Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

natalia

Użytkownicy
  • Postów

    2 503
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez natalia

  1. Mateusz kątem oka widząc zamieszanie w sali Beaty zaczął niecierpliwie przystępować z nogi na nogę. W końcu udało mu się dowiedzieć od wychodzącej pielęgniarki, że Beata zasłabła i musi odpocząć. W chwilę potem wyszła lekarka. - Pani doktor? - Tak? - Co z Beatą? - To straszny cios dla młodej matki, musi nabrać sił by się z nim zmierzyć. - Ale co jej jest?! - A pan nie jest ojcem dziecka? - Nie. - Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji. Pani Beata, gdy poczuje się lepiej sama z panem porozmawia. - Rozumiem. Ale proszę mi powiedzieć, czy to poważna sprawa? – lekarka spojrzała wymownie na Mateusza. - Jeśli jest pan jej dobrym znajomym, będzie pana potrzebować. Kubicki nie był pewien, czy jest jej dobrym znajomym, ani nawet czy kiedykolwiek nim będzie. Spojrzał odruchowo na zegarek, ale nigdzie mu się nie spieszyło. W domu nie czekają na niego dzieci, żona, czy choćby pies, za którego byłby odpowiedzialny. Postanowił się trochę rozerwać w ulubionym barze, tam przynajmniej nie musi myśleć. Wrócił do domu po kilku godzinach, ale nie mógł spokojnie zasnąć. Po głowie kłębiły mu się najróżniejsze scenariusze dnia następnego. Zastanawiał się, czy będzie w stanie pomóc Beacie. Fascynowała go. Nie wiedział na czym polega jej urok, ale niewątpliwie go posiadała w jego mniemaniu. Sądził, że dobrze zna się na kobietach, ma za sobą lata doświadczeń, tych lepszych i tych gorszych. Beata była czymś świeżym, zasługującym na zainteresowanie. Do tego z niewiadomych przyczyn budziła w nim instynkt opiekuńczy. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek któraś z jego partnerek wyzwalała w nim podobne uczucia. Pragnął odgadnąć na czym polega fenomen Beaty. Zastanawiał się, czy to możliwe, by decydował wyłącznie wiek? Tymczasem Beata po silnych lekach przespała całą noc. Jednak nad ranem chwyciły ją silne mdłości. Jej stan psychiczny mocno wpłynął na organizm, który nie mógł sobie poradzić z tyloma sprzecznymi emocjami. Z jednej strony pragnęła mieć nadzieję, że dziecko da się uratować. Z drugiej obawiała się reakcji rodziców. Z jeszcze innej dochodziła do wniosku, że nie jest gotowa na bycie mamą. Ten mętlik pogorszył jej stan do dramatycznego. Lekarz prowadzący stwierdził, że jeśli się nie uspokoi może doprowadzić do poronienia. Jak łatwo się domyślić ta wiadomość nie pomogła Beacie - zaczęła wpadać w histerię. - Pani Beato, naprawdę, proszę się uspokoić. - Nie! Nie chcę więcej leków, to je zabije! - Nie podajemy pani nic, co mogło by zaszkodzić dziecku. Proszę.. - Aaaa...! – dziewczyna silnie szarpnęła się na łóżku i straciła przytomność. - Nie ma go, nie ma go, nie ma go, nigdy nie było, nie istniało, nie ma... – Beata dopiero wieczorem odzyskała przytomność, ale nie można powiedzieć by doszła do siebie, nie potrafiła, nie w tej sytuacji. Mateusz cały dzień próbował się do niej dostać jednak nie został wpuszczony na salę. Za to rodzice, powiadomieni przez szpital o sytuacji Beaty odwiedzili ją. Mieli pretensje do służby zdrowia, że wcześniej nikt ich nie powiadomił. Mimo szoku, jaki wywołała wiadomość, że ich córka była w ciąży starali się nie prawić jej kazań. Matka widząc Beatę w stanie skrajnego wyczerpania nie potrafiła nic powiedzieć. Siedziała przy niej i głaskała po ręce, co chwila ocierając z łez to swoją, to córki twarz. Ojciec po zapoznaniu się z całą sytuacją postanowił się nie mieszać i zostawić je same. Ostatnio nie najlepiej układały się relacje między nim a Beatą, wiedział o tym. Świadomość, że nie może, nie potrafi jej teraz pomóc, wesprzeć, bolała. - Przepraszam, ale kim pan jest? - Mateusz Kubicki. Jestem... znajomym Beaty. To ja ją tu przywiozłem, gdy zemdlała wczoraj. Proszę mi powiedzieć, jak ona się czuje? - Hm, jakoś o panu pierwsze słyszę. Źle się ma. A jak ma się mieć dziewczyna po stracie dziecka? – Mateusz nie był w stanie wykrztusić słowa – Czemu nas pan nie zawiadomił? Dzwoniliśmy po wszystkich jej znajomych, podobno nie było jej tego dnia na zajęciach. Była z panem? - Nie mogłem się wczoraj dostać do Beaty, by poprosić ją o