grudzień śnieży we mnie czernią
zamiast rodzić Boga rozchodzi się w szwach
obrasta igłami
wolałabym przespać wszystkie obumarłe miejsca
śnieg przepuścić przez skórę
nie widzieć więcej
drzew ciężkich od puchu i wisielców
od północy mgła otwiera mnie na imiona
znów wchodzę w ciało
kwadrat skrzyżowanych rąk
jestem uwięzioną kroplą
wieczną zmarzliną