
emil_grabicz
Użytkownicy-
Postów
733 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez emil_grabicz
-
Rien ne va plus
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Hm, tylko dwa razy -"wyraźnie", ale jedno już zamieniłem. Może i tak jest lepiej. Aniu, trochę dziwi mnie, że się rozczarowałaś, bo skoro mowa o stymulatorze orgazmu, to na seksie musiało się zakończyć. Czy może być coś bardziej atrakcyjnego, w układach damsko - męskich, niż sek? Może rzeczywiście te wywody są zbyt długie, ale sam pomysł wymusił na mnie stworzenie do nieistniejącej technologi przemysłu "orgazmowego" przekonywującej teorii o nieco naukowym brzmieniu, chociaż tak naprawdę - wyssanej z palca. Dziękuję Ci za taką drobiazgową i wnikliwą analizę i cieszę się, że chociaż pomysł Ci się podobał. Myślę, że doczekamy takich "rewelacji". To wcale nie jest niemożliwe. Pozdrawiam Cię Aniu dobranockowo... :) -
Magdo, lepiej skończyć wcześniej niż za późno... więcej się pod deklem kotłuje... hahaha Dzięki za wizytkę. A, byłbym zapomniał... Magda Tara, to Magda w opakowaniu? Jak wobec tego nazwać Magdę bez opakowania? hihihi... Magdalena Jawnogrzesznica? hihihi. Pozdrawiam i czułkami radosnemi muskam delikatnie. :) Łobuzie, nie nadążam pisać o Tobie, birbancie, utracjuszu, hulako, biboszu, szaławiło, lekkoduchu, hedonisto jeden... chciałbym mieć tyle kwiatów w ogrodzie, ile Ty miałeś kobiet... niech mnie piranie do białej kości obgryzą, jak jest sprawiedliwość na tym świecie! Ktoś całe życie się gapi na coś, na co ma cholerny apetyt i oblizuje suche wargi, by inny jadł tylko po to, żeby się nie popsuło. A niech Cię, Liryczny... błagam, podeślij coś dla mnie. Samotnym, jak pies. Bywały czasy gorsze, ale nie było haniebniejszych. Budzą mnie koszmary i ciągle stopy mi marzną od tych cholernych namiotów hahaha pozdrawiam Cię Łobuzie Lirycznie. :) Dominiko, już mam dość tych wspinaczek wysokogórskich, tych namiotów beztlenowych i tego białego szaleństwa na Kilimandżaro... hahaha Pozdrawiam skołatanym serduchem :)
-
dworcowe historie
emil_grabicz odpowiedział(a) na zak stanisława utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Stasiu, gdzie Ty się podziewasz i dlaczego mnie unikasz? Poruszyłaś ważny problem, chociaż pozornie bagatelizowany. Wszyscy chcieliby, żeby świat coś dla nich zrobił a co oni zrobili dla świata? Pierogarnia na Starówce --------------------------- W pierogarni na Starówce patrzą oczy w usta tłuste szare twarze w krzywych ramkach syte brzuchy - serca puste i spod powiek puste oczy rybim błyskiem podkrążone krążą szałem niepewności samotnością wypasione a za rogiem głodny skrzypek rzewne nuty pieści okiem z pierogarni walą tłumy ślepną przyspieszając krokiem. Wars wita was! I ja, tradycyjnym cmokaskiem cieszę się Twej szminki blaskiem. Pazdrawlaju Tiebia tawariszczko Stasju... -
Wstęp do bajek
emil_grabicz odpowiedział(a) na Sylwester_Lasota utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie powtórzy się co było a bajki ciągle takie same... jak marzenia - wahają się między trwogą a nadzieją, między ziemią a niebem, miedzy życiem a śmiercią. życie bez bajek, jest jak bezludna wyspa - piękna i... samotna. I ja tam byłem i miód wiadrami piłem. Zręcznie napisane i z potrzebną głębią. :) -
gdy mgła przesłoni, za późno na korektę
emil_grabicz odpowiedział(a) na teresa943 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła... To nieszczęście, że tak mały odstęp dzieli czas, gdy jesteśmy zbyt młodzi, od czasu, gdy jesteśmy zbyt starzy." Na pociechę można sobie zawsze wytłumaczyć, że do tego, by się dobrze działo, potrzebne są młode ręce i stare głowy. Trzeba nauczyć się cieszyć o każdej porze życia - jedyny ratunek. Teresa, Twój "smak obecności dopóki nieprzeterminowany", wcisnął mnie w fotel, jak formuła 1. Respekcik i pozdrowionka :) -
Rien ne va plus
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
- Znowu coś nie tak!? - irytował się. - Widzę przecież po tobie, że się złościsz. Marek przytulił ją mocno, zanurzając nos w jej pachnących, gęstych włosach. - Proszę cię, odezwij się - nalegał. - Ciągle cię nie ma, ciągle gdzieś wyjeżdżasz a jak przyjedziesz to się tak śpieszysz, że zanim zdążę się skoncentrować, już jest po "wszystkim" - wyrzuciła z siebie ze złością. - Ach, to o to chodzi? - widać było, że się rozluźnił. - A o co mogłoby innego chodzić? Ja nie jestem kawałkiem tortu, który można ugryźć a resztę odstawić z powrotem. Jestem kobietą i też chcę coś z tego mieć, ty egoisto! - Nie gniewaj się. Wiesz przecież, że mam taką pracę. Muszę ciągle gdzieś jechać. Coś załatwić. A to sympozjum, to konferencja... Przecież to nie zależy ode mnie. Chcę nam zapewnić wszystko, co jest możliwe i potrzebne do życia. - Nie wiedziałeś o tym, że seks jest również potrzebny? Jestem zdrową kobietą i ciągle samotną. Zauważyłam, że robię się złośliwa i nerwowa, a przecież taka nie byłam. - Masz rację kochanie, proszę cię nie gniewaj się. Chodźmy już spać. Obiecuje ci, że jutro wszystko naprawię. - Tak sądzisz? Przeczytaj ostatnią pocztę. Jutro masz być w południe w Londynie na jakimś następnym zebraniu tej twojej cholernej rady nadzorczej! Odwróciła się rozgoryczona i nielicho wściekła. Przytulił się do jej pleców. - Proszę, nie gniewaj się. Wrócę za dwa dni. Będziemy znowu razem. - Tak, tylko ciekawe na jak długo? Na jedną noc? I znów cię nie ma! Była nielicho wkurzona, tym bardziej, że za parę minut usłyszała miarowy oddech Marka, którego Morfeusz porwał w swe sieci jak zwykle szybko i niepostrzeżenie. Długo nie mogła zasnąć. Rano z nosem spuszczonym na kwintę szykowała go, jak zwykle perfekcyjnie, w podróż służbową. Chodził za nią krok w krok. Był przesadnie czuły i sprawiał wrażenie jakby chciał ją za coś przeprosić. - Punktualnie o ósmej trzydzieści masz samolot. Numer lotu 108, nie zapomnij - stała w drzwiach z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, podczas gdy Marek tulił ją i całował po twarzy. - Proszę, nie bądź już taka naburmuszona. Kiedy wrócę, porozmawiamy jak to wszystko zmienić. Obiecuję. - Daj spokój - udała, że już mniej się gniewa. Ciągle to samo - pomyślała ze smutkiem odprowadzając wzrokiem odjeżdżający samochód. Siadła przy komputerze popijając poranną kawę. Program wertował strony internetowe i w pewnym momencie zatrzymał się na jednej z nich. Coś przykuło jej uwagę. Strona