Gdy noc nadchodzi,
zamykam oczy
i słucham podszeptów księżyca,
z dala od lamp i ulic tłocznych,
od blichtru miasta i wycia.
Cisza w dolinie
pochłania głębię
czarnej czeluści prześwitów,
gdzieniegdzie błyśnie przez ucho igielne
jarzącą kaskadą świetlików.
Drzewa na wzgórzach
wiatr uwięziły,
w zielone liście ubrały,
zastygły strachem zszarzałej czerni,
czekają do świtu bramy.
Niebo barwami
akwamarynu
zatapia domy, podwórza
przez okiennice szczeliną zerka,
spokój w mych oczach zanurza.
15.09.2018r.