kontakt z państwem. Ona bardzo się bała państwa reakcji. - Mhm. - tata Beaty obrzucił Mateusza wzrokiem - Nie wygląda mi pan na kolegę, studenta. - Jestem architektem. Współpracuję z firmą Designerium. Z Beatą poznaliśmy się przypadkiem. - Aha, przypadkiem? - Tak, przechodziłem właśnie koło... – nie dokończył, bo stanęła przy nich matka Beaty, pani Jolanta. – Dobry wieczór, nazywam się... – znów nie dokończył, bo tym razem przerwał mu tata dziewczyny. - To Mateusz, znajomy córy. - Pan? – kobieta wyraźnie się zdziwiła, zaraz jednak zwróciła się do męża. – Chodź już, przyjedziemy tu jutro po pracy. - Dobranoc panu. - Dobranoc państwu. – Mateusz niepewnym wzrokiem odprowadził rodziców Beaty do końca korytarza. Nie pozostało mu nic innego jak powrót do własnego domu. Rankiem ostro zabrał się do realizacji bieżącego projektu. Wiedział, że dzień zwłoki, na jaki pozwolił sobie wczoraj należy jak najprędzej odpracować. Miał zamiar uwinąć się jeszcze przed 16-tą, by zdążyć odwiedzić Beatę. Niestety - nowe dane, telefon od klienta, który postanowił trochę zmienić swoje poprzednie zamówienie – nie dał rady. Zobaczył się z nią w sobotę, koło południa. Rodzice Beaty jeszcze nie przyjechali. - Cześć. – powiedział nieśmiało. Czuł się trochę skrępowany wagą sytuacji. Beata odwróciła się w jego stronę, zmierzyła wzrokiem i westchnęła. - Pan jeszcze tu... – Kubicki poczuł ukłucie w sercu na beatowe „pan”. - Przepraszam, że wczoraj nie zdążyłem, ale miałem masę pracy. - Nie tłumacz się, nie jestem Twoją żoną. – ta próba żartu nieco go rozluźniła. Na co odpowiedział uśmiechem. – Ciebie to cieszy? – powiedziała z lekkim wyrzutem. - Nie Beato, nie cieszy. Kiedy Cię wypisują? - Daj mi spokój. Idź sobie. – Mateusz próbował wyczytać z jej oczu na ile mówi prawdę. - Naprawdę chcesz bym poszedł? – dziewczyna chwilę patrzyła na niego, po czym potakując głową szepnęła: - Nie... – i ukryła twarz w dłoniach. Mateusz usiadł przy niej i starał się dać z siebie tyle ciepła, ile tylko zdoła. – Kim Ty jesteś? - Chcę Ci pomóc. - Ale dlaczego? – to nie było najwłaściwsze pytanie, ponieważ sam nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć. - Lubię Cię. Chcę Cię bliżej poznać. - Nic więcej? - Nic. – Beata była trochę zaskoczona jego szczerością. Spodziewała się jakichś bajerów, słabo pamiętała ich środowe spotkanie i chciała sprawdzić na ile dobrze kojarzy jego osobę. - Mhm... - To jak, kiedy będę mógł zabrać Cię do kina na jakąś pokręconą komedię? – odpowiedział mu delikatny uśmiech. – Zostawię Ci swój numer i nie będę więcej nękał w szpitalu. Jak wyjdziesz i będziesz miała ochotę, to zadzwoń, umówimy się. - Ty nie żartujesz? – Beata wolała upewnić się, co do zamiarów Mateusza. - Nie. A co, nie chcesz iść do kina? To możemy wpaść do mnie, mam kilka ciekawych filmów w.. - No chyba teraz pseszadzasz – z pokaleczonym oburzeniem weszła mu w słowo. - Tak? - Czy Ty wiesz ile ja mam lat? - Wiem, mniej więcej. - Nie widzisz w tym nic niepojącego... ko, niepokojącego? – silne leki antydepresyjne nie najlepiej wpływały na jej dykcję. - Nie – odpowiedział z uśmiechem – i Ty też nie powinnaś, przecież będziemy po prostu miło spędzać czas, co w tym złego? I co ma do tego wiek? – Beata zamyśliła się i nie za bardzo chciała odpowiedzieć. – Nie obawiaj się, nie chcę Cię wykorzystać. Fakt, że mieszkam obecnie sam, ale często spotykam się z kobietami. - Nie interesuję Cię jako kobieta? – Kubicki wiedział, że dla dobra sprawy nie powinien mówić jeszcze prawdy. - Jeszcze nie oszalałem. Prawdopodobnie mogłabyś być moją córką. Jesteś ciepłą osobą, z którą chciałbym się bliżej poznać, nic więcej. - Mhm... - Co? Powiedziałem coś nie tak? - Nie, ale idź już. Rodzice zaraz przyjdą, nie chcę żeby Cię widzieli. - Już się poznaliśmy – na te słowa dziewczyna uniosła wysoko brwi. - Co? – szepnęła. - Przedwczoraj rozmawiałem chwilę z Twoim ojcem. - Nie miałeś prawa! – syknęła wściekle. - Nic się nie stało. Nie powiedziałem nic złego. Przestań panikować. - Idź już – Kubicki wstał i wyciągnął z kieszeni wizytówkę. - Proszę, zadzwoń jak będziesz chciała pogadać, albo zdecydujesz się na kino – Beata nie patrząc odłożyła wizytówkę na stolik obok łóżka. - Pa. - Trzymaj się dzielnie, pa pa. c.d.n.