Agencji Rządowej. "Zdrowie i medycyna". - O, to może byś ciekawe - przemknęło jej przez głowę. - Wchodzę - pomyślała i kliknęła. - "Elektroniczny stymulator rozkoszy" - czytała z zainteresowaniem. - To chyba jakieś żarty, to nieprawdopodobne!? - Czuła, że jej ciekawość rośnie z minuty na minutę. - "Orgazm na życzenie, o każdej porze dnia i nocy, nie tylko dla samotnych". Instytut Fizjologii - zapisy na rozmowę z profesorem Emilianem Starowiczem drogą elektroniczną [email protected]... - Muszę to sprawdzić - jej palce nerwowo muskały klawiaturę. - O boże, ale tłok...pierwszy wolny termin dopiero za miesiąc... - O co tu chodzi? - cóż, zaryzykuję - pomyślała, podając dane i wysyłając maila ze swoim zgłoszeniem. Szybko dopijała kawę. Była dziwnie podniecona, ale to z pewnością nie była wina kofeiny w kawie. Usiadła wygodnie w fotelu. - Jeśli nie mogę nakłonić niebios, poruszę piekło - była wyraźnie z siebie zadowolona. Nieubłaganie nadszedł termin spotkania z profesorem. Czekała z niecierpliwością. W sekretariacie Instytutu znalazła się pięć minut przed dziewiątą. Była wyraźnie stremowana i niespokojna. Jednak jej determinacja i ciekawość wyraźnie górowała nad strachem, i niepewnością. Punktualnie o dziewiątej drzwi otworzyły się. - Nazywam się Starowicz. Emilian Starowicz. Bardzo mi miło zaprosić panią do środka. Podała mu niepewnie dłoń. Wyczuł jej obawy. - Proszę się rozluźnić. Umawiamy się na początku, że jest pani tutaj tylko po to, aby uzyskać pewne informacje na interesujący panią temat. To wszystko. To nie zobowiązuje nikogo z nas absolutnie do niczego. Był sympatyczny, uśmiechnięty i niezwykle uprzejmy. Zapach markowych kosmetyków doskonale uzupełniał jego skromny gabinet. Ciemne, olbrzymie biurko, skórzane fotele i paląca się na biurku fajka, tworzyły nastrój, któremu z przyjemnością się poddała. W kilku zdaniach, dosyć szybko i chaotycznie opowiedziała o swoich problemach. - No cóż, wiem o co chodzi. Chciałaby pani uzupełnić niepełne wrażenia ze swojej alkowy o prawdziwe doznania, których nie zawsze może pani dostarczyć mąż, ciągle przebywający poza domem. To typowa sprawa. Wiele porządnych kobiet, którym pojęcie zdrady nie mieści się w ich moralności, ucieka do środków zastępczych, pozwalających utrzymać i męża, i dom a jednocześnie zapewniają systematyczny trening rozkoszy seksualnej. I wilk syty i owieczka niewinna. Nie tylko sposób prowadzenia rozmowy ale jego mimika, tembr głosu i swoboda z jaką rozmawiał, zdradzała wielką klasę, rozległą wiedzę i elegancję, która emanowała z każdego jego ruchu. - Cały zabieg jest tak zwanym zabiegiem prawie kosmetycznym. Nasz stymulator orgazmu to aparat wielkości orzecha laskowego. Generator wszczepiamy pod skórę pośladków i łączymy go przy pomocy elektrod umieszczonych w rdzeniu kręgowym. Pilot, przypominający breloczek do kluczy, uruchamia pani serię bodźców, które doprowadzają w efekcie do orgazmu. Słuchała uważnie, spoglądając czasami na palącą się fajkę. Zauważył to od razu. - Chciałbym panią uspokoić. Ta fajka jest nieprawdziwa. To ruchomy obraz hologramu laserowego połączony z efektami zapachowymi podobnymi do palącego się tytoniu. Mówiąc to, położył rękę na klawiaturze laptopa. - Pstryk...i już jej nie ma - powiedział, śmiejąc się jak mały chłopiec. - To taki gadżet poprawiający moje samopoczucie. Faktycznie, po fajce na biurku nie było śladu. - Wracając zaś do naszego tematu - poprawił się w fotelu jak rozmówca przed dłuższą mową... - Stymulator miał być przeznaczony przede wszystkim dla kobiet cierpiących na anorgazmię. Proszę mi wierzyć, że to wcale nierzadkie zaburzenia.. Dotyczy to nie tylko osób sparaliżowanych i zażywających leki. Co piąta kobieta ma problemy z osiągnięciem orgazmu. Prawie tyle samo nie odczuwa satysfakcji z seksu, a dla co szóstej kobiety kontakty seksualne są zbyt bolesne, co również prowadzi do zaburzeń. Wiele kobiet, tak jak i panią, może zatem bardziej zadowolić wszczepiony implant niż drogie leczenie u seksuologa, często bezskuteczne, czy nieuzasadnione zmienianie partnerów. Przerwał na moment. - Ale jestem gapa... czy mógłbym pani coś zaproponować do picia? - Tak, kawę, jeżeli można - rozluźniła się nieco. To wszystko zaczynało być coraz bardziej ciekawe. - Widzi pani - kontynuował, gdy sekretarka postawiła na stoliku kawę i wyszła z gabinetu. - Seksualność kobiet jest wyjątkowo zaniedbanym zakamarkiem ludzkiej duszy. Zdziwi panią zapewne fakt, że już Zygmunt Freud na początku ubiegłego stulecia to zauważył i docenił. Tak się składa, że mózg człowieka uczestniczy we wszystkich etapach aktu seksualnego. W płacie czołowym powiązane są ośrodki odpowiedzialne za doznania seksualne. Jeden z nich odbiera na przykład informację o zabarwieniu erotycznym, mogą to być wrażenia wzrokowe a w kolejnej fazie następuje pobudzenie części prawego płata, gdzie znajduje się sfera emocji i przyjemności. Uruchamia to lawinę reakcji fizjologicznych, kontynuowanych przez przedwzgórze. Zawiesił na moment głos. - Czy nie nudzą panią przypadkiem te naukowe dywagacje? - Ależ nie, absolutnie nie. - To dobrze, ta wiedza pozwoli pani zrozumieć lepiej cały mechanizm powstawania orgazmu. - W trzeciej fazie - ciągnął dalej - w korze mózgowej rodzi się odczucie orgazmu. Jak pani widzi, nie jest to prosty mechanizm lecz seria powiązanych i uzupełniających się procesów. Zarówno pożądanie, jak i przeżycie rozkoszy wymaga wielokrotnych sygnałów łączących mózg, układ nerwowy i lokalne reakcje fizjologiczne. Domyśla się pani, że towarzyszą temu pewne procesy przeciwstawne. Człowiek w końcu, nie jest maszyną - zamyślił się na moment... - Ta przeciwstawność, to przede wszystkim podniecenie i jego hamowanie, pożądanie i strach, rozkosz natychmiastowa i opóźniona. Oznacza to, że orgazmu nie można zatem sprowadzić wyłącznie do fizjologii, mimo, że jest reakcją na serię bodźców. Samo odczucie orgazmu zdeterminowane jest przez osobiste doświadczenia, wyobrażenia o miłości, mity o seksie oraz czynniki społeczno-kulturowe. - Bo widzi pani, seksu po prostu trzeba się nauczyć, tak jak wszystkiego czego uczymy się w życiu i doświadczamy. Ja mam również rodzinę i żonę, z którą jestem już prawie dwadzieścia lat. Mamy wiele wspólnych problemów, ale tak całkiem prywatnie powiem pani moją definicję prawdziwego orgazmu, która w swej prostocie wymowy jest wręcz