Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

cyklop

Użytkownicy
  • Postów

    393
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez cyklop

  1. @Jerzy_Edmund_Sobczak dziękuję za wnikliwą analizę, dowiedziałem się (dzięki Tobie) kilku ciekawych rzeczy... :) Symbolika liczbowa jest jednak nieco inna (w moim zamyśle rzecz jasna), zwróć uwagę na majuskuły. pozdrawiam
  2. Nie spieszysz kochać uciekasz z Pardubic 16 to jest Fatalna liczba Atlantis znika c w próżni ucieka a ty wciąż z księżycem panem, przyznaj żyjesz za wolno zostaniesz w ciemności 64 gdy już Będziesz mieć zapomnisz widzieć zapomnisz oddychać i nawet nie będzie nikt wołać gdzieś. Ja nie twa dziewka ty nie mój wyśniony gdy wszyscy wołają wolę milczeć życie jest w ciszy i w słowach pieszczonych a ty przekrzyczysz je, jak zwykle No, wypad poezja mogę dać w ryja dzień słotny śnieg lotny zawodzi bies tu rządzi efbytu anonim i eN e-życie e-miłość w ogóle - e
  3. @Marlett bo się za wcześnie urodziła (albo ja za późno) :) Rozpieszczasz mnie Marlett...
  4. @Marlett Czyżbyś miała na imię Marta? :) To prawda, że wybrałem to imię świadomie, ale z innego powodu ("Marto, Marto..."). No i podstawą wiersza nie jest Marta (przepraszam), ale moje sandały :] Że też chciało Ci się dwa razy pisać... Dziękuję Dziękuję
  5. WTT - nie tym razem. Taki komentarz nie podlega wymianie :) Thx & greet
  6. dla Ciebie piszę te bzdury Poezji Czuły Kacie Marto przeczystej podłogi podłogi czystej zawsze nie mogę wstąpić w tę czystość sandały wierszem brudne przeganiasz mnie zanim wejdę bo wiersze czystać trudniej nie chcę się wszystkim podobać wybieram barwy szare nie korcą marzeń złodziei i przetrwać tydzień łatwiej W końcu zapuka niedziela ciężarna tłokiem zdarzeń pozwolisz nosić sandały choć w zbożu buszowałem Zakończę wierutną puentą bzdurną jak wierszyk cały - świat Mart wyczyści sandały. Zostaną tylko białe.
  7. Tak i nie tak :) Bo się bawię właśnie i spadł niechcąco okruszek... Wybaczcie. Dziękuję Ci Marlett, że zauważyłaś go na tym wielkim, pięknym dywanie (i jeszcze chciało Ci się schylić :])
  8. pokocha ć ł em j co kogo kolwiek zobaczysz, będzie ciepło bo czerwone przesłania wszystkie kolory bądź czerwon a e y ni
  9. @rumianek Zajrzałem z ciekawości oczywiście :) Na prozie się nie znam, ale na tę miłość się nie zgadzam To nie Ona...
  10. (Byłem pewien, że rumianek to rodzaj męski :)) Pozwól, że będę innego zdania; pierwszy raz w życiu napisałem coś "prozą" i niemożliwe jest, by było dobre. Co zresztą widzę, kiedy czytam poniewczasie...
