Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pedro Salazar

Użytkownicy
  • Postów

    279
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Pedro Salazar

  1. JAk pisałem pod poprzednia częscią, jest dobrze, ale trzeba by wprowdzic os co znów popchneło by akcję do przodu, bo ostanio ostro wychamowła. pzdr
  2. Mroczne i dobre. Morał: Nie podrywaj cudzych kobiet. ;) pzdr
  3. Już czytałem ten tekst (i skomentowałem) gdzie indziej. powiem wiec tylko, ze mi sie podobał i jest niełzy. pzdr
  4. Dopiero teraz moge tu wejśc i przywitac się. Faktycznie tekt byłby lepszy rozwinięty do tycch 10000 znaków. TEkst podoba mi sie, również ze wzgkledu na to ze jestem studenten etnologii, a jako takmi czuje obowiazek do zwalczania stereotypów.Szczególnie tych zwiazanych z narodowoscią, które są szczególnie niebezpieczne. pzdr
  5. Nastrojowe, jak większośc twoich tekstów. Sporo powtórzeń.
  6. Ciekawa kontynuacja, ale troche sie to rozwleka. powinno sie teraz wydarzyc coś co nakreciło by by troche akcje, która znów zwalnia. pzdr
  7. Temat może banalny choc nie do końca, ale liczy się wykonanie. A wykonanie jest bardzo dobre i tekst czyta się z przyjemnoscią.
  8. Odpowoedam dopiero teraz bo znów były problemy z logowaniem. Miło, że moje opowiadamie, które ma wrtośc właściwie tylko emocjonalną dla mnie samego spodobało się.
  9. Dobry debiut. "popiłu" - popiołu tylko to wysledziłem po zmianach.
  10. To opowiadanie siedziało mi w głowie od roku, dopiero wczoraj ubrałem je w słowa. .::. Było letnie, słoneczne popołudnie. Przez furtkę prowadząca na teren parafii Najśwętrzego Serca Jezusowego wszedł powoli wysoki mężczyzna w średnim wieku, Andrzej Ruszczyc. Miał na sobie idealnie skrojony garnitur i błyszczące, czarne buty. Przystanął i zamyślił się. Po co właściwie przyszedł w to miejsce, nie był tu od bardzo dawna. Chyba od pierwszej komunii. Księży też nie przyjmował, gdy chodzili „po kolędzie”. A teraz nagle po tylu latach coś w nim drgnęło i poczuł silną potrzebę pójścia do kościoła. Nie wiedział skąd się wzięła i początkowo nawet martwił się, że „coś z nim nie tak”. Wreszcie gdy stwierdził, ze dłużej nie wytrzyma postanowił usłuchać wewnętrznego głosu. Teraz szedł niepewnym krokiem po schodach. Był kłębkiem nerwów. Bał się, że zostanie rozpoznany przez jedną z osiedlowych dewotek jako ten co nigdy nie jest na mszy i staruszka „zrobi mu scenę”, jednak gdy przekroczył próg świątyni ogarnęło go niesamowite odprężenie. Natychmiast opuściły go wszystkie stresy, lęki, problemy i zmartwienia. Wewnątrz panował chłód i unosiła się mdła woń kadzideł. Zawsze mu to przeszkadzało gdy był mały, a teraz nawet nie zwrócił na to uwagi. W ławkach siedziało zaledwie kilka osób. Udał się do pierwszego rzędu i uklęknął na stopniu na przeciwko ołtarza. Spojrzał na mistrzowsko wyrzeźbioną w drewnie figurę Ukrzyżowanego Chrystusa, którego twarz emanowała wręcz, niesamowitym spokojem. Zaczął się modlić. Nie pamiętał już żadnej modlitwy, lecz słowa przychodziły do niego same. Modlił się długo. Potem siedział i wpatrywał się w Jezusa na krzyżu. Jego postać przynosiła mu ulgę i ukojenie. Głowa i ciało mężczyzny stawały się coraz lżejsze i po chwili nie czuł ich wcale, nie bał się jednak, choć wizerunek Chrystusa zamazywał się powoli, aż zniknął zupełnie. Nagle Andrzej znalazł się na ruchliwej ulicy jakiegoś starożytnego miasta. Domy były niskie, parterowe. Pomalowane w delikatne pastelowe barwy. Dokoła niego ludzie ubrani w długie białe szaty, gnali w wszystkich