-
Postów
2 591 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Treść opublikowana przez Dekaos Dondi
-
@Leszczym ↔Dzięki:)↔Zastosuję komentarz jako latarkę:)↔Pozdrawiam:) *** @MIROSŁAW C. ↔Dzięki:)↔ Ech... to nie moje wcale. Jeno zrymowałem:) *** @hania kluseczka ↔Dzięki:)↔A po co, a po co?:)↔Pozdrawiam:) *** @poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔Bo prawdę i kłamstwo, mieszać nie warto:)↔Pozdrawiam:) *** @Dagmara Gądek ↔Dzięki:)↔I to w sensowny sens, wiele zamienia:)↔Pozdrawiam:) *** @violetta ↔Dzięki:)↔Często tak↔Jest moja prawda i ta... reszta prawd:)↔Pozdrawiam:)
-
@Ajar41 ↔Dzięki:)↔Właśnie. Jak czegoś nie ma , to nie może przeciekać:)↔Pozdrawiam:) *** @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔Może bardziej, niż nieco:)↔Pozdrawiam:) *** @poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔Bywa za dużo tych zwad, więc taki świat:)↔Pozdrawiam:)
-
Kwestie tego paradoksu, są rzecz jasna, znane: Ja zawsze kłamię Jeśli to prawda, to nie zawsze. Jeśli kłamstwo, to tym bardziej.
-
Nieco inna wersja Spleśniały odór, maluje zapachem ściany pokoju. Wszystko wokół nasiąknięte kleistym tłuszczem. Właśnie chce oderwać od blatu stołu. Nie bardzo potrafi. Szklanka pęka w ręce. Ostre krawędzie barwią dłoń czerwienią. Trzask łamanego szkła, zasysa echa z zapyziałych ścian. Krople krwi nasączają postrzępioną ceratę. Wiele zostaje w mięsistej, lejącej skórze. Reszta kapie na stół, pomiędzy wypalone zapałki i rozlany sok owocowy, tworzący lepkie kałuże. Muchy uciekają w popłochu, lecz po chwili przylatują ponownie. Zapach potu, przyciąga niczym zjełczały magnes. Ciągle odgania bzykanie zabandażowaną dłonią. Opatrunek szary, cuchnący i prawie twardy od brudu, a ręka ociężała. Nie dba o to, żeby zdjąć. Po co na co? Niby dla kogo. Dla tej niechcianej przeszłości wokół. Na stole leży kawałek mięsa. Ktoś kiedyś podrzucił jak zwykłemu psu. Dokucza mu głód. Zgarnia białe robaki z mięsa i rozgniata na stole. Niech mi tu gówna nie łażą, przy spożywaniu posiłku. Mięso jest twarde i łykowate. Na pół zgniłe. Ale cóż ma poradzić. Coś musi jeść. Nie może pogryźć. Wyciąga z ust sztuczną, oblepioną szczękę z resztkami jedzenia. Między zęby kładzie łykowaty kawałek. Dodusza ile ma sił w rękach. Wkłada szczękę w usta, a później ów mięsisty skrawek. Teraz lepiej. Jest mniejszy. Delektuje kubki smakiem. W kieszeni leży majonez. Luzem, gdyż woli mieć pod ręką, to co lubi. O mało co, a by o nim zapomniał. Wyjmuje podszewkę z żółtym płaszczykiem. Czuje wilgotny chłód. Zeskrobuje grzebieniem, z resztkami włosów. Uwielbia z nich zlizywać żółte mazidełko. Smaruje kawałek chleba wokół plamy pleśni. Na ręce ma stary strup. Zapomina, co to w ogóle jest. Chyba coś do zjedzenia. Taki mały orzeszek. Odrywa ze skóry i kładzie do ust. Chrupię przez chwilę i nagle wypluwa. Nie lubi takich orzeszków. Już nie szuka pozostałych na spoconej, włochatej skórze, lecz przypomina sobie, że w garnku jest trochę wody. Szuka przez jakiś czas, niezużytej zapałki, wśród wypalonych petów. Gazu jeszcze nie wyłączyli. Może zapomnieli, łącznie z nim. Kładzie garnek na kuchence. W wodzie pływają tłuste pająki. A niech zostaną. Zawsze to jakaś wkładka. Nóżki może wypluć, a tułów to zawsze trochę mięcha. Zapala pod garnkiem. Płonąca zapałka wisi i nie chce zlecieć, przyklejona do palca. Sama spadnie. Co to za ból? Żaden w porównaniu. Gorsze musiał przeżyć. Teraz czeka, aż zacznie wrzeć. Może przez ten czas, odpocząć, posiedzieć, pomyśleć o sensie życia i wszechświecie. Sprężyna z tapczanu wchodzi w