więc tak to wygląda- to niby ciało
wdech wydech bezdech
zmarszczone czoło i dłonie
- zmyślone plastry
jakby sączyło morfiny
a może półmrok
półbrzask
kroki pajęczych nitek
podłogi pod którą ją zamykano
biegnącej lasem ścieżki
dziewczynki
zadrapań
pleców dziewczynki
a może to żadna pewność
- zaledwie podmuch
zmącona podmuchem tafla
- nie tafla
nie konar- niby konar
ten niby z wody oddech
ta cisza niby woda
jest czas w tych oczach
kołysanie i kołatanie żeber
wypiętrzonych
jak nieme grzbiety starych łodzi
to tu do niej mówił
- była noc
tu wygładziła mu dłonią siennik
jest tylko jedna śmierć- Ksenia
jest chwila jak ujadanie
o tylko jedną pewność
nieprzebłagany drobiazg
ten cichy skowyt o wszystko
co mogłoby wtedy nam umknąć
jedyny możliwy koniec
nie zawracaj mnie wtedy- Ksenia
jest drzewo na którym przewiesił huśtawkę
jak zawieszony na ścianie obraz
to tutaj dzieci sąsiadów traciły ziemię
periodyku zdeponowany w ciemni
na mocy odczarowania świata
- tracisz dostęp
chłopaczyno po niewłaściwej stronie
bezpieczna strukturo szyby
- nic więcej
ty moje wszystko
wy moje kurwy od urągania o ciszę
te oczy skąd wybiegają
spłoszone sarny