Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

efemeryda2

Użytkownicy
  • Postów

    274
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez efemeryda2

  1. Cieszę się, że nieco rozciepliłem to co za oknem, Dziękuję za wgląd i serdecznie pozdrawiam.
  2. Nie ukrywam że było też moim zamiarem uchylić nieco drzwi tej na którą tak wszyscy czekamy. hu hu ha - zaczynam nie lubić Konopnickiej. Aby do wiosny. Pozdrawiam Alicjo!
  3. Chyba można by było, ale myślę, że mojej babci przyzwyczajonej do wierszowanych pieśni z modlitewnika, lepiej (tak przypuszczam) się czyta z rymami. Pozdrawiam Cię Malarzu!
  4. Też tak myślę! Odpozdrawiam! Zbyszek
  5. To rzeczywiście jest wpis do sztambucha przeuroczej kobiety która ponad pół wieku temu przeniosła się w inny, mam nadzieję, lepszy świat Dziękuję za wgląd - Pozdrawiam.
  6. Nagietki dziś żywot nie lekki miewają nagietki bo przy obecnej kwiatów awangardzie one, niestety bywają w pogardzie a przecież babcine ręce siały je wszędzie, pod domem, przy płocie, dróżce i na grzędzie a gdy zakwitły, swych ciepłych kwiatów pochodem to jakby wstęgi słońca wpadały w ogrody które, przebiwszy się przez chmury, w bajkowy zmieniały nawet dzień ponury * nagietek, kojący duszę, chroniący ciało pokochać go znów by wypadało to, dedykuję wszystkim tym osobom co w piękno prostoty uwierzyć nie mogą.
  7. Żniwa... się toczą po polach, napędzane kołami i hederami kombajnów zbożowych różnorakiej maści, wieku i marki, jakie tylko Europa kiedykolwiek wyprodukowała. Polski rolnik „potrafi” do żniw je przygotować, jak trzeba naprawić niczym ten przysłowiowy hydraulik, mimo że instrukcje obsługi dawno już pozjadały myszy. Nic więc dziwnego, że wystarczy kilka dni słonecznej pogody, a dopiero co zaczęte żniwa szybko mijają półmetek i w następne, po przerwie, już mają się ku końcowi. Ziarno w silosach, słoma w piramidzie opasłych cylindrów. Koniec żniw, można „dożynać”. Szybko, szybko, szybko. Nie ma czasu i możliwości powiedzieć żniwiarzom „Szczęść Boże”, zresztą w huku silników i pośród zgrzytu żelastwa, które przetacza się po polach i drogach, któżby tam je usłyszał, a tym bardziej nań odpowiedział. W ten sposób stare, rozbrzmiewające przez pokolenia wśród pracujących w pocie czoła Polaków pozdrowienie, przechodzi skutecznie do skansenu, wraz z narzędziami i pracami ten pot wyciskającymi. Mając odpowiednią już ilość lat. lub siedząc przy dziadkach, którzy zaliczyli w swoim życiu pracowitą przygodę ze wsią, można w myślach lub rozmowie z nimi wyczarować obrazy nieistniejącego już świata. Żniwa... dziś pojęcie wieloznaczne. Każdy, kto zainwestuje w jakieś przedsięwzięcie, w jakąś ideę, może spodziewać się lub liczyć na jakieś profity, na jakieś żniwa, a więc wytwórca lodów w upalne lato, restaurator w sezonie urlopowym, właściciel wyciągu narciarskiego zimową porą, a nawet głosiciel jakichś idei może zbierać żniwo swoich racji w postaci wzrastającej ilości słuchaczy czy zwolenników. Kiedyś było inaczej. Kiedyś żniwa dotyczyły wyłącznie wsi i były kwitessencją pracy jej mieszkańców, utwierdzoną wiarą, obyczajem, zakotwiczoną w licznych biblijnych przekazach i przypowieściach, których początkiem był siew, a końcem zbieranie, czyli żniwa. Na zasiane w glebę ziarno i wyrastający z niego łan zboża zawsze czyhało wiele niebezpieczeństw. Susza, nadmierne mrozy i przymrozki, szkodniki glebowe, pleśnie, mogły skutecznie zdziesiątkować rośliny w okresie niemowlęckim, a burze, ulewne deszcze i wichury dokończyć zniszczenia w okresie późniejszym. Nic też dziwnego, że gospodarz często i z troską oglądał zasiane pola, szczególnie, gdy zboża kwitły i dojrzewały, ciesząc się gdy aura spokojną była, a łan pod wpływem wypełniających się ziarnem kłosów pochylał się dostojnie