Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

macia miszka

Użytkownicy
  • Postów

    485
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez macia miszka

  1. Na początku Bóg stworzył niebo. Później zaś ziemię na wszelki wypadek gdyby chmury swoją ciężkością zniżyły lot. Gwiazdy filmowe błyszczące mamoną Bóg stworzył na podobieństwo dumy,próżności i pychy. Tak oddzielały dobro od zła. Tak wyznaczały dwa przeciwstawne światy - żebraków błagających z pokorą i uniżeniem oraz zimnych polityków odzianych jedynie w zielone banknoty. Słońce na górze w dzień przejrzysty nie zawsze mówiący o szczęściu,księżyc zaś w nocy wpływać miał na kochanków skąpanych jedynie w romans-balladach. Mijały więc pory roku i wyznaczały kruchość istnienia : wiosna radosna , lato szumiące świeżością poranka,jesień będąca życia rozwinięciem a także zima pozornie chłodna i nielitościwa. Ptactwo skrzydlate,ptactwo morskie a przedewszystkim gołąbka pokoju, zwierzęta w tym bydło i konia - symbol wolności Bóg stworzył przed końcem. W tle cały czas rozważał nadejście istot tak potężnych,że mogłyby zniszczyć cały dorobek jego życia. Wielki pomysł w jego głowie wnet eksplodował. Dinozaury pozostały już tylko cichym westchnieniem. Bóg dnia szóstego na swój obraz stworzył dwóch mężczyzn i dwie niewiasty . PO czym Bóg ich miłość pobłogosławił - bo nikt na świecie nie może być sam a owocem waszej miłości niech będzie spełnienie szczęścia.
  2. Tu leży myszka co od oglądania porno atakiem serca została powalona, papużka falista na raka płuc padła, za dużo papierosów się najadła, żółw nie zdążył przed odkurzaczem. został starty na zieloną ciapę, pajączek wpadł do klozetu, nie będzie już robił takiego tupetu, właściciel czasami przychodzi obdarzyći ch kwiatkiem, później wraca do siebie kupić sobie nową zabawkę.
  3. Jakiś plemnik odłączył się od grupy zwiedzających, swoim małym łepkiem otworzył drzwi zakazane, zrobiło się wielkie zamieszanie.
  4. Jaś Fruwaj tak samo jak jego ojciec był przystojnym,wysokim blondynem.Mimo swojego dwunastoletniego wieku wśród koleżanek,kolegów,przyjaciółek oraz przyjaciół miał opinię małego playboya.Często zagłądał dziewczynkom pod majtki ;one zaś nie protestowały. Chłopcy również kochali się w pięknym Jasiu -on jednak pozostawał odporny na ich wdzięki ;wolał płeć piękną.Ojciec Jasia - dobrze zbudowany facet po trzydziestce na próżno szukał dziewczyny na dłużej.Wychowywał Jasia samotnie - matka zgineła w wypadku samochodowym. Gosia Podlotek była jedną z tych,które opierały się magnetyzmowi Jasia. Choć próbował ją podrywać na wszelkie sposoby ( nawet chciał ją wziąść siłą ) rezultaty tych umizgów były raczej mizerne. Gosia miała duże,niebieskie oczy oraz wesoło podskakujące warkoczyki od ucha do ucha. Ojciec zostawił ją gdy miała pięć lat - porzucił jej matkę dla młodszej i zrzekł się z całkowitą,męską odpowiedzialnością praw do ojcostwa. Matka Gosi była atrakcyjną bizneswoman w wolnych chwilach ( bardzo nielicznych z racji wykonywanego zawodu ) poświęcającą cenny czas córce. Pewnego słonecznego,wakacyjnego dnia Gosia ze swoją mamą oraz Jaś ze swoim tatą udali się na spacer do parku. Między rodzicami zaiskrzyło.Jeden przypadkowy dotyk dłoni ( czy aby napewno ?! ) a póżniej beznadziejne wpatrywanie się w siebie. Jaś z Gosią bawili się w chowanego .On miał szukać.Znalazł zgrabnie ukrytą za drzewem Gosię czekającą tylko aby skraść mu pocałunek. Od tego czasu cała ta czwórka była nierozłączna. Mama Gosi była zazdrosna o byłe ojca Jasia ale za każdym razem on dawał jej do zrozumienia,że kocha ją i nikogo więcej. Jego syn również musiał zmienić dotychczasowy tryb życia. Zajął się więc z ramienia Gosi kontemplowaniem swojego umysłu polityką,literaturą piękną,malarstwem,sztuką a także biznesem. Gosia jako córka zawodowej maklerki wiedziała o tym i owym. Ta czwórka powoli zaczęła tworzyć prawdziwą rodzinę. Dzieci gorąco naciskały na psa do kompletu - rodzice swoich pociech mówili tylko - zobaczymy,zobaczymy.
