Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cody

Użytkownicy
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Cody

  1. Cody

    gondole krakowskie

    jacek, nie każdy wiersz to zapie...lanie pełne potu, krwi i całej tej masy dupereli. czasem to taka przyjemność, dla mnie, napisać tak, bez przyczyny, bez całej sztampy. ja to nie wieszcz, żeby się każdym napisanym słowem egzaltować. nie w tym stadium pisania w jakim jestem. w związku z czym jednym będzie się pojawiała na ustach samogłoska "o" innym nie. podobno to się nazywa przyroda. pozdrawiam
  2. Cody

    gondole krakowskie

    gondolierzy płyną w łódkach z bukietów liści opadłych które znajdujemy w urojonych alejach w ramę więc wprawiasz patyki powyjmowane spomiędzy drzew wokół których błądzą nasze kroki - odbite korowody powrótów w kształty wytarte przez obraz obłoków na ciele rodzą się elegie na przekór płynącym w nas porom wygasłym gwiazdom opuszczamy cienie w kroplach herbaty rozlanych na stole
  3. Cody

    (***) nie bał się

    nie bał się wycinać żyletką wspomnień na przegubie gdzie się łączyły żyłki które tłoczyły krew tej jesieni w ciało lekko wiosenne pewnie żywe jeszcze gdzie wrzask papugi albo ujadanie burka dajmy na to rozlegało się echem ewentualnie błądziło światłem latarni kiedy z puszką heinekena albo w naparstku z nalanym winem greckim zasiadał na schodkach do portu z szmerem wody wrzaskiem mew soczystym przekleństwem które tańczyło pomiędzy zębami na przykład z zasuszoną linią papilarną jej dłoni biegał zrywając z jabłoni owoce potem trzymał je pod powiekami albo pod poduszką kiedy sen go zmorzył dajmy na to w cafe gołębnik zamawia teraz herbatę z pestką pomarańczy będzie marzył węgla kawałkiem rysując na blacie mewy gołębie i gwiazdy
  4. Cody

    październik

    pozwoliłem sobie na zmiany, rezultaty poniżej: siedząc w najciemniejszym kącie siebie pijemy alkohol obłoki płyną powoli jakby obok zamykamy wyobraźnię zapalając lampkę światło zaczyna biec po naszych ciałach a dwie jego krople zatrzymują się na skraju twarzy jak w wierszu herberta niech słowa będą teraz zimne jak śnieg który roztapia się po kubkiem herbaty trzymanej w dłoniach w tą jesienną noc na ganku gdzie oglądamy gwiazdy i salutujące nam samoloty albo gołębie na przykład pozwól mi teraz usnąć w zapachu serca do którego się przyzwyczaiłem niech jego rytm uspokajam wargami z każdym oddechem umierał w nas człowiek kochana a skóra będzie się marszczyć na twarzy jak prześcieradło obłoków jeszcze raz zapraszam do lektury
  5. Cody

