-
Postów
4 732 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
„Niektóre słowa to muszle w czasie, być może kryje się w nich wspomnienie o tobie”. Jon Kalman Stefansson: „Smutek aniołów” *** Wróć. Wróć do mnie… Jesteś daleko, tak bardzo… Spójrz, stąpam po popękanej ziemi ulicy, spękanym asfalcie martwego miasta. Albowiem jesteś daleko, jakby pochłonęła cię otchłań czasu opierzonego smutkiem. Nie. Pomieszały mi się epoki i lata… Jestem, gdzieś tam, gdzie indziej. Wybacz. Pomyliły mi się sny, albowiem w ich nawale gubię się i spadam na samo dno niepamięci. Dzisiaj jest wiatr i morze ucieka przede mną. Odpływają fale białymi językami… Odsłaniają wilgotny piach lśniący w tej pomarańczy słońca. Jesteś tu? Byłaś? Pozostał po tobie jedynie ślad zagrzebany natłokiem minionych chwil. Wiesz, dzisiaj jest wiatr, co szumi w uszach tym piskliwym szumem samotności, co toczy moje chore ciało. I łopocze chorągiewkami opuszczonych rybackich kutrów. Lecz, cóż one, kiedy rdza je zżera. Drąży puste w środku kadłuby przesypująca się przez palce pamięć, szarpie za zwisające liny. W głębokim niebie biała smuga po odrzutowcu… I krzyk mew przejmujący od nawoływania… W natarciu skłębionych fal huk i nawała soli. W oddechu oceanu. Perliste rozbryzgi uderzające o dalekie skały, ociekające brunatne, szare ostrza… Wróć. Wróć, proszę. Jestem tu i czekam… * Dzisiaj jest deszcz. Nie, to nie deszcz. To Wielki Wóz jarzy się nade mną i lśni. I spada na moje oczy kroplami łez. W tej ciszy. W tej nocy. W tym długim oczekiwaniu… Podnoszę muszlę, którą przykładam do ucha i słucham wspomnienia o tobie w szumie fal, w słońcu, w liliowej poświacie…. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-09)
-
Zatrzymaj się, obejrzyj…
Arsis odpowiedział(a) na Arsis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@sowa uspokój się @sowa nie wiem o co ci kaman, ale na razie to ty żeś dostał rozwolnienia na cztery kible -
Wybacz mi, wybacz. Czy mi wybaczysz? TWOJE USTA… Twoje, cudowne usta… Chciałbym.. Chciałbym, tak, chciałbym, lecz cóż mógłbym chcieć? Wiesz o tym dobrze jak i ja… Ale, czy chcesz? Albowiem nie chcę pisać zbyt oczywiście, albowiem wiem… Powiedz mi, wiesz? Czy wiesz? To prawda, nie znam cię. Nie znam. Ale czy mnie znasz? Powiedz mi szczerze jak bardzo, jak bardzo mam cię jeszcze znać, poznać, dopoznać, abyś… Nakrzycz na mnie, nazwymyślaj… Uderz w twarz… Kocham cię… Tak po prostu, zwyczajnie… Pocałuj. Pocałuj i już nie odrywaj zmyślnych ust… Nie. Nie odrywaj, tylko przywrzyj do samej głębi poznania. Do samej głębi, tej najgłębszej z tych najgłębszych doznań… Twoje usta… … te twoje wilgotne usta… Czy wiesz ile bym dał, abym mógł ich dotknąć, musnąć i poczuć muśnięciem swoich warg? Czy wiesz? Powiedz mi, czy wiesz? Staram się dojrzeć, wypatrzeć, dopatrzeć głębię twoich źrenic, poprzez czerń… Poprzez, poprzez… … poprzez… Jest tyle tego: „poprzez”. Kocham cię… Wybacz zakochanemu mężczyźnie, po prostu wybacz. Wybaczysz? Ja nie chciałem. Chciałem tylko namalować twoje spojrzenie, twoje usta i oczy… Chciałem tylko… Wiem, nie wolno mi, ale chociaż poprzez ekran monitora, poprzez skaczące piksele, które wysypują się zewsząd, wysypują się z opuszczonych kątów samotności, poprzez piksele mżącej szarością ciszy Chciałbym, tak, chciałbym, ale nie mogę, ponieważ nie mam życia, nie mam… Wiesz, pracuję