Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tomass77

Użytkownicy
  • Postów

    862
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tomass77

  1. Płyną noce płyną dni W domku na kurzej stopce W małym okienku na górze Światełko się tli Czasem spogląda przez nie czlowiek Cera z papieru toaletowego Wzrok karpia prawie martwego Cały drży Tęskni za staruchą o żółtym zębie O pierniku na spróchniałym dębie O dwójce w lesie zgubionych Którym podał rękę
  2. Zdarzenie Zabrali go nocą. Półprzytomnego. Szeptał pod nosem nieznane słowa. Rozświetlony samochód pędził w niewiadomym kierunku. Czasem przystawał na moment by ruszyć za chwilę z impetem. Czuł niepokój. Na nadgarstkach uwierał sztywny metal. Co ja znowu odwaliłem? W głowie pojawiały się strzępy obrazów. Dał jakiejś kobiecie zielony banknot, potem trochę płakał nad swoim losem i spacerował jak zagubiony w lesie. Wrzucili go do pokoju z białym światłem. Na plastikowym podwyższeniu leżał cienki koc. Położył się wystraszony. Zobaczył po drugiej stronie wychodek z nierdzewnej stali. Wyżej na ścianie błyszczał lekko niewielki guzik. Zabrali mu buty i dali jakieś szare ubranie. Drzwi zamknęły się z hukiem. W uszach pozostał mu szczęk zamka a w głowie myśli pędzące.. Zapatrzył się w sufit wysoki. Przypomniał sobie mieszkanie Józefa K. Wstrząsnął się i zrozumiał, że nie uśnie. Leżał tak czas jakiś. Lęk rósł a ciało zaczęło sztywnieć. Mięśnie napinały się jak u lisa, który wpadł w pułapkę. Wiedział, że nie ma co marzyć o ucieczce. Przy mosiężnych jak do sejfu drzwiach znalazł srebrną skrzynkę i przycisk, który wcisnął gorączkowo. Z kratki odezwał się głos w obcym języku. Jak to było.. Wewnętrzny aparat zaczął panicznie przetwarzać słowa. Wszystko wymagało olbrzymiego wysiłku. Sklecił jakieś prośby, bezsilność.. Był w nich strach i lęk przed tym co miało nadejść. Kazali mu się uspokoić i nastąpił trzask. Wcisnął guzik ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze. Poczuł że ona nadchodzi. Zamachnął się rękami chcąc odpędzić nadchodzący żar. Serce zaczęło walić mu w piersi niespokojnie. Za chwilę a może godzinę wzięli go do innego pokoju. Robili zdjęcia, odciskał na szybie palce.. Ale wrócić już prawie nie mógł, napięte mięśnie nóg zesztywniały mu jak głazy. Dowlekli go i położyli na pryczy. Oddech zatrzymał się w nim na moment, ale wola życia a może odruch bezwarunkowy uruchomił na nowo ten mechanizm. Przymknął oczy i próbował być znowu nad wodą.. W końcu ocknął się i dostrzegł cień w przeciwległym rogu. Zdawał się wyciągać ręce do niego, w geście proszącym czy zapraszającym. Ale do czego lub dokąd? Z tyłu była przecież tylko zimna ściana, był zamknięty i tkwił w betonowej bryle niczym szczur w klatce. Nad ranem wynieśli go z sali. Worek czarny szeleścił w dłoniach z gumy.
  3. @jan_komułzykant dzięki, Pozdrawiam. T.
  4. Śnił mi się pokój dziecinny Wypełniały go dwa łóżeczka Lokomotywy komin niebieski Na froncie uśmiech rodzinny Śnili mi się dwaj chłopcy I spadali ze schodów Łapałem ich komicznie W tym świecie kosmicznym Śnią mi się drogi pokrętne I próby próżne I rozgoryczenie I brak I złość I sam nie wiem Śnią mi się Mazury I z małych różowych nóżek Kalambury I błękitne oczy I chichot który zabiorę I zasadzę daleko Którejś tam nocy
  5. @tomass77 pragnąłem w niej zawrzeć szatańską wyliczankę, przewrotność losu i nieuniknioność tego, że śmierć iluzoryczna wreszcie spotyka się z prawdziwą. Liczenie to chłód i abstrakcja. Pierwsza zwrotka jest jednak sielankowa, są zmysły zapach ogniska, kolory.. A więc jest życie. W drugiej w puencie nie ma już miejsca na nic. Bo śmierć to nicość niepojmowalna. Pozdrawiam.
