Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cody

Użytkownicy
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Cody

  1. @adam sangreal - tak, ale propagandy filozoficznej nauczyli nas starsi. z reszta to mialo isc w inna strone, bohaterem nie mial byc kamien i syzyf, ale kto inny. ale rosliny sa wyschwiechtanym schematem panie Adamie, dlatego kamienie - owszem to tez jest schemat, ale pod zadnym pozorem to nie mialy byc filozoficzne rozwazania. oczywiscie, ze latwiej byc roslinka, ale czy to wlasnie nie kamien przetrzyma skwar i ulewy? roslinka jest slaba, a mnie teraz potrzeba byc kamieniem i miec swoja wlasna filozofie kamienia. @ot i anka - Aniu kochana, szkicy kilka sie juz napisalo, ale trzyma mnie to, ze dodawac moge jeden na 3 dni. a nie chce tutaj brudzic. wiecej cierpliwosci Aniu - dobrze?
  2. bo to szkic, a nie opowiadanie. dlatego krótkie, minimum słów, maksimum skojarzeń. pozdrawiam
  3. a nie wiem jak bylo bo i nie wiem, o co chodzi. ale nie wazne. cykl sie rozszerzy, zapewne niedlugo. tak interpunkcje mi wybaczcie, bylo pisane bez jakichkolwiek znaków więc pisana na szybko podczas wklejania tekstu. pozdrawiam
  4. pomysle. tzn dwa takie szkice juz mam, ale odbiegaja troche od idei przedstawionego tego tutaj. pozdrawiam
  5. Czasem chciałbym być częścią kamienia, który Syzyf wtacza na górę - to miłe unosić się pod czyimiś rękami i później opadać - przecież asekuracja to klucz do przyjaźni.To miłe, być uważanym za część czyjegoś życia. Wtedy byłbym również częścią historii. A tymczasem jestem człowiekiem - mam dwie ręce, którymi codziennie targam za włosy słowa, ponadto mam dwie nogi - na nich noszę ciężar dnia. Widzisz gdybym nie był człowiekiem, a tylko, kamieniem z pewnością nie ruszyłbym się z miejsca. Nauczyłbym się prostej drogi kamieni - leżąc beztrosko na spodzie ziemi to znaczy twarzą w dół.I z pewnością nie zrozumiałbym, że kamienie nie mają oczu - które teraz szukają drogi, a kiedy ją odnajdą - tam, znów będzie dom krętych ścieżek leniwych stóp.
  6. Cody

    PLAŻA /tryptyk/

    hmmm. co do pierwszej i ostatniej strofy - trąci banałem, trudno sie domyślić o, co tak na prawdę chodzi autorce. zas druga strofa - majstersztyk - wrazenia az za nad to pozytywne. pozdrawiam
  7. Cody

    (***) chmury tańczą

    chmury tańczą w rytmie codziennego wyczekiwania na zdania proste i złożone grawerowane wąskimi liniami na szczycie kciuka skrupulatnie i z mozołem powstaje tryptyk na niebie bohaterowie sa idealni - księżyc słońce gwiazdy - całość tworzy szkic banalnej elegii na odejście cienkiej łodyżki z łzy droga nadzwyczaj łatwa studium ruchów najprostszych góra dół góra dół trwa nieskończenie krótko
  8. Cody

    do niego ...

    a ja rozumiem te slowa. owszem, nie mozna tego nazwac wierszem, ale jako dodatek do dobrej prozy na pewno. wiem o co chodzilo autorce ... ale to juz kwestia wyobrazni i domyslow. w ten sposob umieja tylko kobiety dotykac - tyle moge uchylic rabka tajemnicy. pozdrawiam
  9. chmury tańczą w rytmie codziennego wyczekiwania na zdania proste i złożone grawerowane wąskimi liniami na szczycie kciuka skrupulatnie i z mozołem powstaje tryptyk na niebie bohaterowie sa idealni - księżyc słońce gwiazdy - tworzą szkic banalnej elegii na odejście z cienkiego naskórka kilku kropel od czubka głowy do palca u nogi droga nadzwyczaj łatwa studium ruchów najprostszych góra dół góra dół trwa nieskończenie krótko (...) [brakuje mi zakończenia, wszelką pomoc wynagrodzę jedyną rzeczą jakiej z pewnością jestem posiadaczem - słowem "dziękuje"]
  10. Cody

