Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Justyna Adamczewska

Użytkownicy
  • Postów

    6 866
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    73

Treść opublikowana przez Justyna Adamczewska

  1. beto, rzeknę tylko - pl ma szczęście. Spokojnego dnia J.
  2. Cześć beto. Powietrze to wszystko: Jak wiadomo nie można bez niego żyć, choć na to zwracamy uwagi, dopóki ono jest, ale jeśli brakuje - dusimy się i umieramy. Maseczki sobie nakładamy, bo niby mają chronić przed... powietrzem. Oczywiście wiersz Twój kojarzyć się może (mnie się skojarzył) z M. Pawlikowską-Jasnorzewską. ogarnąć wszystko ogarnąć nawet siebie obawiam się, że nie... Justyna.
  3. Cześć Maks, dobry pomysł. Jest taka baśń H. Ch. Andersena pt. "Cień". W niej cień zamienia się w człowieka, a człowiek w cień. Też sobie rozmawiają, morał baśni smutny. Bo być cieniem człowieka - no wiesz, to przykre. O tutaj cień też jest nakazowy. Wiersz może przerazić. Pozdrawiam J.
  4. Cześć Waldku, bardzo trudne przeżycia, czarodziejsko ująłeś znaczenie słowa "stół", który to stół posiada (najczęściej) cztery nogi, a myślę, że o takim właśnie wspominasz w wierszu. To porusza. I karty - drżące będące domkiem, i to jeszcze niedokończonym, wiadomo - rozsypie się wszystko (tak ja to widzę). Pozdrawiam J.
  5. Cześć, Andrzeju. Wiersz pełen niepewności, a fragment powyższy nie bardzo rozumiem. Nadzieję - ją przegramy? B. dziwna przerzutnia, tzn, jeśli ja dobrze rozumiem, bo jeśli to nie jest przerzutnia, to ja niestety nie rozumiem trzech pierwszych wersów ostatniej zwrotki. I wiesz, Twój wiersz b. przypomina Do Przechodzącej Charles Baudelaire Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane. Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę. Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami. A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień, W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi, Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami. Błyskawica... i noc! Pierzchająca piękności, Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce, Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wieczności? Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej! Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła, Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła! Pozdrawiam Justyna.
  6. Ciekawie to ujęłaś. Ja spotkałam się z takim pojęciem, jak "paradoks wieczności i przemijania" - u W. Nabokowa. O tej pustce "przyjaciółce" i działań w pustce tez fajnie. Dziękuję za wyjaśnienie. J
  7. Cześć, Kingo. Przede wszystkim, aby zrozumieć Twój wiersz, trzeba znać pojęcie "Szeol". To ogólnie zagłada - tak utarło sie po II wojnie światowej, ale ogólnie, pojęcie znane, przede wszystkim ze "Starego Testamentu", zatem nawiązuje do religii judaistycznej. Szeol miejsce pobytu zmarłych, pozbawionych wszelkiej radości istnienia i życia. Czyli ja nie bardzo rozumiem sam tytuł w relacji z treścią Twego wiersza. To tyle, jak na razie. Jeżeli mogę prosić o wyjaśnienie tej kwestii, to proszę. Z góry dziękuję J. A.