  6. Dziękuję za komentarz. To jest najważniejszy wers tego wiersza..
  7. @A-typowa-b chodzi o to że każdy człowiek ma własne subiektywne wyobrażenie śmierci. Jednak igra w swoim zyciu z tą prawdziwą śmiercią. Stąd uśmiech smierci realnej do subiektywnej. Jednak jak to się mówi do trzech razy sztuka.. Pozdrawiam
  8. A gdyby śmierć już miała podejść blisko Na moment przerażenie schowa Skrzydłem z popiołów szarym Przywiedzie zapach drew palonych Sosnowego ogniska.. Przysiądzie na pniu, zaświeci Nie mogiłą - a ciężarem życia Uśmiechnie się do śmierci I umrze po raz trzeci
  9. Kiedyś żyć zacznę Przetrę szlaki trwożne Lecz założę przedtem Buty zbyt wysokie W nich swobodnie przemknę Pośród żmij pełznących Ostów dziczy groźnej Karcących w ciemnościach Krwi łaknących spojrzeń.. Horyzont ogarnę Niewidzącym okiem Zarzucę na plecy Duszy swej posocze Zapachną mi trawy Księżyc stanie rokiem Zobaczę w oddali Twarze mych kochanych Obudzę się wreszcie Obudzę Nad ranem
  10. @Dag Dziękuję za czytanie i trafny komentarz. Pozdrawiam noworocznie. T.
  11. Reżyser manipuluje wzrokiem odbiorcy Polityk słowem dobrze dobranym Ksiądz duchem aż nadzbyt wezbranym Kolega małość przebiera w pochwałę Reżyser po to by zwrócić uwagę Polityk wyborcę łowi na karmę Ksiądz by my mu nie głupio było przed Panem Kolega gdy młody kształtuje charakter Autor by wzbudzić - Czyjąś sympatię
  12. Właściwie to jestem kontent Odkryłem the doors stachurę Zagrałem przy ognisku Niejeden koncert.. Przeżyłem Londona Tuwima.. Przy których mój świat się zatrzymał A potem pobiegł innym torem Doświadczyłem przyjaźni, miłości aż nadto Byłem ojcem.. do dziadka zabrakło Co jeszcze muszę zrobić Kupić pistolet Zrobić testament I czekać na ból Tak mocny Który przyjdzie wiem na pewno Już dziś nie mogę spać I zalewam wodą chłodną Jamy ustnej ornament Lecz to jeszcze nie ten wlasciwy Choć w ciele niepokornym wywołuje Zamęt A kiedy przyjdzie Tytan o bladej twarzy I rzuci mnie o ścianę Zmienię to życie.. Lecz najpierw Zadanie
  13. Skute mrozem nagie drzewa Na igłach tylko Śpią sny Jak srebrne blizny.. W piecu płomień się tli Pragnie być wielki Jak ktoś kto śni Śnieg skrzypi złowrogo W ciemności księżyc Skrzy Bóg kadr zatrzymał- I oddech
  14. Zabierz mnie bestio północy Powiąż w kły ścięgna źrenic Zawlecz do jamy na stoku Obnaż na zewnątrz cierpienie Wkładaj na twarz mi uśmieszki Igraszki ulic płaczliwe Jestem cały bez siebie Wyrwij z gardła cierpienie Nazajutrz ukryj głęboko W pieczarze smoczej strzeż truchła Nikomu dojść nie pozwolą Łuski na skórze i lustra W aligatora przestrzeniach Z otwartym na oścież okiem Świat widzę w zielonej przesłonie Wymijający mnie z boku
  15. @Waldemar_Talar_Talar Serdeczne dzięki Panie Waldku. Pogodnych Świąt T.