tyłek. Chciałby wstać, ale nie może. Skóra naciągnięta, ale puścić nie chce. Przecież niewygodnie tak trwać w przysiadzie. Szarpie z całych sił. Wyrywa kawałek. Jest dość duży. Spływa ślisko z palców, zostawiając czerwoną smugę. Podnosi i wrzuca do garnka. Słyszy chlupnięcie. Kilka kropelek, parzy dłonie. Skoro i tak wyrwana, to po co ma iść na zmarnowanie. Zupa będzie tłuściejsza. Trochę krwi też poleciało. Niestety na czerninę to za mało, ale żeby wodę zaciągnąć, to wystarczy. Siada znowu. W innym miejscu. Tyłek go boli, ale przestanie. Zawsze tak jest. Boli i przestaje. Wdeptuje w coś nogą. O cholera, nie zauważył. Zwłoki szczura w pełnym rozkładzie. Papeć jest cały oblepiony, kleistą różową maśtyką. Nie, nie, tego jeść nie będzie. Nawet on ma swoje zasady. Szczury mu nie smakują. Nawet te młode, bez włosów jeszcze. Zupełnie bez smaku. Jakby papier wcinał. No chyba, że pieczony chrupiący ogonek. Pobudza apetyt. Słyszy bulgotanie. Podchodzi bliżej. Łapie garnek. Gorący jak diabli. Za chwilę wrzątek spływa na gołą stopę. Papcia nie ma, bo schnie na stole. Później wykruszy szczurze ciało. Zaczyna krzyczeć, ale za chwile przestaje. To mu weszło w krew. Widzi bąbelki na nogach. A niech sobie będą. Kropelki rosy o poranku. Komu to zawadza. Przecież nie mnie, myśli sobie. Tylko, że nie ma co zjeść. Zupa luzem na podłodze. Wrzeszczy na siebie: niezdarny dupek. Widzi w kałuży skrawek własnej dupy. Bierze do ust. Kiwa głową sam do siebie, że dobrze wygotowany, niczym golonka. Gryzie i przełyka. Wyciąga włos z ust. Głód chociaż trochę zaspokojony. Jeszcze tylko ściągnie zdechłego gołębia z parapetu i obierze z piór. Lecz dzisiaj nie zje. Zostawi na jutro. Przeżyje prawdziwe święto. Jak mógł o nim zapomnieć. Może zdechł specjalnie dla niego. *** Idzie do łazienki, by wykąpać ciało. Wraca umyty i pachnący. Ma na sobie czyste, świąteczne rzeczy. Podchodzi do szafki i wyciąga idealnie białe rękawiczki. Zakłada na dłonie. Bierze ze szuflady nóż i widelec, wsuwając na chwilę, do kieszonki wykrochmalonej koszuli. Nakrywa pusty stolik, nieskazitelnie czystym obrusem. Wyjmuje lśniący talerz. Sprawdza palcem. Ani śladu kurzu. Stawia gdzie trzeba. Obok kładzie sztućce i białą serwetkę. Siada na nowiutkim krześle. Kładzie ręce przed siebie. Czeka na jutro. Spożyje posiłek w skupieniu, z apetytem i należytym szacunkiem. Zamówił. Dostarczą do domu. Prosto na stół. W tym lub innym czasie. Może oczekując, zaśnie. Tak na wszelki wypadek. Miewa chciane sny.
-
@Rafael Marius ↔Dzięki:)↔Radykalne, ale skuteczne. Dach nie przecieka!:))↔Pozdrawiam
-
@violetta ↔Twoja wypowiedź, skłania do zamyślenia umysłu:~)↔Pozdrawiam:)
-
@Leszczym ↔Dzięki→Wowww!!!↔Pozdrawiam:)
-
zburzył dach bo mu przeciekał problem z głowy już nie przecieka
-
@Leszczym ↔Dzięki:)↔No w sumie "maszynę' też:)↔Pozdrawiam:)
-
@poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔Też subiektywnie popieram ów sens:)↔Pozdrawiam:) *** @Leszczym ↔Dzięki:)↔Też tak miewam:)↔Pozdrawiam:)
-
@violetta ↔Dzięki:)↔No ale jakby nie spojrzeć, to trudno zmienić czasy:)↔Pozdrawiam:) *** @Leszczym ↔Dzięki:)↔Jednakowoż źle zwątpić zupełnie, choć zależy w co?↔Pozdrawiam:)
-
Plantacja Wampirów
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Alicja_Wysocka ↔Dzięki za pomysłowy wierszyk. Chociaż mnie raczej tak nagle nachodzi, bez hodowli:)↔Pozdrawiam:) *** @corival ↔Dzięki:)↔Ano zaiste, jakiś tam morał był – chyba – w zamyśle:)→Pozdrawiam:) -
Odwiedziny Sąsiadki
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Łukasz Jasiński ↔Dzięki:)↔Słowo→klucz!↔Pozdrawiam:) -