w jedną stronę, nabierając coraz jaśniejszej barwy. Wreszcie przychodził czas żniw oznajmiany we wsi odgłosami klepanych kos i dźwiękiem zyg... zyg... zyg... prowadzonych po ich ostrzach osełek. Nastawał czas, gdy wszystkie inne zajęcia ulegały spowolnieniu, lub były odkładane na czas nieokreślony, czyli na potem. Zaczynało się najważniejsze. Zniwa. Scieżki i śródpolne drogi zaroiły się od żniwiarzy z kosami na ramionach, z sierpami, koszykami z jadłem i napojem w rękach. Jedni już dotarli na swoje i zaczęli, inni szli dalej pozostawiając za sobą „Szczęść Boże”. Różne były na przestrzeni wieków techniki żniwne. Zdecydowanie najstarszym w nich narzędziem żniwnym jest sierp. Jest, bo mimo, że początki jego użycia, sięgają wczesnego neolitu, do dzisiaj jest używany na południu kraju w drobnych pracach podwórzowych, a i ja miałem szczęście załapać się w młodości na lekcje „żniwowania” nim u swoich rodziców. Zaiste, wspaniałe i wymyślne, choć proste, to narzędzie. Wygięte półkoliście lub eliptycznie stalowe ostrze, posiekane drobnymi ząbkami, zakończone wygodnym drewnianym uchwytem z jednej strony i ostrym dziobem z drugiej, poruszane wprawioną ręką żniwiarza czyniło spustoszenie w łanie zboża. Gdy jedna ręka prowadziła precyzyjnie sierp, tuż nad ziemią, druga odbierała i przytrzymywała ścięte źdźbła, przyjmując z każdym ruchem sierpa kolejne ich porcje. Doświadczony żniwiarz, mógł w ten sposób, zawijając poszczególne porcje, utrzymać w ręce prawie pół snopa. Niedoświadczony w każdej chwili mógł się niebezpiecznie skaleczyć, a nawet pozbawić palca. Była to robota czysta. Tu właśnie można było skutecznie i precyzyjnie oddzielić zboże od ostu, kąkolu i innych chwastów. Snopy z równo ułożoną słomą, po wymłóceniu, oczywiście cepami, były doskonałym materiałem do krycia dachów, ekologicznym, wbrew pozorom długotrwałym, ciepłym jak pierzyna zimą i nie nagrzewającym się latem. Przez długi czas w zawody z sierpem szła kosa – stalowa klinga, osadzona na drewnianym kosisku, na potrzeby żniw wyposażona dodatkowo w kabłąk obszyty płótnem, a w wydaniu amerykańskim w grabie. Kosa kosie nierówna. Najlepiej, gdy kupował ją doświadczony żniwiarz, szacując jej klasę, jakością dźwięku wydawanego po jej uderzeniu.. Żniwowanie kosą jest robotą zespołową. Jego skład to kosiarz, zazwyczaj gospodarz lub dorosły syn, dwie osoby zbierające za kosą ściętą , położoną na ścianę łanu warstwę zboża i wiążące snopy, oraz dzieci, które wdrażały się w żniwne prace skręcając i rozkładając na rżysku powrósła. Jeśli słoma pod kłosami była czysta snopy były wiązane od razu i w mojej krainie (Galicja) układane w mendle. Mendel – 15 szt. snopków układanych na krzyż, kłosami do środka, na podkładzie jednego, złamanego wpół. Na koniec całość tej „budowli” przykrywano chochołem. Nasycenie wiejskiego krajobrazu mendlami określało stopień zaawansowania żniw. Jeśli pogoda dopisywała po ok. dwu tygodniach od ścięcia snopy delikatnie lądowały na wozach drabiniastych i w zagrodach były ładowane do stodół, a u biedniejszych układało się je w stóg. Zwózka zazwyczaj kończyła gorący okres żniwny. Jeszcze dzieci zagrabiły, zebrały luźne kłosy i pola można było podorać. Jedne po drugim znikały jasne płachty ściernisk przykrywane odwracaną pługiem skibą. Umilkło dzwonienie kos, opustoszały pola, a do nawy kościelnej, jak kazała tradycja, wędrował żniwny wieniec, w podzięce za pomoc Opatrzności, dobrą pogodę i dobre plony.
  8. A zdarza się tak, zdarza. Kupujesz - oczarowany(a) kształtem, oprawą, ornamentem. Otwierasz, a w środku pustka. Odkładasz więc na górną półkę. To też ciekawy temat. Samo życie. Dziękuję Nowa nie nowa i pozdrawiam.
  9. Miło, że zajrzałeś. Masz rację, ale takie zachowanie dotyczy w zasadzie każdej naszej działalności, uczucia czy pasji. Zawsze można gdzieś zboczyć. Dobry temat na wiersz. Pozdrawiam