  11. Eeech... ja też spodziewałem się, że jeśli już ktoś skomentuje - to solidnie oberwę. Rumianku, chyba jesteś zbyt łagodny :))
  12. Eeech, Marlett, widać malo sie starałem :] Za to Twój wpis w ogóle nie niemiły :]]
  13. Dziwna sprawa, zaiste, bo kiedy po pierwszej kwarantannie otwarłem toto, też mi się nóż otwierał. Po trzeciej jednak zrezygnowałem i wypuściłem gadzinę. Ułomne też mają swe prawa :] dziękuję, pozdrawiam
  14. ??? Pomyliłeś przyciski :) ? Jeśli jednak nie, to dziękuję za poświęcony czas. W miły sposób dziękuję :]
  15. Marlett, niezły z Ciebie spinaker być musi, skoro taki wiersz :] Podziwiam (bez kija) i pozdrawiam
  16. Marlett, niezły z Ciebie spinaker być musi, skoro taki wiersz :] Podziwiam (bez kija) i pozdrawiam
  17. to nie będzie miły wiersz nie meliczny nie stroficzny nie toniczny liczysylab kat oktostych jęk i trymetrów przejambicznych czystych boja brudzę się słowami jak dziecko wypisuję stek słów niejadalnych żeby zwrócić tygodniowy chłam i się poczuć w tej ciemności jasnyk Czego szukasz z Bożej łaski wierszokleto w mieście snów fotoszopem budowanych tu z dell arte yes del piero & deloitte a delete działa tylko na wybranych Ależ nie, ja nikt, nic tego, jużem czysty i siadam f botelu, grzecznie czytać będę własny wiersz. Napisany przez kogoś innego.
  18. Nie ważny świat bo tworzą go ludzie więc, jeśli tylko zapragniesz, możesz odejść w swoje milczenie. Problem polega na tym czy akceptujesz konsekwencje swojego wyboru. Nikt ci nie da gwarancji, że kogoś spotkasz w swoim "wymiarze". P.S(do autora): fajny wiersz. Mimo mojego osobistego spojrzenia na podjęty temat, bardzo dobrze oddaje wszystkie emocje :) Dziękuję, pozdrawiam milcząco :)
  19. Jeśli odejdzie się mało spektakularnie, to nie tylko pozwoli, ale nawet nie zauważy :) pozdrawiam i dziękuje
  20. Przestaję pojmować ten świat się dzieje za dużo, za szybko chcą wszyscy wykrzyczeć swą rolę a słowa w tym wrzasku milkną spadają ze wstydu łzami Karenin, Robaków i cymbał gdy wkoło nadawców wciąż stado tworzy kontrolce kontrolfał Czas odejść w milczenie, w ciszę, w poezji szeptane pragnienia, w miłości prawdziwe oblicze, bez światła, oklasków, cienia Więc nie pluj na grób mój szary, nie wszystko co złoto się świeci Tombakiem zasłania ci oczy świat niusów sensacji śmieci
  21. Ależ Marlett, to nie cytat tylko... początek wiersza :) Też się z nim nie zgadzam i z tego samego powodu. Dziękuję i pozdrawiam
  22. To prawda (że odmieniec), tak właśnie chciałem i... dziękuję, że nie naplułaś :)
  23. początek wiersza decyduje o wszystkim śmierć poety czy cokół uznania o kurwa, jak mi zależy by czytały miliony chociaż tysiące setki? dziesiątki? przeczytaj choć Ty uroń łzę uśmiechnij zatańcz nawet napluj ale przeczytaj do końca bo te wiersze są pisane by ludziska je czytały żeby głośno było o mnie media czule mnie głaskały tu się nie śni ani czuje słowa tutaj tyle znaczą ile zdolne są odróżnić się od innych słów kloaką
  24. Szczurze pokrętła giną w niekontrolowanym śnie ogórek lśni pod paginą times roman szeryfy drze błąkałaś się strugo elegii organy płonęły nic tak nie drżało na nożu wiosennym jak kat poliestrowa łza nie szlochaj, potrzeba antyłez niewierszy, nieprozy, niesnów pistolet z kapusty nabity przedziurawi protezy złu
