Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

emil_grabicz

Użytkownicy
  • Postów

    733
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez emil_grabicz

  1. Na pokusę jest jeden znakomity pomysł. Po prostu ulec jej. Zwiewnie, kobiecą miękką dłonią nakreślona fabuła a w tle niezawodna przyroda. Zjadłem już w życiu zapewne kilka ton jabłek i... nic. Podobno jedno jabłko dziennie skutecznie chroni nas przed piekłem przeziębieniem, ale zamyka drogę do raju... czyżby Ewa już wtedy wiedziała? Teresko, jest co czytać i się podoba. Miłych snów i niech Ci się przyśni... pokusa. Pozdrawiam serdecznie :)
  2. Wilgę rzadko można zobaczyć, za to częściej usłyszeć. Pierwsza zwroteczka nawet mi się podoba, lecz sekwencja z brzoskwinią i wodniczki, to chyba już z innego wiersza. Nie mogę tego powiązać. To tak, jakbym jednego buta nie zasznurował i ciągle się gdzieś potykał... I tylko ten koc i język w miękiszu sączy mi uśpiony testosteron. Nie mam zdania. Poetyckie struny mojej harfy ani drgnęły. To partytura na inne instrumenty. Pozdrawiam :)
  3. Uczucia na tacy pobrzękują złotymi dukatami. Kogo Jowisz chce zgubić, temu najpierw odbiera rozum i posyła w ramiona miłości. Ta nie liczy, lecz daje. Ładny obraz stęsknionej pajęczyny, która nie wie jak ma zawiadomić Tekle o szamoczącej się słodkiej zdobyczy. Podoba się. :)
  4. F.isiu droga, baryton jest zbyt ciepły, niebezpiecznie ciepły. Szczególnie kiedy mruczę do ucha... hahaha. Lepiej, żebyś mnie nigdy nie usłyszała, boś przepadła z kretesem... hahaha Emil G.awędziasz-samochwała. hahaha Gdybyś jednak chciała nadstawić ucha i usłyszeć co nieco o miłości, chociaż to tylko mms nagrany telefonem komórkowym, to proszę bardzo... ale koniecznie w słuchawkach, bo jakość niespecjalna. portalsukcesu.pl/?category,show,34501 Ale wiesz sama dobrze, jako dojrzała kobieta, która wie czego chce, że na "żywca" smakuje zupełnie inaczej. Brakuje strumienia ciepłego powietrza, które wypełnia ucho pewnym trudnym do określenia tchnieniem myśli i wtedy wanish jest niezbędny-nie tylko do dywanów... hahaha Pozdrawiam harcerskim zhp - okrzykiem czuj-czuj i marz. :)
  5. F.isiu droga, wszystko zależy od tego ile się wrazi... hahaha.Wrażenia są obięte teorią względności podobnie, jak wyobrażenia o ich skutkach. Pozdrawiam, Emil G.awędziasz. Czasami wanish do dywanów utwierdza mnie w przekonaniu do tego, że śniłem przed kominkiem z moją kobietą życia... hahaha
  6. Hm, nic nie sugeruję... cnota nie jest w dzisiejszych czasach taka zjawiskowa, jak kiedyś. Podobnie jest z krytyką, szczególnie po ostatnich orgietkach na orgu... hahaha Prawdziwa cnota nie daje głaskać kota, lecz pod krytyki ciosem głaszczesz ją już z włosem... hahaha :) daj Gęby, bez nieba jakoś można nauczyć się żyć! Pozdrawiam Niebo-Całą Gębą. hihihi :)
  7. parole, parole, parole... F.isiu, to z pewnością jest jakiś defekt... Zapewne uważasz, że miłości nie można oceniać w kategorii czerni i bieli. Dlatego u Ciebie pojawia się w zmieszanych odcieniach szarości. Syndrom miłości niespełnionej burzy najpiękniejsze wyobrażenia o miłości. Miłość niespełniona, to specyficzny rodzaj nienawiści. Miejmy się na baczności przed jej ofiarą - myślącym samotnikiem(Sakutaro Hagiwara) Wiesz, jaka jest różnica między fantazją a miłością? Fantazja nie pozostawia po sobie mokrych plam... hahaha :) Seks, jest nieodłącznym towarzyszem miłości, ale zupełnie dobrze sobie radzi bez niej, bo seksu nie można zastąpić walerianą, ale Walerianem-z pewnością. hihihi... Pozdrawiam F.isię serdecznie. Koniecznie walcz z defektami. Co przyniesie dzień jutrzejszy? e.g.