  8. Z LEGEND DAWNEGO EGIPTU Patrzcie, jak marne są ludzkie nadzieje wobec porządku świata; patrzcie, jak marne są wobec wyroków, które ognistymi znakami wypisał na niebie Przedwieczny!... Stuletni Ramzes, potężny władca Egiptu, dogorywał. Na pierś mocarza, przed którego głosem pół wieku drżały miliony, padła dusząca zmora i wypijała mu krew z serca, siłę z ramienia, a chwilami nawet przytomność z mózgu. Leżał, jak powalony cedr, wielki faraon na skórze indyjskiego tygrysa, okrywszy nogi triumfalnym płaszczem króla Etiopów. A surowy nawet dla siebie, zawołał najmędrszego lekarza ze świątyni w Karnaku i rzekł: - Wiem, że znasz tęgie lekarstwa, które albo zabijają, albo od razu leczą. Przyrządź mi jedno z nich, właściwe mojej chorobie, i niech mi się to raz skończy... tak albo owak. Lekarz wahał się. - Pomyśl, Ramzesie - szepnął - że od chwili twego zstąpienia z wysokich niebios Nil wylewał już sto razy; mogęż ci zadać lekarstwo, niepewne nawet dla najmłodszego z twoich wojowników? Ramzes aż usiadł na łożu. - Muszę być bardzo chory - zawołał - kiedy ty, kapłanie, ośmielasz się dawać mi rady! Milcz i spełnij, com kazał. Żyje przecież trzydziestoletni wnuk mój i następca, Horus. Egipt zaś nie może mieć władcy, który by nie dosiadł wozu i nie dźwignął oszczepu. Gdy kapłan drżącą ręką podał mu straszne lekarstwo, Ramzes wypił je, jak spragniony pije kubek wody; potem zawołał do siebie najsłynniejszego astrologa z Tebów i kazał szczerze opowiedzieć, co tam pokazują gwiazdy. - Saturn połączył się z księżycem - odparł mędrzec - co zapowiada śmierć członka twojej dynastii, Ramzesie. Złe zrobiłeś pijąc dzisiaj lekarstwo, bo puste są ludzkie plany wobec wyroków, które na niebie zapisuje Przedwieczny. - Naturalnie, że gwiazdy zapowiedziały moją śmierć - odparł Ramzes. - I kiedyż to może nastąpić? - zwrócił się do lekarza. - Przed wschodem słońca, Ramzesie, albo będziesz zdrów jak nosorożec, albo twój święty pierścień znajdzie się na ręku Horusa. - Zaprowadźcie - rzekł Ramzes cichnącym już głosem -Horusa do sali faraonów; niech tam czeka na moje ostatnie słowa i na pierścień, ażeby w sprawowaniu władzy ani na chwilę nie było przerwy. Zapłakał Horus (miał on serce pełne litości) nad bliską śmiercią dziada; ale że w sprawowaniu władzy nie mogło być przerwy, więc poszedł do sali faraonów, otoczony liczną zgrają służby. Usiadł na ganku, którego marmurowe schody biegły w dół, aż do rzeki, i pełen nieokreślonych smutków przypatrywał się okolicy. Właśnie księżyc, przy którym tliła się złowroga gwiazda Saturn, złocił spiżowe wody Nilu, na łąkach i ogrodach malował cienie olbrzymich piramid i na kilka mil wokoło oświetlał całą dolinę. Mimo późnej nocy w chatach i gmachach płonęły lampy, a ludność pod otwarte niebo wyszła z domów. Po Nilu snuły się łódki, gęsto, jak w dzień świąteczny; w palmowych lasach, nad brzegami wody, na rynkach, na ulicach i obok pałacu Ramzesa falował niezliczony tłum. A mimo to była cisza taka, że do Horusa dolatywał szmer wodnej trzciny i jękliwe wycie szukających żeru hien. - Czemu oni tak się gromadzą? - spytał Horus jednego z dworzan, wskazując na niezmierzone łany głów ludzkich. - Chcą w tobie, panie, przywitać nowego faraona i z twoich ust usłyszeć o dobrodziejstwach, jakie im przeznaczyłeś. W tej chwili pierwszy raz o serce