  25. Znowu odeszła. To już trzeci raz usiłował zatamować krwawiące serce po stracie ukochanej (Boże, co za banał; mówił, pisał, a nawet myślał o tym w wyświechtanych, rzygających kiczem słowach). Marian był inteligentnym, wrażliwym i oczytanym facetem. Miłość, której szukał z coraz większą niecierpliwością, znów uciekła. Ten trzeci raz był niemalże kalką dwóch poprzednich: ideał ze snów, a raczej zdjęć, okazywał się przy bliższym poznaniu erzacem kobiety, skompresowanym i strasowanym pantofelkiem, prymitywnym jednokomórkowcem. W przypadku Marty organizm był dwukomórkowy, bo nie potrafiła oderwać się od swojego, ubranego w ohydny różowy pokrowiec, Samusia (Galaxy S5). Zabrzęczał wesołą melodią już na pierwszej randce. - No, hejka - wykrzyknęła radośnie, a Marianowi ktoś podłączył 220V do kręgosłupa. - Łoł... och dżizus... ju krejzi... o szit - wypluwała z perwersyjną ekscytacją. Marian stanął na środku chodnika czując jak każde słowo uczłowiecza, ba, zezwierzęca jego boginię. edyszn pozyszn transmiszn ic miszn niepossible for mi bikous tumacz już jers Spirit nie chce i walczy ale body kip ap z czasem aj fink że jednak warto wrócić, nie bak warto wrócić by poczuć to ść ą i ce ha żeby mogli się wzruszyć pan ski i pani ska A Marta tuptała dalej, przyspawana do Samusia i jakiejś darling karmiącej niusami, jak niemowlak do piersi matki. Po kilku minutach słowotoku zakończyła klasycznym: - To narka, do zoba! Nic się nie stało, Marianie, nic się nie stało - powtarzała jego prawa półkula, ale sygnał z lewej był jednoznaczny: The end. Trzecia dziewczyna którą zobaczył na plakatach, billboardach, citylightach - na każdej niemal ścianie miasta. Trzecie zakochanie i trzecia pomoc Benka w jej spotkaniu (może trzeba przestać słuchać Trójki?). Siedzieli w jednej ławce, mieszkali w tym samym bloku i teraz Benek, creative director największej agencji reklamowej, dawał mu kontakt do obiektu westchnień, a nawet aranżował pierwsze spotkania. Renata miała ciało na 102, niestety IQ maksimum 70 (i to w skali Wechslera). Marian wytrzymał 2 miesiące. Klaudia okazała się zimnym potworem, ortodoksyjną feministką i wielbicielką powściągania wszelkich popędów. Trzy tygodnie. Marta dopełniła obrazu nieszczęścia swoim językiem i gustem gimnazjalistki. - A mówiłem ci, ostrzegałem - śmiał się każdej porażce Benek - Te larwy są idealne tylko w mediach. Trochę Photoshopa, miksera, odpowiednich świateł i bogini gotowa. Wszystko da się sprzedać - rechotał. iTłum to kupi papieru nie trzeba no, chyba że do du pytasz iPo co? Bo no widzisz, hory zont jak oś się splazmił ość mamy, jakże, w gardle iMuze ach Sieci pełne iMoże karzdy podrarz nić globalnej empatii bo nie widzialny jest a skośne się zrobiły nawet pszenne chle by taniej iTaniej tu nie wolno na prawdę sikają psy na chod nikt nie udaje że widz i nikt nie przyz naj ukochańsza moja Dziczyzna Najgorsze dla Mariana były wyjścia z biura, z domu, z pubu (gdzie ostatnio za dużo przelewał ze szkła w organizm). Nie mógł zapomnieć o żadnej z nich, bo wszędzie, w najbardziej oddalonej od centrum dziurze wdzięczyły się do niego z każdej wolnej przestrzeni. Tzn. przed chwilą jeszcze wolnej. Renata kusiła przy drogach wojewódzkich i autostradach. Prężyła wdzięki, przysłonięte niby przypadkowo jakimś kwiatkiem z pierwszego