprawdziwsza prawda, że wirus doszczętnie pokiereszował nam teraźniejszość oraz mnóstwo naszych planów na przyszłość. I wszyscy w duchu zadajemy sobie pytanie – jaka będzie rzeczywistość powirusowa? To prawda, że nie znam na nie żadnej choćby choć trochę satysfakcjonującej odpowiedzi. Przyszłość od zawsze jest zagadką. Prawdopodobnie nikt z nas nie wie, co wydarzy się choćby za trzy tygodnie. Co najwyżej próbujemy spekulować, przewidywać lub prognozować. Ta niełatwa sztuka raz się udaje, a innym razem pudłujemy. Takie jest życie. Anna tego wieczora przy skądinąd pięknym i dostojnym blasku księżyca wyglądała nie najlepiej. Jej wygląd przywoływał na myśl dziesiątki przekleństw na temat złego szefa, czy wrednej i złośliwej koleżanki z pracy. Przywoływał na myśl setki negatywnych określeń na temat nie wiem dla przykładu rządzących w tym kraju. A może to całe polityczne zamieszanie zawdzięczamy tylko sobie, czyli naszej polskiej kłótliwości, a wcale nie politykom, którzy tylko wykonują nasze polecenia oraz próbują wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom? Czy aby na pewno nasze spory nie są umiejętnie podgrzewane i podsycane od zewnątrz? Nie wiem tego i taka jest prawda. Wiem natomiast, że jesteśmy pracowitym, nerwowym i porywczym narodem. Z uwagi na fakt, że z Anią systematycznie się spotykałem wiedziałem, że jest piękną kobietą, a tylko tego dnia miała słabszy dzień, co niestety było po Niej widać. Właśnie tego dnia po raz pierwszy w życiu Anna zapytała się mnie wprost, czy mi się podoba, jakby przeczuwając niepewność mojej odpowiedzi. I właśnie tego jednego dnia wcale nie byłem pewny odpowiedzi, bo miała zdecydowanie gorszy dzień, co zresztą każdemu się przytrafia. Dlatego tego dnia musiałem zgrabnie przeinaczyć fakty, stwierdzając kategorycznie i bez cienia wątpliwości, że tak, że oczywiście, że tak, że jak najbardziej tak. Ania ucieszyła się moją odpowiedzią, która zresztą wcale nie była kłamliwa, a właściwie była bliższa prawdy niż mogłoby się na pozór wydawać. Fakty są bowiem takie, że przecież właśnie dlatego z Nią się spotykałem, bo naprawdę mi się podobała i mówiąc w ogromnym uproszczeniu doceniałem Jej fizyczność. Nie byłem jednak w stanie być stuprocentowo szczerym i odpowiedzieć Jej, że owszem podoba mi się, ale że dzisiaj ma gorszy dzień. Zresztą, czy ta prawda w ogóle by coś zmieniła? Czy taka właśnie prawda, choćby najprawdziwsza i najszczersza miałaby jakiekolwiek pozytywne konsekwencje? Czy efekt tej prawdy byłby naprawdę pożądany? Według mnie wcale nie i dlatego właśnie wówczas skłamałem lub jak kto woli nie powiedziałem pełnej prawdy. I nie żałuję do dzisiaj, o czym za moment. Jeśli tylko chcecie zostańcie ze mną. Forsa mi się kończy i to jest prawda jak dwa razy dwa jest cztery. Zresztą w dzisiejszych czasach nawet najprostsze twierdzenie matematyczne jest podważane, bo są tacy, którzy przypuszczają, że nie cztery, a sześć, osiem lub dwanaście. Na głupotę nie ma rady i takie są fakty. Głupota ma się tutaj całkiem nieźle. Panoszy się. Widziałem, że Ania jest w kiepskim nastroju i trzeba ją jakoś podtrzymać na duchu oraz pocieszyć. Pierwsze co zrobiłem to dokumentnie posprzątałem w mieszkaniu. Zajęło mi to pełne dwa dni, oj było co robić, gdyż mieszkanie zasyfiłem jak mało kto. Musiałem ogarnąć wszystkie majtki, skarpety, brudne naczynia, zaplamioną podłogę, przekrzywioną narzutę, wszechobecny kurz, niedomytą łazienkę i obsrany kibel. Dzięki chińskim kadzidełkom udało mi się wprowadzić powiew świeżości i ładnego zapachu do mieszkania. Już sama ta skwapliwie