  2. hmm, faktycznie interesujące, ale tylko kilka opraw mi przypadło do gustu :)
  3. uff, poprawione :) zastosowałam się do wielu rad, za które pięknie dziękuję! bo to taki brudnopis właściwie... ser, kochani, usunięty! co chyba większosć cieszy :) co do filmu "Ono", to naprawdę epizod, który nasunął mi się zupełnie przypadkowo, nawet nie oglądałam tego filmu, choć chorowałam na niego i zarzekałam się, że obejrzę :) ale... względem kierunku w jakim z malachitem podążam.. cóż, chyba nie powinnam nic mówić, sami na koniec (kto dotrwa!) ocenicie jak wyszło, póki co wszystko jest jeszcze płynne :) Krzyś, pracuję nad Mateuszem :) dzięki za wskazówki. Leszku, te litery wielkie-małe (cytowane) miały oznaczać urywki zdań, ich początki, wyrwane fragmenty... miałam nadzieję, że to czytelne, pomyślę jeszcze czy by nie zmienić. Veggo, to zdanie akurat chyba w zapisie nie jest znów takie złe, bo wyżej zastosowałam podobne względem Kubickiego, gdy wspomina o rybach, też kończę znakiem zapytania. Pomyślałam, że właściwie czemu nie. Dzięki za zwrócenie uwagi na to, jeśli w dalszej części nie będę tego powtarzać to tu zmienię jak radzisz. Aksjo, cieszę się, że już barwniej :) Gosiu, dzięki za opinię, miło że dialogi spełniają swoją rolę :) Jay, jakie potknięcia?! jak mi ich nie pokażesz palcem to nie zauważę, już taka ze mnie gapa :) Dzięki za to "w" gdzieś mi wypadło... i śmielej do mnie, ja przecież każdego głosu słucham uważnie :) Piotrze, masz rację, "jednak" usunięte, pizza też, a mdli-zemdli...hmm, jeszcze pomyślę, czym by to wymienić :) dzięki Pedro, słaniająca, no jasne... dziękuję bardzo za wyłapanie tego, a malachit niedługo zabłyśnie :) Dziękuję raz jeszcze wszystkim za pomoc :)
  4. dziękuję bardzo wszystkim za komentarze :) obiecuję w poniedziałek posiedzieć nad tymi błędami i wszystko poprawić
  5. Beata czytając zapowiedzi kinowe ujrzała plakat reklamujący film „Ono”. - Słyszałem, że to piękny film. – stwierdził Mateusz zatrzymując się przy niej. - Tak? A o czym? - Młoda dziewczyna jest w ciąży i dowiaduje się od lekarza, że dziecko już słyszy to, co dzieje się na zewnątrz. Postanawia ukazać mu piękno świata i zaczyna z nim rozmawiać. Świetna muzyka do tego i podobno całkiem niezłe zdjęcia. Co Ci jest? Źle się czujesz?... Beata? Dziewczyna słysząc opis filmu straciła kontakt z rzeczywistością i wróciła myślami do gabinetu lekarskiego „przykro mi...”, „W większości przypadków kończy się to śmiertelnie”. Przed oczami stanęły jej zdjęcia wyskrobanych płodów, które pokazywała jej kiedyś koleżanka – zagorzała przeciwniczka aborcji.. Zaczęło ją mdlić do nieprzytomności. Mateusz widząc, że zaraz zemdleje chwycił ją w pasie i odprowadził na pobliską ławkę. - Beata! Ocknij się dziewczyno, co Ci jest? – ale nie była w stanie nic powiedzieć, ledwo go słyszała, wciąż kotłowały się jej słowa lekarzy „to nieuleczalne, ...dziecko na pewno będzie chore”, „...chyba nie chce go pani skazać na męki?”, „Skrzywdziłaby je pani...”. - Nie.. – szepnęła. - Co nie? Wzywam pogotowie. – Mateusz wybrał odpowiedni numer i zdał relację z niepokojącego stanu Beaty. Dyżurny obiecał, że za kilka minut przyjedzie na miejsce karetka. – No już... spokojnie Beatka, trzymaj się. – jednak blada dziewczyna ledwo siedziała podtrzymywana przez jego ramię, oczy nabrzmiałe łzami tępo patrzyły przed siebie a ustami co jakiś czas łapała płytki oddech lub wypowiadała „nie.. nie”. Po ośmiu minutach lekarze z karetki dotarli na miejsce. - Może pani iść? - Nie sądzę – odpowiedział za Beatę Mateusz. - Stoimy niedaleko, przeniesiemy ją. – sanitariusze