    październik

    siedząc w najciemniejszym kącie siebie pijemy alkohol obłoki płyną powoli jakby obok zamykamy wyobraźnię zapalając lampkę światło zaczyna biec po naszych ciałach a dwie jego krople zatrzymują się na skraju twarzy jak w wierszu herberta niech słowa będą teraz zimne jak śnieg który roztapia się po kubkiem herbaty trzymanej w dłoniach w tą jesienną noc na ganku gdzie oglądamy gwiazdy i salutujące nam samoloty albo gołębie na przykład pospiesznie stawiasz w ciele kroki pozwól mi usnąć w zapachu serca do którego się przyzwyczaiłem niech jego rytm uspokajam wargami dym z mojego papierosa zaczyna rozrzedzać słowa zapomnieliśmy oddychać dusimy się teraz miłością z wierszy pawlikowskiej z każdym oddechem umiera w nas człowiek tylko skóra marszczy się na twarzy jak prześcieradło obłoków _______________________________ Kraków 25-27 października 2005
  6. siada nad szklanką wódki, będzie w jej przezroczystości kreślił doskonałość kroków w aleji pod bladym niebem czoła a między włosami - z tej właśnie szczeliny wyjmował swoje tęskne sonety. Siadał na starym krześle, w wymiętej i wysłużonej na uroczystości wszelkie, marynarce. Z jej lewej kieszeni wyjmował, pudełko zapałek, które kładł na stole, w prawą rękę ujmował z nostalgią wyszczerbioną popielniczkę sprawdzając, pod tlącym się ledwo płomykiem świecy jej, czystość. W zmęczone od słów usta wkładał skręconego późną porą papierosa - rzadki dym zasnuwał mu twarz, wchodził w wąskie kosmyki włosów, opadając, zataczał koła wokół krawatu, ginął w szpalerach desek na podłodze. Tak zaczynał się każdy poranek następnego dnia, w którym zacierały się cienie na twarzy, kiedy spod palców bały się wyjść kształty, uwiecznione na starej, czarno białej fotografii - jasne niebo zakrywało pod sobą aleje róż, biały piasek i wędrujące po nim stopy odwróconych plecami do obiektywu postaci – czarno białe uczucia wciąż tętniły pod powiekami. Czasem, w kroplach kawy znajdywał jeszcze zapach jej ciała, egzotyczny kwiat. On stawał się w niej, ona stawała w nim rzędem słów, szeptanych w jednym ze światów, który zrodził się pod stalówką pióra zakupionego w żydowskim sklepiku, gdzie skrzypiące na schodkach kroki, zwieńczał dzwonek, u drzwi oszklonych. Palcami zapinał guziki białej koszuli. Robił to powoli, zupełnie jakby stwarzał świat - każdy z pojedynczych elementów, skutecznie budował całość, finalizując poczynania pod szyją, wraz z zapięciem ostatniego guzika. Zapalał wtedy kolejnego papierosa, a w kroplach wody kapiącej z kranu, powtarzał w myślach obrazy, które spływały słonym strumieniem, szemrząc o kilkudniowy zarost. Znajdywał pojedyncze jej włosy na materiale marynarki, kamizelki, spodni, czy nawet w szparze, między oknem a futryną, wtedy delikatnie brał je między palce i gładził ich wąską linię zupełnie jakby wyróść z nich miał kontur ciała, które przytulał i nosił w sobie. Ubrany w garnitur stawał przed lustrem, wkładając do butonierki białą chusteczkę, do jednej z kieszeni wrzucał zegarek, który (nieubłaganie) przybliżał go do wspomnień; zakładał buty i wychodził. Jego opuszczony oddech znów zawisł cicho pod sufitem. W domu rządził będzie teraz wiatr, czasem tylko szara myszka wystawi główkę z norki i zacznie węszyć okruszek sera, który spadł ze stołu. Równe, wolne kroki, zaprowadzą go przed starą pordzewiałą bramę. Przechodząc pośród innych, stanie przed jednym z kopczyków ziemi, położy żółtą różę, zakupioną niegdyś na krakowskim rynku, teraz już ususzoną i odda się ciszy, z której wyjmował będzie później słowa. Pod opuszkami znów zakołata mu piękno. Wracając do domu zapali karbidówkę i przypomni sobie czułe dłonie głaskające struny, w których teraz przechadza się dźwięk. _________________________________________________________ Kraków 28 października 2005
  7. Cody

    pożegnanie

    niezłe, ale zastanawia mnie niezmiernie słowo "dzianie się", o ile się orientuję taki zwrot raczej nie istnieje. ale miniaturka wierszykowa - sięczyta. pozdrawiam
  8. Cody

    odlatująće gołębie

    w tym trzepocie skrzydeł anioły zostawiają swoje cienie łodyga głosu nagina się do ust linią prostą - wyrasta spod ołówka na kartce nieba - przez szpary w powiece, gdzie czas się rozlał w drewnie ciała tkaniny tylko odrastają pod skórą drganiem kropel w zamkniętych pokojach dłoni obrastamy ściany wąskich strun wijąc słowa proste patyk drzewo ptak co z dłoni odlatuje jak rosa zastygająca pod linią papilarną na fotografii z dzieciństwa
  9. Cody

    bukiet

    miła śmiesz twierdzić że ten cały boreasz za wąskie nicie wiatru plecie dotyki jakieś niezwykłe nieludzkie zostawia nam na ustach syrenki jego niebieskie na niebie wiszące niby mnie kiedyś pochłoną a gwiazdy co w kieszeni noszę wnet mi zaświecą takim blaskiem nieokiełznanym a zostaną mówię ci jeszcze nieba dla nas za szerokie tylko na boga naszego śnieżnego który się w sercu nie mieści zostaw dla mnie w kolebce ciała przestrzenie wąskie i bukiety kwitnących ptaków
  10. Cody

    kołatka wrześniowa

    a to zawsze chcąc pisać wiersze, trzeba być wieszczem?! ciekawe, nie powiem, ciekawe. Ałwiderzej!
  11. Cody