wykonana praca stanowiła przecież swego rodzaju nieszczerość. Postanowiłem bowiem pokazać się Ani od czystej strony, mimo że z czystością bywam na co dzień na bakier, a w przynajmniej w moich czterech kątach tak się zazwyczaj dzieje. Nawet nie wiem dlaczego, ale są tacy, którzy uważają, że ludzie inteligentni mniej sprzątają. W moim przypadku to twierdzenie się nie sprawdza, bo już dawno zdążyłem się przekonać, że inteligencji u mnie za grosz, czyli z natury powinienem sprzątać. A nie sprzątam - ups. Ktoś powie, że znów skłamałem lub jak to się ładnie mówi nie powiedziałem całej prawdy. I rzeczywiście tak było, co niniejszym wszem i wobec przyznaję. Sumiennie, dokładnie i rzetelnie posprzątałem żeby Ani było przyjemnie w progach mojego domu, co zresztą spotkało się z Jej wyraźną i wyartykułowaną aprobatą. To po pierwsze. Po drugie, zamówiłem sporo różnych posiłków, przystawek, dobry alkohol na co wydałem dużo pieniędzy, choć prawdę mówiąc nie pamiętam ile dokładnie, ale dobre kilkaset złotych się tego uzbierało. Tym samym znów skłamałem, że oto mam pieniądze i stać mnie na wykwintne przysmaki, co niestety dalekie było od trudnej rzeczywistości koronawirusowej. W ten niewyszukany sposób sprawiłem przyjemność Ani, za co Ona była mi bardzo wdzięczna. Ania wypogodniała. Spotkanie przebiegało w pozytywnej atmosferze bezspornej przyjaźni i szacunku. Było fajnie, a gdybym nie skłamał i nie wiem jak to nazwać nie przeinaczył niektórych faktów spotkanie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, bo mówiąc w skrócie gorzej. Nie opiszę tutaj naszego dialogu, bo prawda jest taka, że nawet nie pamiętam o czym rozmawialiśmy i jeszcze nie opanowałem trudnej sztuki pisania chwytliwych dialogów. Opowiadaliśmy sobie jakieś barwne historie nie mające żadnego związku z polityką, religią, zdrowiem, czy pieniędzmi. To jest cała prawda i tylko prawda o naszym domowym spotkaniu. Znów skłamałem, bo takie jest życie. Zresztą w całym tym opowiadaniu wszystko rzetelnie zmyślam, bo zwyczajnie taki mam zawód. Za to mi płacą i taka jest prawda. Mimo tego zostańcie ze mną, a zrobicie jak chcecie. Pewnego dnia poszliśmy przejechać się rowerami. Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że to zdanie brzmi na pozór paradoksalnie, no bo przecież albo się idzie albo jedzie, ale tak właśnie było tego dnia. Przeszliśmy blisko dwa kilometry do stacji miejskiej wypożyczalni rowerów. Telefonem zapłaciliśmy należność, wystukując odpowiedni kod i dwa rowery mieliśmy do własnej i nieograniczonej dyspozycji. Jechaliśmy raz wolniej, innym razem szybciej, po mieście, miejskich dróżkach rowerowych, moście, a nawet dojechaliśmy do okolic podmiejskich. Było ładnie, słonecznie i ciepło. Lekki wiaterek owiewał nasze rozpromienione i uśmiechnięte twarze. Trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło i to jest prawdopodobnie prawda. Zapytasz mnie tutaj drogi Czytelniku, czy tego dnia byłem szczery w relacjach z Anną. A ja Ci odpowiem, że nie do końca. Bardzo się bowiem starałem pokazać Ani jak świetnie jeżdżę rowerem. Próbowałem na przykład jechać rowerem bez trzymanki, co tylko częściowo mi się udało i o mało co się nie wywróciłem. Był też taki moment, że się zagapiłem i o mało co nie potrąciłem jakiegoś pana przechodnia i musiałem przed Anią udawać, że nic się przecież nie stało oraz że w pełni panuję nad sytuacją. Zamaszyście pedałowałem niczym profesjonalny kolarz. Starałem się też nie pokazywać po sobie zmęczenia jazdą, a wszelkie ruchy wykonywać jak najbardziej płynnie i z gracją. Od dawna nie jeżdżę