-
Postów
498 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez marekg
-
dla twoich unikalnych potrzeb praca na nocne zmiany oddziela nas od słońca zjawiłem się śpię nago nierozebrany z każdego wiersza w biały dzień czuję puls ciało pozbywa się uczuć dla twoich unikalnych potrzeb świat stanął na wysokości penisa
-
siedzę w fotelu wtulony w siebie nienamalowany kot śpi pod obrazem późny listopad drapie w gardle na półce z książkami zaspy zeszłorocznej poezji czytam mniej więcej to samo nachalnie w mętnych godzinach prognoza pogody ulega zmianie
-
w porywistym wietrze niebo rozrzuca kartki słowa mrużą oczy ze zmęczenia jest jeszcze samolot uczepiony białej wstęgi potem atramentowa cisza wyjechałaś kilka godzin lotu stąd zamieszkałem między książkami twój koc czytam na dobranoc czasem mruczy kot w rękopisie po drugiej stronie wiersza
-
w pogubionych godzinach kilka nagich westchnień nie wstydź się usiądź przy moim ramieniu dotykaj słów które przegania wiatr są takie wiersze codzienne które jeszcze nie powstały z kolan wyobraźni
-
w pewnej godzinie miasto zmienia kształt zamienia brzeg płoną fontanny łuszczą się chmury lubię twój parasol w kolorze malowanego nieba liturgię deszczu sączoną w wieczornym świetle dziś klęczymy na zimnym moście jak w niedzielę nie każdą i nie ostatnią na sen zagłaskałem kota więcej grzechów nie pamiętam kajam się pod ścianą deszczu
-
grzechem jest nie widzieć anioła wszystko jest ponieważ nie ma nic na pustej ulicy deszczowe miasto spływa w przestrzeni iluzji w smugach zgaszonych okien kolejne niebo na skamieniałych skrzydłach nagie ciało sposobi się do lotu
-
słowa samotność nie używam tylko w modlitwie pojawia się wieczorem na pustej kartce na ścianie z rozrzuconych cegieł książce zażaleń w zamkniętej przestrzeni ocean absurdu jest brzeg zalany dzień jaśnieje za horyzontem jestem hermetycznie otwarty i zamknięty
-
w weekend miasto wciska się w szczeliny chowa się przed sobą na schodach do nieba spotykamy się ponownie tylko pora roku zbyt liściasta mokra można by rzec zgnilizna wokół drepczemy Królewską potem w lewo pod Manekinem jak zawsze wężyk w rozbuchanym deszczu wieczór jest niewidoczny ukryty w ciemności w oknach tramwajów Żabki i Biedronki skrawek nieba zlizuję z ręki
-
w przestrzeni rozmazane stado bryły cienia depczą zaorane pola oparty o las mruczę z zachwytu stukot obiektywu schodzi się i rozchodzi
-
jeszcze jedna noc to nie powód do wstydu przekwitamy zgodnie z kalendarzem nago za oknem miasto tuli się do neonów stosownie do wieku pada deszcz w ciemności mokną ciała niebieskie
-
na podłodze namalowanej dzień wcześniej rozsypane i niedokończone sny w ciemności brakuje kilku odcieni i kawałka ściany po której spływa księżyc za oknem spóźnione pociągi mkną po zaspanych szynach chciałoby się ruszyć skoro się już pojawiło miejsce na peronie w ustach mentolowy powiew i pierwszy papieros budzik łuszczy orzechy
-
słowa umrą w nieustalonym miejscu samotnie w ciszy bez koloru za oknem nieistniejącego autobusu z Rygi do Wilna okryłaś się ciepłym kocem i czekasz ten wiersz napiszę od nowa w ostatnią niedzielę zmienił się czas przez całą noc padał deszcz pordzewiały jesienne liście i stare samochody
-
powiedziałaś że jedzenie pomarańczy pod prysznicem jest źródłem porannego szczęścia najlepiej przed siódmą i razem kiedy jeszcze nienamydleni opowiadamy sobie ostatni sen wtedy oczy mówią wierszem przebudzenie szuka słów kawa będzie lekko później gość nieproszony zapuka do drzwi
-
tak swobodnie obracamy się między słowami za kropką zagubiony włos znamy się jak łyse konie w odcieniu porannej herbaty świat jaśnieje w cytrynowym słońcu to ma smak ciała nasze i myśli nasze wyjęte z fejsbuka przemierzają bursztynowy dywan z liści w załączniku jesień w niedomytym oknie
-
@Alicja_Wysocka Dziękuję .
-
kiedy układasz poranek między mną a tobą przytula się ciepła kawa ucho do ucha z uśmiechem filiżanki w puzzlach horyzontu brakuje kilku wierzb brzegu Narwi i kawałka studni mgła owija klonowe okna w promieniach słońca dwa żubry przysiadły na parapecie
-
zbiegasz po wersach mojego wiersza mokre liście wirują wokół słów na polanie złotej i jesiennej dwa mozaikowe żubry Leona wiatr przegania październik we wszystkie strony od tej pory i zmarszczki wszystkie są nasze
-
między wiatrem a żaglem ostatni rejs na przekór kalendarzom w cichym jeziorze odbija się lato las czerwieni się w jesiennej melancholii kilka zdjęć zrobię później przecież nie zostawiłaś mi kluczy ptaki wędrowne czekają na wycieraczce
-
po pierwsze to gdzieś wyjechać zakręcić wodę zgasić wszystkie światła sprawdzić gaz na odchodne pocałować Chrystuska i ten klucz magicznie przekręcić dwa razy do końca jeszcze szarpnąć klamką na odchodne podróż peron gate bilet oddalam się od codzienności jeszcze chwila i teraz wszystkie nieba świata można rzec poezja w niezdrowym przywiązaniu do podróży zbieram autografy miast szukam siebie jest niedziela za oknem malują się góry żaden dzień nie powtórzy magii tego poranka
-
jakbym czekał na spotkanie gdzieś nad potokiem słów wyrwany z pamiętnika ciszy odnaleźliśmy się za ostatnia kartką w nadziei na pokuszenie życia
-
w parku wiatr słucham szelestu liści na rogu mętnej alejki pusta ławka jak zwykle pusta z niedomalowaną jesienią i wyrytym inicjałem uwielbiam kwiaty jak motyle siadam i zapominam że nie mam skrzydeł
-
gramolimy się pod tym parasolem między pejzażem a jeszcze nie namalowaną nocą nad nami zimny deszcz pod nami zimny deszcz między kolorami skrada się kot i mokra luna w odcieniu mocnej herbaty
-
@Nostalgi.Nemo a jednak! @samm Dziękuję
-
oddalam się od siebie w lustrze pustka niebo rozpalone gwiazdami w kocich oczach świeci księżyc wygłaskane myśli snują się ku swojemu przeznaczeniu w zmęczonym oknie miasto zasypia na Facebooku
-
skoro jesteś to podaj mi rękę przytulamy się w słowach pod wiatr chłodny wieczór gaśnie na skrzydłach motyla