Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marekg

Użytkownicy
  • Postów

    760
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez marekg

  1. błękit nieba ułożony między chmurami słońce dociekliwie mnoży swoje promienie nie dokucza nam wiatr ciepłe słowa o poranku jak kawa przytulona w filiżance z naderwanym uchem słuchamy w ciszy namalowanych drzew te kolory lata temu wydawały się żywsze na białym płótnie kołdry wybudzone okna marszczą się cieniem w naszych dłoniach kartki z pamiętnika i żadnej metafizyki pod poduszką koty owinięte w swoje mruczanki łaszą się do naszych snów
  2. kiedy ujada deszcz tęsknię za parasolem kruczy dzień brnie środkiem kałuży w chłodnym kolorze niedziela kwiaty w kalendarzu zakwitną na czerwono wszystko w swoim czasie mruczą ciepłe filiżanki w kociej kawiarni pierwsze koty za płoty
  3. czytam antologię moich snów dręczą mnie stany zaokienne zrywy i porywy wiatru noc lepi się do ciała myśli gramolą się między żaluzjami po ścianie skrada się cień przyczajonego kota gwiazdy w różnych konfiguracjach gnieżdżą się na moich zegarach mam mnóstwo czasu czas trawi się jak rosół o smaku curry
  4. jest upał wszystko się lepi do moich słów a na twarzy grymas marzę o tęczowej zwrotce pocę się wulgarnymi myślami mucha zatacza coraz mniejsze kółka
  5. @Naram-sin siedzę dziś na takiej pustej , sierpniowej plaży . Leje jak ....zimno, pusto , szaro Pozdrawiam @Nata_Kruk to tylko wersy dziś potrzeba do szczęścia tylko trochę słoneczka , dziś to wystarczy złote rybki pływają a jeziorze , nie zaczepiam !
  6. pomarszczone chmury wślizgują się natarczywie między promienie słońca płótno kołdry pachnie jeszcze snem za oknem plaża pusta bez brzegu bez zasięgu w szczelnie owiniętym wierszu sierpień nie da się odkaszlnąć pragnę czegokolwiek
  7. wolność to smak na twojej plaży budzisz mnie jak rozbitka kaznodzieja zwija żagiel słowa wyłaniają się z fal na drugim brzegu nie słucha się poezji wiatr przedziera się przez niedokończony spis treści na pustych kartkach malujesz introwertyczne chmury pędzel trzepocze płetwą ego rozmazuje się na niebie dwa ciała oddychają poruszamy się we wspólnym wnętrzu podróż czasem jest przypadkowa
  8. pierwszy toast pod wiatr po drugim nie zagryzam chwiejemy się między wersami od a do z przepraszam za każdy wiersz zraniony zbytecznym słowem krążę wokół ziemi w pełni
  9. tej nocy śpimy nieobecni wiatr kołysze miastem księżyc wierci się między nami przez wiele lat ten sam sen usycham nad ranem w kroplach deszczu
  10. w naszym śnie mruczą koty mędrcy siedzą między wersami matki tulą dzieci do snu zaraz będzie północ ten z Bielska do Gdyni pojechał w drugą stronę samotni podróżują w ostatnim wagonie czytają porzucone książki noc jest na sprzedaż z torbą pełną gwiazd i sentymentalnych wspomnień w staroświeckiej sypialni jak mówisz
  11. jest noc kilka chmur przemierza niebo siedzimy pod księżycem sparowani samotnością gwiazdy dzwonią do drzwi błąkają się w judaszu potem gasną w naszych oczach nie otwieraj to tylko sen świat przestał oddychać ratujemy się usta usta
  12. minęliśmy się tylko raz między wilgotną ciszą a ścieżką zieloną po drugiej stronie mojego cienia słońce wisiało głową w dół a ja zerkałem na wzgórze łotrów
  13. w środku wiersza pusty peron spóźniony pociąg z Suwałk i kolejna kropla deszczu zmiana rozkładu nastąpi jutro jeszcze tylko kilka spojrzeń między wersami pojawią się wędrowcy noc ujada psy siedzą cicho
  14. w letniej podróży na południe każde słowo szuka własnego cienia czas mruczy smak wina błądzi między ustami doskwiera słońce na rozpalonej plaży suszą się turyści ci starsi maskują starość młodość odsłania spocone tatuaże piszę serdeczne sms-y brak odpowiedzi jest szorstka
  15. każdej nocy mijam jej cień przechodzę między wersami na drugą stronę wiersza noc jest pełna sentymentalnych wynurzeń szkli się ćwiartką księżycówki
  16. wydeptałem tę ścieżkę sam między pierwszym a kolejnym wspomnieniem był tylko wiatr potem zakwitły kwiaty na koniec dnia wędrowcy gaszą słońce zapadają w sen letni na chwilę rankiem na wybudzonej łące przywitasz mnie kolejnym słowem z niedokończonej książki w zamkniętym wierszu skrzypią furtki poeta stoi w oknie i głaszcze nasze koty
  17. dotykam ściany jej nienaturalny wygląd przypomina mi nienaturalną kobietę na powitanie pocałunek bez ust będę śnił jej muralem
  18. dziś niebo znikło kot przechadza się między cieniem miasta a ostatnim obłokiem w koszyku śpią pomarańcze po krótkiej podróży zmieniliśmy mapy wkleiliśmy swoje twarze w kolejne fotki nie wiadomo do końca kto zamówił poranny fakultet na wygasły wulkan pamiętam tylko kontrast między rudym futrem a śpiącym owocem
  19. na wielkim billboardzie Chwila mój cień rozwiał ci włosy wyimaginowany poranek w kolorze herbaty czaił się za oknem jak dobrze mieć własne słońce w razie czego
  20. jest noc noc unika światła drzemki i czarnych myśli za oknem kometa merda ogonem na odległość smyczy czytam odległe gwiazdy księżyc ujada w kagańcu
  21. a o kwiatach to możemy pomalować otoczeni igłami lasu oddychamy ciszą to tu usycha lipcowy deszcz nie ma krawężników i ulicznych bram nawet nie widać naszych zmarszczek malujesz dłońmi cień miniaturkę chwili czuły uśmiech uzależnieni od marzeń i kolorów dnia przenieśmy niebo w naszą stronę obłoki wędrujące ptaki i ten lecący w oddali samolot czas niestety wracać ponagla nas niedziela czarny pies i kończy się ostatni papieros.
  22. * * * palce na klawiaturze fortepian na jeziorze zatapiamy się w butelce schłodzon Ego Chopina * * * jest kobieta za oknem ósmego marca plaża niepokój ptaki * * * kartka i otwarta walizka mówi ci o ucieczce kolejnego wiersza * * * Idę do Żabki i nic nie kumam czytam ptasie mleczko
  23. najpierw był przewodnik kilka kartek dalej Praga ociemniała zwisała z nieba słońce grzebało się w chmurach na dzień dobry jestem tu przejazdem mam swoją ławkę i ciepły termos na moście Karola deszcz rozlał się po ulicach w wilgotnym powietrzu drżał pierwszy tramwaj kilka parasoli dalej szukałem pustego hostelu i skrawka suchego poranka ze śniadaniem w cenie
  24. @FaLcorN Jeszcze .
  25. na pniu ściętego dnia słońce umiera w ciszy potem zgładzono księżyc jego blask turla się w zaświatach na publicznym niebie znika noga lewa potem prawa w przeciągu istnienia nasze życie czas wypadł mi z rąk bezpowrotnie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...