rowerem, ale usilnie starałem się pokazać, że ta sztuka nie jest mi obca i doskonale sobie radzę w tym zakresie. Wycieczka rowerowa bardzo spodobała się Ani i widać było, że jest szczęśliwa, zadowolona oraz przepełniona pozytywnymi wrażeniami. Bardzo też się Jej podobała obrana przeze mnie trasa, bo rzeczywiście odwiedziliśmy kilka urokliwych i ciekawych warszawskich miejsc. Dla przykładu byliśmy nad Wisłą, pod Kopernikiem. Zresztą zrobiliśmy sobie również kilka postojów, na których raczyliśmy się odpoczynkiem, sokami i kanapkami. Było sympatycznie i miło. Znów zdążyliśmy opowiedzieć sobie kilka historii. Ania zapytała mnie o moją książkę, a ja opowiedziałem Jej o swoim pomyśle na książkę. Zresztą ta rozmowa była później nie lada podpowiedzią na temat jak dopiero przygotowywana przeze mnie książka ma wyglądać i jak ma się potoczyć jej akcja. Ania cieszyła się również z faktu, że poprawiły się morowe nastroje w Jej pracy. Wyglądało na to, że powoli, choć systematycznie gasł nabrzmiały trudnymi faktami i błędami spór w miejscu zatrudnienia. Nie, nie rozmawialiśmy o niczym nadzwyczajnym. Nasza rozmowa przypominała zwyczajowe damsko – męskie pogaduchy przepełnione dojrzałą ciekawością drugiego człowieka. O tak, zawsze i wszędzie bądźmy po prostu siebie ciekawi, a powinno być dobrze. Cieszyliśmy się chwilą. Było ok. Powstaje więc pytanie natury zasadniczej jak wyglądałaby nasza przejażdżka gdybym nie starał się Ani zaimponować swoją umiejętnością jazdy na rowerze? Co by było, gdybym zawczasu nie przemyślał i nie zaplanował trasy wycieczki? Jak by to wyglądało gdybym nie kupił soków i nie przygotował kanapek? Z pewnością wówczas nasza wycieczka rowerowa byłaby, że tak to ujmę bliższa prawdy, bo wcale nie aż tak bardzo chciało mi się to wszystko robić (stary i zdziadziały już się robię), ale czy naprawdę lepiej spędzilibyśmy ten czas? Wątpię. Trzeba było się bowiem trochę postarać i taka jest prawda. Jak powiadają trzeba zabiegać o wartościowe kobiety, a bywa - jak to w życiu - bardzo różnie. Chciałem się starać o ładną Anię i jest w tym coś z prawdy nie podlegającej żadnej dyskusji, a sam fakt usilnego starania się o drugą osobę zawsze nosi znamiona fałszu. Tak to już jest i nigdy nie będzie inaczej. Wszyscy Ci którzy twierdzą coś przeciwnego mylą się, zwyczajnie kłamią lub ewentualnie mijają się z prawdą. W tak zwanym międzyczasie udało mi się ukończyć książkę, ogarnąć sprawy wydawnicze i zacząć zarabiać jakieś umiarkowane pieniądze. Ot cała prawda. Powiem więcej, a mianowicie fakt, że w książce było kolokwialnie mówiąc bardzo dużo Ani. Okazało się, że wyszła mi całkiem niezła i w miarę poczytna książka. Tym samym coś co w początkowej fazie niniejszego opowiadania wydawało się wierutnym i złowrogim kłamstwem z czasem przerodziło się (choć nie samo, bo napracowałem się po pachy) w najprawdziwszą i niepodważalną prawdę. Ta sytuacja jest dla mnie dobitnym przykładem skłaniającym mnie do koncepcji, że bywają sytuacje, w których naprawdę warto jest skłamać. Trudny to temat i niezwykle filozoficznie skomplikowany, ale rzeczywiście też tak bywa. Zdarza się hej ho!, jak zwykł mawiać Kurt Vonnegut. Prawda, że fajnie? Zatęskniłem za kierownicą auta. Ostatni swój samochód sprzedałem całe lata temu i ten niepozorny fakt przypomina w swojej naturze prawdę. Postanowiłem umówić się z Anną na przejażdżkę autem. Z tego co zdążyłem się zorientować to Ania nie posiadała ani samochodu, ani nawet prawa jazdy. Ale zgodziła się, co w samo w sobie mnie ucieszyło, co znów jest prawdą, choć faktem zupełnie zmyślonym