planu (”Zerwij mnie. Najtańsze kalendarze na nowy rok”). Klaudia królowała w gaetach lub czasopismach, sypiąc cytatami starożytnych filozofów (”Myślę, więc este. Este - okna plastikowe dla myślących”). Marta zaś wdzięczyła się na ścianach, przystankach i słupach ogłoszeniowych (polisy dla psa, świecące w ciemności cukierki i, a jakże by inaczej, pachnące etui na smartfony). Starał się chodzić jak najszybciej, ze spuszczoną głową, ale przeciw niemu sprzysięgły się nawet siły, odpowiedzialne za spokój, ład i porządek. - Pigal Marian - wydukał policjant wpatrując się w dowód osobisty Mariana. - A dokąd się tak spieszymy panie Marianie? - zapytał jakby to miało mieć jakiekolwiek znaczenie w obliczu nieuchronnego mandatu za przejście daleko od pasów. Gliniarze mają dziwny zwyczaj spoufalania się z ofiarą, przysłowiowego grillowania przed wypisaniem mandaciku, koniecznie mandaciku, nie mandatu. - Będzie mandacik panie Marianie (litości!), a wie pan za co? - Ja wiem, a pan nawet się nie domyśla więc proszę wypisać i do widzenia - Marian nie miał ochoty na tłumaczenia i czerpania z policyjnej skarbnicy języka, w zasadzie polskiego. Kiedy na jego bloku zawieszono billboard z Martą - nie wytrzymał. Wyjechał na wieś. Prawdziwą wieś - bez asfaltowej drogi, remizy i sklepu wielobranżowego. Miał nadzieję, że nie widząc i nie słysząc odpocznie, wyleczy się i zapomni. Nie docenił przeciwnika. Gospodyni, u której czasami wynajmował pokój w letnich miesiącach, nawet nie podniosła głowy kiedy otwierał starą, nienaoliwioną furtkę. Rzut oka wystarczył Marianowi za pięć najlepszych horrorów. Siedziała na leżaku, zatopiona w lekturze brukowca. A z okładki... witała Mariana uśmiechnięta złowieszczo Marta. Gdy w drzwiach chałupy pojawiła się córka gospodyni, ubrana w szorty i koszulkę z Renatą - odwrócił się gwałtownie i pobiegł w stronę stacji (bieganie jest trendy). ... - Czy ma pan jakieś podejrzenia, może konkurencja? - pytał Benka po raz kolejny inspektor. - Nie, mówiłem już, że nie mam pojęcia. A konkurencja w tej branży robi inne świństwa, ale nie niszczy efektów naszej pracy. - Taaa, pracy... - prychnął pogardliwie inspektor żegnając wkurzonego obelgą Benka. Od kilkunastu dni, a raczej nocy, ktoś systematycznie niszczył nośniki reklamowe agencji. Spłonęły, potłukły się lub zostały oblane farbą wszystkie, na których wdzięczyły się larwy Mariana. To nie mógł być przypadek, ale z kolegą nie było żadnego kontaktu. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na SMS-y, a mieszkanie było zamknięte i głuche. Kiedy zniknęła Renata, przeraził się po raz pierwszy w życiu. Zrozumiał, że wpuścił przyjacielowi wirusa demolującego psychikę spokojnego dotąd faceta. Dwa dni później, starsza pani, wyprowadzająca do miejskiego parku szczającego co 5 metrów pieska, znalazła Klaudię i Martę. Siedziały na ławce obok siebie, sine, z wytrzeszczonymi oczami i nieprawdopodobnie szeroko otwartymi ustami. Ktoś owinął je rolką przezroczystego stretcha. Jak promocyjny dwupak. Benek nie zdradził przyjaciela, ale bał się wyjść z biura. Teraz kolej na niego, nie ulegało wątpliwości. Kazał sobie wstawić do pokoju polówkę, a kierowca przywoził codziennie świeże ubranie i bieliznę. Na szczęście agencja miała nowoczesną siedzibę, z wieloma luksusami, więc