Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leokadia_Koryncka

Użytkownicy
  • Postów

    1 398
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Leokadia_Koryncka

  1. Krzyś; moja Siostra jest cała z liryki, wiec i wiersz musi coś z tego pokazać... Dziękuję za spojrzenie i konkretnie o wierszu. Serdecznie, Leo.
  2. wiatr śpiewa to chichocze a ona niezapominajki spojrzeniem z liśćmi wiruje raz dwa trzy marzy teraz tnie złoto jasne łany a to rutę utrwala na ścianach bieluchnych od łąk tych co kłaniają się obyczajem dawnym ona dalej stroskanej duszy dotknąć chce za grosik lub bez całą sobą ulecieć w nieżywą krainę och Safo miłość niespełniona oczekiwanie znów ten stan liryczny na pięciolinie dźwięku wzgórz rodzimych strachy na polu wszystkiemu winne oczy żywe niezapominajki co patrzą i widzą
  3. ... jak Annie, choć dopowiedzenia nie zawsze przeszkadzają. Optuję za zmianą tytułu, bowiem utwór zaczyna się tak samo. Cudne metafory i tekst z sensem. Serdecznie, Leo.
  4. Zatem pomaszerujemy...:) Zwykle duch kroczy równo z ciałem, więc mam nadzieję... Niedzielnie, Leo. Udziela mi się trochę Twój optymizm i nadzieja, więc... Niedzielnie, W. Na maxa, na maxa musi być:)) Trochę, trochę za mało:) Niedzielnie - L.
  5. Witaj Kaliope Dziękuję za spojrzenie w głąb duszy, i pięknie o widzeniu... Zapraszam na zaś...:) Serdecznie, Leo.
  6. Zatem pomaszerujemy...:) Zwykle duch kroczy równo z ciałem, więc mam nadzieję... Niedzielnie, Leo.
  7. Judyś; czytając wiersz, widzę ogród otoczony wysokim murem i przechadzających się mnichów, bądź mniszki, rozmodlonych, a zarazem tęskniących za widokiem... I nic na to nie poradzę. Wiersz tajemniczy, głęboki, jak wszystkie Twoje. Serdecznie, Leo.
  8. Musiał mieć szeroko otwarte oczy, bo dużo zobaczył, żeby inni zobaczyć mogli. Dobry wiersz. Pozdrawiam... Leo.
  9. Cudne rozmówki wewnętrzne, ze snu i jawy. Lubię tak u Ciebie. Wiersz magią pachnący... Bez panierki. Cieplutko, Anię... Leo.
  10. Zgadzam się z Madzią. Trochę inny, ale tylko troszkę. Też chcę... Dobranoc! Dostanę? Aniu, nie rzezaj, po mojemu - pięknie. Cieplutko, Leo.
  11. A... Antoniemu Borówce Lenin się nie udał, tak przynajmniej utrzymywała większość mieszkańców przygranicznego miasteczka. W pracowni - popularnego w tutejszej knajpie "Starowiejska", rzeźbiarza Antoniego - wióry aż przyjemnie walały się po podłodze. W niedzielny poranek wczesną wiosną, może to było w 1969r., a może w 70, przyszło do pracowni trzech dygnitarzy z komitetu powiatowego partii. Zaproponowali Borówce, żeby wyrzeźbił im Lenina na pomnik. Ten pomnik... chcieli, żeby stanął przed szkołą. Uroczystość miała umocnić pozycję frakcji partyzantów, co to w partyzantce nie byli, ale trzeba przyznać fantazję mieli. Lenina przed szkołą nie miał nikt w całej okolicy a może i dalej, nawet na Słowacji. Antoni zleceniem się ucieszył, od zeszłej zimy niczego większego nie rzeźbił. Ucieszyło go też, bo w gronie partyjnych był kierownik szkoły Kazimierz, który o szkołę dbał, a w "Staromiejskiej"przysiadał się z dwoma setkami do samotnego Borówki i długo zawsze rozmawiali i to nie o byle, czym, tylko o sztuce. Kierownik Kazimierz był komunistą ideowym, szczerze wierzył w walkę klasową, a sprawy załatwiał, z kim trzeba przy wódce. Drzewa kierownik Kazimierz sadził z uczniami, a do łopat zagonił też niechętną partii inteligencję. W parku szkolnym drzewa były młode, jak młoda władza, która korzeniami wrastała w rzeczywistość. W tym parku brakowało jednak jakiegoś akcentu rewolucyjnego, a łysy Lenin między drzewami wydawał się jak najbardziej na miejscu. Tej samej niedzieli, ale grubo po południu, do pracowni Antoniego przyszedł ksiądz proboszcz Eugeniusz. Kiedy wchodził do pracowni, Antoni zabierał się za przygotowanie szkiców do rzeźby Lenina. Antoni poczuł się, jakby go proboszcz przyłapał na grzesznym uczynku. Ksiądz przesunął szkice na bok i rozłożył na stole pomiętą stronę z włoskiej gazety. Na stole Antoniego obok Lenina ukazał się Jezus oddany w ręce Maryi. Rzeźba miała być z drewna lipowego. Bo taka rzeźba to nie kłoda do lamusa, tylko poświęcona, miała stanąć w bocznej nawie kościoła, najpierw jako część grobu pańskiego, a potem jako ołtarz. - Zrobić taką rzeźbę, żeby wyrażała życie, cierpienie i śmierć, odkupienie za winy i wiarę w zmartwychwstanie, to nie takie łatwe, to nie takie łatwe - powtarzał pod