    "(***) jestem mordercą"

    wiersz jest fuzja dzisiejszego zamyslenia i odczuc po wkroczeniu w doroslosc sprzed roku. "morderca" jest po to, zeby mordowac, w sumie to mial byc taki wysmiewczy tekst, lekki banal. a poniekad teraz sie pompa zrobila. z pewnoscia teraz pomysle nad poprawkami, ktore Pan naniosl. pozdrawiam
  11. Cody

    "(***) jestem mordercą"

    dobrze, ale w Panskiej wersji puenta nijak sie nie ma do calosci tego co Pan napisal. dziekuje za naniesione poprawki. wezme je na pewno pod uwage. pozdrawiam!
  12. to jest proza a nie poezja. do tego malo ciekawa. moze nie malo ciekawa, ale nie ciekawie napisana.
  13. ja przygode ze studiami zaczynam dopiero od pazdziernika. ale mature zdalem ;p
  14. Cody

    "(***) jestem mordercą"

    jestem mordercą z narzędziem kilku zbrodni na kartce papieru swoje ofiary najchętniej zabijam stalówką pióra skrupulatniej niż od środka przez wnętrze na zewnętrzny zmierzch zmęczonych oczu w majestacie na odchodne banalnej elegii na odejście kilku liter z alfabetu doświadczeń mam lat naście jestem człowiekiem uczę się być być kimś (nawet i mordercą ...)
  15. sugestia przyjeta do wiadomosci. pozdrawiam
  16. próbujemy ufać tym wiotkim kamieniom podwalinom sukcesów wlekącym przed siebie zbrojne kroniki wojen nie jest to już autentyczna tragedia - auschwitz - tyle pamiętam z lekcji historii gdzie uczono tu leży kamień na kamieniu a między ich szczelinami płynie potępieńczy krwotok słów wąskie pola słów znów zaorały ciężkie powinowactwa smukłe linie kłosów będą się uginać od ciężkich ziaren pełnych krwi poetom pozostanie wiara powtarzana z uporem wygrawerowana na cienkim naskórku kciuka - praca uczyniła z wolnych ludzi niewolników słów które wykuwamy teraz na białych kartkach
  17. fuzja Pawlikowskiej z Poswiatowska. z jednej strony delikatne, z drugiej zbyt bezposrednie. i do tego tytul - "epitafium" ... skladajac hold oddajemy wspomnienia. faktycznie glowa za mala zeby je wszystkie pomiescic. wiersz dobry, poprawek nie wnosze - bo nie lubie kogos poprawiac. pozdrawiam!
  18. Słońce oświetlało jej półnagie ciało; błądziło między stłuszczonymi włosami, posklejanymi ze sobą w grube kosmyki, Od wczoraj, dokładnie od wczorajszej nocy, ale czy to było naprawdę wczoraj - nie pamiętała... Morze alkoholu... To jednak pamiętała, ten cholerny ból głowy, rozsadzający ją powoli, a jednak bezsilnie niemogący tego zrobić... Błędnym wzrokiem popatrzyła na podłogę, po której to walały się w te i we w te puste flaszki niezbyt markowego wina - odgrzebane spod miliona warstw kurzu - duma dziadka. Teraz to ona mieszkała w jego domu, gdzie, co jakiś czas - hmmm, co jakiś czas? Prawie codziennie - odbywały się jak to określała "tańce, hulanki swawole", nie wiedziała skąd to pamięta, ale brzmiało tak poetycko, a ona kochała poezję, można by uznać ją za poetkę - amatorkę, pisała jak każdy początkujący do szuflady, ale pisała to się dla niej liczyło. Choć miała i drugi nałóg bardziej odważny, bardziej awangardowy, ktoś nawet mógłby go uznać za bardziej życiowy. Wiodła proste życie na dnie opróżnianej z wielkim entuzjazmem butelki wiekowego, dziadkowego wina, pędzonego z zeszłorocznych jabłek kradzionych z sadu sąsiada. Rodzice starali się ją wyciągnąć z tego nałogu, ale gdzie tam, może był spokój na tydzień, dwa z później od nowa, aż do utraty przytomności... Przyjaciele, o ile takowych miała, byli towarzystwem do opróżnienia kolejnej butelki... Gorzej jak zaczynał się oczekiwany z wielkim wstrętem i kompletną rezygnacją okres, gdzie często pokazywała im portfel dziadzia, skórzany, porządny z wieloma przegródkami na pieniądze, których