genialna. - Spuściła na moment oczy pod jego badawczym spojrzeniem. - Największą przyjemność sprawia nie tyle korzystanie z prawdziwej rozkoszy, ale umiejętność równoczesnego dzielenia się nią. Przerwał, zauważył, że to ostatnie zdanie zrobiło na niej spore wrażenie. - Panie profesorze - zaczęła nieśmiało - my, z moim mężem, jesteśmy zdrowymi ludźmi i psychicznie i fizycznie. Problem jest w tym, że on ma na to wszystko za mało czasu a ja zbyt wiele... - Tak, to typowy problem - pokiwał ze zrozumieniem głową. - Ten stymulator może pani oddać nieocenione usługi jako uzupełnienie pewnej sfery emocjonalno-fizjologicznej. - Proszę mi wybaczyć nieco naiwne pytanie - zaczęła mówić już swobodniej - co stanie się wobec tego z prawdziwym seksem i z prawdziwą miłością? Pana rewelacje naukowe zmieniają moje dotychczasowe pojęcie o sprawach, które towarzyszą ludziom już od wieków i wydają się być odporne na wszystkie otaczające nas zmiany technologiczne. - To bardzo ciekawe pytanie, proszę pani - profesor wyraźnie się ożywił - prawdziwa miłość jest piękna i potężna i chociaż czujemy wszędzie jej obecność, to na ogół ona jest zawsze tam, gdzie nas nie ma. I racją jest też, że nieodłącznym towarzyszem miłości jest seks, natomiast sam seks zupełnie dobrze sobie radzi bez tego "uciążliwego" towarzystwa, bo seks jest czystą przyjemnością, miłość zaś, to wiele problemów. Rzeczy przyjemne mają to do siebie, że trwają najczęściej dosyć krótko. Czym krócej, tym silniejsza jest tęsknota do przeżycia ich po raz kolejny. Między innymi orgazm jest dlatego taki krótki, bo to niesamowicie przyjemne uczucie. Tak krótkie i tak potężne, że zanim zdążymy się nim nacieszyć, właściwie jest już wspomnieniem - przerwał na moment... - A miłość dwojga ludzi...- nie dawała za wygraną, wykorzystując małą pauzę zrobioną przez profesora. - Jest pani już kobietą dojrzałą ale pozwolę sobie na pewną karkołomną filozofię. Otóż prawdziwa miłość jest niezwykła i nieśmiertelna. Nieśmiertelne są również marzenia, śmiertelny jedynie jest człowiek, który to wszystko wymyślił tylko po to, aby niejedno zwykłe życie mogło być również niezwykłe... Cisza jak zapanowała po tym stwierdzeniu profesora nie była długa. - Pięknie powiedziane. Pana przenikliwość i znajomość rzeczy jest niesamowicie trafna i co tu ukrywać, sporo w tym ciepłych refleksji...- z podziwem patrzyła na niego. - Miłości, w odróżnieniu od seksu, nie można zdefiniować. To wymyka się nie tylko człowiekowi ale i całej nauce. Nie zanosi się w najbliższych czasach na wynalezienie stymulatora miłości, który równocześnie, z powodu wzajemnego uczucia dwojga ludzi, doprowadziłby ich do szaleństwa - mówiąc to, profesor spojrzał się na nią, jakby szukał potwierdzenia trafności swoich słów. - Muszę przyznać, że bardzo sympatycznie z panią się rozmawia. Rzadko trafiam na takie osoby jak pani - przyglądał się badawczo kobiecie. - To jednak nie wszystko, co mam pani do zaproponowania. Proszę mi wierzyć, nie wszystkim to proponuję. Pani jest osobą, której mogę to polecić. Nie bez satysfakcji muszę powiedzieć, że stymulator orgazmu sprzedajemy z wielkim powodzeniem już od dwóch lat. Nie tak dawno ukończyliśmy badania całkowicie rewolucjonizujące pojęcie orgazmu jako tylko czynności fizjologicznej. Mówiąc w skrócie, wtargnęliśmy do obszarów mózgu ludzkiego, lokalizując pewne ośrodki sprzyjające powstawaniu marzeń, własnych wyobrażeń i doznań. Tych przebytych, jak również wymyślonych. Jesteśmy w stanie zlokalizować i przy pomocy techniki cyfrowej zamienić graficzny zapis bioelektrycznych prądów czynnościowych w prawdziwe obrazy czy dźwięki lub doznania mieszane. Największym sukcesem odkrycia, tych umownie nazwanych przez nas pozytywnych halucynacji, jest fakt, że wykorzystujemy tylko te sygnały, które zostawiają najwspanialsze wizje i marzenia a dźwięk połączony z obrazem tworzy kompilację fascynujących efektów psychodelicznych, które regenerują nasz stan umysłu i relaksują w sposób nie znany dotąd innym, nieinwazyjnym zabiegom odprężającym. To też jeszcze nie wszystko. Zaprzęgliśmy te niezwykłe doznania jako emocjonalne tło towarzyszące orgazmowi. Zapewniam panią, że efekty są niesamowite! Emocje osiągają tak niezwykłą skalę, że z uwagi na dobro naszych klientów zamontowaliśmy analizator pracy rytmu serca, który po osiągnięciu przez tętno 140 uderzeń na minutę, przerywa pracę urządzenia stymulującego. Sama pani widzi, że seks niestety jest tylko dla ludzi zdrowych i z wyobraźnią - mówiąc to rozłożył w bezradnym geście dłonie. - Powiem panu szczerze, że jestem oszołomiona dzisiaj tym wszystkim. Proszę mi to przybliżyć od strony technicznej. Z czym się to wiąże? - Badania i testy trwają cały dzień. Podłączymy panią pod nasz główny komputer. Przepraszam, nie panią lecz pani mózg. Rejestrujemy pani wiedzę rzeczywistą i wirtualną, pani skalę fantazji, pani preferencje fizjologiczne, stopień czułości, wrażliwość, stany emocjonalne, dźwięki przyjazne i ostrzegawcze, reakcję na odpowiednie feromony i obrazy. Pani wspomnienia z beztroskiego dzieciństwa i wieku nastoletniego. To wszystko zaprzęgamy do wspólnej pracy i tworzymy z tego niepowtarzalny program audio-wizualny. Wykorzystując ten program odłącza się pani od rzeczywistości, relaksuje się, marzy, doznaje wielu nieznanych jeszcze wrażeń i na życzenie, w takim wyimaginowanym, przyjaznym świecie, przeżywa pani prawdziwy orgazm, który dzięki specjalnym efektom jesteśmy w stanie o kilkadziesiąt sekund przedłużyć... Zadowolona? Profesor, widać było, że aż się zmęczył mówiąc to jednym tchem. - Jeżeli to wszystko to prawda, co pan mówi, to wchodzę w to. Jakie mam gwarancje? - zagadnęła rzeczowo... - Na orgazm 100%, na doznania towarzyszące niestety nie mogę pani dać tak wysokiej gwarancji, ale po badaniach mózgu będę mógł powiedzieć dużo więcej. Jedno, co mogę pani zagwarantować, to przewaga doznań pozytywnych, pozostawiających miłe wspomnienia. Skala tych zjawisk zależy już tylko od pani indywidualnych cech osobowości. Dodam, że otrzyma pani szesnastocyfrowy numer osobistego kodu, który będzie umieszczony w banku internetowym pod hasłem "ruletka szczęścia". Znajdzie tam pani tysiące innych numerów, tysiące wirtualnych światów przeróżnych osobowości. Może pani korzystać z tego w dowolny sposób. Z tym, że komputer ma ostatnie słowo w wyborze pani elektronicznego