  8. Coś tkwi między Twoimi wierszami, co każe mi je czytać i analizować. Może Twoje osamotnienie na orgu? Sam nie wiem co, ale lgnę, jak ćma do światła kaganka oświaty. Czasem się poparzę, a czasami otrzepuję się złotym, ćmowym pyłem. Na szantach domu... to jest niezłe. Prężą się liny, prężą sznurki. Nad nami słońce a częściej chmurki. Pozdrawiam Cię Maryjanno. :)
  9. Czytałem całą Gębą... mało jest czasami więcej. I prawdziwa cnota boi się krytyki knota... Ty nie musisz się obawiać ani jednego ani drugiego. Rozwinęłaś żagle, jak płótna Andrea Dorii-malowniczo i do ostatniej kropli szumu morza. Niezłe. Pozdrawiam :)
  10. ciemne miasto oddycha spaliną a otwarte oczy nocy dyszą mroczną zemstą... Podoba mi się Twój "azyl", Kasiu, wszystkim wydaje się, że śpimy a my liczymy topiące się owce Panurga, nucąc zmysłami odwieczne pas de deux serca i duszy... Pozdrawiam Azylantkę własnego świata. :)
  11. Alu, bez Twoich "drożdży" jezdem bezradny, jak zakalec w zimnym piecu... hahaha. Rosnę, jak dorzucasz od czasu do czasu polana, trzaskające potem w kominku pomysłów euforią zmysłów, które: "syczą sykiem smolnych szczap, przy kominku grzeje dłonie odrażający drab" - dobra Alu trap się trap. Pozdrawiam :) Latająca Eliko, Twoja sugestia brana była przeze mnie pod uwagę. Zwróciłem na to uwagę zaraz po wylogowaniu. Późna pora odwiodła mnie od poprawek. "łatwiej" pasuje o wiele bardziej niż "łatwo", co potwierdza moje wątpliwości po napisaniu tego wierszyka. Dziękuję Ci za podpowiedź. Masz podobny "smaczek" do mojego, ale ja niestety jestem z nielotów... hahaha Pozdrawiam romantycznego nocnego kowboya w spódnicy. Taki easy rider uniesień i zachwytów Panią Poezją. :)
  12. Jak słyszę słowo "kultura", to zaraz odbezpieczam pistolet... :)(
  13. Delikatnie i po Tereskowemu... Ktoś wypił wino z moją dziewczyną... na próżno już lata czekam świat nagle w bezmiar odpłynął jak bez powrotu rzeka Pozdrawiam 943, tajemniczy kod romantycznego cyborga w spódnicy.
  14. Magdo, klnę się na wszystkich świętych i dwóch łotrów na krzyżu! Nigdy mi tego nie mówiłaś... takie słowa pamięta się dosyć długo. Ale to nic. Masz za to wierszyk skrojony na miarę Twoich uczuć: Kocham cię taką jak jesteś i jaką nie będziesz, gdy jesteś poważna i jak płaczesz w śmiechu, kiedy mnie całujesz i jak gryziesz w ucho muskając ciepłem swojego oddechu, i... jak skaczesz po łóżku przed pająka cieniem. Kocham jak wspomnienie lata, nocy milczenie i jak błękit nieba, ciepły wiatr od morza i jak zapach chleba. Słucham jak szum wody pośród śpiewu ptaków... Pozdrawiam i znowu rumienię się. Tym razem, jak rabarbar... w kompocie... hahaha dzięki.