  10. Dziękuję Stanisławie za podpowiedź, z możliwych dwusylabowców czule wybieram czule, chociaż Twój ma zdecydowanie więcej "smaku". Pozdrawiam
  11. To prawda. Dziękuję Babo. Zawsze warto. Pozdrawiam.
  12. Tylko krowa nie zmienia poglądów. W ustach polityków, którzy tego odkrywczego stwierdzenia najczęściej używają, brzmi to jak komplement, oczywiście w odniesieniu do nich, bo krowa, jak mniemam, tym się nie przejmuje i żyje tak jak Pan Bóg przykazał, a właściciel pozwala. Na szczęście wszelkie epitety o sobie samej, bez względu na to o i kto o niej mówi, puszcza mimo uszu zachowując się w granicach normy jej przypisanej, żre trawę, ryczy kiedy uzna za stosowne i daje mleko. Z tych to powodów, ale i nie tylko, krowę szanuję bardziej niż polityków i na drabinie przydatności dla społeczeństwa stawiam ją zdecydowanie wyżej od nich, a przynajmniej od niektórych, godząc się z konsekwencją takiego usytuowania, czasem niehigieniczną. Krowa pyskiem się doi, ryczy, kiedy jest głodna, albo jej coś doskwiera, więc ile da mleka nie zależy od tego jak jest głośna, a ile paszy zeżre i przepuści przez swe długie ciało od pyska do ogona. Będąc w życiowej formie, jest doskonałą maszyną do jego produkcji, które powstaje z rozkładu do czynników pierwszych zielonej trawy i kolejnych, skomplikowanych procesów ich syntezy, a z tejże maszyny można je wydobyć masując umiejętnie pewien jej organ, zwany wymieniem i uciskając strzyki. To tak gwoli prawdy i odpowiedzi na intrygujące dzieci coraz częściej dziś pytanie, skąd się bierze mleko. Na pewno nie z biedronki. Odkąd człowiek stwierdził, że biała i pieniąca się ciecz wyciskana ze strzyków wymienia, jest smaczna i pożywna, starał się trzymać krowę blisko siebie. Od siebie ją uzależnił i zazwyczaj rezerwował dla niej pierwsze miejsce wśród plejady udomowionych zwierząt. On ją karmił, pielęgnował w chorobie i połogu, bronił przed drapieżcami. Ona nie raz, jakby w podzięce, uchroniła go przed śmiercią głodową, a przede wszystkim karmiła jego dzieci. One, też w podzięce nie zawsze uświadomionej, najczęściej się nią zajmowały, pilnowały, pasły, dbały o czystość zadu i wymienia. Pasienie krów. Dla dziecka wiejskiego był to kolejny etap edukacji życiowej, związanej z wsią i gospodarstwem. Wcześniejszy, to pilnowanie stadka gęsi. Czego można nauczyć się od krowy?. Zapewne niewiele, ale przy krowie – to już znacznie więcej, choćby, odpowiedzialności i obowiązkowości. Cechy te doceniają dorośli, rzadko, lub wcale dzieci, stąd zazwyczaj pasienie krów nie było ulubionym sposobem spędzania przez nich czasu. Do pasienia trzeba fizycznie dorosnąć. Krowa ważąca pół i więcej tony ma niewyobrażalną siłę w szyi i rogatej głowie, którą często rogate myśli nawiedzają, Trzeba więc mieć siłę w rękach by szarpnięciem powroza, usytuowanym jednym końcem w rączynie pastuszka, a drugim pod rogami krowy, zmienić jej kierunek natarcia. Trzeba mieć siłę w nogach by zazwyczaj gołymi piętami zaprzeć się w ziemi i skutecznie przerwać jej ruch do przodu. Jeśli pierwszego i drugiego nie starcza, to zarówno widok jak i skutek są żałosne, bo na przedzie coś wielkiego ciągnie uczepione na końcu powroza coś małego, zazwyczaj wrzeszczącego i zapłakanego. Krowa przydaje się bardzo przy paleniu ogniska. Nie żeby bezpośrednio, ale pożarłszy ogromne ilości trawy, po jej przetrawieniu, gubi za sobą znacznych rozmiarów placki odchodów, które jak wyschną, stają się doskonałym materiałem na ognisko, dającym dużo malowniczego dymu (patrz Chełmoński) i popiołu, który długo trzyma ciepło i, jak żaden inny, nadaje się do pieczenia ziemniaków. Upieczone. Wyciągane patykiem z tegoż popiołu, parzące niecierpliwe palce, to