partnera, to on analizuje kody i ustala ich kompatybilność. Można nieraz tygodniami szukać odpowiedniego partnera. Cyfrowy syntezator elektroencefalograficzny połączy kombinację dwóch osobowości, wzbogacając doznania o nieznane efekty i bodźce. I to jest najciekawsze w tym wszystkim. Nieznane. - To znaczy, że z mojego numeru będzie mógł też ktoś dowolnie korzystać? - spytała niepewnie. - Tak. Proszę się jednak nie obawiać, pani myśli, to nie pani ciało. To wszystko jest absolutnie anonimowe. Po wyjściu pani z naszego instytutu zostanie po pani tylko numer, a w zasadzie kombinacja cyfr, w których zakodowana jest pani płeć, wiek i to wszystko o czym mówiliśmy. Proszę mi wierzyć, to działa., łączy pani swój numer z wytypowanym przez komputer, enter i to wszystko. Resztę zrobi za panią elektronika. I proszę nie mieć moralnych skrupułów wobec męża. To naprawdę niewinna zabawa. Jeżeli to nie będzie przynosiło odpowiedniej satysfakcji - wyłączymy to z programu. Jeżeli zdecyduje się pani na ten program, uzupełnimy stymulator orgazmu o czterowymiarowy cyfrowy syntezator audio-wizyjny, przypominający słuchawki połączone z dosyć potężnymi okularami projekcyjnymi. Pięć elektrod zamocowanych na pałąku słuchawek stworzy pani wyimaginowany świat wspólnie z prawdziwym doznaniem jakim będzie całkiem realny orgazm, zsynchronizowany z efektami audio-wideo. Przy pomocy stroboskopu ultrawizyjnego pobudzimy pani zmysł powonienia wiązką promieni podczerwonych uzyskując efekty podobne do tych jakie powodują feromony. To jest tak zwany u nas czwarty wymiar. Oto cała tajemnica. Zachowuje pani status wiernej żony, spolegliwej kochanki swojego męża, a wirtualny amant zaszyfrowany pod pewną kombinacją cyfr, to tak jak z moją fajką na biurku. Pali się wtedy kiedy tego pragnę. Ten zapach podobny do woni prawdziwego, palącego się tytoniu, to kompozycja aromatyczna zupełnie nieszkodliwa dla zdrowia - mówiąc to "zapalił" fajkę na biurku. Był wyraźnie z siebie zadowolony. - Nasze programy, to czysta fantazja utworzona z jak najbardziej rzeczywistych przeżyć, marzeń i niedościgłych wizji. Bo czyż fantazja człowieka, oprócz oczywiście wiedzy, nie jest jedną z najbardziej skutecznych platform rozwoju i nieustannej ewolucji? - No tak - zreflektował się profesor - odbiegam trochę od tematu głównego, ale powiem szczerze, że dobrze się czuję w pani towarzystwie. Mimo, że niewiele pani mówi, pani oczy, mimika i tak zwana "rozmowa ciała", to jak płynąca woda czy płomyk ognia, na który można patrzyć bez końca... Spuściła głowę zakłopotana. - To miłe co pan mówi, ale to mnie trochę onieśmiela - spojrzała na niego z respektem. - Zatem zmieniamy temat - ożywił się na nowo Starowicz. - Decyduje się pani na zestaw urządzenia, o którym wcześniej rozmawialiśmy? To znaczy implant i zestaw audio-wizyjny? - Tak. Przyznam, że od razu to zaakceptowałam. To mi się podoba. Zresztą to szansa dla mnie i mojego męża - patrzyła mu prosto w oczy - proszę mnie źle nie zrozumieć, pan jest dla mnie niezwykłym człowiekiem. Tym razem profesor nie wytrzymał jej spojrzenia. - Cieszę się z pani decyzji - wybrnął szybko z zakłopotania. Proszę zgłosić się za tydzień na badania mózgu i ogólnego stanu zdrowia. W kilka dni potem wszczepimy pani implant stymulatora. Czy akceptuje pani cenę urządzenia? To prawie 8000 euro. - Wiem, to z pewnością kwota niemała, ale prawdę powiedziawszy nie mam już teraz wyjścia. Bardzo panu dziękuję. - Cała przyjemność po mojej stronie - mówiąc to profesor Starowicz odprowadził ja do drzwi gabinetu... Epilog Po kilku seansach była już pewna, że kupno urządzenia nie było wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Stymulator i cały program jaki kupiła, to zakup udany i pożyteczny. Korzystała z tego jak Aladyn ze swojej czarodziejskiej lampy. Wtedy kiedy miała ochotę i czas. Dni przestały się jej dłużyć a każdy powrót męża witała z wielką radością. Potęga elektroniki imponowała jej niezaprzeczalnie ale prawdziwy mężczyzna z krwi i kości, póki co, jest nie do zastąpienia. Tego była pewna. Marek jakby zauważył pewną zmianę w jej zachowaniu. Kiedy leżeli już w łóżku, po kolacji, nie omieszkał spytać jej skąd taka nagła metamorfoza w jej zachowaniu. - Muszę ci coś wyznać - zaczęła niepewnie - wiesz, kupiłam taką niezwykłą grę komputerową... - Od Starowicza? - śmiał się nie mogąc ukryć satysfakcji. - Skąd wiesz!?...To wszystko to... - A jak myślisz - nie dał jej dokończyć - kto ci ustawił stronę w komputerze "na wierzchu"? - Och, ty draniu - nie kryła wesołości - Skąd wiedziałeś? - Małżonka mojego szefa ma to już od pół roku. - I co!? Jest zadowolona? - Nie wiem, ale szef na pewno. - O czekaj, ty leniu jeden, ja ci zaraz pokażę! - śmiejąc się zdzieliła go poduszką po głowie i zręcznie zanurkowała pod kołdrę... Marek położył dłonie pod głowę... Był w siódmym niebie uwielbienia... -
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Hm, w tym miejscu muszę Ci ustąpić. Nie mogę dyskutować z kimś, kto uzurpuje sobie prawo do oceny czy ktoś myśli stereotypowo, czy nie. Nigdy nie odważyłbym się być ekspertem w tej kwestii, bo to są sprawy trudne do ustalenia i jednoznacznej oceny. Zawsze w takim wypadku należy zacząć od siebie, ale okazuje się, że to arcytrudne zadanie. Powiedz, jaki wpływ ma znajomość języków na pisanie poezji, bo ja też znam dwa biegle a nazywając siebie poetą mam zawsze wyrzuty sumienia, bo wiem, że nadużywam tego zaszczytnego określenia. Czy trzeba coś czytać, żeby być poetą? Nie sądzę, żeby to było aż takie konieczne. Unika się wtedy wtórności i podświadomego naśladownictwa. Nie toczę z Tobą wojny, chciałem Ci jedynie pokazać kanały mojego myślenia w tej sprawie i wnioski, które wyciągnąłem w oparciu o własne mniemanie. Jeżeli masz inne, to przecież nie dziwi mnie to, bo trudno, żebyś miała identyczne, jak ja. Z ludźmi jest podobnie, jak z liniami papilarnymi. Nie ma serii - każdy jest inny. I właśnie to czyni masz świat ciekawym i bardziej kolorowym. Dziękuję Ci za ciekawą dyskusję i czas, jaki poświęciłaś sprawie poety Wojaczka. Bądź pozdrowiona :) -
Jestem bez ciebie, jak cień bez światła, milczący wiatr nagle zatrzymany w polu, jak wisząca fala zastygła na fotografii. a ja... słucham twoich myśli wystukanych na bruku i widzę twoją dłoń spóźnioną o lata i skrzydła rajskiego ptaka, który zapomniał, że umie fruwać.