  5. Ich ojciec czuwał.Wylałem z siebie cały,życiodajny płyn.Kiedy się odwróciłem świecące w sercu nocy oczy wpatrywały się we mnie badawczo wyczuwając mój lęk. Stworzenie łasiło się owijając spocone cielsko wokół moich nóg. W końcu znudzone odeszło . W stawie sum z jeszcze nie ogolonymi wąsami . Pokój zaś przypominał mroczny korytarz,którym zwykle podążają ofiary psychopatycznego mordercy. Na strychu usłyszałem dziwne chrobotanie. Może to kopulująca ze sobą w najlepsze para z tandetnego horroru. Niestety nie. Tylko korniki;nic więcej. Zacząłem schodzić po schodach powoli i uważnie stawiając łyse stopy na drewnianych belkach. Ponownie udałem się w kosmos. Otaczał mnie wiązowy las. Konary niczym złowrogie węże owijały się wokół mojego chudego jak szkapa cielska. Szereg porażającyh kreatur z złowieszczymi ślepiami i klejącymi się na mój widok mordami czekała na sytą ucztę. Uratował mnie dzień. Wszystko było tak jak przedtem. Na podłodze leżał mój nocny włamywacz niszcząc podłogę swoją zeschniętą krwią. Otworzyłem drzwi aby wpuścić światło. Niebo przywitało mnie niezwykle serdecznie. Po posiłku mającym mi dać super moc do czasu przyjazdu rodziców udałem się na leżak. Pot spywał mi po twarzy,sutki pod wpływem gorąca twardniały tak,że możnaby na nich zrobić bekon. Wkrótce wrócę do tętniącej spalinami cywilizacji i utonę w wielkomiejskim tłoku,który szerzy swe rządy na zasamarkanych brudem ulicach. Na razie jednak będę delektował się moim ja,tym co z natury mi jeszcze pozostało.
  6. Warszawa : Wars i Sawa z keksami rolada rodzynki,migdały, co tylko twe usta na język by chciały, w chińczyka chcesz zagrać idź na pchli targ on tanio się sprzeda za dobry żart, chcesz ukrainkę-fajną dziewczynkę no problem kolego tam przy granicy cię rozdziewiczy, i niemca,azjatę,anglika bogatego, w naszym morzu jest popyt tego jesteś facetem i lubisz chłopców idż na centralny tam poznasz smak życia wdzięki jego spijesz potem tylko z brudu szybko się umyjesz, nas więc ujeżdżaj jak rwącą kobyłę, Polak jest mądry Polak wypije, zapali, wypali, weźmie cię we dwa kije, tu znajdziesz wszystko jak w dobrym cieście, a po zjedzeniu będziesz krzyczał : jescze,jeszcze !
  7. Wybacz,że kocham zbyt mocno, wkładam zbyt głęboko, nie pozwalam ci czuć po prostu mnie nie ma.
  8. Co ty czujesz kiedy moja dłoń tak przypadkiem o skrawek jego materiału się ociera, co więc czujesz gdy tak milkną słowa ? nie trzeba nic bo wiesz już wszystko.
  9. Gasisz światło bo nie chcesz mnie widzieć, bo wolisz się wstydzić nie patrząc mi w twarz gdy twoje kłamstwo wyjdzie jak dzienny motyl - po prostu ćma po co się bać ?! przecież to tylko strach.