jak zresztą całe niniejsze opowiadanie. Sprawa jest teraz prostsza niż kiedyś, bo są wypożyczalnie samochodów na kilometry i godziny, o np. jest taki „Panek”. Fajne auta mają, a jeżdżąc ich samochodami czujesz się jak prawdziwy pan, a piękna partnerka u boku tylko potęguje to niesamowite wrażenie. Wybrałem wypasioną furę z drzwiami otwieranymi do góry, zapłaciłem nie najmniejsze pieniądze telefonem i pojechaliśmy w siną dal gdzieś za obrzeża Warszawy. Było cudownie. Prawdę mówiąc bardzo się starałem jeździć bez żadnych błędów i zupełnie zgodnie z przepisami, których zresztą wszystkich nawet nie pamiętałem, a trochę unormowań zdążyło już się zmienić. Auto marki BMW pod tytułem „Panek” świetnie się prowadziło. Tyle tylko, że zamilkłem na jakiś czas, bo trudno mi było skupić się równocześnie na jeździe i rozmowie z Anną. Szpanowałem przyciemnianymi okularami i wystającym zza szyby łokciem, a Anna ubrała piękną niebieską sukienkę z całkiem nieprzyzwoitym dekoltem. Ach Panie, co to była za jazda. Jazda po zakątkach Warszawy zabrała nam jakieś trzy godziny. Gdzieś po jakiejś podmiejskiej ulicy, przy totalnym bezruchu dałem się przejechać Annie, która usiadła za kierownicą, ogarnęła pedały sprzęgło, gaz i hamulec, a także skrzynię biegów i nawet udało się jej jechać niewielką prędkością przez około pięć minut. Ania miała frajdę i było to po niej widać. Znów spędziliśmy piękny dzień ciesząc się, że mamy siebie na tym dziwnym, osobliwym, trudnym, absurdalizującym i zaskakującym świecie. Trochę łgałem, co przyznaję, bo prawdę mówiąc nie najlepszy ze mnie kierowca, a starałem się zrobić jak najlepsze wrażenie. Na szczęście dzięki zawczasu w porę dostrzeżonemu przydrożnemu słupowi wytworzone z mozołem wrażenie było wydaje mi się wiarygodne. A jaka była prawda? Czy Anna dostrzegała moją nieumiejętność prowadzenia auta? Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem i taka jest prawda. To nie jest prawda, że zawsze prawda wychodzi na jaw, bo bywa bardzo różnie. Właśnie takie jest życie. Jak to mówią jest niejednoznaczne i skomplikowane. W przygotowaniu cz. 3 i ostatnia:))
  17. Leszczym

    Barber

    @Marek.zak1 o plażach dla naturystów w Brighton nic nie wiem:)) Na polskich to byłem. Ech zresztą za dużo tutaj gadam. Ktoś sobie coś dziwnego zaraz pomyśli. Jeśli o mnie chodzi to wyłączam się z komentowania tego wiersza:))
  18. Leszczym

    Barber

    @Marek.zak1 O, przypomniało mi się byłem jeszcze w Brigton. I znów to no patrz, że z dziewczyną. Poza tym kilka razy bywałem na polskich plażach dla naturystów. Podobało mi się. Taki niegrzeczny ze mnie chłopak:)))
  19. Leszczym

    Barber

    @Marek.zak1 O też byłem w Sitges. Tylko, że z dziewczyną, a poza tym nie jestem ładny;)) Barber by mnie raczej też pogonił, a nie obdarzył czułością... Czy żałuję? Dociec nie mogę;)
  20. @Gosława cóż mam powiedzieć miło mi dziękuję dziewczyno;)) Wiesz na forum niektórzy prezentują wysoki poziom także ten tego - starać się trzeba;)) Fajne miejsce nie żałuję, że dołączyłem ;)) Właściwie to pisarsko siedzę w opowiadaniu i drugiej książce;)
  21. @Gosława cóż gdybym był złotą rybką spełniłbym Twoje życzenie. Życzę Ci tego, podobnie jak wielu Twoich pięknych wierszy oraz antologii o Annie;) Fakt ten wiersz jest lekko koślawy niezrozumiałością zastanowię co by coś co ulepszyć;))
  22. @GrumpyElf mnie to słowo bulgotliwie smakowało, pasowało, bo siedzi taka rybka po uszy w wodzie i pod wodą wypowiada zaklęcia czyli musi bulgotać. Dzięki za komentarz;))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...