-
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Muszę powołać się na niezależne źródła internetowe, bo mnie i tak nie uwierzysz. Biografia: „Rafał Wojaczek urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie, był więc – jak to określił Adam Zagajewski – rówieśnikiem Polski Ludowej. Pochodził z rodziny nauczycielskiej. Miał dwóch braci, z których młodszy, Andrzej, został aktorem. Do szkoły podstawowej i średniej uczęszczał w rodzinnej miejscowości, jednak z powodu częstych konfliktów z nauczycielami zmuszony był przenieść się do liceum w Katowicach, a potem w Kędzierzynie. Najprawdopodobniej wtedy zaczął pić i dość szybko popadł w uzależnienie. Interesował się harcerstwem, fotografią i żeglarstwem, jako szesnastolatek uzyskał patent sternika. Jako piętnastolatek podjął pierwszą nieudaną próbę samobójczą. W przyszłości miało ich niestety być więcej… W 1963 roku podjął studia na wydziale polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, jednak z powodu choroby musiał porzucić je już po pierwszym semestrze. Rok później przeniósł się do Wrocławia, gdzie mieszkał jego starszy brat – Piotr. Przez pewien czas pracował w MPO jako dyspozytor, jednak już w maju trafił do kliniki psychiatrycznej, gdzie rozpoznano u niego schizofrenię. Tam właśnie poznał swą przyszłą żonę, Hannę Janas, z którą miał córkę. Małżeństwo to zakończyło się rozwodem zaledwie po pół roku. Później związany był jeszcze z dwiema kobietami – Teresą Ziomber i Grażyną Lisowską. Obu kobietom zadedykował część ze swoich wierszy. Zmarł śmiercią samobójczą, zażywszy środki nasenne w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku. Pochowano go we Wrocławiu na cmentarzu św. Wawrzyńca.” Nie próbuję Cię absolutnie przekonać do moich racji ani odwieść od Wojaczka. Wręcz przeciwnie. Pisząc to wszystko staram się ukazać Ci podstawy mojego zdania o Rafale. Przeczytaj wobec tego, bo ja Cię nie przekonam, co napisał o Wojaczku Tymoteusz Karpowicz, poeta, prozaik, tłumacz, czołowy twórca poezji lingwistycznej, uznany za ostatniego modernistę. Wieloletni(do emerytury) profesor na University of Illinois w Chicago. Zajmował się przede wszystkim Leśmianem ale kiedyś wspomniał krótko o Wojaczku. Tymoteusz Karpowicz wskazał w swoim komentarzu do wierszy Wojaczka trzy podstawowe źródła postawy poetyckiej: ponadprzeciętną wrażliwość, patronów literackich takich jak Villon, Rimbaud, Kafka, de Sade i Hłasko, ale przede wszystkim: „zagwarantowany sobie ostentacyjnie status alkoholika, awanturnika, status clocharda znad Sekwany, przeniesiony nad brudne kanały Odry – wtórny więc i bez blasku oryginału. Jest to wybór absolutnie trzeźwy, w pełni prowokującej świadomości. Była to najpierw zabawa, a potem nieodwracalny dramat konsekwencji”. I proszę Cię nie popadaj w gorączkę argumentów, lecz pomyśl o tym co piszesz. Studiował jeden semestr i w ciągu krótkiego życia nie mógł nabyć tak gruntownej wiedzy, tym bardziej, że fascynowali go najczęściej twórcy, o których wspomina Karpowicz, bo właśnie oni wpłynęli zasadniczo na profil jego twórczości. Nie muszę Ci chyba tłumaczyć jakie skutki wywołuje alkohol i alkoholizm. Na pewno nikt nie jest po alkoholu mądrzejszy, bo przecież alkohol niszczy nieodwracalnie szare komórki - nasz największy kapitał intelektualny. Wielce zmartwiło mnie Twoje stwierdzenie: „I gdyby było tak jak Pan twierdzi, że "fajne" wiersze, które "urosły na miarę sztuki" Wojaczek pisał jedynie po pijaku, czyli jego twórczość jest jedynie wynikiem używek to w Polsce mielibyśmy samych poetów, a co trzeci byłby wieszczem narodowym. Daję do przemyślenia.” ponieważ wychodzi na to, że nie jestem poetą, bo nie spożywam alkoholu. I nic Ci nie daję do przemyślenia, bo z gustami jest jak... z racją. Każdy ma swoją. I w dalszym ciągu Cię pozdrawiam. -
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Michale masz rację. Inspiracja. Może nie filmem, ale inspiracja. Każdy ma swój tygielek-życia i tylko tym poświadcza, co sam na własnej skórze doznał. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :) Stasiu, Lukrecjo z Wilczej Jagody... nie przeciwbólowe a przeczyszczające... hahaha. Zdrówka, ukłony i należny cmokasek w stringowy pasek... hihihi :) Trycjuszu, tabletki przecież nie pękają. Chodzi o szybę. Jak go tabletki dopadły, to szyba pękła pod ciężarem osuwającego się martwego ciała. Pozdrawiam dociekliwego Raka :) Fly Elika, nic się nie frasuj. Samobójcy się nie pytają. Albo się uda, albo do następnego razu i nie bez znaczenia jest tzw. gen samobójcy, który w końcu dopnie swego. Nie każdy go posiada. I dzięki bogu, że nie każdy. Napisałeś prawdę. Nawet za byle jakim krzakiem jest zawsze spokojniej, niż samemu. Pozdrawiam :) Bianka, skoro interesujesz się Wojaczkiem i lubisz jego poezję powinnaś też wiedzieć, który numer najlepiej mu wychodził, jak był na gazie. Jeżeli prawda jest kiczem, to masz rację - tytuł też kiczowaty, ale celowo taki umieściłem, bo zagazowany Rafał, jak opuszczał lokal, to najczęściej wychodził przez szybę. Potem szedł do domu a rano szukając mleka na kaca, pisał wiersze. Ponieważ milicja nie mogła tolerować spacerów przez szybę, więc pisał z nerwem pokrzywdzonego przez prawo obywatela. Pozdrawiam :) Franiu, jesteś jak smarowane na paryską kromeczkę masełko, tryskające orzeźwiająco kropelkami maślanki. Chcieć, to widzieć a widzieć, to czuć. Nieskończoność bogactwa duszy, to przywilej dany nielicznym. Pozdrawiam serdecznie :) -
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie bardzo mogę sobie połączyć tej pruderii w Twojej argumentacji. Czy ja napisałem , że nie trawię Wojaczka? Nie, napisałem, że nie przepadam, ale legenda o nim jest niewspółmiernie wyolbrzymiona biorąc pod uwagę jego poezję i stany, w których ją tworzył. Piszesz, że o gustach się nie dyskutuje, a nie pozwalasz mi mieć swojego zdania. Czy muszę przepadać za alkoholikiem Wojaczkiem? Nie muszę. Wolno mi, ale okoliczności tworzenia nie są dla mnie obojętne, chociaż zaznaczam, nie muszą mieć związku z oceną. U mnie akurat mają. U mnie liczy się człowiek i sztuka w czystym wydaniu, a nie nirwany alkoholowo-narkotyczne, gdzie chore wizje urastają do znamion sztuki. Rzecz jest do dyskusji oczywiście i Twój sposób widzenia legend jest mi znany i dosyć popularny. Ale to oczywiście Twój wybór. Dam Ci za przykład, chociaż może niezbyt adekwatny. Che Guevara - symbol rewolucjonisty i najchętniej umieszczany wizerunek młodego - gniewnego. Kto bardziej wczytał się w jego biografię z niezależnych źródeł, dowie się, że na początku swojej kariery był zwykłym kryminalistą, który z gangiem motocyklowym pustoszył z nieuzasadnioną mściwością i chęcią zysku Kubę i każdego, kto nadawał się do złupienia. Podobnie było z Janosikiem. To był naprawdę zwykły zbój z najzwyklejszymi niskimi instynktami. Tak ludzie dorabiają legendy do własnych potrzeb i nieuzasadnionych marzeń o byciu idolem. A że nie mogą sami nim zostać więc wznoszą pomniki tym, których za nich uważają, bądź akceptują wybór innych. Ten przykład nie dotyczy Wojaczka. To przykład, jak powstają legendy. I przykład na to, skąd tak naprawdę się biorą, chociaż podkreślam, to nie jest na szczęście jedyny proces budzenia do życia legend i idoli. Pozdrowienia :) -