  10. Szparka wydziela kleistą substancję o specyficznym zapachu oraz smaku.Jego członek pręży się niczym stal.Och !,ach !. Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy.Konstrukcja przypominająca wyglądem dziuplę ślimaka jest już mokra i soczyście wilgotna.Mniam,mniam.Pociąg pędzi co tchu prosto w kosmiczną otchłań.Pocisk wystrzelił. - Teraz już na zawsze będziemy razem. Ich usta zamiarają z wrażenia.Po pościeli krąży czerwonawa substancja. Dziewczyna z filmu cycki ma przygwożdżone do samej ziemi. Zoombie oblizuje wszystkie paluszki. Dziewczyna i chłopak w kowbojskim kapeluszu stoją na tle pustyni. W tle blask słońca. Ona bierze malutki pistolecik i mierzy nim prosto,głęboko,bez jakiegokolwiek zmrużenia okiem przed siebie. Drugą dłoń wkłada w majtki chłopaka. Wyczuwa twardość. Wszyscy,którzy staną na przekór sile ich miłości dostąpią niezwykłego zaszczytu poznania smaku śrutu. Penis chłopaka jest wciąż wilgotny a ona strzela. Kiedy wracała ze szkoły przypadkowo zauważyła swojego partnera gdzieś w okolicy krzaków tulącego do siebie atrakcyjną nieznajomą. Postanowiła o tym nie myśleć. Za chwilę zacznie się "Moda na sukces ". Potem obejrzy "Pierwszą miłość" i "Kochaj mnie,kochaj". W końcu jest środa. Lekcje porzuciła już dawno temu. Nie ma na to czsu. Mężczyzna z serialu czule obejmuje swoją partnerkę aby zaraz obściskiwać się z inną. Przecież tamta w krzakach wcale nie była taka atrakcyjna. Pewnie mu się znudziła. Wyrzucił ją do kosza jak stare majtki. Razem z tą laską mogłyby uknuć misterny plan i zarżnąć świniaka. To samo było w "Diagnozie zbrodni". Kim Basinger i Uma Thurman. Smakowity kąsek. Jeszcze lepsze ciastko. Wieśniak- pewnie bawi się z nią mrówkami. Podpali je i będzie patrzyć jak się smażą. Razem będą rozssupływać cienkie jak nici chirurgiczne pajęczyny. Zabawa w chirurgów. Potem położy ją na stole operacyjnym. - Gdzie boli pacjentkę ? Sprawdza ciśnienie. Puls serca oczywiście. Chora skarży się na bóle między nogami. - Muszę panią zmartwić.Nie ma to żadnego lekarstwa.Och !- żadnego.Odpowiada zdruzgotana pacjentka.- To jednak może pomóc.Zdejmuje portki ukazując dawidowego fagasa. - Bellissima ! - wpada w zachwyt graniczący z rozkoszą. Dalej posuwa ją jak rwącą kobyłę. - Nie.Taka zemsta nie wchodzi w rachubę.Ma zupełnie inny,gorszy od tego plan. Dryń,dryń.- Czy zastałam Kubę ? - Ależ oczywiście Zosiu wejdź. Jest w swoim pokoju.Matka małego mężczyzny niepomna zagrożenia zamyka drzwi.Jeszcze nie wie,że do swojego domu wpuściła mordercę a może raczej morderczynię. - Odrabia lekcje a myślałam,że czyta playboya. - Nie jest zbyt zadowolony na mój widok.- Chodźmy do piwnicy,tylko na chwilę a później zjemy obiad. - Zgoda - tylko,że tym obiadem będziesz ty.
  11. Włączyłem wodę na herbatę.Krzyczała głośno i niezwykle wyraźnie stwierdzając,że to zbrodnia tak ją bezkarnie traktować.Wydawało się,że dźwięk jej cierpienia przejmie cały dom. Skończyła.We mnie ożyło pragnienie.Zaparzyłem sobie herbatkę do szklanki z pękniętym uszkiem. W tym też czasie niczego nie podejrzewająca lolita została zaatakowana przez bezmózgie zoombie czekające na jej dziewiczy posag ( czy aby na pewno ? ). Szklanka spadła na podłogę odznaczając ją na zawsze rysą w pamięci. Zacząłem sprzątać to co zostało z jej kruchego ciałka. Przywarłem do ściany jak wryty. Usłyszałem donośne rozrywające moje uszne małżowiny pukanie do drzwi. Przede mną stało krwiożercze monstrum gotowe rozerwać moją cielesną powłokę na milion kawałków.Tak jak to zrobiłem z szklanką. To był na całe moje szczęście tylko i wyłącznie sąsiad z domku obok,który chciał sprawdzić czy wszystko jest w porządku.Porozmawiałem z nim przez chwilę następnie zatarłem ślady swojego niecnego uczynku żółtym mopem stojącym w łazience. Udałem się do łóżka.Wiatr bawił się z rozkoszą firankami tymczasem moje ciało było całkowicie obnażone dla latających zabójców. Nagle zerwałem się z miejsca.Przed moim wzrokiem czekało monstrualne,włochate stworzenie,które tylko czekało aby we mnie wejść. Próbowałem za wszelką cenę zlikwidować niechcianego osobnika lecz jego malutkie nóżki wędrowały stanowczo za szybko. Wziąłem swój kapeć i zacząłem celować nim w ofiarę ( a może kata ?! ) Leżał tak i dogasał w sercu nocy. Wykończyłem go doszczętnie aby mieć pewność,że nigdy tu nie wróci. W telewizji jakaś parka ( ile można ? )smacznie kopulowała w starym gruchocie nieświadoma zbliżającego się rychło zagrożenia. Położyłem się na łóżku okrywając moją skórę błękitną kołdrą. Obracałem się z boku na bok próbując utulić powieki do snu i jednocześnie miażdżąc swojego i tak dość małego fiutka. W końcu dotarłem do krainy odwiecznej wyobraźni,której największą wadą a tym samym zaletą była niemożność kontrolowania zaistniałych tam zdarzeń. Otworzyłem drzwi.Na nieboskłonie zobaczyłem tysiąc gwiazd - cór księżyca.