nosem Antoni. - Bo taką rzeźbę w kościele potem adorują wierni, pochylają się nad poranionymi dłońmi Jezusa i całują je. A kobiety, niekiedy gładząc drżącymi dłońmi poranioną głowę, ze szlochem odchodzą przeniknięte bólem po utracie syna tego narodzonego i nienarodzonego. W poniedziałek w jednym rogu pracowni Antoni ustawił kłodę drewna lipowego na rzeźbę Jezusa, a w drugim worek z gipsem na formę pod odlew na pomnik Lenina. Na środku stanął Antoni z butelką wódki między Panem i Poganem. Spoglądał to w jedną, to w drugą stronę. Po jednej widział już postać łysego inteligenta, co zgotował ludowi raj na ziemi, a po drugiej przegranego Jezusa, zdjętego z krzyża, co zeznał Piłatowi, że jego królestwo nie jest z tego świata. Podrażniony swoimi rozterkami, Antoni trzasnął drzwiami pracowni i przemknął do knajpy "Staromiejska". Tu już przed wtorkiem wiedli żywot handlarze koni, najlepsi z najlepszych typów spod ciemnej gwiazdy. Do nich chętnie przysiadła się jedyna w mieście lekkich obyczajów Irena. Jeśli uznała, że któryś z nich może być narzeczonym na jeden wieczór, to tak było. Do Ireny wielu miało szacunek. Kiedy matka dwojga małych dzieci uciekła za granicę i zostawiła je bez żadnej opieki, Irena się nimi zajęła. Zanim ksiądz proboszcz zdążył pomyśleć, co z tym zrobić i zanim urzędnicy wyprodukowali skierowania do domu dziecka, Irena dzieci ubierała i karmiła. Młodszego Bartosza sadzała na wózku, a starszą Wiolettę brała za rękę i paradowała tak z nimi po rynku. A dzieci, trzeba przyznać, były zadbane, umyte i nawet jakby zadowolone. Wszyscy ukradkiem spoglądali zza firanek, co ona z tymi dziećmi wyprawia, ale nikt się nie kwapił, żeby je przygarnąć. W końcu, gdy machina urzędowa zadziałała a dzieci trafiły pod właściwszą opiekę, Irena znów zaczęła udzielać się towarzysko. Handlarze Antoniego nie lubili, bo to taki śmieszny artycha. Nie czując się na siłach Antoni wrócił do pracowni, a tu nic tylko to samo, po jednej Jezus, a po drugiej Lenin. Od środy Antoni zabrał się za rzeźbę Jezusa, przepijając, co chwila mocną herbatą z więziennego blaszanego czajnika. Zaparzona wedle więziennego przepisu, z najgorszej herbat "madras", skondensowana lura dodawała ostrości niebiańskiego widzenia. Antoniemu objawił się Jezus w rynsztunku rekruta i tak go przedstawił. Wysoko ostrzyżony, w mundurze polowym bez butów. Twarzy matki nie było widać, tylko zarys welonu, trzymała już nie młodego syna na kolanach. Jezus - rekrut miał przestrzelony bok i przekłute ręce, bo tak miało być, przypominał proboszcz Eugeniusz: - Zgodnie z tradycją. Późno wieczorem w piątek, do pracowni Antoniego przyjechał proboszcz Eugeniusz, żeby obejrzeć rzeźbę. Był jak najgorszych przeczuć, widział już pijanego Antoniego z Leninem. Kiedy proboszcz wszedł do pracowni, Ujrzał Jezusa - rekruta i zapłakał. Antoni siedział na krześle w rogu i patrzył. W niedzielę Antoni zamówił trzy taksówki pod swoją pracownię. Do pierwszego auta wrzucił kapelusz, do drugiego płaszcz, a w trzeciej usiadł on, artysta doceniony po latach przez proboszcza Eugeniusza. Kawalkada ruszyła w południe i niedługo zajechała do Krynicy pod hotel. Antoni urzędował przez tydzień czy dwa. A kiedy przepił wszystkie pieniądze, wsiadł w jednym bucie do pociągu osobowego i przykolebał do domu. W pustej pracowni w kącie leżał worek gipsu na Lenina, a w drugim Antoni na nieludzkim kacu. W poniedziałek zabrał się za Lenina. Próbował lepić popiersie wodza, ale mu nie szło. Twarz bardziej przypominała to Żeromskiego, to Dzierżyńskiego. A że obiecał kierownikowi Kazimierzowi, że Lenin będzie jak ulał, poprawiał mu to nos, to brodę. Kiedy uznał, że nic lepszego nie uda mu się zrobić, poszedł po kierownika Kazimierza, żeby koledzy z partyzantki ocenili. Wtedy zapadła decyzja, aby popiersie ustawić w komitecie powiatowym, żeby inni towarzysze mogli obejrzeć i się wypowiedzieć. Choć twarz Lenina była kosmata, wszyscy chwalili, bez wyjątku, a pod nosem dodawali - co za paskudztwo. Popiersie Lenina nigdy nie stanęło prze szkołą. Kierownik Kazimierz odszedł ze szkoły ze względu na zły stan zdrowia. Antoni Borówka już nigdy nie wyrzeźbił takiego Jezusa - rekruta, jak dla proboszcza Eugeniusza. Czasami przesiadując w knajpie "Staromiejska"kiwając się nad pustym kieliszkiem gadał już tylko do siebie. - A dusza moja smutna, aż do skończenia świata, aż do skończenia .