właśnie zabrakło... Tułała się, więc z kąta w kąt, snując miliony planów i drugi milion, tych które nigdy się nie ziszczą, usypiała w agonii bezsilności. Śniła o pięknym świecie, w którym ona grała tytułową rolę, zasypiała i budziła się z słonym smakiem odeszłych w nieznane miejsca myśli, drżących podobnie jak ona z zimna, lodowatego podmuchu powietrza będącego przystanią dla kończącego się horyzontu - umierającego dzień w dzień jak ona i co poranek budzącego się z nową wolą walki, zależy tylko, na czym miała polegać ta walka, która swoim sposobem bardziej przypominała partyzantkę niż krwawą wojnę... Jej serce nękane wspomnianą walką, odwiedzało stado kruków, będących uosobieniem jej czarnych myśli, czarnych jak noc, która właśnie zmieniła warte z dniem. Światło lampki denerwowało ją, ale nie mogła znaleźć ani odrobiny chęci, aby wstać i ją zgasić, w końcu stwierdziła, że przynajmniej ma, do czego przykuć uwagę, będzie mogła zapomnieć o chęci opróżnienia kolejnej butelki... Coś wołało w niej, nie to napewno nie ból głowy, przestał już dokuczać jakiś czas temu. Wydawało się jej, że ktoś powinien coś zmienić. Ale kto? Ona? Ona - będąca wrakiem ludzkiej egzystencji, opuszczoną przez ostatniego klienta najgorszą knajpą? Śmiech zmieszany ze smutkiem mimowolnie wystąpił na jej usta. Coś zimnego przemknęło jej po policzku i z głuchym jękiem, prawie, że niedosłyszalnym, upadło na ziemie roztrzaskując się na miliony pojedynczych atomów. Pomyślała resztą zdrowego rozsądku, że przynajmniej ta łza ma, co robić - stać się oznaką smutku czy euforią ukrywanej radości... Kiedyś wierzyła, że Bóg ją zbawi, kiedyś poważała tą instytucję, którą ludzi często nazywają Domem Bożym...Pamiętała nawet Jezusa i jego 3 upadki w czasie Drogi Krzyżowej. Wiedziała, że rzeczywistość, w której żyła musiała nie tylko nosić na swoich barkach, ale bardziej znosić... Wiedziała bardzo dobrze, że trudno z Bogiem grać w otwarte karty. Niestety on często oszukiwał patrząc podczas jej krótkich – a może i długich?- chwil nieuwagi w to, co ma akurat na ręce. Cóż wiara, do tego wielka, budzi lęk, dlatego ona nigdy mocno nie wierzyła, zawsze zostawiała otwartą furtkę, nigdy nie przyszedł … kochała jak nikt inny samotność. Często nie mogąc sobie z nią poradzić patrzyła na jego zdjęcie... To zdjęcie, które kiedyś dostała z wielką nadzieją, że coś z tego wyjdzie…Ale on? On miał w dupie miłość, nigdy jej tego nie powiedział, ale Ona była tym typem człowieka, który więcej widział, więcej czuł, więcej słyszał…Była gatunkiem na wymarciu, ale była! To się dla niej liczyło. Pomimo wszystko była i chciała być, ale czy za kilka lat nadal będzie? Dorosłość uderzyła jej do głowy, wbiła się ostrzem niewidzialnego gwoździa w jej umysł i już została … Została i bolała, jak czasem jej zdeptane i potłuczone na tysiące malutkich kawałków serce. Sumienie odzywało się wraz z tym bólem, błądziło w niej, drążącym całe wnętrze głosem, który próbowała stłumić kolejnym łykiem wina. Ale z czasem sumienie było, nieoczekiwanie, silniejsze od alkoholu. Nikło wraz z rozlewającym się ciepłem, by za moment uderzyć ze zdwojoną siłą. Nie można było tak po prostu go zignorować jak czasem człowieka. Widać w nim było działanie jakiejś nadludzkiej mocy. Bardziej przekonanej do swych, wyznaczonych celów, które należy osiągnąć by udało się odnaleźć szczęście, do którego mimowolnie się dąży. Lubiła czasem patrzeć w znajdujące się nad jej łóżkiem okno. Widziała biegające z radością dzieci i nadchodzącą wraz z końcem, tego uśmiechu jesień (kochała tą porę roku sama nie wiedząc, czemu), złota polska jesień – pełna kolorowych liści wypełniających pobliski