  12. Popatrz,popatrz pawian na tego pana ! aż żal ściska, jak się szarpie, jak wyrywa, pić-nie pije, jeść - już nie chce, seks go też nie łechce, co tu robić - powiedz bracie ? patrzmy dalej niezłe jest przynajmniej z niego widowisko !
  13. Najpierw zbrodnię swego serca trzeba zaplanować, narzędzie odpowiednio wyselekcjonować, liścik pożegnalny przygotować, dzień już nadszedł, ta godzina, ostrze w żyłę, sznur na szyję, skoczyć z dachu, można różnie ale tak naprawdę po co się zabijać ?!
  14. Moja prawica ujmuje mnie swoim smakiem i zapachem jakim prawem nie akceptuje tej drugiej.
  15. Halle Berry piękna i bogata może czcić kolor swojej krwi w odwiecznej fabryce Hollywood jako pierwsza czarnoskóra kobieta za rolę pierwszoplanową oscara dostałała lecz od Boga ma ciała okaleczenie być może jednak także przeznaczenie ?! wyrósł nagle, światu się objawił razem ze swoją matką przez życie będzie kroczył, ludziom otworzy i serca i oczy.
  16. Jak w każdy wakacyjny weekend wyjeżdżałem na działkę.Tym razem postanowiłem zostać sam. Następnego dnia przyjadą rodzice i razem pojedziemy do domu. W pobliżu działki znajdował się od dawna tam stojący,samotny las. Powoli dogasał dzień . Korzystając z jeszcze widocznego porywu słońca postanowiłem tam wyruszyć. Mknąłem więc na swoim rowerze mijając po drodze wiecznie zielone drzewa nieco już zakurzone przez samochodowy pył. Gumowe koła mojego pojazdu powoli się obracały nieustannie napędzane przez pokryte włoskami mięśnie nóg a ja miałem przed sobą jedynie międzygalaktyczną przestrzeń. Samochody,które mnie mijały udawały,że wcale mnie nie ma traktując jak mały punkcik na swojej drodze. Wykończony przez mrok,suche powietrze oraz złowieszcze istoty dla.których stanowiłem niezwykle ważny element w ich układzie pokarmowym dotarłem niczym niestrudzony wędrowiec na kraniec świata. To była granica,której nie mogłem przekroczyć w przeciwmnym razie moja ludzka powłoka rozprysłaby się na tysiąc kawałków stanowiących póżniej ciekawy okaz dla wędrownych turystów. Zawróciłem. Po męczącym treningu dla nóg czekało mnie jeszcze popracowanie nad rękoma. Nadeszła pora nadania blasku ciągle spragnionym źdźbłom trawy. Popatrzyłem jeszcze raz na tęczowe rybki wesoło baraszkujące w stawie,który był główną atrakcją działki. Nakarmiłem je chociaż moja mama zrobiła to całkiem niedawno. Pewnie zdechną z przejedzenia.Szkoda - takie fajne żyjątka. Wyciągnąłem więc żelazne zapasy z lodówki,najadłem się do syta i zacząłem oglądać telewizję. W okienku emitowali straszny film pod strasznym tytułem w,którym krwiożercze zombie pożerają żywcem bandę nadętych,rozwydrzonych nastolatków ukrytych gdzieś w domku na bezludziu.
  17. Zawsze kiedu go widzi ogarnia ją jakaś niezamierzona,wyżej niesprecyzowana nostalgia. Próbuje go sięgnąć jednak wzrok śmiertelniczki jest stanowczo zbyt przyziemny. Wyrażnie zmartwiona popija małą czarną słuchając Leosia Cohena. Leon męczy ją swoim głosem a ona ubrana jedynie w koniec dnia opada w głęboki sen. Zza kotar wyrywa się noc. Chce przebić się przez okno i wtargnąć w jej życie. Ona jednak myśli tylko o księżcycu,który patrzy na nią czule. Gwiazdy są jednak w pogotowiu. Błyszczą jej prosto woczy chełpiąc się przewagą liczebną. Są zazdrosne o jedyną kobietę w moim życiu. Tę,którą kocham i pozostanie. Na zawsze.