kierunkach pochłonięci swoimi sprawami. Niektórzy narzucone mieli na plecy i ramiona pasiate, długie narzuty. Jedni poganiali osły czy uginające się po ciężarem różnorodnych towarów dromadery. Inni dźwigali na barkach małe, puszyste baranki. Głośne okrzyki w różnych językach jeszcze bardziej pogłębiały panujący chaos. Zapach spalonej oliwy, czosnku i przypraw mieszał się z wielbłądzim smrodem. W oddali rozległ się krzyk, który zagłuszył wszystkie inne. Tłum na ulicy rozstąpił się gwałtownie ustępując miejsca oddziałowi rzymskich żołnierzy. Szli oni całą szerokością drogi, a pomiędzy nimi kroczył powoli wysoki, szczupły mężczyzna. Jego plecy uginały się pod ciężarem grubej belki. Ubrany był w białą szatę, taką samą, jak większość z przechodniów, dodatkowo okrywał Go długi, szkarłatny płaszcz. Ruszczyc wpatrywał się w twarz nieznajomego i ku swemu zdumieniu rozpoznał w Nim człowieka z figury w kościele. Długie włosy oblepiały twarz nieszczęśnika, na którą skapywała krew sącząca się ze skroni poranionych naciśniętym na nie wieńcem z kolczastych pędów. Malował się na niej nieskończony ból i cierpienie. Za pochodem szedł olbrzymi tłum gapiów. Andrzej dołączył no nich i ruszył w górę ulicy, która zaczęła piąć się do góry. W oddali widniało wielkie, nagie wzniesienie. Człowiek niosący krzyż potknął się kilkakrotnie i za każdym razem, strażnicy nie szczędzili Mu uderzeń bata. Ruszczyc patrzył się na to wszystko z przerażaniem. Zastanawiał się czemu tak męczą tego człowieka. Kilka razy próbował przebić się przez tłum, coś krzyknąć, ale nie udało mu się. Ludzie szli zwartą grupa i nawet na niego nie spojrzeli. Wreszcie doszli na górę, gdzie czekało już dwóch innych skazańców. Męczennik rzucił na ziemię dźwigany ciężar, został odarty z odzienia i pozostawiono jedynie opaskę na Jego biodrach. Żołnierze sprawnie połączyli dwie części każdego z krzyży. Położyli na nich wszystkich trzech mężczyzn. Jeden z oprawców ujął w rękę trzy grube gwoździe i duży młot. Długowłosy mężczyzna był tak otępiały z wycieńczenia, że nie reagował na to co z nim robiono. Nagle jednak poderwał się i wydał z siebie nieludzki krzyk. Pierwszy ćwiek zagłębił się w jego ciało powodując przeraźliwy ból. Krzyczał jeszcze długo, a Jego głos roznosił się echem po okolicy. Wreszcie gdy krzyż został już podniesiony, umilkł. Cierpienie nie zmalało, lecz był już zbyt osłabiony upływam krwi, która obficie spływała z pod gwoździ. Tak samo postąpiono z pozostałą dwójką. U stóp ukoronowanego cierniem mężczyzny stanęły dwie kobiety i mężczyzna. Niewiasty płakały, a ich towarzysz z trudem się opanowywał łzy cisnące się do jego oczu. Ruszczyc podchodził coraz bliżej i bliżej, aż znalazł się przy wyżej opisanej grupce. Nikt go nie zatrzymywał, ani nie zwracał na niego uwagi. I wtedy ukrzyżowany uniósł głowę, która jeszcze przed chwilą bezwładnie spoczywała na Jego ramieniu. Spojrzał na Andrzeja niesamowitym, przeszywającym na wylot wzrokiem i przemówił: - Pójdź za mną. Jego spieczone, popękane usta nie poruszyły się, ale Ruszczyc słyszał Go. Wypowiedział On tylko trzy słowa, ale była w nich taka siła, że Andrzej padł ma twarz i zdołał tylko szepnąć: - Pan mój i Bóg mój. Leżał tak długo, aż mężczyznę z cierniami zdjęto na ziemię i odniesiono do grobu. Leżał i nie wstał nawet wtedy gdy nad okolicą zapadł zmrok i zapanowało przenikliwe zimno. Nad parafią Najśwętrzego Serca wstał nowy dzień. Kościelny, który czynił przygotowania przed poranną mszą odnalazł zwłoki mężczyzny w eleganckim garniturze.