księcia uderzyła duma wielkości, jak o stromy brzeg uderza nadbiegające morze. - A tamte światła co znaczą? - pytał dalej Horus. - Kapłani poszli do grobu twej matki, Zefory, ażeby zwłoki jej przenieść do faraońskich katakumb. W sercu Horusa na nowo wzbudził się żal po matce, której szczątki - za miłosierdzie okazywane niewolnikom - srogi Ramzes pogrzebał między niewolnikami. - Słyszę rżenie koni - rzekł Horus nasłuchując. - Kto wyjeżdża o tej godzinie? - Kanclerz, panie, kazał przygotować gońców po twojego nauczyciela, Jetrona. Horus westchnął na wspomnienie ukochanego przyjaciela, którego Ramzes wygnał z kraju za to, że w duszy wnuka i następcy szczepił odrazę do wojen, a litość dla uciśnionego ludu. - A tamto światełko za Nilem?... - Tamtym światłem, o Horusie! - odparł dworzanin - pozdrawia cię z klasztornego więzienia wierna Berenika. Już arcykapłan wysłał po nią łódź faraońską; a gdy święty pierścień błyśnie na twojej ręce, otworzą się ciężkie drzwi klasztorne i powróci do ciebie, stęskniona i kochająca. Usłyszawszy takie słowa Horus już o nic nie pytał; umilkł i zakrył oczy ręką. Nagle syknął z bólu. - Co ci jest, Horusie? - Pszczoła ukąsiła mnie w nogę - odparł pobladły książę. Dworzanin przy zielonawym blasku księżyca obejrzał mu nogę. - Podziękuj Ozyrysowi - rzekł - że to nie pająk, których jad o tej porze bywa śmiertelny. O! jakże mamę są ludzkie nadzieje wobec niecofnionych wyroków... W tej chwili wszedł wódz armii i skłoniwszy się Horusowi powiedział: - Wielki Ramzes czując, że mu już stygnie ciało, wysłał mnie do ciebie z rozkazem: "Idź do Horusa, bo mnie niedługo na świecie, i spełniaj jego wolę, jak moją spełniałeś. Choćby kazał ci ustąpić górny Egipt Etiopom i zawrzeć z tymi wrogami braterski sojusz, wykonaj to, gdy mój pierścień ujrzysz na jego ręce, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys." - Nie oddam Egiptu Etiopom - rzekł książę - ale zawrę pokój, bo mi żal krwi mego ludu; napisz zaraz edykt i trzymaj w garści konnych gońców, aby gdy błysną pierwsze ognie na cześć moją, polecieli w stronę południowego słońca i zanieśli łaskę Etiopom. I napisz jeszcze drugi edykt, że od tej godziny aż do końca czasów żadnemu jeńcowi nie ma być wyrywany język z ust jego na polu bitwy. Tak powiedziałem... Wódz upadł na twarz, a potem cofnął się, aby pisać rozkazy; książę zaś polecił dworzaninowi znowu obejrzeć swoją ranę, gdyż bardzo go bolała. - Trochę spuchła ci noga, Horusie - rzekł dworzanin. - Cóż by się stało, gdyby zamiast pszczoły ukąsił cię pająk!... Teraz wszedł do sali kanclerz państwa i skłoniwszy się księciu, mówił: - Potężny Ramzes widząc, że już mu się wzrok zaćmiewa, odesłał mnie do ciebie z rozkazem:, ,Idź do Horusa i ślepo spełniaj jego wolę. Choćby ci kazał spuścić z łańcucha niewolników, a lud obdarować wszystką ziemią, uczynisz to, gdy zobaczysz na jego ręce mój święty pierścień, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys." - Tak daleko nie sięga serce moje - rzekł Horus. - Ale zaraz napisz mi edykt, jako ludowi zniża się czynsz dzierżawny i podatki o połowę, a niewolnicy będą mieli trzy dni na tydzień wolne od pracy i bez wyroku sądowego nie będą bici kijem po grzbietach. I jeszcze napisz edykt odwołujący z wygnania mego nauczyciela, Jetrona, który jest najmędrszym i najszlachetniejszym