  15. rajskie ogrody, tam gdzie kwitną marzenia a ziemia jest słona od łez... ukryta w smutkach dzikiego wina, uśpiona kwiatami samotnych wzgórz, nieznana nikomu zwyczajna dziewczyna w kolczastym uścisku bajecznych róż... Ledwie ogarniam Twoją skalę uczuć i wrażliwości. Podobało się. Pozdrowienia :)
  16. i przyzwoitość ma również dwie strony-najczęściej rewers jest bardziej zniszczony. Pozdrawiam prawdziwego Talara :)
  17. Magdo, sprytna szelmo, masz rację - tam powinny być "maki". Zaczerwieniłem się, jak pomidor. Dojechałaś mnie swą Tarą... hahaha pozdrawiam i z należnym respektem ślę ukłony nadobnej koleżance po piórze. :)
  18. Sprytnie to napisał był... dobrze się czyta i przywołuje rozmaite obrazy; każdemu inne. lato w polu zamęt sieje, pali żarem płodną ziemię a gdy wiatrem ją wychłosta to znów deszczem na nią leje złotem trysnął zboża łan a w nim chyba dla okrasy jak turkusy i rubiny błyszczą chabry oraz maki pozdrowionka :)
  19. Liryczny, wszystko jest cacy więc nie będzie "buch" po glacy. Nabazgroliłeś kawałek życia i odwieczną martyrologię kobiet-alimentówek. wszystko kiedyś mu dawałam i pociągu i na szkle, punkt "A" i "G" pokazałam bo nie wiedział Łobuz gdzie dziób pingwina teraz zgięty, nie żałuję mego kroku - - znów nie przyszły alimenty więc dorabiam wciąż na "boku" Liryczny, pozdrawiam Cię Łobuzersko-żeglarskim... a hój! :)
  20. Northwest Coast - Polnocno-Zachodnie Wybrzeże w dorzeczu Kolumbii i Fraser River, spowite o tej porze dnia czerwoną łuną zachodzącego słońca, szykowało się na przyjęcie nocy. Indianie z plemienia Arapachów przygotowywali się do obrzędów Tańca Słońca. Cztery dni wyczerpującego pląsania w oparach opium i ziół zmieszanych z korą drzew kini-kinik. Wyciągano ze spiżarń pemmikan posypany suszoną miętą. W powietrzu unosił się wyczuwalny stan podniecenia, wzmagany rytmicznym tańcem małej grupki dzieci. Nad ogniem dymiły misy pełne wywaru z tłuszczu bizona i sproszkowanego mięsa. Panowało ogólne ożywienie i radość. Coraz więcej chętnych włączało się wspólnej zabawy i tańca. Mała Su schowała się w cieniu za kręgiem tancerzy i niepostrzeżona wymknęła się z wioski. Dla niej podniecenie i świąteczna atmosfera kojarzyła się ze spotkaniem z Dzikim Andą, który oczekiwał na nią na Płaskowyżu Milczącego Szakala. Po piętnastu minutach była na miejscu. Mały migający płomień dyskretnego ognia pobłyskiwał jak światło nadziei dla Małej Su. Dziki Anda siedział przy ognisku wpatrzony w Wielką Równinę. Podniósł się energicznie, trzymając w pogotowiu długi nóż myśliwski. - Mała Su... to ty?- Anda schował szybko nóż i przytulił Su do siebie. - Tak się bałam, że ciebie już nie będzie - Mała Su zdyszana biegiem, teraz przywarła do wojownika w mocnym uścisku. - Jutro, tuż po wschodzie słońca, Anda wraz ze swoimi ludźmi zmierzy się nad Wielkim Jeziorem z wojownikami Czipewejów - przerwał na moment, zanurzając dłonie w kruczoczarnych włosach Małej Su. - Wrócisz? - pytała z nadzieją w głosie. - Tego Dziki Anda nie wie. Wie o tym tylko Wielki Manitou - mówiąc to dotknął jej twarzy. - Proszę cię, wróć - szepnęła. Nie była w stanie powstrzymać łez. Niech Mała Su nie płacze, bo serce Andy płacze razem z nią - powiedziawszy to usiadł przy ogniu, a obok niego Su. Z powodu lekkiego chłodu nocy okryli się obszerną ayate. Mała Su patrzyła na niego wielkimi, zdziwionymi oczami. Przytuliła głowę do jego ramienia. - Mała Su kocha Dzikiego Andę - szepnęła, patrząc mu w oczy. - Mała Su jest jeszcze małą dziewczynką, a małe dziewczynki mają jeszcze czas na szukanie wojownika, któremu mogą podarować swoje serce - skwitował rozbawiony Anda, głaszcząc Indiankę po lśniących włosach Po jego słowach zerwała się na równe nogi. - Mała Su już nie jest dziewczynką, Mała Su jest już dorosłą kobietą! - stała nad nim rozpalona żalem i gwałtownością słów.Oddychała głęboko, patrząc mu zuchwale w oczy. Cofnęła się dwa kroki i nerwowo zaczęła rozpinać długą suknię ze skóry jelenia Wapiti. Jednym ruchem zsunęła ją na ziemię. -Su.. .