Siedzi geolog w Egipcie
Na gruzach przy starej krypcie
Szybko się wyrwał z martwoty
Bo każdy ząbek był złoty
Każdy podobał kobitom
Więc sypie piasek na sito
Odmierza uncja za uncją
By potem zgodnie z instrukcją
Potrząsać jak Ursus bykiem
Lecz ciągle z miernym wynikiem
Szło mu to ząbków szukanie
Przerywał więc przesiewanie
Wycierał szmatą pot z twarzy
A oprócz starych bandaży
Nie mógł się niczym pochwalić
Lecz ileż można się żalić?
Podwinął rękawy za łokcie
Znalazł mumine paznokcie
Śledzionę i przyrodzenie
I w nerkach nawet kamienie
Przesypał już gruzów z tonę
A ząbki jakby ogonem
Swym diabeł nakrył złośliwie
Lecz miał schowany szczęśliwie
W plecaku między swetrami
Atlas z różnymi państwami
Otworzył pokręcił główką
Oświetlił stronę żarówką
Popatrzył nań z dużą wprawą...
Są Ząbki! Aż pod Warszawą