  11. Robert C. pise horrory w części dla zaawansownych. polecam jego opowiadania. Ale NIE NA NOC.
  12. niezłe. naprade silnie przemawia. narazie tyle jutro troche wiecej napise.
  13. Przeczytałe wszystkie trzy czesci. I stwierdziłem, ze czas sie wypowiedzic.. Chciałem ogarnąć cłaośc. opowidanie czyta sie naprawde dobrze. Lekko i przyjemnie, przyczym nie brak w nim lekkiego napiecia i emocji. Idealne proporcje pozwalają na płynna lekture. Mam mała propozycje. Bez skojażeń chodzi tylko o tekst ;). "- A jeśli chodzi o stare sprawy... - wiedziałam, do czego zmierza. Przerwałam zdecydowanym gestem. - Daj spokój. Zamknięty rozdział. - Jasne - skinął pojednawczo i ciągnął dalej - gdybyś jednak chciała... Spiorunowałam go wzrokiem. - Jak będę chciała, to dam ci znać. Obiecuję. Teraz mam inne sprawy na głowie. Bierzmy się za ten obiad." Tu mozna cos zmienic. NArzaie nie mówuie co, jestem ciekawy czy sie domyslisz. pozdrawiam
  14. Słonecznie i pogodnie. Bardzo miła miniaturka. Al ja nie przepadam za słońcem bo oczy mam wrażliwe na silne swiatło.
  15. Nie do końca rozumiem jkai miałaś cel i co to własciwie jest. Wide tu jakiś urywek z zycia biura. Nie ma jednak ani początku ani końca, jest to jakby wyrwane z czegos dłóższego. A takie sztuczne wycięte kawałki na ogoł nie mogą egzystowac bez reszty. "doniczkowego kwiata." czyba kwiat !!! Jesli chcesz przedstawic jakąs sytuacje i luidzi to tylko w diaogach używach charkterystycznego dla nich słownictwa. Opisy są twoje i powinny pochodzic tylko od ciebie. A jak wywniokowałem to ty jesteś narratorką.
  16. Niezła kontynuacja, choć wciaż nie rozumien tytułu. "zaprowadzili snującą się na nogach dziewczynę do karetki." chyba "słaniającą." "Kwadranse ciągnęły się Mateuszowi niczym ser z gorącej pizzy" Skojażenie dosc trafne, ale jakos nie pasuje mi do reszty opowidania, które utrzymane jest w tonie dość poważnym, nie żartobliwym. Pisz dalej i nie kończ happyendem, bo to rzadko dobrze wypada. Przynajmniej wedłóg mnie.
  17. Zakończenie, którego nie powstydziłby się, Robert C. Przerażajace. Chyba przestane kożystac z lustra. Tylko ten drobiazg wyłowiłem. "Już w przedpokoju zrzucała część garderoby, a w sypialni //rozbierał// się do naga." pozdr
  18. Utwór ma wydźwięk bardzo osobisty i stad ta moja uwaga. A żadnych pretensji przecie ni mam.
  19. To niezły pomysł. Troche rewolucji sie przyda. To tez ma sens. "Grupę trzymająca władze" tworzyli by : ludzie z najwiekrzą liczba punktów + moderatorzy+administartor.
  20. CZyli jaki w końcu jeste limit. Nie miałem pojecia. że sa dwa różne.
  21. Genialnie straszne. Skojażyło mi się z opwiadaniem Sapkowskiego "Muzykańci"
  22. NAprawde doskonała recenzja. Wyciagnęłas z opowiadań Rutkowskiegio to co w nich nistotniejsze, ich esencje. Koniecznie musze poszukać książki w ksiegarni.
  23. JA tam nie jestem złosliwy, nawet w stosunku dla tych, którzy sa złośliwi w stosunku do mnie. Jesli mialbym złosliwe umrzec to rzucił bym się pod koła samochodu prowadzonego przez mojego wroga. Nie wydostałby sie z tego bagna sądowo-policyjnego przez wiele lat. A moze nawet trafił by do wiezienia. ;)))
  24. Dodąlem niedawno koment, a dziewczyna raczej nie jestem ;)).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...