  18. To tylko stłuczenie. Chodź pójdziemy się pobawić. Przedzierają się przez okolicznych pijaczków,napisy new art do,których dochodzą wciąż nowe, wyuzdane dziewczęta ze swymi sługusamiw końcu matki obserwujące niewinne i słodkie niczym ulepek bacholęta. Zaprowadzę cię do lasu. Chcesz jabłko ? - mam ich trochę w plecaku. Jabłuszko miało purpurowy kolor i gładką jak niemowlęcie skórę. Czerwony kapturek wgryza się w nie śnieżnobiałymi ząbkami. Cząstki lądują w nabrzmiałym przełyku. Usiedli na ławce wykonanej z pnia dębu. -Mogę skraść ci pocałunek ? Jego usta lądują na wypukłościach jej policzka smaganych letnim powiewem wiatru. Cmok. Teraz jesteś moją księżniczką. A ty moim księciem. Jego dłoń zagłębia się między jej nogami. Nie,jeszcze nie jestem gotowa. Rozumiem. Nie jesteś jedną z tych łatwych. Milczy tak jak i milczyleśne łyko. Drzewa niczym potwory wyciągają ku nim swe złowrogie szpony. Ale ich to już nie obchodzi. Całują się namiętnie. Włochate stworzenie prześlizguje się między ich nogami. Doktor Zosia przytuliła się do Kuby obejmując go mocno w talii. Kuba - prawdziwy mężczyzna mruga okiem w stronę czytelnika. Nie - powstrzymuje go kładąc opuszek na jeszcze gorących wargach. Nie zabijaj go ! - pobawmy się nim. Obracając patykiem niczym złowrogim narzędziem zbrodni doktor Kuba kładzie pająka na wznak. Jaki słodki i bezbronny- jęczy Zosia a jej oczy mają w sobie nutkę dziecinnego wyrachowania. Chłopak wyjmuje harcerski nożyk. Odetnij mu kończyny - cicho śpiewa morderczą pieśń dziewica. Z lekkością aksamitu zębate ostrze wbija się w odwłok insekta. Wszystkie wnętrzności wylewają się na wierzch niczym jogurt ze swojej kryjówki. Teraz jesteś zadowolona ! Teraz tak chłopczyku w zbroi. Ich ciała swoim ciężarem przygważdżają drewnianą ławkę. Dłonie chłopaka zachodzą o nogi dziewczyny,obejmują jej uda i pośladki. Ona pieści czule jego podniebienie końcuszkiem swojego języka wylizując trudono dostępne zakamarki i wszystkie przelotne znajomości. Różowy mózg leśnego stworzenia jest już tylko ulotnym wspomnieniem. Zosia opiera swoją głowę na jego ramieniu. Myśli o kreskówkach w,których kojot Wiluś nieustannie próbuje dogonić strusia Pędziwiatra. Nawet jak spada na ziemię wdeptując swym ciałem beton nic się nie dzieje. Pora zostawić szmaciane lalki,różowe misie- wyjść za mąż,zrobić karierę,urodzić dzieci. Następnego dnia spotkali się również w lesie mniej więcej o tej samej porze. Kuba wbił kij w mrowisko nie wiedząc co czyni. Zaczęy uciekać bezustannie miażdżone zamieniając się powoli w bezkształtną masę. Tak kochanku - klaskała ze zgrozą dziewczynka obswerwując ten zabójczy spektakl. Pokaż jak bardzo mnie kochasz. Chłopak wyjął zapałki. Pocierając koniuszkiem jednej o wierzch kruchego jak ciastko pudełka rozniecił iskrę wytwarzającą płomień tak wielki i ujmujący w swej sile,że obserwowanie go było czystą przyjemnością. Zielone połacie zaczęły płonąć. Źdźbła trawy skwierczały jak zarzynane kurczaki. Na ich tle mrówki zamieniające się w stertę dymu. Dookoła walały się kawałki szkła pękającego pod naporem siły rażenia. Jaś i Małgosia uciekają z chatki o glinianych nogach. Zostawiają za sobą smutny obraz żywego,świeżego powietrza stopniowo topniejącego pod naporem spalin. W nocy oglądali u niego wyjątkowo durny a tym samy krwawy horror o nastolatkach walczącyh z zombie na odludziu. Matka Michasia nocuje u koleżanki. Bawią się gdzieś razem na dyskotece. Przecież jest piątek. Jego ojciec opuścił rodzinę dawno temu. Wyrzekł się syna po prostu odchodząc. Po prostu stchórzył. Mniam - czerwony