Bibka u Sprośniaka
emil_grabicz odpowiedział(a) na Kamertonka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Lubiem gasić takie pożary... hahaha :) kiedy kobiety przychodzą, aby popatrzeć i aby je same widziano, wtedy mężczyźni odchodzą, by spotkać te kobiety, u których nadzieja na otrzymanie obiadu jest jak lew ryczący, krążący kogo by tu pożreć a niepróżnujące próżnowanie nie przypomina pracowitej bezczynności, jeno mustanga spienionego w galopie do szczęścia... hahaha dawno już Cię polubiłem, drżąca, kamertonowa fletnio Pana... hihihi -
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Blanka: i czy eksperyment polegał na tym: "kto zorientuje się, że to collage z tytułów wierszy Wojaczka?" ? Tak, na tym eksperyment polegał. Jeżeli wspomniałem o sukcesie tego wiersza, to miałem na myśli jedynie "sukces" nierozpoznawalności twórczości Wojaczka. O innym sukcesie nie mogło być mowy. Nigdy nie znałem Wojaczka osobiście, bo to zupełnie inna epoka, ale również nie przepadam za jego twórczością. Intrygowała mnie zawsze legenda o nim, której geneza bierze się z pewnych okoliczności w czasie i przestrzeni, i wynika głównie z zapotrzebowania w danym momencie na pewien "genotyp" pokoleniowy, którego oczekuje się jak mesjasza, i jak dowodów na prawdę, która tak naprawdę nikomu nie jest potrzebna. A sama legenda urasta do gigantycznych rozmiarów i powoływana jest na ogół po niespodziewanej śmierci samobójczej lub innych tragicznych okolicznościach. James Byron Dean - aktor - wypadek samochodowy, oskar pośmiertny Kurt Donald Cobain - muzyk - strzał z półautomatycznego karabinu w głowę Jim Morisson - muzyk - kokaina - zmarł na muszli klozetowej, ale za to leży na paryskim cmentarzu Pere Lachaise obok Balzaka, Moliera, Oskara Wilde'a, Fryderyka Chopina i Edith Piaf... Michael Kelland John Hutchence - muzyk - depresja - środki uspakajające... i wielu innych. Mnie bardziej interesuje fenomen socjologiczny powstawania podobnych legend, tworzonych przez nas samych, a będących skutkiem krótkotrwałej mody i powszechnej hipnozy, niż twórczość, życie czy śmierć idoli, których czas i ziemska misja nie zawsze zasługuje na podobny, ponad czasowy prestiż. Ten wiersz pod tym samym tytułem wstawiony był na portalsukcesu.pl około pół roku temu, co można sprawdzić. Bianka, potraktuj to jako żart i nie przejmuj się tym wszystkim. Pozdrawiam :) -
Bibka u Sprośniaka
emil_grabicz odpowiedział(a) na Kamertonka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kamertonka? Uderz w kamerton, a fujarka się odezwie... czy jak to to było... hahaha Pięknie napisałaś. Soczysty erotyczek. "Lubiem, jak tak lejesz we mnie..." Podoba się bardzo i budzi zmysły wzrokowcom organo-leptycznym... cha, cha, cha, chociaż strażak z niego chwacki, to niewiele w życiu zmieni; na nic duży wąż strażacki- -ważny mały, lecz w kieszeni Pozdrawiam serdecznie, czując dotyk Twoich myśli... cholera muszę wyjąć kluczyki od samochodu z kieszeni, bo zaczynają mi przeszkadzać... hihihi :) -
Wando... nawet jeżeli to nieprawdziwe, to z pewnością dobrze wymyślone. Ile razy w życiu wymyka się nam to coś, co nigdy nie doczeka finału i fabuły, jedynie domysły zżerają nam resztkę spokojnych dni, które wcale nie są takie spokojne, jakby można sądzić. A może dobrze, że tak się dzieje, bo czasami takie dokończone scenariusze są jeszcze większą zmorą naszego prawdziwego życia. Czekać na los i przeznaczenie, czy walczyć o najlepszy scenariusz swojego życia? Życie niekoniecznie musi być głupie, krótkie i nudne; może być mądre, długie i ciekawe, ale tylko dla tych, którzy mu w tym pomogą. Spodobało mi się Twoje opowiadanie. Takie z życia "wyssane". Pozdrawiam serdecznie :)
-
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
No cóż, mój malutki eksperyment socjo-techniczny nie potrwał długo. Albo widziałaś go już na jednym z portali, albo jesteś spostrzegawcza i masz pamięć do tytułów. Ten wiersz napisałem razem z Wojaczkiem. On mi dyktował, a ja pisałem... hahaha "Umiem być ciszą" "jak źrenica" gdy "mówię do ciebie cicho"... "zwiastowanie" to czy "ballada bezbożna" a może "wyrok" jak "list spod celi" to przychodzi "z innej bajki" jak "z wierszy rozproszonych" "nieskończona krucjata" poety resztką krwi rozmazana na szybie ....................................... ostatniej szyby już nie tłukłeś segregowałeś tabletki do wieczności pękła w minutę po tobie... To mało kosztowna i sprytna układanka, jak puzzle... To mój kod Wojaczka... To co jest w "cudzym słowie", to tytuły wierszy Wojaczka, a wszystkie łączniki i zapis pod linią, to moje skromne próby zakończenia pomysłu z kodem Rafała Wojaczka. To wszystko. Dziękuję za cierpliwość i podejmowane próby rozwikłania tej zagadki. :) To dobrze, że eksperyment się nie powiódł. Dzięki Tobie Bianko, ale są miejsca w internecie, gdzie udał się znakomicie. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za komentarze. :) -
tańczący z szybami
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
umiem być ciszą jak źrenica gdy mówię do ciebie cicho zwiastowanie to czy ballada bezbożna a może wyrok jak list spod celi to przychodzi z innej bajki jak z wierszy rozproszonych nieskończona krucjata poety resztką krwi rozmazana na szybie ....................................... ostatniej szyby już nie tłukłeś segregowałeś tabletki do wieczności pękła w minutę po tobie -
Nieśmiałość
emil_grabicz odpowiedział(a) na Emilian Czarny utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Lubię rymowane wierszyki, ale z pewnością nie takie... pozdrawiam :) -
Sonet [Jeśli szept mnie wyda...]