    kołatka wrześniowa

    zardzewiała kołatka wystukuje słowa że trzeba wyjść z form oczywistych gdzie są teraz książki o małym księciu róży baobabach pamięć o cedrach co nam w pokoje zaglądały czy nawet obłoki którym dorównaliśmy w wędrówkach - gdzie to wszystko ja nie wiem ale przepraszam cię że zasypiałem kiedy ty mi o tych wierszach poematach orfeuszach petrarkach nawet szekspirach czy nawet o chwilach kiedy obrazy wchodziły same w oczy naiwnych słuchaczy ale mówię ci że oni w tych snach to jeszcze bardziej realni ich dotyki cieplejsze tylko wiatr nieznośny wiatr ich rozrywa na wersy i strofy
  12. a jest Pan pewien, że pańska? wiersz jak niewiele, jednak nie porusza. rozumiem, że minimum słów, maksimum znaczeń. ale jednak ...
  13. to trzeba ten podział znieść : )
  14. tu chodzi o całość, jak w każdym wierszu nie podział to lepsze to gorsze (tak jest w każdym liryku, a dla mnie nie tylko jako pisarczyka ale i czytelnika, liczy się zawsze całość). bo taki podział do niczego nie prowadzi. ale basta rygorom! komentuj mi Panno Myśląca, jak zechcesz. ależ dziękuję serdecznie. pozdrawiam panie!
  15. tłumaczysz mi miła że niby te słowa za ciasne a jakże! tak tak tak ! z pewnością za ciasne! bo jak w nich zmieścić dźwięk fortepianu szopena czy gwizdanie wojaczka w te dni pochmurne co go napadały ewentualnie świst wiatru co goni za nami albo tą radość ten uśmiech że pada deszcz ech! wszystkie te słowa za ciasne miła za ciasne bo bym jeszcze chciał w nich zmieścić pył ze skrzydeł motyla albo wstążkę twoją dziewczęcą co wiązała włosy a teraz zwisa z tego wielkiego orzecha albo jeszcze lepiej latawiec co kołysze się nocą wraz z tymi obłokami które nad domem trzymają wartę czy może nawet mendelsona albo te włosy cienkie ze skrzypiec paganiniego to wszystko dla nas tylko te słowa słowa za ciasne
  16. Cody

    rozdźwięk

    ja w Twoich ramionach nieistotny dysonans coraz lepiej B. coraz lepiej
  17. Cody

    przecież nie mogę

    Fei podaj konieczne mi powody, dla których to wyliczanie nie ma sensu. dla informacji, końcówka - tzn ta kurwa jest z Śmigielskiego ("i obiecuję kurwa mać nie płakać; z tomiku "Słowem ptakiem"). celowo użyłem cytatu z Różewicza i celowo zakończyłem tak a nie inaczej. "symbolika" kamienia jest uwarunkowana jego niezmienna naturą, dlatego też "nie chcę mieć wiele wspólnego z tym kamieniem ..."; dlaczego? a dlatego, że może kiedyś trzeba będzie powiedzieć innym, "że człowiek człowiekowi skoczył do gardła"
  18. Cody

    przecież nie mogę

    przecież nie mogę im/powiedzieć że człowiek człowiekowi/skacze do gardła T. Różewicz "Powrót" nie chciałbym mieć wiele wspólnego z tym kamieniem obok lewej stopy poza sumą oddechów twarzą wtuloną w ziemię podobną długością linii papilarnej tuż koło blizny na prawej dłoni słowa zamkniętego w szarym wnętrzu smukłego głosu i pewnością że w dzień fin de siklu nikt kurwa nie będzie po mnie płakał nic poza tym wszystkim nic
  19. Cody

    bajdurzyć bajdurzyć

    miałem się nie odzywać, ale nie wytrzymuję - powiedzcie mi jedno, zadzwonicie kiedyś do Szymborskiej i powiecie jej "Ty głupia cipo, ty bękarcie poetycki, zmień siódmy wers w "Utopii" na taki: (tu podajecie nowy wers), ja bym to tak napisała, i chuj, że masz więcej lat niż ja, ja wiem co jest w cenie! no dzióbki Wisiu, dzióbki!". nie zadzwonilibyście, bo wam dupę żal ściska. ja wystawiam wiersz, nie po to, żeby ktoś mi powiedział, że on to widzi tak a tak, bo to jego widzimisię, ja chociażbym napisał wierszyk o kocim yebaniu, to i tak wiem, co w nim pasuję, a co nie. nie jestem początkujący i jakiś warsztat już mam, a widzę, że wiele osób stąd śmiało może grać główną rolę w "zmiennikach" a raczej "krajarzach", zatem w konkury z innymi idźcie a nie piszcie, co jest lepsze. pozdrawiam ja wszystkich.
  20. Cody