zaprowadzili słaniającą się na nogach dziewczynę do karetki. - Jest pan jej krewnym? - Nie. - A może pan zawiadomić kogoś z rodziny? - Zajmę się tym jak dojdzie do siebie. Do którego szpitala ją zabieracie? - Do Kopernika. Janek, jedziemy! – krzyknął sanitariusz do kierowcy, ale wtedy Beata zaczęła krzyczeć. Mateusz chwycił zamykające się drzwi karetki: - Co jej jest!? - Proszę mi powiedzieć, co panią boli. – Beata zwinęła się na łóżku trzymając się za brzuch. - Jak ona ma na imię? - Beata. - Beato, boli cię brzuch? Połóż się. Wcześniej zdarzały Ci się takie bóle? – gdy lekarz sprawdzał stan Beaty sanitariusz tłumaczył Kubickiemu, że nic tu nie pomoże i muszą już jechać do szpitala. Drzwi do karetki zamknęły się z hukiem. Pojazd ruszył i po chwili zniknął za zakrętem pozostawiając Mateusza na ulicy. Stał chwilę analizując, co się przed momentem stało, po czym ruszył w kierunku Targu Rakowego, gdzie zostawił samochód. Przepełniała go troska o dziewczynę, której nie potrafił sobie wytłumaczyć. Czuł wyraźną chęć pomocy Beacie. Blisko godzinę temu śmiała się z jego opowieści o nieudanym wypadzie na ryby a teraz? - Pani Beato, proszę się uspokoić. - Nie, zostawcie moje dziecko, nie zabijajcie go! – zaczęła się szamotać w karetce nie dając się lekarzowi przebadać. - Chcemy Ci pomóc, nikt nie wyrządzi krzywdy Twojemu dziecku. Beata rozpalonym wzrokiem obrzuciła wnętrze pojazdu i mężczyzn. Starała się wyrównać oddech, gdy nagle ogarnął ją silny ból podbrzusza. Podano jej leki przeciwbólowe i uspokajające, które po chwili wprowadziły ją w półsen. Mateuszowi udało się w miarę szybko dotrzeć do szpitala, jednak nie bardzo mógł się zorientować, co się dzieje z Beatą. - Przepraszam, czy nie wie pani gdzie zabrano pacjentkę z ostrym bólem brzucha? - Naprawdę nie wiem, dopiero tu przyszłam. Niedawno przywieźli tu jakąś dziewczynę, ale była nieprzytomna. - Aha, a gdzie ją przewieźli? - Tam. – kobieta wskazała palcem szeroki korytarz, którym Mateusz pospiesznie ruszył. Dowiedział się jednak tylko tyle, że Beacie robią w tej chwili badania i będzie mógł do niej wejść dopiero po ich zakończeniu. Czekał więc. Kwadranse ciągnęły się Mateuszowi w nieskończoność, więc gdy już nie mógł usiedzieć na miejscu spacerował po holach oglądając porozwieszane broszurki i plakaty. Tymczasem lekarze starali się pomóc Beacie. - Co z moim dzieckiem? - Na razie jeszcze nic nie wiemy. Zaraz zawieziemy panią na USG. - Pani doktor... proszę mi powiedzieć, czy matka - przyszła matka i jej nastawienie do dziecka ma na nie wpływ? - Ma. I to spore znaczenie. Także proszę być dobrej myśli. – lekarka uśmiechnęła się do Beaty i dalej przeglądała wyniki morfologii. – Opowie mi pani, co się stało? - Ech... To wszystko moja wina. - Niekoniecznie, proszę mi dać to pod rozwagę. - Jutro miałam mieć zabieg. - Jaki? – dopytywała się lekarka, jednak Beata nie potrafiła ukryć łez. – Spokojnie pani Beato, proszę się nie denerwować. Na jaki zabieg miała się pani udać? - Dziecko... jest chore. Moja ginekolog stwierdziła poważne wady i uznała, że najlepiej będzie... je usunąć – powiedziała niemal szeptem. – Prosiłam o powtórzenie badań, ale nic to nie dało. Ja nie chciałam tego dziecka. Nie jestem gotowa na bycie matką! – Beatę znów zaczęły ogarniać silne emocje – Ono wyczuło, że go nie chcę! I teraz... - Pani Beato jest mi strasznie przykro, ale to nie pani wina. Zaraz wykonamy szczegółowe badania i zobaczymy, czy sprawa jest na tyle poważna, że trzeba się posunąć do tak drastycznych metod. - To znaczy, że jest szansa..? - Trudno mi ocenić. A jakie wady