niczym burak nuziak na twojej skórze. Zdejmuje koszule. Jeszcze nie owłosiona chłopięca klata. Zombie rzuca się na brunetkę w szortach. Mniam - ona dotyka jego sutków. Próbuje wycisnąć z nich choć odrobinę świeżego nektaru. Mniam- bezmyślne zombie rozwiera czaskę młodiutkiej gąski. Mniam - chłopak rozpina guziki jej bluzeczki. Piersi są śnieżnobiałe. Dopiero zaczynają dojrzewać. Marszczy jej sutki. Ssie. Jakby spijał pokarm od swojej matki. Ona gładzi cebulki jego włosów. Niemalże wyrywa z dzikiej żądzy. Maszkara wydłubuje cząsteczki jeszcze żywego mózgu i wkłada kawałek po kawałeczku. Ofiara wciąż nie jest martwa. Jeszcze świadoma danej sytuacji. Zosia zdejmuje w pośpiechu spódniczkę. Zagłębia się w jej otwór. Jest cichy i szerokiniczym muszla ślimaka.l Powoli sunie jednym palcem stopniowo wkładając drugi.
  19. Lukrowane watą cukrową ,cukierkami z niecałkiem niewinnym nadzieniem. Kraina,która na zawsze pozostanie w czeluściach naszej duszy. Dzieciństwo. Smak gumy do żucia okręcającej się niedbale wokół śnieżnobiałych zębów. Baloniki,które raz wypuszczone już nie wrócą. Błędy,których w dorosłości będziemy żałować. Zepchnął ją tylko raz. Niby nie chciał. Zwyczajna demonstracja męskiej siły. Czy dzięki temu poczuł się lepiej ? Widząc jej łzy. Za karę oczekiwał bezczynnego siedzenia w domu przy wyłączonym telewizorze. Srogich batów od ojca-komandosa. Tyrady od wiecznie umęczonej życiem matki. Nie przeprosił. Będąc niedojrzałym zadufanym w sobie 30-latkiem został pozbawiony tego co najważniejsze w życiu - właściwego celu,drogi po,której mógłby iść. Znajomi z pracy mówili mu - dorośnij wreszcie,nie masz przecież 5 lat. W szkole zawsze był błaznem. Koledzy z klasy zadowalali się dowcipami,którymi sypał jak z rękawa. Był gwiazdą,która błyszczała nie mogąc spaść. Może jakiemuś dziecku spełni się życzenie. Po szkole nie znajdując wspólnego języka z rówieśnikami włóczył się uparcie po wiecznie otwartych supermarketach. Słuchał muzyki,która była jego duszą. Dawała szansę na przeżycie. Pewnego dnia kiedy matka wyjechała do sanatorium podskrobał w totalnym afekcie ojcu pieniądze. Robił to systematycznie doprowadzając się w ten sposób do nieuchronnej destrukcji. W końcu prawda wyszła na jaw. Nie mógł liczyć na przebaczenie. Przynajmniej nie w tym momencie. Już nie był jego synem. Zbrodnia i kara. Zawsze idą w parze. Odebrano mu prawo do kieszonkowego za,które kupował sobie komiksy. Pozwalały mu wierzyć,że jest suberbochaterem, który uzdrowi świat. Matka miała łzy w oczach. Jak mogłeś mu to zrobić ?! Nawet nie wiesz jak go to boli. Ja ?! Zuchwale zapytał sam siebie. Przecież to on. Gdyby się do mnie odzywał,mówił dobranoc. Jest dla mnie zupełnie obcym człowiekiem. Rzucił się na łóżko a jego łzy tuliły poduszkę do snu. Teraz tak jak i kiedyś stał na balkonie opierając ramiona o cienką nić balustrady. Wpatrywał się w ludzi tuż pod nim. Do jego uszu docierały szczątki zasłyszanych rozmów. Zapamiętrywał je oszukując swój umysł,że mówią właśnie do niego. W dzieciństwie sytuacja była niemalże podobna. Tylko,że wtedy rzucał kamieniem. Pragnął aby go zauważono. Oczy unosiły się do góry. Automatycznie chował głowę. Nie chciał im zrobić krzywdy. Rzucał zawsze pomiędzy. Każde kolonie były koszmarem. Próbowali go nauczyć palić,pić. Pytali czy wali sobie konia,lubi chłopców czy dziewczynki. Na to ostanie nigdy nie potrafił odpowiedzieć. Zatracił swoją tożsamość. To wszystko przez nich. Nie potrafili czytać tabliczek,okolicznych drogowskazów. Zawsze szli równo z tłumem. Przecież tak jest łatwiej. Karmiąc