- zaskoczonemu Andzie słowa uwięzły w krtani. Ciało Małej Su błyszczało w poświacie ognia miedzianym blaskiem. Okrągłe piersi unosiły się na przemian i opadały, poruszane głębokim oddechem młodej Indianki. Podeszła do niego i pochyliła się nad nim w milczeniu. Przywarła ustami do Andy. Czerwonoskóry wojownik nie zrobił najmniejszego ruchu, patrząc jak zahipnotyzowany w piękne oczy Małej Su. Powoli, bez pośpiechu rozwiązała rzemyki z jego bluzy. Jednym ruchem uwolniła go od przepaski biodrowej, która poszybowała ponad jego zdumioną twarzą. Nachyliła się głębiej nad nim żarliwie wpijając się w jego usta. Indianka tryskała pożądaniem i chęcią zbliżenia. - A teraz Mała Su pokona Dzikiego Andę - uśmiechnęła się zalotnie patrząc na wojownika. Pochylała się nad nim miarowymi ruchami, przykrywając mu twarz gęstwiną pachnących włosów. Ten zapach drażnił mu zmysły i upajał jednocześnie. Onieśmielony dotknął jędrne, młode piersi. Przytuliła się na moment do niego, w obawie, że go straci. Ściskała mocno jakby chciała go wcisnąć w siebie na zawsze... Wygięła się nad nim triumfalnie jak tęcza stubarwna zroszona radością i szczęściem. Jej długie włosy odchylone do tyłu falowały razem z jej pięknym, naprężonym i podnieconym ciałem... Oddychała ciężko przyciągając go do siebie coraz szybciej. Jej splecione na jego plecach nogi trzymały go kurczowo i zdecydowanie. Nagle złapała go za szyję i podniosła głowę. Oparł się na dłoniach. Był coraz gwałtowniejszy. Wsunęła się mocniej pod niego, jakby chciała mu pomóc. Wtem..., ręce jej ześlizgnęły się miękko z jego mokrej szyi. Opadła na ziemię, przyciągając jego głowę do siebie... - Mała Su była bardzo daleko - ledwie usłyszał jej cichy szept. Leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami. Całowała go czule przytulając twarz do jego policzka. -Dlaczego oczy Su są ciągle zamknięte? Proszę cię otwórz! - Anda pochylił się nad nią całując jej zamknięte powieki. - Nie mogę otworzyć - opuszkami palców dotykała jego twarzy. - Czy Su nie chce już patrzeć na Andę? Dlaczego? - dopytywał się natarczywie całując jej rozrzucone w nieładzie włosy. - Bo...bo takich oczu jeszcze nie widziałeś - mówiąc to Mała Su powoli otworzyła powieki. Jej ogromne, ciemne oczy paliły się takim blaskiem, że gdyby zmysły umiały śpiewać, zaśpiewałyby najpiękniejszą piosenkę o miłości. O miłości gwałtownej i czułej, która dociera do do duszy przez ciało, przez dotyk. - To tak, jakby poranne słońce wdzierało się przez otwarte tipi i schodziło powoli po ścianie do ciebie. Łaskotało cię w szyję i w ucho. Radość i szczęście ogarnia cię jak fala tajemniczej energii, wnika w duszę, jak krew w żyły. Tętni tysiącem słów i myśli. To wszystko masz w oczach, Mała Su, to wszystko... - powtarzał jak w transie Dziki Anda. Położyła głowę na jego piersi... Obudzili się nad ranem tuż przed wschodem słońca. - Teraz, Dziki Anda musi wrócić do swoich braci - mówiąc to spojrzał ze smutkiem na Małą Su. - Zaczekam tu na Andę, na Płaskowyżu Milczącego Szakala - Indianka tuliła się do niego jak mała dziewczynka. - Wracaj do wioski, do swoich - patrzył na nią trzymając jej zapłakaną twarz w dłoniach. - Jeżeli nie będę tutaj z powrotem za 3 słońca, to znaczy, że Anda nie wróci nigdy do Pięknej Su. Jej ogromne, bezradne oczy wypełnione łzami i smutkiem szukały nadziei w oczach wojownika, na jego szczęśliwy powrót do ukochanej Su. - Mała Su jest kobietą Dzikiego Andy i jestem z tego bardzo dumny - czerwonoskóry wojownik odwrócił się i ruszył przed siebie. Indianka jeszcze godzinami wpatrywała się w niekończące się stepy Wielkiej Równiny. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Niestety Dzika Anda nie wrócił już nigdy. Wielki Manitou patrzył w skupieniu na Płaskowyż Milczącego Szakala i na Małą Su. On jeden wiedział, że Anda nie wróci. Poległ w mężnej walce z wodzem Czipewejów, Minavavana. Wielki Manitou, którego tajemna siła przenikała całą przyrodę, wiedział, że za 280 słońc przyjdzie na świat syn Dzikiego Andy i Małej Su - Biały Bawół, który połączy zwaśnione plemiona Czejenów i Arapachów. Czejenowie opuszczą terytorium Północnej Dakoty i osiedlą się w rezerwacie Wind River w stanie Wyoming, której stolicą po dziś dzień jest Cheyenne.
