
BlackSoul
Użytkownicy-
Postów
1 240 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez BlackSoul
-
Bum, bum, bum. Takim rytmem wydziera mi się z więzienia, serce wielkości pięści dorosłego. Bum, bum, bum. Takim stekiem uderzeń rozszarpują całe rodziny za sprawą sumienia i Boga, w którego prawie nikt nie wierzy. Moja wiara jest bezkręgowcem i cierpnie od nadmiaru słońca. Ma wszędzie daleko. Do wody, do smaku, do zaspokojenia. Ociera się o przechodniów chropowatą powłoką i nabiera w usta. Są pełne was, pełne ludzi krzyczących w duszy o błogosławieństwo. Mesjasze egoiści, wierzący we własne siły - pradawni bogowie wysokich kamieni. Bum. Tak odradza się i ginie. Manna z nieba ma kształt kropel - pachnie stęchłą naftaliną. Brud i skażenie. Masturbacja i rozerwane mięśnie. Moja wiara zamyka się w pokoju cztero-planowanym. Dwie ręce i zimny prysznic na opamiętanie. Bluźnię. Oddycham. Bluźnię. Krwawię. Nie wchodzę rękami w mosiężną mannę. Zatrzymuję się w przedbiegach na wysokości małych piersi. Wierzę, ale nie w wybuchy kości słoniowych. Egoiści piasku są zbyt daleko. Wierzę w jednego, który siedzi w piersi - Szepczącego grzesznie.
-
kokon jest tu trochę jak klatka , bardziej więzi niż pozwala rozkwitnąć :) cieszę się, że stworzyłam magię siebie - te twór taki z kolana wyrwany, więc nie ma się o co martwić (mam nadzieję ...) pozdrawiam ciepło ;)
-
nawet jeśli ten twór niezbyt mi bliski, to jednak takie skrojenie go wydaje mi się krzywdzące aż tak swojego "dziecka" nie mogę pokroić bo zamiast bałwana wyjdzie mi kwadratowy kartofel do zupy ;) pozdrawiam ;)
-
zdecydowanie podkładem i nakładem są tu materiały płci pięknej x2 :P dlatego nie ma co zarośniętych włosiem (bardziej lub skromniej) wciskać do tego wierszydła ;)
-
hihi i znaleźli się tacy co się im podoba mimo, że bliżej mi do Częstochowy niż Krakowa :P Wdzięcznie się kłaniam pod utworkiem (jednak) niewybrzydłym ;)
-
hahaha :D dobre Tarło xD Tararara nam tu zatrzepotała rzęskami i dolała oliwy do ognia xD :P jak pisałam, wiersz na kolanie pisany więc nie przejmuję się krytyką bo na wierszy nie bardzo mi zależy :P a zamieściłam z nudów więc lać wodę po nim można! a nawet trzeba! :D
-
bardzo dziękuję dziewczęta za ciepłe słowa :) to tak, na kolanie napisane więc nie spodziewałam się pozytywnego odzewu ze strony szerszej publiki ;) ale miło :) co do kokonów i brylantów, miało być tak ckliwie i romanticznie :D
-
A jeżeli jesteś słońcem, pragnę być deszczem. Obmywać lekkie stopy, zlepione piaskiem. Spływać kaskadą drobnych kropel po policzkach. Zawieszać się na podbródku, delikatnie schodząc między piersi. Zamknę nam oczy, żebyśmy mogły w drobnym uścisku, napawać się oddechem. To ciepło. Ten blask bijący z nagiej skóry. Bursztynowy snop światła, za którym jesteś schowana – w kokonie mojej miłości. Odlana tymi rękami, które nie mogą cię wypuścić. Boję się, że cię zgubię, a ludzkie spojrzenia zadepczą to piękno brutalną zazdrością. Dlatego wiążę cię kochana, w brylancie słonych łez.
-
hehe xD ja mam przebłyski z dzieciństwa, ale o pewnych rzeczach nie można i nie chce się zapomnieć :P
-
mimika dla dwojga
BlackSoul odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
na końcu możemy się obwiniać za przesolone łzy i zbyt kruche podniebienie do rozgryzania twardych problemów uczucia przestały się mieścić w rękach, przedpokój przelany kolorem kości słoniowej jakby chciał się przebudzić w prehistoryczne zwierze niszczące nam dach tylko ten jest wciąż cały - w końcu niszczeje się od podstaw -
Heh może troszeczkę :P
-
Nie był to zamysł peelki :P Ale wyszło jak wyszło i protestować nie będę, bo słowa same świadczą przeciw mnie xD (wkładania kija w mrowisko nie uważam za bezsens :P)
-
Jesteś wyłowiony z ciszy, haczykiem do łapania węży morskich z szerokich mórz bezprawia. Na kratownicy wysmażany, przyprawiony łyżeczką "dobrego smaku" by nie utonąć w łoju pruderyjnych ćwierków. Te stare chusty, opięte wokół pomarszczonej twarzy tyle wnoszą, co przegadają - na palcach jednej ręki, obliczone zgryzoty pół-słowa. Potem jem cię, skwarku chrupiący, wypalony do połowy jak papieros z wymiętą gąbczastą głową. Mój wiórku, Ja Kobieta wymazałam cię z wykwintnych marzeń o równości.