się swoją samotnością,która była jego siostrą,życzeniowym bratem,kochanką,zwierzątkiem,które zdechło specjalnie ,cierpeniem zapadł w głęboki sen z,którego miał się już nie obudzić. Szpital pełen ludzkich aniołów. Wszyscy mają maski. -Niech pan oddycha spokojnie -zaraz powinno się otworzyć. Ból nie do wytrzymania. Nie,nie taki jaki czują kobiet w ciąży. Ból po stracie. Jedna z pielęgniarek przypominała dziewczynkę,którą zepchnął ze schodów. - Przepraszam - wysapał przez dławione traumą zęby. -Wszystko będzie dobrze - odpowiedziała czule i ciepło. Zamknął oczy. Będąc jeszcze bezpieczny w brzuchu matki poznawał swoje ciało. Teraz miał je odkryć na nowo. Jego ulięsniony od ćwiczeń brzuch otworzył się niczym biblijne Morze Czerwone ukazując chłopca o niebieskich jak ocean oczach. Przytulił go mocno do serca. Odzyskał wolność.
  20. Nie jestem zbyt poręczny ( 183 cm), -nie schowasz mnie w walizce, 77 kilo męskiej próżności to stanowczo za dużo aby mnie utemperować, więc nie mów mi,że razem udamy się nad morze strzelec z łączną sumą- 286 zbytnio cię przerasta.
  21. My sister ist very sexy. To trochę zbyt zuchwałe twierdzenie zakładając,że ma 12 lat. Zawsze podobały mi się blondynki o wesoło podskakujących kucach. Jakiś chłopaczek zagląda jej pod majtki w kropeczki. Uderzam go zachłanną miłością,poświęceniem,ochroną,opieką,braterskim ciepłem czy też wszystko jedno jak to nazwiecie. Mój niechciany braciszek ma dopiero 12 miesięcy a już stanowi dla mnie sporą konkurencję. Biega po pokoju niczym odkurzacz oglądając głupawe kreskówki nie wiedząc,że w ten sposób uczy się niechcianej nienawiści. Mój ojciec- taxi driver codziennie wraca z pracy upojony szczątkami istnienia od odwiecznych towarzyszy swojej wyprawy. Zawsze wali mnie po głowie i zastanawia się co też ze mnie wyrośnie. Moja matka chodzi na jogę . Ćwiczy linie równoległe oraz te poziome swojego umysłu. Często zagląda do mojego pokoju- sprząta stertę brudnych naczyń,zużyte skarpetki,zszarzałą bieliznę. Wpatruje się w plakat z Bradem Pittem utkwiony między ścianami. Czeka co będzie dalej.
  22. Na dachu po,którym ślizgają się bezpańskie koty stoję i czekam. Widzę siebie jeszcze w łonie matki . Tworzyło się życie. Powaliło mnie światło. Przytuliła mnie mocno . Gołębica zesłana z nieba. Wyssałem ją całą. Jej pokarm. Jej życie. W dzieciństwie zawsze była zbyt zaborcza. Próbowała mnie zniechęcić do innych. Chciała mnie mieć tylo dla siebie. Ojciec odzszedł . Zostawił nas. Nie byłem zbyt męski. Zabraniała mi bawić się ciężarkami. Nie tolerowała zabaw w piłkę. Żadnych zabaw. Kiedy dorosłem zostawiłem ją. Przysyłałem kwiaty za zaliczeniem pocztowym. Na urodziny,imieniny,na dzień matki,dzień kobiet. Widywaliśmy się w święta. Pytała dlaczego jestem taki. Co miałem odpowiedzieć ? Jestem pedałem. Mój facet jest starszy ode mnie o 15 lat. Podobno wiek nie ma znaczenia. W miłości. Jednak odszedł. Znudziłem się. - Mały już mnie nie bawisz. - Idź sobie. Zabrałem rzeczy. Jestem tu. Czarna owca, czarna krew. Ojcze tak bardzo mi ciebie brakuje. Tylko ty mnie rozumiesz. Rozkładam więc dłonie. Czuję tylko wiatr. Jestem żdźbłem trawy- niczym więcej. Bóg mnie przyzywa. Moje imię,ciało i duszę. Serce będzie zawsze z nią. Widzę wszystko. Cały świat. Ludzi w wagonach,którzy wciąż pędzą nie mogąc się zatrzymać,maklerów giełdowych z plikiem papierów zamiast miłości,artystycznych kreatorów mody,poganiaczy bydła,zbieraczy bawełny,kochanków i kłamców. Spadam. Leżę w otchłani. Tylko koty. Koty mnie chcą. Pijcie,pijcie moją krew- jeszcze nie wyschła. Pijcie.