@befana_di_campi ↔Dzięki:)↔No tak:)↔Pozdrawiam:) *** @Leszczym ↔Dzięki:)↔Czasami trudno rzec→stety, czy niestety, tak lub nie:) Pozdrawiam:)
-
To taki z lekka zrymowany chaos wielbiciel napędu serc rozpoczął plantacje z pomocą mrocznego zaklęcia też nabył sadzonki wampirów choć małe wzdłuż czy w poprzek traktował z czułością dobrze rosły w ramach wdzięczności na pulsujących młodziach jednak nie szybciej szkoda podlewał maluszki magią oraz swoim płynem wykorzystywał każdą chwilę oczywiście w procederze miał swój interes spełnionych marzeń wiele nawet z pewną nostalgią był przekonany że warto wierzył że dzieciątka gdy dorosną zerwane umilą kubki smakowe rozkosznie mocno nawet wysysając ludzkie postacie a później z ich dzióbków do jego dzióbka oraz inne smaczne figle takie na przykład śnił o karmelkach z boskim smakiem ze skrzepłej krwi a jednak bajka na koniec smutna wilkołak paskud gałgan nicpoń przylazł nocą nie za dnia? zapyta ktoś no i po co? po czorta? no właśnie z umysłem biesa w kiszkach krwinkowo chrząkał wampiry z ziemi wyrywał osikę i czosnek wciskał żeby popełnić zło na własną zgubę uczynił też to przypadkiem wyżarł ze zbiorów→o wszystko pomieszał pomylił zaczęły grasować z krwi skrzepłej→ zbiry wyciućkały i zjadły wszystko wokół zgoła nawet plantatora krwią plując o łaskę rzęził próbował o litość wołać
-
Ciszę snu, rozszarpuje na drobne kawałki, dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili domniemam, że to papuga naśladuje wrzucanie noży do metalowego kubła. Stąd takie, a nie inne odgłosy. Lecz po częściowym przebudzeniu, dochodzę do drzwi. Najprostszy sposób na wyłączenie, to ich otwarcie. Co też niezwłocznie czynię. Widzę sąsiadkę w okowach futryny. Ma dłoń opartą o dzwonkowy przycisk, a oczy zamknięte. Żeby w takim hałasie tak całkiem spać – myślę odruchowo po cichu, żeby jej nie zbudzić. Nagle otwiera jedno oko, później następne i następne. Cholera, ja też chyba śpię, skoro dwoma widzę trzy. Stojąca za progiem, oddala dłoń od guzika. Nastaje błoga cisza. Tak poważna jak karawan z nadzieniem. Słyszę uroczy głosik: – Czy mógłby sąsiad zajrzeć do mojej dziurki? Mam z nią kłopot. – Do dziurki? - uściślam. – No. – A co jej dolega? – Jest zatkana. – To co tu po mnie? Czym zatkana? – Bardzo zatkana. A jak włożę do środka paluszek, to klei. – Klei? Do czego? – Do ścianek. A gdzie by indziej. Jako że jestem między snem a jawą, nie bardzo kumam, czy właściwie słyszę. Nie mam nic przeciwko, ale… no cóż… znowu trochę zasypiam, więc szczypię lewą dłonią, prawe ucho i pytam: – Sąsiad sąsiadkę odwiedzał, proszę nie zaprzeczać. Ja już swoje wiem. – Co też sąsiad wygaduje… – … no ten niedowidzący? – Wypraszam sobie takie insynuacje. Jestem z dobrego domu. – Smakował? – zadaje śpiące pytanie – Co?… Proszę mi pomóc, zamiast gadać głupoty po próżnicy! głupi palant głupi palant głupi palant – Przepraszam. To moja papuga. – Kto kogo nazwał głupim palantem? – dopytuje przybyła. – Głupi palant. Tyle, że pierzasty. A niby kto? – No tak. Rozumiem. Ale od sąsiada musiała usłyszeć, tak? – No… tak po prawdzie. Czasami gadam do siebie. – Mniejsza z tym. I co z moją dziurką? Jak tak dalej pójdzie, to ją wilgoć dopadnie i grzyb będzie. – Przecież sąsiadka może suszarką. – Nie mam takiego długiego kabla. Co jest grane. Chce mi dać do zrozumienia. Dobrze, że chociaż nie dusi guzika. Przynajmniej rozumiem, co mówi. głuchol głuchol głuchol – Stul pysk, bo ci świder z dzioba zrobię! – To do mnie? – pyta sąsiadka. – Rozumiem, że mam iść w diabły, by zachować usta jakie