Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Koval_ZNowin

Użytkownicy
  • Postów

    1 515
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Koval_ZNowin

  1. nie mogę pojąć dlaczego biała skóra pokrywa się porostami stoi bez ruchu od pokoleń dzisiejszego i jutrzejszego we wczorajszym była jeszcze radosna ja też gdybym żył wspominałbym dobre czasy i biednych ludzi zbuntowanych i mających cele wśród dobrej muzyki kształtowali psychikę moja powtarza
  2. jego twarz wyglądała znajomo jakby była kogoś z kim spędziło się połowę życia jednak patrzył inaczej jakby zachwycał się po raz pierwszy na skałach lubił góry tam też spojrzał nie było niczego zastanawiali się oboje czy piekło czy mają za mało wyobraźni możliwe że tam się nie śpi
  3. nie wiem czy istnieją wesołe dziękuje i pozdrawiam serdecznie:)
  4. pakujesz walizkę jakby bez dna ostatnie lata przerośnięte swetry niepodopijane kubki z kawą dużo listów i ich nadawców nie zostawiasz niczego za czym byś tęsknił zabierasz ojczyznę z doświadczenia nagłych wydarzeń wiesz walizka nigdy się nie domknie tak jeszcze smutek
  5. bez niego podróż bez sensu, pozdrawiam serdecznie:)
  6. idę pod górę drogą której profil geologiczny przypomina smutną minę mijam tych którym już z górki mijam twarze których i tak nie zapamiętam po drugiej stronie tam gdzie cel data przeskoczyła o dwa dni ze wschodu na zachód zmienia się krajobraz i tak wrócę zapominałem zacząć
  7. myślę, że mnie pierwszą. bym jeszcze coś od siebie, ale nie mogę. fajnie się czytało. serdecznie - Jola. Ludzie skończą razem:) pozdrawiam serdecznie
  8. jeżeli w moich wierszach każda zgoła inna interpretacja będzie trafna wtedy będę się cieszył. Jak na razie cieszę się bardzo. Dziękuje i pozdrawiam serdecznie
  9. Absolutnie nie:) dziękuję za analizę i pozdrawiam serdecznie;)
  10. jest ciemno w końcu nauczyłem się chodzić po malowniczych chodnikach na których ludzie wytrawni zbyt bardzo nie mogą patrzą na mnie jakby chcieli zawinąć mnie w ten chodnik jestem ponad depcze po głowach w swoich powtarzając te same błędy warunki pokuty przyjeżdża dyliżans wywożą śmieci wśród błądzących mnie zabrali pierwszego
  11. dalej wierzymy zamazanym lustrom nie wiedząc jakie jest jutro nadchodzące od czasu do czasu zanim się zorientujemy bardziej tyjesz od samego myślenia od zachcianek i narzekań na kształty słońca rama zatonęła w kornikach jesteś taka sama
  12. bardziej się znałem niż lubiłem zapominać o istniejących chmurach serfowałaś po nich burzowomokrych ciesząc się że kaczki nie mają płetwy nagle spadałaś w dół stałem z ramionami ułożonymi w spadochron mówili że anioł że szczęście widziałem szarą codzienność dobrze być błaznem
  13. nie narzekam na deszcz w nim rodzą się słońca i tęcze dziś nad głowami zamiast dachów falują świecące olbrzymy paniczny strach paniczna pomoc paniczni gapiowie ze sterowanej odgórnie rzeki wystają tylko korony powodzianie wiedzą władze im nie pomogą
  14. bądź ze mną częściej mniej opaloną twarz od strony zachodniej przy niej najtrudniej odróżnić włosy od spadających liści noś częściej kolorowe imiona częściej będzie wiosna więcej starzenia się razem z dnia na dzień wycinając zbyt wczesne godziny nie zdążymy niczego popsuć
  15. dawne epitety kojarzyły się z oklaskami zwijaniem języka w trąbkę grała w nich cała orkiestra zakończone damskimi końcówkami fleksyjnie dominowały wśród gustów muzycznych najpiękniejsza była wiolonczela lubiła duety z cymbałami którym słoń na ucho nadepnął każdego lubiła za włosy
  16. pamiętam jak przygniotła nas zieleń traw nagle dotknęła zabliźnionych warg pociętych przy zdmuchiwaniu latawcy bałem się że po tym dłonie się nie zaciskają osobno byśmy zagłębiali się niżej do poziomu nieba jak było nie wiem nie żyłem to był mój pierwszy raz
  17. pamiętam jak przygniotła nas zieleń traw nagle dotknęła zabliźnionych warg pociętych przy zdmuchiwaniu latawcy bałem się że po tym dłonie się nie zaciskają osobno byśmy zagłębiali się niżej do poziomu nieba jak było nie wiem nie żyłem to był pierwszy raz
  18. widziałem chłopca zamiast taty oglądał kolorowe zdjęcia takie już wtedy były nie było dzieciństwa z obrotu sytuacji wymyślili je obcy ludzie pokazywali szeregi homologiczne wszystkich podobnych dom był obcy pusty garaż i ciągle naprawiany samochód nic z niego nie zostało
  19. obudziłem się za oknem rozpościerał się wiek dwudziesty pierwszy krajobraz monoteistycznych betonów które zabiły zieleń przez uduszenie odczuwam tęsknotę za koszeniem trawy i za cichym przeklinaniem chwastów dziś sam burmistrz zaparkował w naszych przydrożnych ogródkach przetrwały wojnę oprócz urbanizacji
  20. umieram wciąż na pamięć na tę nie groźną uleczalną chorobę może zapominam się modlić mówiąc do nich w języku którego nie rozumiem i zapominam że najłatwiej powiedzieć dzięki Bogu powierzyłem swoje małe piersi i uderzenia zegara wybijają wspólnie ostatnie godziny unosi się ciągłe wierzenie w niemożliwe w końcu jestem widzę faceta w okularach i moją mamę poród przebiegł bez komplikacji
  21. żyjemy w społeczeństwie wielkiej odwróconej piramidy gdzie sam szczyt wbija się w pozycji siedzącej udajemy zaskoczenie że jutro zawsze nadchodzi za późno prochy faraonów zostały połknięte z innymi chociaż oni też zawodowo nie bywali ludźmi trzymając dwa krańce świata próbuje zrobić pętle
  22. Dobrze trzymać się swojego wiec dziękuje:) pozdrawiam serdecznie
  23. lezę pod małym wozem tysiące oczu zagładą mi przez ramię tyle za mną ile żadne z nich nie pamięta budzę się nagle nie ma wygniecionej trawy wygasłe latarnie zapełniają się wstaje dostrzegam że wozy urosły i czarne dziury nasiąkły już deszczem upiłem się widokiem
×
×
  • Dodaj nową pozycję...