W niebo się wzbije i skrzydła rozłoży
Drzewa poszarpie i morze pomuska
Ochłodzi powiewem, gdy słońce pali
Wichurą mokrą traw włosy potarga
Twarzy ma wiele, lecz ciągle jest wiatrem
Mistralem, pasatem, rześkim zefirem
Bryzą na wybrzeżu, słoną i wilgotną
Albo niszczycielskim, gwałtownym orkanem
Trąbą powietrzną wessie czyjeś życie
Orą ogrzeje nad jeziorem Garda
Fenem w doliny z gór spłynie porywem
Piaski pustyni samumem uniesie
Eos mu matką, Astrajos zaś ojcem
Nigdy się nie da okiełznać do końca
Wolny figluje po całej planecie
Gwiżdżąc na ludzi maluczkich obawy.