z Egipcjan. r Tak powiedziałem... Kanclerz upadł na twarz, lecz nim zdążył cofnąć się dla napisania edyktów, wszedł arcykapłan. - Horusie - rzekł - lada chwila wielki Ramzes odejdzie do państwa cieniów i serce jego na nieomylnej szali zważy Ozyrys. Gdy zaś święty pierścień faraonów błyśnie na twojej ręce, rozkazuj, a słuchać cię będę, choćbyś obalić miał cudowną świątynię Amona, bo przez usta władców mówi nieśmiertelny Ozyrys. - Nie burzyć - odparł Horus - ale wznosić będę nowe świątynie i zwiększać skarbiec kapłański. Żądam tylko, abyś napisał edykt o uroczystym przewiezieniu zwłok matki mojej, Zefory, do katakumb i drugi edykt... o uwolnieniu ukochanej Bereniki z klasztornego więzienia. Tak powiedziałem... - Mądrze poczynasz - odparł arcykapłan. - Do spełnienia tych rozkazów wszystko już przygotowane, a edykty zaraz napiszę; gdy ich dotkniesz pierścieniem faraonów, zapalę tę oto lampę, aby zwiastowała ludowi laski, a twojej Berenice wolność i miłość. Wszedł najmędrszy lekarz z Karnaku. - Horusie - rzekł - nie dziwi mnie twoja bladość, gdyż Ramzes, dziad twój, już kona. Nie mógł znieść potęgi lekarstwa, którego mu dać nie chciałem, ten mocarz nad mocarze. Został więc przy nim tylko zastępca arcykapłana, aby gdy umrze, zdjąć święty pierścień z jego ręki i tobie go oddać na znak nieograniczonej władzy. Ale ty bledniesz coraz mocniej, Horusie?... - dodał. - Obejrzyj mi nogę - jęknął Horus i upadł na złote krzesło, którego poręcze wyrzeźbione były w formę głów jastrzębich. Lekarz ukląkł, obejrzał nogę i cofnął się przerażony. - Horusie - szepnął - ciebie ukąsił pająk bardzo jadowity. - Miałżebym umrzeć?... w takiej chwili?... - spytał ledwie dosłyszalnym głosem Horus. A później dodał: - Prędkoż to może się stać?... powiedz prawdę... - Nim księżyc schowa się za tę oto palmę... -.Ach, tak!... A Ramzes długo jeszcze żyć będzie?... - Czy ja wiem?... Może już niosą ci jego pierścień. W tej chwili weszli ministrowie z gotowymi edyktami. - Kanclerzu! - zawołał Horus chwytając go za rękę - czy . gdybym zaraz umarł, spełnilibyście moje rozkazy?... - Dożyj, Horusie, wieku twego dziada! - odparł kanclerz. -Lecz gdybyś nawet zaraz po nim stanął przed sądem Ozyrysa, każdy twój edykt będzie wykonany, byłeś go dotknął świętym pierścieniem faraonów. - Pierścieniem! - powtórzył Horus - ale gdzie on jest?... - Mówił mi jeden z dworzan - szepnął naczelny wódz - że wielki Ramzes już wydaje ostatnie tchnienie. - Posłałem do mego zastępcy - dodał arcykapłan - aby natychmiast, gdy Ramzesowi serce bić przestanie, zdjął pierścień. - Dziękuję wam!... - rzekł Horus. - Żal mi... ach, jak żal... Ale przecież nie wszystek umrę... Zostaną po mnie błogosławieństwa, spokój, szczęście ludu i... moja Berenika odzyska wolność... Długo jeszcze?... - spytał lekarza. - Śmierć jest od ciebie na tysiąc kroków żołnierskiego chodu -odparł smutno lekarz. - Nie słyszycież, nikt stamtąd nie idzie?... - mówił Horus. Milczenie. Księżyc zbliżał się do palmy i już dotknął pierwszych jej liści; miałki piasek cicho szeleścił w klepsydrach. - Daleko?... - szepnął Horus. - Osiemset kroków - odparł lekarz - nie wiem, Horusie, czy zdążysz dotknąć wszystkich edyktów świętym pierścieniem, choćby ci go zaraz przynieśli... - Podajcie mi edykty - rzekł książę nasłuchując, czy nie biegnie kto z pokojów