na popołudnia, na te cholerne popołudnia… Bo nie mam życia, kiedy nie mam ciebie… Więc pozostaje mi jedynie obraz twojej twarzy, obraz twoich ust i okrytych czernią oczu, okrytych, jakby nieprzeniknioną czernią mieniącego się kosmosu… I twoje włosy… Ten zapach twoich włosów… Więc, jedynie… — cóż mogę, jedynie? Zanurzyć się w milczeniu twojego oddechu, w milczeniu niewypowiedzianych słów. Do kogóż mogłyby być one skierowane? Do kogóż? Czy mam znowu iść, pomiędzy spękane mury opuszczonego miasta? Powiedz… Powiedz to, patrząc mi prosto w oczy… Mów… Za tobą szelest wiatru, szelest rozchwianych gałęzi, dębów, kasztanów, ścieżki milczącego ogrodu… Słoneczne prześwity… I woń kwiatów przejmująca, mdląca, natchniona… Za tobą ogród pełen tęsknoty i oczekiwania. Za tobą, za tobą… … cóż właśnie za tobą? Stań na chwilę, zatrzymaj się, obejrzyj… Za tobą niebo błękitne… … za tobą miłość… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-08)
-
Przechodzą. Przeszli. Ale ilekroć… Ilekroć jeszcze… I przechodzą wciąż przez zwielokrotnione gorączką niewyobrażalnie ostre warstwy sennego koszmaru. Te widma przemieszczają się w czasie. Wychodzą z przeszłości. Przechodzą przez teraźniejszość cieniem. I wchodzą w przyszłość, niknąc w zamykającej się za nimi ścianie. Siedzę w głębokim fotelu wpatrzony w srebrny na podłodze prostokąt. Księżycowe piksele mnożą się i dzielą. Mżą jakimś dziwnym blaskiem odbitym od nie wiadomo czego. Ktoś wciąż dzwoni, kiedy nie zdzwoni nikt. Podnoszę słuchawkę telefonu i słyszę piskliwy szum, jakieś odległe, dźwiękowe halucynacje podobne do szeptów i gwizdów. Zaiste, ktoś coś mówi. Ktoś coś przekazuje z przeszłości w nader zawoalowany sposób. Żeby tylko mógł się wyrażać jaśniej… Jaśniej… Moje skronie płoną od nadmiaru ciśnienia, od natłoku wizji. Wszystko płonie i drży na krawędziach milczących przedmiotów. Wszędzie kamienne twarze, obojętne spojrzenia. Okryte zakurzoną folią rzeźby, popiersia… Mijam pootwierane na oścież, bądź lekko uchylone drzwi w długim i mrocznym korytarzu w blasku pełni. Pomieszczenia, sale, pracownie, klasy… W ich wnętrzu zarysy regałów, laboratoryjnych stołów, tablic, plansz, poskręcanych pod dziwnym kątem zabiegowych foteli… I zwoje kabli, gruz, potłuczone szkło, szary pył… Mdląca mieszanina jakichś starych chemicznych odczynników miesza się z odorem śmierci. W szklanych gablotach medyczne eksponaty. Ludzkie, nie-ludzkie ze śladami straszliwych chorób. W mroku jakieś światło. Migocząca jarzeniówka wydaje ciche brzęczenie. Ktoś tu był. Na ścianach tak jakby rozmazane ślady krwi. Pod sufitem plątanina żeliwnych rur rozszerza się lejowato jak ramiona szeroko rozwarte jak grób. Ktoś tu był… Na chromowanym stole wśród chirurgicznych narzędzi — wyszczerbiony stołowy nóż. Coś się na mnie patrzy. Coś mnie obserwuje. Wiem. Czuję to aż nazbyt po lodowatych na plecach dreszczach. Na blacie stołu wyskrobane: nie ma miłości! Tak, miłość została tu zaszlachtowana jak świnia w strugach tryskającej krwi. Brunatne plamy. Wszędzie brunatne plamy… A corpus delicti? Gdzie jest corpus delicti? Ach, wyszczerbiony, stołowy nóż z drewnianą, wytartą od wielokrotnych powtórzeń rękojeścią. Jej ręce… Spójrzcie na jej ręce! Jej sukienka upstrzona czerwonymi plamami. Jej chrapliwy oddech mięsożercy. Szybki oddech… I odwrócone białkami oczy jak w ekstazie dokonywanego