  23. Wróciłem, zapomniałem, nie mam męża, więc po co mówię, cześć kochany, wybacz, że tak późno, po co się wydziera, oskarża,że byłem z kimś, rzuca we mnie talerzami, stroszy kruczoczarne włosy, po co się wpatruje w nasze wspólne zdjęcia, te z 80-tego, z domku na plaży, po co mu wybaczam te wszystkie obelgi, niemodne już kłamstwa jeśli jest tylko w moich marzeniach.
  24. Ptaki przedzierają się przez kłębiaste cumullusy, pomiędzy nimi wiatr w zadumie smaga skórę drzew, tonący w blasku słońca człowiek wyrzuca czas.
  25. Klasyczne podwórko . Szary budynek o barwie moich oczu. Ręcznie wymalowany przez współczesnych wizażystów . Próbują się przedrzeć przez pogrążony w depresji wieżowiec. Kraczą napisy - Bóg jest kobietą i lubi rocka, faceti bez fiutów to straszni pechowcy, kocham moją nauczycielkę. Mała dziewczynkaprzesypuje w swych dłoniach zawartość ziarenek piasku. Mrok rzuca się na deszczową istotę. Lecz po co ? Nie ma już dokąd iść. Wieczorny wiatr przyjemnie powiewa krwistą sukienkę. Podrzuca do góry - opuszki palców podtrzymują subtelny materiał. Jedno spojrzenie oczu tak sympatycznych jak u pluszowego misia. Zaciekawienie plus obojątność. Banda drobnych jak pieniądz w kieszeni pijaczków nie zwraca na nią uwagi. Szemrzą coś do siebie jak górskie potoki. Dziewczynka wstaje a w oczach ma łzy,które strużkami chłodzą jej twarz. Łzy Boga- stworzyciela nieba i ziemi stopniowo spadają. Kropla opada swym ciężarem przygważdżając wysuszoną ziemię. Blondynka wchodzi po schodach . Słychać tupot jej maleńkich nóżek. Przekręca klucz w zamku. Owiewa jednym spojrzeniem pokój. Zaszczane butelki uparcie walają się po podłodze. Matka wciąż w pracy. Jak zwykle to samo. Prawie nigdy się nie widują. Rano widzi ją umęczoną po całonocnej harówie w rejonowym szpitalu. Czuć od niej zapach sterylnych strzykawek wypełnionych płynami o dziwnych nazwach, zapach starczego ocu a także odchodów walających się w za dużych pampersach wyglądem przypominających ulubione czekoladki. Zazwyczaj sama robi sobie śniadanie -płatki z mlekiem i owocami. Wyciąga z jej portmonetki stosik banknotów. Maluje ustai i brwi , podciąga rzęsy. Niby udaje taką wielką damę a jeszcze ogląda głupawe kreskówki. Ktoś przecież musi być dorosły skoro tatuś nie może. Matka powinna go rzucić w cholerę. Mówi, że bardzo go kocha. Coś jeszcze do niego czuje. Gdy ojciec wraca do domu odgrzewa wczorajszego kotleta. Szepcze jej coś do ucha. Ma nieczyste myśli. Kieruje jej rękę w stronę swojego fagasa. - Zobacz jaki jest twardy. Chcesz zrobić przyjemność tatusiowi. Tylko go dotknij. Odpycha go ze wstrętem zanim zdejmie zasrane spodnie. Wolałaby odciąć mu tę parówkę. Kotlet mielony robi się czarny jakby zajmował się nim jakiś spawacz. Zobacz co zrobiłaś ! Ty mało wiedźmo ! Jednym uderzeniem dłoni zadaje siarczysty policzek. Mała ucieka. Kotlet leży w odpadkach w zielonym kubełku z obluzowaną rączką. Potyka się. Kolano ma wyraźnie stłuczone. - Wszystko w porządku ?- chłopiec z grzywką zakrywającą oczy próbuje pomóc. Wyciąga więc niczym Bóg swoją męską dłoń. Przyjmuje ją niepewnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...