emil_grabicz odpowiedział(a) na adolf utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Adolfie, ziomek się kłania i pozdrawia. Sonet niezły... Twoje tłumaczenia pierwsza klasa(nie miałem bardzo kiedy o tym Ci napisać, więc hurtem). Zwraca uwagę szlachetność rymów i sonetowy mikroklimat. Pozdrawiam :) -
Złodzieje snów
emil_grabicz odpowiedział(a) na Waldemar Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
księżyc przygląda się milczeniu nocy i raźno wyszedł już na spacer cieni... wtem... srebrnym błyskiem przez otwarte okno nocne koszmary w dobry sen zamienił... Waldku, sympatyczne te senne majaki Wszystko pasi tylko bym końcóweczkę ździebko przestawił... sorry, Gregory "wystraszony bardzo zawróciłem do domu a gdy rano wstałem pomyślałem po co komu tyle snów i zacząłem śmiać się z własnego Pozdrowiony... :) -
tamten lipiec zgasił słońce
emil_grabicz odpowiedział(a) na teresa943 utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
życie jest zbyt piękne, by mogło trwać wiecznie, zaś śmierć zbyt okrutna nawet gdy trwa chwilę. Kiedy zadasz sobie pytanie, czego boisz się bardziej: życia czy śmierci? Zrozumiesz, że śmierć nie jest wcale taka straszna. umknęła dłoń nieruchoma i oko zamarło w obłędzie serce stanęło w pół drogi daleko do wszystkich wszędzie pochylam się tuż nad życiem lecz nie chce już stawiać czoła bo poszło na przekór wszystkim i samo wrócić nie zdoła słone szepty w kącikach ust i oczy w ścianę utkwione a żal się tuła po sercu i tylko pamięć w łzach tonie zastygłem w milczeniu razem z Twoją łzą... -
Odetchnął z ulgą. Ciężko było. To wyjątkowa zdobycz. Unikalne trofeum nawet dla wytrawnego tropiciela wrażeń, furii zmysłów i prawdziwych orgazmów. To tak, jak dla wytrawnego alpinisty zdobycie K-2 w łańcuchu górskim Karakorum i to w zimie, bez aparatu tlenowego. Był z siebie dumny i rzeczywiście nie bez powodu. Zacząć wszystko od końca i doprowadzić do końca, zapominając, że nie istnieje coś takiego, jak początek...Nieznajomej, niezależnej i uczciwej kobiecie zaproponować seks, jako kontrakt towarzyski. Opisać w detalach, „co będzie po czym”, gdzie będzie a na dodatek przygotować ją do faktu, że na miejsce „przestępstwa” przyjedzie swoim samochodem i wejdzie do jego łóżka, bez kropli alkoholu, bez romantycznego tańca, cygańskiej muzyki i oczywiście bez... majtek. Słyszał jeszcze jej śmiech, gdy szeptał jej do ucha lubieżne słowa, jak się broniła oburzona i w sekundzie rozbawiała. Udawała, że bierze to za żarty. Czarował słowem i ciepłym głosem o pewnej charakterystycznej dla dziennikarzy radiowych barwie, przed którą kobiety nie są w stanie opanować pewnego niebezpiecznego „maślanego” błysku oczu. Wpatrzony w nią nawet nie zwracał uwagi na kelnera przynoszącego kolejne smakołyki. Lampka na środku stolika podświetlała ich twarze pełne wzajemnego zainteresowania i iskrzących oczu. W dyskretnym kąciku, lokalowy taper pogłębiał nastrój wieczoru grając przeboje Neila Sedaki. Patrzył na nią bez słowa i wiedział, że wszystko miał wypisane w oczach. Jej każdy ruch, uśmiech i nawet bezwiedne poprawianie kosmyka włosów rozrywało powietrze jakąś niewidoczną aureolą. Boże – pomyślał, ona nawet nie zdaje sobie sprawy jaka jest śliczna... Wiedział, że do zdobycia takiej kobiety nie wystarczy być zuchwałym i szarmanckim. To że umówiła się z nim mimo, że pracował w tej firmie co i ona dopiero miesiąc, graniczyło z cudem. Koledzy widząc jego zapędy proponowali umywalkę z zimną wodą lub zanurkowanie do... muszli klozetowej i dwukrotne spuszczenie wody na rozpaloną głowę. Jutro spali ich triumfalnym błyskiem zwycięzcy, chociaż wiedział, że to spotkanie o niczym nie może przesądzić. Nie może jej spłoszyć głupim ruchem. Był coraz bardziej pewny, że lądowanie z taką kobietą w łóżku przypomina spacer na Księżycu i równie jest odległy jak Chiński Mur od Warszawy. Gdyby mógł, to w tej chwili już wszedłby na nią, gdyby tylko pstryknęła palcem. - Ja cię muszę zdobyć, choćbym miał resztę życia spędzić w Korbielowie u Bonifratrów, w białym kaftanie bezpieczeństwa – myślał gorączkowo, zaglądając jej w ogromne, niczego się niespodziewające oczy. Wiedział, że to będzie graniczyć z magią i alchemią. To nie sztuczka kuglarska. To piękne „Kilimandżaro” musi zdobyć podstępem i sprzyjającymi okolicznościami, na które przyjdzie mu z pewnością jeszcze poczekać. Zauważył, że od pewnego czasu zaczęła staranniej kontrolować swoje zachowanie. Była miła i wesoła ale jakby ostrożniejsza. Czyżby sama zauważyła, że bezwiednie ulega jego czarowi i słowom, które trafiały ją w miejsca nie odkryte nawet przez nią samą?. Marku – przerwała na moment. - Przy tobie można zapomnieć o całym świecie ale niestety świat nie może zapomnieć o nas. Już w tym momencie wiedział, że coś ją spłoszyło. Może nawet ona sama siebie. Wyczuł, jakby obawiała się czegoś, nad czym nie potrafiłaby zapanować. - Jesteś niezwykle zabawny i wesoły. Przy tobie nie można się nudzić. Jutro znowu do pracy... Posmutniała jakby na moment. - Oczywiście, jak sobie życzysz i tak się cieszę, że wykradłem ci kilka tych uroczych godzin – wiedział, że tak musi mówić, bo życzył sobie zupełnie innego zakończenie niż takie, o którym mówił. - Widzisz, w pracy nieraz miesiącami można się o siebie ocierać a jeden miły wieczór zapoznał nas bardziej niż miesięczna nudna praca – mówiąc to spojrzała na niego z pewną obawą i podziwem równocześnie. Wyszli z lokalu głęboko wdychając świeże, zimowe powietrze. - Dzisiaj jakoś tak wszystko mi się podoba, bardziej niż zwykle ale to chyba dzięki tobie – spojrzała na niego z niekłamaną wdzięcznością. - Nigdy nie pomyślałabym w pracy, że jesteś taki, jak dzisiaj, bezpośredni, sympatyczny i taki gaduła ale ja lubię takich ludzi. Czuję się dobrze w takim towarzystwie, gdzie nastrój nie tworzy się przy pomocy alkoholu lecz słowa i tego co słowo w sobie potrafi ukryć – mówiąc to spojrzała na roziskrzone niebo. - Dzisiaj nie tylko na Ziemi jest święto. Tam w niebie pewnie też, bo wszystko pozapalane jak choinka bożonarodzeniowa. Jechali w milczeniu, spoglądając na siebie ukradkiem. To milczenie było nieznośne. Dojechali na miejsce. Podprowadził ją pod klatkę schodową dobrze utrzymanej kamienicy, prawie już z ciemnymi oknami o tej porze. Wiedział, że mieszka sama. Jakby ostatnim rzutem na taśmę szykował się do ataku w którego powodzenie sam nie wierzył. Podała mu dłoń. - Było bardzo fajnie. Dziękuję ci za miły wieczór - nawet nie musiała tego mówić. Jej oczy śmiały się jak to mówiła a wesołe ogniki podstępnie zdradzały jej nastrój. Trzymał jej dłoń już o wiele za długo. Zorientowała