-
układ zamknięty
BlackSoul odpowiedział(a) na Grażyna_Kudła utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
znakomity - w końcu coś nie banalnego i nie długiego uczuciowościowy bardzo... :) -
Hmmm z alkową i holem ? Heh, może być jeśli tak to widzisz :D Lubię zostawiać ludziom skrawek własnych możliwości co do interpretacji :) Jeśli widzisz tam "coś" to dobrze, niech ten "coś" będzie tylko i wyłącznie twój ;) Ciąg dalszy jest napisany, we mnie, ale nie wiem czy warto i czy wypada go przytaczać. Wszystkie teksty które zdążyłam napisać (jeśli chodzi o prozę) są w pewnym (mniejszym lub większym) stopniu retrospekcją mojego życia :) To zależy od czytelnika jak to zinterpretuje ;) pozdrawiam :)
-
Tak, to kawałeczek mojego dzieciństwa :D Nie będzie ciągu dalszego, tak mnie naszło jakoś ;) Pozdrawiam ;)
-
Sto lat za wszystkości, które przepadły! Za zamachy na pszczoły, dławiące się w słoikach bez dziurek, na słodko-kwaśne powietrze. Miałam kiedyś wystarczająco tyle lat, żeby odrosnąć od ziemi i nie bać się kudłatych kundli spod sklepu. Drażniłam je, machając rękami jakby na do widzenia - marne pożegnania. Zadawałam się zawczasu, ze starszakami, skacząc przez kałuże. Nigdy nie dogoniłam tęczy, znikającej w ciemnym lesie, pod zasłoną długich rzęs Matki Natury. Była blado zielona, powycierana na brzegach kwaśnymi deszczami. Trzymała się wyznaczonej granicy trawy i podmokłych murów. Te ledwo utrzymane w pionie, biorąc przykład z właścicieli - wielkich ludzi po wyłomie wątroby, kwaśnym w trawieniu alko-holem. Ale nigdy się ich nie bałam. Mieli w sobie coś z ludzi pierwotnych. Może brud za uszami? Sama nie wiem. Odstawiałam ich na bok i biegłam dalej. Przez różne drogi, po rozgniewanych kamieniach raniących kolana i łokcie. Między gałęziami starej wierzby, która wcale nie wyciągała do mnie ramion w przyjacielskiej euforii. To ja, łapczywie wyrywałam jej ręce, rozrzucając wokół zielone piórka - mgławice martwych łusek. Ale dosyć już o mnie, zapada zmrok, pora spać. Chmury z horyzontu dławią się, czekają. Nie mają już dziecka sennego z nadmiaru. Jest senne, śpiąc cicho pod powieką.
-
hm hm hm , bliżeeej bliżeeeeej :):):)
-
Dziękuję komentarz :) Twoja wersja nie mieści się w mojej wizji tego utworku, więc grzecznie odmawiam przyjęcia takiego zakończenia :)
-
Miło mi, że rozbawił :) :D Pozdrawiam i zapraszam do innych tworów ;)
-
Mam już taki styl pisania, który bardziej można podpiąć pod poezję niż prozę :P
-
Dziękuję :)
-
Mi cosik nie pasuje na końcu, jakieś to takie ... no ... Ale dziękuję za podobanie się :)
-
Rozgwieżdżona stratosfera ugina się pod ciężarem nagich ciał - to nie zodiakalny walc na cztery nogi. Nie mają łusek jak ryby, czy dwóch identycznie sprzecznych twarzy, wykrzywionych miłosnym strachem. Przeźroczyste ciała, obleczone aksamitem ostatniego pożegnania, na szerokich udach unosząc oddech – złocisty uśmiech, skryty gdzieś za woalem misternych dodatków. * Serce dopięte do piersi - broszka lekko błyszcząca słońcem. Rozum schowany za pasem, jak miecz który strącił życie.
-
Dzisiaj, kropki z oczu przybierają kształt do połączenia. Dlatego wyciągamy do siebie ręce, żeby złączyć punkty na skali mierzenia, kilometrów taśmy klejącej - zlepku ust. Spękane wargi lepkie i lekkie, drżące, drgające pod ciśnieniem wciśnięcia w szybę, zostawiają kontur oddechu. Z dziwnością plam wątrobowych wychylam przez okno nogę, małą stópkę wielkości kromki chleba. W ustach rozpływa się maślaną fanaberią. Tylko ty jesz mnie z masłem i wysuszonym na oknie pomidorem. Lubisz mną pochrupywać, dziwić się przy każdym kęsie i przełykaniu. Za oknem kromka chleba jeszcze bardziej sucha. Lato daje się we znaki - prorocze majaczenie znad poduszki. Wcale nie jest wygodna. Ma gwiazdy powbijane na baczność jak szpilki łapiące materiał nowej sukienki. Stroszą się do ataku na resztki zdrowego rozsądku, wybijając mi oczy. Ty, łapiesz je w kanapkę małych stópek, pochłaniasz do wewnątrz - dziecięcy szwedzki stół. Jesz i czekasz, aż cię zawołam, żądając oddania skarpetek.