    bajdurzyć bajdurzyć

    a to waćpanna Julija lepiej ode mnie wie, co w moim wierszu powinno być, a co nie? a to ciekawe zdarzenie nie powiem, ale uwierz, panienko najjaśniejsza, co w poezji stoisz bramie, że ja wiem, co piszę i jak wers prowadzę, a kroić to waćpanna możesz ciasto na tort, a nie wiersz. pozdrawiam ja serdecznie
  21. Jeszcze raz powtórzę, wiersz się nie podoba, w porządku, oczywiście każdy ma inny gust i predyspozycje jeśli chodzi o poezję, nie rozumiem tylko skąd tyle ironii w komentarzu. Zwróciłam się do Ciebie/Pana używając formy grzecznościowej przez szacunek bo przecież nie wiem z kim mam do czynienia po 2 stronie monitora. A przesłanie mojego wiersza chyba w tym wypadku nie zostało zrozumiane a tymbardziej moja w nim obecność jako podmiotu lirycznego. Tak na marginesie nienawidzę waty cukrowej:)Pozdrawiam raczej pikantnie niż słodko. a gdzie waćpanna się tam ironiji doszukała? ja po prostu humor mam dobry, nie zdradzę ja powodów, bo jeszcze odejść zdolne i nie wrócić nazbyt szybko. a za język swój, przez czorta zasmarkanego, zdzielony na dwa, co ssss robi, przepraszam ja, ale to też wina humoru mojego dobrego. ja ironistą dalbóg być dla panienki najjaśniejszej nie chcę, za żadne skarby. nu ale ja wiersz czytam tymrazem nie panienkę jasną co w poezji stoi bramie, dlategóż ja do wiersza się odwołuję, bo mnie już raz tulipanem zdzielić chcieli, że do autora a nie do wiersza się odnosiłem. no pozdrawiam ja no, dzióbki za cnym Młodzieńcem powtarzam, zióbki no.
  22. ależ już, już się wypowiem, otóż panienka musi wiedzieć, że z gustem jak z nosem, każdy wącha po swojemu i, i jam tu powąchał, ale mnie alergija jakaś wzięła, i zaczął ja kichać i kichać. pytanie pewnie dlaczego, otóż niech waćpanna wie, że pisanie poezji o poezji, to już lepiej na starość, jak się do czegoś doszło, bo sądze ja, że pani warsztat (jako i ja!) doskonali jeśce. piszę pani o jakiśik fotografijach, soczewkach (a cóż to biologija czy też poezija? nu), oczętach wysmukłych jako panienka wiosenka najjaśniejsza. a na końec ja powiem, tak - jadała, ja nie wątpie, waćpanna, panienka najjaśniejsza niźli słońce to moje małopolskie, watkę cukrową na patyczku, nu, to jak waćpanna za dużo ugryzie to się później wargi skrzą od lukru, a w zębach pełno drzazg. pozdrawiam ja słoneczniki dziś miast słońc oddając w rączki najjaśniejszej waćpanny. dzióbki jak zwykł się żegnać pewien jegomość światły.
  23. a ja mówię, że przegadane, ja nie idę z tłuszczą w konkury, ale się mnie ten wiersz nie podoba, więcej tu lukru niż, zdecydowanej tajemnicy. napisać wiersz to nie jest sztuka, o co to to nie, ale N A P I S A Ć W I E R S Z to jest sztuka nie lada. pozdrawiam
  24. Cody

    bajdurzyć bajdurzyć

    Annie nie cały do ciebie należę kiedy w zmierzch senny bajki wkładam w leśnej kawiarence gdzie stolik zajęty pod wysmukłą strzechą między nami płatki tulipanów co profil twój tworzą w bajdurzenie moje wpleciesz bajki o smokach królewnie różach chmury tańczyć będą poloneza pod batutą burzy letniej tu jeden krok tu dygnięcie tu zamiana ról w fotelu bujanym zmierzch się będzie kolebać my w sennych koszulach z powiekami w niebo utkwionymi koty będziemy głaskać gwieździste po futrze mlecznym między bajki siebie wkładać
  25. Cody

    o motylu

    no to kochajta sie dalej, w ciszy i ciszej, a ciezar milosciwy jaki w wierszu udzwignac chcialas zalamal Toba, oj zalamal. ja wierszydla tego nie kupie. bo tani, a co tanie to i do ... no! ale ale na boga "ptaki narwane" ja zapamietam, oj zapamietam, za to grad oklaskow, tylko gromki pomruk niezadowolenia, ze sie zatracaja w tekscie. ale oko patrzy i czuwa. pozdrawiam ja z rana i nie pisze wiecej bo mi slonce, w oczy przypieka i rolety rzes czas znow zaslonic.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...