pomieszkiwanie tam nie było specjalnie uciążliwe. Niestety nie pomogło. Krótko po znalezieniu ciał, kiedy rzucał się na łóżku po zażyciu kolejnej porcji xanaksu (przy zakupie dwóch opakowań, trzecie gratis!), do pokoju wsunął się bezszelestnie Marian. Podszedł do Benka, nachylił się i wyszeptał: - Nie mogę, nie mogę tak dłużej żyć. Widzę ją wszędzie i to przez ciebie. Musisz mi pomóc, błagam, umów mnie z nią albo chociaż daj numer. Nie wiesz co to znaczy zakochać się. Benek zerwał się i odskoczył (warto było pić Red Bulla) na wszelki wypadek za biurko. - Marian, kurwa mać, co ty wyprawiasz! - wykrztusił ze ściśniętego strachem (i przepitego) gardła. kur Wandzie uciekł z usteczek w błyszczyku dźgnął przestrzeń i osiadł na jej fejsbusiku kur Waldemara również chciał zabłyszczeć pomyślał... i wrzasnął by długo nie myśleć kur Walentyny znanej ze sfer wyższych piał inteligentnie tylko w chwilach ciszy kur wagabunda ciągle na gigancie gna w różnych kierunkach najczęściej ku Rwandzie ku Rwandzie lecą z usteczek w błyszczyku gęb mord warg języków słowa na haiku słowa na ha i ku - Co JA wyprawiam?! - obruszył się Marian - A kto znalazł tę cudowną istotę i udekorował nią miasto? Zapłaciłem już 6 mandatów, trzy razy zderzałem się z latarnią, nie mogę spać, jeść, pracować. Wszędzie ją widzę - po drodze do pracy, do pubu, na ścianach, przystankach, nawet gdy włączę tv. Jeśli nie pomożesz mi poznać tej bogini, zwariuję albo coś sobie zrobię. - Zaraz, zaraz, o kim ty właściwie mówisz? - Benek stał w piżamie, ciągle w bezpiecznej odległości, i usiłował zrozumieć całą sytuację. - Nie udawaj - błagał dalej Marian - ta prześliczna blondynka reklamująca kalendarze, przecież to twoja robota - wykrztusił z naciskiem. Marian zbliżył się do niego w czasie rozmowy i stali teraz twarzą w twarz, patrząc prosto w oczy. - Ale... to... to przecież Renata... - słowa z trudem wydostawały się ze ściśniętego strachem i deżawizmem gardła Benka. - Renata... - powtórzył Marian z przymkniętymi powiekami - Renatka... Pomóż mi się z nią spotkać, umów nas, proszę... - Wykluczone, nie-ma-mowy - Benek zdawał się wracać do rzeczywistości, choć nadal niewiele z niej rozumiał - Nie możesz jej spotkać, nie możesz, bo... bo to by się źle skończyło. Bardzo źle. Nie masz pojęcia co by się mogło potem zdarzyć...nie wiesz...nie zrozumiesz. Nigdy nie umożliwię ci kontaktu z larwa... znaczy z moimi modelkami. Więcej mnie o to nie proś - zakończył stanowczo. Marian stał ogłuszony niespodziewaną i stanowczą odmową przyjaciela. Po dłuższej chwili pojedynku na wzrok, odwrócił się gwałtownie i wyszedł trzaskając drzwiami. Krew cisnąca się zgodnie z p= F/s i nabrzmiałe uczucia buzowały w nim gdy szedł opustoszałym miastem. Ze ścian, tablic i przystanków patrzyła na niego drwiącym wzrokiem Renata. nabzdyczyłeś się mój pigmalionie jak lufa rudego Te 34 kwiatki spotkałem przy autostradzie na berlin dawały show za kilka euro trzęsąc cyckami jak galaretą wyluzuj więc i spróbuj pogadać z afrodytą może na gg ? Kwadrans później Benek wskoczył we wczorajsze ciuchy i zjechał na podziemny parking. Otworzył drzwi swojego Lexusa i wsiadł, przekładając wcześniej na tylne siedzenia częściowo zużytą rolkę przezroczystego stretcha.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...