  21. gdyby tak z miłością pogadać wyszeptać sercem do ucha dłonie zanurzyć we włosach modlitwą cicho zapukać chciwym blaskiem oczu ją zbadać w spojrzeniach ukryć słowa przenikać przez duszę i myśli ot taka zmyślona rozmowa
  22. pomiędzy nami nic nie było tych parę kropli atramentu pomiętych kartek cichy szelest odległa prosta bez zakrętów czerwona fala drżących maków przykryła śmiałość grzesznych myśli unosząc słowa ponad łąkę czekała razem aż się przyśnisz pachnąca rosą rumiankową sperliłaś marzeń strumień złoty ja jeszcze latem ci wyćwierkam ja jeszcze wiosną powiem o tym o czym samotny kąkol marzy i jak stokrotki pachną rosą dlaczego maki ciszą sieją a wrzosy srebrzą letnią nocą i na nic myśli ciepły motek bo przecież wcale nas nie było w rymach zaklęcia i modlitwy w poezji łatwo jest o miłość
  23. gdy zdjąłem karton z pawlacza spadłem znienacka w historię i leżę po środku byłem tysiące kartek nade mną z wielu łzy kapią jak dni minionych zachwytów a jedna szybuje wolno i spada jak grosik do źródła zamknęła mi usta treścią ciepłego lata w Nohant które trwało do grudnia.
  24. Klimaty budujesz niezwykle starannie... tu każde słowo jest przemyślane. Marzenia rozrywają samotną, romantyczną duszę wyprzęgniętą z ciała i szybują własnymi wizjami, jak "statki po niebie". Własne niebo, własne marzenia i tylko ta samotność niczyja... Kiedy szukasz szczęścia - twierdzisz, że chyba nie istnieje; kiedy jednak cię dopadnie, ciężko utrzymać taki ciężar. Dobry człowiek jest wiecznym nowicjuszem i najczęściej składa ofiarę z rozumu na rzecz wiary, mając jednocześnie świadomość, że nie ma nic w umyśle, czego by przedtem nie było w zmysłach. I te zmysły czuć, widać i słychać u Ciebie, mimo, że starasz się nad tym panować. Może tylko interpunkcja nie zawsze współgra z tekstem, ale nie jestem ekspertem. Poza tym same dobre wrażenia. Delikatnie i półjedwabnie... Kobieta jest czasami, jak księga zamknięta na 7 pieczęci - niepojęta, tajemnicza i niedostępna rozumowi. Kto nie znajdzie odpowiedniego klucza, nigdy jej nie przeczyta. Pozdrawiam Cię Aniu i do następnego... poczytania :)
  25. I tym sposobem trafiłaś Stasiu na moje prawdziwe imię... a właściwie kogoś, kto mnie wymyślił... Emil Grabicz, to postać, która jak mi się wydawało - nie istnieje. Okazuje się, że tak naprawdę, to on mnie wymyślił a nie ja jego. I już sam teraz nie wiem, czy jestem teraz bardziej Dr. Hyde, czy Mr. Jekyll. Dziękuję Stasiu za wspinaczkę po Kilimandżaro bez aparatu tlenowego. Jak zwykle cmokusie w cy... sie. Wybacz, faceci, to świnie, ale czyż świnka nie jest uroczym zwierzątkiem? Czasami idzie do rzeźni nie oglądając nieba. Recuerdos :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...