wykryto? - Och... nie mam przy sobie tych wyników, tam były takie skomplikowane nazwy... jakiś zespół Pea... Och, naprawdę teraz nie pamiętam. - Nie szkodzi, sami się dowiemy. Proszę teraz się położyć, zaraz przyślę do pani pielęgniarkę, która zaprowadzi panią do zabiegowego. - Ale jak się dowiedziałam, jaka to jest straszna choroba... - Proszę się nie denerwować, wszystko dokładnie sprawdzimy. A... powie mi pani jeszcze, z usług jakiego gabinetu ginekologicznego pani korzysta? - Słucham? Ach... tak, oczywiście. Z prywatnego gabinetu ginekologicznego doktor Dobrawy Milewskiej. - W takim razie skonsultujemy z nią wyniki badań. No, pani Beato, tylko spokojnie, bądźmy dobrej myśli. - Dziękuję, pani doktor. – Beata słabo uśmiechnęła się do wychodzącej lekarki. Pomyślała, że może warto mieć jeszcze nadzieję? Mateuszowi w końcu pozwolono odwiedzić Beatę. Na w pół leżała w sali z pięcioma innymi pacjentkami. - Dzień dobry paniom. - Dzień dobry – odpowiedziały niektóre. Natomiast Beata spojrzała na niego tak, jakby nie poznawała. Zaskoczona, że zbliża się do jej łóżka spytała: - Pan do mnie? - No, a do kogo Beato? - To my...? Och! Przepraszam Cię najmocniej. Zupełnie wypadło mi z głowy, że.. - Nic nie szkodzi, rozumiem. Jak się czujesz? – odpowiedziało mu ciężkie westchnienie. - Czekam na wyniki... - Ale co się stało? Dlaczego tak nagle... - Jestem w ciąży. – przerwała mu. Mateusz nie zdołał ukryć zdziwienia. Jednak po chwili się opanował, jego twarz nabrała surowszego wyrazu. - Czy... z dzieckiem wszystko w porządku? - Nie wiem... – Mateusz bardziej się domyślił niż usłyszał dziewczynę. - Na pewno wszystko jest dobrze. - Nie jest. - Jeszcze nic przecież nie wiesz. - O to chodzi, że wiem. - Więc? Co jest nie tak? Beata jednak nie miała sił znów o tym rozmawiać. Odwróciła głowę w stronę okna. Mateusz zrozumiał, że nie powinien naciskać. - W takim razie poczekamy na dokładniejsze wyniki. - Nie musisz tu ze mną być. - Muszę. Chcę. – dodał po chwili. - Dziękuję... - Powinnaś zawiadomić rodzinę. – Beata uświadamiając sobie, co by to oznaczało przestraszyła się. - Nie, przecież nie mogą wiedzieć! - Nic nie wiedzą o ciąży? - Och, nie patrz tak na mnie. Wiem, co sobie myślisz. Młoda, głupia i naiwna dziewczyna! Boi się powiedzieć własnym rodzicom o tym, że zostaną dziadkami. Na pewno wpadła! I to z jakimś nieodpowiedzialnym szczeniakiem i teraz... - Przestań, na Boga! Co Ty dziewczyno wygadujesz? Nic takiego nie myślę. – skołowana Beata patrzyła na niego z niedowierzaniem. – Wcale tak nie uważam. - Nie..? - Nie. Połóż się, powinnaś odpoczywać. Nie możesz się tak unosić. Masz w sobie nowe życie. - Mam... – Beata dała się ułożyć wygodniej w łóżku. Położyła ręce na brzuchu i przymknęła na chwilę powieki. Mateusz dotknął jej czoła, ale w tym momencie otworzyła oczy i z przerażeniem krzyknęła – Nie! – Mateusz przytulił ją do siebie. - Spokojnie. Nie możesz się denerwować. Masz myśleć o czymś przyjemnym. - Ale ja... - Nic już nie mów. Najważniejsze byś wróciła do równowagi. Spróbuj zasnąć. - Nie mogę. Od razu widzę... Och, to jest takie straszne! – Beata wtuliła się w niego i nie chciała puścić. Czuła się bezpiecznie zapominając o tym, że jeszcze rano nawet nie znała tego człowieka. - Pani Krzemieniecka? - Tak? To ja. – Beata ożywiła się z nadzieją wpatrując się w nowoprzybyłą lekarkę. - Mam już rezultaty wszystkich badań. A pan, to...? - Nikt z rodziny, właśnie wychodziłem. – po czym dodał do Beaty – Będę czekał na korytarzu. - Dzięki. – obie poczekały, aż Mateusz zniknie za drzwiami od sali. – I jak pani doktor? c.d.n.