  12. Nic nowego. Od dawna wiadomo, że przy szerokim uśmiechu pracuje ponad 100 mięśni twarzy, a to lepsza gimnastyka niż wszystkie kremy razem wzięte. Wszystko potwierdzone naukowo, więc nie ściema:) Skąd się biorą zmarszczki? Na jej(jego) twarzy zmarszczka jedna przy drugiej Prześcigają się która dłuższa od której. Ja, mówi pierwsza, powstałam wtedy, gdy jej dzieci piszczały z biedy. Ja, mówi druga, między brwiami Staję się głębsza, gdy zasadami Z dzisiejszych czasów ona się kieruje. Mnie, mówi trzecia, wiele nie brakuje Niech się zamyśli, żłobię w jej głowie Rów taki wielki, że nic nie powie! Wtedy jej zdrowie, nie co innego, Wszystkie problemy przeważy. Nie robię śladów na twarzy Na te w głowie, nie znam recepty:) Miłego... Leo.
  13. Ii wzajemnie... Serdecznie, Leo.
  14. Dziękuję za "tańcujący", i "pod wrażeniem":)) Za czytanie i opinię bardzo... Przyjaźnie, Leo.
  15. Grażynko; nie chcę się bawić w jasnowidza, ale to jest bardzo osobisty, smutny wiersz. Końcowa i puenta, jak pęk czerwonych melancholii. Mogę się mylić... Serdecznie - Leo.
  16. Nato, po przemyśleniu, lepiej po Twojemu zdecydowanie. Pięknie dziękuję za opinię, i korektę. Miłego... Leo.
  17. Wald; jak już wyżej, wiersz poleciał z marszu, więc wolałam ruszyć z Warsztatu. Wolne rytmy, zatem i do P kilka obrotów. Byłbyś chętny na kurs tańca? Choć nie z Gwiazdą, zapraszam....:) Dziękuję za mnóstwo pyszności o wierszu. Za pozdrowieństwa dla mnie i wszystkich gości. Przyjaźnie, Leo.
  18. ... Tak mi się podoba, tak mi grajcie. Właściwe odczytanie, waneso:)) Serdeczności, Leo.
  19. Graziu; dobra ta mini. ... też bym bez 'osobistą", ale to takie tam moje... Serdeczności, Leo.
  20. .... nie trzeba. Dobry (każdy) żart śmiechem zdobi twarz, a ten niweczy zmarszczki. I co tu dużo gadać, żartujmy... Przyjaznego dnia - Leo.
  21. Jeśli myślisz, że dobry, to na pewno tak jest. Uspokoiłeś mnie, nie byłam pewna. Przeczytaj, gdy będziesz mieć chęć. Nie pali się:))) Dobrego dzionka! Leo.
  22. Anula; miło mi, że jak zawsze wiesz o co chodzi, i pochwaliłaś... Cieszę... że tęsknice mamy podobne. Dziękuję za podobasie:))) Serdecznie - Leo.
  23. Krzyś; wiersz poszedł lawinowo, nie było czasu na kombinowanie:) Dziękuję za poczytanie i opinię. Pozdrawiam - Leo.
  24. Podoba mi się wiersz i jego ciekawa forma. Jeśli Ci nie przeszkadza, niech tu zostanie. Zastanowię się nad rozpisaniem swojego.... Dziękuję... Pozdrawiam.... Leo.
  25. Udał się udał, jak mnie babka wielkanocna! Wyrosła na schwał:) Kurcze! A może ja się na żartach nie znam! Nie darowałabym sobie takiej wpadki:) A tak lubię u Ciebie bywać... Dobrej nocy Waldi. Leo.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...