jeden z nielicznych, jesiennych przysmaków dzieciństwa. Krowa, szczególnie ta spokojniejsza, przydaje się też w nauce, czy poszerzaniu ciasnych horyzontów wiejskiego pastuszka. Bo cóż robić przy krowie. W zasadzie pasienie jest zajęciem nudnym. Jak długo można liczyć muchy na jej pysku, albo polować na bąki żądne krwi i atakujące jej grzbiet. Uwiązawszy się, więc na powrozie z drugiej strony, można było w ten sposób uwolnić ręce, trzymać książkę i odwracać jej kartki kątem oka zerkając jednak, co nasza podopieczna robi. Pasienie odbywało się na śródpolnych drogach i wąskich miedzach. Trzeba było mieć niebagatelną podzielność uwagi, by śledzić losy książkowych bohaterów, jak i poczynania Krasuli, która przy najbardziej ciekawych fragmentach lektury starała się zleźć z miedzy, czy drogi, a wleźć w przysłowiową szkodę. Krasula. No tak. Każda krowa musiała mieć swoje imię. Zazwyczaj te imiona brały się z charakterystycznych elementów ich umaszczenia, z ich ogólnego wyglądu, charakteru i zachowania się. Była więc Kropka, Łatka, Strzałka, Biała i Czarna. Była Łania, Szybka, Wolna, Łysa i Cicha. Imiona powtarzane setki razy, przyczepiały się do nich na stałe i Kropka na słowo kropka podnosiła głowę, gdy w tym czasie, Strzałka nadal żarła trawę. „Ruszasz się jak krowa”, „wleczesz się jak krowa”. Doprawdy nie wiem skąd takie powiedzenia. Nawet mój ulubiony poeta, ksiądz Twardowski, w swym znaczącym dla swej twórczości wierszu napisał jakoś tak „tylko, co nieważne jak krowa się wlecze”. No a krowa, jak jest młoda, zdrowa, to i figlować potrafi. Bywało, podniósłszy ogon, gna do przodu, ścigając się z wiatrem i pozostawiając biegnącego za nią, zapłakanego pastuszka, daleko z tyłu. Wolno i dostojnie porusza się na starość, ale to przecież nie tylko jej przypadłość, nasza też. Wszystko to już przeszłość, Wioska, gdzie w każdej zagrodzie stała w obórce, co najmniej, jedna krowa – przeszłość. Wioska gdzie gospodyni w każdym domu i o każdej porze mogła uraczyć spragnionego wędrowca kwaśnym mlekiem, lub pajdą swojsko pachnącego chleba, smarowanego przed chwilą zrobionym masłem – przeszłość. Czasy, w których Krasulę czy Gwiazdkę traktowano niemal jak członka rodziny, a po wypadku ratowano lub żegnano ze łzami w oczach – przeszłość. Dziś Krasula zamknięta w swoistym krowim getcie, bardziej rozpoznawalna numerem na kolczyku niż imieniem własnym, zagubiona w stadzie rówieśniczek liczącym sto, dwieście sztuk, nie podniesie głowy na pieszczącą jej ucho melodię swojego imienia zapisanego w dokumentach unijnych, lecz nigdy niewypowiedzianego przez właściciela. Owszem. Nie powiem, dzisiejsza krowa stała się mądrzejsza, sama znajdzie drogę do stacji paszowej i do hali udojowej, ale czy jest szczęśliwsza? Wątpię! Myślę, że w chwilach zadumy nad pełnym i pełnowartościowym stołem paszowym (kiedyś żłobem), tęskni za obrazkami z , niestety, ginącego już świata.
  13. Przez pomyłkę przeleżakował w dziale dla prozy. Niech będzie między swymi.
  14. ty jesteś jak cenna księga którą się czule rozkłada z rozkoszą kartę po karcie uważnie pieścić przypada czytam cię wiernie lat tyle i ciągle znajduję treści których nie spotkam gdzie indziej choć półka ksiąg ogrom mieści wciąż zachwycony całością najskrytsze zgłębiam szczegóły dotykiem chłodzę w żar lata rozświetlam w czas dni ponurych mimo że on swoje zrobił pieczęć stawiając na druku pozwól mi czytać się dalej do białych zaliczyć kruków
  15. Takiego tekstu nie sposób wykalkulować, a tym bardziej napisać pod zamówienie. Kilka lat temu także zostaliśmy odwiedzeni przez "nieproszonego", więc wiem o czym mówię - o czym mówisz i rozumiem to, że w zgiełku życzeń "my nie mówimy do siebie nic". Dziękuję Ci za możliwość poczytania. Pozdrawiam serdecznie!
  16. efemeryda2