  6. nareszcie przeczytałam poprzednie części, jakoś nie chciałam od środka zaczynać :) no Basiu, jest świetnie! chcę dużo więcej :) tak trzymaj a z tymi dialogami faktycznie uważaj, w II części chyba w jednej linijce były wypowiedzi dwóch osób :) ale to na marginesie..
  7. świeżo doznanej rozkoszy. Świeże = no jak tak można... dużo opisów chciałaś zmieścić, bardzo żywych, podobają mi się, ale sposób ich nagromadzenia nie bardzo, sama nie wiem dlaczego, trochę za dużo tu chaosu, bo nawet jeśli i miał tu chaos być to ten mnie nie przekonuje za to przekaz przyjemny i ciepły :)
  8. i o to chodzi Piotrze! :) tzn zapewne... miedzy innymi... już się nie wtrącam.
  9. cieszę się Krzyś, że i Tobie przypadły do gustu dialogi co to taniego sentymentalizmu... hm, kolejna część może Cię rozczarować, ale postaram się w następnych odejść od niego i w ciekawszym kierunku poprowadzić to opowiadanie :) całość mam jeszcze rozmytą, więc wszystko się może zdarzyć, dzięki za uwagi :)
  10. czmychające spodkół przejeżdżającej = spod kół Łapać go, to złodziej = Wuren, no Ty chyba żartujesz? chociaż jeden wykrzyknik! ...... co do nucenia nie bardzo odczuwam problem :) reszta przyjemna dla oka i ucha :) szczególnie kilka dłuższych zdań, które zgrabnie się wyczytuje bez zgrzytów.
  11. czyli będzie tak, jak miałam na początku przed oddaniem, ale przekombinować chciałam :) dzięki
  12. Bogdanie tak błysnąłeś inteligencją (czy cokolwiek to było), że omal nie straciłam wzroku... Piotrek, ale rozumiem, że prozę też to obejmuje? Bo co to za perły poezji bez diamentów prozy?
  13. dzięki Wuren za kciuki :) bo za psorkę to wiesz... Veggo, zmieniam chyba tamten fragment na: Nagle coś przysłoniło Beacie blade słońce. Pomyslała że to kolejna chmura i zaraz zacznie padać. Jednak gdy podniosła głowę, ujrzała nad sobą obcego mężczyznę. nie wiem, lepiej?
  14. Pedro, wybacz, to nie do Ciebie rzecz jasna :) a Mateusz to śmiertelnik, zapewniam :) dziękuję za opinię Veggo, może i racja z tym cieniem, pokombinuję jutro, dzięki :)
  15. dzięki dziewczyny za opinie :) z tym dookreślaniem (wygląd itp) jeszcze trochę pozwlekam, przynajmniej przez te częsci, które mam napisane już :) ale wezmę to pod uwadę! szczególnie w ciągu dalszym :)
  16. Piotrze, ja nie przyjęłam tego za złośliwość! jak ładnie stwierdził Leszek, to był apel do ogółu :) więc nic się nie przejmuj moim marudzeniem.