Ramzesa. - A ty, kapłanie - zwrócił się do lekarza - mów, ile mi życia zostaje, abym mógł zatwierdzić przynajmniej najdroższe mi zlecenia. - Sześćset kroków - szepnął lekarz. Edykt o zmniejszeniu czynszów ludowi i pracy niewolnikom wypadł z rąk Horusa na ziemię. - Pięćset... Edykt o pokoju z Etiopami zsunął się z kolan księcia. - Nie idzie kto?... - Czterysta... - odpowiedział lekarz. Horus zamyślił się i... spadł rozkaz o przeniesieniu zwłok Zefory. - Trzysta... Ten sam los spotkał edykt o odwołaniu Jetrona z wygnania. - Dwieście... Horusowi zsiniały usta. Skurczoną ręką rzucił na ziemię edykt o niewyrywaniu języków wziętym do niewoli jeńcom, a zostawił tylko... rozkaz oswobodzenia Bereniki. - Sto... Wśród grobowej ciszy usłyszano stuk sandałów. Do sali wbiegł zastępca arcykapłana. Horus wyciągnął rękę. - Cud!... - zawołał przybyły. - Wielki Ramzes odzyskał zdrowie... Podniósł się krzepko z łoża i o wschodzie słońca chce jechać na lwy... Ciebie zaś, Horusie, na znak łaski, wzywa, abyś mu towarzyszył... Horus spojrzał gasnącym wzrokiem za Nil, gdzie błyszczało światło w więzieniu Bereniki, i dwie łzy, krwawe łzy, stoczyły mu się po twarzy. - Nie odpowiadasz, Horusie?... -spytał zdziwiony posłaniec Ramzesa. - Czyliż nie widzisz, że umarł?... - szepnął najmędrszy lekarz z Karnaku. Patrzcie tedy, że marne są ludzkie nadzieje wobec wyroków, które Przedwieczny ognistymi znakami wypisuje na niebie. Bolesław Prus
  9. Marcinie, przejmująco, acz uspokajająco. Sen... i spokój. Czarny kruk - to jest piękny ptak, jeszcze, gdy przysiada. Wiersz b. mi się podoba. Justyna. I ten obraz, kołyska z napisem z inicjałem "R". Napis na murze: "pod tym znakiem zwyciężysz”. Śmierć wyzwoleniem.
  10. to nowe piłeczki zakupię, bo masz rację, Witoldzie, jeśli nie będzie ping - ponga, to niczego nie będzie. Jeśli, np faraon Ramzes Wielki - żył ponad 90 lat, zdobył wszystko, co mógł, to mu się bardzo nudziło, dla swoich poddanych był rzeczywiście nieśmiertelny, ale umarł - znudzony i to na zęby, a raczej ich brak, umarł. Eh, Panie W. Pozdrawiam Justyna.
  11. Co z ulgą? Oddychaniem pełną piersią, choć uwędzoną i rozsnuwającą odór podłości, dławiącą jak kiszonka we własnym smrodku, jednak obcym. Co z niegodziwością? Chciałaby nie lękać się, ale możliwie trwać i czerpać z przodka dobroci. Zbliża się lekkość serca, zbiera zbłąkanych - pragnienie wielu zmęczonych. Już nie będzie ping - ponga. Pękła piłeczka.
  12. Cześć, Alicjo. Wiesz, teraz "same dyrektory, profesory, docenty, prezesy...". Do łożnicy zajrzałaś, aleć Eh, szkoda, tylko pretensje usłyszałaś. Dobra satyra. Fajne jest początkowe: Morał? Zawsze mnie interesowało słowo "mini - ster", dużo nad nim myślałam. Pozdrawiam J. :))
  13. Ten sam pociąg? Słowo można różnie rozumieć: 1. Pociąg - pojazd 2. Pociąg - pożądanie, (lżej) - chętka, a może i chcica? Tak więc - jak rozumieć powyższe? I tragizm - to rozumiem, tragizm egzystencjalny. Pozdrawiam J.
  14. Marysiu, cudnie, jak w tańcu. Raz krok w prawo, raz w lewo, środek, i na prawo. Fajnie. Szczególnie: A jednak wie - dorasta owa nastolatka, dojrzewa: Jest "gęsię" ale nie gęś, gąska, jeno gałązka No to trochę już o przemijaniu, tak odczytałam. Wersy ponadczasowe, tak może powiedzieć i młoda osoba, i dojrzały człowiek, filozof również. Z polubieniem Justyna.