    harfistka

    Witam Cię Sylwestrze - z całą mocą Gdyby tak było i grały równie pięknie zapewne jeszcze błąkałbym się w zachwycie i wszechświatach, szukając drogi powrotnej.do tej pory. Dziękując pozdrawiam.
  17. efemeryda2

    A,B,C...

    Dziękuję Ci Marku za "wgląd" i wpis, bo już myślałem że nikt się tu nie zatrzyma.Tytuł nawiązuje do elementarza. Podobają mi się Twoje. Wąską ścieżyną" mam w ulubionych. Serdecznie pozdrawiam.
  18. efemeryda2

    A,B,C...

    jest takie miejsce i taka ziemia gdzie coraz częściej myśl moja wraca stargana, smutna, szuka ukojenia uciekająca przed blichtrem świata Są takie chwile więzione w kadrze niczym stopklatki z filmu niemego a w nim tęsknoty i strzępy marzeń nie dotyczące dnia dzisiejszego są tacy ludzie, są, bo z pamięci mej żadna siła ich nie wymaże spotkać się z nimi nie zbraknie chęci chociaż ich szczątki kryją cmentarze i taka wiara , dziś niepojęta która krzyż każe obejść od tyłu aby nie spojrzeć w oblicze święte gdy w międzyczasie się nagrzeszyło * miejsca, zdarzenia, ziemia i ludzie, ten czas miniony i wiara święta chociaż pogięte w życiowym trudzie to jednak stale mój elementarz.
  19. efemeryda2

    harfistka

    Joanna Liberadzka. To jej koncertu wysłuchałem, a co czułem napisałem Pozdrawiam Nato.
  20. efemeryda2

    harfistka

    Ach Michale! Serdeczne dzięki za sympatyczny wpis i słowa jak dla mnie trochę "na wyrost", ale to miłe. Podzielam Twój pogląd dotyczący interpunkcji w wierszu. Jej brak, to po trosze, takie usprawiedliwione lenistwo. Pozdr
  21. efemeryda2

    harfistka

    Roklinie - cieszę się Twoim ciepłym komentarzem, uwielbiam muzykę, nie wyobrażam sobie życia bez niej. Z przyjemnością odsłuchałem.
  22. efemeryda2

    harfistka

    Witaj Anno Jestem rad (bardzo) z Twej tu wizyty (chłop) "niepoznane" poprawiam, aczkolwiek wydaje mi się że obie formy są jeszcze prawidłowe, no ale idźmy zgodnie z duchem. Harfa jest boskim , starym instrumentem, stąd myślę że inwersje współgrają z nią. Wiersz jest autentycznie inspirowany przez autentyczny, bajkowy koncert który wysłuchałem w bożonarodzeniowej scenerii niewielkiego kościółka. pozdrawiam bardziej ciepło.
  23. efemeryda2

    harfistka

    Dziękję Sławo! Fakt że Cię "wciągnęło" jest dla mnie komplementem Pozdrawiam.
  24. efemeryda2

    harfistka

    gościł tu krótko, w czasie rekonstrukcji portalu zaginął, więc go przywracam, niech leżakuje razem z innymi
  25. efemeryda2

    harfistka

    [indent] dzisiaj o trzeciej kościółek mój otwarty, a w nim[/indent] światło się sączy od strony ołtarza i delikatnie otula artystkę drobne refleksy jawią się na twarzach ludzi co przyszli podziwiać harfistkę ona dziewczęca drobna i skupiona tłumiąc oklaski co się wnet ozwały siada instrument zamyka w ramionach cisza echem brzmią próbne interwały koncert zaczyna ręka strun dotyka one jej ufne chociaż niecierpliwe drżą ich pieszczotą wzbudzona muzyka unosi wysoko gdzieś na nieba niwy zamykam oczy na przemian otwieram tańczą paluszki ich jakby tysiące to sen to jawa granicę zaciera widzę arpeggia w kolorach płynące widzę i słyszę harmonię świetlaną co coraz większe przenika obszary otwiera byty dotąd niepoznane zapala słońca to zdmuchnie ogarek * koncert trwa * nagle glissandem kończy się muzyka jeszcze brzmi w uszach, jeszcze struny drgają artystka czule dłońmi je dotyka one posłuszne wiedzą drżeć przestają w świetlnej scenerii, kościół klaszcze w dłonie koncert skończony, szukam ludzkich twarzy w muzycznej głębi każda jeszcze tonie jakby czekając co się dalej zdarzy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...