mordu! Wszędzie oczy, oczy… Twarze zdumione potęgą śmierci. Śmiertelne spojrzenia tak jak u mojej umierającej matki. Zdziwione tym otwierającym się mrokiem tajemnicy. I wszystko pokryte kurzem. Grubą warstwą kurzu i zapomnienia. Zatem pełznę w świetle jarzeniówki. Stąpam na czworakach i grzebię… Grzebię w rupieciach, gruzie. Otwieram szafki, odsuwam szuflady… Co znajduję? Okruchy przeszłości, pozostałości, artefakty dawno minionych epok. Z zakurzonych okładek wysypują się zdjęcia, zapisane pozdrowieniami pocztówki. Stare zdjęcia, stare zdjęcia… Wszystko stare, zmurszałe, pokryte zapleśniałym grzybem… Wiele, wiele liter, pourywanych zdań, poprzecieranych, zaplamionych tekstów… Ktoś tu kogoś kochał i przelewał całe swoje serce na papier. Ktoś tu kogoś kochał… Sięgam, macam rozedrganą dłonią… Szukam… Szukam wciąż… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-02)
-
1
-
Podejdź do mnie tak powoli i kochaj się ze mną, pokaż w płomieniach świec lśniącą gładkość swoich nóg. Rozbierz. Zdejmij, zerwij ubranie. Chodź i pocałuj, tak czule, namiętnie, szalenie… Pozwól się dotknąć. Ja tu jestem i czekam na ciebie, jedyna… Wpij się w usta wilgotne. Obejmij kark, plecy, pośladki. I zatańczmy na środku pokoju, w objęciach nagości… Pozwól się pieścić. Tak pragnę cię całować, wodzić palcami gładką skórę szyi, wtedy, kiedy odchylasz w ekstazie głowę. A twoje długie włosy opadają ci wzdłuż pleców. Zdejmuję ci sukienkę, abyś mnie olśniła blaskiem, który prześwituje, gdzieś z wnętrza, jakby zaczajony, gotowy do galopu skowyt intensywnego orgazmu. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze chwila. Pozwól się napatrzeć, nadotykać i nacałować. Twoje ramiona… Szepczę ci do ucha coś, co tylko my rozumiemy i pragniemy chciwie. Rozpinam twój stanik uwalniając piersi. Biorę je w dłonie i delikatnie ściskam… Mówisz do mnie, prosisz o więcej. Rozchodzi się bicie serca, przyspieszony oddech, kiedy przygryzam twoje sutki, coraz bardziej nabrzmiałe i twarde… Gładzisz moje ramiona, tors, przywarta ściśle i szczelnie. Masuję twój brzuch. Szybkim ruchem zrywam ci stringi. Spadające na dywan odtrącasz stopą, gdzieś w kąt pokoju… Pod napiętą skórą wyczuwam wezbraną rzekę krwi, pełną gotowość. Chcesz? Wiem, że chcesz… Całuję ci brzuch, zbliżając się do tej cudownej, jakże wrażliwej różowości. Zlizuję słonawe krople spomiędzy rozchylonych płatków, spomiędzy rozwartych palców o paznokciach pomalowanych na czerwono. Dotknij i popieść. Wyczuj twardość, to płonące pulsowanie. Nie żałuj uścisków, Odsłoń przejrzałą śliwkę, weź do ust. Będę gładził twoje włosy a ty będziesz na mnie patrzeć, gdzieś z dołu, z pokładów boskiej rozkoszy. Nie przestawaj, och, nie… Chodź tu do mnie. Usiądź. Powoli, ale do końca. Nasuń się i unieś… I znowu… powoli… … powoli… Tak sensualnie wyginaj lśniące ciało. Niech na ciebie popatrzę, nasycę się twoim widokiem. Podtrzymuję ci rozsunięte, drżące uda, kiedy podnosisz się i opadasz, odchylając głowę z głębokim westchnieniem, jękiem i blaskiem w oczach… Kocham cię. Kocham… Zmieniamy tempo, zwalniamy, to znowu przyspieszamy. Miarkujemy rozkosz, aby nie uleciała za szybko. Niech trwa w nas ekstaza. Niech trwa w nas głębia kosmosu… * Budzimy się z uśmiechem w słonecznej smudze, nadzy, wtuleni w siebie. Zakochani… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-14)