się, i delikatnie cofnęła rękę. - Nie wpuścisz mnie na ciepłą herbatkę? – wstrzymał na niej swój badawczo – błagalny wzrok. Nie, wybacz jest już późno – uśmiechnęła się przy tym uroczo i zupełnie naturalnie, tak jakby rzeczywiście pora miała tu decydujące znaczenie. Nie nalegał, wiedział, że więcej nie może pytać. Dla niej dzień dobiegał końca. Może to tylko kokieteria? – błysk nadziei zaświtał w bezradnej głowie. Wyczytała to z jego twarzy natychmiast. - To niemożliwe, nie rób sobie nadziei...to niemożliwe – powtórzyła jakby obawiała się, że mógł nie dosłyszeć jej cichego głosu. - Co jest niemożliwe – z natężeniem wpatrywał się w jej zamyślone oczy. Ocknęła się szybko z kilku sekundowego zamyślenia. - Herbatka, głuptasie – śmiała się, sprytnie mrużąc powieki i powoli zamykając drzwi klatki za sobą. - To chociaż malutkie buzi na pożegnanie – przystawił głowę do futryny ze śmiesznie nadętymi ustami i zamknął oczy. - Nie, nie, naprawdę, zrozum mnie, to nie jest tempo dla mnie... – ugryzła się szybko w język, wiedząc, że już powiedziała za dużo. - Proszę cię, jest zimno i tobie i mnie. Spotkamy się jutro w pracy. - Dobrze wiesz, że nasze spotkanie w pracy będzie tak wyglądało, jakbyśmy umówili się w tym samym czasie w dwóch różnych miejscach – mówiąc to, patrzył jej ciągle w oczy. Zmarszczył „groźnie” brwi. - Albo dostanę buzi, albo czekam tu do rana na ciebie – starał się wyglądać desperacko, jak tylko mógł. - Idź, proszę cię, pa, do jutra. Nie wygłupiaj się. Dziękuję ci za miły wieczór. Zawahała się na moment. Poprawiła mu włosy na głowie, zatrzymując na moment dłoń na jego policzku. Cofnęła szybko rękę, bo tam, gdzie był policzek, pojawiły się jego rozpalone usta... - Wracaj. Do jutra – teraz już bardziej stanowczym ruchem, zamknęła mu drzwi prawie przed nosem. Złapał się za głową. - O boże, tracę rozum. Co to za kobieta?! Stał, jak zamurowany. Gdyby mógł, wypaliłby swoimi roziskrzonymi oczami dziurę w drzwiach jej kamienicy... Stał i czekał, jak sparaliżowany. - Ona mnie wykończy, ona mnie doprowadzi do szaleństwa... ................................................................................................................................... Wstała o szóstej, zmuszając się nadludzkim wysiłkiem, jak co dzień zresztą. Te same kroki. Te same miejsca. Zaparzyła kawę i włączyła radio. Podeszła do okna, podnosząc rolety. Oparła się o parapet, przeciągając się, jakby resztki snu i ospałości można było swobodnie wypuścić w świat przez okno. Jego mercedes stał jak wczoraj... Coś się stało?! Odwróciła się szybko od okna. Zarzuciła na siebie kurtkę i pośpiesznie zeszła do drzwi na klatce. Serca biło jej szybko. Otworzyła energicznie. Marek stał przy drzwiach. Grymas na jego twarzy, który miał być uśmiechem powitalnym dla niej, wykrzywił go jak po paraliżu mięśnia policzkowego. - Dzień dobry – ledwie wykrztusił z siebie. - Ty wariacie! – przytuliła się do niego, wciągając go do klatki domu. - Jak mogłeś! Tak cię prosiłam, jest prawie -10 stopni! Chcesz się rozchorować?! - Chciałeś mi koniecznie dokuczyć? – z wyrzutem patrzyła na niego. - Nie, teraz już mi nic nie będzie. Chory, to ja już jestem, na ciebie. To bardzo fajna choroba ale na szczęście nieuleczalna. Nie zasłużyłem na malutkie buzi? – z teatralnym smutkiem rozglądał się po jej twarzy. Zbliżyła głowę do jego twarzy. Patrzyła na niego z niedowierzaniem i wahaniem. Zasłoniła mu dłonią oczy i ustami przywarła do jego warg. Miał wrażenie, że zaraz musi upaść. Jak prąd przeszył go żar jej ust. Odsłoniła mu oczy tuląc w dłoniach jego lodowate policzki. - Nie, to chyba niemożliwe...ona mnie pocałowała... ja chyba śnię - wyszeptał jakby sam w to wszystko nie wierzył. - Nie, to nie sen – spojrzała czule na niego i pocałowała go jeszcze raz. - To na jutro, żebyś nie musiał tu dzisiaj znowu stać – dodała już wesoło. Oparł się o skrzynki na listy. - Poproszę o krzesło, bo zaraz się przewrócę – mamrotał szczęśliwy, grając rolę omdlewającego Romeo. Nacierała mu energicznie policzki całując je na przemian. Szczęk otwieranych drzwi u sąsiada na górze, sprowadził ich na ziemię. - Chodź na górę, kawa pewnie już gotowa – wzięła go za dłoń i lekko pociągnęła za sobą. Pies sąsiada, aż przysiadł na wycieraczce, przekrzywiając wścibski łeb. Przystanęła na chwilę. - Bendżi idzie na spacerek, tak.... – poklepała płowego labradora po grzbiecie. Pomachał jej na dzień dobry ogonem. Spojrzała na Marka trzymając ciągle jego dłoń. - Tak mi cię szkoda, ty chyba naprawdę oszalałeś z tym staniem – powiedziała, kiedy już weszli do środka. - Tak oszalałem a teraz jestem poważnie chory. - Och, nie żartuj – odwróciła na moment głowę ale on wiedział dlaczego uciekała od jego spojrzeń. To wszystko było dla niej za szybko, za mocno i za poważnie. Bała się tego uczucia, chociaż podświadomie pragnęła. Wiedziała, że było już za późno na strach. Niepokój, który ogarnęła jej dusza, przywitała z nadzieją i radością. Czuła przez skórę, że Marek jest kimś wyjątkowym... miał pewną zdolność budzenia do życia wszystkiego, co go otaczało...
-
teoria praw ruchu obiektów jest teorią kwantową pola gdzie tajemnicza energia szuka dla siebie parasola... :) głęboka i filozoficzna ta Twoja fizyka kwantowa życia... pozdrawiam :)
-
polecony z nieba
emil_grabicz odpowiedział(a) na Alicja_Wysocka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Elika... i napisałaś parę linijek bardzo fajnego tekstu. Aż się prosi, żeby pójść za ciosem. Masz rację, to wszystko jest zagadkowe. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to z pewnością chodzi o władzę, pieniądze lub kobietę... kto to wie? Gdyby spytać pierwszego starożytnego matematyka i filozofa, Talesa z Miletu, czy można zdefiniować miłość z matematycznego punktu widzenia, prawdopodobnie takiej udzieliłby odpowiedzi: uczucie, to wielkość, którą w trakcie rozważań przyjmuje się za stałą zmienną, mogącą równanie z niewiadomą doprowadzić do nierówności, ewentualnie całkowitej sprzeczności algebraicznej. gdzie U(K+M)>= Pozdrawiam rozmarzoną czytelniczkę. Masz rację, nie idź spać. :) -
marzenia
emil_grabicz odpowiedział(a) na emil_grabicz utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Fly Elika, cieszę się, że to słyszysz wszystko. Pozdrawiam :) Alu, dziękuję za poniedziałkowe pozdrowienia. Pisaniem zbawiam swoją duszę i niepokoję sumienie. Sama wiesz najlepiej, jak to jest. Pozdrowionka :) Jacku, jest dla mnie zaszczytem Twoją wersję tutaj gościć. Niezmącona radość życia nie jest udziałem żadnego ze śmiertelnych i Twój niepokój twórczy bardzo mi się podoba. Dziękuję i pozdrawiam :)