  17. już się nie złoszczę :) bo to podobno szkodzi ja po prostu lubię dialogi :) dzięki nim mogę wyrazić ekspresję bohaterów, lubię przedstawiać ich dzięki rozmowom, bo podczas nich dużo wychodzi, tak mi się przynajmniej wydaje... ładne kinowe odniesienie Leszku :)
  18. dajcie spókój tej profesorce! no ja Was proszę, przecież tu wiele polonistów się kręci a Wy wciąż do mnie z tym tytułem... Piotrze, przegadane mówisz... wezmę to pod uwagę przy kolejnych częściach, 4 już napisane, ale przejrzę je pod tym kątem, dzięki :)
  19. dziękuję Wam bardzo :) cieszę się, że tak dobrze przyjęliście początek już się biorę za poprawki przecinków, by, nagłych zaciemnień i diabłów :) dzięki Freney za malachit, śliczny :)
  20. - To pewne? - Przykro mi. - Ale... czy nie ma choćby cienia szansy? - W większości takich przypadków kończy się to śmiertelnie dla dziecka. – odparła sucho doktor Milewska. – Radzę nie zwlekać. Mogę zapisać panią na zabieg – spojrzała na kalendarz - za dwa dni, 19-tego, pasuje pani? - Proszę... proszę dać mi chwilę. - Jak pani chce. Powiem tylko, że i tak ma pani szczęście, że tak szybko wykryliśmy te nieprawidłowości. Zabieg będzie bezbolesny, proszę się nie obawiać, mamy świetnych specjalistów. To jak, 19-ty? Mogło by być nawet przed południem i po paru godzinach byśmy panią wypisali. Beata słuchała Milewskiej jak przez mgłę. Nie bardzo docierał do niej sens jej słów. - Proszę się nie przejmować, jeszcze nie jedno dziecko pani urodzi. Ale lepiej zdrowe, prawda? - Tak... Najważniejsze jest zdrowie. - To wpisuję panią na dziesiątą trzydzieści. Proszę – Milewska wyciągnęła w stronę kobiety karteczkę – tu ma pani zapisaną datę i godzinę. Chce pani o coś jeszcze spytać? - Czy to... nieodwołalne? Może to błąd w wynikach? Albo jego stan się poprawi? - Proszę pani, takich cudów to my tutaj nie sprawiamy. Ale zapewniam, że wyjdzie pani od nas zdrowa i jeśli zabieg odbędzie się bez powikłań, a rzecz jasna tak będzie, to do tego zdolna do posiadania potomstwa. – dodała niemal z radością. - Tak... - Zatem do widzenia. Beata wstała ciężko, jak nigdy i opuściła gabinet. Potrząsnęła głową. - Wszystko będzie dobrze – szepnęła do siebie. Wyszła z kamienicy i skierowała się prosto do domu. Tam w zaciszu własnego pokoju starała się dojść ze sobą do ładu. - Nie chciałam dziecka. To dlatego. Ono wiedziało, że go nie chcę... Jeszcze nie teraz, nie z nim... Dobrze postąpiłam. Tak, nie mogę narażać zdrowia. Czasem trzeba postępować egoistycznie. Prawie doszła do równowagi, gdy zadzwonił telefon. - Tak, słucham? - Hej, jak tam? – zapytał swobodnie Wojtek, obecny chłopak Beaty. - Nie dobrze. - To znaczy? - Mógłbyś do mnie przyjść? - Miałem z kumplami iść na halę, nie możemy się spotkać jutro? - A idź sobie! Pieprzę Cię i Twoje cholerne, nienarodzone dziecko! – odkrzyknęła Beata rzucając słuchawkę. Fala gniewu szybko przeszła przez nią pozostawiając spustoszenie, którego oznaką było rozdygotanie i niepohamowany płacz. - Nie chcę go, nie chcę go, nie chcę go, nie chcę go – Beata niczym zacięta płyta powtarzała słowa, w które chciała usilnie wierzyć. – nie kocham, nie chcę, nie teraz, było by chore, były by problemy, źle by się czuło... – nagle umilkła. Doszła do wniosku, że potrzebuje świeżego powietrza, bo słabnie. Wywietrzyła pokój, ale na niewiele się to zdało. Zaczęła jedynie spokojniej oddychać. Zmęczenie psychiczne dało o sobie znać i postanowiła się wcześniej położyć spać. Przespała 14 godzin. - Co taka blada jesteś córcia? – spytała rano matka. - A nic, źle spałam. I mam okres – dorzuciła szybko. - To weź tabletki. - Już wzięłam, zaraz mi przejdzie. - Był tu wczoraj Wojtek, ale jak mu powiedziałam, że śpisz, to stwierdził, że porozmawiacie później. - Aha, dzięki. Beata wyszła z domu nie mając najmniejszej ochoty kontaktować się