mam? – Nie, do papugi. – A po co mam iść do papugi. Wolę z tobą gadać. Tak sobie w drzwiach rozkosznie gaworzymy, aż tu nagle idzie sąsiad. Podejmuję błyskawiczną decyzję, która mnie wybawi z kłopotu. Gdy nas mija pytam uprzejmie: – Może byś zajrzał czcigodnej sąsiadce do dziurki. No bądź pomocnym w potrzebie. Wspomniana też podejmuje temat: – No sąsiedzie. Pomożesz? Już tyle czasu tam grzebię i nie mogę wyjąć. – Zboczeńcy. I to jeszcze nie po mojemu! Głupsi od śledzi – nagabnięty nawiązuje do tematu i podąża alejką schodową. paprykarz paprykarz paprykarz – Bo ci dziób na pętelkę zawiążę. Spokój tam… o kurde, gadamy przez próg. A mi jeszcze dzisiaj zielony kot przebiegł czarny asfald – informuję sąsiadkę – A u mnie nadal wisi. I to przez święta. – Czuć?… przepraszam. To tak odruchowo. Bez urazy, sąsiadko. – Zrobię to, jak mi nie pomożesz. Bo jeszcze zgnije. Wilgoć tam. – Co zrobisz? Kto? – Nie kto, tylko co. – Czyli? – Gałgany na sznurkach. – No nie… nie wierzę. Tak ci dobrze z oczu patrzy. – Przestań durnieć, sąsiedzie. Świrnięty jesteś? – podnosi głos sąsiadka na języku. – Jak niewyspany wróbel. Co z tymi gałganami? – Nie wyschną, jak nie otworzę. Rozumiesz? – Poczekaj chwilę…….. nie rozumiem. Muminikujesz zwłoki? – Niezwłocznie muszę włożyć! Przeciąg musi być! – Jak ma być przeciąg, to po co wtykać. Już i tak w niej bałagan, co hamuje napływ. – Bo cię walnę finalnie i taki będzie koniec – wrzeszczy rozkoszna rozmównica. – Ale najpierw przeczyszczę ci dziurkę, bo jak mi przywalisz, to nie będę miał sił, chęci i możliwości twórczych. – Mądrze i słusznie prawisz. Jakbym siebie słyszała. – No to chodźmy. *** Stoimy przed wejściem na strych. Drzwi są uchylone, a w dziurce tkwi klucz. – Okłamałaś mnie sąsiadko! – syczę złowieszczo. – Już po sprawie. To czego ode mnie chciałaś? – Wcale nie okłamałam. – To kto przeczyścił dziurkę, by klucz wszedł? – Ty sąsiedzie! Taki niby mądruś, a nie pamięta. – Ja? Ależ skąd! – Ależ ty. Będę u ciebie wczoraj. Nie pamiętasz?
-
@Łukasz Jasiński ↔Dzięki:)↔Jak już, to raczej... kwadratura koła w pewnym sensie:)↔Pozdrawiam:)
-
@Nata_Kruk ↔Dzięki:)↔Słusznie prawisz. Bywa, że to co nienapisane, jest przesłaniem lub też:)↔Pozdrawiam:)
-
nie każde wersy można ponownie tak zrymować by zacząć wiersz od nowa
-
Drabble Znowu punkt w głowie, otrzaskuje ścianki umysłu. Ten który podobno wybuchł. Nie mogę dociec, jak z absolutnej pustki, powstał cały budulec na wszechświat. Łącznie z rozumami. Nawet nie było czasu, by to poupychać. Także przestrzeni po temu. A jeśli Jakaś Siła, co potrafiła więcej? Tylko jaka siła, zrobiła ową siłę? Najlepiej przyjąć, że istnieje od zawsze. Wtedy brak problemu z zaistnieniem z niczego. A to co? Żółte światełko w tunelu. Z jednej strony wystaje środkowy palec, a z drugiej znak zwycięstwa. Może za chwilę zrozumiem więcej. Siedzę oparty o ścianę. Przypomina materac. Słyszę przytłumione głosy: jestem Królem, jestem Napoleonem, jestem...
-
rozbił zwierciadło bo mu odbijało zanadto
-
o milczeniu mówiono mu tak: głośno różnie wiele że w końcu zwątpił w milczenie
-
@Dekaos Dondi ↔Dzięki:)↔To zależy, jak rozumieć metaforę→przerzutnie:)↔Pozdrawiam:)
-
@Wędrowiec.1984 ↔Dzięki:)↔Może raczej zgodną... ze słuchaczem?:)↔Pozdrawiam:) *** @Dagmara Gądek ↔Dzięki:)↔Akord też dźwięk. Tyle że bardziej:)↔Pozdrawiam:) *** @befana_di_campi ↔Dzięki:)↔Ja też, też:)↔Pozdrawiam:) *** @poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔A zatem miło mi, że ma, rzeknę tak:)↔Pozdrawiam:)
-
tańczy poezja sens umie znaleźć chociaż przerzutnie wciąż mylą taniec