park, będący miejscem, dla niektórych, gdzie ktoś czeka na nich w ich marzeniach, snutych między mijanymi drzewami, opierając się o ich korę, marząc, aby ktoś stanął po drugiej stronie i rozciągnął dłonie, aby poczuł to ciepło, które emanowało z wspomnianych marzycieli… Ona też często tak robiła, ale nie starała się, aby to marzenie się ziściło. Nie miała siły, aby kogokolwiek pokochać. Bała się,że czar miłości pryśnie jak mydlana bańka zanim nawet się rozpocznie. Więc, po co ryzykować? Stwierdziła już dawno, że nie ma sensu ingerować w obraz tej rzeczywistości. Lepiej i prościej znosić ją niż walczyć jak z wiatrakami… Mniej bolesne, bardziej widoczne – nie sądzisz? A ona lubiła obrazy, proste, bo czasem niewymagające dużej uwagi i skupienia, czasem skomplikowane do granic możliwości, w których to futurystyczne wizje rzeczywistości mieszają się z bezsilnością pojedynczych jednostek – będące być może wizją, która tak wielu osobom zajrzała prosto w oczy. Przemknęła przed nimi, zwężając jak kot, swoje elektryczne ślepia, będące bramą do być może piękniejszych, być może jeszcze gorszych światów, do których tylko przez głupotę lub wrodzoną ostrożność nie mamy siły wejść. Stoimy, więc między niedorzecznością a okruszkiem piękniejszej tajemnicy, rozrywani tysiącem naboi biegnących niewiadomo skąd i dokąd, z uśmiechem pobłażliwości dla naszej własnej niemożności podjęcia właściwej decyzji. Mija już rok, od czasu jak jej nie ma … Zginęła całkiem niespodziewanie, od śmierci, jakiej nigdy się nie spodziewała – pod kołami samochodu. Później okazało się, że sama się pod niego rzuciła krzycząc „samobójca” … Może zabrzmi to dla Ciebie zbyt absurdalnie, ale to ja szeptałem jej do ucha to słowo, byłem jej Aniołem Stróżem…Jeśli się nie boisz, wypij czasem za moje i jej zdrowie!
  19. bardzo, ale to bardzo Twardowskie, przynajmniej w moim odczuciu. faktycznie nie widze sensu zmian, kiedy wiersz moze nie jest perfekcyjny, bo czesc uzytych symboli jest znana od dawna, ale ... modlitw nie powinno sie komentowac. pozdrawiam
  20. filozofia potrafiła kochać z profilu wszystko "inaczej" było zagadką nie potrafiono opuszkami odkrywać tajemnic uczono więc - po lewej stronie twego ciała jest serce w sercu znajdują się uczucia - tautologie słów bywały zbyt banalne zamykano więc uczucia pod spokojną strażą powiek - tam istniały sadzawki leniwego wzroku dotykając teraz powiek linią warg gubimy się i odnajdujemy zarazem alfabet formuł - odkrywanie to sztuka jednak niepewna [jedni sie zachwycali inni bruździli, a panstwo jak sie zapatruja?]
  21. alez dziękuje Pani serdecznie.
  22. Cody

    more!

    hmmm. co to sa "stare kartony"? okladki plyt winylowych? jak dla mnie zbyt "ciezkie" sformulowanie ... wiersz troche sie rozpada w rekach, nie ma jak dla mnie zwiazku strofa ze strofa ... tyle mojego. pozdrawiam!
  23. -nie patrz tak na mnie! wiesz, że tego nie lubię! no co? głuchy jesteś? książka przeleciała przez horyzont i uderzyła w nieopodal stojące wiaderko. czemu książka i czemu wiaderko, pytasz? nie wiem? nie pytaj. sam nie wiem,skad przyszło i dokąd poszło... wychowaliśmy się na ziarnach błędów, które sami popełniamy.
  24. jaskółki długo rysowały linie swoich podróży nad twoją głową ja tylko siedziałem obok i podziwiałem ich prostą matematykę próbowałem zrozumieć najprościej jak Słowo które stworzyło świat jak zakamarki linii papilarnych które ukryją nas lepiej niż łupina orzecha gubiłem więc i odnajdywałem linie kreślone skrzydłami wierząc że to naprawdę ważne i kiedy kocham cię tak jak kocha się przyjaciela nienawidzę formuł.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...