  16. Był brzeg lasu przy drodze Ścieżka do prowadząca Wzdłuż rzeka wolno idąca Blisko podobnoTuwim Spacerował wolno Do kwiatów układając Rym swawolny.. Potem Rzeka skręciła raptem Tworząc osuwisko Tuż nad nią Pokorne topole Jodły kłoniły się nisko Niczym nad bukszpanem.. Dalej Biała tarcza z napisem czarnym A za nią Jak każe obyczaj Skrzyżowanie ulic prostych Na wzniesieniu Od wieków Nad tą krainą Był kościół Usiadłem na kamieniu polnym Dalej nie dojdę - pojąłem I ukłoniłem się lasom I wodzie modrej Tutaj serce zostawiam Schowałem je na wyspie Przy rzece spokojnej Lecz ktoś je znalazł Ktoś niespokojny
  17. Chcialbym być łuską karpia w portfelu Tą jedyną jaką posiada Niewielu Przynosiłbym szczęście Niósł dostatek Troszczyłbym się gdy choroby Byłbym jak lateks Każdego roku chowam srebrny talizman Choć życie.. To nie złota przystań
  18. Pochłonie nas niebo i ziemia Nasze nieszczere uśmiechy Rozmażą świat astralny Wielki wir mgławicy Tak banalny Runą w przepaść bożki Bogowie Wokół taniec pierwiastków I krążący samotnie Astronoma kalejdoskop W który ciemność patrzy Nie ostaną wiersze ni listy Nic z najgłębszych myśli Czas nigdy nie płynął Nie było miłości..
  19. @A-typowa-b Dzięki za komentarz. Ból jest konsekwencją. Nie tylko zazdrości. Chodzi mi jednak o ból. Pozdrawiam. T.
  20. Jest przeciwieństwem szczęścia Jest synonimem lub synem Nieszczęścia Boję się bólu Robi ze mną o dużo więcej Niż szczęście.. Wyczerpuje Do złych wniosków Nawołuje Jak szatan który.. Po duszy miotłą Zamiata Paradoksalnie Więcej zrobiłem w bólu Może coś tam krzywo przykleiłem Może z kimś się krnąbrnie Nie zgodziłem Ale po latach.. Tam do kata Bądź sobie czarny chrabąszczu Po duszy lataj Jestem w twoim gąszczu..
  21. @Waldemar_Talar_Talar Dziekuję I pozdrawiam Panie Waldku. T.
  22. Legł w gruzy ostatni szaniec Nadziei Ukryła się głęboko I kierowała życiem.. Teraz Zarośnięty w piwnicy I w gościnnym pokoju Artefaktami sprzed 300 lat Umieram w próżni
  23. Sople obrosły dachy Drzewa srebrna szadź okryła Zima zima W żółtym domu miłości Nie przybywa Niedługo na świat przyjdzie Zima Serce dokąd tłoczy ciepłą ciecz I wzruszeniom się ugina Nie zagości w nim Zima Dawne lata Ktoś gdzieś wspomina W kąciku płacze Nad globalnym ociepleniem I że nie nadchodzi Od zamierzchłych lat Zima
  24. Ach jak bardzo.. Pięć lat minęło Nowy piec stoi Dom stoi Ja pochylony Skłaniam się świetnie Ach, jak wbite w zamarłe serce Cóż zrobiłem Puste miejsca Marnością wypełniłem Przekomarzam się W źrenicy błękicie I z tobą Czym jesteś Niepogodą? Wybiegnę Otulę się We włókna Powietrze kosmos Soczewka mgławicą rozmyta Zabierze mnie złość Miłość nauka Zabierze oddech.. A Wacek Siedzi pod sklepem Na łodzi Nowiem Przykryty Łóżko wysłane aksamitem Niczym życiem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...