z Wojtkiem, czy kierować się w stronę uczelni. Postanowiła, że może sobie pozwolić na wolne i ruszyła do centrum miasta. Ciesząc się znajomym widokiem starówki przeszła się na przystań, gdzie mogła w spokoju zebrać myśli. O tej porze roku mało osób tam zaglądało. Usiadła na pobliskiej ławce. Niczemu specjalnie się nie przyglądała, raczej próbowała skupić wzrok na czymś obojętnym. Wydawało się jej, że czas stanął. Tymczasem po raz kolejny zaczęły bić dzwony w pobliskich kościołach i ratuszu, obwieszczając rozpoczęcie kolejnej godziny. Nagle jakiś cień przysłonił Beacie blade słońce. Gdy podniosła głowę ujrzała obcego mężczyznę. - Przepraszam, ale nurtuje mnie dlaczego tak piękna twarz ubrana jest w smutek. – zwrócił się do zaskoczonej dziewczyny, z wyraźnym zaciekawieniem w oku czekając na odpowiedź. Po chwili milczenia z jej strony, dodał - Proszę nie myśleć, że się narzucam. - Wcale tak nie myślę. – odpowiedziała wreszcie Beata ważąc w myślach, czy to dobry człowiek i warto z nim rozmawiać. - To świetnie. A czy mógłbym się przysiąść? - To nie moja ławka. - Fakt. Nazywam się Mateusz Kubicki. – uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę na przywitanie. Beata jednak odparła tylko: - Miło mi. - Hm, chyba coś poważnego trapi pani głowę. - Owszem. - Cóż, w takim razie, nie będę przeszkadzał. – powiedział i już zaczął się oddalać. - A czy ja powiedziałam, że mi pan przeszkadza? – szybko odparła Beata lekko poirytowana wmawianiem jej nieprawdziwych rzeczy oraz trochę zawiedziona faktem, że już sobie idzie i zapewne więcej go nie spotka. - No... nie. Na szczęście nie. To znaczy, że mogę spróbować panią pocieszyć? - Niby jak? - Cóż, moja w tym głowa. – powiedział uradowany - Może na początek się przejdziemy? - Pan jest stąd? - Tak. – Beata chwilę zastanawiała się, czy może jednak nie powinna odmówić, mężczyzna wydawał się jednak sympatycznym, dojrzałym człowiekiem. - Nie szkodzi spróbować. – odparła i ruszyli przed siebie. Mateusz sprawiał wrażenie „dobrego wujka”. Takiego, co pomoże, pocieszy, rozśmieszy. Beacie podobało się, że jakiś mężczyzna otoczył ją opieką zupełnie bezinteresownie. Starała się nie myśleć o jutrze a cieszyć chwilą obecną. - Nie zastanawiasz się kim jestem? – spytał, gdy wychodzili z cukierni, gdzie zaprosił Beatę na kawę i ciastko. - Nie. - Nie ciekawi Cię to zupełnie? - Nie. - Przecież jestem obcym, sporo starszym od Ciebie mężczyzną. - I co z tego? - No, jak to, co! - Oj daj spokój. Widzę, że jesteś normalnym facetem a nie jakimś zboczeńcem. Nie boję się Ciebie. To mi wystarcza. - Jesteś nieostrożna. - Może mi nie zależy? - Na czym? – spytał Mateusz, ale Beata zatrzymała się na chwilę, spojrzała w niebo i nie odwracając się do niego szepnęła: - Na niczym. - Jak to? - Nic już, chodź. Chcę zobaczyć, co grają w kinie, dawno nie byłam. - Dobrze. c.d.n.
  21. czyta się lekko i przyjemnie, jak poprzednie części, jednak wciąż mnie mdlą zdrobnienia... ale to osobisty uraz :)
  22. przeczytałam pierwszą część i tą, są kapitalne :) może to pytanie za milion było jakieś... no zbyt oklepane, ale już pomysł z humanistą Jasiem uroczy :)
  23. dziękuję bardzo za uwagi słono-gorzki zostaje mimo wszystko, omijanie miałam na początku, uznałam jednak, że wymijanie będzie dobitniejsze, jeszcze pomyślę... pozdrawiam serdecznie ps "czemu taki smutny" Agnes? czasem potrzeba i tak :)
  24. wstydliwym ranem szarpie słowa i drze sny nawet sznurówki dziś nie do pary nerwowym krokiem wymija pachnącą społeczność nie będzie sobą psuć głupiego obrazka potęga słońca ginie w dywanie po brzeg nasiąkniętym słono-gorzkimi prośbami o cud a tu nic jutro jak wczoraj przechodzi w dziś do obrzydzenia
  25. dzięki Jay :) ale jaki talent pedagogiczny? ja nic o tym nie wiem...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...