  15. Cześć, Waldku. Zastanawiający wiersz. Tak sobie myślę, że kurwami nazywa się też często i kobiety, które nie zajmują się najstarszym zawodem świata. To przykre, ale taka prawda. Słowa "kurwa", nieraz używane jest jako przerywnik w toku wypowiedzi. Weszło ono już dawno do n. języka. Pluć na co? Na pieniądze, czy na siebie, czy na kurwę? Dość zagadkowe. Opluta miłość - to okropne uczucie/ stwierdzenie. Często też używasz słowa "warto" - nawet jest w tytule - pytaniu, na które nie znalazłam odp. w wierszu, a raczej znalazłam, bo nieco zakamuflowana - nie warto kochać się za pieniądze, a tak sobie wykoncypowałam, ponieważ pierwsza zwrotka powyższego dotyczy tematu obcowania z kurwą, a pozostałe już nie. Są one rozważaniami nt. różne - filozofia, zagubienie, żale do świata - ogólnie frustracja. Nietuzinkowy wiersz, prawda, ale wiele w nim bałaganu (wybacz). Dlatego nie warto, bo nerwy puszczają. Tu pytajnik by zdał, tak sądzę. A kto jest tym "ktosiem" w powyższym? I, wiesz, nie wszyscy walczą ze światem, choć rzeczywiście świat to pole bitwy, a Ziemia jest jednym wielkim cmentarzyskiem. Jednak żyjemy, piszemy, myślimy, kochamy się (nie tylko za pieniądze), po prostu eony mijają, a życie podąża swoja drogą. Pozdrawiam. J. A to piosnka o drodze i o miłości, taki luzik, bo lektura wiersza trudna.
  16. Dziękuję, Enigmatyczna. Miłe, że wyjaśniłaś sprawę. Życzę Weny, pozdrawiam, Justyna.
  17. To jeszcze ja, Enigmatyczna. Mam pytania: 1. Czego nie robiła? 2. Dlaczego nie wie, że nie powinna, skoro tego - jakże tajemniczego, nigdy nie robiła? 3. Takie przeżycia, a bohaterka Nie rozumiem. Pozdrawiam Justyna.
  18. Zapewne, sadzonka zakupiona, leczenie dobiega końca, ale pisanie - rozpoczęte. Pozdrawiam J.
  19. Ukwiecenie łąk na balkonach kwietniki to kwiecień i kwiat. Taki to jest świat nie tylko na świeczniku. Pozdrawiam J. :)))
  20. Marcinie, nic nie stoi na przeszkodzie, abym wyjaśnienie napisała tutaj: Otóż, chodzi Ci zapewne o wyraz Warto (ści). I tak (ści) - to końcówka o (ści), go (ści), ko (ści) może też być (ści) ganie, mnie chodziło o ości - jak to w rzekach po rybach bywają, rozpływają się. Fakt mogłam napisać Wart (ości), ale wtedy byłoby, że coś jest warte ości - za konkretnie, i słowo Warto byłoby urwane. Zauważ też tytuł "Warto?" jest znak zapytania po nim, i takiegoż znaku zapytania wymaga (wybacz słowo "wymaga") od odbiorcy ostatni wers - a konkretnie ostatni wyraz. No jeszcze brałam pod uwagę słowo miło (ści) - co zasugerowałam przytaczając słowa A. Osieckiej. Można też (ści) szyć głos, kończąc czytanie, a warto, zapewniam. Pozdrawiam. J. Mam nadzieję, że w sposób klarowny wyjaśniłam i wyczerpująco odpowiedziałam na Twoje pytanie. Jeżeli jeszcze mogę w czymś pomóc, to chętnie wyjaśnię. P.S. Lubię bawić się słowami. Tak jest z tytułem wiersza "Szycie życia" (ści) szyć. Ale to już głębsze rozważania, przede wszystkim nt. fonetyki i pisma fonetycznego.
  21. Czarku, no i piękny wyraz "przekwietnie", Dziękuję za wyjaśnienie, Do miłego. J.
  22. Enigmatyczna, tytuł mnie przyciągnął - "Intymność" Myślę, że użyty w znaczeniu "zażyłość", choć raczej kojarzy się z: erotyką, pożyciem, seksem, zmysłowością, ponętnością, powabem, itp - no wiesz, o co mi chodzi. Ale w Twej opowieści dostrzegam: czar, magię, nastrojowość, bliskość i braterstwo - to pod tym kątem należy, zapewne, odczytywać tytuł powyższego. tu ciekawie jest. A i rzeczywiście, jak napisał Marcin, trochę niedbale napisane, jeśli chodzi o znaki diakrytyczne i w ogóle ułożenie, ze tak się wyrażę, techniczne, ale wszystko można poprawić. Pozdrawiam J.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...